Recenzja filmu

Rzeź (2011)
Roman Polański
Jodie Foster
Kate Winslet

Wojna na słowa

Polański wielkim filmowcem jest. Zdaję sobie sprawę z tego, iż rozpoczynając ocenę ostatniego filmu najbardziej znanego na świecie reżysera polskiego pochodzenia wątpliwej jakości parafrazą z
Polański wielkim filmowcem jest.

Zdaję sobie sprawę z tego, iż rozpoczynając ocenę ostatniego filmu najbardziej znanego na świecie reżysera polskiego pochodzenia wątpliwej jakości parafrazą z Gombrowicza, mogę (nie)opacznie "ustawić" jej ewentualnego odbiorcę, niekoniecznie przychylnie. Truizmy i banały mają jednak to do siebie, że najczęściej mówią prawdę. Roman Polański dwoma pierwszymi ujęciami "Rzezi", adaptacji popularnej sztuki Yasminy Rezy, "Bóg mordu", daje bowiem widzowi pełne rozeznanie w sytuacji, puszczając przy tym w niebyt odwieczną wątpliwość o płynnej granicy między rzemieślnikiem a sztukmistrzem.

Oto na osiedlowym placu zabaw dochodzi do bójki dwóch podlotków. Jako że skutki starcia są dość opłakane dla syna Penelope i Michaela Longstreetów (Jodie Foster i John C. Reilly), spotykają się oni z rodzicami sprawcy obrażeń ich pociechy, Nancy i Alanem Cowanami (Kate Winslet i Christoph Waltz), aby poprzez spisanie ugody dojść do porozumienia. Początkowa, niewinna, lecz gryząca utarczka słowna - chłopiec był "uzbrojony w kij" czy też "trzymał kij"? - eskaluje, gdy Cowanowie decydują się skorzystać z zaproszenia na kawę, w krótkim czasie przeradzając się w werbalną wojnę totalną. Interlokutorzy z zaskakującą łatwością pozbywają się odlanych z fałszywej uprzejmości masek i nie krępują się korzystać ze wszystkich chwytów - dozwolonych, bo do rękoczynów, jak w przypadku ich dzieci, rzecz jasna nie dojdzie - przenosząc przy tym pole bitwy z podwórka do eleganckiego apartamentu.

W ocenie filmu na stronie Rope of Silicon przeczytać można, że "Rzeź" "należy uznać za czarną komedię, lecz jest to komedia tylko dlatego, że życie jest zabawne i równie absurdalne". Polański we właściwy sobie sposób umieszcza w zamkniętej przestrzeni czworo ludzi, którym "pokojowe" rozwiązanie problemu uniemożliwia wyłącznie rozbuchane ego. Ten w gruncie rzeczy przykry i smutny powód śmieszy w "Rzezi" najbardziej. Nic tak nie boli jak krzywda drugiego człowieka. Z początku iskrzy na linii Penelope - Alan, lecz szybko dołączają do nich ich współmałżonkowie. Z upływem czasu wchodzą w – uwarunkowane płcią, zawodem, poglądami, a nawet przedmiotami codziennego użytku – przymierza, w każdej chwili będąc gotowymi je zerwać. Choć każde indywiduum walczy o władzę, wspólnie doprowadzają do ukatrupienia pozornej grzeczności, mordu na dobrych manierach, słownej rzezi, aż po całkowitą anihilację i tak wymuszonego bon tonu. Śmieszy ich frustracja, złość na cały świat i na siebie nawzajem, jaka wylewa się z nich podczas kłótni, której zarzewiem był konflikt dzieci i do którego usilnie powracają, jakby w nadziei na opamiętanie. Sedno zmienia się jednak w pozór i nie są w stanie uciec od ustawania przy swoim, mimowolnie zapędzając się w kozi róg coraz dosadniejszych docinek. Alan, Nancy, Michael i Penelope – chociaż o zróżnicowanych charakterach – to bowiem ludzie równie wykształceni co niespełnieni, których ambicje wzbudzają szacunek, ale i politowanie, gdyż widz doskonale zdaje sobie sprawę, że nigdy nie zostaną osiągnięte; to nieskomplikowane jednostki, które najbardziej bawią w miarę upływu czasu wyostrzającym kontury przerysowaniem i karykaturalnością klasy średniej; to wreszcie postaci uwięzione w konwenansach, które odrzucają równie łatwo, jak sięgają po zaproponowanego drinka. I kolejnego, i kolejnego...

Polański z demonicznym uśmiechem czyni z widzów sadystów i masochistów jednocześnie, zmuszając do śmiechu z własnych przywar, słabości i kompleksów. Dokonuje wiwisekcji (popularne i nieco nadużywane przez recenzentów pojęcie, lecz akurat w przypadku "Rzezi" trafne) społeczeństwa "middle class" - nie bolesnej, bo znieczulonej cierpkim humorem, ale duchowo dotkliwej. Kąśliwie rozprawia się z obłudą, zmuszając protagonistów (czy może bardziej antagonistów?) do wywlekania nawet małżeńskich brudów, a przez to doprowadzając do zaniechania tego, za czym się opowiadali, do degradacji poglądów. Jednak brak w tych rozważaniach katharsis. Widz nie uświadczy choćby jednego czułego gestu między małżonkami, najmniejszego sygnału, że może być lepiej. I to uderza w "Rzezi" najbardziej. Film Polańskiego to w mniejszym stopniu rozprawa o zwierzęcej naturze człowieka, uwalnianych w obliczu doprowadzenia do skrajności pierwotnych instynktach (kolejne modne wyrażenie). To portret cywilizacyjnego potwora, obecnego wewnątrz każdego z nas – uporu, bezwzględności, dominacji, "mojszej racji".

Z historii opowiadanej w "Rzezi" przebija postać samego reżysera, jego dramat, który znamy i obserwujemy od lat. Scenariusz pisał w szwajcarskim azylu, w którym był więziony z powodu medialnej szopki, napędzanej czysto "piarowskimi" pobudkami: niskich lotów, pijawkową autopromocją ze strony jednego państwa i pokazową demonstracją obrony litery prawa, która w obliczu nieświeżej szlachetności nabrała koślawych kształtów, ze strony drugiego. Nieprzypadkowo pokazał ludzkiego potwora na tle Nowego Jorku, znienawidzonego przez siebie miasta. Tak jak Cowanowie nie znajdują wentyla bezpieczeństwa z apartamentu Longstreetów, tak Polański nie może się uwolnić od demonów przeszłości, obecnych w każdym jego filmie. A jednak, możliwy do przewidzenia – acz wyczerpujący definicję przewrotności – finał "Rzezi" zaskakuje chłodnym powiewem przestrzeni. Niemal czuć, jak z Polańskiego uchodzi powietrze, schodzi ciśnienie. To pełne ulgi westchnienie, kojący oddech. Nadzieja na spokój.

W ostatnim filmie Polańskiego można dopatrzyć się też obserwacji na temat wychowania dzieci (chciałoby się powiedzieć – z dobrych rodzin), odpowiedzialności rodzicielskiej, a w szerszym ujęciu – refleksji o przemocy, która w konsekwencji rodzi przemoc, czy nawet subtelnej drwiny z kondycji współczesnej dyskusji. Przede wszystkim to jednak znakomity film, pierwszorzędnie zrealizowany i zagrany. Polański kapitalnie panuje nad rytmem opowieści, timing akcji przypomina trochę ten z "The Social Network" Davida Finchera. Wie, kiedy rozładować atmosferę, tylko po to, by za chwilę znów ja zagęścić. Twórca "Matni" – nasączonej cierpkim cynizmem podobnie jak "Rzeź" – perfekcyjnie ustawia bohaterów i elementy otoczenia, a Paweł Edelman komponuje kadry, wykorzystując zbliżenia oraz odbicia w lustrach i szybach, by stworzyć wrażenie namacalnej wręcz, a jednocześnie zdynamizowanej ciasnoty. Rekwizyty z czasem zaczynają żyć na równi z bohaterami: permanentnie dzwoniąca komórka, wazon z kwiatami, stolik, suszarka do włosów, butelka whisky – wszystko staje się czechowską strzelbą. Do tego Polański zgromadził na planie jednych z najlepszych współczesnych aktorów i brawurowo ich poprowadził, dzięki czemu chce się oglądać dawno niewidzianą, bolejącą i nadekspresyjną Foster, bezceremonialnego i miśkowatego Reilly'ego, uroczo odurzoną promilami Winslet i chyba najlepszego w tym gronie, po amerykańsku zimnego i wyrachowanego, a jednocześnie wzbudzającego uśmieszek politowania Waltza.

W czasach, gdy patetyczna pustka, polityczna poprawność, przekombinowanie w formie i treści biorą górę nad artystyczną niezależnością, Polański nakręcił obraz oparty na najprostszych środkach wyrazu, kameralny, nieefektowny. "Rzeź" to film o chorobach naszych czasów, w którym interpretacyjna wielopłaszczyznowość i kontekstowa wielowymiarowość miesza się z mainstreamowym brakiem stagnacji i tempem rasowego thrillera. Porównywać go można do klasyki kina - "Anioła zagłady" albo "Kto się boi Virginii Woolf?" - a jednocześnie to obraz, w którym "Polanski's touch" jest nad wyraz widoczny, przez to zbyt "niegrzeczny", żeby liczyć się w walce o najbardziej pożądane, celebryckie nagrody (co zresztą czas pokazał). To film - na miarę naszych czasów - wybitny. Czy arcydzieło? Wierzę, że tak.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Nasz syn został bestialsko napadnięty przez kolegę ze szkoły i uderzony patykiem w twarz, co... czytaj więcej
Roman Polański z pewnością jest twórcą budzącym niemałe kontrowersje. Spora w tym jednak zasługa jego... czytaj więcej
Z racji, że w szkole byłem dzieckiem wyjątkowo skłonnym do bójek, dobrze wiem, że spotkania rodziców w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones