Recenzja filmu

Babygirl (2024)
Halina Reijn
Nicole Kidman
Harris Dickinson

Po mleku tylko niesmak

Wiesz, co mnie frustruje? Gdy film zapowiada się świetnie, ma genialną obsadę, intrygującą tematykę, a potem… nagle zaczyna tonąć we własnej pretensjonalności. "Babygirl" miał być jednym z tych
Wiesz, co mnie frustruje? Gdy film zapowiada się świetnie, ma genialną obsadę, intrygującą tematykę, a potem… nagle zaczyna tonąć we własnej pretensjonalności. "Babygirl" miał być jednym z tych odważnych, intensywnych filmów o pragnieniach, granicach i władzy. I przez chwilę naprawdę myślałem, że taki będzie. Pierwsze pół godziny buduje napięcie jak dobrze skonstruowany thriller psychologiczny. Nicole Kidman wchodzi w rolę Romy Mathis z taką precyzją, że czuć w niej nie tylko siłę, ale i drżenie pod powierzchnią – jakby każda decyzja była na skraju przepaści. Ale im dalej w historię, tym bardziej coś zaczyna się rozjeżdżać.

Romy to CEO dużej firmy technologicznej, kobieta, która teoretycznie ma wszystko pod kontrolą – karierę, życie rodzinne, wizerunek. Ma męża, dorastające córki, piękny dom. I oczywiście, jak w takich historiach bywa, pod tą fasadą kryje się pustka. Gdy pojawia się Samuel (Harris Dickinson), młody i tajemniczy stażysta, wprowadza do jej świata element chaosu. Ich relacja od początku jest pełna napięcia, ale to napięcie nie prowadzi w żadnym konkretnym kierunku. To nie jest klasyczny romans ani thriller, choć momentami film próbuje być jednym i drugim. Problem w tym, że zamiast pogłębiać psychologię postaci, opiera się na atmosferze – spojrzeniach, subtelnych gestach, powolnym budowaniu erotycznego napięcia, które niestety nigdzie nie prowadzi.


Samuel to postać, która miała być wielką tajemnicą – młody mężczyzna, który przyciąga do siebie doświadczoną kobietę, igra z granicami władzy i kontroli. Ale Dickinson, choć wizualnie pasuje do roli, nie wnosi do niej nic, co czyniłoby tę relację naprawdę przekonującą. Nie wiadomo, co tak naprawdę go napędza – czy chodzi o pożądanie, manipulację, chęć władzy? Jego postać jest jak pusty ekran, na który widz może sobie rzucać własne interpretacje, ale sam film niewiele nam mówi. W efekcie jego interakcje z Romy zamiast fascynować, zaczynają wydawać się mechaniczne.

Reżyserka Halina Reijn ewidentnie chce grać na prowokacji – są tu odważne sceny, piękne, chłodne kadry, napięcie między bohaterami, ale w pewnym momencie zaczyna to przypominać bardziej wyreżyserowaną sesję zdjęciową niż historię z prawdziwymi emocjami. Wszystko jest dopieszczone, ale brakuje prawdziwego chaosu, tej iskry, która sprawiłaby, że film nie tylko wygląda świetnie, ale też czujemy go w trzewiach.

I wtedy przychodzi scena z mlekiem. Tak, ta słynna scena, o której pewnie już słyszałeś, bo stała się wiralowym momentem w mediach społecznościowych. Romy pije mleko, powoli, intensywnie, jakby to miało być coś więcej niż tylko napój. I może faktycznie miało być – gest na granicy dziecięcej niewinności i seksualnego podtekstu, znak jej przemiany. Ale dla mnie było to po prostu przesadnie wymuszone. Film w tej scenie woła do widza: „Patrz, jak bardzo to jest symboliczne!”, ale zamiast rzeczywistego znaczenia, dostajemy coś, co wydaje się stworzone tylko po to, żeby wywołać dyskusję.


Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, jakby "Babygirl" było kompletną klapą. Nie jest. Nicole Kidman jest fantastyczna – potrafi zagrać kobiecą siłę i kruchość w jednym spojrzeniu, a jej postać jest naprawdę ciekawa. Problem w tym, że film obiecuje więcej, niż finalnie dostarcza. Chce być odważny i prowokacyjny, ale jego historia nie daje nam nic, czego już wcześniej nie widzieliśmy – i to w bardziej dopracowanej formie.

Czy warto obejrzeć? Jeśli lubisz filmy o skomplikowanych relacjach i masz słabość do Kidman – pewnie tak. Ale jeśli szukasz historii, która poruszy cię do głębi, sprawi, że będziesz o niej myśleć jeszcze długo po napisach końcowych… może lepiej poszukać czegoś innego.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Babygirl
O kobietach takich jak bohaterka "Babygirl" Haliny Reijn ("Bodies Bodies Bodies") mówi się "have it all"... czytaj więcej