Piękna opowieść o ponadczasowej miłości, rozjaśniająca mrok trzeciego sezonu. Miło wreszcie zobaczyć f/f związek, który nie kończy się tragicznie, a chemię między Yorkie i Kelly można wyczuć już w pierwszych scenach. Estetyczny, delikatny i wzruszający, z idealnie dopasowaną oprawą muzyczną. Tego odcinka właśnie było nam trzeba - Brooker, odwaliłeś fenomenalną robotę.
Wy naprawdę piszecie to serio? "Kelly wiedziała że swoje życie już przeżyła, a chciała dać jego namiastkę też Yorkie, która nie miała nawet szansy?"... naprawdę myślicie, że ona po kilku spotkaniach pokochała ją tak, że oddała jej swoją wieczność? Tak o, żeby sobie biedna Yorkie poszalała, zakosztowała życia, bo "nie miała tej szansy"?! Wieczność w jednym miejscu, bezczynnie, powtarzalnie, bez końca... Dla kogoś?! Z miłości?! Przecież skoro przeżyły w San Junipero kłótnie i złość to w końcu przeżyją i rozczarowanie, a wtedy co? Kelly po prostu stchórzyła, szkoda, bo do końca wierzyłam, że okaże się mądrzejsza. Wtedy byłby happy end. Wolałabym się skasować w tym momencie niż tkwić wieczność w świecie jak z pocztówki, z podobnymi mi "świadomościami" desperacko szukającymi namiastek prawdziwego życia.
Zgadzam się z Tobą, ja bym wolała, ona nie. Proste. Ale mówienie, że to odcinek o wielkiej miłości, że ona zrobiła to dla Yorkie, uważam po prostu za bzdurę. Warto zwrócić uwagę na zupełnie drugoplanowe postacie- kolesia przez wieczność grającego na flipperach, zdesperowanego chłopaka poszukującego Kelly, ludzi którzy utknęli na wiecznej imprezie... Ten odcinek był według mnie bezdennie smutny i bardzo mnie wzburzył. Mam wrażenie, że ludzie, którzy piszą, że żyjemy w smutnych, pełnych egoizmu czasach (skoro nikt niby nie dostrzega tej pokonującej śmierć miłości), przesłania nie dostrzegliby nawet gdyby minęło ich w drzwiach.
Bezsensu jest spierać się o coś,czego się nie doświadczy;-) Mnie się odcinek spodobał tylko dlatego, że był to w końcu odcinek z "happy endem". Ilu chorych zdecydowałoby się na podobny ruch? Póki nie wiesz co znaczy być nieuleczalnie i nieodracalnie chorą, nie poznasz odpowiedzi czy byś zdecydowała się odejść czy żyć w tym" świecie bez końca", myślę, że takie czyny biorą się gdzieś z tej części świata,którą można poznać jedynie będąc po tej stronie..
Ogólnie myślę, że nie potrafię jednoznacznie napisać czy takie miejsce byłoby rajem czy piekłem dla ludzi, aczkolwiek znając ludzi niektórzy wykorzystywaliby ten system na potęgę na własną korzyść. Odciek sam w sobie miło się oglądało ze względu na bohaterki;-)
Dokładnie, Kelly nie poświęciła się dla Yorkie, współczucie do niej było tylko impulsem, może wymówką dla swojej słabej wiary, że jednak po śmierci ciała będzie coś na nią czekało. Gdy przeszedł moment "sprawdzam", swoim wyborem udowodniła, że nie jest na tyle..hm... silna, by rezygnować z czegoś pewnego na rzecz nadziei, wiary. Jakby nie było, chęć życia, przetrwania, tkwi w (prawie) każdej żywej istocie. Wielu ludzi pociesza się myślą, że istnieje życie pozagrobowe, ale przecież nikt nie jest w stanie tego, ani udowodnić, ani sprawdzić przed śmiercią. A tu okazuje się, że można wybrać jakąś tam namiastkę życia "wiecznego", które na pewno istnieje, bo się go doświadczyło.
"Wolałabym się skasować niż tkwić wieczność w świecie jak z pocztówki, z podobnymi mi "świadomościami" desperacko szukającymi namiastek prawdziwego życia."
- Ogólnie słusznie, ale niekoniecznie przez wieczność, z San Jupitero przecież można się wyłączyć. Była wzmianka, że można wyjść z systemu, kiedy się znudzi. Poza tym zwykle ograniczenia fizyczne: sztuczny matrix nigdy nie będzie trwał wiecznie, w końcu szlag go trafi z jakiegoś powodu.
Oczywiste też, że Kelly zrobiła to głównie dla Yorkie.
"Warto zwrócić uwagę na zupełnie drugoplanowe postacie- kolesia przez wieczność grającego na flipperach, zdesperowanego chłopaka poszukującego Kelly, ludzi którzy utknęli na wiecznej imprezie...Ten odcinek był według mnie bezdennie smutny"
- Tak, ten odcinek był smutny jeśli chodzi o ludzi bez miłości. I o tym właśnie był: że istotna jest miłość, a gdzie - w realu, czy wirtualu - to mniej ważne.
Natomiast problem, czy jeśli coś trwa zbyt długo, nie spowoduje przesytu i znużenia, jest inny. Tu akurat poruszony na marginesie, ale zauważony, za co twórcom chwała. Na samym początku odcinka wisi wielki plakat filmu "The Lost Boys", a stali mieszkańcy SJ nazywani są "zombie".
Ten sam problem dotyczy ewentualnego raju religijnego, każdego długotrwałego bytowania świadomości (choć wiele wierzeń wskazuje, że dusza nie jest tylko tym, co nasza prymitywna świadomość).
Może powinien powstać sequel p.t. "Kelly & Yorkie sto lat później" xD
Bardem dobry odcinek być może najlepszy. Pokazuje jeszcze bardzo ważna sprawa. A mianowicie kontrast gdzie w czasem obecnym i tym bardziej w czasach przedstawianych w serialu technologia jest tak naprawdę narkotykiem, i to legalnym narkotyki, gdzie obok alkoholu i papierosów ma zapewne gorsze skutki uboczne. Dzięki san jupiniero jest bardzo dobrze pokazyny kontrast gdzie do czasu przedstawione w serialu gdzie jest zaawansowana technologia które ma pomagać i ułatwiać życie a w duzej mierze jest odwrotnie, ludzie sa nieszczęśliwie, zaklamani itp. I tak jak wspomniałem jest san jupiniero czas gdzie nie bylo internetu,tel kontrolowanych portali społecznościowych a życie socjalne były tym jednym i tak naprawdę najważniejszym aniżeli social newtork. Ludzie 3 dekady temu mieli mniej gadżetów A byli bardziej szczęśliwi
Technologia jest narkotykiem? Przecież w odcinku było jasno powiedziane, że San Jupiniero ma ograniczenie raptem 5 godzin tygodniowo, co jest absurdalnie niską ilością czasu.
Druga sprawa - w odcinku nie poznajemy świata, tylko dom umierającej osoby, oraz szpital. Jakim cudem Ty chcesz wyciągać wnioski na temat kondycji społeczeństwa na podstawie dwóch tak atypowych miejsc?
W jaki sposób mierzysz rzekome szczęście? Masz jakiś szczęściomierz, którym mierzysz szczęście byłych dekad i obecnej? Nie wiem skąd Ty bierzesz opinię, że ludzie trzy dekady temu ludzie byli bardziej szczęśliwi.
Nie wiem dlaczego nazywać to wersją próbną. To była pełna wersja tego świata. A potem spędzasz tam tyle czasu, ile czasu spędzasz w rzeczywistości, ponieważ to staje się Twoją rzeczywistością.
ten odcinek jest wyjątkowy, bo całkiem optymistyczny w porównaniu do pozostałych, a do tego - jak mówisz - estetyczny i delikatny. przyjemna odmiana, ale wolę odcinki, które budzą we mnie strach, że ja lub moje dzieci możemy dożyć takiej rzeczywistości. w przypadku San Junipero jest odwrotnie
A dla mnie ten odcinek był jednym z najbardziej przerażających. Zgadzam się, że był piękny. Ale właśnie przez to wizja takiej przyszłości jest dla mnie przytłaczająca. Bo któż, umierając - z lęku przed śmiercią - nie zgodziłby się na dalsze trwanie w cyberrzeczywistości, pięknej, szczęśliwej, gdzie można robić, co się komu podoba, bez konsekwencji? Ale dla mnie to nie jest życie. A wiemy już obecnie, że człowiek ma tendencje do pożądania za tym, co piękne, choćby nie było prawdziwe i naturalne.
Ale każdy zasługuje na szansę. Jaki procent ludzi może cieszyć się zachodem słońca na plaży? Bez strachu, bez głodu, bez cierpienia? Polska jaka jest każdy widzi, ale my tutaj w ogromnej większości nie zaznajemy tych okropieństw życia, na które jest skazana większość ludzkości.
Jeśli coś takiego zaistnieje w przyszłości nie będzie to opcja dla każdego, kto zaznał biedy i smutnego życia na ziemi i chce mieć drugą szansę. Taki system trzeba z czegoś utrzymać i na pewno nie będzie tego sponsorowało państwo tylko potencjalni użytkownicy. Czyli jak każdy luksus opcja dla bogaczy.
Jeśli dla ciebie to jest optymistyczna wizja przyszłości to szczerze ci współczuję
Czego, że nie myśli tak jak ty ? Tam każdy miał wybór nikt nikogo nie zmuszał do brania w tym udziału.
A ja po tym odcinku czuję pewien niedosyt. Ponieważ poruszane, jest tutaj wiele wątków a każdy z nich, nie jest w pełni rozwinięty. Mimo iż wiele osób widzi w nim tylko miłość dwóch kobiet, która tutaj jest niby na pierwszym planie, to jednak uważam, że to nie ona gra tutaj pierwsze skrzypce i jest tylko pretekstem do zadania poważniejszych pytań -dlaczego? Bo równie dobrze Kelly mógłby zagrać facet i nic by to nie zmieniło w fabule. Ciekawsze wydają się pytania na temat przemijania tego, czy można odejść /przejść, kiedy ma się taką wole, czy to etyczne?. Czy przechodząc, przesyła się ludzką jaźń do komputera co za tym idzie -żyje się na serwerach, czy może to tylko projekcja/ symulacja- czyli zapis zachowań osoby, która już nie żyje w rzeczywistym świecie?. Co, jeżeli serwery zostaną wyłączone? Jeszcze ciekawsze byłoby pokazanie wiecznego „piekła”, bólu i tęsknoty Yorkie za jej miłością, gdyby Kelly jednak nie zdecydowała się przejść. Mimo to odcinek został świetnie zrealizowany, czuć było stranger things :P więc oceniam go bardzo pozytywnie, tak, jak pozostałe lustra ;)
Oh nie, tylko nie mdły wątek homo! Na pewno gdyby to był wątek hetero, to byłby dużo lepszy z samego faktu bycia wątkiem hetero.
na wikipedii (EN) podano informację dlaczego wybrano wątek Homo, pomimo iż pierwotnie miał być hetero. Po tej dyskusji widać że zabieg udany.
Racja. Straszna szkoda, ze nie umiescili kolejnego, milionowego zwiazku hetero, z biala kobieta i mezczyzna, najlpiej tez, zeby byli oni bogatymi, pieknymi blondynami! No, i bez chemii miedzy nimi, oczywiscie. Takie wymuszone hetero zwiazki lubie najbardziej. Wazne, ze hetero, nie?
A nie lepiej napisać po prostu mdły wątek?Wiesz ile dla mnie jest mdłych wątków a jakoś nie dodaję hetero czy też homo, strasznie stereotypowe to z twojej strony;-P
Patrząc na Twoje opisy pod filmami, można odnieść nieodparte wrażenie iż to Ty jesteś pustakiem oraz wulgarnym troglodytą.
Może najpierw czytaj cała dyskusję, a potem zawieraj głos, bo można odnieść wrażenie, że jesteś - wulgarnie i troglodycko mówiąc - debilem
Ale ja nie odniosłem się do powyższej dyskusji, tylko do opisów pod filmami, które są pisane mało wyszukanym, żeby nie powiedzieć rynsztokowym, językiem. Tak to jest jak się czyta tekst, bez większego zrozumienia. I tak na marginesie - można nazwać kogoś wulgarnie debilem, ale troglodycko już nie bardzo ,gdyż trąci to błędem językowy.
Nie wiem czy chcesz się popisać przez polonistką, która zagląda ci na telefon zza ramienia, czy naprawdę masz się za inteligentnego.
Jaki telefon? Są jeszcze komputery - to raz. Nie będę się przecież popisywał sam przed sobą - to dwa.
Gdybym był tak bezwartościową osobą jak ty, to w sumie też nie chciałbym jej zaimponować.
A na jakiej podstawie twierdzisz, że jestem bezwartościową osobą? Jak to wydedukowałeś...?
Chodzi o wizję świata, gdzie po śmierci nasza świadomość może znaleźć się w wirtualnym świecie wiecznej zabawy.
Dla mnie to również świetny epizod, ale jefnocześnie pozorny happy end. Miłość doprowadziła jednak do decyzji Kelly o eutanazji. Zrezygnowaniu z prawdziwego życia, a zatraceniu się w wirtualnym, nieprawdziwym San Jupinero.
Zrezygnowała z prawdziwego życia w jaki dokładnie sposób? Widać ktoś tu nie oglądał dokładnie odcinka. Kelly była śmiertelnie chora i była już w ostatnim stadium choroby. Jej seksualne podboje były jej sposobem aby przez ostatnie miesiące życia móc się trochę zabawić, a nie siedzieć w fotelu, odczuwać coraz większy ból i móc tylko patrzeć przez okno. Kelly zrezygnowała z cierpienia, na rzecz przyjemności. Nie widzę w tym nic smutnego.
Czytam komentarze, których autorzy traktują zakończenie tego odcinka jako happy end i oczom nie wierzę. Faktycznie uważacie wybór bycia czipem w jakiejś serwerowni zamiast potencjalnego życia wiecznego u boku straconej rodziny za happy end? Technologia zwyciężyła wiarę, tania rozrywka zwyciężyła faktyczne (potencjalne) życie wieczne, a erotyczna przygoda zwyciężyła wieloletnią, prawdziwą miłość. Happy end?