Recenzja filmu

Strażnicy Galaktyki: Volume 3 (2023)
James Gunn
Waldemar Modestowicz
Chris Pratt
Zoe Saldaña

We’ll all fly away together, one last time

Stworzenie filmu doskonałego leżało w interesie Marvel Studios od dłuższego czasu. Niczym Wielki Ewolucjonista James Gunn przyglądał się ostatnim porażkom studia. Reżyser chciał, aby trzecia i
Wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Czy 10 lat temu, przy okazji premiery pierwszej części "Strażnicy Galaktyki (2014)Strażników Galaktyki", tak oczywistą opinią było, że trylogia James GunnJamesa Gunna stanie się jedną z najlepszych w historii serią filmów świata MarvelMarvela?

Pogrążony w depresji i uzależnieniu od alkoholu Peter Quill (Chris Pratt) wciąż nie potrafi sobie poradzić po śmierci ukochanej Gamory (Zoe Saldana). Po wspólnie spędzonych magicznych świętach życie na Knowhere toczy się spokojnie. Sielankę przerwie jednak Adam Warlock (Will Poulter) - niespodziewany gość z kosmosu, któremu będzie zależało na schwytaniu Rocketa (Bradley Cooper). Strażnicy Galaktyki zrobią wszystko, aby uniemożliwić wysłannikowi głównego antagonisty skrzywdzenie i porwanie futrzastego członka tej różnorodnej rodziny.


"Strażnicy Galaktyki: Volume 3" są ukłonem reżysera w stronę Rocketa – jednej z najlepiej napisanych postaci kinowego uniwersum Marvela. Opowieść o makabrycznej przeszłości szopa ściska za gardziel nawet najtwardszych widzów. Wyjątkowo chwytające za serce rozmowy grupki przyjaciół uwięzionych przez Wielkiego Ewolucjonistę (Chukwudi Iwuji). Zwierzaczki snują marzenia, wyczekują dnia, kiedy wyjdą na wolność, gdy ujrzą piękne niebo obiecanego im "doskonałego" świata. Nie wiedzą, że są tylko eksperymentem. Nie zdają sobie sprawy, że ich egzystencja jest zupełnie bezwartościowa dla stwórcy.

Nebula (Karen Gillan) zaliczyła największy progres ze wszystkich "Guardiansów". Zmiana od twardej liderki i "jedynej poważnej" osoby w całej drużynie, do postaci, która zmiękła, słysząc głos Rocketa, pozwalała z zachwytem oglądać występ aktorski GillanBradley CooperBradley Cooper i jego mrożący krew w żyłach krzyk sprawił, że z łatwością można było poczuć się zupełnie jak bezpośredni świadek wydarzeń. Piesek Cosmo (Maria Bakalova) mimo niezbyt wielu sekwencji w filmie, błyszczy! Bardzo pozytywna i ciekawie zagrana rola.

Ostatni taniec Jamesa Gunna w Marvelu jest czymś wyjątkowym. Reżyser płynnie łączy i przeplata ze sobą wątki pełne śmiechu, roztrzęsienia, płaczu i radości, omijając przy tym odczucie zmęczenia, dłużenia oraz przesycenia. Trzecia część Strażników Galaktyki jest marvelowskim ewenementem od czasu "Avengers: Koniec gry". Ostatnie "dzieła" MCU, a w szczególności "Thor: Miłość i grom", "Ant-Man i Osa: Kwantomania" i "Mecenas She-HulkMecenas She-Hulk (2022)" słynęły z wręcz żenujących żartów, czy niezbyt zachwycających efektów specjalnych. Tym razem jest inaczej. Wreszcie fani dostali film kompletny, taki, na który czekali od 2019 roku. Żadna produkcja od "Końca gry" nie była tak świetnie wyważona – szczególnie pod względem humoru.


Z uśmiechem na twarzy, słuchając genialnego przeboju Spacehog, dałem się porwać w tę niezwykłą podróż ku końcowi serii Strażników Galaktyki Jamesa Gunna. Trudno wyobrazić sobie piękniejsze zwieńczenie trylogii, które mogłoby dostarczyć tak wiele emocji i pozwolić po raz ostatni odlecieć z tą cudowną ekipą "into the forever and beautiful sky".
 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Strażnicy Galaktyki: Volume 3
"Powiedz mi, jakie piosenki lubisz, a powiem ci, kim jesteś", mogłoby brzmieć motto "Strażników... czytaj więcej
Jakub Popielecki
Jakub Popielecki
9