Recenzja filmu

Inwazja porywaczy ciał (1956)
Don Siegel
Dana Wynter
Kevin McCarthy

Smutna przyszłość

Lata 50-te to w amerykańskim kinie czas rozkwitu fantastyki naukowej. Powszechnie uważa się, że to nagłe zainteresowanie zjawiskami nadprzyrodzonymi i obcymi galaktykami spowodowane było
Lata 50-te to w amerykańskim kinie czas rozkwitu fantastyki naukowej. Powszechnie uważa się, że to nagłe zainteresowanie zjawiskami nadprzyrodzonymi i obcymi galaktykami spowodowane było nabierającym rozpędu wyścigiem zbrojeń, w którym brały udział Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Budzące niepokój historie określane mianem science-fiction kryły w sobie zawoalowane lęki społeczeństwa żyjącego w cieniu zagrożenia zagładą atomową. Była to także dekada rosnącego zainteresowania zagadnieniem życia pozaziemskiego (w angielskim "extra-terrestrial"). W końcu w 1947 roku doszło do osławionej katastrofy domniemanego pojazdu kosmicznego, coraz częstsze stawały się także pogłoski o widzianych na niebie tajemniczych obiektach, które często identyfikowano jako UFO. Nic dziwnego, że kino także zaczęło zadawać pytania o to, kim są ewentualni przybysze z obcych planet i jaki mieliby mieć interes na Ziemi.

Podstawą scenariusza filmu Dona Siegela była powieść Jacka Finneya, która opowiadała o inwazji nieznanej formy życia tworzącej duplikaty ludzkich istot. Powstałe w ten sposób byty są pozbawionymi uczuć i emocji skorupami. Podmiana rozpoczyna się od małego miasteczka Mill Valley, docelowo chodzi jednak o zapełnienie sobowtórami całej planety. Film idzie tym samym tropem, pytając o istotę człowieczeństwa i przestrzegając przed postępującą znieczulicą. Dziś uważany jest on za jeden z najlepszych obrazów nurtu, doczekał się także kilku mniej lub bardziej jawnych remake'ów, z których za najbardziej udany uznać należy równie głośną wersję Philipa Kaufmana z 1978 roku. Wyjątkowy status tej skromnej produkcji potwierdza ciągłe jego powracanie w rozmaitych zestawieniach, jak też zaliczenie filmu do listy tytułów przechowywanych w amerykańskiej Bibliotece Kongresu w ramach tzw. National Film Registry.

"Inwazja porywaczy ciał" posiada także tę cenną właściwość, że oglądana po przeszło pół wieku od jej powstania wciąż budzi żywe emocje. Począwszy od pierwszych scen aż po finał dzieło Siegela cały czas trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. W przeciwieństwie do większości tego typu pozycji z okresu "Inwazja..." nie budzi niezamierzonego śmiechu zastosowanymi w niej efektami, gdyż te ograniczone zostały do minimum. Na pierwszym miejscu postawiona została treść i skrupulatnie skonstruowana akcja, a nie ulegające szybkiemu przewartościowaniu nowinki techniczne. Rzecz jest też bardzo dobrze zagrana, co tylko wzmacnia intensywność przeżywania całego seansu. Świetny jest Kevin McCarthy jako główny bohater, doktor Miles Benell, który za wszelką cenę pragnie powstrzymać zataczającą coraz szersze kręgi kosmiczną "zarazę". Kroku nie ustępuje mu także większość odtwórców.

Film późniejszego twórcy "Brudnego Harry'ego" spełnia wszystkie wymogi inteligentnego science-fiction. Zgodnie z przeznaczeniem pierwotnym tego gatunku (zarówno literackiego, jak filmowego) mówi przede wszystkim o bolączkach i kondycji współczesnego człowieka, używając do tego atrakcyjnej formy "nie z tego świata". Szkoda, że w dobie kina trzech wymiarów na tego typu głębsze podejście do fantastyki nie można już za bardzo liczyć. Science-fiction, które miało mówić o teraźniejszości poprzez pryzmat przyszłości, stało się przeszłością.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones