Recenzja filmu

Zimna wojna (2018)
Paweł Pawlikowski
Joanna Kulig
Tomasz Kot

Zimne ognie pożądania

Obiektywnie pod względem technicznym jest to kino z najwyższej półki, gdzie zwarta i przemyślana struktura czyni to dzieło spełnionym. Subiektywnie brakło mi emocjonującego romansu i jakiegoś
Chyba na tym etapie mogę stwierdzić, że mam coś takiego jak "syndrom Pawlikowskiego", czyli film był fenomenalny pod względem technicznym, aczkolwiek brak większych emocji po seansie. Miałem tak z "Idą" i mam tak z "Zimną wojną". W zasadzie syndrom "Dunkierki" będzie tutaj bardziej precyzyjnym terminem. Na wstępie zacznijmy od tego, jak estetycznie piękny jest najnowszy film Pawlikowskiego, nagroda za reżyserkę w Cannes nawet mnie nie dziwi, to rewelacyjnie zaaranżowana produkcja. Dawno też nie miałem okazji pochwalić filmu za strukturę, te 84 minuty materiału są soczyste, przemyślane i właściwie każda scena coś wnosi. Oprócz tego ubóstwiam wręcz zdjęcia Łukasza Żala, serio, jakbym kiedyś miał być operatorem, to idę do niego na korki. Po samej "Idzie" myślałem, że to taki subiektywny fetysz zostawiania sporej ilości miejsca w kadrze i lokowania bohaterów gdzieś tam w rogu, czy na dole ekranu. I oczywiście nie jest to jedynie estetyczny samozachwyt, tylko jest w tym jakaś idea budowania nastroju czy wizualnego opowiadania historii. W tym filmie jednak wydaje mi się, że te zdjęcia wskoczyły na wyższy level i to nie tylko pod względem statycznego kadrowania, ale też i ruchomych ujęć.

Najmocniejszą stroną tytułu będzie dla mnie niewątpliwie klimat. Moja ocena jest trochę zawyżona głównie przez ten aspekt wizualny, ale po prostu nie mogę przejść obok niego obojętnie. Scenografia i nastrój kojarzyły mi się trochę z "Nocą Walpurgi", której właściwie nawet nie oglądałem, ale ciekawi mnie ten tytuł i przeglądałem sporo kadrów. Okazuje się, że te same osoby są odpowiedzialne za scenografię, więc skojarzenie uzasadnione.

I wszystko pięknie, gdyby nie słabo nakreślony wątek miłosny. Z tym nie byłoby problemów, gdyby nie był to wątek przewodni, ale na dobrą sprawę stanowi on główną oś w strukturze. Wspierają go dzielnie motywy słowiańskiej muzyki ludowej, polskie tło tamtych czasów i w pewnym momencie nawet zagadnienia tożsamościowe odnośnie tego, czym jest "bycie Polakiem" (zwłaszcza w jednej konkretnej scenie). Każdy z tych motywów jest świetnym materiałem na tło, gdzie jednak chciałbym, aby chociaż jeden z nich mógłby stanowić dla mnie ten główny nurt. Niby mamy ten romans, ale co tak naprawdę o nim wiemy? Dostajemy może ze dwie, trzy sceny z udziałem naszych protagonistów o łącznej sumie kilku linijek, gdzie po kilku scenach wkraczamy w strefę "kocham cię na zawsze".

Jeśli chodzi o dostarczanie ekspozycji, nie mogę winić tutaj szczątkowej narracji, ponieważ to akurat działa wyśmienicie. Narzuca dynamiczne tempo całości, co świetnie idzie w parze z częstymi zmianami lokacji. Aktorzy również dostarczają - Joanna Kulig jest w tym filmie urzekająca. Sporo jej postaci wydaje mi się wypływa z samej gry aktorskiej, aniżeli ze scenariusza. Chyba że scenariusz jest tak dobrze napisany albo Pawlikowski jest boskim dyrygentem, nie dowiemy się - liczy się efekt końcowy. Tomasz Kot w tej powiedzmy "Casablance" wskakuje w buty Bogarta i chociaż jestem mniej więcej w stanie zrozumieć jego intencje, za bardzo nie wiem właściwie, jaką jest osobą. To, że postacie mówią sobie, że się kochają, to jest kolejny kinowy kredyt zaufania i po prostu nie mam wyboru, jak im wierzyć, ponieważ całość nie za bardzo ten motyw sprzedaje. Oczywiście można powiedzieć, że jest to "beznadziejna miłość" osadzona w dziwnych czasach, dwoje nietypowych ludzi w nietypowym okresie w życiu itp. Mimo wszystko jest to w pewnym sensie motyw przewodni, więc oczekuję od niego trochę więcej. To tak jak oglądać komedię, która nie bawi czy film bokserski, w którym leży temat bokserski.

Obiektywnie pod względem technicznym jest to kino z najwyższej półki, gdzie wyżej wspomniana zwarta i przemyślana struktura czyni to dzieło spełnionym. Subiektywnie brakło mi emocjonującego romansu i jakiegoś punktu zaczepienia, który mógłbym śledzić bardziej aktywnie. Jakby to powiedział Bogart - "Zawsze będziemy mieć Paryż. I Polskę. I Jugosławię".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nagroda za najlepszą reżyserię w Cannes, zachwyt recenzentów z całego świata, status klasyka w dniu... czytaj więcej
Tytułowy konflikt najnowszej produkcji Pawła Pawlikowskiego nie rozgrywa się wcale na płaszczyźnie... czytaj więcej
Najnowszy film nagrodzonego Oscarem Pawlikowskiego jest czarno-biały do granic możliwości. Czerń i biel... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones