Niekończąca się opowieść

Dzieje tego tytułu sięgają roku 2007, a prace nad grą były wielokrotnie wstrzymywane. Jakby tego było mało, po czterech latach ojciec projektu Fumito Ueda opuścił rodzime studio, a w międzyczasie
Sami w to nie wierzymy, ale to prawda - recenzujemy "The Last Guardian"
"Dawno, dawno temu..." - tak mogłaby się rozpocząć bajka o "The Last Guardian". Dzieje tego tytułu sięgają roku 2007, a prace nad grą były wielokrotnie wstrzymywane. Jakby tego było mało, po czterech latach ojciec projektu Fumito Ueda opuścił rodzime studio, a w międzyczasie na dobre wystartowała nowa generacja konsol. W pewnym momencie wszyscy sądzili, że gra nigdy już nie opuści deweloperskiego piekła. Los chciał jednak inaczej i cyfrowa baśń o przygodach chłopca i gryfa-nielota, trafiła wreszcie na półki sklepowe.



Podobnie jak w "Ico" czy "Shadow of the Colossus", historia w "The Last Guardian" skąpana jest w mgle tajemnicy i niedopowiedzeń. Jako chłopiec o nieznanym imieniu, budzimy się w jaskini w towarzystwie olbrzymiego gryfa, Trico. Stwór ów należy do drapieżników, jednak osobnik, którego napotyka nasz bohater okazuje się ranny i bezbronny. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, chłopiec decyduje się zaopiekować stworzeniem i uwolnić je z łańcuchów. Stopniowo wracając do zdrowia, Trico przywiązuje się do swojego wybawcy i postanawia pomóc mu we wspólnej ucieczce z tajemniczej doliny. Tak właśnie zawiązuje się jedna z najpiękniejszych przyjaźni, jakie możecie ujrzeć na tej generacji konsol.

Fenomenalnym elementem gry, który na szczęście spełnia wymagania spiętrzone latami oczekiwania, jest postać kompana. Chociaż swoim wyglądem napędziłby strachu niejednemu, Trico to w rzeczywistości pocieszny szczeniak, łasy na znajdowane po drodze beczki wypełnione tajemniczą substancją. Pieczołowitość z jaką opracowano motorykę ruchów i jego interakcje z otoczeniem, bije na głowę wszystko, co widzieliście dotychczas w branży. Przechodząc pod podniesioną kratą Trico delikatnie unosi ją grzbietem, a nie mogąc dosięgnąć schowanej pod przeszkodą beczki, rozpaczliwie drapie pazurami. Jednocześnie twórcom udało się zakamuflować wszelkie szwy animacji postaci, dzięki czemu wszystkie reakcje i zachowania wydają się naturalne.



Trico nie jest kompanem w klasycznym rozumieniu gier wideo. Mimo że przy eksploracji poziomów spełnia funkcję pomocniczą, to nie wydaje się mu jasnych, sztywno narzuconych przez interfejs poleceń. Owszem, mamy możliwość sygnalizowania pewnych czynności gestami czy wskazywania kierunku, w którym ma podążać, jednak zwierzę nie zawsze interpretuje je tak, jak byśmy sobie tego życzyli. I choć ta autonomiczność często prowadzi do nieporozumień oraz przymusowych przestojów, jednocześnie niesamowicie uwiarygadnia zwierzęcego towarzysza. W pamięci szczególnie zapada fragment gry, kiedy usilnie próbujemy zachęcić Trico do wskoczenia za nami do niewielkiego jeziora - czysta magia. Inspiracją Uedy była przy "The Last Guardian" silna więź z Agro, wierzchowcem głównego bohatera w "Shadow of the Colossus". Widać to choćby we wspomnianych zachowaniach Trico, który miewa swoje humory i poza spełnianiem istotnej roli w rozgrywce, posiada własną osobowość i temperament.



Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, podobieństwa do poprzedniej gry Uedy się kończą. Tytuł zdecydowanie bardziej przypomina pierwsze dzieło dewelopera, czyli "Ico". Podobnie jak tam, w "Guardianie" znakomita większość zabawy polega na zwiedzaniu opuszczonych ruin tajemniczej cywilizacji i pokonywaniu przeszkód. Równie niewielki nacisk stawia też "The Last Guardian" na aspekt walki. Co prawda w trakcie gry napotykamy na swej drodze przeciwników, jednak nasza postać pozostaje bezbronna i zdaje się na siłę swojego olbrzymiego towarzysza. 
"The Last Guardian" to niestety gra wielu problemów. Tym najbardziej oczywistym, widocznym na pierwszy rzut oka, jest przeciętna strona techniczna oprawy. Jakość tekstur i niektórych obiektów przywodzi na myśl epokę PS3, zaś ilość klatek animacji spada bardzo często na standardowym PS4 do mizernych 15(!). Na PS4 Pro w trybie wyświetlania full HD gra wyświetla już stabilne 30 klatek, jednak tryb 4K powoduje powrót do stanu ze słabszej wersji. Boli to tym mocniej, że od strony samych projektów wizualnych "Guardian" jest grą niesamowitą. Oszczędna gama kolorystyczna, perfekcyjnie opracowana architektura czy obłędna praca oświetlenia tracą przez powyższe problemy sporą część swojego potencjału. 



Jest jeszcze jeden element, który przywodzi na myśl leciwe już "Ico" i jest nim, niestety, sterowanie. Nasza postać posiada tylko dwie prędkości przemieszczania się, co - jak na dzisiejsze standardy - jest bardzo, ale to bardzo topornym rozwiązaniem. Co gorsza, grze bardzo często zdarzają się także błędy przy przyjmowaniu kierunku oddawania skoków, które przeważnie skutkują koniecznością wczytania ostatniego zapisu. Z pewnością dla wielu osób te niedogodności okażą się barierą nie do przeskoczenia, jednak naprawdę warto w chwilach zwątpienia zacisnąć zęby i grać dalej. Wszystkie powyższe błędy i potknięcia wynagradza bowiem serce gry. Jest nim niesamowicie organiczna struktura świata gry i olbrzymia radość z odkrywania kolejnych jej elementów. Obserwując panoramę doliny z coraz to wyższych punktów widokowych, patrzymy na przemyślany kompozycyjnie konstrukt który, kawałek po kawałku, otwiera przed bohaterami podróży swoje tajemnice.



Czy warto było czekać blisko dziesięć lat na nową grę Fumito Uedy? Zdecydowanie! Warto byłoby czekać i dwadzieścia, ponieważ wraz z rozrostem branży gier, ilość gier o równie ujmującym klimacie i oszczędnej, wyważonej narracji, drastycznie się zmniejszyła. Podróż w towarzystwie olbrzymiego Trico to doświadczenie które wzrusza i fascynuje, nieustannie ciągnąc gracza w kierunku nieuchronnego finału. I chociaż na powierzchni tego diamentu znajdują się nierówności sterowania i rysy kiepskiej optymalizacji, to jego wartość jest niezaprzeczalna.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones