Kinofilia stosowana

Autor najbardziej geekowego porno ostatnich lat, czyli "78/52" (w całości analizującego prysznicową scenę z "Psychozy"), znów oddaje dziesiątej muzie to, co jej się należy. Widzom zaś serwuje
W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku? Nawet tam pobrzmiewa echo radości fanów "Obcego - 8. pasażera Nostromo" na wieść o tym, że Alexandre O. Philippe stworzył dokument o arcydziele Ridleya Scotta. Autor najbardziej geekowego porno ostatnich lat, czyli "78/52" (w całości analizującego prysznicową scenę z "Psychozy"), znów oddaje dziesiątej muzie to, co jej się należy. Widzom zaś serwuje fascynujący wykład z alienologii, po wysłuchaniu którego zapewne jeszcze raz (żeby tylko!) zechcą skonfrontować się z powstałym dokładnie 40 lat temu, jednym z najgłośniejszych horrorów w dziejach.

Początkiem, środkiem i końcem dokumentalnego śledztwa jest Sami Wiecie Która Scena. Ta, w której śmierć i narodziny trzymają się za rękę, a tzw. krąg życia ulega brutalnemu zniekształceniu. Philippe ponownie fiksuje się na szokującej scenie-niespodziance, która zapisała się na kartach historii kina. Niczym nowofalowe "szczury filmoteki", bez końca ogląda ten sam film, lecz zamiast iść w interpretacyjne fantazje i teorie spiskowe rodem z "Pokoju 237", argumenty potwierdzające wielkość tego kina woli wyciągać od innych. Wykorzystuje archiwalne nagrania i przeprowadza wywiady z żyjącą częścią ekipy, ale także wykorzystuje komentarze zakochanych w dziele Scotta historyków kina, dziennikarzy filmowych, podcasterów. Kolektywna opowieść traktuje o kolektywie. "Wspomnienia: Geneza Obcego" dowodzi, że genialne dzieło filmowe nie powstaje w mgnieniu oka, jest efektem blokad i zawahań wielu twórczych osobowości.

Odpowiedzialny za zalążek scenariusza Roger Corman wspomina więc o pomocnych znajomościach Alejandra Jodorowskiego, aktorzy Tom Skerritt i Veronica Cartwright zaśmiewają się z makabrycznych kuluarów narodzin kosmity, a producent Ronald Shusett z dziecięcym entuzjazmem uświadamia, że początkiem tytułowego monstrum był ni mniej, ni więcej gwałt. Obok kolejnych gadających głów najważniejszy okazuje się jednak nieżyjący duet Dan O'Bannon H.R. Giger. Ten pierwszy wymyślił ksenomorfa, ten drugi nadał mu kształt, obaj byli katalizatorem artystycznej ekspresji Ridleya Scotta. Jednak co zainspirowało tych dwóch oryginałów? Powiedzieć, że starożytne fantazje Lovecrafta, deformacje z płócien Francisa Bacona i literacki pierwowzór "Coś" Johna Carpentera, to nic nie powiedzieć. Aż dziw, że mieszanka wpływów z greckiej mitologii, egipskiej ikonografii czy prozy Josepha Conrada dała tak wybitną kompozycję. Inspiracje rodem z amerykańskich komiksów każą z kolei zapytać o definicję plagiatu. Kto wie, czy gdyby uwolnić O'Bannona od problemów z jelitami i owadzich fobii, popkultura wyglądałaby dzisiaj tak samo...

Alexandre O. Philippe nie ogranicza się więc do pytania "Jak?", ale drąży głębiej, pytając "Dlaczego?". Jeśli sięga czasem po konwencję making-offu, pokazuje rysopisy Scotta, koncepcyjne ilustracje Gigera i ustępy ze scenariusza O'Bannona, to tylko po to, by ożywić egzegezę ukochanego filmu. Zestawiająca twórczość Roberta Altmana analiza szerokości kadru i ruchów kamery, do tego umieszczenie "Obcego" na tle innych horrorów, psychologia ludzkich koszmarów, kontekst kulturowy Ameryki i rzeczywistość społeczna lat 70. sumują się w wideoesej dający niemal grzeszną przyjemność rozmowy i hołdujący możliwościom gatunkowego rytuału. Bez akademickiej hermetyczności i elitarnych uprzedzeń, za to z fanowską energią. Obcy jako wcielenie buzujących wówczas lęków przed seryjnym mordercą? Proszę bardzo. Załoga Nostromo jako (spóźniona o dekadę) metafora klasowych napięć? Odhaczone. Ksenomorf jako mściciel za grzechy kapitalizmu?  Maszynka z wyprzedzeniem mieląca patriarchat? Do tego jeszcze postkolonialny żniwiarz i oraz symbol drapieżnej seksualności? Pewnie o czymś zapomniałem.

Pal licho reżyserowaną scenę w prologu i zupełnie zbędną scenografię symulującą naszą obecność na pokładzie Nostromo. Nie wiem po co, nie wiem, dlaczego. Przy analitycznych fajerwerkach, te inscenizacyjne gasną. Zastanawiają też przeoczenia obsadowe (nie znajdziemy na ekranie pierwszoplanowej Sigourney Weaver, nie posłuchamy też komentarza Ridleya Scotta z dzisiejszej perspektywy). Obfitość pomieszczonych tu informacji i przejrzystość analiz pozwalają jednak zapomnieć o drobnych skazach. A intensywność fanowskiego przeżycia każe zapytać, jaki jeszcze tytuł znajduje się na liście ukochanych filmów Alexandre O. Philippe. Oby nie była krótka!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones