Recenzja wyd. DVD filmu

Rodzice chrzestni z Tokio (2003)
Satoshi Kon
Shôgo Furuya
Tôru Emori
Yoshiaki Umegaki

Nie dla moherowych beretów

Jakiś czas temu dowiedziałem się, że ów film został wydany w Polsce na DVD. Sądząc po opisie i kategoriach na stronach internetowych, moje przekonanie o tym, że głównymi odbiorcami filmu są
Jakiś czas temu dowiedziałem się, że ów film został wydany w Polsce na DVD. Sądząc po opisie i kategoriach na stronach internetowych, moje przekonanie o tym, że głównymi odbiorcami filmu są milusińscy, wzmogło się, gdy przechadzając się po wideotece zobaczyłem ten film na półce z bajkami. Cóż, uczuliłem się już na to, że Polacy każde anime odbierają jako film dla dzieci i nie można się tym kierować przy wybieraniu filmu, ale w tym przypadku moja czujność została uśpiona. Gdyby do wypożyczalni tej wszedł Roman Giertych, spojrzał na półkę z bajkami i wziął "Rodzice chrzestni...", po czym puścił swojemu dziecku, pewnie od razu dogadałby się z Kaczyńskim i obaj zabroniliby w Polsce anime, a przy okazji mangi, judo, aikido, taekwondo, bonsai i jeszcze paru innych rzeczy rodem z Japonii. Trójka bezdomnych (dwóch mężczyzn - z czego jeden jest homoseksualistą - transwestytą - i nastolatka) w wigilię Bożego Narodzenia znajduje na tokijskim wysypisku porzucone niemowlę. Dla Gina i nastoletniej Miyuki najlepszym rozwiązaniem jest powiadomienie o tym władz, jednak w geju Hanie odzywają się "instynkty macierzyńskie": wymusza na pozostałej dwójce, aby pomogli mu odnaleźć matkę dziecka i namówić ją do przygarnięcia bobasa oraz wyjaśniania przyczyn jego porzucenia. Nie da się ukryć, że wszystko to trochę naciągane: trójka bezdomnych szuka w ogromnym Tokio kobiety, której nie znają i nigdy nie widzieli na oczy? Przecież to jak szukanie igły w stogu siana! Co prawda pogromcy mitów dowiedli, że jest to możliwe, ale ta igła wydaje mi się za duża - mając taką ilość poszlak co nasi bohaterowie, z zagadką nie poradziłaby sobie nawet ekipa Scooby'ego-Doo. Szukanie owej igły wydaje się tym bardziej niedorzeczne, jeżeli dołoży się do tego szalony pościg samochodowy, próby samobójcze, zwisanie z ostatniego piętra wieżowca i temu podobne. Nie wydaje mi się także, żeby dziecko porzucone na dworze w mroźny grudniowy dzień miało jakiekolwiek szanse przeżycia, a ilość zbiegów okoliczności w finalnych scenach filmu była trochę przesadzona. Ale zostawmy to i przejdźmy do innych kwestii. Moje pierwsze wrażenie z seansu "Rodziców chrzestnych..." nie było pozytywne: nie dość, że na początku zobaczyłem logo amerykańskiego Miramaksu, to po nim objawiła mi się bardzo nieudana twarz niemowlęcia - Dzieciątka Jezus. Po tym pierwszym szoku sytuacja niewiele się poprawiła, ponieważ ujrzałem kolędników, których ruchy i animacja ust wybitnie nie pokrywały się z tym, co płynęło z głośników. Po tym dość niemiłym wstępie sytuacja uległa poprawie i resztę filmu oglądało się miło. Ogólnie rzecz biorąc, animacje i scenografia zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Podobało mi się Tokio w bożonarodzeniowym klimacie: pełne światełek, pokryte śniegiem. Od razu człowiekowi robi się lżej na sercu. Oprócz tego widzimy także obskurne dzielnice i zaułki Tokio, miejsca, w których gromadzą się bezdomni - kontrastuje to z ogromem i przepychem miasta. W filmie pojawiło się też trochę renderowanych animacji. Prawdę powiedziawszy, nigdy nie przepadałem za tego typu praktykami, czemu w sumie chyba trudno się dziwić. Animacje komputerowe wyraźnie odstawały od reszty, sprawiając wrażenie sztucznych i nienaturalnych, co przede wszystkim było widać w animacjach niektórych pojazdów. Mimo wszystko nie była to jednak taka fuszerka jak na przykład nobuseri w "Siedmiu samurajach". Było także parę elementów, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Jakież było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem "Cichą noc" śpiewaną po japońsku! Żadne tam "Silent Night" czy "Stille Nacht", a "Kiyoshi kono yoru". Ogólnie byłem pod niemałym wrażeniem tego filmu, ponieważ jest on dość chrześcijański. Wiadomo, jakim krajem jest Japonia - shintōizm, buddyzm i te sprawy - a tu zwalają się na nas bożonarodzeniowe choinki, wigilia, chrześcijańskie kolędy i w ogóle cała ta dobrze znana nam świąteczna otoczka. Nie mniejszym zaskoczeniem było to, że Hana jest homoseksualistą, w dodatku transwestytą! Jakże musiałoby to kontrastować u panów z PiS-u i LPR: chrześcijanin-gej - nie do pomyślenia, nieprawdaż? Do tego w filmie jest trochę tematyki związanej z seksem i seksualnością - dlatego na początku napisałem, że film ten zostałby pewnie zakazany przez moherowe berety. W filmie pojawia się także trochę słownictwa nie przeznaczonego dla najmłodszych. A jeżeli chodzi o polską wersję, mam co do niej pewne zastrzeżenia: "Nie ma ani kropli mleka w cycku pedała", "Przecież on jest pedałem" - mamy 2005 rok, dziś określenie "pedał" ma pejoratywne znaczenie, używają go skini, dresiarze czy politycy wspomnianych wcześniej partii, porządni ludzie mówią "gej" albo "homoseksualista". Dużym plusem filmu są bohaterowie. Co prawda ich projekty nie robią jakiegoś piorunującego wrażenia, czasami mogą irytować, ale jeżeli chodzi o ich osobowości, spisano się bardzo dobrze. Bohaterów obserwujemy od dnia Wigilii, poprzez poświąteczne dni i sylwestra, do Nowego Roku. To taki magiczny czas, w dodatku jest z nimi dziecko, które wzbudza wiele emocji. Wszystko to powoduje, że w bohaterach zachodzą pewne zmiany, a my sami dowiadujemy się o ich losach - o rodzinach, o tym, dlaczego znaleźli się na bruku itd. Do gustu przypadła mi także muzyka. Trudno określić, czym jest ścieżka dźwiękowa Keiichiego Suzuki - była dziwna, nie potrafię jej opisać. Może to właśnie jej "dziwność" sprawiła, że tak mi się spodobała? A oprócz wspomnianej przeze mnie "Cichej nocy" możemy usłyszeć także japońską wersję "Ody do radości": co prawda w dość niecodziennej aranżacji, ale i oryginalną zarazem. Anime to jest typowym dramatem, ale zawiera także elementy komediowe, które rozładowują atmosferę filmu. Jak na mój gust zostały do filmu wprowadzone słusznie i umiejętnie: nie rażą widza i nie odrywają od głównego, dramatycznego, wątku. Można powiedzieć, że "Rodzice chrzestni z Tokio" to takie bożonarodzeniowe anime - można go obejrzeć w świąteczny dzień, zamiast po raz kolejny oglądać Kevina, Dolasa czy Kargulów i Pawlaków. Na pewno nie każdemu się spodoba, ale może warto sięgnąć po coś nowego, zamiast kolejną powtórkę w telewizji? Jeżeli chodzi o polskie wydanie DVD... O jakości tłumaczenia wspomniałem już wcześniej. Niestety, cena nie jest adekwatna do zawartości krążka. Do wyboru mamy dwie japońskie ścieżki - z DTS-em albo w 5.1 - i ścieżkę hiszpańską, także w 5.1 oraz prawie dwadzieścia plików z napisami, w takich nawet językach jak hindi. Oprócz filmu na dysku znajdują się jedynie zwiastuny oraz menu dostępu do wybranych scen.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones