Recenzja filmu

Tokijska opowieść (1953)
Yasujirô Ozu
Chishû Ryû
Chieko Higashiyama

Samo życie

Obraz ten stanowi nie tylko wizytówkę reżysera i wszystkich jego zabiegów, ale też doszlifowaną do perfekcji gatunkową doskonałość.
Yasujiro Ozu był jednym z trzech samurajów japońskiej kinematografii, którzy jako pierwsi zyskali popularność za oceanem na Hollywoodzkiej ziemi obiecanej. Ich dzieła nie tylko inspirują twórców po dzień dzisiejszy, ale też zapisały się w kanonie kina wybitnego. Na tle Mizoguchiego i Kurosawy Ozu wyróżnia się swoim niepowtarzalnym stylem statycznych kadrów i podejmowania się tematyki obyczajowej i rodzinnej. Jeśliby skondensować całą jego twórczość i estetykę sprowadzając ją do jednego dzieła, byłaby to właśnie Tokijska Opowieść. Obraz ten stanowi nie tylko wizytówkę reżysera i wszystkich jego zabiegów, ale też doszlifowaną do perfekcji gatunkową doskonałość.

Już od pierwszych minut zauważamy, że każdy kadr jest na tyle przemyślany, że mógłby stanowić obraz sam w sobie. Dbałość o detale i kompozycja sprawiają, że nie sposób odciągnąć wzroku od wystroju wnętrz japońskich domostw. Ponadto kamera usytuowana jest bardzo nisko, jakby była kolejną osobą w pomieszczeniu, obserwując przebieg wydarzeń z daleka, wygodnie siedząc na tatami. Z początku wydawać się to może nieco chaotyczne, zwłaszcza kiedy chcemy sobie zbudować w głowie jakiś architektoniczny plan rozmieszczenia pokoi w budynku, w którym dzieje się akcja. Kamera jest w bezruchu przez cały seans, przez co poszczególne cięcia między pomieszczeniami nie dają nam na dobrą sprawę wglądu na to, co znajduje się między nimi. Z czasem jednak zaczynamy się przyzwyczajać i bez problemu rozpoznajemy kluczowe miejsca, tym bardziej że mają one na tyle specyficzne rozmieszczenie rekwizytów, że łatwo je od siebie rozróżnić.

Japońscy reżyserzy wydają się mieć smykałkę do budowania postaci bez zbędnego wyłamywania czwartej ściany w postaci sztucznych dialogów ekspozycyjnych. Tak jak Kurosawa nadawał swoim bohaterom "tiki" czy inne archetypiczne cechy, tak Ozu w sposób niezwykle naturalny buduje swoje postacie za pomocą najzwyklejszej w świecie rozmowy. Nie ma tutaj żadnych taryf ulgowych, aczkolwiek uważny widz zostanie wynagrodzony pełnym zrozumieniem niemalże każdej postaci i ich motywacji. Dialogi to nie jedyna płaszczyzna, na której dostrzec można niesamowity realizm recenzowanego tytułu. Główny motyw i założenia fabularne są tak proste, że wałkowane były już w literaturze i filmie dziesiątki razy. Rzadko kiedy jednak udało się to uchwycić w tak perfekcyjny sposób. Ozu jest jedynie czujnym obserwatorem z trzeciej osoby. Nie stara się wybielać bohaterów czy zdarzeń ani opowiadać się po którejś ze stron. Nie doświadczymy tu zbędnego patosu czy tanich chwytów mających na celu wywołać konkretne emocje u widza. To film, który w żaden sposób nie stara się zabiegać o naszą uwagę. Kompleksowe studium relacji rodzinnych sprawia jednak, że widz jest w stanie wyłapać kilka odniesień do swoich własnych doświadczeń i być może wyciągnąć z nich lekcję.

Urzekająca i subtelna wizja Ozu jest dziełem ponadczasowym, kryjącym w swych przesłankach wartości, do których odnieść może się każdy, niezależnie od pokolenia. Po seansie czujemy się, jakbyśmy dostali po twarzy solidną lekcją życia. Surową, naturalną i przede wszystkim bezpretensjonalną. Przepełniony nostalgią obraz wywołuje subtelne emocje, które zostają w głowie na długi czas po napisach końcowych. Dzieło, które jest równie świeże dziś, co 60 lat temu, pod względem formy, narracji i starannego podejście do tematu, którego się podejmuje, jest kinem pozbawionym uchybień.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Flirtowanie z Yasujiro Ozu nie przychodzi dziś tak łatwo jak z niemieckimi ekspresjonistami, nowofalową... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones