Recenzja filmu

Oni (1998)
Robert Rodriguez
Elijah Wood
Jordana Brewster

Oni są wśród nas!

Znowu? - westchniesz znużony czytelniku i będziesz miał 158% racji. Tym razem nie ma się z czego cieszyć. Brak powodów do radości jest zasługą Roberta Rodrigueza, reżysera filmu "Oni". Tak, tak,
Znowu? - westchniesz znużony czytelniku i będziesz miał 158% racji. Tym razem nie ma się z czego cieszyć. Brak powodów do radości jest zasługą Roberta Rodrigueza, reżysera filmu "Oni". Tak, tak, tego samego Rodrigueza, który mistrzowsko wykpiwał wszelkie schematy w takich dziełach jak "Desperado" czy "Od zmierzchu do świtu". Idąc na jego najnowszy film, spodziewałem się obejrzeć kolejną genialną parodię - tym razem kina SF. Niestety. Mistrz, z jakiegoś nieodgadnionego dla mnie powodu, postanowił nakręcić gniota. Trzeba przyznać, że sztuka ta udała mu się znakomicie.

Prawie zgodnie z zasadą Hitchcocka, film zaczyna się katastrofą, a później jest coraz gorzej. Na dzień dobry mamy scenę rodem z kiepskich thrillerów o psychopatach. Myślimy sobie - będzie lepiej. I śledzimy z niesmakiem wtórną do bólu historię opanowania pewnej szkoły średniej przez kosmitów, umiejących przybierać ludzką postać. Przyglądamy się beznamiętnie wysiłkom grupki nastolatków, którzy podejmują walkę z najeźdźcami. Oraz śmiejemy się przez łzy z żenującego zakończenia.

Niemożliwe! - zakrzykniesz, drogi czytelniku. - Czy naprawdę nie ma tam nic godnego uwagi?

No więc, aż tak źle nie jest. W paru miejscach widać, że ten film jest dziełem człowieka, który nakręcił "Od zmierzchu do świtu". Chociażby w sposobie, w jaki traktuje bohaterów owej historii. Żeby nie zdradzać szczegółów, powiem tylko, że lepiej się do nich zbytnio nie przywiązywać (co nie oznacza braku happy endu, o nie!).

Niezła jest też muzyka. Ci, którzy interesują się rockiem, docenią świetnie unowocześnioną wersję "Another Brick in the Wall" zespołu Pink Floyd. Utwór ten jest znakomicie wykorzystany w filmie i scenę, podczas której atakuje nasze uszy z głośników, w dobrym kinie ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Muszę też uczciwie przyznać, że dobrych scen jest więcej. Są to jednak pojedyncze perełki pływające w morzu "scen nie najlepszych", żeby nie użyć innego sformułowania. Ja naliczyłem takich perełek sześć. Czy warto dla nich męczyć się przez prawie dwie godziny, każdy musi ocenić sam. Ja z chęcią obejrzałbym zmontowany z nich kilkunastominutowy wideoklip, ale "Onych" w całości na pewno po raz drugi nie obejrzę.

Więc jeśli chcesz zobaczyć koktajl przyrządzony z "Inwazji porywaczy ciał", "Władcy marionetek" i "Beverly Hills trudny-do-zapamiętania-numerek", doprawiony do smaku szczyptą "Z archiwum X" i "Piątku trzynastego", zapraszam do kin. Jednak ja sam sugerowałbym w zamian chociażby wycieczkę do najbliższego parku. Samo zdrowie, a i o silne wrażenia nietrudno - zwłaszcza po zmroku. Bo przecież oni są wśród nas...
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zawsze byłem pełen podziwu dla kunsztu reżyserskiego Roberta Rodrigueza. Jego produkcje nie tylko są... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones