Recenzja filmu

Osaczeni (1999)
Jon Amiel
Sean Connery
Catherine Zeta-Jones

Sztuka dla dwojga

Jest to film amoralny - w tym sensie, w jakim amoralne są opowieści o Arsenie Lupin. Ale warto odnotować, że kino dziś do tego motywu powraca. I warto zastanowić się, dlaczego to czyni. Film
Jest to film amoralny - w tym sensie, w jakim amoralne są opowieści o Arsenie Lupin. Ale warto odnotować, że kino dziś do tego motywu powraca. I warto zastanowić się, dlaczego to czyni. Film zaczyna się sekwencją włamania do nowojorskiego wieżowca. Złodziej rozstawia na dachu superurządzenia. Celem włamania jest obraz Rembrandta wiszący w biurze miejscowego finansisty. W finale operacji złodziej wycina swą zdobycz z drewnianych ram. Zauważmy, jak to robi. Ostrze noża tnie tuż przy gwoździach, mocujących płótno do oprawy, tak aby jego ubytek był jak najmniejszy. Artysta zrobi wszystko, by nie zaszkodzić innemu artyście. Artysta? Właśnie tak. Złodziej jest artystą. Widać to po jego ruchach, tak bardzo precyzyjnych i wystudiowanych, że aż rytualnych. Skutecznych, ale także pięknych. To, co jest w prologu, powraca w sekwencjach następnych. Oto dziewczyna nawiązuje kontakt z włamywaczem, proponuje wspólny skok. On jej nie ufa, mimo to podejmują przygotowania. On, Mac, czyli Sean Connery, reprezentuje doświadczenie i mądrość; ona, Gin, czyli Catherine Zeta-Jones, reprezentuje młodość i sprawność fizyczną. Bodajże najważniejszym etapem operacji jest pokonanie przestrzeni blokowanej promieniami laserowymi. Dziewczyna musi ten odcinek drogi przebyć w taki sposób, by wyminąć promienne przeszkody. Czyni to po długotrwałych przygotowaniach; w sali ćwiczebnej promienie laserowe zostały zastąpione przez czerwone sznurki. I te ćwiczenia, a potem samo włamanie - to najdziwniejszy, ale może i najpiękniejszy balet, jaki oglądaliśmy na ekranie. Balet z figurami surrealistycznymi, lecz nie dowolnymi, bo wymuszonymi przez elektroniczne pułapki. Balet z podtekstem erotycznym: wystudiowane ruchy dziewczyny są jak taniec Salome, tym ruchom towarzyszy ciężki oddech, muzyka a la Erik Satie płynąca zza kadru wszystko dodatkowo odrealnia, tak że w końcu zaczynamy odczuwać wątpliwości: niby zawodowy trening, lecz wygląda jak próba zaczarowania partnera. A może właśnie o to chodzi? Prawie każdy thriller bywa wzbogacany wątkiem melodramatycznym. Tutaj też tak jest. A nawet więcej: może sprawy miłości nie są tu wcale dodatkiem, lecz istotą opowieści? Może jest to historia o ludziach żyjących samotnie, którym włamania dostarczają szczególnych przeżyć; emocji zastępujących erotyzm, którego nie uznają? Włamanie do zamkniętego pomieszczenia, sforsowanie zaszyfrowanego zamku - to prawie jak zdobycie względów pięknej kobiety. Nasi bohaterowie żyją samotnie, unikają bliskości obcych ludzi. A potem się spotykają i stopniowo wzajemnie odnajdują. Ona staje się kokieteryjna, on tę kokieterię odrzuca, ale przecież widać, że jej powoli ulega. Kamera, która początkowo filmuje ich zachowania i gesty, później skupia się na ich twarzach. Maski opadają, widać emocje i cierpienie. Więc film psychologiczny, w którym wątek sensacyjny jest tylko dodatkiem? Chyba jednak nie. Sensacja i melodramat są tutaj motywami równorzędnymi, może podporządkowanymi jakiejś myśli nadrzędnej. Jeśli tak, to jakiej? Proponowana interpretacja jest ryzykowna, wypada sformułować ją ostrożnie. Wyobraźmy sobie młodą kobietę, która lubi przebywać w kręgu prawdziwych wartości artystycznych; kobietę, która - na przykład - studiowała historię sztuki i która chciałaby pozostać w świecie, w jaki została (dzięki studiom) wprowadzona. Ta kobieta musi jednak przebywać tam, gdzie tych wartości nie ma. W jej świecie nie ma architektury, są szklane pudła; nie ma malarstwa, są dowcipy pop-artu i abstrakcji; nie ma wartości, są falsyfikaty. Prawdziwe wartości artystyczne kryją się w niektórych muzeach. Pojawiają się też na aukcjach, ale zwykli śmiertelnicy nie mają tam czego szukać. Śmiertelnicy godzą się na to. Ona - nie. Zaczyna pracować w towarzystwie asekuracyjnym, w dziale ubezpieczania i odzyskiwania skradzionych dzieł sztuki. Może, a nawet musi bywać na aukcjach. Musi opracowywać systemy zabezpieczające przed włamaniem. Ale kto te systemy zna, ten także potrafi je przechytrzyć. Kradzież staje się walką przeciw pseudosztuce: zabrać "im" Rembrandta, podrzucić Elvisa Presleya. Taki sposób na życie ma swoje zalety, ma także wady. Najgorsza: straszliwa samotność. Jedyne wyjście: znaleźć kogoś podobnego, o tej samej mentalności, tych samych upodobaniach, wrażliwości i odwadze. Taki ktoś zostaje znaleziony. Niestety, jest to weteran, młodszych pewnie już nie ma. Weteran, a więc ktoś, kto poszedł tą drogą dawno temu i wie, jak bardzo jest niebezpieczna. Wszystko polega tu na nieustannej walce z całym światem. Czy tych dwoje ludzi może sobie wzajemnie pomóc? Trudna sprawa. Czy można bronić wartości, wykonując zawód, który stanowi ich zaprzeczenie? Odkupieniem mogłaby być miłość. Prawdziwa, nie falsyfikat. Co to znaczy prawdziwa miłość? Tutaj definicja stanowi parafrazę definicji z Księgi Ksiąg. Brzmi tak: nie ma miłości większej nad tę, gdy ktoś rezygnuje z wolności własnej - dla wolności bliźniego swego. Oni się na to zdobywają - najpierw jedno, potem drugie. Może mają szansę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones