Gdy Louis Hamilton zdecydował się na ten film, to zmontował ekipę lepszą niż Ferrari. Stary wyga - Brad Pitt, młoda krew - Damson Idris i aspirujący reżyser - Joseph Kosinski.
Film reżysera Top Gun: Maverick, to nie tylko powtarzane i wypisywane hasło marketingowe, ale również obietnica, że poznamy historię która zafascynuje nie tylko fanów wyścigów. Gdy Tony Scott zaprezentował światu zaawansowane widowisko, które poruszyło wszystkich, dzięki efektom wizualnym - wyjątkowym jak na czasy w których powstało, udało mu się osiągnąć nieprawdopodobne zainteresowanie tematu z pozoru niszowym. 36 lat po premierze Top Gun'a nowy reżyser osiągnął dokładnie ten sam efekt i najwyraźniej nie było to jednorazowe , ponieważ Joseph Kosinski w swoim nowym filmie udowadnia, że ma dar przekazywania tematów niepozornych w spektakularny sposób.
Warner Bros. Entertainment Inc.
Scott Garfield
Siadając w fotelu kinowym można było poczuć się jak w bolidzie, w którym Sonny Hayes (Brad Pitt) czuł jak ryba w wodzie, ale to było 30 lat temu. Teraz, na prośbę swojego starego przeciwnika, lecz zarazem przyjaciela Ruben’a Cervantes’a (Javier Bardem), powraca do gry w najpopularniejszych wyścigach na świecie - F1. (Na pierwszy rzut oka) Samolubny Sonny mierzy się ze słabym czasem, który osiągnął młody kierowca zespołu APXGP - Joshua Pearce (Damson Idris). Pomimo niezwykłych starań nie wychodzi mu to najlepiej, ale zostaje w drużynie jako drugi kierowca. Następnie spotykamy się z serią starć pomiędzy Hayes'em, a Pearce'm, które powodują ich nie najlepsze wyniki, a nawet zniszczenie bolidu. Podczas konferencji prasowej Hayes pokazuje jaką jest medialną bestią - olewa pytania dziennikarzy, które spływają po nim niczym pot po jego czole, gdy pędzi 300 km/h.
Zespół stojący na skraju bankructwa odbija się dopiero, gdy Sonny zaczyna myśleć nieszablonowo i wykorzystywać zagrania na granicy prawa, aby wypromować swojego partnera. Wtedy dostrzegamy prawdziwą współpracę i działalność, która może przynieść sukces. Motywuje to całą drużynę to spięcia pośladków i walki do końca, dzięki czemu postoje w pit-stopie nie trwają jak w Ferrari 8 sekund, lecz 2. Zmotywowana drużyna Apex GP wierzy w możliwość zwycięstwa, gdy Pearce na ostatniej prostej, zamiast posłuchać rady Hayesa, próbuje wyprzedzić Verstappen'a zbyt wcześnie i wpada w poślizg. I teraz to dla czego ogląda się Formułę 1 - katastrofa, fikołki, zniszczenie i ogień. Wtedy sukcesy przemieniają się ponownie w porażki i znowu spadamy na sam dół tabeli. Podczas, gdy Joshua odpoczywa w szpitalu, Sonny mierzy się z wyzwaniami na torze we współpracy z kierowcą rezerwowym. Udaje mu się odrobić straty i wyciągnąć strategię zespołu, tak aby posiadali wyższe miejsca startowe. Jednak, czy uda mu się ponownie nawiązać współpracę z Pearcem? Jak powiedzie się współpraca Sonny’ego z konstruktorką bolidów? Czy zespół zostanie sprzedany, a może odbije się od dna?
Te pytania to właściwie niewiele treści, która może zaciekawić do obejrzenia tej produkcji, jednak nie brzmią porywająco. Nic dziwnego, bo fabuła filmu nie szaleje, lecz jest prosta i przewidywalna, jak przejazd techniczny przed wyścigiem. Jak wiadomo młody musi się kłócić ze starym. Poza tym co by to był za film, gdyby jakaś kobieta nie wypowiedziała najbardziej kłamliwych słów - Nie romansuje w pracy - to wypowiedziane w twarz Brada Pitta brzmi jak totalny żart, co potwierdza następna scena. Temperatura i dialogi są zbudowane w taki sposób, że da się przewidzieć co się za chwilę stanie. Trochę tak jakby obok nas w kinie siedziała osoba komentująca to co dzieje się na ekranie i wypowiadała co się stanie za chwilę, bo widziała już ten film, ale ci którzy go nie widzieli wiedzą dokładnie to samo. Cała magia filmu opiera się na montażu, zdjęciach, muzyce i dźwięku, który idealnie działa w technologii IMAX. Pisząc to krótkie streszczenie treści filmu właściwie przedstawiłem cały jego sens, ale mimo tego nadal warto go zobaczyć, ponieważ mamy do czyniania z produkcją, którą ogląda się dla widowiska, a nie dla fabuły.
Lewis Hamilton, Max Verstappen i spektakularne wypadki - to cała wiedza o formule jaką posiadałem zaczynając seans, a dał mi on naprawdę wiele wyjątkowych przeżyć. Kosinski potrafi zaczarować widza w taki sposób, że całkowicie nieznany temat, który wydaje się być przeznaczony tylko dla wąskiej grupy fanatyków staje się idealną powierzchnią do jazdy z wysokimi prędkościami. Wykorzystuje mnóstwo ciekawych zabiegów, pokazuje działanie całego zespołu F1, jak powstają bolidy, jak wyglądają treningi, jakie mogą być strategie w tym sporcie. To wszystko wydaje się być bardzo szczegółową wiedzą, która zachwyci tylko tych, którzy znają już wszystkie podstawy. Pozory mylą, bo wizja tego jak wygląda taki wyścig (pomimo braku oglądania, ani jednego) jest tak zaprezentowana, że wbija w fotel i czujemy się jakbyśmy to my siedzieli w bolidzie, pędząc w rajdzie w Abu Dhabi (lub w innej z dziewięciu lokacji).
Warner Bros. Entertainment Inc.
Dobór obsady jest udany, gorzej z ich możliwościami. Widać, że Kosinski stawiający na widowisko we współpracy ze scenarzystą ograniczają możliwości gry dobrych aktorów. Jak można się domyślić Brad Pitt balansujący na granicy życia i śmierci, ze swoją nieograniczoną potrzebą doznawania adrenaliny spisuje się świetnie, ale brakuje większych możliwości na interakcję ze swoim protegowanym Damson’em Idris’em. Drobne sprzeczki, a następnie ckliwe uwagi to trochę za mało na możliwości tego duetu. Mamy do czynienia ze starym wyjadaczem, który wypada świetnie od lat oraz z utalentowanym, wybijającym się młodzieńcem, dlaczego nie było tu jakiegoś pierdolnięcia, w końcu to miał być dramat. Dobrze oddane natomiast są emocje ekipy APXGP, którzy pojawiając się gdzieś w tle pozwalają nam dołączyć do nich podczas przeżywania wygranych i przegranych wyścigów. Ktoś dobrze pokierował statystami, albo przeprowadził wybitną rekrutację.
IMAX - warto. Kino - warto. Kino domowe - warto. Warto wszędzie gdzie będzie się dało przeżyć te efekty wizualne i emocje przepływające przez kierowcę bolidu pędzącego przy kole Max’a Verstappen’a. Nie odda tego seans na telefonie (nawet na Iphone’ach, z funkcją wibracji - jak w zwiastunie). Warto pochwalić fakt, że ekipa filmowa wystawiła swój zespół podczas kilku rajdów i ujęcia wykonywane do filmu to często fragmenty prawdziwych wyścigów. Również doceniłbym naukę aktorów pod okiem producenta - Lewis’a Hamilton’a, który zadbał o prawdziwość w tym filmie i pokazał jak prowadzi się z taką prędkością (nie jest to Tom Cruise skaczący między samolotami, ale robi wrażenie). To zdecydowanie blockbuster, który pochłonął ogromny budżet, ale trudno byłoby osiągnąć takie efekty wizualne oraz zaprezentować takie szczegóły i technikalia bez wielkich kwot. Poza tym jest w tym filmie główny powód oglądania wyścigów F1 - wypadki - których zdarzyło się kilka na ekranie. Zastanawiam się tylko o czym będzie kolejny film Joseph’a Kosinski’ego …