Recenzja filmu

Randka w ciemno (2010)
Wojciech Wójcik
Katarzyna Maciąg
Borys Szyc

Bez scenariusza

Jak widać, scenariusz tego filmu nie został przypisany żadnemu autorowi, ani na Filmwebie, ani w napisach końcowych dzieła Wojciecha Wójcika. Dlaczego? Być może autor nie życzył sobie
Jak widać, scenariusz tego filmu nie został przypisany żadnemu autorowi, ani na Filmwebie, ani w napisach końcowych dzieła Wojciecha Wójcika. Dlaczego? Być może autor nie życzył sobie umieszczenia jego nazwiska w czołówce, gdyż nie bez powodu uznał, że zaszkodziłoby to jego renomie. Możliwe jednak, że film powstał jedynie na podstawie luźnego pomysłu, bez konkretnego scenariusza.

"Randka w ciemno" sprawia wrażenie, jakby głównym założeniem twórców było zebranie jak największej kwoty od licznych sponsorów, a za nią zafundowanie sobie i obsadzie dobrze płatnych zagranicznych wakacji (ciężko inaczej uzasadnić pojawienie się Nicei i Londynu w filmie). Togo, że sponsorów udało się zaangażować, nikt nawet nie próbował ukryć. Na ekranie co chwila ostentacyjnie pojawiają się loga kolejnych marek, często na samym jego środku, po czym słychać bohaterki dodające, że produkt jest wyjątkowo piękny, pyszny lub funkcjonalny.

Za dowód braku scenariusza możemy potraktować także jakość żartów w tym filmie, który z założenia miał być komedią. "Randka w ciemno" utwierdziła mnie w przekonaniu, że w polskim kinie XXI wieku między dowcipem w komedii a tym w komedii romantycznej jest taka, że w tej drugiej gagi są nieśmieszne, a w pierwszym przypadku dodatkowo niesmaczne i żenujące. Dialogi w tyj produkcji były równie drętwe co humor, a ponadto bardzo nierealistyczne (wypowiadane przez ponad 20-letnia kobietę podczas kłótni "powinnam cię stłuc na kwaśne jabłko" jest zdecydowanie moją ulubioną kwestią) i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś powiedział mi, że teksty wszystkich rozmów były pisane na kolanie na 5 minut przed początkiem zdjęć.

Jedna rzecz, a właściwie osoba, przekonuje mnie jednak, że jakiś scenariusz został napisany. Mam na myśli Katarzynę Maciąg, występującą w tym filmie w roli głównej, która każdą swoją kwestie wypowiada tak, jakby czytała ją z kartki. Reszta aktorów zagrała znacznie lepiej, chociaż można przyczepić się do przerysowanej pary gejów (Lesław Żurek i Dariusz Wnuk), głupkowatego i momentami irytującego prowadzącego (Tomasz Kot) oraz Anny Dereszowskiej, która jak zwykle nadużywała słownictwa rodem z koszar (lub gimnazjum na warszawskiej Pradze), a jej głośny orgazm brzmiał jak coś pomiędzy obdzieraniem ze skóry a nabijaniem na pal. Muszę pochwalić za to pana Lindę, który jako jedyny w tym filmie mnie rozśmieszył i to za pomocą jednego wymownego spojrzenia, dobrze zagranego i adekwatnego do sytuacji.

Chociaż nie mogę  polecić tego filmu nikomu ze względu na dobry dowcip, wciągającą fabułę czy znakomitą grę aktorską, z dwóch powodów warto go zmęczyć (bo nie można tego określić inaczej). Pierwszym z nich są dobrze zrobione zdjęcia pięknych nadmorskich krajobrazów Nicei, drugim pojawiający się w filmie utwór "Maybe Tomorrow" zespołu Stereophonics, ale ten można usłyszeć w znacznie lepszym "Mieście Gniewu", a i dla krajobrazów łatwo znaleźć zamiennik, jeśli nie filmowy, to w postaci albumu.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W polskiej kinematografii od 2004 roku trwa nieprzerwana moda na komedie romantyczne. Pierwszy polski... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones