Patrząc na to z dystansu: na wybrzeżu przez dekady działała wieloosobowa sekta której członkowie
musieli być prominentnymi postaciami, działającymi w kościele, policji. Ci zamożni i wpływowi
ludzie decydowali się ściśle działać razem ze śmierdzącymi obdartusami. Ci ostatni byli na tyle
głupi że mieszkali otaczając się dowodami swych zbrodni.
W pewnym sensie "król w żółci" był najłatwiejszym celem: bez żadnych podwładnych chroniących
posesji która była pełna dowodów (rysunki, cmentarz przed domem itd), nie posiadał broni palnej.
tez mam wrażenie, ze sekta działała od wielu pokolen, a Errol był po prostu dzieciakiem przez nia skrzywdzonym (tatuś nie pokiereszował mu tylko twarzy) i mu odwaliło.
bo errol dzialal na wlasna reke. dlatego go zlapali. na innych nie mieli dowodow i mozliwosci zlapania ich. zakonczenie jest otwarte wiec byc moze prasa badz para czarnoskorych detektywow zajmie sie sprawa