Autor "The Revenant" to prawdziwy człowiek renesansu, choć na jego koncie jako reżysera widnieją dotychczas wyłącznie dwa filmy. Nie widziałem jego debiutanckiego obrazu, ale teraz mogę
Autor "The Revenant" to prawdziwy człowiek renesansu, choć na jego koncie jako reżysera widnieją dotychczas wyłącznie dwa filmy. Nie widziałem jego debiutanckiego obrazu, ale teraz mogę powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na więcej.
"Revenant" to horror z czarnym humorem. Opowiada historię Barta, w którego wcielił się David Anders, młody aktor z dużym dorobkiem serialowym i raczej skromnym, jeśli chodzi o długi metraż. Bart ginie w Iraku i budzi się w trumnie w swoim rodzinnym mieście. Natychmiast kieruje się do swojego przyjaciela, którym jest lekkoduch Joey - udana rola Chrisa Wilde'a - aktora z równie bogatym doświadczeniem telewizyjnym. Okazuje się, że Bart to zmobie, tyle tylko że zachowuje się i wygląda niemal jak normalny człowiek. Pewnym mankamentem okazuje się fakt, że musi pić krew, żeby powstrzymać rozkład swojego ciała. Z kolei w ciągu dnia wyłącza się całkowicie, przestaje funkcjonować. Mathilda przyjaciółka naszych bohaterów uważa, że Bartowi należy odrąbać głowę i wbić kołek w serce. Jednak Joey ma inną wizję.
Film jest bardzo dobrze zagrany. Bart i Joey tworzą doskonały duet. Ogólnie aktorzy są dobrze dobrani łącznie z postaciami z drugiego i dalszego planu. Efekty specjalne może nie zawsze są doskonałe, ale przyzwoite. Również pewne nieścisłości fabuły nie wpływają na odbiór filmu. Do takich nieścisłości zaliczam scenę, w której Bart dostaje serię z pistoletu pod sklepem, ale nie widać śladów po kulach. Ponadto wątek z Janet, dziewczyną Barta, wydaje się nieco nieprzemyślany. Jak na osobę tak oddaną to jest zbyt nieobecna w całym filmie.
Nie ma tutaj typowego horroru czy komedii. Jednak film broni się oryginalnym scenariuszem i bardzo dobrą grą aktorską. Główny bohater jest tutaj pokazany jako ktoś pośredni pomiędzy wampirem (pije krew, śpi w dzień) a zombie. Mamy w filmie kilka ukrytych odniesień np. do "Brudnego Harry'ego", moim zdaniem jest pewna scena, która może być pastiszem na Quentina Tarantino, a dla erudytów również, choć pośrednio do Kafki. Film ogląda się z lekkością, nieco humorystyczną choć w zasadzie śledzimy dramat Barta i przekleństwo jego nieśmiertelności (czyżby Frankenstein?). Pozycja godna polecenia nie tylko fanom horroru. Może zabrakło nieco czarnego humoru, ale z czystym sumieniem daję siedem gwiazdek.
Jeśli chcecie się dowiedzieć, do czego można użyć wibratora albo czy zombie może popełnić samobójstwo, zapraszam na film.