Południowe piękności

Kino grozy już nigdy później nie wzniosło się na taki poziom jak w 1974.
Tobe Hooper rozwinął żagle w swojej reżyserskiej karierze w momencie, gdy amerykańska kinematografia była w świetnym dla siebie momencie. Od końcówki lat 60. rozwijał się nurt nazywany "Nowym Hollywood", z perspektywy horrorów najważniejszy w nim był wzrost swobody artystycznej. Do głosu dochodzili nowi twórcy rządki krwi, do których można zaliczyć George'a A. Romero od "Nocy żywych trupów" i Wesa Cravena z jego "Ostatnim domem po lewej". Wspomniane filmy kryją się jednak w cieniu "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", innego dziecka przemian zachodzących wówczas w sztuce filmowej.

Nie ma potrzeby by mocniej pochylać się nad fabułą, ta bowiem jest prosta jak rozumowanie Leatherface'a. To historia jakich później powstały dziesiątki, młodzi ludzie wyjeżdżają w odludne miejsce i padają łupem mordercy (którym jest tutaj wspomniany Leatherface i jego rodzina). Nie ona jest tu jednak ważna.

"Teksańską masakrę piłą mechaniczną" najbardziej cenię za arcymistrzostwo, jakie ten film osiągnął w budowaniu napięcia. Twórcy osiągnęli to poprzez umieszczanie drobniejszych rzeczy kreujących skojarzenia z przemocą (martwy pancernik leżący na drodze, okaleczający się autostopowicz) w pierwszej połowie filmu by wprowadzać w ten sposób do eskalacji przemocy. Drobną rzeczą, która robi w tej materii naprawdę sporo, jest wielokrotnie wracający w podobnych momentach odgłos czegoś w rodzaju skrzypienia.

Wspomniana kwestia jest widoczna już na samym początku (który według mnie jest jednym z najlepszych otwarć w historii kina, bo perfekcyjnie wprowadza w klimat filmu i wydobywa jego esencję). Pierwsze kadry ukazują bowiem zbliżenia na gnijące zwłoki, które wyłaniają się z ciemności przez krótkie rozpryski światła. Zaraz po tym są mroczne, spowite w czerwieni napisy początkowe, zakończone ujęciem księżyca i chwilę później martwego pancernika. Cała brutalność produkcji jest zwiastowana w łagodniejszej wersji od pierwszych chwil, czym tworzy pomost dla jej silniejszej wersji.

Schemat zapowiadania eskalacji przemocy i niebezpieczeństwa poprzez mniejsze elementy powiewające mrokiem lub krwią można też odnaleźć w ramach poszczególnych scen i tam też działa to fenomenalnie. Za przykład może posłużyć fragment, w którym przedstawiony zostaje Leatherface (poprzez dokonanie pierwszego morderstwa). Jego ofiary w spokoju idą w nim po ranczu, najpierw znajdują głośną maszynę, następnie mężczyzna znajduje ludzki ząb, zaś po wejściu do domu widzi ścianę w całości zapełnioną zwierzęcymi czaszkami. Za moment umiera od ciosu młotem. Podobnie jest chwilę później, gdy ginie jego partnerka, ona zanim spotka się ze swoim oprawcą, trafia do pokoju wypełnionego piórami i kośćmi.

Niektóre filmy robiące wrażenie za pierwszym razem przy kolejnym podejściu mogą już go nie robić, z tym tak jednak nie jest, "Teksańska masakra piłą mechaniczną" za każdym razem ma taką samą moc. To głównie za sprawą wymienionych wyżej rzeczy. O tym, jak wspaniale Tobe Hooper buduje napięcie, umieszczając zwiastuny nadchodzącego piekła, dałoby się pisać naprawdę długo, ale to raczej materiał na rozwlekły esej, a nie zwięzłą recenzję.

Przemoc zaserwowana przez Leatherface'a i jego rodzinę jest brudna, a to przede wszystkim przez klimat jaki towarzyszy części scen ją zawierających. Najbardziej widać to w paskudnej (tutaj tego słowa nie należy czytać jako pejoratywnego) scenie posiłku, do jakiego główna bohaterka została zaprzężona z kanibalistyczną familią. W tej sekwencji czuć jest pot spływający po jej czule i smród jaki musi unosić się w domu pełnym szczątków ludzi i nie tylko. Jest to tak brudne i podłe, że aż wspaniałe w swojej formie.

Chwila uwagi należy się także zdjęciom, za które odpowiada Daniel Pearl. Te z jednej strony chwilami trącą amatorszczyzną, co ma na celu pogłębienie klimat, zaś z drugiej przeważnie są bardzo dobrze skomponowane.

Kiedy mówi się o tym mającym już pół wieku filmie to wspomnieć należy na jego niebagatelny wpływ na gatunek slasher. Produkcje dla niego prekursorskie powstawały już na długo wcześniej czego przykładem jest "Psychoza", "Podglądacz" czy filmy z podgatunku splatter movie. Jednakże "Teksańską masakrę piłą mechaniczną" i powstałe cztery lata później "Halloween" to dwa filmy, który należy uznawać za pierwsze "prawdziwe" slashery, bowiem wytyczyły to, jak wyglądają filmy z tego podgatunku.

Leatherface, zabójca z piłą, który nie gardzi też młotem czy hakiem na mięso, to klasyczny przedstawiciel swego rodzaju (bo później inni nieraz od Hoopera zaciągali inspiracje). Nie mówi, twarz skrywa pod maską (zrobioną ze skóry), gdy tylko może to zabija, a jego znakiem firmowym jest taniec z narzędziem mordu. Zabójca jest z niego ikoniczny.

Niniejsza recenzja jest laurką dla "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", ale o tym filmie nie da się napisać tekstu, który by nią nie był. To produkcja kultowa, najbardziej błyszczący klejnot w koronie klasyki horroru. Tobe Hooper pokazał, jak należy budować napięcie i wprowadzać w gęsty klimat, wyciągnął z kina o mordercach tyle, ile tylko się dało. Zaprezentował też brudną przemoc w jej najbardziej nieskazitelnej i pięknej formie. Stworzył horror wszech czasów.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Teksańska masakra piłą mechaniczną
Obrazu Tobe Hoopera nikomu zapewne bliżej nie trzeba przedstawiać, wśród pasjonatów kina grozy to dzieło... czytaj więcej
Recenzja Teksańska masakra piłą mechaniczną
Ja naprawdę boję się horrorów. Nie mogę potem spać, mam po tych filmach koszmary i nerwowe tiki. Ale... czytaj więcej
Recenzja Teksańska masakra piłą mechaniczną
Niewiele istnieje filmów kultowych, które na swój legendarny status zasługują bez reszty. Pozycje takie... czytaj więcej