Właśnie obejrzałem pierwszy odcinek nowego sezonu. Specjalnie wstałem równo o 3 w nocy by włączyć HBO i obejrzeć. Odcinek rewelacyjny, jak każdy. Szkoda, ze będzie ich tylko 7, ale podobno ostatnie dwa maja być dłuższe, chociaż tyle. Po prostu serial jest już tak drogi i epicki, ze ich nie stać na więcej, haha!
Co do odcinka to najbardziej podobał mi się początek czyli zabójstwo Freyów. Mega dobre to było!
Może mi ktoś wyjaśnić czemu i jak Ogar widzi w ogniu co się dzieje gdzieś indziej na świecie?
Idę spać, potem jeszcze napiszę co mi się podobało, bo muszę iść do pracy, jednak opłacało się pospać godzinkę mniej, każdy odcinek Gry o Tron to po prostu orgazm dla moich oczu :D
Wyobrażasz sobie, jak konspiracyjnie szepcze "pan Światła powiedział mi, że masz trzy pryszcze na dupie"?
Ja bym się nie zdziwiła, gdyby to poszło w tą stronę, że on zostanie nowym Czerwonym Kapłanem.
Ja bym nie miał nic przeciwko, gdyby to on był Azorem Ahai :)
Przynajmniej nie byłoby przewidywalnie.
Prawda + obok siebie ma użytkownika 'miecza świetlnego'.. metaforycznie już ma 'nowe życie' (może nie wskrzeszony dosłownie ale duchowo) więc Sandor jest w tej chwili najbliżej zostania wybrańcem.
Nawet już krąży w sieci taka teoria, że może być Azorem jak pisałem.
https://naekranie.pl/aktualnosci/czy-ogar-to-legendarny-bohater-westeros-nowa-te oria-fanow-gry-o-tron-2106157
No dobra AZor Ahai musiał zabić Nissę, swoją ukochaną żonę,żeby stworzyć światłonoścę. Chcesz powiedzieć, że Sandor zatopi miecz w ciele Sansy? Oczywiście mam na myśli miecz z żelaza, a nie...
Dedeki wszystko upraszczają. Miecz dostanie od Dondariona którym walczył w 3 sezonie z Ogarem w jaskini :)
Oczywiście najbardziej prawdopodobne jest, że to Jon będzie Azorem.
Nie wiadomo tylko czy będzie musiał stworzyć światłonoścę.
A może światłonoścę stworzy Gendry? Hmmm..... zgadnijmy kto będzie robił za NIssę w tym przypadku.
Spokojny odcinek, nie ma się co dziwić, że nic się nie dzieje, choć pojawiło się kilka perełek.
Akcja na początku odcinka - świetna, tylko... po co dostaliśmy scenę morderstwa Waldera już w poprzednim sezonie? Przez to scena dużo straciła na sile. Frey mógł zginąć offscreenowo, nic wielkiego by się nie stało, a scena zyskałaby wartości.
Zaskoczył mnie Euron, nadal wygląda jak pluszowy miś, ale przynajmniej pokazuje już jakieś objawy szaleństwa. No i duet z Cersei może być przepyszny.
Sam - niepotrzebnie tak długo, choć muszę przyznać, że ten montaż był całkiem zabawny... ale zdecydowanie za długi. Dodatkowo z jego wątku nic nowego nie wynika, sam Sam nawet mówi, że dowiedział się z ksiąg tego, co już wiedział. No dobra, przynajmniej wiemy, że Jorah jeszcze żyje.
Zastanawiam się tylko skąd w KP wiedzieli, że Dany obsadziła Tyriona na namiestnika. Plus skoro Jaime wiedział, że zmierzają na Smoczą Skałę, dlaczego nie wysłano tam żadnych ludzi? W ogóle dlaczego nie było tam żywego ducha? Przecież Stannisa nie zabrał całego zamku ze sobą na Mur... Ale scena przybycia do Westeros całkiem fajna, klimatyczna i z przytupem.
Ogar ma wizję w płomieniach? Strasznie tanio to wyszło.
Cameo Eda? Strasznie sztucznie to wyszło. Gość śpiewa, jest ok, wypowiada jedno jedyne, króciutkie zdanie i koniec. Potem siedzi jak taka sierota, która nie bardzo wie gdzie i po co jest.
Winterfell też jakieś takie miałkie. Nie trzymam ani z Jonem, ani z Sansą, bo oboje się do tego nie nadają. Trzymam za to z Thormundem i Brienne :D
""Akcja na początku odcinka - świetna, tylko... po co dostaliśmy scenę morderstwa Waldera już w poprzednim sezonie? Przez to scena dużo straciła na sile. Frey mógł zginąć offscreenowo, nic wielkiego by się nie stało, a scena zyskałaby wartości.""
100% racja. Gdyby nie było tej sceny z pasztecikami w finale 6 sezonu to początek nowego sezonu byłby większą bombą,
bo dużo większe zaskoczenie kto nie znał żadnych spoilerów.
A tak niestety po ubiciu Waldera każdy wiedział, że Arya założyła maskę i
nie jest to żadna scena z przeszłości, bo i w sumie po co.
Z jednej strony scena z pasztetem również była świetna (nawiązanie do książek i wgl) i w sumie dobrze że się pojawiła, ale obie sceny mogły zostać ze sobą skomponowane o wiele lepiej.
Jako wielbicielka roli Waldera Freya stanowczo nie zgadzam się z pomysłem, co by postać ginęła offscreenowo :P Dla mnie każda scena z tym aktorem to perełka.
Co do Jona i Sansy, to widać, że Jon (w przeciwieństwie do Sansy) to jednak półStark, bo taki Robb nie umiał być tak samo elastyczny, gdy miał do czynienia z Karstarkiem, przez co stracił poparcie całego rodu. Dzięki czemu ci w ogóle przeżyli, ale to już szczegół :D
Ned był bardzo zasadniczy i nie tolerował wśród swoich ludzi żadnej litości, gdy przychodziło co do czego, stąd może jego dzieci tak miały, a Jona, jako bękarta, ominęła ta część edukacji.
A co do Brienne to ja wciąż mam nadzięję na Baime :D Choć Tormund przyznam uroczy.
Psychopatki Aryi to nawet nie będę komentować, mam nadzieję, że spełni się przepowiednia z pierwszego tomu i zginie w tym sezonie.
Ja też jestem pod wrażeniem roli pana Bradleya (nie tylko tutaj, ogólnie jest świetny, czekam na drugi występ w Doktorze Who ;)), ale zwyczajnie te dwie sceny mi się jakoś nie kleją... to znaczy kleją się idealnie, ale widać, że ta z sezonu siódmego powstała tylko po to, żeby zszokować widzów, "jak to? Przecież on nie żyje! Co się dzieje, co się dzieje?", a wyszło dosyć przewidywalnie.
No dobra, w Winterfell trzymałem stronę Jona (może nie tyle byłem po jego stronie, co zwyczajnie przyznałem mu rację), ale nigdy go nie lubiłem, tak w serialu jak i książkach, no i jak widać niesmak pozostał.
Co do Baime, nie Ty jedna masz taką nadzieję, widać, że Brienne też na to liczy... ale Tormund to dla niej idealna partia! :D
Zaraz, zaraz... przepowiednia z pierwszego tomu? Główkuje i główkuje i nadal nie mogę sobie przypomnieć o co chodzi :p
(Zapisać: gdy wyjdą Wichry Zimy obowiązkowo przypomnieć sobie wcześniejsze tomy.)
Specjalnie dla Ciebie otworzyłam knigę :P Prawie na samym początku:
"Jon patrzył, jak odchodzą, a Arya przyglądała się Jonowi. Twarz miał nieruchomą jak staw w sercu gaju bogów. Wreszcie zeskoczył z parapetu. - Koniec przedstawienia - powiedział. Pochylił się i podrapał Ducha za uchem. Biały wilk podniósł się i otarł łeb o jego nogę. - Lepiej biegnij do swojego pokoju, mała siostrzyczko. Septa Mordane pewnie cię już szuka. Im szybciej cię znajdzie, tym łagodniejszą dostaniesz karę. Będziesz szyła przez całą zimę. Kiedy nadejdą wiosenne roztopy, znajdą twoje ciało z igłą w zamarzniętej dłoni."
Oczywiście Jonowi wtedy chodziło o tradycyjne szycie tradycyjną igłą, jako że wtedy nawet Aryi się nie śniło, że będzie miała jakiś mieczyk, że już że czymkolwiek więcej będzie czynić poza zwykłym życiem pani na włościach nie wspomnę. Ale ja wciąż liczę, że Martin miał na myśli, że gdy zima w końcu przyjdzie to Arya będzie mordować na prawo i lewo (czyli "szyć";) co się właśnie od pewnego czasu dzieje, ale na wiosnę to już nie bardzo i że ta igła w tej zamarzniętej dłoni to jednak TA IGŁA ;)
O dzięki wielkie, że Ci się chciało :)
Słabo wyłapuje wszelkiego rodzaju foreshadowingi, a szkoda, bo Martin ma łeb do tego typu zabiegów, robi to po mistrzowsku, może i tu jest coś na rzeczy, w końcu to porównanie Jona takie trochę z dupy, więc pewnie po coś się pojawiło :D
Bardzo z dupy, bo niby czemu w Winterfell, nawet gdyby dostała taką karę, miałaby przy tym zamarznąć, przecież gdzie jak gdzie, ale u Neda, który na prawo i lewo huczał, że winter is coming, raczej byliby do tej zimy przygotowani, a nie, że jakieś roztopy i ciało znajdą, bo ta będzie szyła :D Tym bardziej, że jak mówisz "igła" w związku z Aryą to skojarzenie teraz masz tylko jedno. Tak że jak dla mnie ten wtręt w ostatnim zdaniu musiał być wrzucony tam specjalnie. Tym bardziej, że Martin dobrze wiedział od samego początku, gdzie i jak skończą jego bohaterowie, kwestią było tylko wymyślenie co się wydarzy po drodze.
Jak będziesz czytał ponownie, a serdecznie Ci polecam, i robił to dokładnie, nie pomijając żadnego zdania, to odkryjesz mnóstwo takich smaczków, aluzji zrozumiałych tylko dla tych, co to ogarniają cała dotychczasową historię :)
Lubię wyłapywać takie smaczki (nie bardzo umiem, ale lubię :p), więc tym bardziej nie mogę doczekać się Wichrów! (Nie chcę czytać sagi wcześniej, bo znając moje szczęście skończę Taniec ze Smokami i zdążę wszystko zapomnieć do premiery WZ :D)
Fajne jest też to, że kumasz kto jest kim, jakie są powiązania pomiędzy rodami i ludźmi, jakie rody co i gdzie znaczą, gdzie dana postać mniej więcej się znajduje na mapie i generalnie nie jesteś tak zagubiony w tych wszystkich nazwiskach i nazwach jak za pierwszym razem :) Zaczynając już od pierwszego prologu, gdy czytasz, że ktoś tam jest z Doliny to kumasz bazę, człowiek też zwraca uwagę, że rządzący się tam tyle samo młodziutki co arogancki ser Waymare Royce nie jest jakimś tam randomem, a członkiem ważnego rodu i jego duma nie wzięła się znikąd, bo jego ojciec to sam Spiżowy Yohn (skądinąd fajny gość, który niedługo zresztą wraz z dwoma starszymi synami nawiedzi Królewską Przystań z okazji turnieju, ale kto go wtedy kojarzy jako ojca tego, co tam zginął od razu na początku książki:D), a starszy brat Robar to jeden z kolorów tęczowej gwardii Renly'ego ( który miał pecha trafić na Lorasa, gdy ten wpadł w szał na wieść o śmierci ukochanego)... z tego co pamiętam to Waymare był też pierwszą miłością Sansy, która wzdychała do niego pacholęciem będąc :d Tak że fajnie jest tak to sobie wszystko składać do kupy :) A jeszcze lepiej, jak się czytało ŚLiO, to już pewnie w ogóle, Świat wciąż u mnie w planach, też pewnie się za niego zabiorę jak już Wichry będą coming :D
Dokładnie tak. Całość można docenić dopiero po powtórnym przeczytaniu, kiedy masz ogólny obraz sytuacji. Ale odkąd skończyły się nasze quizy, straciłam zupełnie kontakt z tekstem i, o zgrozo, wiele rzeczy zapomniałam. A dawniej to człowiek wiedział niemal jak każdy wieśniak miał na imię :D
Oj tak, jaki człowiek był wtedy mądry :D Jak sypał z rękawa różnymi takimi wieśniakami :D Tak między nami to Ci powiem, że mam nadzieję, że kiedyś temat będzie reaktywowany. Co tam, że będziemy pewnie pod pięćdziesiątkę czy dalej, wyobraź sobie tę gimnastykę dla umysłu :D W każdym razie po wyjściu Wichrów umawiamy się na powtórne przeczytanie saguli i jak ktoś na coś ciekawego wpadnie, to zapodaje reszcie :)
Ech, gimnastyka była przednia :). Jak dożyję wydania wichrów, to się namówi Pieczyka i znowu quiz ruszy.
ŚLiO już przeczytałem ciekawa pozycja, dość obszerna, wiele spraw tłumaczy i porządkuje no i te świetne ilustracje :)
Pierwszy Aryi. A dokładnie końcówka tego rozdziału.
A propos tego rozdziału to jest tam też jeden fajny fragment:
"Wśród nich znajdowało się też kilku starszych mężczyzn, rycerzy zapewne, jak domyślała się Arya.
- Spójrz na herb na jego opończy - powiedział Jon.
Arya przyjrzała się uważniej. Na książęcej opończy widniała wyszyta pięknie tarcza. Podzielono ją na pół i na jednej połowie umieszczono królewskiego jelenia w koronie, na drugiej zaś lwa Lannisterów.
- Lannisterowie są dumni - zauważył Jon. - Nie wystarcza im herb królewski. Stawia obok niego ród swojej matki, jakby były sobie równe.
- Kobieta też jest ważna! - zaprotestowała Arya.
Jon zachichotał. - Może powinnaś zrobić to samo, mała siostrzyczko. Połącz Tullych i Starków na swoim herbie.
- Wilk z rybą w pysku? - Roześmiała się. - Głupio by to wyglądało. A poza tym, po co dziewczynie herb, jeśli nie potrafi walczyć?
Jon wzruszył ramionami. - Dziewczyny dostają herby, lecz nie dostają mieczy. Bękartom daje się miecze, ale nie herby. Tak już jest, mała siostrzyczko, lecz nie ja wymyśliłem te zasady."
Po pierwsze, feminizm Aryi, a po drugie jakie to życie przewrotne :d
Bardzo możliwe, bo nawet jak Jon się dowie o swym pochodzeniu to nie porzuci wilka, którym się przecież czuje, więc gdy przyjdzie co do czego i stworzy sobie własny herb to nie wystarczy mu tylko ten królewski.... :)
Chociaż ja bardziej miałam na myśli przedostatnie zdanie. Które w sumie i tak koreluje z tym, o czym piszesz :)
Tak szczerze mówiąc, pisząc właściwie, obawiam się reakcji Jona na wieść o żyjącym Branie. Bran,jako bezpośredni potomek Neda, stoi przed Jonem. Obawiam się, że Jon straci całą pewność siebie, jako Stark i jako król północy, w dodatku jak wyjdzie na jaw, że jest Targeryenem, może zostać obalony przez lordów. Nie wiem, czy będzie chciał wrócić do Winterfell. Stawiam się w jego sytuacji, po czymś takim, wydaje mi się, że nie byłabym pewna, kim jestem. Całe życie w kłamstwie, poniżeniu, potem chwała zaszczyty, nagle może być zimy prysznic.
Mam nadzieję, że jakoś w miarę logicznie to rozwiążą. Nie chcę, żeby Jon skończył jako jakiś tam rycerz w Westeros, albo zginął w walce. On zasługuje na więcej, poza tym, nie widzę go na żelaznym tronie wcale. Jon może i jest spłodzony przez Rhaegara Targryena, ale to Stark, człowiek z północy. Jak on zdecyduje się w finale na królowanie to ja padnę.
Zacznę od końca. Jon nigdy nie wydawał mi się osobą, która chciałaby wziąć na siebie aż taką odpowiedzialność jak całe królestwo. W ksiażkach było podkreślone, że jedynie fizjonomią przypomina Targaryenów, a cała reszta to Stark pełną gębą, zwłaszcza teraz, to człowiek zimy, stąd nie wyobrażam go sobie mieszkającego na południu.
Co do reakcji Jona na kolejne reunion to gdyby to był Rickon to tak, obowiązkiem wręcz Jona byłoby oddać mu całą władzę, ew. sprawować ją w jego imieniu do czasu osiągniecia przez niego powiedzmy 12 lat. Ale Bran jest kaleką, stad Jon tym bardziej może się poczuć się odpowiedzialny za dziedzictwo Starków, jako ostatni z [ze sprawnych] mężczyzn.
Arya też stoi przed Jonem, stad Jon jest nie tyle lordem Winterfell co królem Północy, W sumie mógłby się znaleźć ten testament Robba, byłoby wszystko jasne i nikt by się nie czepiał ;)
John podobny do Targaryenów? Pamiętam opisy, że John był podobny do Aryi, a ona z kolei była podobna do Lyanny ;)
Dlatego oczywiście było to napisane zanim ktokolwiek podejrzewał, że Jon może mieć coś wspólnego z Rhaegarem ;) Jest taki opis na początku, kiedy poznajemy bohaterów i porównanie Jona z Robbem - "Jon miał tyle lat, co Robb. Wcale nie byli do siebie podobni. Jon był smukły i ciemnowłosy, Robb muskularny i jasnowłosy; Jon zwinny i pełen gracji, jego przyrodni brat zaś silny i szybki."
Włosy wiadomo mają po matkach, natomiast stawiam, że resztę w/w cech odziedziczyli po swoich ojcach - Jon te targaryenowe, a Robb starkowe.
(przy okazji - on nazywa się JON, nie John;)
Sorry, często mi się myli John z Jonem ;)
Ale znalazłam opis o Aryi i Jonie. "Arya zaś odziedziczyła urodę pana ojca. Włosy miała brązowe i matowe, twarz pociągłą, długą i poważną", "Oboje odziedziczyli rysy ojca. Tylko oni. Robb, Sansa, Bran, a nawet mały Rickon, mieli urodę Tullych - uśmiechnięte twarze i ogniste włosy", "Jon (...) rósł i coraz bardziej przypominał Neda"
No i te podkreślenia, że Arya jest bardzo podobna do Lyanny ;)
Trudno powiedzieć czy chodzi konkretnie o rysy twarzy, chociaż piszą o "rysach".
Jon, jak wspomniałam, włosy odziedziczył po matce, do tego starkowe usposobienie, spojrzenie, mimikę - dlatego rzucało się w oczy, że najbardziej z Aryą przypominał rodzeństwo, która te same cechy przejęła od ojca, w odróżnieniu od reszty dzieci Neda.
Jednakże samą fizjonomię, budowę ciała, sposób poruszania się Jon ma właśnie po Targaryenach ;)
beka z fanbojów na całym świecie, którym przeszkadzał Sheeran w jednej scenie przez 5 min odcinka ; D
Pierwszy odcinek, a Sansa już irytuje. To wprost nie do uwierzenia jaka ona jest głupia i tępa. Tutaj wojna, Inni nadchodzą, w walce przyda się każdy czlowiek. A ta idiotka namawia Jona, aby skazał na śmierć Umberów i Karstarków. No bo po co jednoczyć Północ do walki przeciw wspólnemu wrogowi? Lepiej zabijać ludzi, tym samym zmniejszając swoje szanse na zwycięstwo z Innymi, w imię zemsty, która w obliczu nadchodzącego niebezpieczeństwa jest jedynie głupią i mało ważną błahostką.
Rok temu, gdy skończył się ostatni odcinek 6 sezonu, ktoś napisał na forum, że to głupie i nielogiczne, że lordowie Północy ogłosili Jona Królem Północy i to Sansę powinni wybrać na Królową. Genialny pomysł, po tym odcinku myślę, że Północ upadłaby jeszcze zanim Inni by tam dotarli, gdyby wybrali Sansę. Na szczęście mieli łby na karkach i podążyli za Jonem, który jak na razie mądrze wszystkim zarządza.
Może dlatego, że jest Starkiem? Przecież Ned uczył swoje dzieci tego, że u siebie na podwórku ma być no mercy i żadnych sentymentów, jest zdrada, jest killim, nawet tłumaczeń za bardzo mają nie słuchać. Dlatego Robb sciął starego Karstarka bez oglądania się na konsekwencje, bo to mieli wpojone. A Jona, jako bękarta, ominęła edukacja w tym temacie, więc jest bardziej elastyczny. Choć u siebie w sumie też powiesił zdrajców bez mrugnięcia okiem, nawet dziecko w żałobie, więc jednak coś tam w przelocie liznął czy odziedziczył w genach. Może jeszcze w Winterfell nie czuje się do końca jak pan na włościach. Poza tym żeby się nie przejechał potem na tych Umberach i Karstarkach :P
Ned miał świadomość że Jon jest Thargarienem... nie starkiem.... i nie wychowywał go na starka....... Pytanie jak Jon zostanie uświadomiony o swoim prawdziwym pochodzeniu?
Są w sumie bodajże 2 możliwości:
- Bran, wiadomo;
- lub Howland Reed. Wspomnienie o nim, w sumie bezcelowe niejako, w pilocie s7 mogło nie być bez powodu. W sensie: w s6 wizja z przeszłości z Wieży Radości, zaraz w pierwszym odcinku s7 pada nazwisko Howlanda Reeda.. może to nie przypadek.
Istnieje też możliwość, że Jon nie zostanie uświadomiony i tylko widz miał o tym wiedzieć :D
Jon jest tak samo Starkiem, jak Targiem, a właściwie tak samo Snowem, jak Watersem, choć powinien być Sandem. To raz.
A dwa, to Ned wychowywał go tak, jak by wychowywał każdego innego starkowego bękarta, co by żadnych podejrzeń nie wzbudzić, No nie wiadomo, czy każdego innego zabrałby do Winterfell, ale nie zmienia to samej postaci rzeczy, bękart niezależnie od pochodzenia nie mógłby być wychowywany na Starka. Jednakże wychowywał się tam, więc nieświadomie część obyczajów przeszła na niego, jako że czym skorupka za młodu... (nad czym ubolewał lord Balon), ale nie tak jak prawowite rodzeństwo, nikt się nie skupiał, żeby go specjalnie edukować (jako że był traktowany jak bękart, nie że nie jak Stark, bo do Rhaegara, bo przecież w połowie Starkiem był tak samo jak reszta jego rodzeństwa/kuzynostwa).
Jedyne żyjące osoby znające jego rozkład genów to Bran i lord Reed (może też i jego dzieci, czyli tu mamy Meerę, choć w tym wypadku możemy gdybać), więc jak Ci Mati odpowiedział, więc jak już to od nich. Chyba że Rhaegar za pośrednictwem swych przyjaciół zdeponował gdzieś ważny dokument na ten temat, ale o tym też na dzień dzisiejszy nie mamy pojęcia, jak też czy w Starfall coś wiedzą. Tak że na chłopski rozum to któraś z w/w osób puści farbę.
"Jon jest tak samo Starkiem, jak Targiem, a właściwie tak samo Snowem, jak Watersem, choć powinien być Sandem."
:DD Rozwaliłaś system.
Jon jest tak samo Starkiem, jak Targiem, a właściwie tak samo Snowem, jak Watersem, choć powinien być Sandem - w sumie dlaczego? Przecież nazwisko dostaje się od miejsca w którym dziecko jest wychowywane, nie od miejsca urodzenia.
Obawiam się, że w serialu sekret może mu wyjawić Littlefinger, już kilka razy insynuował, że coś wie.
Tyle że pierwszym miejscem życia Jona było Dorne, bo Ned nie od razu po urodzeniu zabrał go na Północ.
Bardzo możliwe, ale to by było bez sensu ze względu na wizje Brana, bo wtedy okazałoby się, że nie mają żadnego wpływu na fabułę. No i nie wiem jak wyjaśnić to, że Petyr zna największą tajemnicę Neda. Rozumiem, że śledził jego życie, ale bez przesady :D