Najpierw intryga idzie powolutku a potem całe rozwiązanie serwują właściwie w jednym odcinku.
Niektóre wątki są niedokończone np. tych dwóch czarnoskórych policjantów. Fabularnie pozostaje
pewien niedosyt, ale doskonale obsadzony i zagrany serial. Świetne zdjęcia, charakteryzacja i
muzyka.
"...całe rozwiązanie serwują właściwie w jednym odcinku."
Najgorsze jest to, że nie jest to nawet ostatni odcinek. Wszystkiego dowiadujemy się właściwie w 7 odcinku.
co jest niedokonczone w watku czarnoskowych policjantow? ktorzy dostaja od dwojki glownych bohaterow wszystko na tacy i wiadomym jest ze beda kontynuowac sprawe?
rozwiazanie nie do konca bylo znane choc wiadomo bylo kto zabijal i kto byl psychopata ktory zabil dore lang. bo on nie mial nic wspolnego z grupa porywajaca i gwalcaca dzieci. to znaczy mial ale byl w niej tylko pionkiem/ofiara
Wydaje mi się, że skoro nie zostawiono żadnego mocnego akcentu na koniec w kwestii wyjaśnienia całej sprawy to ujawnianie w przedostatnim odcinku kim jest morderca i jakie są jego koligacje rodzinne było harakiri popełnionym przez twórców serialu. Po końcowej kwestii 7 odcinka mogli chociaż pociągnąć kwestię rodziny Tuttle'a.
Nota bene ktoś kto robił obsadę przy opisie serialu nie przyłożył się za bardzo. Nazwisko Tuttle w ogóle się w niej nie pojawia.
byc moze niektorzy musza miec wszystko wyjasnione wprost, najlepiej z wytlumaczeniem narratora. ale na swaroga - przeciez w tym serialu wszystko okazalo sie na koniec jasne. nawet to ze zaczeto tuszowac kloigacje rodzinne errola z gubernatorem wyjasnilo sprawe ostatecznie
Racja, choć przyznam, że finał sezonu pozostawił pewien niedosyt. Wyjaśnione zostało niemalże wszystko, Dopadli żółtego króla,a resztą zajmie się kto inny. Z początku miałem za złe nie wytłumaczenie rytualnego mordu Dory, lecz z perspektywy czasu, myślę że Errol zrobił to specjalnie, by dać się złapać, jednak dopiero po 17 latach, heh.
zauwaz ze oni by go wczesniej zlapali jakby martin nie odstrzelil glowy ledouxowi
Na pewno dużym atutem serialu jest to, że intryga zamyka się w jednym "sezonie" i nie katują widzów "cliffhangerami". To nie był zły serial, po prostu ta nagła zmiana tempa akcji pachniała mi brakiem pomysłów na zamknięcie fabuły: najpierw ciągnie się cała historia i ciągnie, a potem nagle przez kilka dni (?) bohaterowie rozwiązują całą sprawę. No chyba, że o to chodziło twórcom: pokazanie, że śledztwa ciągną się latami a potem nagle następuje przełom i szybkie rozwiązanie. Drugi "sezon" na pewno chętnie obejrzę.
Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie chodzi mi o wyjaśnianie historii rodziny Tuttle'a tylko o jakieś rozwinięcie wątku. Mój zarzut nie dotyczy tego, że coś pozostało niejasne. Wszystko jest niestety jasne do bólu. A tego, czego w serialu nie powiedziano ja osobiście nie mam ochoty się dowiadywać. Mam poczucie, że za tą historią nie kryje się już nic ciekawego. A wyjaśnienie intrygi w przedostatnim odcinku bez pozostawienia czegoś spektakularnego na koniec jest pozbawione sensu.
Nie do końca, w finale mamy starego Childressa, a tego nikt się nie spodziewał. Po trailerze można było czytać wpisy typu: czy to Rust czy nie? Nawet padła teoria, iż to Bill ( właściciel baru ), a tu proszę nikt się spodziewał tatka :). Choć przyznam,że ostatnie 2 odc. nie trzymały poziomu poprzednich, pomimo tego serial uważam za rewelacyjny. Podejrzewam gdyby nie szczególnie MM, mogłoby być różnie, ale duet głównych bohaterów zagrał koncertowo, ze wskazaniem na MM ( oscarowa kreacja serialowa ).