Po pierwszym odcinku trudno ostatecznie wyrokować, ale wszyscy Ci, którzy krzywili się na Farrella mogą się teraz schować głęboko w lesie. Jednak wg mnie jak na razie Kitsch wygrywa razem ze swoją postacią, zobaczymy jak serial się rozwinie, ale widzę duży potencjał. Bagna Luizjany zamienione na bezkresny krajobraz industrialny to przeskok ogromny, ale chyba będzie można się przyzwyczaić. No i na koniec wisienka na torcie czyli muzyka, tutaj się nie zawiodłem, spodziewałem się czegoś przyjemnego, ale mamy wybitną ścieżkę dźwiękową. Nie wiem czy lepszą niż w pierwszym sezonie. Na to i wiele innych pytań odpowiemy sobie za kilka tygodni, ale pierwszy odcinek nie zawiódł, a obawy w sieci były i to często przesadzone.
Intro wymiata, Są tylko dwa intra które oglądam przy każdym odcinku. Gry o tron i właśnie true detective. Ten utwór ma mega klimat i pisanie że jest słaby normalnie mnie wk....
Dwie rzeczy mnie cechują- mam pełny słuch muzyczny i słucham niemal wszystkiego łącznie z rapem, metalem, rokiem psychodelicznym i popem. Nawet parę piosenek dico polo mi się dobrze słucha. Więc rozumiem że nie każdy styl muzyczny każdemu pasuje ale trzeba mieć dystans do wszystkiego i np nie lubić oglądać rozgrywek szachowych ale doceniać kunszt zawodników.
A 2 sezon przy słabszym niż jedynka początku coraz bardziej się rozkręca i już mnie bardzo wciągnął.
Twin Peaks chyba nie widziałes.
No ale Detektyw tak podpier..dziela z TP ze sie nei dziwie hehe
Dla mnie ten sezon jest fajny, chociaż śmiałam się oglądając pilota - trochę się zapowiadał śmiszny stereotyp i podjęłam przekonanie, że o ile Rust kiedyś sam cierpiał za miliony, to teraz WSZYSCY będą cierpieli za miliony. A to za dużo na mój żołądek.
Na szczęście potem jakoś otrząsnęli się, ogarnęli i dramę sączą w sposób racjonalny i zjadliwy. Na szczęście, NA SZCZĘŚCIE nie ma tych smędzeń jakież to życie jest be, które wiem, że zdobyło wielu fanów, ale które doprowadzało mnie na zmianę do szału lub do emigracji wewnętrznej podczas projekcji poprzedniego sezonu. Całkiem na plus jest też - przynajmniej na ten moment - brak nurzania się w bestialskich zachowaniach seksualnych wobec kobiet dzieci. Co jak rozumiem kiedyś miało działać szokująco, żeby zdobyć widownię, a które - na ten moment powtarzam, jeszcze mogę odszczekać te pochwały a coś czuję, że tak będzie, kiedy wyjdzie na jaw przeszłość pani policjantki - już nie eksploatują.
Nie cierpię Colina Farrella i jestem zaskoczona tym, jak świetnie gra i jak stał się moim ulubieńcem. Rachel nie przeszkadza, tak samo Kitsch oraz reszta ekipy. Największą pomyłką po 4 odcinkach okazuje się Frank, ale to przez dziwaczny wątek z ciążą. Hm, wszystko im się sypie, nie mają kasy, przechodzą na ciemną stronę mocy... ale twardo cisną temat dzieciaka. Dziwne. Ich rozmowy są na poziomie Mody na sukces, nie pasują do serialu.
Nowy sezon jest git, czekam na kolejne odcinki, a nie ukrywam, że poprzedni porzuciłam i potem zmuszając się dooglądałam, ciągle zachęcana opiniami znajomych, jaki ten serial jest "super" i "wytrzymaj, od następnego odcinka się rozkręca" :D
Jakoś dopiero nowy sezon mnie wciągnął :) I wreszcie lubię bohaterów, podczas gdy wcześniej lubiłam tylko Marty'go ;)
Na osobną pochwałę zasługuje intro, które wizualnie i muzycznie plasuje się w mojej ścisłej trójce najpiękniejszych openningów ever.
Tez zwrocilam uwage na rozwlekanie watku dziecka - mogliby sobie to darowac... W ogole fragmeny z Frankiem i jego zona sa kiepskie. Ciekawe ile jeszcze odcinkow Frank bedzie obchodzil swoje 'biznesy' z przeszlosci i sypal pseudogroznymi tekstami o stanie swojego uzebienia.
Poza tym draznia mnie te wszystkie 'glebokie' dialogi w stylu: "Te momenty patrza na ciebie, to nie ty je pamietasz, to one pamietaja ciebie'.
Koncowka odcinka dobra, w koncu cos sie zaczelo dziac. Co nie zmienia faktu, ze jak na polmetek serialu jest slabo. Ciagle bylam przekonana, ze bedzie 10 odcinkow, dopiero dzisiaj sobie uswiadomilam, ze ma ich byc tylko 8.
No i zastanawiam sie, kto w tej serii jest tym tytulowym prawdziwym detektywem... Kitch?
W wątku Franka można było pojechać z grubej rury, pokazać przede wszystkim jego uczucia wobec powrotu do wyuczonego zawodu, czy się brzydzi, tym robi, czy odwrotnie - czuje ekscytację. A zamiast ciągłego gadania o rozmnażaniu, mogliby zarysować albo jakiś konflikt z żonką, albo co ciekawe - przedstawić ją jako Lejdi Makbet, podpuszczającą mężulka do brzytkich rzeczy. Przecież to jest dość ciekawy temat, taki powrót do gangsterki, myślę, że to nie jest takie proste, jak to wygląda w serialu, natura nie znosi próżni, na miejscu emerytowanego Franka powinni być inni, co najmniej równie groźni - jak nie groźniejsi mafiozi, którzy teraz powinni się mu śmiać w twarz za jego próby powrotu do biznesu, a nie jakieś śmiszne tłuściochy z komedii policyjnych :)
Dlatego uważam ten wątek za najsłabszy, najmniej trzyma się kupy, Frank powinien się miotać i staczać, a nie ciskać się na meksykańskich emigrantów o uschnięte drzewka.
Ja te momenty toleruję, bo jest ich akurat tyle, żeby je zauważyć i się nie zirytować. Jak sobie pomyślę, ile by wodolejstwa upłynęła przez ten czas, gdyby oni wszyscy się produkowali w tych autach, jak Rust... a ich jest przecież TRZECH. Już mnie głowa boli :)
Dla mnie spoko jest ta fabuła, oprócz niemrawego pierwszego odcinka, akcja się sączy sukcesywnie i gdzieś zmierza. Przecież w pierwszym sezonie też nie od razu wyłożono kawę na ławę, najpierw bujali się kilka odcinków z tymi zabawkami z patyków, w międzyczasie kotłując się z życiem rodzinnym zdradami, traumami i całą masą innych Modowych bzdur.
Wycięłabym tylko cały wątek Franka i dała więcej interakcji między bohaterami. Najbardziej podoba mi się, jak Ray jest takim dobrym wujkiem wszystkich wokoło :)
Kto jest prawdziwym detektywem? pewnie się okaże, że ten dziadek, co dostał w makówkę w finale najświeższego odcinka :D
"Modowe bzdury" - tak można podsumować wiele filmów/seriali jakby się uprzeć, pusty frazes. Tak naprawdę to ciężko porównywać, bo mamy do czynienia z dwoma różnymi serialami pod względem fabuły, aktorstwa itd. , choć oczywiście pewien wspólny mianownik można znaleźć - przecież w tym sezonie również nie brak filozofowania i tekstów od których przechodzą ciarki wstydu, jak wstawka z 4 odcinka o "olbrzymiej, zielono-czarnej aurze" Colina metafora-hint do tego jak rozwinie się postać tak subtelna jak kopniak z półobrotu.
Albo ujęcie na te specyficznie oznakowane połacie ziemi - mieliśmy je w jednej z pierwszych scen pilota, teraz tutaj Colin rzekł niby to mimochodem "o, a co to może jakieś wielkie cmentarzysko" - niespodzianka jaki mu się akurat żarcik trafił, gdy za parę odcinków okaże się, że faktycznie tak jest.
Jak dla mnie co do tego, że "akcja gdzieś zmierza" nie jest to do końca jasne - w dalszym ciągu kryminalna intryga ginie gdzieś z odcinka na odcinek w zmaganiach bohaterów z codziennością. Coś szukają, węszą, postać Franka przechadza się między cwaniakami próbującymi zagrozić jego despotycznej władzy ustawiając szczylów po kolei w szeregu (boooring) - ale nie ma w tym "mięsa", zabójstwo Castera wydaje się pobrzmiewać ciągle w tle, coraz bardziej w oddali, w dalszym ciągu nic nie wiemy (tyle że burmistrz to "naprawdę zły człowiek" co przyznała nawet jego córka gdyby ktoś ten fakt jakimś cudem przeoczył wcześniej) i nie wiem czy nas to nawet obchodzi, bo zamiast konkretów dostajemy za to bardziej sensacyjnymi scenami rekompensującymi brak postępów w śledztwie (jak np. scena strzelaniny w 4 odc.), ale ciągle wychodzimy na 0 w tym rachunku.
Rozumiem też, że takie spowolnienie akcji, przesunięcie uwagi na relacje między bohaterami, władzami itd. ma na celu przybliżenie tej brudnej rzeczywistości Vinci (i samych bohaterów oczywiście, to na plus), jednak tak jak w poprzednim swoim poście to pisałam, miasto jawi się nam jako twór totalnie kartonowy: zepsute władze, dziwki i burdele na każdym rogu, prężnie działające gangi przejmujące władze nad miastem itd. itp., męcząca jest toporność tej konstrukcji.
Co do tego co napisałaś o 1 sezonie: ja jednak mam wrażenie, że i fabuła (IMO do pewnego momentu, finał ;< ) i narracja były ciekawsze i bardziej spójne w poprzednim sezonie, aktorstwo również klasę wyżej, postacie z krwi i kości poza nieco pretensjonalnym Rustem, ładniej poprowadzone eksplorowanie klimatu przez sugestywne ukazywanie krajobrazu Luizjany (specjalność Fukunagi, ten kto widział "Jane Eyre" w jego reżyserii zrozumie o czym mowa).
Ogólnie moje wrażenia po 4 odcinku tak jak i po pilocie nie zmieniają się: nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Dlaczego? Bo w moim odczuciu zostało to zrobione trochę na siłę i niestety, ale to czuć.
Pod Modowymi bzdurami podpinam niepasujące do gatunku romantyczno-familijne wątki. Przykładowo jeżeli chodzi o wątek ciąży żony Franka, można to pokazać tak, jak teraz, a można by też pokazać w sposób dramatyczny, bolesny dla obojga, którzy wkraczając na stare śmieci gangserki muszą skonfrontować swoje pragnienia z rzeczywsitością, ze sprowadzeniem potomka w świat, jaki właśnie tworzą.
Chodzi o kontekst, bo zarówno wątek dzieci, małżeństwa, odpowiedzialności za dom może być pokazany jak w Dynastii, jak i w Breajking Bad. Niby w obu serialach są rodziny, miotanie się, zbrodnie, ale jakoś tak jest różnie :)
Dla mnie fabuła w 1 sezonie też była rozmyta, ściągnęła sie jak guma w majtkach dopiero chyba w dwóch ostatnich odcinkach. Też jeździli w kółko, gonili po krzakach, wałkowali jedno i to samo, też były zabawki z patyków i ten spaghetti-man przez większość sezonu - tak jak teraz przewijają sie prostytutki i morderstwo Castera. Tak samo odkrywane są nowe tajemnice i - tak jak poprzednio - zaczyna się mgliście rysować grubsza sprawa.
O tej olbrzymiej aurze to ja się roześmiałam i czuję, że Ray w środku też. Osobiście słyszałam kiedyś coś podobnego od jakiegoś oszołoma :D Jak myślisz, ilu ludzi głodnych atencji mógł zwerbować na takie hasełko siwowłosy guru?
Ja po 4 odcinkach mam opinię: nie jest źle, choć mogłoby być lepiej :D Widzę wiele do poprawy, ale też pozwolę sobie poczekać do końca i ocenić wtedy. W każdym bądź razie o tej porze w ubiegłym roku porzucilam TD, za to teraz nie mogę się doczekać nastęnego odcinka. O czymś to świadczy :)
Oczywiście z gustami się nie dyskutuje, może po prostu mamy inne oczekiwania artystyczne wobec seriali :D
odcinek 4 końcówka, efektowna, choć mało prawdopodobna. Wbrew pozorom, podczas strzelanin nie ginie tak wielu ludzi, szczególnie z ręki kolesi strzelających bez celowania z tzw. biodra. trochę przesadzili.
http://www.filmweb.pl/film/44+minuty%3A+Strzelanina+w+p%C3%B3%C5%82nocnym+Hollyw ood-2003-104424
dla mnie to było głupie, pozostali funkcjonariusze policji służyli w tej scenie jako kaczki do odstrzału. Zanim to się zaczęło, było to oczywiste, że tak będzie. Najgorszy odcinek tego sezonu, co nie czyni poprzednich trzech jakimiś dobrymi. Sezon pierwszy to 10/10 (i taką ocenę pozostawię), drugi to 5-6/10 nie więcej. Powoli czuję się zniesmaczony i gdyby nie bardzo dobre piosenki (które mógłbym odsłuchać na youtube) i Farrell, który ciągnie aktorstwo w tym serialu, to bym nie oglądał.
I oczywiście całą tą jatkę przeżyło naszych dzielnich 3 true detectivów.
Naprawdę bardzo czekałam na ten sezon.
Naprawdę bardzo chciałam nie myśleć, że z Vince'a i Kitcha nic nie będzie, ale liczyłam, że mnie zaskoczą na plus. Po pierwszym odcinku byłam rozczarowana, ale do każdego kolejnego chciałam podejść bez uprzedzeń dając mu kolejną szansę licząc, że się rozkręci.
Panienka Ani wysyłając ludzi w tak niepewną akcję udowodniła, że jest dokładnie taka za jaką ją miałam od pilota - rozkapryszoną małą dziewczynką, której się wydaje, że jest super twarda i niezależna.
Wszystko ratuje Colin, ale co z tego jednak jaskółka wiosny nie czyni.
Wiele motywów jest dla mnie przerysowanych lub źle zagranych ( jak już słusznie skrytykowane wynurzenia gangstera i jego żoneczki). Pierwszy True Detective kończył się sceną z gwiazdami o pokonywaniu ciemności przez światło. Drugi zaserwował nam szarą papkę, ale nawet szarość ma swoje odcienie, których tutaj zdecydowanie brakuje. Niestety, wielkie rozczarowanie.
Idealne podsumowanie moich myśli. Drugi sezon to średniak, razem z aktorami...którzy nie oszukujmy się, nie są najlepsi do tych ról (jedno wyrazowi - grają ciągle tak samo).
Też się zgadzam ze wszystkim. Wcześniej pisałam, że trzeba czekać na rozwinięcie, że może 2-3 odcinek zaserwuje nam jakieś emocje, bo po pilocie ciężko coś wyprorokować- tymczasem jesteśmy już na półmetku i straciłam nadzieję na jakikolwiek progres. Zamiast tego dostaliśmy Colina postrzelonego ślepakami (odcinek 2) i tą nędzną strzelaninkę, z której wyszło cało akurat naszych 3 "bohaterów". O Franku się nawet nie wypowiadam.
Żeby uratować tą serię, potrzebny jest jakiś twist w fabule, może tym razem uśmiercą kogoś na prawdę? Byleby Velcoro pozostał żywy do końca, jego postać to rzeczywiście jedyny mocny punkt.
Amen siostro. Właśnie jestem po 5 odcinku i nadal nic się nie dzieje ..... a do końca serii jeszcze tylko 3 odcinki .... Druga seria zawodzi na całej linii. Serial powinien być mroczny i tajemniczy, a wyszły mydliny. Motyw gangsterski powinien być mocny, krwawy i dobitny, a wyszedł polski Klan.
Zgadzam się w 100% marna ta scena i cały sezon trochę przypomina mi logiką jej przebieg-totalny chaos w scenariuszu i zupełny brak logiki w wielu sytuacjach.Niczym ten samochód,który w ostatniej scenie goni dzielna Pani detektyw i jedzie on przez większość czasu z prędkością 10km/h żeby po chwili dodać gazu kiedy trzeba się wbić w autobus,tak samo większość fabuły tutaj istnieje tylko na słowo honoru i dla wygody scenarzystów.Brakuje mi strasznie tej wspaniałej atmosfery 1 sezony i bohaterów,których chcemy oglądać i poznawać,a nie tylko być świadkami kolejnej żenującej sceny z ich udziałem.Colin oczywiście daje rade,ale scenarzyści dzielnie mu przeszkadzają i raczej nic z tego już nie będzie.Szkoda,to chyba pierwsza produkcja HBO,który tak bardzo mnie zawiodła i z każdym odcinkiem irytuje coraz bardziej.
Scenariusz to jest skakanie pomiędzy scenami i ujęciami, mam wrażenie że na siłę wpychają nocne i ciemne sceny. Czemu to ma służyć? Mroczny klimat? Raczej ośmieszanie. Czasami scena trwa minute, przeskok do drugiej, dwie minuty, kolejna scena. To się kupy nie trzyma. Nie mozna nawet wątku uchwycić. Czasami mam problemy aby pokleić to wszystko, bo niektóre rzeczy są tak nieistotne (na przykład drzewko oliwkowe? to były chyba oliwki na początku 4 odcinka) i niepotrzebne. Pomyślałem, że to się rozkręci na początku, ale mamy już półmetek! Wątpię, aby ten serial miał fantastyczny finisz niczym sprinterzy z Jamajki.
Oglądając 2 sezon, zastanawiam sie czy Vince Vaughn jest naprawdę takim złym aktorem? czy może jest bardzo niedobrany do tej roli?
Matthew McConaughey też zawsze kojarzył mi się z takim komediowym głupkiem, ale swoją rolą w TD i Dallas Buyer Club udowodnił, że jest inaczej.
Miałam nadzieję, że Vince Vaughn też pokaże, że stać go na więcej, a tu takie rozczarowanie. Szkoda, bo czuję do niego jakąś niewyjaśnioną sympatię.
W piątym odcinku Vince w dialogach ze swoją serialową żoną przeszedł siebie. Wymiana zdań była tak sztuczna, że miałem wrażenie, że oglądam sztukę Szekspira. Każde zdanie wycyzelowane. Sypali one linerami jak z karabinu.
Wg mnie pod koniec pierwszego sezonu Nica Pizzolatto opuścił Bóg i tak już zostało. Jak to możliwe, że ten sam człowiek umiał napisać błyskotliwe inteligentne dialogi w pierwszym sezonie i zdebileć w drugim...
Wg mnie są trzy przyczyny tak niskiego poziomu drugiej serii:
1. Brak Matthew McConaugheya i Woodiego Harrelsona
2. Zmiana reżysera Carego Fukunagi na mieszaninę różnych, którzy nie podołali.
3. Zdebilenie Nica Pizzolatto, które objawia się głupimi, sztampowymi dialogami
Po prostu tekst do jedynki był dopieszczany do perfekcji, a dwójka została napisana w pośpiechu i na kolanie.
Jak dla mnie wszyscy aktorzy sprostali wyzwaniu, a nawet i pozytywnie zaskoczyli, tj. Kitsch, który mnie na początku nie przekonywał teraz, tzn. po 4 odcinku, myślę, że stworzył całkiem ciekawą postać i dorównał poziomem pozostałym. McAdams jest okej, liczę, że jeszcze pokaże coś więcej, ale akurat ją to mógłbym oglądać w każdej roli. ;) Najlepsi jak dla mnie są Farrell i Vaughn. Akurat o Farrella się nie martwiłem, ale do Vaughn'a nie byłem do końca przekonany. Pierwszy odcinek rozwiał moje wątpliwości. ;)
Co do muzyki, to faktycznie jest genialna. Tej z pierwszego sezonu już za bardzo nie pamiętam, ale ta z drugiego raczej zostanie w mojej pamięci na dłużej, więc wydaje mi się, że w tym wypadku drugi sezon wypada lepiej. Do tego mistrzowskie intro. Jedno z najlepszych jakie widziałem, jeśli chodzi o seriale. :)
Dla mnie drugi sezon naprawdę jest w porządku. Wciągnął bardziej niż pierwszy, w którym było sporo przegadane, co oczywiście część osób uznaje za element tworzący "kultowy klimat".
Szczególnie zaskoczył mnie Vince Vaughn, biorąc pod uwagę dotychczasowe role - duży plus dla niego.
Jak dla mnie zdecydowanie gorszy, za dużo postaci, zbytnie skupianie się na tych postaciach zamiast na samym śledztwie, do tego dużo mniej widać same powolne śledztwo (co było widać w pierwszym sezonie).
Do tego klimaty okolicy Missisipi, Bajo dużo fajniejsze.
przeszłość bohaterów
problemy Ani
zwłoki przy autostradzie
deal Franka z przyjezdnymi biznesmenami kaput
problemy Raya
połączenie się w zespół
problemy Franka
cycki Weroniki
rage mode_on u Franka
jakieś tam poszukiwania
spalona fura policjantów
problemy Paula
jeb jeb pew pew strzelanina
może być?
Odcinek 6 jest chyba jak na razie najlepszym z tego sezonu: przekaz spójny, akcja płynie wartko, postacie nie przeszkadzają po drodze bzdurnymi dialogami czy niepotrzebnym/niezrozumiałym zachowaniem (pełniącym funkcję zapychacza), obiecali nam tę scenę orgii rodem z "Eyes wide shut" i oto była - świetnie się to oglądało choć chyba aż za nadto się zainspirowali.
Wsiąkłam totalnie w dynamikę tego odcinka, natomiast jak już ta pogoń za zdarzeniami dobiegła końca, doszła świadomość, że w dalszym ciągu pomimo rozwoju dramaturgii w tym odcinku - żadnego większego przełomu jeśli chodzi o główną intrygę sezonu nie było. Same old story: wpływowe pryki zabawiają się z prostytutkami w paskudny, wyuzdany sposób, wykorzystywani są w ten sposób do zawierania nieczystych układów/kontraktów leżących w interesie tego rosyjskiego gangstera, który próbuje przejąć po cichu kontrolę nad Vinci wspomagając się jednym z zaufanych pracowników Franka i to prawdopodobnie on również stoi za wszystkimi tymi próbami "zrzucenia go z siodła" - ci którzy nie chcą współpracować lub robią coś nie po myśli tej nowej grupy rządzącej, są szantażowani materiałami z orgii. Na następny odcinek zostawili nam atrakcje w postaci przybliżenia widzom zawartości skradzionych przez Paula teczek - jeszcze więcej nazwisk i szemranych biznesów + śmiertelne ryzyko dla detektywów wplątanych w całą intrygę.
Krótko mówiąc: tę historię można byłoby streścić w bardziej zwięzłej formie, przez to właśnie nam ten sezon tak kulał do ok. 4-5 odcinka, za dużo "zapychaczy", a za mało fabularnego mięska samego w sobie - liczę że twórcy zostawili ten wow factor na koniec sezonu, ale mimo wszystko nie sposób nie czuć znużenia i lekkiej irytacji po seansie odcinków początkowych. Dodatkowo przez to sztuczne przeciąganie wątków jakoś ciężko wyłapać momenty zwrotne, w końcu wiele z tych kart którymi Pizzolatto rozgrywa w tym sezonie zostało odkrytych już na początku, zbyt wcześnie moim zdaniem, przez to mało zaskakujący jest ten przebieg śledztwa - większość rzeczy już wiemy, reszty się domyślamy. Na to co będzie czekam już nie z ekscytacją/zaciekawieniem, jak w przypadku sezonu pierwszego, a raczej z nadzieją, że nie rozczarują już bardziej i do końca sezonu się poprawią.
"Odcinek 6 jest chyba jak na razie najlepszym z tego sezonu: przekaz spójny, "
Z jednym wyjątkiem, który niestety pokazuje jak bardzo drugi sezon jest niedopracowany. W środku sezonu umiera jakiś Stan, jakaś ważna postać dla Franka najwyraźniej a dla widzów zwyczajnie anonimowa i bez znaczenia.
Kurde, a ja nie ogarniam totalnie fali hejtu jaka spadła na sezon 2. Rozumiem, że sezonowi 1 nie dorówna nic (u mnie ma 10/10, btw), ale 2 ma u mnie mocną 9. Dlaczego? Bo zasługuje na to w 100%. I zgadzam się, że odcinek 6 był jak do tej pory najlepszy.
Rozkręca się. Pozwolę sobie zacytować klasyka "...ważne, jak kończy". Niecierpliwie czekam, bez obejrzenia puenty ocena będzie niepełna. Na razie mocna 8.
A ja dam pińcet! Bo widzę, że ta zabawa polega na jakiejś licytacji chyba, no to może coś wygram.
Stan nie umiera, tylko zostaje zabity i dzieje się to chyba w drugim odcinku. Nie wiadomo, kto go zabił. Dla fabuły istotna była prostytutka której Lorenzo podciął gardło, aby nie wygadała wszystkiego co wie Frankowi.
Sezon drugi jest bardzo, ale to bardzo różny od pierwszego, ale nie jest aż tak tragiczny jak się po nim jedzie. Współczesna Kalifornia to nie Luizjana lat 70/80 i ten klimat jest dobrze oddany.
Mi podoba się historia związana z tym jak to władze stanowe Kalifornii są zdesperowane, aby przyłapać na czymś policję i władze lokalne Vinci (w rzeczywistości miasto Vernon) a postać Franka Semyona ma swój pierwowzór w uwaga - burmistrzu rzeczywistego miasta, tak więc być może finał historii będzie taki, że to Frank zostanie burmistrzem Vinci ;)
"Stan nie umiera, tylko zostaje zabity"
Wydaje mi się, że w momencie kiedy został zabity to jednak umierał.
"Współczesna Kalifornia to nie Luizjana lat 70/80 i ten klimat jest dobrze oddany. "
A ktoś tu twierdzi, że Kalifornia to Luizjana? Bo nie zauważyłem.
"ale nie jest aż tak tragiczny jak się po nim jedzie"
Jest to po prostu nierówny. Jedna scena dobra, druga tragiczna, jeden dialog dobry, drugi beznadziejny, generalnie sporo zbędnego kręcenia się w kółko, sporo niewykorzystanego potencjału na dobrą historię, jakieś wątki pootwierane typu obyczajówka Kitscha z czego nic nie wynika, w ogóle nie wiadomo po co ta postać jest w tym show na dobrą sprawę. Chyba żeby było inaczej niż w jedynce, bo tam było 2 więc tu niech będzie 3 heh. Aktorzy podobnie, żona Franka jest tak sztuczna i nienaturalna w swojej mimice i ekspresji że przypomina wysłannika obcej cywilizacji. itd.
Ok, zrozumiałem, że "umiera" = "umiera ze starości" np.
Z ostatnim się zgadzam, tylko na moje zrobili tu zbyt duży przesyt bohaterów z ciekawymi historiami i nie mają jak tego upchnąć w 8 godzin. Bo mamy policjanta drogówki, który ma jakąś przeszłość wojskową i kolegę-kochanka z czasów wojskowych (trochę zbyt na siłę ten wątek), mamy skorumpowanego policjanta policji lokalnej z mroczną przeszłością, mamy wreszcie policjantkę stanową, która ma mroczną przeszłość (została uprowadzona i zgwałcona?) i mamy gangstera z... hmmm... kryzysem tożsamości i wieku średniego.
Ten sezon mógłby mieć spokojnie 12-14 odcinków, ale musiałby mieć jednego reżysera.
Nie mniej jednak po 6 odcinku uważam, że drugi sezon w miarę podgonił pierwowzór - teraz będzie się działo, bo podczas samowolnej akcji bohaterowie nieco namieszali, a w "domu uciech" był np. prokurator stanowy (swoją drogą dobrać aktora grającego Masukę w Dexterze do takiej roli to trzeba mieć fantazję ;) )
"Z ostatnim się zgadzam, tylko na moje zrobili tu zbyt duży przesyt bohaterów z ciekawymi historiami i nie mają jak tego upchnąć w 8 godzin"
"Do you guys share my sense that creator Nic Pizzolatto hurriedly wrote enough material for about 30 episodes, and then even more hurriedly—like, 52 Pickup hurriedly—grabbed cards here and there and assembled them into some vague semblance of a deck?"
No właśnie też mam takie wrażenie.
"Nie mniej jednak po 6 odcinku uważam, że drugi sezon w miarę podgonił pierwowzór - teraz będzie się działo,"
Z ocenami bym zaczekał do momentu kiedy zobaczymy co się będzie działo. Samo dzianie się to trochę mało, dzianie się oferuje kino akcji klasy B, C i D. A do dziania się w 6 odcinku też mam kilka uwag, o których napisałem w innym miejscu.
Żeby było śmieszniej to w ostatnim odcinku też ni z tego ni z owego otworzyli nowy wątek - zamieszki z 92 r. i jakieś sieroty...dżizas!!! To jest po prostu jeden wielki śmietnik narracyjny, na tym etapie powinny dojrzewać wątki z początku sezonu, a nie wrzucane są kolejne! 2 odcinki do końca a tu czas zajmuje dziecko jakiegoś Stana którego poza Frankiem nikt nie zna i o którym nic nie wiadomo i nowe wątki typu te dzieciaki - sieroty. To jest po prostu zrobione niezgodnie ze sztuką.