PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=221833}

Jak poznałem waszą matkę

How I Met Your Mother
2005 - 2014
8,0 209 tys. ocen
8,0 10 1 208742
7,1 23 krytyków
Jak poznałem waszą matkę
powrót do forum serialu Jak poznałem waszą matkę

Uwaga Spoiler! Ten temat może zawierać treści zdradzające fabułę!!!

Ponieważ takiego obrotu spraw spodziewałam się już od Time travellers, nie jestem zaskoczona. Spodziewałam się tego. Odcinek finałowy dostarczył mi i uśmiechu i chwili refleksji i wzruszenia....
ALE....

WTF?! Scenarzyści, co wyście narobili?!
Wzmianka o tym że matka jest chora, 10 sekundowe ujęcie w szpitalu, zero ich ostatnich chwil, zero żałoby, zero rozpaczy, zero pogrzebu, zero smutku postaci takich jak Lilly, Marshall i Barney, którzy też mieli swoje momenty i widać było, że nawiązali z Tracy kontakt...

Zamiast tego mamy: "A sorry dzieciaki, że opowiadam wam 9cio sezonową historię jak poznałem waszą matkę, dajmy sobie spokój i przejdźmy do Robin" WTF. DO ROBIN? Do laski dla której Ted jest "idealny" zazwyczaj w dwóch przypadkach: a) doła życiowego, kiedy wszystko inne zawiedzie b) kiedy jest zajęty.
Dla Robin z której zrobili laskę olewającą męża dla kariery, przyjaciół (2 z 4 to jej ex, więc już pal licho Teda i Barneya, ale Lilly?!)

Spodziewałam się uśmiercenia matki, ale nie spodziewałam się że scenarzyści zrobią z niej inkubator i zapchajdziurę za Robin. Przez sposób w jaki został poprowadzony odcinek to wcale nie wygląda, tak, że Ted po śmierci matki ma prawo do szczęścia, tylko to wygląda jakby JEDYNĄ kobietą którą naprawdę kochał była Robin, a matka była z braku laku. + Reakcja dzieci. Minęło 6 lat od śmierci matki (dużo?mało) a ich reakcja to też dla mnie trochę przesada. Jeszcze tylko brakowało żeby dopingowały, zrobiły owacje na stojąco dla Robin i Teda i dały mu paczkę kondomów, żeby poleciał do swojej "miłości".

I za to daję scenarzystom "You're dead to me" look :/ Przykro mi, bo totalnie popsuli wszystkie piękne momenty, o przeznaczeniu i wszystkim innym. Serio? Robin egoistka, Robin "TED jest zajęty? O nie, chyba go kocham" (co nawet było widać w tym odcinku na halloween, kiedy zobaczyła Teda z Matką, od razu gula jej skoczyła hehehe)




ocenił(a) serial na 8
Tyraf

Ta scena z zakładem została nakręcona, ale niestety ją ostatecznie wycięto. Mówiła o tym serialowa Lily na Twitterze.

gawlacki

A napisała czemu? Mozesz podac twittera? :P

ocenił(a) serial na 10
nancynan

A mi się nie podoba, że Robin rozstała się z Barneyem... Na prawdę polubiłam tą parę. Sposób w jaki jej się oświadczył..., jak lubił ją denerwować :) Słodkie. Na prawdę ją kochał. Ta para mogła być na prawdę udana - bez dzieci, ale ludzie, którzy bardzo się kochają i dobrze się ze sobą bawią. Faktycznie cała historia krążyła wokół Robin, ale Ted powinien być z matką, bo to takie z braku laku wyszło. Robin ciągle go odrzucała no to ułożył sobie życie z kim innym. Na moje osoba taka jak Robin powinna resztę życia patrzeć na to co mogła mieć, ale czego nie umiała docenić.

nancynan

Rany boskie jakie dno!! Dwie gwiazdki za ten odcinek!!!

ocenił(a) serial na 10
meganjewell

Ludzie po co się tak denerwować? nie rozumiem jak można od razu hejtować serial po tych ~ 40 minutach.
Tak naprawdę było kilka opcji jak serial mógł się skończyć:
-Albo Ted będzie z Matka, Robin z Barneyem i wszystko będzie cukierkowe ale lekko sprzeczne z podejrzeniami na podstawie wcześniejszych odcinków
-Albo Matka umrze, Barney rozstanie się z Robin, która potem będzie z Tedem
Robin jest osobą strasznie egoistyczną.. przez te wszystkie lata odtrącała Teda po to aby potem płakać, bo sobie kogoś znalazł.. no trudno
Barney (szkoda, że w takich okolicznościach) ale stał się powiedzmy odpowiedzialny. Szczerze wzruszyło mnie to co powiedział do córki jak pierwszy raz miał ją na rekach.
Według mnie serial skończył się dobrze - Ted "dostał" swoja wybrankę, osobę o którą się starał i o której myślał przez te 9 sezonów. Chociaż brakowało mi bardzo sceny z "tą ostatnią chwilą", w której Matka (nigdy nie przyzwyczaję się do tego, ze Ona ma na imię Tracy) mówi Tedowi, aby żył dalej, znalazł sobie kogoś. Śmierć Matki była kompletnie na ostatnim planie.. jakby chcieli powiedzieć, że była mało ważna i nikogo nie obchodzi jak umarła i wgl.
I zachowanie dzieci w stylu marudzenia aby nie słuchać opowieści o zmarłej matce albo wypowiedz "minęło już 6 lat, znajdź sobie kogoś" są nie na miejscu trochę.
Podsumowując: Serial skończył się tak jak się skończył, nie zaczynajmy teraz wojny B+R vs T+R bo to bez sensu.

ocenił(a) serial na 1
nancynan

Właśnie obejrzałam ostatnie odcinki i... ALE TO BYŁO SŁABE. A więc racje miały wszystkie 12 latki z zacięciem do melodramatów?! Uśmiercić matkę, jeeez. Już nie mówiąc o tym, że scenarzyści byli tak bezczelni, że na dobrą sprawę potwierdzili, iż calutki sezon 9 był jednym wielkim zapychaczem! A więc poświęcili 22 odcinki ślubowi, aby w ostatnim odcinku powiadomić nas o ich rozwodzie? WTF?! Ale to było słabe. Tzn. jasne, rozwody są naturalne, ale kurna nie w serialu, gdzie się męczy widzów 22 odcinkami o ślubie! No i sorry, ale nie wyobrażam sobie, aby mieć te 15 lat, słuchać jak ojciec opowiada mi o zmarłej matce, którą straciłam w bardzo młodym wieku, ale zamiast wysłuchiwać opowieści o niej, słucham jak tatuś sypiał z ciocią, a potem jeszcze go namawiam, aby jednak się umówił z tą ciocią, skoro tak na nią leciXD No c'mon!
Ok, oficjalnie żałuję każdej minuty poświęconej na ten serial, nawet najlepsze odcinki nie wynagrodzą mi tych ostatnich sezonów. Już w życiu nie tknę czegoś, co stworzyli ci scenarzyści.
ALE TO BYŁO SŁABE.

nynavee

Zamierzałam napisać dokładnie to samo! Najpierw scenarzyści przez 22 odcinki zapewniają nas widzów, że Barney i Robin są dla siebie stworzeni a matka jest idealną partnerką dla Teda, tylko po to żeby w ostatnim odcinku zaprzeczyć temu wszystkiemu... Ja w tym nie widzę żadnego sensu.
W ogóle to wszystko nie trzyma się kupy - skoro rozstali się z powodu różnych priorytetów to jak ma niby wyglądać związek Teda z Robin między którymi istnieje jeszcze większa różnica poglądów na życie?!
Myślałam, że nic nie przebije beznadziejnego zakończenia Dextera - myliłam się.

ocenił(a) serial na 1
martins_92

Uff, to cieszę się, że Dextera porzuciłam w poręXD I dzięki temu mam po nim same miłe wspomnieniaXD

nynavee

Hehe, to zazdroszczę;) ja niestety nie mogę wyrzucić z pamięci tego fatalnego zakończenia i myślę, że tak samo będzie z HIMYM - ten koniec jest tak beznadziejny, że odechciewa mi się wracać nawet do tych fajnych odcinków sprzed kilku serii...

ocenił(a) serial na 10
nancynan

Dla mnie finał byłby OK (ryczałam jak dziecko), gdyby wyciąć ostatnie minuty, kiedy okazuje się, że Ted ma być z Robin. Ani trochę to do mnie nie przemawia. Tracy miała być tą Jedną Jedyną, która wszystko odmieni, pokaże, że nawet, gdy wszystko wydaje się beznadziejne, los może się odwrócić (nie zapomnijmy, że Ted był na ślubie kobiety, w której był zakochany i swojego najlepszego kumpla, a właśnie tam poznał miłość swojego życia - to daje nadzieję; w każdym razie dawało, dopóki nie okazało się, że w sumie i tak wrócił do punktu wyjścia), a wyszło na to, że dla osobistego szczęścia Teda równie dobrze mogłaby się wcale nie pojawić. Bezlitośnie umniejszyli jej znaczenie i okazało się, że była tylko pretekstem, a prawdziwym tematem jest Robin. Gdyby zakończyli na "I tak właśnie poznałem Waszą matkę", może nie byłoby idealnie, ale przynajmniej nie pozostawiliby mnie tak rozbitej i niegodzącej się na finalny układ.

bones1995

Nie jestem przeciwniczką prawdziwego zakończenia, ale ta historia mogłaby też skończyć się jak ta wersja ze Stellą - gdy Ted wypowiada słowa "I tak poznałem waszą matkę" wchodzi Tracy, przytula dzieci i pyta się o czym rozmawiali (nie pamiętam dokładnie odcinka z blond dziećmi, ale chyba tak to wyglądało)

ocenił(a) serial na 8
bones1995

Ale zwróć uwagę na prawdziwy powód, dla którego Ted to opowiada. Zostało mu to wytknięte przez dzieci. I tłumaczy dlaczego tak mało było tam wspomniane o Tracy.

Co do Twojej uwagi o nadziei- to zakończenie mówi dla mnie zupełnie co innego - Tracy niestety umiera, ale dla reszty bohaterów jest nadzieja - przy czym dla Barneya tą nadzieją jest jego córka.

I nie mam żadnej wątpliwości, że Tracy była miłością życia Teda. A że była nią też Robin - czy to niemożliwe?

Adzam_2

Ja to tak odbieram, jakby Ted zrobił z Matki kobietę idealną na potrzeby historii dla dzieci. Nawet dzieciaki mu wytknęły, że jej w tych historiach praktycznie nie było. Mówił prawie cały czas o Robin. A jeśli już mówił o Matce to tak jakby była jakimś nad-człowiekiem, cudem na ziemi. Tyle tylko, że mówił jedno zdanie a potem wracał do opowieści o Robin... Potem znów na siłę powtarzał jaka Matka była idealna. Tak jakby chciał aby dzieci zrozumiały, że nadal kocha Robin, ale żeby nie czuły że ich mama była dla niego mniej ważna, że jej nie kochał. Nie umiałam ubrać tego w słowa dopóki nie zobaczyłam komentarzy na FB, wiele osób opisywało swoje negatywne uczucia i wtedy właśnie zrozumiałam dlaczego finał pozostawił we mnie taki niesmak. Bo już nie wierzę, że Matka była tą jedną jedyną miłością. Po kilku sezonach wiedzieliśmy tylko tyle, że Ted widział raz jej piętę i że ma żółtą parasolkę. Na koniec na siłę starał się pokazać jak kochał ich mamę, żeby złagodzić im jego powrót do Robin. Pamiętajmy, że historia ta nie była opowiadana przez kogos z boku, tylko opowiadał ją ojciec swoim dzieciom, które straciły swoją ukochaną mamę i zapewne bardzo cierpiały po jej śmierci. Co miał im powiedzieć? Czasem budziłem sie w nocy i zastanawiałem się jakby to było jakby mi się udało z Robin? To oczywiste, że na potrzeby opowieści idealizował miłość do ich mamy.

ocenił(a) serial na 8
Canberrka

Moim zdaniem trochę nadinterpretujesz. Przecież Penny zwraca uwagę na to, że Tracy prawie nie było w opowieści, więc to co mówisz to nie jest jakieśodkrycie. Natomiast w serialu ma to zupełnie inny wydźwięk - dzieci wspierają Teda. Tak swoją drogą Ted też okazuje szacunek do dzieci opowiadając im historię w ten sposób i delikatnie czekając na ich reakcję na dawne historie z Robin. Według mnie Ted nigdy nie zrobiłby czegokolwiek gdyby dzieci stwierdziły, że jego powrót do Robin to straszny pomysł.

Owszem, Matka nie była jego jedyną miłością. To takie straszne?Osoby po przejściach nie mają prawa do drugiej miłości? Naprawdę, zarzucanie Tedowi jakiegoś wyrachowania to moim zdaniem przesada. Na pewno śmierć Tracy przeżył równie mocno jak dzieci. Zupełnie nie zwracasz uwagi na czas, który upłynął od np. ślubu B+R a ponadto od śmierci Matki. To nie jest tak, że Ted pobiegł do Robin następnego dnia po pogrzebie.... Rozumiem, że oczekiwałaś innego zakończenia, ale serio chyba warto spojrzeć na to wszystko choć troszkę z boku.

Jeszcze jedno- mi się osobiście podoba (ale to kwestia prywatna) to jak Ted chciał przemycić jak najwięcej Robin w tej opowieści żeby zobaczyć co dzieci o tym myślą :) O Matce nie musiał wspominać aż tyle, bo przecież dzieci były przy jej smierci na tyle duże żeby ją pamiętać, a poza tym mogły znać historię Teda i Tracy (z wyjątkiem tego jak się spotkali pierwszy raz).

Adzam_2

To o dzieciach to prawda, wspierają samotnego ojca żeby ułożył sobie życie - jak dla mnie spoko.
Oczywiście, że ludzie po przejściach mają prawo do drugiej miłości. I wcale nikt nie musi czekać aż 6 lat by ułożyć sobie zycie. Ale Ted nie szuka drugiej, tylko wraca do tej pierwszej, do tej prawdziwej jedynej.
Powiedzmy to sobie szczerze, Ted od wielu lat marzył żeby miec żonę. Nie tam dziewczynę lub narzeczoną ale żonę. Poznaje niby tę jedyną, szaleje z miłości i oświadcza jej się po 2 latach??? Już wtedy wiele osób pisało, że to mega dziwne i nie pasuje do gościa, który marzy o ślubie a kandydatka już czeka na pierścionek. Ale to nie koniec. Mija kolejnych 5 lat do dnia ślubu. Tego slubu, o którym tak marzył z kobietą, która cały czas była przy jego boku - 5 lat, w sumie 7. Szmat czasu to mało powiedziane. Ok zaszła w ciążę i przełożyli. Tuż po porodzie zaszła w drugą? A potem sobie czekali kilka lat bo im się nie chciało organizować wesela? W każdej scenie oświadczyn, tych pierwszych i tych ponownych, widać jak Tracy na to czekała. Od razu mówiła "tak!!!", przerywała Tedowi w pół zdania, żeby powiedzieć "tak". To chyba aż nadto oczywiste, że jak ktoś czeka na ślub 7 lat, po drodze robiąc 2 dzieci dziewczynie, to znaczy że aż tak mu się do tego ślubu nie spieszy. Nie mówię tu o zakochanych nastolatkach, Ted i Tracy byli przecież w okolicach 30stki. W końcu jak już nie było wyjścia, dzieci podrosły to wzięli slub w pierwszy lepszy czwartek ;) To mi nie wygląda na wielką miłość Teda.
Ale OK, przestanę już przynudzać ;)

ocenił(a) serial na 8
Canberrka

Nie przynudzasz ;) Po prostu moim zdaniem przesadne jest zwracanie takiej uwagi na datę ich ślubu. Jesli w międzyczasie Ted doszedł do wniosku, że ślub to tylko formalność i ukoronowanie uczucia to tym lepiej o nim świadczy ;)

A tak swoją drogą- pomijasz jakoś fakt, że za pierwszym razem chciał pełnego przepychu ślubu, na który wydal wszystkie pieniądze. W międzyczasie Tracy mogła też po raz pierwszy zachorować, mogło sie wydarzyc miliard innych rzeczy oprócz narodzin ich dzieci. Więc ja bym tak na to nie zwracał uwagi i nie wysuwał na takiej podstawie wniosku, że Tracy nie byla jego prawdziwą miłością. Ale to tylko moje zdanie naturalnie.

Adzam_2

Coś mi się wydaje, że prawdziwą przyczyną było to, że jak Ted zaczynał planować wesele to Robin była jeszcze żoną Barneya. Była niedostępna więc Ted bez oporów planował wesele z inną. Ale potem się rozwiodła i myslę, że to może być wyjaśnieniem tej kilkuletniej zwłoki. Robin była wolna, Ted teoretycznie też (zawsze łatwiej się rozejść niż rozwieźć) i musiał na nowo podjąć decyzję. I ostatecznie po kilku ładnych latach przełamał się i został z matką swoich dzieci, którą na pewno kochał, ale inaczej niż Robin.

A tak z innej beczki, to ja nie wyobrażam sobie wesela z przepychem... uwielbiam skromne wesela, sama marzę o takim w gronie najbliższych, bez żadnego zbędnego przepychu, tylko żeby była cudowna atmosfera. Dlatego nie pojmuję jak ktoś może odwoływać ślub z powodu braku kasy, bo dla mnie kasa nie liczy się w ogóle. Ale w sumie to rozumiem, że ktoś może myśleć inaczej i mieć inne marzenia.

No nic pora uzmysłowić sobie, że to była tylko fikcja, za bardzo sie w to wczuwam ;)

ocenił(a) serial na 8
Canberrka

Owszem, tez uważam, że za bardzo sie wczuwasz ;]
Nigdy bym nie wpadł na przytoczone przez Ciebie "prawdziwe" powody braku ślubu. Za malo wiemy żeby takie teorie wymyślać :) Gdyby bylo tak jak mówisz to poszedłby do Robin z niebieską waltornią zaraz po śmierci Tracy. Naprawdę nie zwraca to Twojej uwagi?

Dla mnie to wygląda tak: Tracy to dla Teda miłość życia i nie mam co do tego wątpliwości. Następnie jest nadzieja na związek z Robin po tym jak już ona do tego dojrzała, a u Teda zaistniała inna sytuacja i nie chciał zostać sam na resztę życia. Taki powrót do związku i dojrzała miłość, zupełnie inaczej niż wtedy, gdy mieli mniej niż 30 lat.

Ted nie przełożył ślubu z powodu braku pieniędzy tylko dlatego, że to sama Tracy go o to poprosiła... a dalszych powodów zwłoki już nie znamy. Nie uważam tego jednak za coś bardzo istotnego dla zakończenia serialu, a jest milion innych dowodów na to, że Ted miał dobre intencje wobec Tracy.


ocenił(a) serial na 7
Adzam_2

A ja się zgodzę z Canberrką, mnie też zdziwiło to przeciąganie ślubu. Najpierw ciąża - ok, ale potem na Robots vs Wrestlers, Marshall zapytał dlaczego się nie żenią i Tracy powiedziała: że ona wzięłaby ślub nawet i jutro, w whitecastle, ale (wskazała na Teda), że ktoś tu potrzebuje Wow factor. Na co Ted, że ona jest jedynym wow factor jakiego potrzebuje. Więc co ich powstrzymywało? Teda prawie skręcało zawsze na myśl o ślubie, zawsze o tym marzył a wreszcie miał dziewczynę swojego życia i co? lipa? niepotrzebny papierek?
Jakoś średnio to widzę ;p

Obejrzałam finał jeszcze raz i ok, ok, ok ale co do tego, że to wszystko wyszło jakby Robin > Tracy to zdania nie zmienię. A szkoda, niechby i sobie nawet był z Robin, ale z Tracy zrobili mało istotną postać, co idealnie obrazuje scena w barze (jak ktoś już napisał), że Tracy nawet nie jest na tej fotce z całą paczką tylko robi zdjęcie. To już nawet Lilly do wszystkich swoich zdjęć do albumu wykorzystywała statyw albo ktoś im robił fotkę. W barze tyle ludzi... hehe każdy by nacisnął guziczek aparatu :P

ocenił(a) serial na 8
nancynan

A ja nie przywiązywałbym do tego wagi. Ale na tym polega urok seriali i filmów, że wszyscy możemy to inaczej intepretować :)

Twoja druga uwaga to kwestia realizacji, a jak już przyznałem- finał mógł być lepiej zrealizowany i zostac rozłożony na więcej odcinków, choćby po to żeby pokazać, że Tracy była istotną postacią w życiu Teda. No ale cóz :)

ocenił(a) serial na 10
Canberrka

Dokładnie tak samo odebrałam zakończenie :) aż miło że nie jestem sama :D

ocenił(a) serial na 8
nancynan

A mi jest przykro, że Barney i Robin się rozwiedli, miałam nadzieję, że tym razem się im uda, tym bardziej, że on ją naprawdę kochał. Jestem trochę rozczarowana.

ocenił(a) serial na 7
nancynan

Jestem w stanie zrozumieć zakończenie, że Ted zostaje z Robin, że dzieci akceptują to i że cała historia była opowiedziana tylko dlatego, żeby zrozumiały, że on cały czas chciał z nią być. Zakończenie całkiem fajne.

Ale wykonanie finałowego odcinka tragiczne.

Po pierwsze - zdecydowanie powinni rozwinąć motyw śmierci Tracy. Nie chodzi mi tu o robienie melodramatu ale myślę, że ta postać zasłużyła na trochę więcej niż "nawet jak wasza matka zachorowała". Chociaż jakaś scena pożegnania czy pogrzebu. Brakuje mi tego i uważam że dało by to takie poczucie kompletnego zamknięcia wątku.

I co nawet ważniejsze - co na to wszystko Barney? Przez te wszystkie sezony kiedy Robin się schodziła i rozchodziła z nim i z Tedem zawsze jeden miał coś do powiedzenia na temat związku Robin z drugim. I zawsze oni ze sobą o tym rozmawiali. A tu nagle Ted leci do Robin a Barney'a jakby w ogóle nie było. Powinni też pokazać trochę jak Ted pyta się go o zdanie, jak Barney to przyjął.

Za te braki u mnie serial dostaje jedną ocenę niżej...

nancynan

zdążyłam pokochać matkę i jej odejście jest dla mnie ciosem. :(:(
A z ostatnimi scenami... znienawidziłam Robin :D była dla mnie spoko przez 9 sezonów, a teraz tak ją znielubiłam!

Stanowczo nie podoba mi się zakończenie, ale chyba nigdy nie bd tak, by się wszystkim podobało ;)

ocenił(a) serial na 10
nancynan

Zgadzam się w pełni. ;/ Zrobili najgorsze możliwe zakończenie. :/ Wszystko wyszło takie z braku laku albo z musu.
Robin i Barney - rozstanie, bo ich "wielkie love" okazało się (nie rozumiem dlaczego) puste,
Ted poznał matkę - z braku laku bo nie chciał zabierać Barneyowi Robin (której w czasie ślubu się TYLKO wydawało że chce Teda),
Matka umarła - żeby można było na końcu na siłę sztucznie uszczęsliwić Robin, Ted polecial do Robin - bo matka umarła i wreszcie był wolny.
TRAGEDIA!
Jak dla mnie to zakończenie zabiło całą pozytywnę stronę serialu. Wolałabym nie oglądać nic więcej po momencie ślubu Barneya i Robin. Po co było to wszystko komplikować i dołować ludzi, którzy oglądając romantyczny serial komediowy, liczą na trochę optymizmu a nie załamkę z przesłania że " Wszystko w życiu może okazać się bez sensu; jak bierzesz ślub, jak ktos ma z Tobą dzieci albo przyrzeka, że Cię kocha, to tak naprawdę, nie będąc do końca tego świadomym, może nadal kochać swoją/swojego eks albo po Twojej śmierci polecieć do swojej 'wielkiej miłość' ze świadomością, że fajnie było z Tobą, ale jednak co eks to eks, więc nara i leż sobie w grobie, bo ja tak naprawdę zmarnowałem z Tobą czas, który mogłem spędzić z miłością mojego życia, która czekała na mnie całe życie w mieszkaniu otoczona stadem zwierzaków (dobrze że nie kotów :D ) )
ZAŁAMKA!
Aż się odechciewa wszystkiego jak się pomyśli, że taka mentalność może towarzyuszyć ludziom w normalnym życiu.
Moja wiara w milość, szczerość i oddanie właśnie po raz kolejny zbladła;/ Szczególnie, że wielu luidzi uznało to zakończenie za "romantyczne"... BŁAGAM! Z której strony ?! :o

aduska001

Mi także zakończenie jakoś szczególnie nie przypadło do gustu, bo to nie było już "How I met your Mother", tylko "How I met your Stepmother", 8 sezonów, podczas których Ted ciągle szukał ten jedynej tylko po to żeby w 9 pokazali ją dosłownie urywkami, nie dali jej dokładnie poznać i do tego uśmiercili. Jak dla mnie twórcy serialu zniszczyli beznadziejnego romantyka jakim był Ted, jego historia poznania matki jego dzieci a co najważniejsze zniszczyli samą Matkę i nie dali szansy poznania jej historii. Nie spodziewałam się też rozwodu Robin z Barney'em, bo mimo tego że nie tworzyli typowej pary (bo jaka normalna laska znając przeszłość faceta, jaką miał Barney, zgodziłaby się wyjść za niego za mąż), Robin, której zależy tylko na karierze i nie interesuje jej szczególnie perspektywa zakładania rodziny, to jednak pasowali oni do siebie pod tym własnie względem, że byli inni i mieli podobne priorytety w życiu, a jednak się rozstali. Nadal nie rozumiem czemu twórcy się na to zdecydowali. Jedynie Lily i Marshalla uratowali, nie rozdzielając ich, obdarzyli ich większym potomstwem i Marshalla wymarzoną pracą. Zakończenie zbyt smutne jak na serial komediowy, nie powinni byli uśmiercać Tracy, i zastępować ją Robin, bo wychodzi na to że Ted opowiada to wszystko dzieciom, aby zapytać ich co myślą o nim i cioci Robin jako parze. Zupełnie się nie spodziewałam aż tak drastycznego zakończenie, rozwalenia grupy przyjaciół, którą wszyscy tak lubili przez te 9 sezonów.

ocenił(a) serial na 4
chazy

własnie to jest najabrdziej irytujace - mialo byc o poznaniu matki i obiecywano nam to przez 9 lat. Wmawiali nam, ze wszytsko prowadzi do niej. a tu g**** prawda. matka mogła byc kazda.najwazniejsze na koniec było by robin rozstała z barnejem tylko a ktokolwiek inny byłby matka musiała by umrzec. Serial jest o tym jak poznał Robin i jak dojrzewała jego miłosc do niej i oboje przez 30 lat sobie uświadamiali, że sa dla siebie stworzeni.

juz nie mowiac o tym, że rola M&L na koniec okazuje się w sumie niesotona dla całej hisotrii. robin Ten by nie poznał gdyby nie Barney w koncu. Lily tylko ja przytrzymywała przy grupie jak R nie była ani z jednym ani z drugim. Co jak na koniec okazało się tez za słabe :D

ocenił(a) serial na 9
nancynan

Po 10 minutach od rozpoczęcia miałem nadzieję, że to jakieś "co by było gdyby" - po kilkunastu ślubnych odcinkach i tych wszystkich perypetiach pierwsza scena po ślubie to decyzja o rozwodzie?? To jak kop w krocze od scenarzystów, którzy mówią - sorry, ale ostatni sezon był bez znaczenia.
Druga sprawa Ted i Robin - jak tylko padła informacja, że Matka chorowała zacząłem się domyślać gdzie to zmierza. Tłumaczyłem sobie jednak, że to całkiem inteligentnie pisana komedia i coś takiego nie przejdzie. Jednak tym razem zwyciężył klimat telenoweli - szkoda, że zmarnowali tym finał.
Największe rozczarowanie to historia Barneya. Najbardziej skomplikowanej postaci dowalili najgorszy melodramatyczny wybieg - mężczyzna zmienia się pod wpływem dziecka - akurat można było się spodziewać, że w imię poprawności "nawróci się" na koniec, ale jak dla mnie to zmiana wymuszona i na siłę.
Ostatnia sprawa - narracja. Wszystko w formie krótkich scenek, które nic nie wyjaśniają, tylko pokazują sytuację i zostawiają oglądającego z "deal with it" - widocznie umiejętność ciekawego przedstawiania historii skończyła się na przedostatnim odcinku...

ocenił(a) serial na 3
pikerek

To właśnie sprawia, że twórcy nie mieli zielonego pojęcia jak zakończyć serial. Połączyli Barneya i Robin. Dla Barney była to miłość jego życia, a tu nagle bum i koniec. Później Barney wraca do starych nawyków i zaczyna podrywać dziewczyny, prosząc Marshala i Lily, żeby pozwolili mu być tym kim jest, a później znowu zmienia się pod wpływem dziecka. Nie to żebym się czepiał, że dziecko nie zmienia człowieka, tylko po co był ten wcześniejszy tekst i powrót do podrywów i taka naprawdę to wszystko wydarzyło się w ciągu 3 minut.

nero00

jeszcze dodajmy że scenarzyści mocno od 7. sezonu wmawiali nam że Barney się zmienia, bo najpierw przed Robin miał dwa poważne związki, potem Robin, ni z tego ni z owego się rozwodzą (po takim romantycznym g*wnie jaki nam zaprezetnowali sic!) i jednak po trzech poważnych związkach odkrywa że jednak jest playboyem, straszne spłycenie - ktoś albo jest playboyem albo nim nie jest, nie ma formy pośredniej w postaci kilku trwałych związków (w takim stylu w jakim to pokazywano z barneyem, bo wydawało się że jego uczucia były szczere).

ocenił(a) serial na 3
steepien

Jest druga możliwość, mógł udawać przed Robin, że się zmienił, ale to chyba jeszcze gorsza alternatywa.

ocenił(a) serial na 4
pikerek

no strasznie slabe z barneyem - mogli chociaz dac mu chłopca i pokazac jak uczy go starszego sztuki podrywu ! :D

cherie_filmweb

Po rozstaniu z Robin był przekonany, że już żadnej kobiety nie pokocha :)
Taka mała przewrtność ;)

ocenił(a) serial na 9
nancynan

Mam pytanie. Mogłabyś mi powiedzieć w którym momencie odcinka ,,Time travellers" doszłaś do wniosku, że take bedzie zakończenie ? nie przypominam sobie że było tam jakieś nawiązanie do tego że sie tak zakończy wiec jeśli mozesz to mi to wyjaśnij :p

nancynan

Dosyć podobnie to odczułam. To znaczy dla mnie idealną opcją było pozostawienie Robin z Barneyem, ale cóż. Robin + Ted jakoś średnio mi odpowiada, ale z braku laku może być. Tylko droga, którą poszli scenarzyści była fatalna. Sam Barney też został potraktowany po macoszemu, a przecież to postać, która przez większość serialu stanowiła jego centrum i przykuwała uwagę widzów bardziej, niż główny bohater. Także poświęcenie Barney'owi należytego czasu w finale powinno być oczywiste. Najwidoczniej było odwrotnie.

Myślę, że głównym błędem było przeciąganie akcji przez cały sezon, często wręcz tak zwane "zapychanie", a tych najbardziej spektakularnych/ważnych/zwrotnych momentów zostawienie na dwa ostatnie odcinki. I tak otrzymaliśmy zaledwie migawkę choroby i śmierci matki, a po chwili reakcję dzieci - "Minęło już 6 lat, leć do Robin!", dlatego ja odebrałam to za kompletnie nienaturalne i średnio przyjęłam taki przebieg wydarzeń. Co prawda HIMYM z założenia miał być komedią, a nie serialem obyczajowym czy dramatycznym, ale oglądającym należałoby wynagrodzić trwanie z serialem przez prawie 10 lat poprzez umożliwienie prześledzenia losów postaci do końca.

Kiedy ogląda się serial kilka lat, chciałoby się w tych ostatnich odcinkach odczuć jakąś dozę uczuć postaci, przeżyć z nimi te ostatnie momenty. A zamiast szczegółowego opisu, którego, jako fanka, oczekiwałam, dostałam niemalże listę kolejnych wydarzeń w punktach, w równoważnikach zdań. Bardzo pobieżną. Myślę, że byłoby inaczej, gdyby do tych istotnych części twórcy przeszli jakieś dwa, czy chociażby jeden odcinek wcześniej. Ale zakończenie niestety wprowadzić można tylko raz. A szkoda, bo mogłoby być znacznie bardziej satysfakcjonujące.

eoste

Poza tym uwielbiałam Robin, a twórcy od jakiegoś czasu konsekwentnie prowadzili tę postać w kierunku bycia egoistyczną s u k ą. To tyle.

eoste

Zgodzę się z Tobą, kiedyś lubiłam Robin, ale dla niej zawsze najważniejsza była ona sama. On, jej kariera, bla bla bla. Mogę powiedzieć, że od 7 sezonu ją znienawidziłam.Myślałam, że Ted ma Robin dawno za sobą, Wyraźne powiedziała mu, że go nie kocha. Ile razy jeszcze wlezie do tej samej rzeki nim zobaczy, że to nie działa. Próbowali, nie wyszło im, dlaczego sądzi, że teraz się uda.Tutaj nigdy nie chodziło o matkę, gdyby naprawdę chciał opowiedzieć o tym jak ją poznał pominął by to ile on albo Barney (którego uwielbiam) zaliczyli kobiet. To wygląda tak jakby opowiadał to dzieciom tylko dlatego, że chce ich aprobaty co do bycia z Robin, a że ona nie może mieć dzieci, to dali Tracy, która narobi mu dzieci i umrze. Więc Ted będzie miał upragnione dzieci i Robin, czyli to czego pragnął. Cały sezon ciągnąć przygotowania do ślubu i w pięć minut ich rozwieść. Po jaką cholerę wszyscy tak wyczekiwali matki, te wszystkie podchody, wskazówki psu w dupę, bo stworzyli tak cudowną postać sprawili że widzowie ją pokochali, a potem ją zabili. Jedno z najgorszych zakończeń serialu ever.

BlackVelvet_666

To prawda, zakończenie serialu w ten sposób jest bardzo nie na miejscu. Serial, mimo gorszych i lepszych momentów, w ogólnym rozrachunku jest świetny, ale świadomość takiego, a nie innego finału, zniechęca nieco do ewentualnego powrotu do starych odcinków. Jakoś chyba trzeba to najpierw przetrawić :)

Chociaż w kwestii Lilly i Marshalla nie nawalili. Resztę najlepiej pominąć milczeniem.

nancynan

dla mnie bardzo fajne podsumowanie finału: http://thoughtcatalog.com/heidi-priebe/2014/04/5-criticisms-of-how-i-met-your-mo thers-ending-and-why-theyre-invalid/

ocenił(a) serial na 8
nancynan

Nie ma takiego zakończenia, które by was zadowoliło. Mnie ono naprawdę zaskoczyło i to mi się podobało. Dobrze, że zrezygnowali z sielankowości;)

Kaboom29

Ale bredzisz!!Dobrze że zrezygnowali z sielankowości??Co to jest do cholery sitcom czy telenowela??Dziwewięć sezonów wmawiali nam że Ted w końcu spotka tą jedyną,stworzona dla niego....i co?!I g****!!!!

ocenił(a) serial na 6
nancynan

Ja się zgadzam z tymi. z którymi się nie podoba koniec. Za mało czasu poświęcili na najważniejsze wątki. Lepiej jakby ślub był przez pierwsze dwa trzy odcinki, a potem te wszystkie wydarzenia z finału rozciągnąć na cały sezon, zamiast wstawiać denne odcinki o plaskaczach.
Uśmiercenie Tracy absolutnie mi się nie podoba. Rozwód Barneya i Robin też, ale to jakoś przełknęłabym gdyby ślub był pokazany w 2-3 odcinkach.
Zamiast uśmiercać Tracy, też mogli rozwieść ją i Teda. Nie byłoby aż takiego melodramatu. I wtedy ten powrót T+R byłby również bardziej do przyjęcia.
A najlepiej by było jakby były trzy pary, L+M, B+R i T+T. Najlepszy serialowy koniec. Bo to tylko serial a nie życie, więc spokojnie mógłby być taki happy end.
A porównując do innych seriali - Przyjaciele o niebo lepsi, Scrubs o trzy nieba lepsze, Teoria wielkiego podrywu czy Seks w wielkim mieście również. Do tych seriali z przyjemnością wracam, nie wyobrażam sobie żebym chciała kiedyś wrócić do HIMYM. Tyle lat czekania a tu taki klops. No cóż.

użytkownik usunięty
nancynan

Mnie oglądanie HIMYM zawsze podnosiło na duchu bo po obejrzeniu kolejnego odcinka zawsze wyciągałam jakieś wnioski i nabierałam nadziei. W każdy odcinku były poruszane bardzo życiowe wątki:
Lily i Marshal: małżeństwo, które przetrwało kryzys, taka jedyna wieczna miłość - coś wspaniałego i bardzo sympatycznego :)
Barney: facet podrywający laski, który w końcu trafia na tę jedyną i z miłości potrafi zmienić całe swoje życie, uroczy wątek, któremu nic nie brakuje;
Robin: laska, która odnalazła w obcym kraju wspaniałych przyjaciół i miłość swojego życia Barneya;
Ted: symbol nieszczęśliwej miłości i męczeństwa :D ale w rezultacie odnajdujący swoją ukochaną osobę;
Tracy: nic nie winna kobieta, która okazuje się być miłością Teda a jednocześnie Ted okazuje się być tym jedynym dla niej po stracie ukochanego.

Każdy mógł odnaleźć tam siebie i to było fajne :) Był wątek szczęśliwego małżeństwa, był wątek casanovy, walka przyjaciół o tą samą dziewczynę, były złamane serca i wesela i dzieci. Tak jak napisałam na początku - serial dawał nadzieję każdemu na to, że mimo przeciwności losu w końcu każdy odnajdzie swoją prawdziwą miłość i szczęście :)

A co zrobili w ostatnim odcinku?
1. Rozwód Robin i Barneya - katastrofa. Po co przez 9 sezonów Robin dawała kosza Tedowi a Barney skończył z podrywaniem skoro i tak Robin schodzi się z Tedem? Tonący brzytwy się chwyta. Gwoździem w trumnie było wyznanie Lily, że Robin "powinna teraz wychowywać dzieci z Tedem". Po 9 sezonach hulanki nagle uświadomiła sobie, że jednak powinna była być z Tedem chociaż wyraźnie dane było do zrozumienia, że go nie kocha?! Dla mnie bardzo naciągane.
2. Śmierć matki - najlepiej dać widzom idealną kobietę dla Teda, narobić nadziei że jednak istnieje ktoś stworzony dla biedaka a potem go uśmiercić tylko po to, żeby jednak Ted mógł być z Robin. Taka zapchaj dziura, bo przecież Robin nie mogła mieć dzieci no i jak do tej pory była zakochana w Barneyu...
3. Barney i jego dziecko - czyli ludzie się jednak nie zmieniają. Cholera, już miałam nadzieję, że facet się z miłości jakoś ustatkuje ale jednak nie, serial całkowicie odbiera taką nadzieję i to mnie boli. Pokazali nam nowego, a mimo wszystko nadal zajeistego Barneya tylko po to żeby znowu zrobić z niego Casanovę, smutne. No i to dziecko. Przez 9 sezonów nie wpadł a tu nagle został ojcem, wydaje mi się, że skończyły się komuś pomysły więc kolejna zapchajdziura - dziecko Barneya.
4. Brakowało mi tylko jakiegoś rozwodu albo zdrady u Lily i Marshala. Cholera, to by się przydało, bo czuję niedosyt po ostatnim odcinku.

Podsumowując: Lily i Marshal okazali się najlepszymi bohaterami, nic nie można im zarzucić. Reżyser od początku miał plan R+T, ale najpierw musiał pokazać widzom ładnie podaną zabawną historyjkę miłosną a jak już skończyły się pomysły jak wybrnąć z sytuacji "Ted nadal zakochany w Robin, Barney i Robin biorą ślub, Tracy poznaje miłość swojego życia (bo jak dla mnie ewidentnie była zakochana w Tedzie)" to pozbyli się matki uśmiercając ją i pozbyli się Barneya... w sumie nawet nie wiem jak bo po dziecku po prostu go już nie pokazali.

W sumie chyba przy okazji wyszło na to, że Bogu Ducha winna Tracy była tylko po to żeby Ted z Robin mieli dzieci i żeby ich znienawidzić.

ocenił(a) serial na 9
nancynan

Zakończenie jest świetne i jest to jak najbardziej happy end.
Marshal zostaje sędzią, Barney dojrzewa dzięki swojemu dziecku z wpadki, Robin się realizuje.
Ted znalazł kobietę swojego życia z którą ma wspaniałe dzieci i z którą przeżył wiele wspaniałych lat,
co więcej po jej śmierci (cóż - życie), potrafi sobie poradzić i wiąże się z Robin, która też do tego dojrzała.
A dzieci to jak najbardziej aprobują.
To właśnie dzięki tym "smutnym" momentom odcinka ten serial jest czymś więcej niż tylko głupim, komediowym sitcomem.

ocenił(a) serial na 9
nancynan

Nie czaję czym się tak wszyscy bulwersują. Jeżeli ktoś chociaż trochę wczuł się i rozumiał ten serial to od dawna mógł się spodziewać takiego zakończenia. Na dowód moja wypowiedź z 2012 r. (która nota bene była wtedy wyśmiewana :P). http://www.filmweb.pl/serial/Jak+poznałem+waszą+matkę-2005-221833/discussion/hah a+już+wiem+jak+to+będzie,1849099

"19 lut 2012 3:44
A może matka tych dzieci nie żyje. Może dlatego Ted im tyle opowiada o tym jak ją poznał, bo to jakaś rocznica jej śmierci/urodzin, czy coś w tym stylu i chce im o niej coś opowiedzieć? A Robin jest jego kolejną żoną, przecież miał taką umowę z nią, że jak będą sami do jakiegoś tam wieku, to się hajtną. Jakoś to nawet nazwali, że będą dla siebie taką rezerwą na stare lata ;) I dlatego mówia na nią tylko ciocia Robin. Takie coś mi przyszło teraz do głowy ;P"

ocenił(a) serial na 10
nancynan

Jak zobaczyłam scenę gdzie była impreza na dachu i Robin rozmawiała z Lily to myślałam, że ekran wygryzę! Jak usłyszałam argumenty Robin o tym, ze nie moze spotykać sie z paczka w której jest małżeństwo, którego nie bd widywać, Barney co inne łaski wyrywa i Teda, którego żona powinna byc... Jak Boga kocham zabolało mnie to! Scenarzyści dali (w moim odczuciu) do zrozumienia, ze tak na dobra sprawę ona nigdy Barneya nie kochała, tylko to była taka tam zabawka... Zreszta to sie kupy nie trzyma bo w 8sezonie jak był motyw pierścionki zareczynowego i Marshall tłumaczył Robin sekret pierścionki i miłości to wtedy Barney i Robin patrzyli na siebie tak jak wcześniej on z Lili czyli z miłością na całe życie! Wiec pytam sie, dlaczego można było tak zmniszczyc, tak rewelacyjny, pociągający i dający wiarę związek? A czemu dający wiarę? Bo daje wiarę, ze każdy moze sie zmienić nawet najwięksi hejterzy miłości w jej obliczu... Koniec! Czekam na wydanie DVD bo prawdopodobnie pojawi sie na Nim alternatywne zakończenie sezonu...

użytkownik usunięty
lafarfalla

Powtórzę siebie :)
Jak dla mnie Robin właśnie kochała Barneya a nigdy nie kochała Teda, ale kiedy uświadomiła sobie, że została sama to stwierdziła, że powinna była być z Tedem, bo przynajmniej on był pewny uczuć do niej i na pewno ten związek by się nie rozpadł. Czyli to, że tak powiedziała i że na samym końcu zeszła się z Tedem to tylko dlatego, że zrobiła to tylko i wyłącznie z rozsądku.

ocenił(a) serial na 10

Raczej dojrzala do tego na co Ted byl gotow od dawna, dojrzala do uczuc w przeciwienstwie do zabawy ktora dawal jej Barney. Nie wiem ile masz lat ale wnioskuje ze bardzo niewiele. Pozdrawiam

nancynan

"How I met my second choise Tracy.
How I met your stepmother.
How I never loved your mom as much as Robin.
How I got over your mother."

ocenił(a) serial na 9
nancynan

Zgadzam się całkowicie. Powiem krótko. Do tego niesamowicie pozytywnego serialu pasował tylko happy end. Cała magia, tych wszystkich sezonów zniknęła w finale.