Polubiłem kolesia. Szczerze doceniałem jego zaangażowanie w role, rozumiałem że wielu może go uważac za świetnego aktora, ale ja jak głupi nic w Matthew ciekawego nie widziałem. Tak sobie teraz siedzę i myślę dlaczego to tak? Odpowiedz wcale nie jest taka trudna. Po prostu ani ''Witaj w klubie'' ani ''Interstellar'' ani reszta filmów które widziałem z kolesiem nie wycisnęła z niego wszystkiego. True Detective też nie wyciągnął... Poprawniejszym określeniem będzie to że serial wyciągnął z niego więcej niż to ''wszystko''. Rust to jedna z tych postaci która zostanie ze mną na zawsze a jego rozkminy będą się obijały o moją czachę z pewnością wiele razy. A Marty... No nie ogarnę tej postaci. Nie łapię jak można zdradzac tak piękną żonę... Już tak całkowicie na poważnie. Woodie rozpierdzielił pół wsi. Nie wyobrażam sobie kogoś innego na jego miejsce a przy tak świetnie napisanej postaci jest to ogromny komplement. Jeśli chodzi o scenariusz i historię na wstępie muszę przyznac że nigdy nie byłem przesadnym fanem kryminałów (przesadnym a nie że wcale nie lubie tego gatunku), ale cała zawiłośc sprawy jeszcze bardziej mnie nakręcała na kolejny i kolejny odcinek. Okultyzm i te klimaty chyba w każdym rozbudzają ciekawosc, nie inaczej jest ze mną. Inteligentnie poprawadzona historia pełna zawiłości, ale jeśli ktoś potrafi utrzymac skupienie to będzie miał z tego wiele radochy. Daje 9 bo zbyt dużo u mnie ostatnio tych 10, a chciałem się ograniczyc do góra 4/5 żeby postawic je jako wzór. Za dużo tych dobrych seriali ostatnio robią. Było parę chwil w pierwszych 4 odcinkach kiedy na chwile się zobojętniałem na wydarzenia, ale z racji na to co wcześniej napisałem te chwile trwały całkiem krótko. Mocne jak cholera 9 z uśmieszkiem.