Recenzja filmu

Jestem legendą (2007)
Francis Lawrence
Will Smith
Alice Braga

Człowiek - legenda

Reżyserem kolejnego filmu akcji z Willem Smithem w roli głównej nie jest człowiek z ogromnym stażem w tym zawodzie. Francis Lawrence – bo o nim mowa, ma na swoim koncie (oprócz kilku wideoklipów
Reżyserem kolejnego filmu akcji z Willem Smithem w roli głównej nie jest człowiek z ogromnym stażem w tym zawodzie. Francis Lawrence – bo o nim mowa, ma na swoim koncie (oprócz kilku wideoklipów znanych gwiazd popu) jedynie bardzo dobrze przyjęty przez krytykę "Constantine" z 2005 roku. Jednak recenzowanym filmem "I am legend" potwierdza swój talent. Oglada się go bowiem z wielkim zaciekawieniem. Emocji nie brakuje, mimo iż forma filmu jest diametralnie różna od wielu innych podobnych produkcji (o podobnej fabule). Moim zdaniem otworzy on reżyserowi bramę do realizacji największych obrazów, a nam - Widzom - daje świetną rozrywkę i zwiastuje rozwój talentu twórcy. Nic, tylko czekać na kolejną... "I am legend" przedstawia apokaliptyczny obraz Ziemi ogarniętej wirusem, który zabił większość ludzi, a resztę zmutował, zamieniając ich tym samym w głodne stworzenia łaknące śmierci wszystkich, których spotkają. Jest tylko jeden człowiek, który przeżył, jedyna nadzieja ludzkości. Akcja filmu ma miejsce z Nowym Jorku, gdzie bohater próbuje stworzyć antidotum. Daleko jednak innym produkcjom do tegoż obrazu... Dawno nie widziałem tak dobrego filmu. A zarazem tak... dziwnego. Na największą pochwałę, oprócz gry aktorskiej Willa Smitha, a także psa Samanthy (!), zasługują zdjęcia. Rewelacja. Film wydaje się opowiedzianą paradokumentalnie historią jedynego ocalałego człowieka na Ziemi. Bywa, że kamera biega za aktorem, razem z nim skrada się, patrząc zza rogu, potyka się i chwieje. Razem z nim wylatuje też z okna. Ucieczki, pogonie, nawet przejażdżka samochodem po opustoszałym mieście sprawiają, że utożsamienie się z bohaterem nie sprawia nam najmniejszego kłopotu. Wszystko dzieje się szybko i sprawnie. Czasem czujemy się, jakbyśmy stali zaraz za plecami bohatera z kamerą w ręce; odczuwamy podobny strach, czy to przed śmiercią, czy też przed utratą ukochanego czworonogiego przyjaciela. Częste zbliżenia na twarz aktora pozwalają bez trudu odczytać, co czuje. Ukazuje chaos podczas ucieczki czy pogoni; celebracja zachodu i wschodu słońca, a także opustoszałego, jednego z największych miast świata, Nowego Jorku. To wszystko tworzy niesamowity klimat, dzięki któremu film jest tak dobry. W ramach ciekawostki napiszę, że autorem zdjęć jest Andrew Lesnie – współpracujący z Peterem Jacksonem przy Trylogii "Władcy..." oraz "King Konga". Wracając do zalet filmu... Przedstawiony tu "człowiek-legenda" nie jest typowym bohaterem amerykańskich produkcji o mutantach czy choćby ostatnio modnych Zombie. Fabuła filmu nie polega na tym, że znajduje on po kolei kolejnych ocalałych, aż w końcu okazuje się, że jeden z nich posiada we krwi antyciała wirusa i należy go chronić wszelkimi dostępnymi środkami. Tutaj nie ma wyskakujących co chwila krwiożerczych stworzeń ani niekończących się naboi w magazynku karabinu zawsze trzymanego w rękach bohatera. Grany przez Willa Smitha dr Robert Neville odczuwa strach! Boi się wchodzić do pomieszczeń, gdzie prawdopodobnie czyha niebezpieczeństwo. Jak każdy z nas! Jego instynkt samozachowawczy nakazuje mu pozostawać na niedostępnym dla mutantów gruncie, czyli wszędzie tam, gdzie dochodzi światło. Jakiekolwiek światło. Bowiem stworzenia te atakują tylko po zmroku. Wtedy też bohater, po upewnieniu się, że nie był śledzony i że stwory nie wiedzą, gdzie mieszka, zamyka się w domu i usypia w wannie. I tak od trzech długich lat. Przez ten czas samotność potrafi zrobić coś niemiłego z ludzką psychiką. Dodając do tego okrutny strach i stres, w jakim żyje bohater, a także ogromne poczucie obowiązku wobec społeczności, dziwaczeje. I z tym wiąże się kolejny duży atut filmu. Wszytko to widzimy na ekranie! Bohaterem rzucają wręcz emocje. Często rozmawia z ukochanym psem (absolutnie uznawać go należy za drugiego i ostatniego głównego bohatera filmu), traktując go jak człowieka, zadaje pytania. Zrobi dla niego wszystko. To właśnie z psem w roli głównej miejsce ma najbardziej wzruszająca scena (sądzę, że najlepsza z tego rodzaju filmów). Bohater cały czas powtarza sobie, że działanie wirusa można jeszcze zneutralizować, że "ludzi", którzy "zachorowali" można wyleczyć. Żyje tą nadzieją. Prowadzi badania, eksperymenty. Choć miewa również chwile wątpliwości, to za wszelka cenę odpycha je od siebie, tłumacząc sobie, że to właśnie w Nowym Jorku, w strefie zero jest jego miejsce. Cytując słowa piosenki Boba Marleya, którą nie raz usłyszymy w filmie, próbuje "rozjaśniać ciemność". O poranku znów wsiada do swojego Jeepa, przeładowuje karabin i jedzie szukać m.in. innych ocalałych, choć nie znalazł jeszcze żadnego. Żeby zupełnie nie zwariować, codziennie rano puszcza sobie nagrane wiadomości z TV. Bynajmniej nie najnowsze ich wydanie. Ostanie bowiem miało miejsce dawno temu... Słuchając Marleya próbuje zachowywać się normalnie. Ale czymże jest normalność, kiedy na świecie nie ma żadnych innych ludzi, a zatem wszystkie normy społeczne i prawa zostały utracone. Dając upust emocjom, bohater strzela najpierw do manekina, a potem w górę, w stronę pustych (czy aby na pewno?) wieżowców... Mało tego, że obraz ten jest jednym z lepszych filmów, gdzie wykorzystano mało oryginalny pomysł wirusa, który zabił wszystkich ludzi, aby przedstawić historię o Człowieku, jego emocjach, lękach i uczuciach oraz postawie wobec niebezpieczeństwa połączonej z poczuciem obowiązku, to jeszcze przedstawia bardzo prawdopodobny powód infekcji wirusem, mutacji genów i innych podobnych skutków niedopracowania lekarstwa na... raka! Ludzie, zachłyśnięci stworzeniem tegoż leku, nie bacząc na konsekwencje, zaczęli eliminować chorobę, mutując przy okazji geny ludzi, zamieniając je w okrutne stworzenia. Niewielu okazało się odpornych na wirusa.... Film zapada w pamięć. Nie uważam, aby stwierdzenie, że "to już było", ma tu jakieś większe, mocne uzasadnienie. Nigdzie nie widziałem tak ukazanej walki z samym sobą oraz mutantami (niezwykle inteligentnymi), takiego zmobilizowania w swym działaniu. No i w końcu takich emocji, mimo niewielu scen walki jak na film o zmutowanych ludziach... Polecam wszystkim. Nie chcąc jednak wyjść na kogoś, kto zbyt emocjonalnie podszedł do filmu i zaraz po seansie postanowił napisać recenzję, nadmieniam, że film poruszył mnie przede wszystkim swą innowacyjnością, "innością" w stosunku do filmów o podobnej tematyce. A sprawna realizacja i świetne połączenie najważniejszych elementów (zdjęcia, muzyka, obsada) stworzyło bardzo dobry obraz, gwarantujący rozrywkę na najwyższym poziomie. Nie sądziłem, że z Hollywood kiedykolwiek zobaczę jeszcze tak dobry film o zagładzie ludzkiego gatunku. Na całe szczęście się myliłem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Review(title=Być legendą jest trudno, teaser=null, content=Dzień 9995. W nowym miejscu mam przejściowe problemy z dostępem do energii elektrycznej, mam nadzieję, że uda mi się jutro znaleźć jakiś generator. Nowa okolica wydaje się znacznie bardziej przyjazna niż poprzednia, do tej pory nie spotkałem się z żadnymi oznakami życia - innymi niż kilka ptaków. Po drodze do nowego miejsca spotkałem kilka jeleni, dwie mile stąd widziałem kilka plam krwi. Z badań wynikało, że to była krew lwów, co może oznaczać że w pobliżu mieszkają "przyjaciele". Dzień 9997. Mój samochód oczywiście nawalił. Znowu. Mam tego złomu serdecznie dosyć, zastanawiam się, czy nie zorganizować nowego. Skąd na tym odludziu mam wziąć nową pompę paliwową? Całe szczęście, że udało mi się wrócić do lokum pożyczonym, wojskowym Hummerem, na tyle wcześnie, by zatrzeć w pobliżu wszystkie ślady. Przy okazji w aucie znalazłem nową broń - wojskowy shotgun z zapasem amunicji. Na dachu jest również działko, z którego można wyciąć w pień cały legion. Myślę, że w bezpośrednim kontakcie z nimi zarówno pierwsze, jak i drugie będzie bardzo pomocne. Dzień 9998. Dzisiejszej nocy w pobliżu lokum ktoś był i z całą pewnością nie były to zwierzęta. Pozostało kilka śladów, które utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, by wynosić się jak najszybciej z tego miasta. Spakowałem zatem tyle paliwa, ile mogłem, trzy akumulatory do lamp, które doinstalowałem na dachu. Zapas jedzenia starczy mi na tydzień. W ciągu tygodnia opuszczam trzecie miejsce i bardzo mi się to nie podoba. Albo któryś z nich mnie tropi, albo mam jak zwykle pecha. Dzień 9999. Wojsko jednak ma najlepszy sprzęt. Hummer radzi sobie w terenie nienagannie, żadnych problemów z oponami, wzniesieniami i tak dalej. Po prostu jedzie, no chociaż ilość paliwa, którą pochłania jest wprost proporcjonalna do mocy jego silnika. Za parę dni nie zostanie mi kropla benzyny. Przydało się też wojskowe radio. Na falach AM złapałem słaby sygnał, który nadaje Robert Neville z New York. Znam już kierunek swojej podróży. Dzisiejszego dnia obejrzałem film, który ma szanse przerwać kinowy "sezon ogórkowy". Z chwilą, gdy znalazłem pierwszy zwiastun [b]"[film=217801]Jestem legendą[/film]"[/b], zaczął się u mnie czas oczekiwania na premierę. Jeden, jedyny człowiek na całym świecie? Przecież to niedorzeczne, ba, wręcz absurdalne! Zdaje się, że fabuła jest bardzo prosta, jakkolwiek uzasadnienie, dlaczego główny bohater ląduje w nieciekawej sytuacji zupełnie sam (nie licząc psa), jest bardzo dobre. Podobają mi się też retrospekcje, które rozwiewają wątpliwości, równocześnie pokazując, jak się to zaczęło. Cała historia, jak na film, w którym zasadniczo przez większość czasu pojawia się jedna osoba, opowiedziana jest z polotem, nie dłuży się, jednocześnie pokazuje życie na wygnaniu. Zachowanie pozorów normalności, którą usiłuje stworzyć doktor Neville, jest interesujące i momentami wywołuje uśmiech na twarzy. [person=214]Will Smith[/person], którego obserwujemy na ekranie idealnie wpasował się w rolę. Nie widać, w tym co robi, pozorów, gry czy fałszu, po prostu jest taki, jaki ostatni człowiek być powinien. Nie chciałbym stwierdzić, że każdy jest w stanie odegrać to tak samo dobrze - od tego jestem daleki. Aktor, którego do tej pory kojarzyłem głównie z [b]"[film=1040]Bad Boys[/film]"[/b],[b] [/b]nobilituje się, pokazując cechy pozytywne - takie jak miłość, determinacja, wiedza, heroizm oraz skrajnie negatywne - słabość, lęk, zadufanie w sobie. Wszystko to będziecie w stanie znaleźć w filmie. Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie. W wielu miejscach widać, że postaci czy też zwierzęta są animowane. Chociaż nie okłamujmy się, pościg za stadem jeleni po ulicach miasta byłby niemożliwy bez pomocy komputerów. Postaci, szczególnie wrogie bohaterowi, wyglądają paskudnie i odrażająco, ale nie są to rozkładające się trupy zaimportowane z [b]"[film=31741]Resident Evil[/film]"[/b]. Swoją drogą szkoda, że nie poświęcono im więcej czasu, sam z chęcią bym dowiedział się paru szczegółów o życiu "złych". Nie chodzi o film dokumentalny "Wampir w post apokaliptycznych realiach roku 2010", ale o informację, na ile oni są jeszcze ludźmi, a na ile zwierzętami. Jedno ze zdań nawet sugeruje coś, co chwilę później dobitnie weryfikuje na własnej skórze nasz bohater. Niewidoczna w filmie jest muzyka, co nieco deklasuje go w moich oczach. Do tej pory, chociaż sporadycznie, lubię odsłuchać sobie soundtrack [b]"[film=37309]Piratów[/film]…"[/b] czy [b]"[film=936]Gladiatora[/film]"[/b]. W tym aspekcie film rozczarował mnie - chociaż broni się tym, że nie jest to film przygodowy (w tych muzyka ma większe znaczenie), a delikatny thriller z elementami fikcji. Kończąc swój wywód, pragnę dołączyć parę zdań podsumowania. W filmie znalazłem dobrze wyważone proporcje pomiędzy akcją oraz wyzwoloną fantazją, bez przesadnego patosu. Monologi doktora nie doprowadzają do wybuchów śmiechu, a ich ilość nie sprawia, że człowiek zasypia w fotelu. Ilość dialogów, którą można spokojnie porównywać z "[film=111711]Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna[/film]" nie wymusza ciągłego czytania, umożliwia to obserwowanie życia w świecie wywróconym do góry nogami. Fabuła pozwala kilka razy wstrzymać oddech w trakcie oczekiwania na "zajście zdarzenia". Sam też podskoczyłem parokrotnie w fotelu, mimo że takie "dzieła kinematografii" jak "[film=114960]Klątwa[/film]" oglądałem z otwartymi oczyma. Polecam osobom niezdecydowanym, a sceptykom proponuję nieco mniej krytyczne spojrzenie. W dobie sequeli, prequeli i innego odcinania kuponów warto docenić film taki jak ten, rozsądnie skomponowany. , filmId=217801, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=splatch, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Dzień 9995. W nowym miejscu mam przejściowe problemy z dostępem do energii elektrycznej, mam nadzieję, że... czytaj więcej
Review(title=Być legendą - to brzmi dumnie, teaser=null, content=Dla spostrzegawczego oka fabuła powieści [person=11085]Richarda Mathesona[/person] "Jestem Legendą" z 1954 roku przypominać może film [b]"[film=1470]Cast Away[/film]"[/b], tyle że z zombiakami. Reżyser m.in. [b]"[film=107101]Constantine[/film]"[/b] [person=134780]Francis Lawrence[/person] już po raz trzeci przenosi powieść na ekrany kin - tym razem pozostawiając oryginalny tytuł i dając trochę większy popis swych umiejętności. [person=214]Will Smith[/person] odgrywa rolę Roberta Nevilla - wojskowego, który próbuje cofnąć rezultaty źle przeprowadzonego leczenia raka. Większa część populacji świata zginęła bowiem z powodu feralnego leku, pozostawiając przy życiu jedynie odsetek ludzi, którzy przeszli przemianę, stając się krwiożerczymi bestiami. Neville jest samotny, żyje jedynie z psem w opuszczonym Nowym Jorku, poluje za dnia i ukrywa się w zamienionym w fortecę domu w nocy. Zombie czułe są bowiem na światło dzienne, dzięki czemu Robert może przeżyć. Poprzez retrospekcje możemy dowiedzieć się, w jaki sposób Neville przeżył oraz jak wyglądają jego starania w celu odnalezienia lekarstwa. Poszukiwania te po części oznaczają chwytanie niebezpiecznych istot i przeprowadzanie na nich odpowiednich eksperymentów. Robiąc to, Neville wkrótce przekonuje się, że istoty te przechodzą pewnego rodzaju ewolucję, stając się mądrzejszymi i sprytniejszymi. Przez pierwszą połowę seansu widz, oglądając życie i starania Nevilla, czuje ciągły strach i napięcie. Jednak gdy na scenie pojawiają się w pełni ukazane potwory, film może i zyskuje dynamiczne oraz imponujące sceny walki, ale traci ten przyjemny dreszczyk, jaki ogarniał każdego. [person=214]Smith[/person] daje świetny popis swych umiejętności aktorskich, pełnych patosu i determinacji do walki jako ostatni człowiek na Ziemi. Jego powolne popadanie w szaleństwo jest tak przekonujące, że widz być może na długo nie poczuje takiego współczucia dla bohatera innego filmu jak dla Nevilla. To [person=214]Smith[/person] łączy wszystko, co w [b]"[film=217801]Jestem legendą[/film]"[/b] jest najlepsze, w pełni absorbując uwagę widza. Scenarzyści [person=13121]Mark Protosevich[/person] i [person=11192]Akiva Goldsman[/person] w idealny sposób ukazują postapokaliptyczny świat, nie zapominają o nawet najdrobniejszym szczególe. [b]"[film=217801]Jestem legendą[/film]" [/b]to film, który ma w sobie siłę i widz potrafi to poczuć. Sytuacja, w jakiej postawiony jest Nevill, z pewnością spowoduje, że każdy przystanie przez chwilę i zastanowi się nad istotą człowieczeństwa. Film [person=134780]Francisa Lawrence'a[/person] w każdym obudzi pewne głębsze uczucia, stając się tym samym pewnego rodzaju "legendą"., filmId=217801, trustedReviewer=null, seasonNumber=null, reviewUserNick=null, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Dla spostrzegawczego oka fabuła powieści Richarda Mathesona "Jestem Legendą" z 1954 roku przypominać może... czytaj więcej
Review(title=Jestem Udany, teaser=null, content=Widmo globalnej katastrofy towarzyszy nam nie od dziś. Wystarczy jeden genialny a zarazem niezrównoważony psychicznie naukowiec, a świat jaki znamy, może lec w gruzach. Taki jest właśnie świat, w którym żyje Robert Neville ─ naukowiec, jedyny ocalały człowiek, który podjął nierówną walkę ze śmiertelnym wirusem powstałym z ludzkiej ręki."Cudowne" lekarstwo na raka w kilka lat zabiło większość ludzi, resztę zamieniło w ohydne kreatury. Neville jest odporny, i to jest jego przekleństwo. Film już od początku zaskakuje. Osoby przyzwyczajone do kwitnącego życiem Nowego Jorku przeżyją zapewne spory szok, widząc opatulone folią wieżowce, porośnięte trawą drogi, barykady-widma, pędzące ulicami sarny i jelenie. Tutaj warto wspomnieć o tym, co jest w moim mniemaniu największą wadą filmu - efekty specjalne. Pozostawiają wiele do życzenia, w ogóle ciężko sobie wyobrazić, jak film o tak wysokim budżecie można było tak spartańsko wykonać. Po przeciwnej stronie znajduje się natomiast muzyka. W filmie jest jej niewiele, ale gdy już się pojawia, robi bardzo dobre wrażenie, budując specyficzny klimat osamotnienia. Warto od razu napisać o bardzo istotnej sprawie. Jeśli ktoś oczekuje filmu pełnego krwi, walki, strzelanin, wybuchów i tym podobnych atrakcji, srodze się zawiedzie, na szczęście. Dzięki temu [b]"[film=217801]I am Legend[/film]"[/b] nie jest kolejną sieczką w amerykańskim stylu. To dramat. Tak, napiszę jeszcze raz to, co wiele osób zapewne zaskoczy. Ten film to dramat. Twórcom idealnie udało się oddać sytuację człowieka, który od lat żyje sam. I nie jest żadnym macho. Nie. Za dnia próbuje jakoś zorganizować sobie życie, walczy o uratowanie ludzkości, ale gdy nadchodzi noc, ogarnia go strach, zwykły ludzki strach przed nocnymi stworami, które, gdy tylko znajdą jego kryjówkę, rozszarpią go na strzępy. To działa zdecydowanie na korzyść filmu. Widz nie ogląda kolejnego superbohatera z toną sprzętu na plecach, który bez mrugnięcia oka niszczy kolejne zastępy przeciwników (warto wspomnieć, że Neville jako wojskowy nie potrafi nawet dobrze strzelać). [person=214]Will Smith[/person] zagrał w tym filmie bardzo dobrze. Postarał się jak mógł najlepiej oddać stan osoby, która poza swoim psem nie ma do kogo się odezwać. I nikt, nawet stado zmutowanych ludzi nie przekona mnie, że jest inaczej. Wiele osób zarzuca filmowi, że jest zbyt luźno powiązany (niektórzy twierdzą, że w ogóle) z książkowym pierwowzorem. Tym pierwszym nie sposób przyznać racji, świat książkowy znacznie różni się od filmowego. Ale moim zdaniem zadziałało to na korzyść. Oddając dokładnie rzeczywistość przedstawioną w dziele [person=11085]Mathesona[/person], twórcy podjęliby walkę z pozycją uznawaną w niektórych kręgach za kultową. A takiego pojedynku wygrać nie można. Być może taki obrót sprawy pozwoli książce zdobyć nowych czytelników zachęconych kupnem chociażby po to, by dowiedzieć się jak wygląda świat przedstawiony przez [person=11085]Richarda Mathesona[/person]. Ci, którzy nadal szukają wrażeń związanych z jakąś niezwykle krwawą rozprawą z wampirami/mutantami, po książkę i tak nie mają co sięgać. Wielkim sukcesem filmu będzie, jeśli choć kilka osób po wyjściu z seansu zacznie myśleć o tym, co by było, gdyby pewnego dnia obudzili się zupełnie sami, gdyby nie było naszych najbliższych, z którymi zdarza nam się pokłócić o zupełnie błahe sprawy i których momentami nie doceniamy po prostu za to, że są. Zapewniam, że film potrafi zmusić do refleksji. Być może - w co jednak wątpię - stanie się swojego rodzaju ostrzeżeniem dla możnych tego świata, aby pochopnie nie używać broni biologicznej (w książce to właśnie wojna spowodowała powstanie wirusa). Takim filmem-ostrzeżeniem była swojego czasu [b]"[film=8692]Planeta Małp[/film]"[/b]. Bohater [person=11085]Mathesona[/person] pod koniec książki sam o sobie mówi: "Jestem Legendą". Film [person=134780]Francisa Lawrence'a[/person] zrobić tego nie może, ale mimo kilku niedociągnięć śmiało może krzyknąć: "Jestem Udany!". , filmId=217801, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=R_WSP, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Widmo globalnej katastrofy towarzyszy nam nie od dziś. Wystarczy jeden genialny a zarazem niezrównoważony... czytaj więcej