Recenzja filmu

Underworld: Przebudzenie (2012)
Måns Mårlind
Björn Stein
Kate Beckinsale
Stephen Rea

Krew za krew

Twórcy odważnie idą w kamp, jakby wiedzieli, że tylko ta ścieżka może zawieść cykl w zupełnie nowe rejony.
Twórcy czwartej odsłony "Underworld" nie mogą doczekać się kąpieli w morzu ognia. Nie przejmują się ekspozycją i od razu przechodzą do rzeczy: pomijani przez scenarzystów poprzednich filmów homo sapiens dowiadują się o istnieniu ras wampirów oraz lykanów i chwytają za karabiny. Wiedzeni instynktem samozachowawczym, urządzają masowe czystki. Świat zamienia się w pole bitwy, ulice spływają krwią, a nieśmiertelna lady Selene (Kate Beckinsale) zalicza "kolejny dzień w biurze", wysyłając na łono Abrahama uzbrojonych przeciwników. Kiedy seksowna wampirzyca zostaje schwytana, akcja wędruje w przyszłość. Po dwunastu latach Selene budzi się w ośrodku badawczym eksperymentującym na obcych rasach. Nie muszę dodawać, że nie jest w nastroju do żartów.

To, co następuje potem, nie powinno nikogo zaskoczyć: w ruch idzie broń palna, sieczna i obuchowa, a także kły, pazury i mordercze, opięte lateksem uda. Fruwająca na linkach i poddana komputerowemu liftingowi Kate wbija się w masę przeciwników jak przecinak i odstawia istny balet śmierci. Posoka przyozdabia ściany, flaki walają się po podłodze, kości przebijają skórę, światło słoneczne zamienia wampiry w kupki popiołu, a srebro rozsadza owłosione klaty wilkołaków. Film nie otrzymał kategorii wiekowej dla pięciolatków, więc istnieje duża szansa, że zasmakujecie w tym krwistym befsztyku. Zwłaszcza, że Beckinsale wciąż wypada nieźle jako filmowa maszyna do zabijania. Zastanawiam się wręcz, czy obraz nie powstał wyłącznie w hołdzie dla jej pośladków i z czego właściwie by się składał, gdyby wyrzucić zeń wszystkie ujęcia bohaterki podnoszącej się w zwolnionym tempie z klęczek.

Gdzieś na drugim, albo siódmym, planie, przewija się pretekstowa fabułka, w której znalazło się miejsce dla zaginionej córki Seleny, lykańskiego spisku oraz zdjętego z londyńskich wybiegów krwiopijcy-rewolucjonisty. Sensu w tym wszystkim niewiele, a poprzednie części wydają się przy "Przebudzeniu" scenariopisarską awangardą. Szukająca bezskutecznie własnej tożsamości seria – rozdarta między chaotyczną rewizją wampirzej mitologii a bezwstydnie anachronicznym kinem akcji – być może właśnie ją odnalazła. Twórcy odważnie idą w kamp, jakby wiedzieli, że tylko ta ścieżka może zawieść cykl w zupełnie nowe rejony. Finał sugeruje, że starczy im zapału pewnie na kilkanaście kolejnych części. Byle tylko niepokojąca, "totalitarna" wręcz symetria i sterylność strony wizualnej, zapożyczona z  serii "Resident Evil", nie stała się ich znakiem rozpoznawczym. Z tym nie poradzi sobie nawet tak fajna babka jak Selene.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones