PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=654010}

Detektyw

True Detective
2014 -
8,4 163 tys. ocen
8,4 10 1 162867
7,8 58 krytyków
Detektyw
powrót do forum serialu Detektyw

KONIEC FILMU JEST ZUPEŁNYM NIEPOROZUMIENIEM, TAK NAPRAWDĘ NICZYM NIE
ZASKAKUJE IN PLUS, NICZEGO NIE ODKRYWA, JEST JEDYNIE KATASTROFĄ SCENARZYSTY.
WIELKA SZKODA.

ocenił(a) serial na 9
Rittner

A poza tym wszyscy zdrowi?

ocenił(a) serial na 9
anka16

he he dobre :)

ocenił(a) serial na 9
xcznx

Trochę mnie poniosło ;) Serial jest genialny, a ostatni odcinek to prawdziwe mistrzostwo.

ocenił(a) serial na 7
anka16

Niestety, ale muszę się zgodzić z założycielem tego tematu. Do 7-ego odcinka serial był naprawdę genialnie klimatyczny, natomiast ostatni odcinek, to nie mistrzowstwo tylko totalne nieporozumienie, które pozostawiło we mnie spory niesmak...Zupełnie jakby twórcom zabrakło pomysłu na błyskotliwe zakończenie wątku kryminalnego, które zaskoczyłoby widzów. Zamiast tego twórcy zaserwowali nam nadęty i naiwny happy end w typowo hollywoodzkim stylu.
Poza tym, pretensjonalne i naiwnie ewangelizacyjne "nawrócenie" Rusta kompletnie spieprzyło wiarygodność tych jego jakże ciekawych tyrad egzystencjalnych, które nie raz dawały do myślenia i świetnie budowały klimat serialu. Szkoda, bo można było to zakończyć w dużo lepszym stylu...

ocenił(a) serial na 10
Dadelog

Polecam recenzję True Detective, tę inna niż wszystkie!

http://podziemnyblog.pl/recenzje/true-detective-o-dwoch-takich-co-chcieli-zmieni ac-swiat/

ocenił(a) serial na 7
TheBakas

Bardzo dobrze napisana recka, chociaż nie przynosząca mi "ukojenia" po rozczarowaniu, jakie wywołał we mnie ostatni odcinek;)

ocenił(a) serial na 9
Dadelog

Masz prawo do własnej opinii, ale mnie poraża realizm tego serialu, który czyni go odmiennym od wszystkiego, co do tej pory widziałam. Bez przerysowań, dętych zwrotów akcji, zaskakujących ( a przez to pozbawionych właśnie realizmu ) rozwiązań, bez kreowania nieziemskich bohaterów, etc. To nie jest zagadka kryminalna w stylu Hollywood, a genialne studium psychologiczne. Pracowałam przez kilka lat jako terapeuta w zakładzie karnym. Uwierz mi, przestępcy rzadko bywają interesujący, a motywy ich postępowania przyprawiają o mdłości, a nie ekscytację.
Tego serialu nie ogląda się z wypiekami na twarzy, ale na pewno jest jednym z najlepszych

ocenił(a) serial na 9
Dadelog

Nie mógłbym tego ująć lepiej. Szkoda genialnego klimatu który udało się zbudować. W ostatnim odcinku zabili wszystko za co można było go pokochać wcześniej.

ocenił(a) serial na 10
Rittner

Niczego nie ma odkrywać. Pizzolatto miał w zamyśle zostawić wszystkich z "WTF"? I mu się to udało. Z drugiej strony rozumiem jego podejście. W pracy policjanta nie ma fajerwerków, a zakończenia nie są pompatyczne, są zwykłe, nijakie. To plus, nie minus.

ocenił(a) serial na 7
Animefun666

Zakończenie nie jest pompatyczne? Cohle doznający jakiegoś widzenia, nawrócenia "na świecie jest więcej światła". Morderca okazuje się jakimś potworem, który przyjmuje kilka kul w klatę i idzie, ale od uderzeń w twarz pada. No i oczywiście ma swoją pielęgnowaną fortecę w której jego głos rozchodzi się z offu (chociaż to akurat prawdopodobnie była "wizja" Rusta). Nie pojmuję jak można było tak zepsuć tę opowieść. Zgadzam się z twórcą tematu. Pomimo tego, Matthew jest bogiem na ekranie. Dla niego warto ten serial obejrzeć.

ocenił(a) serial na 8
Wojt4s

Z wieloma rzeczami się zgodzę, ale argument o kulach to czepianie się. Polecam sprawdzić co to jest moc obalająca pocisku. Z teo co pamiętam, Martin nosił przy sobie .38, a ten nabój według badań Marshalla posiada moc obalającą rzędu 50% - to znaczy, że taki procent trafionych utracił zdolność poruszania się albo oddania strzału po 30 sekundach. Pociski te nie penetrują ciała, na wykresach i rysunkach dr Facklera było to 21,5 cm (przy lufie 4 calowej). Nabój zdobył popularność, ponieważ pocisk nie zagrażał postronnym (osobom obok, za , etc.). Morderca mógł przyjąć kilka kul na klatę, ba, myślę, że drugie tyle mógł dostać i jeszcze trochę pobiegać. Dystans był niewielki, koleś był napompowany adrenaliną, miał ich na wyciągnięcie ręki...

Według skali Taylora (TKOF) pocisk .38 special ma TKOF równe 6,2. Pocisk 9mm parabellum coś koło 7. Z tego co sprawdziłem, Rusty w tej scenie miał ze sobą Sig Sauera w kalibrze 9x19. Nie pamiętam kto i jak strzelał. Ten Sig Sauer Rusta mógł być w .40 S&W albo .375 SIG - tu już nieco lepiej, TKOF kolejno wynosi 10,4 i 8,56. Skala ta jest czysto porównawcza.

Jeśli broń Rusta była w użyciu, bardzo możliwe, że morderca mógł jeszcze przez chwilę się poruszać.

Co tu dużo mówić, ta scena była akurat bardzo realistyczna. Trochę inaczej widzę to, co się stało z Rustem. To było przegięcie. Ale specem od ran kłutych nie jestem, może ktoś mnie poprawi.

Co do gry aktorskiej- zgoda. Wizualnie jest dobrze, brakuję czasem trochę takich eye candy - jak np. w Hannibalu (chociaż tam co odcinek starają się wciskać tego coraz więcej, co psuje efekt). Szczególnie odczuwalne braki przy wizjach Rusta - których było kilka, dwie albo trzy z tego co pamiętam.

ocenił(a) serial na 7
Cidiuss

Ciekawa analiza. To, że Rust to przeżył, to też zapomniałem napomknąć. Może ktoś jest też w stanie mi wytłumaczyć jak ich znaleźli skoro przecież nie mogli skorzystać z telefonu? Sytuacja patowa jak z zaginionym Boeingiem, a Rust ze sznytą na pół brzucha leży i czeka.

ocenił(a) serial na 8
Wojt4s

Strzelam, że przeczesując teren poszli podobnie jak Rust i Martin. Chociaż przetrzebienie takie fortu z wojny secesyjnej to potrwałoby kilka dobrych minut, a tu koleś pokiereszowany leży nieźle. Gdzieś widziałem analizę tej ostatniej walki, ktoś udowadniał, że Rust był w stanie się z tego wykaraskać o ile atakujący nie uderzał w jakieś specjalni wrażliwe organy... ale to grubymi nićmi szyte. Uczono mnie za młodu, że kosa w brzuch to pewna śmierć.

Z drugiej strony może właśnie (albo "przede wszystkiem") chodziło o cudowność całej tej sytuacji - pomijając taki trochę naiwny przekaz rodem z mszy dla młodzieży w niedzielne popołudnie - o zrobienie na złość Rustiemu. Na zasadzie "pragnął śmierci - dostał więcej życia", los mu spłatał dużego psikusa i zgotował kontynuację piekła. Może to nadinterpretacja, jednak wolę trzymać się tej właśnie wersji.

Całościowo zakończenie przypomina mi "Twin Peaks" - napisane na kolanie, szybko, szybko, mało czasu,
prędkie rozwiązanie części wątków w sposób przynajmniej kontrowersyjny. Świetne przystawki, smakowitą zupę oraz wyśmienite główne danie zrujnował fatalny deser, przyprawiający o mdłości. Zły smak w ustach pozostał.

Wojt4s

Być może pomogły tu latarki, świece dymne, a także krzyki Martina?

ocenił(a) serial na 7
komarrek27

Nie, nie. Nie przekonuje mnie to ani na jotę. Świecami dymnymi strzelano już po dotarciu policjantów, a mnie interesuje skąd w ogóle Ci policjanci wiedzieli gdzie szukać, skoro łączności nie ma.

ocenił(a) serial na 10
Wojt4s

Skąd wiesz że w domu Erola nie było telefonu? Bo jego siostra – kochanka tak powiedziała? „Każdy ma telefon, gdzie jest tutaj?” - mówi Marty i przykłada piękności gnata to ślicznej buzi. Dwie sekundy potem jest cięcie. SKORO czarni detektywi przyjechali, to znaczy, że telefon faktycznie był – Marty miał rację, a ślicznotka uznała rewolwer przy twarzy za dostateczny argument. Twórcy nie traktują nas jak idiotów, łopatologicznie wszystko pokazując. Jest to zaleta, nie wada. Trzeba się z takiego podejścia cieszyć – bo to rzadkość w dzisiejszych czasach.

ocenił(a) serial na 7
pegaz_filmweb

Z tego co ja widziałem, telefon był. Marty go podniósł, ale po jego minie wydać było, że telefon na chodzie nie jest. No chyba, że jednak był. To nie jest czepialstwo. Dla mnie ten serial przerodził się nagle w ciągu jednego odcinka w science-fiction nie wiedzieć dlaczego.

ocenił(a) serial na 10
Wojt4s

Nie w scine – fiction, ale w surrealizm, moim zdaniem, i nie nagle, bo elementy surrealistyczne były obecne w TD od początku – po prostu w finale były przez Twórców mocniej zaakcentowane. A Twoje podejście, to jednak trochę czepialstwo – z tym że, Boże uchowaj, nie traktuj tego jak zarzut. Sam czasami popadam w czepialstwo, a poza tym jest to zdrowy odruch nas, widzów, przez lata traktowanych przez producentów telewizyjnych jak ciężko upośledzone dzieci, co to z uśmiechem na buzi łykną każdą niedorzeczność.

Erol musiał mieć telefon. Oprócz tego że był kultystą, i pedofilem był też całkiem obrotnym człowiekiem – oprócz dbania o trawniki, malowania szkół, pielęgnował cmentarze na terenie kilku parafii (tak przy okazji – Luizjana jest jedynym stanem USA który dzieli się na parafie, dziwne, co). Nie wyobrażam sobie, jak mógłby ciągnąc taką działalność bez działającego telefonu. Aparat który znalazł Marty faktycznie nie działał – był jednym z setek gratów na tym uroczym mieszkaniu, totalnie zagraconym (kolejny element budujący surrealistyczny nastrój finału). Ale nie wyklucza to przecież tego, iż wśród stert śmieci na tym mieszkaniu mogło być jednak coś normalnego – działający telewizor (to widzimy), działający telefon (to już musimy wywnioskować).

ocenił(a) serial na 7
pegaz_filmweb

Ale to jest zwyczajna nadinterpretacja, a nie wnioskowanie. Ja doskonale zdaję sobie sprawę czym są niedopowiedzenia w filmie, ale tutaj najzwyczajniej zapomniano o szczegółach. Wydaje mi się, że nie podchodzisz obiektywnie do ostatniego odcinka i zaakceptowałeś stan rzeczy jaki przedstawili twórcy. Skoro o łykaniu niedorzeczności mowa, to właśnie drogi kolego ostatni odcinek jest ich pełen, a postacie są mocno przerysowane.

ocenił(a) serial na 10
Wojt4s

I tu się muszę nie zgodzić. Obejrzałem cały sezon 3 razy, a ostatni odcinek, wobec aktywności w dyskusjach które głównie jego dotyczą, po kawałku chyba jeszcze z dwa razy. Z faktycznych niedorzeczności wymieniałbym tylko jedną: skojarzenie zielonych uszu Potwora Spaghetti z domem, który odnawiał Eroll – to było niedorzeczne. I tyle.

Co do „mocnego przerysowania postaci” - chodzi Ci o Erolla lub Szeryfa? Pewnie tak, bo to jedyne bliżej sportretowane postacie, które nie były portretowane w serialu wcześniej. Szeryf to postać tak epizodyczna że nie można mówić o przerysowaniu, tym bardziej ze jego zachowanie i reakcja są dość typowe. Co do Erolla... groteskowy, to fakt. Ale to kultysta, seryjny zabójca i pedofil. Problem polega na tym, że ci goście tacy są... w szczelności ci, u których motyw seksualny w zbrodniach jest bardzo silny. Miałem przyjemność czytać „The Age of Sex Crimes” Jane Caputi (dostępne w fragmentach na Goole Books), i z lektury tej wyciągnąłem wniosek że seryjni mordercy są rzadko faktycznie demoniczni, nie są genialni, często tragiczni ale zawsze, no właśnie, groteskowi.

ocenił(a) serial na 7
Animefun666

Zostawić widzów z "WTF" to się udało twórcom "Sopranos", nie "True Detective". Tutaj widzów zostawiono z niesmakiem.

Wojt4s

brawo :-)

ocenił(a) serial na 7
Wojt4s

Dokładnie:)

Rittner

Dokładnie, ostatni odcinek zepsuł wszystko.

ocenił(a) serial na 10
frigid

Nie rozumiem. Czego wy się spodziewaliście? diabła rogatego? Wielkiej strzelaniny? ;-P Zakończenie jest jak najbardziej logiczne i wiarygodne.

qzr

Jakiegoś zaskoczenia? Nie wiem, ostatni odcinek obejrzałam zupełnie bez emocji... Jak Cohle gonił tego gościa to wiadomo było, że tamten go wabi do swej nory żeby go zabic. Od 7 odcinka wiemy kto jest zabójcą i w zasadzie nie ma w tym niczego niezwykłego, bo takich pokręconych ludzi, żyjących w dziwnych kazirodczych związkach, skrzywdzonych w dzieciństwie było w filmach wiele. A może po prostu oglądam ze dużo filmów... Cały serial mi się podobał, ale sugerował że zdarzy sie coś niezwykłego, a jedyne co widzieliśmy niezwykłego to ten wir nad głowa Cohla jak dotarł do środka tego "labiryntu" czy jak to nazwac. Coś im nie poszło z tym zakończeniem, juz nie mówiąc ze spodziewałam sie co najmniej jeszcze trzech odcinków, a oni cała rozciągniętą, ale trzymającą w napięciu akcję zakonczyli szybko jednym nieudanym odcinkiem. Sorry, ale to tylko moje zdanie...

ocenił(a) serial na 9
frigid

Ja mam bardzo podobne zdanie.
Najlepiej skalę rozczarowania widać, gdy się spojrzy na całość fabuły, na historię którą opowiadają nam scenarzyści. Mamy 2 policajów którzy rozpracowują sprawę szajki pedofilów. W przeciągu 17 lat udało im się odstrzelić (bo nawet nie przesłuchać) zaledwie 3 pionków. Po czym jeden z (byłych już) policajów raniony w czasie akcji poczuł skowronki w doopie. I koniec. To wszystko drogie dzieci. To ma być cudowne, najlepsze możliwe zwieńczenie jak to piszą niektórzy? Sorry, dla mnie nie.

Kolejna rzecz to postać Errola. Dawnymi czasy w bajkach dla dzieci złe postacie rysowano właśnie tak: były brzydkie, brudne, śmierdzące, grube, szczerbate i garbate. Dobra księżniczka jest piękna, zła królowa brzydka niczym krowi placek. Od serialu HBO zrobionego w naszych czasach wymagam nieco głębszego rysu postaci. W wypadku obu detektywów się udało świetnie (głównie dzięki aktorom jak sądzę), co tym mocniej uwypukla rozczarowanie karykaturą antagonisty z końcowego odcinka.

W którymś momencie jeszcze przed finałem zaświtała mi myśl, że cały wątek kryminalny jest tak naprawdę tłem, że najważniejszą treścią True Detective jest relacja głównych bohaterów ze światem i ze sobą nawzajem. I to było świetne. Ostatni odcinek pokazał, że historia kryminalna nawet nie była spójnym tłem, była czymś w stylu pretekstu. I to już świetne nie było.

ocenił(a) serial na 9
ukryta

Myślę podobnie. Do tego szczytem jest to, że targany wyrzutami sumienia Cohle wraca z emerytury, odkurza swojego partnera argumentem, że nie dokończyli swego dzieła, po czym likiwdują kolejnego pionka, nie zauważając przy tym, że na kasecie było więcej "śmiałków", także sprawa jest dalej nierozwiązana, tylko pchnięta do przodu o jakąs 1/5 ( maksymalnie). Tylko ja widzę tutaj jakiś błąd scenarzysty?

ocenił(a) serial na 10
oppserwatorr

A skąd Ty niby wywnioskowałeś, iż Rusty wrócił do Luizjany motywowany „wyrzutami sumienia”? Z serialu wynika coś zupełnie innego.

Rust w 2002 nabrał przekonania, iż sprawa Dory Lange to wierzchołek góry lodowej. Zaczął węszyć, co spotkało się z oporem, którego wtedy nie był w stanie przełamać. Rzucił wszystko w diabły. Uciekł na Alaskę 8 lat pracował na łodziach, pił. I myślał. „Był pewien czas, gdy myślałem iż sam wymyśliłem tą historię” mówi w siódmym odcinku. Potem, relacjonując Marty'emu włamanie do domu Tuttla, mówi, iż zdawał sobie sprawę iż MÓGŁ oszaleć. A przecież była to osoba, która znała siebie W pierwszym czy drugim odcinku zapewnia Marty'ego, iż dużo czasu poświęcił na rozgryzanie swojego umysłu. Podkreślał, że wie kim jest, był przekonany, iż potrafi odróżnić to, co jest realne od tego co realne nie jest.

Aż do wyjazdu z Luizjany w 2002 r. Przekonanie, iż MOGŁO się paść ofiarą iluzji, szaleństwa lub (w najlepszym wypadku) autosugestii, w tak istotnej sprawie (bo przecież to było DOSŁOWNIE całe życie Rusta – nic innego nie miał po zerwaniu z tą lekarką) dla każdego człowieka to jest tortura... I dużo silniejsza motywacja do podjęcia działania, niż jakieś wyrzuty sumienia. Dalego Rust wrócił. Dowiedzieć się czy Jedyna – Ważna – Sprawa w jego życiu od wielu, wielu lat nie była jedynie przejawem obłędu.

Jakie wyrzuty sumienia????? Ludzie, co jak co, ale ten serial trzeba oglądać. Nie tylko na niego patrzeć.

ocenił(a) serial na 9
pegaz_filmweb

Wersja skrócona - zostawił sprawę, chlał w barze, uświadomił sobie, że dalej chlać nie może, wrócił. Wyrzuty sumienia o tym, że tak naprawdę dał ciała jak amator zostawiając niedokończone działo na pastwę losu są jak najbardziej na miejscu. Nie dorabiajmy ideologii, bo w tym wypadku robić tego nie trzeba - brzytwa Ockhama. Rust wrócił, bo nie mógł zrobić inaczej, i na ten stan rzeczy wpływ miał także kac moralny, o czym informuje także swego partnera mówiąc, że nie dokończyliśmy tego, co powinniśmy.

ocenił(a) serial na 10
ukryta

"W którymś momencie jeszcze przed finałem zaświtała mi myśl, że cały wątek kryminalny jest tak naprawdę tłem, że najważniejszą treścią True Detective jest relacja głównych bohaterów ze światem i ze sobą nawzajem. I to było świetne. Ostatni odcinek pokazał, że historia kryminalna nawet nie była spójnym tłem, była czymś w stylu pretekstu. I to już świetne nie było."

ZGADZAM SIĘ W 100% :)

ocenił(a) serial na 10
ukryta

A ja się nie zgadzam.

„W przeciągu 17 lat udało im się odstrzelić (bo nawet nie przesłuchać) zaledwie 3 pionków” - z punktu widzenia większości opowieści kryminalnych nie jest to bynajmniej rewelacyjny wynik, ale czy sukces głównych bohaterów ma być wyznacznikiem wartości tej opowieści? Bzdura.
Udało cię się streścić fabułę w trzech zdaniach. Brawo. W podobny sposób można zbanalizować wszystkie inne tego typu historie.
„Sokół maltański” - do biura prywatnego detektywa przychodzi kobieta, każe znaleźć figurkę. Jeden z detektywów ginie, potem jego partner rozwiązuje sprawę. To wszystko
„Milczenie owiec” - Studentka Akademii FBI pomaga rozwiązać zagadkę seryjnego mordercy, przychodzi z tym do innego mordercy, kanibala – geniusza, potem trafia do piwnicy tego co szukała i go zabija. To wszystko.

Moglibyśmy jeszcze tę zabawę ciągnąć długo, ale jest ona tyleż idiotyczna co i bezproduktywna. Może Ciebie zawiódł finał, ale historia która do niego prowadziła była dość skomplikowana (ale bez przesady), trzymająca w napięciu i mistrzowsko opowiedziana. Banalizując fabułę tak jak to zrobiłeś powyżej, użyłeś bardzo prymitywnej metody – pominąłeś 99,999% tego co było faktycznie przedstawione.

„Dawnymi czasy w bajkach dla dzieci złe postacie rysowano właśnie tak: były brzydkie, brudne... itd”. Ale tak przedstawiony jest nie tylko Erol, ale większość postaci w „Detektywie”. Osoby które przesłuchiwał Rust, mieszkańcy Luizjany, prostytutki, postacie w barach – twórcy serialu jakby lubowali się w przedstawianiu ludzi o odstręczającej powierzchowności. Nawet sam Rusty AD 2012 nie jest za śliczny. Więc dlaczego Erol, nieodrodny syn swojej ziemi („moja rodzina jest tu od bardzo dawna”) miałby być inny? Zło które w nim jest, jest pochodną Zła które od wieków tkwiło w tej społeczności. Jest ono przedstawione bardzo plastycznie – w tym przez odrażającą powierzchowność postaci.

„Ostatni odcinek pokazał, że historia kryminalna nawet nie była spójnym tłem, była czymś w stylu pretekstu”. Kwestie związane z prowadzonymi śledztwami to większość tej historii. Zarzut, że to ma być pretekst jest nietrafny. Zresztą, ta historia jest wielopłaszczyznowa, bo to i kryminał, i dramat małżeński, i historia trudnej relacji między bohaterami, i historia szukania sensu życia, i bardzo krytyczne (nawet karykaturalne) spojrzenie na amerykańskie południe. Każda z tych płaszczyzn jest tłem dla pozostałych. Nie pretekstem.

A i jeszcze wyjaśnienie: piszesz już po prostu głupoty o „szajce pedofilów”. Ci goście naprawdę wierzyli w swój kult. Gdyby to była „tylko” szajka pedofilska serial nie byłby nasycony pokręconą mitologią, odwołaniami do Robert Chambersa, Lovecrafta, santerii (i innych synkretycznych wierzeń), oraz rożnych praktyk i symboli okultystycznych. Zresztą sam akt seksualny i poświecenie życia dziecka to praktyki spotykane w wielu różnych pierwotnych kulturach.

ocenił(a) serial na 9
pegaz_filmweb

Masz święte prawo się ze mną nie zgadzać ale polemikę sobie chyba jednak odpuszczę. Nawet mniejsza o to że nie udało Ci się rozszyfrować mojej płci (co pewnie było niezwykle trudne), po prostu za dużo pszenno-buraczanych wjazdów ad personam typu "piszesz głupoty". Możesz ogłosić się zwycięzcą tego fragmentu internetów, ja pozdrawiam i życzę miłej nocy :)

ocenił(a) serial na 10
ukryta

Rozszyfrowanie Twojej płci było niezwykle łatwe, wystarczyło popatrzeć na nick. Chociażby. Przepraszam.
Nie rzuciłem ani jednego argumentu ad personam. Określenie iż „piszesz głupoty” (faktycznie, nie grzeczne) nie odnosiło się do Twojej osoby, ale do treści Twojej wypowiedzi.
Również życzę miłej nocy.

ukryta

Masz rację, a tak z innej beczki polecam serię "Wilcze prawo " (trzy części). Podobna tematyka, chociaz bez wątku okultystycznego. Przypomniał mi się ten film jak oglądałam odcinki "Detektywa" z przesłuchań Rusta (policja zamieszana w ochronę bogatego członka społeczności itp. ). Nie będe streszczac. Tutaj zrobiono to lepiej... http://www.filmweb.pl/film/Wilcze+prawo%3A+1974-2009-498519/descs .

Rittner

Serial przez wcześniejsze 7 odcinków miał określony klimat i spójną treść więc jeśli ktoś oczekiwał jakiegoś odkrywczego szaleństwa w ostatnim odcinku to nie zrozumiał chyba wcześniejszych 7. Rust wiedział że w sprawę zamieszanych było więcej osób ale w zeznaniach świadków pojawiał się tylko olbrzym z blizną i jego w ostatnim odcinku odnaleźli. Martin również potwierdza że byli inni ale niestety "tak to działa".
Krótko mówiąc świetna historia, świetnie opowiedziana i świetnie zakończona.
Oczywiście dla wybrednych można było nakręcić alternatywne zakończenie w którym na bagnach detektywi aresztują szeryfa, pastora i przynajmniej pięciu senatorów na gorącym uczynku. Czy o coś takiego ci chodziło ?

ocenił(a) serial na 10
brzeszczot_3

Masz rację, choć na świeżo po seansie czułem niedosyt, spodziewając się nie wiadomo czego. Po przeanalizowaniu, zrobili jak należało. Główny morderca, jak zauważyłeś przewijający się w każdym zdaniu, został zlikwidowany, to był cel naszych detektywów, reszta to już inna historia. A że z happy endem, cóż, mi tam akurat odpowiada. Bardziej ubolewałbym nad uśmierceniem Rusta.

ocenił(a) serial na 10
sly46

Jaki happy end? Happy end to byłaby śmierć dla Rusta, w końcu połączyłby się ze swoją zmarłą córką. A tak tkwi nadal na tej ziemi której tak nienawidzi. Śmierć była dla niego wybawieniem lecz los spłatał mu figla.

Rittner

Nie zgodzę się. Serial zakończył się dobrze. Najbardziej obawiałam się jednej wielkiej katastrofy, rozdzierających scen podlanych filozoficznym sosem no i przede wszystkim śmierci bohaterów. Pozytywne zakończenie, brak fajerwerków, wielkich scen - dla mnie na plus.
Poza tym cały serial to rozprawka o złu i o jego ignorowaniu. Wreszcie pojawiają się zmęczeni, ściorani, pijani lub naćpani, niedoskonali Obrońcy, którzy nie odwracają wzroku i coś robią. Ich postawa zasługuje na nagrodę, czyli ukaranie Złego i ich własne przetrwanie.

Chcę, żeby coś dobrego wyszło z tej historii, żeby był jakiś morał, nawet mały i słabiutki, niech to nie będzie kolejna historia, gdzie wszystko jest złe i wszystko źle się kończy, bo to takie "życiowe" i taka moda teraz. Fak dis szit. I tak ich wszystkich nie złapali. Ale przynajmniej ofiary zyskały rozpoznanie i chociaż częściową sprawiedliwość. I to jest dla mnie ważne. A nie brak "opadnięcia szczęki na koniec", spektakularnego zaskoczenia i cliffhangerów wbijających w fotel. Takie rzeczy to w GoT :)

W TD połowa fabuły jest opowiedziana zza biurka, to jest serial, który się sączy, więc czemu oczekujecie wodospadów Niagara na koniec? :D

ocenił(a) serial na 10
Rittner

Tyle, że ten film nie jest tylko o poszukiwaniu zabójcy. To historia życiowa dwóch osób, uwikłanych w wir przemocy i zła. I choć wątki obu bohaterów skończyły się podobnie (uświadomieniem sobie czegoś, płaczem), to jestem zadowolony. To nie jest tylko opowieść kryminalna. Gdyby tak było, inaczej byśmy się dowiedzieli o tożsamości mordercy, nie zabiliby go już w połowie finałowego odcinka. Dlatego ja bym zakwalifikował True Detective jako dramat.

No i tak jak zostało powiedziane - tempo jest tak spokojne (choć kiślu co niemiara), że ciężko się spodziewać nie wiadomo czego na końcu. Choć kult obejrzeliśmy tylko na wideo, a chciałbym rozwinięcia tego wątku. Po seansie jednak myślę, że to by było zbędne. Możliwe, że w 2012 był on już martwy i tylko ten psychopata go kontynuował, kto wie.

Rittner

Dla mnie zakończenie na pewno nie było porażką, czytając niektóre wypowiedzi na forum czasami się zastanawiam ,czy aby na pewno oglądaliśmy ten sam film?To nie było W-11 LITOŚCI.Temat morderstw był na drugim planie ,dla mnie fabuła skupiała sie na relacjach między dwoma osobami ,pokazaniu ich charakterów i zmian jakie w nich zaszły .Ten serial pokazuje nam życie takie jakie jest szare długie i do dupy...+muzyka =dla mnie rewelacja:-)

amorek14

Zgadzam si z wieloma przedmówcami, że zakończenie pierwszego sezonu daje poczucie niedosytu, a właściwie rozczarowanie. Nie zgadzam się jednak z tym, żeby cały odcinek 8 był taki słaby - owszem można się zżymać na pewne nieprawdopodobieństwa w końcowej konfrontacji, jednak klimat ciągle był zachowany. To co budzi moje rozczarowanie, to niezrozumiały, groteskowy monolog ostatni bohatera. Zaczynało się dobrze - tak jakby bohater poczuł "zaświaty/śmierć" (wpiszcie wedle osobistej ontologii) i żałował tego, że musiał się z nią rozstać - bardzo to pasowało do wszystkiego tego, co dowiedzieliśmy się o jego wcześniejszych przeżyciach (zwłaszcza tragiczna śmierć dziecka i rozpad małżeństwa) oraz postawach/stanach w poszczególnych odcinkach (samotność, sam przeciw wszystkim, frustracja "mięsem łudzącym się, że ma świadomość" - genialne swoją drogą...). Skąd w takim razie wzięła się ta nagła wiara wiara w dychotomię dobro-zło i nawet konkluzja " Według mnie teraz wygrywa światło"... Na prawdę trudno jest mi zrozumieć te wypowiedzi w kontekście tego co wcześniej.
Z drugiej strony - no bez przesady - może po prostu przyjmijmy, że to zespół stresu pourazowego - że Rustowi się tak po prostu właśnie (przejściowo) pokręciło... ;) Swoją drogą: czy nie byłoby mu łatwiej żyć, gdyby jednak w coś uwierzył, nawet w jakąś pożyteczną bajeczkę?
Z trzeciej z kolei strony - nie sądzę, żeby warto było przekreślać ten serial z uwagi na kilka ostatnich wypowiedzi głównego bohatera.
Z czwartej strony (dobra już kończę...) - jak się Wam podoba Rust w kontekście naszego rodzimego Gajewskiego z "Gliny" - wiem, że to dwa różne seriale, ale podobieństwa chyba jakieś są, co? ;)

ocenił(a) serial na 10
blaviken

Ja wymyśliłem teorię iż owo „nawrócenie” to ino efekt pogłębienia się psychozy narkotykowej. Coś jak Twoja z zespołem pourazowym, jednakowoż bardziej wydumana. Sam w nią nie wierze, btw. A co do nihilizmu Rusta – był to efekt jego doświadczeń – śmierć córki, rozpad małżeństwa, raca jako ćpun do wynajęcia, brutalność tej pracy -kupa doświadczeń negatywnych. Dokończenie, przynajmniej częściowe, śledztwa z 1995 r., oraz poczucie „zaświatów/śmierci” to w końcu doświadczenia pozytywne. Skoro więc jego poprzedni światopogląd był uwarunkowany (bo był, sam tego nie kryje!) tym, że jego życie było ciągiem „destrukcji i degeneracji”, to w końcu gdy stało się coś pozytywnego, MUSIAŁ ów światopogląd zmienić.

Ten "Glina" to dobry? Ja tego nie widział. Mam złe doświadczenia z polskimi serialami ostaniach lat, uważam że robi je "mięso" które nie łudzi się już nawet że ma jakąkolwiek wiadomość.

pegaz_filmweb

"Glina" jest moim zdaniem znakomity (http://www.filmweb.pl/Glina), a w każdym bądź razie najlepsze dzieło Pasikowskiego poza Psami. Porównaj sobie klimatem te oba seriale, zwróć uwagę na konstrukcję psychiczną głównych bohaterów. Oczywiście należy wziąć pod uwagę, że budżet "Gliny" musiał być jakieś10 razy mniejszy, ale bardzo trzyma w napięciu. Co ciekawe, drugi sezon jest nawet lepszy niż pierwszy. Ahhh, byłbym zapomniał w drugim sezonie "Gliny" mamy dużo ciekawsze zakończenie niż w "Detektywie". Zazdroszczę oglądania na świeżo... ;)


ocenił(a) serial na 10
blaviken

Rozumiem rozczarowanie ludzi płynące z tego nieszczęsnego ostatniego odcinka, ba, nawet sam byłem, ale po obejrzeniu sezonu po raz drugi zrozumiałem chyba zamysł twórców. Jeśli chodzi o potwora z zielonymi uszami, to dlaczego miałaby być to niedorzeczność? Goście byli w sprawie po uszy a trop im się urwał. Skoro przeoczyli wcześniej taki szczególik (jak to mówił Rust wcześniej, szczegóły są ważne) to dlaczego mieliby olać nawet tak niedorzeczną rzecz? To że gościu przyjał kilka pocisków i szedł... wcześniej ktoś już wspomniał dane odnośnie mocy pocisku z pistoletu Martina, to na dokładkę, bodaj odcinek wcześniej wspominał jakie miał pociski i jak to skomentował Rust- dla obrony własnej. A cała ta przemiana duchowa. Myślę, że po prostu pokazali tutaj, że nawet człowiek, który całe życie traktował wszystko i wszystkich swoim realistycznym podejściem w głębi duszy pragnie się zmienić. Uwierzyć, że to co robił, to co kochał, a utracił ma jakiś sens i że po jakże nieoczekiwanej prawie śmierci jest jakaś kontynuacja, że to nie jest koniec. Być może wiedział wcześniej o całej przemianie duchowej ludzi na łożu śmierci, ale, hej, w końcu był alkoholikiem. Być może pamięć szwankowała :) Poza tym, ludzie cały czas się zmieniają. Mamy tu do czynienia z akcją na przełomie 20 lat, więc dlaczego Rust miałby być cały czas ponurym gburem? Może to był właśnie czas na zmiany. Dla mnie to jak najbardziej na plus. Nie mamy zakończenia, jakiego sobie życzyliśmy. Bohater, do którego się przywiązaliśmy zmienia się diametralnie (ale dalej w bardzo dobrze rozegranej potyczce psychologicznej). Widać przecież, że świat mu się załamał (scena z pilotem). Widać, że to co przeżył i to co mówił Martinowi nie przychodziło mu łatwo. Jak dla mnie- jedno z lepszych rozwiązań serialu na jakie mogli wpaść. Spróbujcie jeszcze raz obejrzeć ten serial i popatrzcie jak tutaj jest pieknie rozegrane podłoże psychologiczne. To jest na prawdę bardzo dobry, prawdziwy i mega klimatyczny serial.

ocenił(a) serial na 10
MoDEddie

True Detective to serial tak idealny, iż nawet wad mu nie brakuje. To to z tymi zielonymi uszami to może nie tyle niedorzeczność, co raczej rozwiązanie naciągane, dla mnie dość nieprzekonywujące. Nic Pizzolatto to podobno bardzo sprawny pisarz, no, za swoją pierwszą powieść niemal Edgar Award dostał – a to chyba świadczy o talencie i rzetelności. Tak więc uważam iż klasyczny motyw zgubienia – tropu – pod – sam – koniec mógł nieco schludniej rozegrać – tym bardziej iż wcześniejsza narracja prowadzona jest po mistrzowsku.

Co do kwestii “że gościu przyjął kilka pocisków i szedł... “ to masz rację - “wcześniej ktoś już wspomniał dane odnośnie mocy pocisku z pistoletu Martina, to na dokładkę, bodaj odcinek wcześniej wspominał jakie miał pociski”. No, i tu mamy problem. Zastrzegam, że specjalistą nie jestem, jak gadam głupoty, to przepraszam ale...

...ale analiza Cidiuss opierała się na założeniu, iż użyta była przeciwko Errolowi amunicja .38 special a Rust wyraźnie zaznaczył że miał .38 hollow point (grzybkująca). Ten pierwszy rodzaj pocisku jest faktycznie relatywnie słaby, natomiast .38 HP ma bardzo dużą moc obalającą. WTF? Najpierw Pizzolatto wyraźnie daje do zrozumienia, z jakiej amunicji ma detektyw strzelać, a potem
tworzy scenę, która wobec tego jest niedorzeczna?

W tej scenie chodziło pewnie o podkreślenie „potworności” ostatniego przeciwnika, z którym detektywom przyszło się zmierzyć. Errol William Childress to demoniczne, spersonifikowane zło, którego, gdy doszło do finałowego pojedynku, nie była w stanie zatrzymać amunicja na słonie. TD to nie jest „czysty gatunkowo” czarny kryminał, elementy supernatural horror są bardzo w tej opowieści silne, a finał w Carcossie to kolejne podkreślenie tych elementów.