Po pierwszym odcinku trudno ostatecznie wyrokować, ale wszyscy Ci, którzy krzywili się na Farrella mogą się teraz schować głęboko w lesie. Jednak wg mnie jak na razie Kitsch wygrywa razem ze swoją postacią, zobaczymy jak serial się rozwinie, ale widzę duży potencjał. Bagna Luizjany zamienione na bezkresny krajobraz industrialny to przeskok ogromny, ale chyba będzie można się przyzwyczaić. No i na koniec wisienka na torcie czyli muzyka, tutaj się nie zawiodłem, spodziewałem się czegoś przyjemnego, ale mamy wybitną ścieżkę dźwiękową. Nie wiem czy lepszą niż w pierwszym sezonie. Na to i wiele innych pytań odpowiemy sobie za kilka tygodni, ale pierwszy odcinek nie zawiódł, a obawy w sieci były i to często przesadzone.
A sprawdzaliście przepisy i prawa żeby wiedzieć, jak to jest w USA, czy tak sobie teoretyzujemy radośnie? :D
A jak będziesz chciał wynająć w USA samochód to też będziesz sprawdzał czy żeby nim jeździć potrzebujesz prawo jazdy czy może uznasz ten wymóg za oczywisty? W kręgu cywilizacji zachodnioeuropejskiej pewne standardy są po prostu oczywiste.
No właśnie poczytaj co napisałem, a potem się wypowiedz bo najwyraźniej nie przeczytałeś.
Przeczytałaś ale chyba nie zrozumiałaś, bo jakbyś zrozumiała to byś nie pisała tych głupot.
Co my tu dyskutujemy o zgodności procedur przedstawionych w serialu z rzeczywistością, skoro twórcy serialu w dupie mają nie tylko prawo amerykańskie, a nawet prawa fizyki i logikę. To, że postać grana przez Colina po dostaniu z bliska co najmniej dwóch strzałów z shotguna w klatę w następnym odcinku stoi sobie jak gdyby nigdy nic, z zabandażowanym torsem to jest skandal i kpina z widzów - i nie ma tu znaczenia czy miał kamizelkę kuloodporną czy nie, realia są takie że shotgun + zabójca na zlecenie + strzały z bliska + nieprzyjazne, obce środowisko = twoja śmierć. Nie mówiąc już o tym w jaki niby sposób doszli do tego gdzie on się znajduje, przeciez o jego domniemanym miejscu pobytu wiedział tylko gangster z którym współpracuje i spotyka się raz w tygodniu w wyznaczonej miejscówie... Powolutku zaczynam tracić cierpliwość do pomysłów tego scenarzysty.
MOI DRODZY to o czym piszecie to jest pikuś, ja dziś w jednym filmie widziałam jak jeden facet udusił drugiego.... UWAGA ręcznikiem papierowym (owiniętym wokół szyi) :D
Wbrew pozorom to się jeszcze da wytłumaczyć - wystarczy że nie strzelał ostrą amunicją a ten miał kamizelkę. Nie było widocznej krwi więc wiele wskazuje na to, że właśnie tak było.
Ale "zabójca" strzelał gumowymi kulami, i tak Twoja teoria w kręgu cywilizacji zachodnioeuropejskiej się wzięła i rozprysła ;)
Nie teoria, a spekulacja na podstawie zdjęć do 3 odcinka, moja wina, że dałam się ponieść wyobraźni ;x
Jak Velcoro podjechał pod ten dom, było pokazane że ktoś ten dom obserwuje z samochodu zaparkowanego po drugiej strony ulicy. Nie jestem pewien czy nie był to ten sam samochód co Caspera woził (skradziony od ekipy filmowej). Domniemam że byli to Ci sami co załatwili Caspera, ale to powinno się wyjaśnić w kolejnych odcinkach.
tez mi ten Collin nie pasuje ale jeszcze nie ogladalem wiec ok przyjmuje w ciemno...
Jak możesz pisać że nie pasuje jak jeszcze nie oglądałeś ? Tak się składa że Colin jest jak dla mnie najbardziej wiarygodny i najfajniejszy ze wszystkich bohaterów w tym drugim sezonie. Jego rola to zresztą największy plus póki co bo tak poza tym to jest niestety średnio. Pierwszy odcinek był kiepski, drugi już trochę lepszy, oby tak dalej ! Mam nadzieję że dzisiaj pojawi się odcinek trzeci na pewnym serwisie bo nawet się wciągnąłem w tę historyjkę.
dokładnie tak, Colin najlepszy póki co, pierwszy odcinek wprowadzający, sporo postaci w porównaniu z pierwszym sezonem, drugi odcinek już dobry, no i zobaczymy dzisiaj, niebawem co dalej:)
Moim zdaniem najsłabszy z dotychczasowych odcinków. Ale fajna była ta początkowa scena w knajpie, ten "sen" Velcoro.
Jestem zadowolona. Te 3 odc wystarczyły aby mnie wciągnąć, a godzina mija mi nie wiem kiedy. Każdy z głównych bohaterów mnie zadowala, zarówno jako postać, jak i aktorsko. Piosenka z intro również mi odpowiada. Podeszłam do serialu jednak inaczej niż większość z Was. Owszem to jest marka True Detective, ale to odrębny serial.
To tak jak mamy Superstary i jakieś ZXy czy inne cudo, i to jest marki Adidas i to jest marki Adidas, ale nie oczekujemy, że oba modele będą takie same.
Na tle tysięcy seriali, które ostatnio powstały, a ja dużą część z nich oglądam, bądź starałam się True Detecitv 2, wciąż jest jednym z lepszych.
Módlmy się!
Tak, módlmy się żeby póżniej było dużo lepiej bo na razie jest straaasznie nudno... A to chyba najgorsze co można zarzucić filmom/serialom.
A w pierwszym sezonie to nie było nudno?Kilkuminutowe monologi Rusta na temat egzystencji co odcinek,problemy rodzinne Harta, wstawki na krajobrazy itp.Akcja tak naprawdę się rozkręciła dopiero, gdy Rust przeniknął do tego gangu motocyklowego.
Ten sezon też ma klimat, aż go można kroić nożem. Jest ciężko, brudno, industrialnie i do tego pełno alkoholu. Jak dla mnie bomba.
Wszelakich wątków seksualnych też jest tu dużo :) A co do 1 sezonu to owszem, tam też bywały nudne momenty ale to była taka przyjemna nuda jak dla mnie.
Proszę cię. Pierwsze odcinki to były flaki z olejem. Oczywiście był klimat i dobre dialogi, ale to samo jest i w drugim sezonie.
Mi 2 sezon się podoba. Fakt różni się od 1 ale chyba nie chcemy odgrzewanego kotletu prawda? ;) Wydaje mi się że jeszcze się rozkręcą. Na początku dziwnie było z tymi 4 głównymi bohaterami ale da się przyzwyczaić bo pomysł mają fajny.
W sumie nie jest najgorzej. Do pierwszego sezonu na pewno brakuje, ale póki co oglądam i oglądać będę.
W trzecim odcinku bardzo mi się podobała ta postać młodego "meksykańca" na schodach w willi. Świetnie gość zagrał jak babka się go spytała skąd ma ten akcent, wtedy on przez chwilę mówił normalnie. Wyzbył się na moment nie tylko akcentu, ale i całej postawy, jakby zmienił skórę. Po chwili znów wrócił w tryb "loco". Nieźle zagrane. :)
Bardzo mi się podoba klimat tego sezonu. Zupełnie co innego w porównaniu z pierwszym, chociaż drobne podobieństwa jak "filozofowanie" bohaterów czy osobiste problemy, też się znajdą. Poza tym jest brudno, w oparach alkoholu i dymu z (e)papierosów jak w porządnych kryminałach noir ;)
Co do ścieżki dźwiękowej to oczywiście pasuje (nie mogę przestać słuchać "All The Gold In California")... ale też nie odpowiada mi piosenka z intro. Właściwie bardziej powiedziana niż zaśpiewana, nudna, raczej się nie przekonam. Sto razy lepsza byłaby "The Only Thing Worth Fighting For" jak już ktoś wspomniał. Mogłaby też pojawić się PJ Harvey, Neil Young czy White Stripes ;)
Jeszcze jedno, czy tylko ja zauważyłem, że prostytutkę w drugim odcinku zagrała Weronika Rosati?
Po pierwszym było trudno, po 3 im już widać,że serial idzie na dno. Finito.
Pozostało wracanie do sezonu 1.
Jest dobrze. To że drugi sezon nie dorówna pierwszemu było wiadome od początku dlatego jedynym zdrowym podejściem jest oglądać go jak osobną produkcję (czym jakby nie patrzeć jest). Akcja się rozkręca z odcinka na odcinek i oby było już tylko lepiej. Vinci ma swój klimat - prostytutki, korupcja, przekręty oraz postacie i ich historie.
Tak patrząc na oba sezony to łatwo zauważyć że dobór aktorów nietypowy, ciężko wyobrazić sobie taką chociażby Rachel McAdams czy nawet Matthew McConaughey w takich rolach - a tu miłe zaskoczenie.
Tak 2 sezon nigdy nie będzie 1 sezonem ale przecież to inni aktorzy i historia więc nie wie czemu się czepiają. Dla mnie serial podoba się coraz bardziej. Fajnie zarysowane główne postacie. Każdy ma swoją historie ale jest też coś co ich łączy. Nie czuje się zawiedziona.
Zdecydowanie historie postaci robią swoje. Fajnie przeplatana jest główna fabuła właśnie z ich wątkami, tak dosyć zgrabnie dzięki czemu tworzy to całość. Nie ma niepotrzebnego odbiegania.
Póki co, po trzech odcinkach zasypiam. A jeśli łącznie odcinków jest osiem, to w kolejnych pięciu musiałyby się dziać cuda,żeby dla mnie ten sezon był do odratowania. Jeszcze go nie skreślam, ale moja ciekawość i zainteresowanie tym, co wydarzy się dalej topnieją.
Ciężko nie porównywać i jednocześnie ciężko porównywać oba sezony, bo łączy je tylko tytuł i ekipa tworząca (z wyłączeniem aktorów oczywiście).
TD1 nie był serialem, w którym chodziło tylko o rozwiązanie zagadki kryminalnej, nacisk położony był na postacie dwóch detektywów, ich relacje, ich życie... Uwagę przyciągała ciekawa forma przedstawienia historii (w sensie chronologicznym, co wymagało troszkę większego skupienia) i niebanalne postacie. Wydawało się,że zarówno Harrelson i McConaughey dostali role proste i typowe, ale to co z nich wyciągnęli to majstersztyk. Byli naturalni, przekonujący i dalecy od banału.
Wszystkiego dopełniała bagnista i dzika atmosfera Luizjany.
W TD2, póki co, mam jakieś poplątanie z pomieszaniem. Jak ktoś wspomniał - główni bohaterowie niemal mają napisane na czole "jestem gliną z problemami"... Wiją się podskakują żeby pokazać jak bardzo są obarczeni różnymi traumami (jak Farrell, którego nawet lubię, ale po prostu nie w tej roli), albo chodzą z kamienną twarzą,żeby pokazać jak bardzo te problemy są dla nich już przeszłością (McADams).
Nadzieję wiżąę z postacią Kitscha, zobaczymy jak rozwinie się wątek jego postaci.
Nie inaczej.
Nie ma czego porównywać. Jak jeszcze w pierwszym odcinku były zaczątki jakiegoś klimatu i wydawało się, że ciekawie się to rozwija, tak po dwóch następnych wszystko siadło i wlecze się ot tak dla samego wleczenia.
No, ale można było się tego spodziewać po takiej trójcy jak Farrel, Rejczel i Vaughn. Tyle drewnianych kołków razem po prostu nie mogło dać rady.
Kitch dawał radę do momentu gdy okazało się, że jednak nie daje rady i cały wątek nomen omen w dupę.
Twórcy mieli szansę na przyciągnięcie mojej uwagi, kiedy postać Farrela dostała parę kul i wydawało się,że nietypowo zginie jedna z głównych postaci. Niestety, początek kolejnego odcinka znowu rozczarował.
No to już masz swoje "rozkręcenie". Jezu, takiej jatki to ja dawno w kinie nie widziałem, a co dopiero w serialu.
Cały 4 odcinek mistrzowski.
Miszczowski odcinek, zwłaszcza że idą na akcję bez żadnego wsparcia i tylko z bronią krótką po niebezpiecznych gości. A i jak ktoś zaczyna strzelać seriami z broni maszynowej to oczywiście nikt nie wezwie wsparcia bo przecież policjant ma tylko pistolet na wyposażeniu. Kolejny odcinek to jak zwykle kolejna porcja beki.
Again... zapomniałem jeszcze o zabawnym koncepcie pogoni za samochodem na piechotę. W sumie dobrze się bawię oglądając to jako komedię pomyłek.
Zgadzam się. Taka broń ma max 30 naboi w magazynku a mexykanie strzelaja jak w filmie klasy B. Rozpierducha może i podoba sie części widzom, ale nie ma nic wspólnego z dojrzałym i prawdziwym obrazem do jakiego pretenduje "Detektyw".
Pikietujący nie słyszeli strzelaniny ale odwrócili głowy przy wybuchu, do tego po chwili znaleźli się w strzelaniny. Można mnożyć przykłady.
Pogoń za furgonetką i strzelającymi z niej kolesiami, do tego podskakująca nad wzbijającymi kurz pociskami policjantka....i mamy 2 sezon True Detective
A właśnie... tłum który przecież powinien słyszeć pierwsze serie skierowane w policjantów i uciec w zupełnie innym kierunku nagle zaczyna krążyć w kółko jakby celowo wchodził pod lufy Meksykanów, stężenie idiotyzmów nieprawdopodobne.