Miami, rok 1991. Powietrze jest gęste od wilgoci, a ulice skąpane w złotym świetle latarni kryją mroczne sekrety. Właśnie w tym świecie poznajemy młodego Dextera Morgana – nieśmiałego,
Miami, rok 1991. Powietrze jest gęste od wilgoci, a ulice skąpane w złotym świetle latarni kryją mroczne sekrety. Właśnie w tym świecie poznajemy młodego Dextera Morgana – nieśmiałego, inteligentnego, ale też coraz bardziej świadomego tego, że jego wnętrze kryje coś, czego nie rozumie, ale czego pragnie. To nie jest już dojrzały, pełen kontroli nad sobą seryjny morderca z kultowego "Dextera" – to chłopak, który dopiero uczy się żyć z Mrocznym Pasażerem.
"Dexter: Grzech pierworodny" to prequel, na który mało kto czekał, ale który każdy fan serialowego oryginału chciałby obejrzeć, by sprawdzić, czy magia znów działa. I tutaj zaczynają się schody.
Patrick Gibson wciela się w młodego Dextera i chociaż robi to z zaangażowaniem, nie ma w sobie tego chłodnego uroku Michaela C. Halla. To największy problem serialu – choć historia pokazuje początki seryjnego zabójcy, brakuje w niej tego magnetyzmu, który sprawiał, że w oryginale kibicowaliśmy komuś, kto konsekwentnie przecinał plastikowe folie i krew skapywała mu na fartuch. Gibson stara się oddać wewnętrzne rozdarcie Dextera, jego nieporadność w nawiązywaniu kontaktów i narastające pragnienie zabijania, ale często wygląda to bardziej jak niepewność uczniaka przed pierwszą randką niż narodziny drapieżnika.
Na szczęście Christian Slater jako Harry Morgan to prawdziwy majstersztyk. Jego wersja policjanta uczącego syna zabijania jest bardziej brutalna i stanowcza niż wersja Jamesa Remara, ale przez to też bardziej ludzka. Slater nadaje Harry'emu więcej tragizmu – widzimy ojca, który kocha syna, ale wie, że hoduje potwora. To fascynujące, choć czasem moralnie niepokojące.
Fabuła serialu prowadzi nas przez pierwsze kroki Dextera w wydziale zabójstw, pierwsze zauroczenia i – rzecz jasna – pierwsze morderstwa. Serial stara się pogłębić jego psychikę i pokazać, jak stopniowo zaczyna wdrażać się w kodeks Harry’ego.
Warto też wspomnieć o innych aktorach. Molly Brown, wcielająca się w młodą Debrę Morgan, stara się uchwycić buntowniczą naturę postaci, ale jej interpretacja różni się od tej, którą stworzyła Jennifer Carpenter – jest mniej intensywna, bardziej zagubiona. Podobnie, młodsze wersje znanych postaci, takich jak Maria LaGuerta (Christina Milian) czy Angel Batista (James Martinez), pojawiają się w tle, ukazując ich wczesne kariery w Miami Metro. Choć nie odgrywają jeszcze kluczowych ról, ich obecność dodaje spójności z oryginalnym serialem i daje fanom smaczki do wychwycenia.
Scenariusz balansuje między mrocznym dramatem a stylizowaną na lata 90. nostalgią. Nie brakuje odniesień do oryginalnego serialu, ale są one subtelniejsze, niż można by się spodziewać. Twórcy chcą, by nowy Dexter stał na własnych nogach, ale bez silnej charyzmy głównego bohatera trudno go postawić na równi z pierwowzorem.
"Dexter: Grzech pierworodny" to nie jest zły serial. Jest dobrze nakręcony, ma interesujące momenty i świetną rolę Slatera. Ale czy jest godnym następcą oryginału? Nie do końca. To raczej ciekawy dodatek dla fanów niż coś, co stanie się nowym kultowym hitem.