Recenzja serialu

Glee (2009)
John Scott
Bill D'Elia
Matthew Morrison
Lea Michele

Gimnazjalne moralizatorstwo

Gdybym nie znał serialu "Glee" i obejrzał tylko jeden, losowy wybrany odcinek, po seansie stwierdziłbym pewnie, że właśnie zobaczyłem idealny serial dla młodzieży. Tematyka bliska każdemu
Gdybym nie znał serialu "Glee" i obejrzał tylko jeden, losowy wybrany odcinek, po seansie stwierdziłbym pewnie, że właśnie zobaczyłem idealny serial dla młodzieży. Tematyka bliska każdemu przeciętnemu 17-latkowi, bohaterowie ładni, zabawni, wyraziści, dialogi szybkie i błyskotliwe. Można się wzruszyć, można pośmiać, można popłakać i wyciągnąć wnioski na temat życia i wyzwań, jakie przed nami stawia. I, co najważniejsze, wszystko to można zrobić przy akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej. Bohaterowie serialu, jak przystało na musical, swoje uczucia wolą wyznawać w rytm muzycznych przebojów, tych obecnych i tych nieco już zapomnianych. Tak, dla niewtajemniczonych "Glee" może się wydawać serialem doskonałym.

Ja jednak z Finnem, Rachel, Quinn i panem Shue przeżyłem już ponad 50 odcinków i jak to w każdym związku bywa, zaczynam dostrzegać coraz więcej wad. Serial oglądam już głównie z przyzwyczajenia i sentymentu,  bo większość wątków wydaje się naciągana i powielana po raz n-ty. Szkolny chór wypracował już chyba wszystkie możliwe konfiguracje uczuciowe i pokonał wszystkie problemy dojrzałości. Zaczyna brakować koncepcji, w którą stronę pociągnąć akcję i mamy efekt kolorowego worka, do którego wrzucane są wszelkie pomysły i mieszane bez większego ładu i składu. Jedynym reżyserem, który radzi sobie z uporządkowaniem fabuły, jest Eric Stoltz. Kiedy on staje za kamerą, wszystko wygląda tak jak powinno - odcinki są spójne, niestandardowe, zabawne i rzeczywiście zawierają jakiś przekaz.

Właśnie, przekaz. Teoretycznie jest uniwersalny, poruszane problemy  powinny zapewnić szerokie grono odbiorców. Tymczasem coraz częściej mam wrażenie, że za scenariusz odpowiadają dziennikarze takich periodyków jak "Bravo" czy "Bravo Girl". Historie robią się infantylne, tanie moralizatorstwo każe podejrzewać, że serial za główny target obiera sobie 13-latków. Powoli robi się powtarzalnie, nudno i przewidywalnie. Nawet niezawodna Sue Sylvester gdzieś w międzyczasie straciła swój pazur. Zresztą wszystkie czarne charaktery powoli się wykruszają, znikając z serialu lub przechodząc cudowną duchową przemianę. Czy to dobry kierunek? Na pewno to jakaś lekcja, że dobro w końcu zatriumfuje, ale z drugiej strony to czynienie z niezłego serialu ugrzecznionej czytanki dla dzieci. Jest za to jeden aspekt, który od samego początku wyróżnia "Glee" ponad inne produkcje.

Muzyka, oczywiście. Nie od dziś wiadomo, że najlepszą miarą popularności filmowych piosenek jest to, jak sobie radzą poza filmem. Soundtrack z "Glee" robi to doskonale. Będąc nieco złośliwym można powiedzieć, że piosenki nie potrzebują promocji w telewizji, bo żyją własnym życiem w internecie, gdzie cieszą się ogromną popularnością nawet wśród tych, którzy serialu nie oglądają. I można się spierać, czy covery szkolnego chóru z McKinley są lepsze od oryginałów czy kaleczą pierwowzory, ale fakt pozostaje faktem - pod względem muzycznym wykonania są perfekcyjnie i od tej strony twórcom nic zarzucić nie można.

"Glee" to serial wyjątkowy, to nie ulega wątpliwości. Jednak, jak to z każdą wyjątkowością bywa, szybko zaczyna ona nudzić i staje się chlebem powszednim. "Glee" utrzymuje się na powierzchni dzięki kapitalnej warstwie muzycznej i niektórym bohaterom, którzy wzbudzają sentyment i trudno się z nimi rozstać. Po 3. sezonie czekają nas przetasowania w obsadzie, gdyż część uczniów przenosi się z liceum w Lima, Ohio i nie wiadomo, jak będzie w przyszłości wyglądał skład szkolnego chóru. Otwiera to przed scenarzystami nowe szanse na wprowadzenie świeżej krwi do serialu, bo jeśli nic się nie zmieni, "Glee" stanie się banalnym poradnikiem dla zakompleksionych.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czytając opis "Glee", trudno o dobre wrażenie. Serial opowiada o grupie nastolatków z amerykańskiego... czytaj więcej
Zaczęło się w 2005 roku. W głowie Iana Brennana, młodego aktora i nieodnoszącego sukcesów scenarzysty,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones