Recenzja filmu

Witaj smutku (1958)
Otto Preminger
Deborah Kerr
David Niven

Witaj, tristesse

Otto Preminger tuż po realizacji filmu o Joannie d'Arc zabrał się za ekranizację głośnej powieści Françoise Sagan. Co ciekawe, ten bestseller Sagan napisała w sześć tygodni, jako studentka na
Otto Preminger tuż po realizacji filmu o Joannie d'Arc zabrał się za ekranizację głośnej powieści Françoise Sagan. Co ciekawe, ten bestseller Sagan napisała w sześć tygodni, jako studentka na Sorbonie. Powieść sprzedawała się tak dobrze, że przetłumaczono ją na piętnaście języków. "Witaj smutku" rozpoczyna się banalnie. Pewien mężczyzna, Raymond (David Niven), z pasji kobieciarz, i jego córka Cecile (Jean Seberg), nastoletnia, sympatyczna dziewczyna, spędzają wakacje na riwierze. Raymond związany jest z głupiutką, ale ładną Elsą (Mylène Demongeot), i choć zajmuje się córką, bardziej interesuję go ekscesy miłosne. Niebawem na specjalne zaproszenie w ich letniej rezydencji zjawia się dawna znajoma Raymonda, Anne (Deborah Kerr). Cecile początkowo akceptuje odradzające się między tymi dwojga uczucie, jednak z czasem sposób życia, jaki Anne pragnie jej narzucić, rodzi w niej nienawiść. Fabuła jest bardzo ciekawa. Jednak nie jest to zasługa scenariusza filmu, lecz samej Sagan, autorki powieści "Bonjour tristesse". Tym, co mi się podobało najmniej, są dialogi. Miejscami aż usypiające. Równie nieudana jak scenariusz jest reżyseria Premingera. Reżyser zdaje się kompletnie nie mieć pomysłu na wykrzesanie emocji ze scen, które są do tego stworzone. Jest też jednak kilka rzeczy, które sklejają ten film w interesującą całość, mimo że zawodzą tak ważne szczegóły, jak scenariusz i reżyseria. W filmie Premingera jest co podziwiać. Lazurowe Wybrzeże tętni życiem, jest urocze i malownicze, zapiera dech w piersiach. Jednak tym, co jest główną siłą tego filmu, jest aktorstwo. Nieźle wypada David Niven. W roli lekkoducha w średnim wieku jest przekonujący. I tylko tyle. Bardzo dobrze wypada Mylène Demongeot. Jest uroczo głupia i dobrze wygląda na ekranie. Niezawodna jest Deborah Kerr. Do filmu wnosi powiew angielskiej elegancji i wdzięku. Największą jednak siłą tego filmu jest aktorstwo Jean Seberg. Szkoda, że nikt nie pomyślał, aby wręczyć jej chociaż nominację dla najbardziej obiecującej aktorki. Jean miała coś, o czym wielu nawet bardzo znanych aktorów może tylko pomarzyć – swobodę i lekkość poruszania się po ekranie. Seberg zachowuje się w kadrze spontanicznie, gra z dobrze wyważoną mimiką i gestykulacją, nie przesadzając przy tym ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie wiem, czy książka "Bonjour tristesse" jest zachwycająca, na pewno film na jej podstawie taki nie jest. Dla dobrego aktorstwa jednak warto obejrzeć nawet najgorsze chały. A ten film nie jest aż taki zły.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones