The Name Is Brosnan… Pierce Brosnan

"Everything or Nothing" można śmiało  polecić jako pozycję obowiązkową wszystkim fanom agenta Jej Królewskiej Mości. Jest prawdopodobnie najlepsza gra z agentem 007 jaką kiedykolwiek wydano i
James Bond to z wielu względów wymarzony materiał na głównego bohatera gry wideo. Tajny agent z misją ratowania świata i arsenałem urozmaicających rozgrywkę gadżetów na podorędziu. Spec od strzelania wszystkim, co strzela, i prowadzenia wszystkiego, co ma silnik, nieodzownie z silnym i łatwym do znienawidzenia czarnym charakterem i jego armią zbirów, w których można pakować ołów bez wyrzutów sumienia niczym w hordę zombie. Nie zapominajmy przy tym, że Bond to jednoosobowa armia – nie dość, że zabije wszystkich i nawet się nie spoci, niczym B.J.Blazkowicz, to jeszcze na odchodne rzuci one-linerem, jakiego nie powstydziłby się Schwarzenegger za swoich najlepszych lat. Taki właśnie jest Bond… James Bond w "Everything or Nothing".


Fabularnie, jak na Bonda przystało, nie brakuje żądnego władzy nad światem megalomana, strzelanin, pościgów i pięknych kobiet. Oto Nikolai Diavolo (Willem Dafoe), były agent KGB, wykrada technologie budowy nanobotów potrafiących zjadać metal, za pomocą których zamierza podporządkować sobie swoją ojczystą Rosję, a potem rzucić na kolana cały świat. Z samym Bondem ma osobisty zatarga bo, jak się okazuje, Diavolo to protegowany Maxa Zorina, którego, jak pamiętamy, Bond, wtedy jeszcze z twarzą Rogera Moore’a, zgładził w "Zabójczym widoku". Po drodze odwiedzimy obie Ameryki, Rosję, Egipt i Tadżykistan, stracimy serce dla pięknej pani doktor Nadanovej, wynalazczyni nanobotów, a gdy ta zaraz na początku gry zdradzi nas dla czarnego charakteru, przerzucimy się na panią archeolog, Serenę St. Germaine, która wpadła na trop odnalazłszy w Peru złoża platyny – metalu, z którego zrobione są nanoboty i czołgi Nikolaja Diavolo.


Pierce Brosnan zostawił filmowe uniwersum Bonda w opłakanym stanie, kończąc swoją karierę agenta Jej Królewskiej Mości na prawdopodobnie najgorszej części w historii serii – "Śmierć nadejdzie jutro". Trochę lepiej się ta spuścizna prezentuje, jeśli spojrzymy właśnię na grę od EA jako na ostatniego Bonda z Brosnanem. Pomaga w tym fakt, że gra bardzo filmowa – na początku mamy wybuchowe intro, jak to często bywa nie związane z resztą fabuły, w którym odzyskujemy radziecką broń masowego rażenia zanim wpadnie w ręce terrorystów, potem leci piosenka… też lepsza od tej ze "Śmierć nadejdzie jutro"… A jeśli do tego dodamy imponującą, gwiazdorską obsadę, ma się wrażenie, że oglądamy kolejny film z serii, i nie jest to wada, a raczej wielka zaleta tej produkcji. Albowiem gdzie indziej zobaczymy Willema Dafoe jako bondowiskiego arcyłotra, Heidi Klum jako dziewczynę Bonda, i obejrzymy jak Pierce Brosnan walczy z Richardem Kielem jako Buźką? Q przemawia głosem Johna Cleese'a, a M to oczywiście Judi Dench. Scenariusz dostarczył Bruce Feirstein, czyli autor fabuły "Jutro nie umiera nigdy" i współscenarzysta "GoldenEye" i "Świat to za mało", dzięki czemu gra nie tylko posiada solidną fabułę i dialogi, ale też zachowuje wszystkie charakterystyczne elementy, takie jak, chociażby, zrzędliwy humor Q. 


Jakość produkcji i staranność wykonania aż wylewają się z monitora  i chodzi tu zarówno o poziom opowiadanej historii, jakość i kinowość cutscenek, ale też o sam gameplay. Twórcy zadbali o różnorodność, tak więc misje "chodzono-strzelane" prawie bezbłędnie przeplatają się z misjami "jeżdżonymi". Jeśli chodzi o te pierwsze, to do dyspozycji mamy skromny acz dobrze wyselekcjonowany arsenał, np. klasyczny Walther P99 z opcjonalnym tłumikiem, potężny Desert Eagle, półautomatyczny karabinek SIG 552, karabin AK-47, wyrzutnie rakiet,  snajperkę Dragunov i pistolet na strzałki usypiające do cichego unieszkodliwiania strażników w misjach składankowych. Gra ma w tym względzie całkiem imponującą swym bogactwem mechanikę – żołnierze patrolujący dany obszar nie usłyszą nas jeżeli idziemy po mały, ale zaraz nas zauważą i otworzę ogień jeżeli będziemy biegać, a co za tym idzie, głośno tupać. Możemy się do nich zakradać od tyłu i obezwładniać po cichu, w czym pomoże nam peleryna niewidka prosto od Q Branch; możemy też używać bomb EMP do wyłączania kamer i innego sprzęty, a nawet posyłać zdalnie sterowane mechaniczne pająki i detonować je tuż u stóp jakiegoś najemnika, który uparcie ostrzeliwuje nas zza zasłony. Ponadto mamy kamerę termowizyjną, granaty i wystrzeliwany hak do wspinaczki. Grą ma też bardzo dobry cover system, w którym możemy nie tylko kucać za barykadami, ale też przytulać się plecami do ścian i strzelać zza rogu – teraz to oczywistość w trzecioosobowych strzelankach, a nie aż tak bardzo w 2004, kiedy gra się ukazała. Podobna mechanika pojawiła się też w drugiej odsłonie "Mafia". Do dyspozycji jest też całkiem niezły system walki wręcz, przydatny gdy staniemy z przeciwnikiem twarzą w twarz. Na uwagę zasługuje też celowanie – jak w wielutrzecio-osobowych, konsolowych strzelankach, dostajemy mechanikę "lock on" – musimy najpierw namierzyć cel by móc oddać strzał, inaczej nie wiemy w co strzelamy – z tą różnicą, że gdy namierzymy już przeciwnika, możemy w miarę swobodnie przesuwać celownik w obrębie obszaru namierzania, dzięki czemu o headshot równie łatwo co w grach ze zwykłym celowaniem bez "lock on".

Jeśli chodzi o pojazdy, mamy okazję usiąść za sterami helikoptera i polatać wokół piramid w Egipcie, pojeździć czołgiem po ulicach Moskwy – trochę jak w "GoldenEye" – poszaleć na motorze, poprowadzić wyścigówkę, czy też zadać szyku na ulicah Nowego Orleanu w stylowym Astonie Martinie V12 Vanquish, takim samym jakim Bond jeździł w "Śmierć nadejdzie jutro" i w konsolowych wersjach gry "007: NightFire". Misja, w której musimy motocyklem pędzić po ruchliwej autostradzie by dogonić kierowaną przez Buźkę cysternę zanim ta dotrze do miasta stanowi arcydzieło samo w sobie. Poczucie prędkości podczas lawirowania między pędzącym samochodami jest równie ekscytujące co sekwencja, w innej misji, w której musimy rzucić się z urwiska za wyrzuconą ze śmigłowca towarzyszką i, omijając przeszkody, złapać ją w locie zanim roztrzaska się o skały.



Same misje są stosunkowo krótkie, ale jest ich za to prawie 30. W każdej z nich, w iście arkadowym stylu, zbieramy punkty za czas i sprawność wykonania zadań, za co mamy przyznawane osiągnięcia odblokowujące dodatkowe mini misje i ulepszenia. Każda misja zawiera też tzw. "Bond Moments", czyli dodatkowe wyzwania, których zaliczenie daje nie tylko dodatkowe punkty, ale też niewytłumaczalnie dużo satysfakcji – głównie chodzi w nich o znalezienie jakiejś ukrytej sztuki broni albo wykonanie niebezpiecznego manewru samochodem, np. wybicie się z rampy podczas pościgu, przelot nad drogą i wbicie się przez okno na ostatnie piętro jakiegoś budynku - trudno się im oprzeć, nawet jeżeli obarczone są ryzykiem, bo w przypadku śmierci, będziemy musieli zacząć całą misję od nowa.

Chyba nie bez powodu jest to jedyna gra, w której Pierce Brosnan użycza Bondowi nie tylko twarzy, ale też głosy. "Everything or Nothing" można śmiało polecić jako pozycję obowiązkową wszystkim fanom agenta Jej Królewskiej Mości. Jest prawdopodobnie najlepsza gra z agentem 007, jaką kiedykolwiek wydano i pomimo swoich lat, jedynym co się w niej zestarzało jest grafik, zaś sama gra nadal broni się sprawnie napisaną fabułą, świetnymi dialogami, dopracowanym level-designem i bardzo satysfakcjonującym gameplayem. 

Aż szkoda, że "Everything or Nothing" nigdy nie doczekało się portu na PC, chociaż mając w pamięci jak potraktowano pecetową wersję "NightFire", może i dobrze się stało.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones