Recenzja filmu

Jack Reacher: Nigdy nie wracaj (2016)
Edward Zwick
Tom Cruise
Cobie Smulders

Lepsze jutro było wczoraj

Pozbawiona większych zgrzytów, ale zaledwie poprawnie stworzona kontynuacja przygód Jacka Reachera robi wrażenie filmu zrealizowanego dekadę temu. Dziesięć lat w kinie sensacyjnym to za mało, by
Jak zepsuć dobrze zapowiadającą się serię o współczesnym kowboju? Już w sequelu zekranizować jedną z ostatnich części powieściowego cyklu. "Jack Reacher: Jednym strzałem" przybliżył szerszej publiczności postać wymyśloną przez Lee Childa - byłego majora wojskowej żandarmerii, który najciekawszych zleceń podejmuje się dopiero po wystąpieniu ze służby w wieku 36 lat. Jako wolny strzelec sam decyduje, czym się zająć, choć często pomaga mu przypadek - o który nietrudno, gdy prowadzi się żywot nie przywiązanego do niczego włóczęgi, podróżującego od miasta do miasta. Ledwie zdążyliśmy rozsmakować się w wyraźnie zarysowanej postaci Reachera, której Tomowi Cruise’owi udało się nie popsuć, mimo aparycji pozornie zupełnie nie pasującej do roli przypakowanego twardziela - a już musimy mierzyć się z jego zmęczonym wcieleniem.     


Zupełnie niezrozumiała jest dla mnie decyzja twórców, żeby wziąć się właśnie za ten epizod z życia byłego majora. Na każdym kroku wyraźnie czuć, że to opowieść wyjęta ze środka serii - bez początku i końca. Nie dowiemy się, dlaczego spotkanie z byłą współpracowniczką, Susan Turner (Cobie Smulders), jest dla obojga tak ważne i od dawna wyczekiwane. Słabo zarysowany prolog rzuca długi cień na całą dramaturgię filmu, niestety nie pozostaje jedynym scenariuszowym mankamentem. Reacher chce uwolnić z więzienia Susan; pragnąc dociec, kto stoi za śmiercią wysłanych przez nią do Afganistanu oficerów - została ona bowiem aresztowana pod zarzutem kradzieży tajnych informacji. Działając wspólnie odkryją oczywiście zakrojony na szeroką skalę spisek, w który zamieszane są wysoko postawione w armii osoby. Niestety "Nigdy nie wracaj" jest zaprzeczeniem wszystkich mocnych elementów pierwszej odsłony serii. Sensacyjna intryga zawiązuje się pośpiesznie i skrótowo, a twórcy próbują wywołać w widzu dreszczyk emocji tanim kosztem - rozbuchanymi scenami akcji, które nie są nawet w połowie tak ciekawie zaaranżowane, jak te kameralne i minimalistyczne w "Jednym strzałem".

Reżyser Edward Zwick bardziej niż na śledztwie skupił się na osobistej historii Reachera, ale nie miał pomysłu, jak poprowadzić psychologiczne wątki. W efekcie dramat rodzinny wypada blado i nieprzekonująco. Cruise wcześniej sprawdził się w roli zimnego wojskowego twardziela, który tak samo sprawnie pojedynkuje się na pięści jak na słowa. W "Nigdy nie wracaj" akcenty zostały rozłożone tak, że Jack wygląda raczej na znudzonego zaistniałą sytuacją rodzinną niż targanego wątpliwościami faceta, który nagle odkrył, że poza pracą istnieje jeszcze coś takiego jak życie prywatne. Rezultatem karkołomnych usiłowań dramatyzacji jest osłabienie jego cech dystynktywnych. Jedyne co zostało ze "starego" Reachera, to traktowanie kobiet w iście anty-bondowskim stylu - profesjonalnie, z szacunkiem i bez cienia sentymentu. Postacie kobiece to zresztą najmocniejszy punkt filmu. Susan Turner jest kobiecym wcieleniem Reachera i przyćmiewa go za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Niewychodzącego ani na chwilę ze swej strefy komfortu Jacka spycha na drugi plan nawet krnąbrna nastolatka, która zjawia się niespodziewanie w życiu wojskowych "detektywów", zmuszając ich do bardziej ludzkich, rodzicielskich zachowań.


Czasem naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, że Zwick bardzo chciał zrobić melodramat, ale akurat jedyne wolne miejsca na reżyserskich stołkach zostały na planach akcyjniaków, więc z bólem serca, zajął jedno z nich i w duchu postanowił zrobić na złość producentom (i widzom). Pozbawiona większych zgrzytów, ale zaledwie poprawnie stworzona kontynuacja przygód Jacka Reachera robi wrażenie filmu zrealizowanego dekadę temu. Dziesięć lat w kinie sensacyjnym to za mało, by pokryć się szlachetną retro-patyną, ale wystarczająco dużo, by korzystać ze środków, jakich obecnie raczej się unika. Obawiam się, że tytuł sequela może okazać się dla serii proroczy.
1 10
Moja ocena:
5
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones