Recenzja serialu

Bad Blood (2017)
Alain Desrochers
Jeff Renfroe

Priorytet krwi

Niby po raz kolejny obserwujemy klasyczne mafijne rozgrywki, paranoję związaną z dochowaniem lojalności oraz niekończącą się spiralę przemocy, jednak forma podania tej treści robi w tym przypadku
Seriale o mafii, gangsterach i wszelakich kryminalnych interesach powstają wręcz taśmowo. Nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę potencjalną atrakcyjność tematu. Jednakże przez dużą ilość projektów, ich jakość często okazuje się być wątpliwa, a i widzowie mają dość tanich pozerów, nieudanie zgrywających twardzieli, w historiach będących jedynie pretekstem do kolejnych strzelanin. Dlatego też z morza przeciętności warto wyławiać przysłowiowe "perełki", jaką niewątpliwie jest mini-seria "Bad Blood".

Scenariusz produkcji powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Twórcy serwują widzom dekadę z życia włoskiej rodziny mafijnej, która rządzi syndykatem przestępczym w Montrealu. Niczym w klasycznych pozycjach gatunku mamy budzącego respekt ojca chrzestnego (świetny Anthony LaPaglia), który trzyma w ryzach pomniejsze gangi, ma w kieszeni urzędników miejskich i policję, a dodatkowo planuje zalegalizować swoją działalność, by jego syn nie musiał już parać się gangsterką. 

Jednak w takim świecie spokój nigdy nie trwa długo, a przyszłość zawsze potrafi czymś zaskoczyć. Mimo to przez sześć 45-minutowych odcinków widzowie nie uświadczą wielu strzelanin ani licznych scen akcji. "Bad Blood" stawia na rodzinny dramat i wnikliwe portrety przeżyć emocjonalnych głównych bohaterów. Wychodzi mu to wybornie, gdyż w pierwszoplanowej roli bryluje Kim Coates. Dzięki niemu wszyscy miłośnicy "Synów Anarchii" poczują się jak w domu, bo w roli gangstera ten aktor sprawdza się wyśmienicie. Tym bardziej, że teraz jest swoistym "chłopakiem z ferajny" - niby w mafii, a jednak poza rodziną, co daje duże pole do aktorskich popisów w ukazywaniu uczuciowego rollercoastera. 


Skojarzenia z klasykiem Martina Scorsese z 1990 roku przywołuje również kapitalnie obsadzony Paul Sorvino, który jako ojciec chrzestny na emeryturze nadaje całej opowieści włoskiej autentyczności. Niczym Vito Corleone nawet ogrodnictwem się zajmuje, a to "niestety" nie koniec skojarzeń. Zaczynając od obsady, przez styl opowiadania oraz inspiracje - wiele elementów tego serialu można określić mianem "starej daty", lecz w żadnej mierze nie jest to obelga, tylko pochwała. Ze swoim spokojnym tempem oraz klasycznymi kadrami całość przypomina wysokobudżetowy hollywoodzki dramat lub czołową produkcję HBO typu "Rodzina Soprano". 

Niby po raz kolejny obserwujemy klasyczne mafijne rozgrywki, paranoję związaną z dochowaniem lojalności oraz niekończącą się spiralę przemocy, jednak forma podania tej treści robi w tym przypadku zasadniczą różnicę. Oparcie fabuły o rzeczywiste wydarzenia sprawiło, że całość nie jest komicznie przerysowana, a bohaterowie to nie tylko jednowymiarowe czarne charaktery, pragnące zdobyć jak najwięcej władzy. "Bad Blood" jest niczym połączenie "Ojca chrzestnego" z "Chłopcami z ferajny" skąpane we współczesnych realiach i okraszone mistrzowskim aktorstwem. Dla wielbicieli kina gangsterskiego to pozycja obowiązkowa. 
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones