Recenzja filmu

Młot na czarownice (1969)
Otakar Vávra
Vladimír Šmeral
Elo Romančík

Czarownicy żyć nie pozwolisz

Złożoność "Młota na czarownice" to przede wszystkim jego dualistyczna wymowa. Mimo że dokumentuje wydarzenia mające miejsce kilkaset lat temu, istotną kwestią jest ponadczasowość fabuły oraz
Ramy czasowe wpisują obraz Vávry w dorobek schyłkowego okresu czeskiej Nowej Fali. Jak przystało na świeży i odważny twór, szkoła czerpała garściami z cinéma-vérite, Nouvelle Vague i przedwojennej literatury awangardowej, powoli ewoluując zarówno pod względem tematyki i zastosowania środków wyrazu. Zamiarem reżysera nie było poddanie się eksperymentalnym trendom, zasianym wśród zwolenników przelewania na duży ekran związków materialności i metafizyki czy filozofii egzystencjalistów. Złożoność "Młota na czarownice" to przede wszystkim jego dualistyczna wymowa. Mimo że dokumentuje wydarzenia mające miejsce kilkaset lat temu, istotną kwestią jest ponadczasowość fabuły oraz możliwość jej reinterpretacji. Nie bez powodu twórca poruszył temat inkwizycji i pre-totalitarnych porządków. Schyłek lat 60. był dla Czechosłowacji okresem liberalizacji politycznej, która wraz z Praską Wiosną przyniosła namiastkę tak długo oczekiwanych zmian. Obraz nie ogranicza się do piętnowania działań systemu śledczo-sądowniczego Kościoła katolickiego. Odsłania prawdziwą twarz ogólnie pojętego wzoru reżimu sprawującego całkowitą kontrolę nad społeczeństwem. Możemy mówić tu o jasnym odniesieniu do ustroju komunistycznego. 

"Malleus Maleficarum". Niesławne dzieło napisane przez niemieckiego frustrata, człowieka, którego swego czasu pokrewne środowisko uważało za niezrównoważonego i całkowicie zbędnego. Na nieszczęście późniejszych ofiar procesów o czary z biegiem lat księgę okrzyknięto wyrocznią dla sędziów inkwirientów. Nie inaczej stało się w przypadku trybunału zebranego na rzecz oczyszczenia części ziem morawskich. Ten najgłośniejszy proces w historii regionu to podstawa dla scenariusza filmu Vávry. Realia nie są przerysowane. Bieda i kontrastująca z nią zamożność dzieli ówczesne społeczeństwo na upodlonych i uprzywilejowanych. Zabobonne kobiety starej daty szukają ratunku w interwencji boskiej. Poświęcona hostia, którą jedna z nich próbuje przemycić poza mury świątyni staje się punktem zaczepnym dla polowania na tych rzekomo związanych z kultem. Organa powołane do rozstrzygnięcia sprawy niemal automatycznie uruchamiają niepowstrzymaną machinę procesową napędzaną pychą, chciwością i próżnością. Prawo do swobodnej wypowiedzi czy domniemanie niewinności to pojęcia czysto abstrakcyjne. Krąg podejrzanych rośnie wraz z zapędami i ambicjami mężczyzny odpowiedzialnego za wydawanie wyroków skazujących. Działania inkwizycji są bez wątpienia jednym z najlepszych przykładów dla odzwierciedlenia tematów i przesłań jakie reżyser chciał poruszyć. Nie należy patrzeć na nie jako na cześć zamierzchłej i niewygodnej historii. Jakkolwiek odległą może się wydawać, jej najbardziej odrażające fragmenty są nie mniej aktualne zarówno dziś jak i w okresie powstania filmu. Przemoc psychiczna połączona z torturą łamie człowieczego ducha nie pozostawiając nic poza pragnieniem ukojenia. 

Jak prawi Heinrich Kramer we wspomnianym traktacie na temat magii: Język, sługa pański i kobieta w świecie natury nie znają umiaru w dobroci i w występku. Granice jednego przekroczywszy, szczytów i nizin sięgają. Płeć piękna od zarania dziejów uważana była za tą niedoskonałą i skłonną do ulegania pokusom. To im niemiecki zakonnik przypisuje najczęstsze kontakty z siłami piekielnymi. One też w większości są ofiarami inkwizytora Bobliga (Vladimír Šmeral). Warto wspomnieć, że traktat Kramera odegrał główną rolę w rozpowszechnieniu stereotypu "czarostwa" powiązanego głównie z postaciami żeńskimi. We wczesnych czasach nowożytnych cielesność i seksualność nadal uważane były za tematy tabu. Jako że władza świecka wiązała się z władzą kościelną, a prawodawstwo niekiedy czerpało z dogmatów wiary, wizerunek niewiasty grzesznicy i powodu wygnania ludzi z raju niezmiennie podłamywał ich pozycję społeczną. W "Młocie na czarownice" kobiety płoną, oskarżając się nawzajem o konszachty z diabłem, niekiedy pogodzone z losem i wdzięczne swym oprawcom za ukrócone cierpienia. Płoną te ubogie, zabobonne i szpetne, płoną te majętne, bogobojne i urodziwe. Płoną te, które władza uważa za zbędne. Reżyser portretuje zarówno kler jak i osoby z nim powiązane jako zachłyśnięte kontrolą i irracjonalnym poczuciem obowiązku. Na ich tle wyróżnia się, człowiek który nie gardzi wiedzą zaczerpnięta spoza ksiąg Ewangelii. Dziekan Lautner (Elo Romančík) prowadzi samotną krucjatę przeciw barbarzyńskim i zacofanym praktykom sędziego. Czym jednak jest jeden człowiek przeciwko systemowi? 

Funkcja słowa jest u Vávry niebywale ważna. Dialogi w pełni oddają nie tyle panujący nastrój grozy, co niepojętą irracjonalność argumentów wysuwanych przez trybunał i podkomendnych Bobliga. Naznaczony śladami literackiej fantazji język doskonale podkreśla absurd unoszący się ciężką chmurą w powietrzu. Wydawać się może, że słuchamy kiepskiego bajarza, podrzędnego literata, który historię o diabłach sklecił na poczekaniu. Zeznania oskarżonych przywodzą na myśl nieprawdopodobną historię, której człowiek współczesny nijak nie może uznać za wiarygodną. Postać zakapturzonego mnicha recytującego wersety "Malleus Maleficarum" wzbudza odrazę, ale podkreśla też ironię sytuacji. Wraz z narastającą ilością ofiar i kolejno odczytywanymi fragmentami o wszelkiego rodzaju wynaturzeniach, na myśl przychodzi pytanie: Kto tak naprawdę odgrywa tu rolę diabła? Obraz portretuje ludzkie cierpienie w sposób niezwykle naturalistyczny. Filmy czeskiej Nowej Fali niejednokrotnie wykorzystywały motywy humorystyczne w celu nawiązania do sytuacji politycznej kraju. Ponownie - "Młot na czarownice" wyłamuje się ze schematu. Charaktery są prawdziwe, ich udręki i pragnienia wydają się być niemalże namacalne. Powiew trwogi, zniesmaczenie i oburzenie towarzyszą widzowi aż do samego końca. Tematyka filmu idealnie współgra z kompozycjami plastycznymi kadrów. To dominująca surowość, ale i zaakcentowana nuta misterium – niewiadomej przewijającej się pomiędzy kolejnymi epizodami. Josef Illík wykorzystuje elementy towarzyszące rozproszeniu światła, uzyskując przy tym efektowną kompozycję zaakcentowaną ostro zarysowanym światłocieniem. Zabieg ten idealnie sprawdza się w scenach przedstawiających monolog recytującego zakonnika. Postać wydaje nam się być szalona do granic możliwości, jej sylwetka staje się uosobieniem męki, obsesji i fanatyzmu. To doskonale zaprojektowany związek słowa i obrazu, które uzupełniają się nawzajem. Zespolenie obu przedstawionych w sposób wręcz przejaskrawiony sprawia, że zarówno wspomniany epizod jak i cały film stają się co najmniej niepokojące w odbiorze. 
 
Arthur Miller w "Czarownicach z Salem" posłużył się metaforą przyrównującą procesy o czary do działań niesławnej komisji McCarthy'ego. Biorąc pod uwagę sukces, jaki odniosła sztuka, wybór Vávry może wydawać się lekko ironiczny, jako że te same realia naprowadzają nas na ślad aluzji odnoszącej się do sytuacji zupełnie odwrotnej pod względem tła politycznego. Niemniej przekaz płynący ze wspomnianych dzieł pozostaje tak spójny jak ponadczasowy. Człowieczego ducha łamie władza w nieprawych rękach. Dosłownie i w przenośni. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Malleus Maleficarum" to spisana przez inkwizytora Heinricha Kramera, makabryczna księga stanowiąca... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones