Właśnie obejrzałem pierwszy odcinek nowego sezonu. Specjalnie wstałem równo o 3 w nocy by włączyć HBO i obejrzeć. Odcinek rewelacyjny, jak każdy. Szkoda, ze będzie ich tylko 7, ale podobno ostatnie dwa maja być dłuższe, chociaż tyle. Po prostu serial jest już tak drogi i epicki, ze ich nie stać na więcej, haha!
Co do odcinka to najbardziej podobał mi się początek czyli zabójstwo Freyów. Mega dobre to było!
Może mi ktoś wyjaśnić czemu i jak Ogar widzi w ogniu co się dzieje gdzieś indziej na świecie?
Idę spać, potem jeszcze napiszę co mi się podobało, bo muszę iść do pracy, jednak opłacało się pospać godzinkę mniej, każdy odcinek Gry o Tron to po prostu orgazm dla moich oczu :D
Jeszcze odnośnie Sansy: z tego co pamiętam ona nigdy nie miała fandomu, wręcz przeciwnie! Nawet sama aktorka wielokrotnie o tym wspominała, że ona jest największą fanką Sansy, że mało kto ją lubi. No bo takie to było zwyczajne dziewczę, przerażająco głupiutkie i naiwne w 1 sezonie, tak bardzo chciała być królową itd. Przez taką swoją "powolność", uległość, późniejsze zahukanie robiła bardzo niekorzystne wrażenie. I ja to rozumiem, nikt nie lubi takich postaci, ale mi jakoś się to naprawdę podobało, było też bardzo wiarygodne psychologicznie. Wraz z głową Neda nie ucięto jej całej głupoty i naiwności, nie przybyło w sekundę diabelskiego sprytu, okrucieństwa i dzikiej odwagi. Oczywiście nastąpiła w niej zmiana, śmierć ojca z pewnością czegoś ją nauczyła, ale obyło się bez nierealnych zagrywek rodem z bajek.
A to, że była Starkiem miało o tyle znaczenie, że była użyteczna. Co rozumieli Tywin i Tyrion. Dlatego ten pierwszy wykorzystał ją w małżeństwie, a ten drugi znał wartość żywej i całej Starkówny w garści. Dla Babki Starkówna nie była ważna, ona miała inne plany, bez żalu oddała ją LF. A sam LF mógł ją w genialny sposób wykorzystać, lecz w jego i Sansy fanfiku jest za dużo niewiadomych, potencjalnych zgonów Sansy, szytej grubymi nićmi zdrady LF i "co by było gdyby", żeby traktować to poważnie.
Każdy chciał wykorzystać Sansę, większości nie zależało na jej dobrostanie. Najśmieszniejsze że z perspektywy czasu widać, że najbezpieczniejsza byłaby w KL jako żona Tyriona, pod władzą Tommena i Margery i Tywina jako Namiestnika :)
Za co szanowałam Sansę to to, że w KL praktycznie nikt nie miał dostępu do jej duszy, ona była ponad wszystko, nic nie mogło ją dotknąć, nawet wyśmiewanie śmierci jej rodziny. Teraz Sansa to jedna wielka rana, w którą za przeproszeniem każdy może wsadzić palec i w niej pogrzebać wywołując ciągły ból i jątrzenie. Już nie ma szacunku ani mojego, jako widza, ani jej towarzyszy, ani ona siebie nie szanuje - bo w niej na zawsze zostanie już Ramsay... i jak widać pomieszkuje też Cersei :D
Sansa niby jest teraz bezpieczna w domu i w otoczeniu rodziny, niby wszystko jest ok, ale nie mogę się oprzeć stwierdzeniu, że oto oglądam upadek tej postaci.
"Inaczej patrzyła, kiedy to ją okładał w sali tronowej. Inaczej wtedy patrzyły też kobiety w tle, widać było współczucie, mimo że Joffrey miał prawo potraktować tak zakładnika, żeby wysłać Robbowi wiadomość."
Przecież podkreślałam realia panujące w tamtejszej rzeczywistości. Sansa to nie córka rzeźnika, gdyby należała do gminu to by nikt się nie zdziwił ani nawet nie zaszczycił spojrzeniem. Ludzie (co niektórzy) jej współczuli, bo była lady, do tego delikatną, nie w stylu Aryi czy Yary. Poza tym Joffrey mial prawo wtrącić ją do lochu nie tylko za Robba ale też za Neda, który zdradził (w oczach Joffa nie tylko jego, ale też jego ojca), tak że jak na niego to i tak obszedł się z nią łagodnie, dając jej komnatę godną jej pozycji, a nawet i osobistą pokojówkę, tak że nawet nie musiała się zniżac do tego, żeby się sama czesać czy ubierać. Myślę, że Sansa nienawidziła go bardziej za to, co zrobil z jej ojcem i resztą ekipy, niż za te pare razów, jakie dostała.
" I nie tylko Jaime, Edmure też był empatyczny.'
Prawda.
"Ale Catelyn, czyli starsza wersja Sansy nie."
Bo Catelyn była typową arystokratką.
"Sansa mówi, że z Nocnym królem dzieli ich Mur, a z Cersei nic. Jon odpowiada, że jednak tysiące mil, Przesmyk i zima, żadna armia nie dała tutaj rady i nie ma szans na atak ze strony Cersei, Sansa odpowiada "Ty się na tym znasz, ale ja znam Cersei" - no jak tu brać ją na poważnie?"
Po pierwsze, to są takie same argumenty, każdy z nich czerpie ze swoich doświadczeń. Ty się nie dziw Sansie, że ma traumę i boi się Cersei jak ognia. Jej nie było za Murem, ona była w stolicy. A Jon odwrotnie, może powiedzieć, ja znam Innych, więc ja wiem,co jest zagrożeniem. Moim zdaniem powinni nawzajem czerpać ze swoich doświadczeń i żadnego zagrożenia nie ignorować, możliwe, że Cersei nawet nie uda się zagrozić ludziom Jona, ale na tym etapie oni o tym nie wiedzą. Jeżeli Euron dołączy do królowej, równie dobrze mogą zaatakować od strony Pike, a to już nie są tysiące mil.
Tyrion korzystał z każdej okazji, co by upokorzyć publicznie króla, ale co do tej sytuacji to nie widzę tego jak podkopywanie autorytetu, ale mówienie o zagrożeniu, jakie się widzi. Po to było to spotkanie, żeby obgadać temat, a nie że Jon oznajmia swoją wolę, a reszta myśli. Jak już mówiłam, zapewne nie tylko Sansa miała takie obawy co do Kartarków i Umberów, ale nie każdy miał pozycję, żeby coś powiedzieć, a tak przynajmniej atmosfera została wyczyszczona.
Sugerujesz, że Sansa specjalnie działa przeciwko Jonowi, ale ja tak tego nie odbieram. Będą się spierać i nic w tym dziwnego, bo oboje mają zupełnie inne doświadczenia, ale gdy przyjdzie co do czego będą stali wzajemnie za sobą.
"Jon mógłby im setki tysięcy razy wyjaśniać, dlaczego to zrobił "
Nie wiem, nie zauważyłam, zeby chociaż próbował coś wyjaśnić młodemu, stawiał go po prostu w sytuacji dokonanej, chociażby brał na spotkania, podczas których młody słuchał rzeczy, że mu się oczy wielkie robiły, ale nikt mu czasu nie poświęcał na objaśnianie tego, coś tam pamiętam, że coś Sam próbował, ale to było za mało, no i Sam do nie Jon, jeżeli chodzi o Olly'ego.
Co do reszty to też jakoś słabo było z tymi rozmowami, dlaczego odwieczna prawa Nocnych Braci są łamane. Raczej była narzucona decyzja, a jak się komuś nie podoba, to trudno. Bo przecież Alister nie tyle działał przeciwko Jonowi co w celu ocalenia Nocnej Straży, która - jak wierzył - kroczy ku zagładzie.
Raczej nienawidziła go za wszystko, i ciężko było jej docenić to co ma u Lannisterów -- suknie, uczty, służące, czy nawet ślub z Lannisterem, który nie chciał jej skrzywdzić. Musiałaby chyba zobaczyć, w jakich warunkach w tym czasie był Jaime, albo co ją czeka w przyszłości u Boltonów.
"Sugerujesz, że Sansa specjalnie działa przeciwko Jonowi"
Nigdzie tak nie twierdzę. Sansa wtrąciła się, bo to były jej poglądy i chciała zmienić jego decyzję. Problem jest taki, że jej poglądy są pod silnym wpływem Cersei, od której "wiele się nauczyła", a sam pomysł wykrzyczał dziwnie wściekły Yohn Royce, który nie powinien wtrącać się w politykę Północy. Po drugie -- nie powinna robić tego publicznie, tylko wcześniej obgadać los tych rodów, tym bardziej, że już wcześniej chciała śmierci Gloverów i innych, którzy nie dołączyli do Starków i warto było przedyskutować to z bratem, musieli mieć jakieś rozmowy pomiędzy dwiema scenami. Ale Sansa już wcześniej dała do zrozumienia, że trzeba ją zapytać co sądzi i wtedy odpowie, sama nie poruszy tematu i jeszcze będzie miała pretensje, że nikt nie pyta jej o zdanie.
Ale to nie Olly dokonał zamachu na Jona, gdyby nie bracia, sam nic by nie zrobił. Gdyby Alliser chciał ustrzec przed zagładą, nie wpuściłby dzikich, inaczej co mu dało zabicie Jona - dzicy i tak są za Murem, miał jedyną szansę, żeby temu zapobiec.
Były co najmniej dwie sceny w sali, kiedy Jon mówi o tym, co widział za Murem i tłumaczy, że lepiej zawrzeć sojusz z wrogiem przeciwko jeszcze większemu. Jedni się zgodzili, inni nie. Jon nawet nie złamał prawa, po prostu mieli inne poglądy, nie było nawet za bardzo miejsca na jakiś kompromis.
Tu się zgodzę, bo powinna docenić, tak naprawdę w jej sytuacji to Joff mógłby ją skrócić o głowę za samo nazwisko, a dali jej jeszcze w perspektywie powrót jako pani do Winterfell.
Sęk w tym, że ona właśnie pod wpływem Cersei była, i może zrozumiała,że nie miała u niej tak źle, a że została skrzywdzona bezpośrednio właśnie przez mężczyzn to podziwia Cersei, że jako kobieta jest tam gdzie jest. Poważnie, jej punkt widzenia może się totalnie różnić od Twojego i nie ma w tym nic dziwnego. Ona ma prawo myśleć inaczej w związku ze swoimi osobistymi doświadczeniami.
Jasne, że lepiej rozmawiać o wszystkim między sobą, ale jestem zdania, że w tym przypadku lepiej, że reszta to usłyszała, bo - jak pisałam - też mogła mieć wątpliwości, a tak to może Jon ich przekonał. Pisałam o Jonie na Czarnym Zamku, ale właściwie to powinnam o Robbie, bo on nigdy nie rozmawiał ze swoimi ludźmi, tylko czynił, nawet najbliższych partnerów, jak chociażby Edmure, olewał i jednak oczyszczenie publiczne atmosfery w tym temacie ostatecznie było dobre.
Ktoś napisał, że Sansa mogła to zrobić specjalnie, żeby LF pomyślał, że rodzeństwo nie bardzo żyją ze soba w zgodzie, ale uwierzę jak zobaczę.
Ja jestem tylko widzem, który sobie analizuje postać, z niegdyś ulubionego serialu :P
Ciekawe, że podziwia cechy Cersei, podczas gdy spędzała mnóstwo czasu z mądrzejszą Margaery. Chyba rzeczywiście sam fakt, że tamta nie żyje, a Cersei tak ma dowodzić, kto jest lepszym graczem.
Sansa opuściła stolicę w 4 sezonie więc wszystko co widziała, dobrobyt w stolicy, było zasługą Tywina Lannistera. Jedyne co u Cersei się podziwiało to że kochała swoje dzieci i walczyła, kiedy chodziło o ich dobro. Władza Cersei zaczęła się w 5 sezonie, i jakie wieści mogły dotrzeć do Sansy? że wszystkie jej dzieci nie żyją.
"tak to może Jon ich przekonał"
Wątpię, jeśli ktoś uważał, że za zdradę trzeba ukarać śmiercią to słowa Jona ich nie przekonały. Jedynie przekonali się, że Jon nie ustępuje. Gorzej, jakby uległ Sansie.
Ten pomysł mi się nie podoba, tym bardziej, że ja nie widzę tam niezgody tylko inne poglądy. Poza tym trzeba pamiętać, że pomiędzy scenami są na pewno jakieś uczty, i Sansa pewnie trzyma się blisko Jona.
Doszła do niej wieść, że Wiara i Tyrellowie nie żyją, a Cersei jest królową. To mogło wystarczyć, by poczuć strach, tym bardziej, że ona wciąż jest na osobistej liście Cersei do odstrzału za śmierć Joffa.
Cóż, za to też zapewne szanują. Za konsekwencję i pewność siebie, tego co się robi. Skoro jak mają poświęcić życie swoje i własnych rodów, to dobrze by było, gdyby kumali, że to właśnie od ich walki zależy życie ich i ich własnych rodów.
No właśnie.
Przepływ informacji w tym serialu jest dziwny, ale mimo wszystko Sansa mogłaby się dowiedzieć, że zginął w tym czasie również Tommen, ukochany syn królowej.
Jest na liście, a jednak mogła swobodnie podróżować po Westeros z Baelishem i królowa jej nie dopadła. Ten paniczny lęk przed Cersei to jakoś od niedawna, bo w 5 sezonie przed Boltonami "Dark Sansa" zachowywała się zupełnie inaczej, wystarczy wrócić do sceny, w której odrzuca propozycję Brienne. Teraz jest w domu i się boi? Niespójna postać.
No raczej musi wiedzieć, że Tommen nie żyje, bo inaczej jak Cersei zostałaby królową :) Może i przepływ informacji jest dziwaczny w Westeros, ale mimo wszystko podstawowe informacje są dystrybuowane (jak nowy władca,) Zaś plotki zawsze znajdą swoją drogę, żeby się rozprzestrzenić. A sorry, ale spalenie części stolicy, śmierć króla, królowej i jej krewnych, wielu najważniejszych osób w państwie to jest Plota Roku.
A Tomeczek mimo wszystko był w porządku, o czym świadczy fakt, że na widok zła do jakiego jest zdolna jego własna matka, wybrał samobójstwo niż życie w jej towarzystwie. O ile Sansa nie musi wiedzieć o tym JAK on zginął, nie trzeba być szerlokiem żeby dojść do pewnych wniosków.
Wszyscy wiedzą o śmierci Tommena, chodziło mi o sam fakt, że ukochane dziecko Cersei zginęło w tej samej katastrofie, i na ile szczegółowe informacje docierają do innych regionów, zwłaszcza że Starkowie nie mają nigdzie swoich szpiegów.
Sansa nie powinna wiedzieć o samobójstwie, jedynie że zginął król. A to oznacza słabość Cersei, która żyła tylko dla swoich dzieci.
Aaa, ok :)
To jest w sumie ciekawe i szkoda, że nie zostało pokazane. Ukryć śmierci Tommena i jak skończył (lub skoczył ^^) byłoby trudno, wydaje mi się, że w KL wiedzą. Trudno powiedzieć, czy te plotki dotarły do WF, aczkolwiek gdyby LF był sobą, to by na pewno wiedział.
Może i nie mają paparazzo i plotkarskih serwisów, ale mimo wszystko to że król "wypadł" z okna raczej byłaby trudna do ukrycia. Poza tym matka, która straciła swoje dzieci jest jeszcze większym wrogiem, jako nieobliczalna i nie mająca nic do stracenia. Zwłaszcza, że ma się na kim mścić za ich śmierć.
Wątpię, że to doszło do Winterfell. Możliwe, że dopiero z listu dowiedzieli się o tym, że jest królową.
Może się zemścić na samej sobie, chociaż jak stwierdziła "Tommen ją zdradził" lol wreszcie w sprawie Tommena przypomina książkową Cersei.
Ponoć śmierć Joffreya ma się wyjaśnić, zemsta na Ellari też nadejdzie. Co z Tommenem? Jak pomścić tego małego zdrajcę?
Tommen zginął w wyniku manipulacji Margaery, która okręciła go sobie wokół małego palca, tak że stracił rozum. A raczej jego resztki. Jak dobiją ród Tyrellów, będzie po sprawie, jeżeli chodzi o pomszczenie jego tragicznego losu.
Nieprawda, odebrał sobie życie, bo myślał, że stracił wszystkich, łącznie z Cersei, która miała być na procesie.
ALe pomijając fakt, że popieram decyzję Jona, to wkurzyła mnie jego zirytowana mina, kiedy Sansa się odezwała. Zupełnie jakby Jon kompletnie się z nią nie liczył. Sprowadził ja do roli marginalnej, siostry i Lady of Winterfell. A teraz siedź, pięknie wyglądaj i szyj ubrania. Ja cię obronie, ale masz być posłuszna. Heloł!
Liczy się z jej zdaniem, ale mogła wcześniej przedyskutować ten temat z bratem. Nie kiedy król ogłasza swoją decyzję.
Poza tym co w tym dziwnego, każdy musi być posłuszny królowi. Starkowie nie są pod tym względem bardziej liberalni, przypominam, że Robb zamknął własną matkę za nieposłuszeństwo, które zresztą doprowadziło do ich śmierci.
O zamykaniu Ty pisałaś stąd nawiązanie, a miałam oczywiście na myśli, ze Robb nigdy przenigdy (a przynajmniej nie przypominam sobie) nie potraktował swojej matki publicznie niewłaściwie za to, że mówiła co myśli, czy też nie dał po sobie poznać, że mu się to nie podoba.
Chociażby w scenie ze szpiegiem Lannisterów. Robb ogłasza swoją decyzję (wypuścić go), na co Catelyn wstaje i mówi "Robb!", ale widzi jego zirytowaną minę i się zamyka.
No to chociaż ładnie rozumieli się bez słów :D W każdym razie Sansa jest lady Winterfell nie na zasadzie małżonka, ale lorda, a dobrze by było, gdyby lordowie (wszyscy najważniejsi) wierzyli w to, o co walczy Jon. To Stannis uważał, że sam autorytet władcy czy też słuszność wybranej drogi wystarczy, by poszli ludzie, ale nie tędy droga. Zresztą Robb też tego doświadczył potem.
Catelyn po prostu wiedziała, że nie ma prawa pouczać króla. Sansa też nie ma, nawet jako pani Winterfell jest niżej, niż król Północy. Jon nie potraktował jej źle, jedynie dał do zrozumienia, że jego decyzja jest ostateczna, do czego jako król ma prawo.
Ludzie sami wybrali go na swojego króla, nawet nic o nim nie wiedząc, i nie zwracając uwagi na fakt, że jest bękartem, który zdezerterował ze straży. Zresztą to Lyanna Mormont ogłosiła go królem - która uważa, że tylko Stark może być królem Północy (liczy się nazwisko, nie autorytet czy słuszne decyzje). Już pomijam, że Jon nie ma nazwiska, tylko Sandra-Bolton-a-może-Lannister.
Pouczać nie ale wyrażać swoje zdanie i owszem, jasne że decyzja jego ostateczna, ale jakieś rady (rady w sensie mała rada itp.) nawet król stosuje.
Co do samego ogloszenia Jona królem, no cóż, może nie do końca to było poprawne politycznie, ale przeszło. Chociaż z drugiej strony może być łatwe do podważenia, gdyby sie jednak komus nie spodobał. Ale biorąc pod uwagę, ile zostało fabuły, to chyba zamiast podkopywania wladzy Jona raczej sie skupią na współpracy wszystkich przeciwko Innym.
Jak są jakieś posiedzenia rady, gdzie celem jest przedyskutowanie to tak. Ale nie kiedy król publicznie ogłasza decyzje, a ktoś nagle kwestionuje i kłóci się z królem.
Przypomniała mi się sytuacja jak Dany zgadza się wymienić smoka za armię i wtedy Jorah i Barristan publicznie ją pouczają, też była zirytowana, mimo że prywatnie ich lubi i ceni rady. Dany zawsze robiła po swojemu tak swoją drogą.
Problem z fanfikową Sansą jest taki, że w jej wątku mało co trzyma się kupy :) Pomijam już motyw zemsty polegający na... do tej pory nikt tego nie wie JAK ona w sumie miała się zemścić, ale to jak ta osóbka została pokazana. Wg mnie zaprzepaszczono jej rozwój w KL, ona sobie tam dawała radę. Spójrzmy na Sansę na swoim własnym weselu i na weselu Joffa: upokorzenie na maksa - Sansa zero reakcji. Spójrzmy na Sansę w najnowszym odcinku: emocje, kłótliwość, spina.
Co jeszcze mnie wyjątkowo oburza, to spłycenie traumy Sansy po jej "relacji" z Ramseyem. Co najmniej dwuznaczna fascynacja tfurcuf seksualną przemocą wobec kobiet jest znana, owszem, ale co najbardziej wkurza, to gówniarskie podejście do tej tematyki jaskrawo widoczne w wątku Sansy. I wszystko to: odrealnienie, dziecinada, zaprzepaszczenie "dorobku" Sansy, przekreślenie jej rozwoju, jej przebytej drogi do momentu ucieczki z KL, wymuszenie na niej Trybu Gracza, forsowanie jej zupełnie niepotrzebnej "zmiany" magicznym boltońskim wackiem - wszystko to składa się na całkowitą ruinę jednej z najfajniejszych w moim odczuciu postaci uniwersum GoT.
Sansa była na właściwej drodze do bycia Graczem swojej własnej Gry - nie wymyślonej i narzuconej przez innych, Gry zgodnej z jej charakterem i możliwościami, Sansa była "surwiwalowcem", Sansa zachowała wewnętrzna spójność, Sansa budziła szacunek, współczucie, w niej Zmiana już zaszła, nie potrzeba było ją zgwałcić w obecności osób trzecich, ona dość przeszła w KL. Wszystko, co się jej przydarzyło po ucieczce z KL to jeden wielki fakap i tyle :)
I wydawało się, że już nie da się bardziej zepsuć, ale to, co wyszło w ostatnim odcinku - że teraz Cersei jest jej idolką, od której tyle się nauczyła... O istnieniu Margaery już pewnie zapomniała.
Ale wieeeesz, Cersei żyje, a Margery gryzie piach spalonymi ząbkami, tak że może Sansetka słusznie wybiera autorytety :) Nie ważne w jakim stanie masz duszę, co zrobiłeś, kogo zniszczyłeś, do czego się dopuściłeś - grunt, że zipiesz :D
Chyba sama Cersei mogłaby tak sądzić - żyje, zniszczyła wrogów, siedzi na tronie, więc jest świetnym władcą :D Wzór do naśladowania.
Czego ona mogła się nauczyć od Cersei?Oprócz upinania włosów? “Tears aren’t a woman’s only weapon. The best one’s between your legs.”
Littlefinger mógł ją nauczyć więcej, niestety, zafundował jej praktykę do tych słynnych słów Cersei.
Zestawmy tę naukę z nauką o podobnej sile kobiety w wykonaniu Babki Oleńki :) Babka zdobyła swojego męża i zabezpieczyła swoją przyszłość też używając "tych rzeczy" i jak ona na tym wyszła, a jak Sansa.
Ale to było i tak jakieś głupie. Ramsay był psycholem z rodu, który zdradziecko zamordował brata i matkę Sansy. Żadne gry prowadzone przez łóżko z jakimkolwiek Boltonem były z definicji głupim pomysłem, który nie powinien mieć miejsca. Z punktu widzenia Sansy powinno jej zależeć, by się ich pozbyć (a nienawidziła ich przynajmniej duża część rodów północy więc nie mieli by za złe). Takie gry inspirowane opowieściami babci Olleny to Sansa może np prowadzić z tym książkowym Harrym, bo on jest kimś, kto może się jej przydać. A na co jej Boltonowie by byli. To nawet nie był jakiś super liczny ród. Raptem dwóch męskich przedstawicieli.
Chodziło mi raczej o to, że była całkowicie bierna i dlatego Ramsay traktował ją gorzej, niż jakąś Myrandę. Był nawet monolog Myrandy, że Ramsay zabijał poprzednie dziewczyny, bo były nudne. Wydaje mi się, że gdyby w miejsce Sansy dać Margaery to Ramsay nie zrobiłby z niej takiej ofiary, a właśnie to chciał od Sansy Littlefinger - żeby Ramsay był nią zaintrygowany, żeby owinęła go wokół palca jak Margaery Joffreya.
Oczywiście pomysł jest beznadziejny, tutaj zgoda, cały wątek Sansy od tamtego momentu to porażka, która wymagała zrobienia z dwóch ciekawych postaci kretynów - jeden nic nie wie o Boltonach, a zawiera z nimi sojusz, oddając im cennego Starka, a druga się zgadza poślubić wroga, nie wiedząc, że będzie się to wiązało chociażby z nocą poślubną lol
"a właśnie to chciał od Sansy Littlefinger - żeby Ramsay był nią zaintrygowany, żeby owinęła go wokół palca jak Margaery Joffreya"
ale nawet jak Marg owinęła sobie go wokół palca, Babka nie posunęła się do tego, żeby zostawić Margery w obecności Joffa dłużej, niż jest to konieczne. Babka czuwała nad wnuczką, była z nią, Marg miała własne, zaufane sługi, cały czas była pod opieką. LF zostawił Sansę samą.
No ale ona znała Joffa, a LF podobno nie znał Ramsaya...
Racja, Margaery nie była sama, ale Sansa mogła to inaczej rozegrać, zamiast prowokować Ramsaya nazywając go bękartem itd. Mimo to uważam, że nie miała tam źle, jak na Ramsaya oczywiście. Nie wiem po co w ogóle miała manipulować Ramsayem, czemu ten plan miał służyć, był tak samo sensowny jak plan Brienne ze świeczką :P
Btw, Littlefinger nie wiedział, jaki jest Bolton, a taka Arya wiedziała, że Talisa była w ciąży, i że w ogóle istniała. Albo Cersei - wie, że Tyrion jest namiestnikiem Dany, ale nie wiedziała, że Littlefinger podróżuje z Sansą Stark i ułożył się z Boltonem.
Sansa jak już się pojawiła w WF mogła choć postarać się być zagadką dla Boltonów. Lecz myślę, że po pierwszej szpili wbitej Roosowi ten wiedział, z kim ma do czynienia i olał pannę.
Co do przepływu informacji to racja :D
Po stokroć tak! Nie wiem czy Sansa nie została jeszcze gorzej rozjechana przez benioffów niż JPK, bo Stachu jak mu scenarzyści odjęli rozum, to przynajmniej w następnym odcinku wziął i umarł, a Sansa brnie w odmętach głupoty od dwóch sezonów i zanosi się na to, że to samo będzie w kolejnym. Plus jest przy tym wszystkim tak nieznośnie irytująca, tak antypatyczna, że nie kumam jak twórcy mogą patrzeć na swe "dzieło" i pewnie być z siebie jeszcze zajebiście zadowolonymi...
Dokładnie, agonia Stacha była bolesna, lecz szybka, a potem to nawet wypalono ranę na duszy kompletnym brakiem JPK, nawet Davos się nie zająknął. Za to teraz wystarczył jeden odcinek i rozdrapują tę wydawało się już zabliźnioną ranę i niestety, ale mam smuteczek.
Nie wiem, czy jest ktoś, komu się podoba Sansa, za to bez końca wałkują na netach jej spławienie LF. Który jak rozumiem ma udowodnić jaka jest super.
Szkoda, że nie była taka wyszczekana jak jej LF powiedział 'jedźmy na północ, zemścisz się, poślubisz Boltona, owiniesz go sobie w okół palca' czy jak to tam leciało.
Mnie to nie jara w ogóle. Sansa nie jest już postacią wiarygodną, z resztą mało kto tam jest. Bardziej mnie boli, że nagle LF zachowuje się niczym zakochany nastolatek ( i tu rodzi się pytanie po co jednak wymyślił taki plan dla Sansy jeśli niby teraz chce ją dla siebie i tak sie do niej ślini).
Kochana, ja ci życzę, żeby się chłopina odkuł, choć nie wiem co musiałby zrobić, żeby zmyć plamę "ja nie znaju szto Ramsey" (uwaga udawany rosyjski :D )
Ja idę w zaparte z moimi faworytami, mój Stachu odjechał z CB i dalej jedzie, moja Sansa uciekła z KL na morze. Koniec :D
Wiesz, powiem ci, że nawet bym chciała, żeby jednak LF miał jakiś master plan, po którym Sansa "ale mam gadane" zrobi :OOOOOO ale szanse na to są średnie.. za duży wysiłek twórczy, łatwiej zrobić kompilację kup.
Dziękuję za ciepłe słowa :)
Ja nadal liczę, że postać Stannisa sobie żyje gdzieś i ujawni się, gdy nikt nie będzie się spodziewał. Nie jestem tego pewna absolutnie, ale mam taką nadzieję, bo jednak jego śmierć nie była pokazana, więc wbrew temu co D&D mówią to nie koniecznie zawsze mówią prawdę, a jeśli ma być niespodzianka, to nawet efekt będzie większy. Z resztą to co mówią aktorzy grający Sanse i Litttlefingera o swoich postaciach to mam wrażenie, że mówią o innym serialu.
No, w sumie znając D&D szanse marne, ale jednak LF może dać Starkom rady jak zagrać, gdy dojdzie do spotkania z Dany. A nóż wpadnie na coś dobrego. Nic innego mi do głowy nie przychodzi. Zaskakujące jest, że zarówno LF jak i Sansa nie przejmują się w ogóle armią zombie. Chyba nie myślą, że Jon kłamie?
Haha, oglądając serial z Osobą, Z Którą Oglądam Seriale (OZKOS) kiedy pojawił się Stannis się lekko zapowietrzyłam się i nastąpił dialog mniej więcej taki:
OZKOS: co
ja: nosz kuźwa Król Stannis *tu wstaw tyradę*
OZKOS: no przecież on żyje
ja:???????? ????????????????????
OZKOS: no jak nie pokazali jego śmierci to żyje
ja: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak że dzięki za duchowe wsparcie! :D
No dobrze by było, gdyby Varys i LF wrócili do swojego stanu sprzed fanfików. Ale obawiam się, że (kiedyś mój ulubiony szpieg) Varys już do końca pozostanie obiektem żartów okołojajecznych Tyriona. A LF będzie spławiany przez Sansę, za którą będzie ganiał jak uczniak.
Czasem lepiej, żeby już ubili ulubieńców, przynajmniej nie żyje się w nerwie, jak zostaną zeszmaceni.. Znane z autopsji!
Ech, emo ... Na Stanisława bym nie liczyła. Przynajmniej nie w serialu. Teraz raczej muszą redukować bohaterów niż ich dokładać. Plus gra o tron to teraz mały pikuś.
Co do LF. Nie wiem k....a co oni z niego zrobili. Choć w sumie Sansa spławiła go całkiem nieźle. Nie podniecam się jej postacią, bo jak pisałam w innym poście nie leży mi jej aktualny "wizerunek", ale sama rola była niezła. Konia z rzędem (może być koń zombie) temu kto przewidzi, co dedeki wymyśliły dla LF. Osobiście boję się nawet pomyśleć.