Dark. Kto by się spodziewał po obejrzeniu pierwszego odcinka o zaginionym chłopcu że będziemy mieli do czynienia z "takim" serialem i tak unikalną historią. Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z pozycją pokazującą z taką precyzją związki przyczynowo-skutkowe i zależności związane z podróżami w czasie. Twórcom zdecydowanie się udało – fabuła tego serialu jest fenomenalna. Poświęciłem sobie trochę czasu rozpisując poszczególne wątki i jestem pełen podziwu że twórcy tak doskonale wybrnęli z zawiłości na których wykładała się prawie każda historia o podróżach w czasie. Za casting twórcom należą się brawa totalne, nigdy wcześniej nie widziałem tak znakomicie dobranych aktorów do swoich ról i ich młodszych oraz starszych odpowiedników. Po finale mogę powiedzieć jedno – polecam ten serial każdemu, to świetna, wielowątkowa, angażująca i nagradzająca wysiłek historia, ale nie jest to serial wybitny. Finałowy sezon, w porównaniu do poprzednich, bardzo przypominał mi momentami finałowy sezon Rzymu ze stajni HBO – a konkretnie w tym że od połowy 2-ego sezonu aż do końca twórcy pędzili na złamanie karku starając się w kilku odcinkach zamieścić to co powinno być rozpisane na przynajmniej jeden dodatkowy sezon. Tej historii zwyczajnie zabrakło odcinków i czasu ekranowego. Twórcom zdecydowanie udało się wszystko spiąć w całość w tych 8 finałowych odcinkach, ale miało to swoją cenę – tak jak napisał Bronek w swojej recenzji – zabrakło duszy i głębi.
Kiedy kończyłem mój ulubiony Babylon 5 to miałem łzy w oczach kiedy żegnałem moich ulubionych bohaterów, kiedy kończyłem Breaking Bad a Jessie z płaczem uciekał samochodem w wielkim finale to targały mną ogromne emocje... a tutaj tego zabrakło. Dlaczego ? Ten ostatni moment kiedy Jonas i Martha się żegnają... piękny moment, ale to nie był mój Jonas i moja Martha. Mój Jonas już nie żył, moja Martha też. Ten Jonas to może był ten inny chwilę przed, ta Martha to była ta druga zanim stała się tamtą... Ciężko było w jakikolwiek sposób przywiązać się do kogoś i kibicować mu, bo co chwilę następował jakiś zwrot i ten ktoś był kim innym albo kiedy indziej. Nawet ta bardzo unikalna formuła serialu wcześniej pozwalała na zżycie się z bohaterami i kibicowanie im, ale w finałowym sezonie w tym aspekcie twórcy zwyczajnie polegli. Zabrakło mi tego co czułem oglądając ostatnie spotkanie Jonasa ze swoim ojcem Michaelem - najbardziej emocjonującą scenę w całym serialu. Uwydatnił to przedostatni odcinek, gdzie czułem się jak w kalejdoskopie latając od daty do daty zasypywany suchymi faktami. Dodam też że dialogi Adama i Evy o tym ciągłym początku i końcu stały się w pewnym momencie dość irytujące.
Do samego końca najbardziej chyba kibicowałem Claudii, bo jej motywy najbardziej do mnie przemawiały, a najbardziej smutno mi było z powodu Franziski i Magnusa a także pięknej miłości Reginy i Alexandra której nigdy nie było dane zaistnieć...
Finałowy odcinek i te smutne poetyckie zakończenie jest przepiękne, a ostatnia scena wbija w fotel.
Świetny serial. Tyle ode mnie.