Recenzja filmu

Nie opuszczaj mnie (2009)
Ewa Stankiewicz
Agnieszka Grochowska
Wojciech Zieliński

Umieraj stąd

"Nie opuszczaj mnie" to prawdziwy rarytas – półkownik, czyli film schowany przed światem z powodów politycznych. Zupełnie jak za komuny! Po zeszłorocznej premierze w Gdyni jeden z dystrybutorów
"Nie opuszczaj mnie" to prawdziwy rarytas – półkownik, czyli film schowany przed światem z powodów politycznych. Zupełnie jak za komuny! Po zeszłorocznej premierze w Gdyni jeden z dystrybutorów wycofał się z rozpowszechniania obrazu, argumentując, że to słabe kino. Reżyserka Ewa Stankiewicz miała jednak inne wytłumaczenie: środowisko potraktowało ją jak trędowatą za zrobienie z Janem Pospieszalskim dokumentu (lub jak kto woli PIS-owskiej propagandy) zatytułowanego "Solidarni 2010". Obrońcy krzyża wiedzą więc, co mają na ten temat myśleć. Każdy, kto przejedzie się po filmie pani Ewy, jest nasłanym przez michnikowszczyznę pióropałkarzem. Pani Ewie zły film wyjść nie mógł. Nie tej pani Ewie, którą Krzysztof Kłopotowski nazwał Joanną D'Arc polskiej kinematografii. Niestety, wyszedł.

W naszym kraju powstają dwa rodzaje produkcji, jakich szczerze nie znoszę. Pierwsze z nich to durnowate komedie, przeznaczone dla leniwych intelektualnie i pozbawionych gustu widzów, którzy lubią się "odmóżdżyć". Na antypodach tej tandety znajdują się nabzdyczone i pretensjonalne dzieła o rozpadającym się świecie i zagubionych duszach. Ich twórcy nagminnie zapominają o tym, że filmy robi się dla widzów, a nie dla siebie. Stąd też świecące pustkami sale kinowe. Tak jak na pokazie "Nie opuszczaj mnie", w którym przyszło mi uczestniczyć.

Dramat Stankiewicz to niemal modelowy przykład złego kina "artystycznego". Zawodzi tu praktycznie wszystko: mdłe i niesympatyczne postacie, niechlujny scenariusz, napuszone dialogi, zrobiony bez ładu i składu montaż, i tak dalej, i tym podobne. Brakuje dyscypliny, by poskładać do kupy historię, ułożyć intelektualne tropy i dojść do jakichś wniosków. "Nie opuszczaj mnie" to raczej brudnopis, w którym ciekawe zdania giną w natłoku bełkotu lub banału. Tymczasem temat filmu – śmierć i jej konsekwencje dla żyjących – nie pozwala na bajdurzenie. Niestety, Stankiewicz każe nam oglądać błąkającą się po mieście parkę, która ani w religii, ani w miłości, ani nawet seksie nie znajduje  ukojenia. Bohaterowie albo histeryzują, albo zaciskają szczęki w nienawistnym grymasie. Tragedię można by pewnie rozładować za pomocą żartów (choćby najbardziej smolistych), ale do tego twórcy musieliby mieć poczucie humoru.
 
Dla masochistów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones