Recenzja filmu

Nawiedzony (1999)
Jan De Bont
Liam Neeson
Catherine Zeta-Jones

Co kryją nieprzeniknione mury...?

Niedawno obejrzałem ten film w telewizji. Reklamy oczywiście ukazywały go jako wybitne dzieło - niezła scenografia, słynni aktorzy, ujęcia... Po tym parę godzin przed telewizorem pokazały
Niedawno obejrzałem ten film w telewizji. Reklamy oczywiście ukazywały go jako wybitne dzieło - niezła scenografia, słynni aktorzy, ujęcia... Po tym parę godzin przed telewizorem pokazały naprawdę "mroczne" strony tego obrazu. Film jest remakiem "Nawiedzonego domu" z 1963. Bazują one na powieści Shirley Jackson. Nowszą wersję nakręcił Jan de Bont - twórca innych znanych produkcji, np. "Twistera". Zaprosił on do współpracy gromadę gwiazd. Główną rolę powierzył Lili Taylor, w podstępnego doktorka wcielił się Liam Neeson, ekstrawagancką malarkę zagrała Catherine Zeta-Jones, a odważniakiem był Owen Wilson. Autorem scenariusza jest David Self. Nell (Lili Taylor - "Sześć stóp pod ziemią", "Arizona Dream") dotychczas zajmowała się opieką nad chorą matką. Gdy ta umiera, Nell popada w bezradność. Jej życie jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy dowiaduje się, że musi oddać dom rodzeństwu. Wtedy niespodziewanie dzwoni telefon, oferujący kobiecie wzięcie udziału w dobrze płatnym eksperymencie nad bezsennością. Zgodziwszy się, kobieta przybywa do tajemniczej posiadłości Hugh Craina. Niedługo wraz z innymi uczestnikami eksperymentu odkrywają, że "w domu straszy", a profesor nadzorujący przebieg badań ukrywa przed nimi mroczny sekret... "Nawiedzony" rozpoczyna się całkiem ciekawie i aż do końca można się wpatrywać w ekran. Po kilku minutach od początku przenosimy się do ponurego zamczyska. Dopiero tam ukazuje się - myślę - największy atut filmu. Ściany poobwieszane są masą malowideł, gdzieniegdzie pojawiają się jakieś rzeźby albo niesamowita sala zabaw... Tego jest mnóstwo! I, niestety. Na tym kończą się wszystkie zalety obrazu. Napisałem: "i aż do końca można się wpatrywać w ekran", ale czy przy tym można także podskoczyć ze strachu? Chodziło mi o to, że nie wieje nudą, ale - co do klimatu grozy - to chyba twórcy "Nawiedzonego" nie wiedzieli jak się do tego zabrać. Przykładem może być tu finałowa scena z sunącym ku Nell upiorem, który powinien wzbudzić dreszcz przerażenia, a tego nie robi. Aktorzy wypadli dziwnie sztucznie. Fabuła filmu trochę kuleje. Bajeczna scenografia i tylko (ale tylko) sławne nazwiska gwiazd w filmie to chyba nieco za mało. Zabrakło choćby krztyny grozy, a to największy błąd, jaki można popełnić podczas kręcenia horroru. Myślę, że "Nawiedzony" mógłby być jednym ze znaczących filmów grozy, gdyby Jan de Bont potrafił ułożyć powierzone mu materiały w harmonijną całość i umiał zmusić aktorów do bardziej realnej gry. W dodatku deszcz Złotych Malin raczej nie zachęci nikogo do obejrzenia filmu. Kolejny raz okazało się, że do zapowiedzi "wielkich hitów" należy raczej podchodzić z większym dystansem.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones