Recenzja filmu

Stuart: Spojrzenie w przeszłość (2007)
David Attwood
Benedict Cumberbatch
Tom Hardy

Dajcie szansę Stuartowi

W jednej z pierwszych scen filmu Alexander Masters mija koczującego na ulicy Stuarta - wcale go nie zauważa. Niewiele brakowało, a nie poznałby go nigdy. Co by wtedy było? Może należałoby raczej
W jednej z pierwszych scen filmu Alexander Masters mija koczującego na ulicy Stuarta - wcale go nie zauważa. Niewiele brakowało, a nie poznałby go nigdy. Co by wtedy było? Może należałoby raczej zapytać, czego by nie było. Nie byłoby świetnego filmu, jakim jest "Stuart: Spojrzenie w przeszłość".

Ta historia wydarzyła się bowiem naprawdę. Wykształcony przedstawiciel klasy średniej Alexander Masters spotkał bezdomnego Stuarta Shortera  ("pijaka, ćpuna i złodzieja", jak sam mówił o sobie) w Cambridge, w 2000 roku. Mimo uprzedzeń Masters dał Stuartowi szansę na bycie wysłuchanym. Postanowił napisać o nim książkę. Dzięki formule "życia do tyłu" (czy też, według polskiego tytułu filmu, "spojrzenia w przeszłość") razem z pisarzem wnikamy coraz głębiej w przeszłość Stuarta, poznając i coraz lepiej rozumiejąc czynniki, które doprowadziły do jego tragicznej sytuacji. Ale Stuart to nie tylko kolejna ofiara błędnego koła przemocy i uzależnień. To także, a może przede wszystkim, inteligentna i niesamowicie zabawna osoba, taka, z którą ma się ochotę rozmawiać i którą chciałoby się bliżej poznać.

To, że widz wierzy w prawdziwość postaci Stuarta, jest w dużej mierze zasługą kreacji Toma Hardy’ego, który tworzy na ekranie żywego człowieka, w całej jego złożoności. Całkowicie wiarygodnie oddaje zarówno fizyczność chorego na zanik mięśni i wyniszczonego nałogami Stuarta, jak i jego poplątaną psychikę. Hardy urzeka dopracowanymi szczegółami, sposobem mówienia czy gestami. Stuart w jego wykonaniu okazuje się być postacią rozczulającą i autentycznie zabawną. W połączeniu z jego błyskotliwymi tekstami i licznymi żartami sytuacyjnymi daje to nadspodziewanie komediowy efekt: mimo poważnego tematu przez większą część trwania film jest wdzięcznie lekki i naprawdę bardzo zabawny (niektóre sceny prowokują wręcz do niepohamowanych ataków śmiechu). Należy dodać, że przekonujący i naturalny jest też Benedict Cumberbatch w roli empatycznego pisarza, komentującego wydarzenia z lekkością i ironią i wchodzącego w szczerą relację z opisywaną postacią.

"Stuart: Spojrzenie w przeszłość" to historia opowiedziana subtelnie, z taktem i wrażliwością. Wykorzystuje mocniejsze środki wyrazu (takie jak sceny przemocy i autoagresji), ale tylko wtedy, kiedy to naprawdę potrzebne, dzięki czemu tym bardziej nabierają one mocy i poruszają, a momentami nawet szokują.

Film skłania widza do przeglądu swoich uprzedzeń wobec osób z tak zwanego "marginesu społecznego". Przypomina, że nikogo nie należy oceniać po pozorach – bo po pierwsze, każdy człowiek to istota wielowymiarowa, a po drugie, motywy i przyczyny ludzkich zachowań często pozostają nam nieznane. Tkwiąc w swoich uprzedzeniach, łatwo przegapić fascynującego człowieka, jakim był Stuart Shorter; tak samo łatwo przegapić skromną telewizyjną produkcję, jaką jest "Stuart: Spojrzenie w przeszłość". Kiedy już odrzucicie uprzedzenia, dostaniecie szansę obcowania z prawdziwą filmową perełką.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones