Reżyser Roger Michell, opierając fabułę na prawdziwej historii, stanął przed nie lada wyzwaniem związanym z oddaniem sprawiedliwości uczestnikom wydarzeń z Wysp Brytyjskich lat 60. Film jedynie
Reżyser Roger Michell, opierając fabułę na prawdziwej historii, stanął przed nie lada wyzwaniem związanym z oddaniem sprawiedliwości uczestnikom wydarzeń z Wysp Brytyjskich lat 60. Film jedynie bowiem orbituje wokół kradzieży Portretu księcia Wellingtona Francisca Goi, będąc zarówno gorzką osobistą historią rodziny, jak i wrażliwym komentarzem społecznym.
Główny bohater, Kempton Bunton, grany przez wyjątkowo autentycznego w tej roli Jima Broadbenta, zmaga się z różnymi przeciwnościami losu. Jest człowiekiem prostym, niebieskim kołnierzykiem, wyborcą brytyjskiej partii laburzystów. Są jednak dwie cechy, które go wyróżniają w szarych, ubogich dzielnicach Newcastle.
Pierwsza, dzięki której nieraz ląduje w tarapatach, to aktywna wrażliwość społeczna. Druga, która pozwala mu radzić sobie w nieuniknionych kłopotach, a dzięki której mimo deficytu w manierach jest człowiekiem, z którym przyjemnie się obcuje – co widzowie docenią bardziej niż jego bliscy – to poczucie humoru. Umiejętność żartowania sobie w sytuacjach, w których nie zawsze jest do śmiechu, staje się dla niego tarczą, dla widzów (oby!) inspiracją, a dla filmu akcentem, przez który obok gorzkiego pojawia się również słodki smak.
Wymiarów tego filmu jest wiele (o czym więcej poniżej), co wyniknęło zapewne z wspomnianej na wstępie biograficzności. Za sprawą owego wysycenia tematycznego, a także żwawego głównego bohatera nie sposób się przy nim nudzić. Książe jest spójną wizją estetyczną w tym pod względem kostiumów i scenografii. Może tylko zaskakują sceny dzielące ekran na części, czasem zmontowane z kilku kadrów, które przywodzą na myśl raczej nowoczesne kino akcji, ale nie ujmuje to wiele całości. Na kulminację filmu składają się sceny sądowe, co stanowi jego dodatkowy walor.
Czy warto obejrzeć ten film? Można, bo jego seans może się przydać nie tylko miłośnikom brytyjskiej kultury i komedii. "Książę" będący tytułem prześmiewczym, nawiązującym do pogromcy Napoleona spod Waterloo, czyli kogoś, kto nie ma zbyt wiele wspólnego z późniejszymi sobie o 100 lat zwykłymi obywat... poddanymi królowej Elżbiety II, ma potencjał, żeby skłonić do głębokich, może nawet katartycznych przemyśleń. Życie małżeńskie wiedzione w cichej desperacji. Obywatelskie nieposłuszeństwo. Ścieżka, którą podążą dzieci. Radzenie sobie z osobistymi tragediami. Bohaterstwo w codziennym życiu. Kwestia hobby (kto wie, może Bunton skłonił i mnie do napisania recenzji filmu tak, jak on pisał scenariusze).