Recenzja filmu

Sabrina (1954)
Billy Wilder
Humphrey Bogart
Audrey Hepburn

Byli sobie zakochani

W ramach zaznajamiania się z kinematografią starszą niż 40 lat (zwanej powszechnie klasyką), postanowiłam obejrzeć "Sabrinę" ze śliczną Audrey Hepburn w roli tytułowej. A że trudno znaleźć
W ramach zaznajamiania się z kinematografią starszą niż 40 lat (zwanej powszechnie klasyką), postanowiłam obejrzeć "Sabrinę" ze śliczną Audrey Hepburn w roli tytułowej. A że trudno znaleźć klasyczne filmy, nierzadko trzeba przetrząsnąć niebo i ziemię w ich poszukiwaniu, "Sabrinę" zobaczyłam w angielskiej wersji językowej na jednej ze stron internetowych. Orłem z angielskiego nie jestem, jednak pocieszam się twierdzeniem: "Ale generalnie wiem, o co chodzi, no!". Reżyser "Sabriny", Billy Wilder, słynie z takich dzieł, jak "Pół żartem, pół serio", "Bulwar Zachodzącego Słońca" czy "Garsoniera". Przy tak imponującym dorobku artystycznym trudno uznać "Sabrinę" za dzieło wybitne. Jest to typowa komedia romantyczna, a opowiada ona o perypetiach młodej marzycielki Sabriny Fairchild. Dziewczyna to córka szofera, która od dzieciństwa darzy uczuciem bogatego Davida pochodzącego z arystokratycznej rodziny. Jednak chłopak nie zwraca na nią najmniejszej uwagi, co wpędza pannę Fairchild w stan rozpaczy i melancholii. Troskliwy ojciec wysyła swoją jedynaczkę do Paryża, by tam nabrała ogłady i zdobyła wykształcenie. Sabrina wraca z Paryża odmieniona - staje się piękną kobietą emanującą swoim urokiem osobistym. David, który wcześniej ignorował swoją wielbicielkę, z miejsca się w niej zakochuje. Oddaje ukochanej serce, jednak pojawia się ten trzeci - brat Davida, Linus, prawie dwa starszy od Sabriny, który również traci dla niej głowę. Mimo pewnego schematu (bogaty narzeczony, piękna panna i miłość niezwracająca uwagi na różnice klasowe i majątkowe), "Sabrina" posiada pewien urok, którego tak bardzo brakuje współczesnym komediom romantycznym. Oglądałam film z przyjemnością, ciesząc się głównie widokiem czarującej Audrey Hepburn. Moim zdaniem zagrała ona najlepiej z całej obsady, a co ciekawe dostała najmniejszą gażę - Humphrey Bogart zgarnął 300 tysięcy, a William Holden 150 tysięcy, a Audrey "jedynie" 15 tysięcy dolarów. Para Bogart - Hepburn w ogóle mnie nie przekonała. Nic między nimi nie było - żadnej chemii, żadnej iskry, kompletnie niczego. Ślicznotka Audrey rzuca się w ramiona wyniosłemu Bogartowi, a jego twarz przypomina pyszczek mopsa, który zeżarł nieświeżą kiełbasę. W dodatku on był od niej o wiele starszy- mógłby spokojnie udawać jej ojca. Dosłownie. Muzyka filmu, skomponowana przez  Friedricha Hollaendera, specjalnie nie zachwycała. Co prawda Audrey śpiewała piosenkę "La vie en rose", ale nie zwróciłam na nią uwagi. Zdjęcia ujdą w tłumie (Charles Lang), podobnie jak montaż (Arthur P. Schmidt). Scenariusz Billy'ego Wildera i Ernesta Lehmana nieco monotonny i sądzę, że można z niego było wydobyć o wiele więcej potencjału. "Sabrinę" szczególnie polecam wielbicielom Audrey Hepburn, fanom klasyki, komedii romantycznych albo jednego i drugiego, choć na burzę uczuć między głównymi bohaterami nie ma co liczyć (Sabrina i Linus...). Nie jest to arcydzieło, ale z pewnością warto się z nim zapoznać. To taki miły, uroczy filmik, na którym można się odprężyć i zrelaksować. A obowiązkowo muszą się z nim zapoznać fani wyżej wymienionej Audrey i Billy'ego Wildera.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niechętnie przyznajemy się do tego, że bajki czy mity odgrywają w naszym życiu jakąś znaczącą rolę.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones