Recenzja filmu

Piramida (2014)
Grégory Levasseur
Ashley Hinshaw
Denis O'Hare

Egipskie ciemności

Założenia fabularne są na tyle niedorzeczne, że co bardziej kreatywny filmowiec pewnie potraktowałby je jako punkt wyjścia do zabawy gatunkową konwencją, tymczasem Levasseur do spółki ze
Miłośnikom kina grozy niełatwo przyjdzie spojrzeć łaskawym okiem na debiut reżyserski Grégory'ego Levasseura. Ów twórca dał się poznać z bardzo dobrej strony jako etatowy scenarzysta Alexandre Aja ("Blady strach", "Wzgórza mają oczy", "Pirania 3D"), dlatego też można było oczekiwać, że w nowej roli poradzi sobie co najmniej przyzwoicie. Niestety, nie tym razem. Gdyby nie obecność w obsadzie pary aktorów znanej fanom "Czystej krwi", byłbym skłonny uznać "Piramidę" za amatorskie dzieło żółtodzioba, którego ambicje znacząco przerastają możliwości. Być może jest to jedynie wprawka przed kolejnymi próbami, co nie zmienia faktu, że w trakcie seansu nawet widzowie mający względnie dużą dozę tolerancji na filmowe absurdy, będą niejednokrotnie łapać się za głowę.



Oto bowiem zespół amerykańskich archeologów dokonuje iście wstrząsającego odkrycia: tysiące lat temu w piaskach pustyni zakopano trójścienną piramidę. Wykopaliska idą dosłownie (!) pełną parą do czasu, aż egipski rząd nakazuje zaprzestania dalszych prac. Nieustraszeni badacze nie dają jednak za wygraną i do wnętrza piramidy wysyłają wyposażonego w kamery łazika. Gdy po chwili jakaś tajemnicza siła niszczy ich drogocenny sprzęt, postanawiają odzyskać go z powrotem i wraz z dwójką dokumentalistów osobiście udają się na krótką misję rozpoznawczą. Jak łatwo się domyślić, nie wszyscy wyjdą z niej cało.

Założenia fabularne są na tyle niedorzeczne, że co bardziej kreatywny filmowiec pewnie potraktowałby je jako punkt wyjścia do zabawy gatunkową konwencją, tymczasem Levasseur do spółki ze scenarzystami za wszelką cenę stara się nadać "Piramidzie" pozory realizmu. Świadczy o tym choćby ulokowanie akcji filmu w czasie zamieszek na Bliskim Wschodzie, które rzeczywiście miały miejsce niespełna dwa lata temu. Intrygujący kontekst polityczny jest tu jednak ledwie muśnięty i zanim zdąży tak naprawdę zaistnieć, zostaje porzucony na rzecz ogranych motywów. Ponadto twórcy zdają się nie rozumieć, że w filmach grozy bardzo często "mniej znaczy więcej", dlatego zamiast konsekwentnie budować napięcie, mnożą wątpliwej jakości "atrakcje". Czego tu nie ma: zawalające się podłogi i spadające skały, hieroglify przepowiadające niechybną zgubę i stado zmutowanych kotów, a na sam koniec... nieudolna demonstracja efektów CGI. Nagromadzone po drodze pytania o zasadność ekranowych wydarzeń pozostają bez odpowiedzi, a kilka dobrze pomyślanych jump scen nie rekompensuje wszechobecnej monotonii.



Najbardziej irytującym problemem "Piramidy" jest jednak niekonsekwentne korzystanie z poetyki "found footage". Reżyser, nieustannie napotykając na wynikające z niej ograniczenia, posiłkuje się konwencjonalnymi ujęciami, co z kolei zakłóca naturalny rytm opowiadanej historii. Tradycyjny styl narracji sprawdziłby się tutaj chyba znacznie lepiej, ale trudno obwiniać Levasseura o to, że większość scen zdecydował się nakręcić w formie paradokumentu - mając do dyspozycji wycięte z szablonu postaci, najprościej było po prostu dać im kamery do rąk i posłać w pościg po ciemnych korytarzach. Zwłaszcza, że istoty ludzkie służą tu jedynie za pożywkę dla cienistych bestii. Nawet charyzmatyczny Denis O'Hare, któremu doskonale wychodzą role serialowych dziwaków (antologia "American Horror Story"), nie otrzymuje szansy wykazania się i jedyne co może zrobić to nadać swojemu bezbarwnemu bohaterowi lekko ironiczny ton. Najbardziej szkoda jednak młodej Ashley Hinshaw. Nie dość, że ta urocza blondynka musi zgrywać ubraną w obcisły podkoszulek panią naukowiec, to jeszcze dostaje do wygłoszenia nieznośnie wymuszone kwestie.

W filmie Levasseura doprawdy ciężko dostrzec jakieś większe pozytywy, ale jeśli już coś ma przykuć uwagę widzów na dłużej, będzie to z pewnością całkiem nieźle zaaranżowana sekwencja z udziałem podłogi naszpikowanej kolcami (nawiązanie do "Indiany Jonesa"?). Nie zmienia to faktu, że pełna przewidywalnych wygibasów fabuły "Piramida" nie wnosi do gatunku absolutnie nic nowego (scenariusz ma w sobie mniej świeżości niż zmumifikowane zwłoki) i nie jest ani interesująca, ani też przerażająca. Szkoda, bo zanosiło się na sentymentalny powrót do przeszłości przywodzący na myśl kultową "Mumię" w reżyserii Sommersa, natomiast wyszedł obraz o klasę gorszy od bliźniaczo podobnych pod pewnymi względami "Zejścia" oraz niedawnego "Jako w piekle, tak i na Ziemi". A jaki z tego wszystkiego morał? Ano taki, że istnieją na tym świecie rzeczy, które nigdy nie powinny zostać odkryte. Podobnie zresztą jak niektóre filmy.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Grégory Levasseur, stały współpracownik Alexandre'a Aji, autor scenariuszy do "Bladego strachu" i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones