Recenzja wyd. DVD filmu

Cronos (1993)
Guillermo del Toro
Claudio Brook
Ron Perlman

Nieśmiertelność nie radość

Każdy wielki kiedyś zaczynał od czegoś małego: Johnny Depp od drugoplanowej rólki w "Koszmarze z ulicy Wiązów", John Williams od skromnego albumu do "My gun is quick", a Guillermo del Toro od
Każdy wielki kiedyś zaczynał od czegoś małego: Johnny Depp od drugoplanowej rólki w "Koszmarze z ulicy Wiązów", John Williams od skromnego albumu do "My gun is quick", a Guillermo del Toro od scenariusza do mało znanego horroru "Cronos". Aż trudno uwierzyć, że ten meksykański reżyser, twórca takich hitów jak nominowany do Oscara "Labirynt fauna" czy ekranizacji przebojowego komiksu Mike'a Mignoli, "Hellboy", znany z zamiłowania do przepychu w scenografii, kostiumach i efektach specjalnych, mnogości wątków i tajemnic, a wreszcie do opowiadania prawdziwie epickich historii, stworzył tak klaustrofobiczny i ubogi film. "Cronos" to historia sędziwego antykwariusza, Jesusa Grisa (Federico Luppi), który wchodzi w posiadanie pewnego tajemniczego artefaktu. Zrobiony ze złota, przypominający wyglądem skarabeusza mechanizm zbudował żyjący w XVI wieku alchemik, aby uwięzić w nim owada rodem z mitów, którego jad zapewnia nieśmiertelność w zamian za pożywienie się od czasu do czasu krwią właściciela ów niebezpiecznej "zabawki". Kiedy główny bohater daje się przez przypadek ukąsić po raz pierwszy, od razu zauważa zmiany: czuje się młodzieńczo i rześko, a z jego starej twarzy ubywa zmarszczek. Szybko jednak zaczyna łaknąć ludzkiej krwi, co go przeraża, ale i fascynuje. Jak to jednak zwykle bywa, ktoś jeszcze pragnie mieć tytułowego Cronosa w swoich rękach, co nieuchronnie prowadzi obie zainteresowane strony do tragedii. Film, będący przecież horrorem, nie straszy, ani - jak to często robią współczesne produkcje - nie obrzydza widza ani razu. Dostajemy niestety historię nudną, bez polotu, ubogą w środki ekspresji, mało klimatyczną i z niewykorzystanym potencjałem. Jako dramat sprawdziłaby się świetnie, ale reżyser z pewnością chciał nakręcić straszną baśń nie-dla-dzieci. "Cronosa" można traktować jako kolejny film o wampirach. I chociaż właściwa nazwa tych krwiopijców w produkcji nie pada, kimże jest żywiący się osoczem żywy trup, któremu szkodzi światło dzienne, a zabija tylko przebicie serca? Oryginalne w kreacji antykwariusza będącego pod działaniem wynalazku, którego nie powstydziłby się żaden szanujący się alchemik, jest to, że pod jego schodzącą płatami, zniszczoną skórą, znajduje się nowa, biaława niczym ciało larwy i pomarszczona. Taka zmiana skóry jest właściwa raczej wężom, nie owadom, o których jest mowa w filmie i które schorowany, umierający milioner Dieter de la Guardia, antagonista głównego bohatera, stawia na równi z Bogiem. Bohaterów można policzyć na palcach jednej ręki. Antykwariusz budzi jednak sympatię u widza, nawet kiedy staje się nieumarłym, a jego wnuczka nadal widzi w nim tylko ukochanego dziadka, towarzysza zabaw, nauczyciela i opiekuna. Inaczej jest w przypadku "tych złych", czyli przedstawicieli familii de la Guardia, a zwłaszcza chciwego, egoistycznego i brutalnego Angela granego przez Rona Perlmana, który jak nic jest godny potępienia. Chociaż "Cronos" wyróżnia się na tle hollywoodzkich produkcji, nie jest to jego zaleta. Trudno jest sobie wyobrazić, jak del Toro od tak słabego filmu doszedł do niesamowitego, pięknego "Labiryntu fauna" czy pełnego akcji "Blade'a: Wiecznego łowcy II". Jego pierwszy scenariusz i nakręcony na jego podstawie horror prezentują naprawdę niski poziom i moim zdaniem to cud, że ktoś wyłożył pieniądze na powstanie tej produkcji. Myślę jednak, że ten gniot był potrzebny del Toro, żeby mógł wystartować ze swoją filmową karierą. Złe miłego początki, jak można by rzec, przekręcając znane przysłowie. To przy "Cronosie" reżyser poznał Perlmana, swojego przyszłego Hellboya, a tworząc postać cichej i rezolutniej wnuczki antykwariusza, Aurory, "wrócił" po nią kilkanaście lat później i uczynił główną bohaterką "Labiryntu fauna". Trudno powiedzieć, komu polecić (i czy w ogóle to robić) ten horror. Fani współczesnego kina grozy, do których się zaliczam, chociaż chętnie sięgam też po klasykę gatunku, będą na pewno rozczarowani. Ci jednak, którzy decydowanie bardziej wolą kameralne, niszowe produkcje, powinni być zadowoleni. Pan Bartłomiej Paszylk w swojej książce "Leksykon filmowego horroru" (Instytut Wydawniczy Latarnik, 2006) napisał, że "Cronos" ma zbyt dużo usterek, ale jest dobrym i ważnym dla kina grozy filmem; dla mnie produkcja jest jedną wielką usterką, nie wnoszącą niestety nic interesujące do świata horrorów. Naprawdę chciałabym film ocenić nieco wyżej, ale za samo nazwisko jednego z moich ulubionych reżyserów nie mogłam dać kilku oczek więcej. Dodam jeszcze, że bawi mnie okładka DVD z filmem: seksowny, kobiecy dekolt z Cronosem na piersi. Konia z rzędem temu, kto powie mi, jak ta piękność ma się do nieudanego debiutu scenopisarskiego pana del Toro
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones