Recenzja Sezonu 1

Yellowstone (2018)
Taylor Sheridan
Stephen Kay
Kevin Costner

Pana Montana

W swojej pierwszej, dziewięcioodcinkowej odsłonie neowesternowy "Yellowstone" intelektualnie najciekawszy jest właśnie wtedy, gdy problematyzuje wartości pisane od wielkich liter. Choć
Pana Montana
Humor nie jest mocną stroną Johna Duttona (Kevin Costner). Gdy ojcowizna w zagrożeniu, na żarty nie ma czasu. Morały – to z nimi na ustach nasz kowboj czuje się najlepiej. Z zasłużoną estymą, furą pieniędzy na koncie i ranczem, którego granic wzrok nie sięga, może sobie na morały pozwolić. Głosi więc mądrości patriarchy z prawdziwego amerykańskiego zdarzenia: który miał tyle talentu, by pomnożyć rodzinny sukces, i który ma w sobie wystarczająco krzepy, by chronić gospodarstwo i ziemie przodków w dzikiej Montanie. Chroni ranczo przed politykami (Wendy Moniz), którym niemiła jest zbyt obfita władza w rękach jednego, niezdolnego otworzyć się na przyszłość kowboja. Chroni je przed deweloperami (Danny Huston), którym tylko turystyczne biznesy w głowach. Chroni przed rdzennymi mieszkańcami tytułowego rezerwatu (Gil Birmingham), którzy byli tu, zanim jego przodkowie założyli okoliczne miasto. Dla nich nazwisko Dutton równa się krzywda i niesprawiedliwość. John dzieli i rządzi twardą ręką: tu przewidzi czyjś błąd, tam pociągnie za odpowiedni sznurek. Zna słabości wrogów, rozpoznaje kłamców, wie, że nadmiar przyjaciół może doprowadzić do zguby. Dutton chroni ranczo za wszelką cenę – także za cenę prawa. Z Johnem nie ma żartów.


Dutton chroni rodzinę przed zakusami z zewnątrz, lecz to dorosłe dzieci – z kompleksami, traumami po rodzinnej tragedii, nałogami, skłonnością do przemocy – szczególnie dadzą mu się we znaki. Beth (Kelly Reilly), twarda bizneswoman rozstawiająca twardzieli po kątach, Jamie (Wes Bentley), prawnik o politycznych zapędach, i Kayce (Luke Grimes), syn marnotrawny z żoną i synem wewnątrz rezerwatu, tworzą barwny zestaw. Być może ojciec jako jedyny zna słabości swoich potomków i wie, jak je wykorzystać, całkiem jednak możliwe, że jest tych słabości głównym powodem. Rodzina to siła? Ów znak zapytania unosi się serialem, kiedy to solidarność krwi zamiast lekarstwem okazuje się głównym źródłem toksyn. Podobnie niejednoznaczna okazuje się Tradycja: rozumiana sprzecznie w zależności od indywidualnych interesów, wcale nieobojętna etycznie, bujająca na wietrze historii, ale i całkiem doraźnych celów politycznych.

W swojej pierwszej, dziewięcioodcinkowej odsłonie neowesternowy "Yellowstone" intelektualnie najciekawszy jest właśnie wtedy, gdy problematyzuje wartości pisane od wielkich liter. Choć śmiertelnie poważny w prezentacji gatunkowych archetypów, je także potrafi cudownie skomplikować. I tak na przykład rdzenni Amerykanie okazują się zawodnikami cynicznie wykorzystującymi historyczne resentymenty w rozgrywce politycznej. Kowbojska sztama, choć budzi respekt, przeraża bezalternatywnością przemocy, na której się opiera. Uosobieniem męskiego kodeksu okazuje się podopieczny i najbliższy współpracownik protagonisty, Rip Wheeler (Cole Hauser). Jako oprawca w żelaznych rękach podtrzymujący ten agresywny system okazuje się najbardziej charyzmatyczną postacią na wojnie marszczących brwi charakterów. "W tym miejscu tkwi jakieś zło. (…) Jakby ta ziemia nas nie chciała", mówi w pewnym momencie jeden z zaprawionych w bojach kowbojów, a ekran nie pozostaje na te słowa obojętny. Rozłożyste krajobrazy parku Yellowstone ukazują swoje surowe piękno i nieludzką pustkę, w której człowiek jakoś próbuje się odnaleźć. Technologia siłuje się tu z naturą, nowoczesna cywilizacja wchodzi w zwarcie z Dzikim Zachodem; w walce idei giną ludzie.


Współczesny western w wydaniu Taylora Sheridana (scenarzysty "Sicario" czy "Aż do piekła") i Johna Linsona (showrunnera "Synów Anarchii") nabiera szerokiego operatorskiego oddechu i dramaturgicznego rozmachu. Dziesiątki postaci i niespieszne tempo opowiadania sumują się w wizję reżysersko i formalnie niezbyt może oryginalną, nieraz mechaniczną w zrytmizowanej z odcinka na odcinek przemocy, lecz wyróżniającą się akcentowanymi wartościami. "Yellowstone" to portal do rzeczywistości, której dzisiejsza telewizja rzadko kiedy oddaje tyle ekranowego czasu. Prorodzinny konserwatyzm, męskie rytuały przejścia, ranczerskie zwyczaje w ich znoju i trudzie, wreszcie niechęć do zmian i wielkomiejskiego życia – to wszystko w osobie białego, coraz bardziej zmęczonego bohatera Kevina Costnera okazuje się echem świata, który powoli przemija, lecz który jeszcze nie daje o sobie zapomnieć. Porządnie posiniaczony, nadal potrafi zachwycić.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones