PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78067
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

My mind

ocenił(a) serial na 10

Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.

ocenił(a) serial na 10
bartkowiak_b

Powiem tylko jedno: Śliczne!!!!
Czekamy na cedek :P

ocenił(a) serial na 10
NormalnieNienormalna

Niestety na dalszą część będziecie musieli jeszcze trochę poczekać, ale w zamian za to wstawiam małego jednopartowca. Przepraszam, że tak w trakcie innego opowiadania, no ale tamto mi trochę stanęło w miejscu głównie z braku czasu.
Mam nadzieję, że nie zaburzy nam to orientacji w tym temacie i się nie pogniewacie na mnie, że tak troszkę namieszam.

To jest moja wersja finału piątego sezonu

"Nadzieja"

Badała już ostatnią kość. Ostatnią kość w Limbo, przed rocznym wyjazdem do Indonezji. Tam może znajdzie coś, co zmieni to, co teraz jest podstawą antropologii. Będzie w swoim żywiole. Wzięła ostatnią kość. Poszukała odpowiedniej dokumentacji. Kość pochodziła z wojny wietnamskiej . Mężczyzna. Żołnierz amerykański. Zginął jako bohater, ratując najpierw kilkunastu cywilów. Miał 36 lat. Był taki młody. Z dokumentów wypadło jego zdjęcie. Bardzo stare. Aż dziwne, że tyle rzeczy się zachowało. Spojrzała na uśmiechniętą twarz młodego żołnierza, którego rozpierała duma, bo może chronić swoją ojczyznę. Przyjrzała się bliżej. Znała to spojrzenie. Takie samo miał jej przyjaciel Booth. Takie radosne iskierki, które zawsze poprawiają jej humor. Wtedy kiedy na nią patrzy i wtedy, kiedy jest gdzieś daleko. A teraz nie będzie mogła patrzyć w te oczy przez rok. Nie będzie mogła w nich szukać odpowiedzi. Przez rok nie będzie z nią tych oczu. Przez rok nie będzie się widziała z Boothem. Przełożyła kolejną kartkę. Rodzina. Ten żołnierz ją miał. Miał żonę, dwójkę dzieci. Musieli bardzo cierpieć, kiedy nie wrócił. Co myśleli, kiedy docierało do nich, że już nigdy nie usłyszą tego głosu. Że już nigdy nie obejmą ich te silne dłonie. Co musiała myśleć jego żona, kiedy dotarło do niej, że już nigdy nie posmakuje jego ust. Co musiała wtedy czuć? Jak to przetrwała? Czy w ogóle udało jej się to przetrwać? Czy wróciła do równowagi? A co z dziećmi, które zostały bez ojca. Które już nigdy wiecej nie będą w ramionach swojego taty. Że nie będą miały ojca. Że nie będzie im opowiadał wieczorami bajek. Zginął, bo ratował innych. Zginął, bo nie chciał dać zginąć innym. Zabierając swoje życie, dał szansę kilkunastu innym. Booth pewnie zrobiłby to samo. Nawet za cenę życia.
Bones poczuła na policzku wilgoć. Teraz dotarło do niej, że ta historia może się powtórzyć. Znała Bootha. Jeśli znajdzie się w takiej sytuacji, zrobi dokładnie to, co tamten. Zginie, by inni mogli żyć. Otarła swoje łzy i pobiegła szybko do gabinetu. Zabrała torebkę i kluczyki od samochodu. Nie zważała, że było już po dwudziestej drugiej. To nie miało dla niej znaczenia. Nie zważała, że powinna przed lotem wypocząć. To się nie liczyło. Liczyło się tylko to, co czuła, że powinna zrobić. Godzinę później dojeżdżała już do bazy wojskowej. Stanęła przed masywną bramą. Koszary nocą wyglądały strasznie. Ona jednak nie była kobietą, która rezygnuje. Nie podda się. Nie może. To jest zbyt ważne, by mogła teraz zawrócić.
- Słucham? - zapytał strażnik. Miał wojskowy strój i broń przygotowaną do strzału.
- Jestem Temperance Brennan. Jestem antropologiem. Muszę się spotkać z jednym z żołnierzy - powiedziała szybko.
- Przykro mi, ale termin odwiedzin minął jakiś tydzień temu. To jest baza wojskowa, nie szpital. Tutaj się nie przychodzi, kiedy się komu podoba - odparł mężczyzna. - A teraz proszę zawrócić i opuścić teren bazy.
- Pan nie rozumie - rzuciła szybko Bones. Wiedziała, że może być trudno się tutaj dostać, ale nie mogła teraz zawrócić. Nie teraz, kiedy wreszcie zdała sobie sprawę, co takiego powoli traci.
- Doskonale rozumiem. A teraz proszę stąd jechać i nie blokować wjazdu - żołnierz wyglądał na nieugiętego. Tak go pewnie szkolili. Ma być twardy i wytrwały. - To nie dom publiczny - dodał.
- Jestem światowej sławy antropologiem i autorką książek - powiedziała hardo Bones, zaraz jednak przerzuciła się na proszący ton. - Chyba mógłby pan mnie wpuścić. To dla mnie bardzo ważne. Tu jest mój najlepszy przyjaciel, a ja zapomniałam mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Za tydzień jedzie do strefy wojny, do Afganistanu. Nie wiem, czy będę miała jeszcze kiedykolwiek szansę mu to powiedzieć. Proszę - dodała szeptem. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. - Statystycznie rzecz ujmując szanse na jego powrót są połowiczne. A mi bardzo zależy - zauważyła. - Proszę - Bones nie wiedziała, czy powinna szukać portfela, czy nadal próbować słownie wytłumaczyć mu, jak bardzo zależy jej na wejściu tam.
Strażnik powoli mięknął. Słowa tego intruza, za którego na początku wziął Brennan mocno chwyciły go za serce. Zdecydowanie tej kobiety powodowało, że czuł do niej szacunek. Z drugiej strony, jak jego szefowie się dowiedzą, to może być nieciekawie.
- Ok. Kto to jest? - zapytał w końcu, obmyślając plan przeprowadzenia tej kobitki przez bazę.
- Seeley Booth - odparła Bones. Strażnik w jednym momencie zesztywniał i wykonał ruch podobny salutowaniu. Booth musiał tu być postrachem wszystkich młodych żołnierzy.
- Niczego nie obiecuję. Proszę na początek odjechać i postawić samochód gdzieś dalej. I wrócić tu pod bramę na piechotę. Ja załatwię sobie jakieś zastępstwo i zaprowadzę panią do starszego chorążego Bootha.
- Dziękuję - powiedziała szybko Bones i zawróciła samochód. Zaraz musi tu przecież przyjść i spotkać się z Boothem.
- Kobiety, Booth gdzie ty ją znalazłeś? - zapytał sam siebie strażnik i poszedł do swojej budki znaleźć jakiegoś frajera na zastępstwo. Zastanawiał się przez chwilę, czy jest ktoś, kto wisi mu przysługę. Jeden telefon i sprawa załatwiona.
- Hej. Słuchaj mam sprawę. Muszę iść się odlać i potrzebuję zastępstwa na warcie. Zwijaj się i za pięć minut cię chcę tu widzieć - powiedział do zaspanego żołnierza stojącego przy drugim telefonie.
Bones stała już z powrotem przy bramie. Szybko ją wpuścił, tak by nikt jej nie widział. Musieli się sprężyć. Poprowadził ją za jeden z baraków i kazał czekać.
- Niech pani tu czeka. Jak przyjdzie plutonowy, to zaprowadzę panią do Bootha - Bones skinęła głową i cicho czekała na powrót strażnika.
Usłyszała kawałek jego rozmowy z plutonowym.
- To cię będzie dużo kosztowało - powiedział młody żołnierz.
- Plutonowy Smith, mam ci przypomnieć ile razy ratowałem ci tyłek? - zapytał sierżant. - Pilnuj, a ja za ten czas się odleję.
- Zapłacisz za to - rzucił, jednak zaraz się spłoszył, kiedy groźny wzrok wyższego rangą strażnika przewiercił go na wskroś.
Bones dołączyła do strażnika. Teraz już razem szli do pokoju Bootha.
- Booth nie będzie zadowolony, że ktoś go budzi o tej porze - zauważył sierżant.
- Na mnie nie będzie się gniewał. Gniew jest nieracjonalny - dodała Bones. Odwaga zaczęła ją opuszczać, ale wiedziała, że robi dobrze. Musiała to załatwić teraz. Potem może być za późno. Stanęli przed masywnymi drzwiami. Sierżant głośno zapukał, a zza drzwi dobiegło coś jakby: "Co do cholery?".
- Czego? - zapytał zaspany Booth.
- Sierżant Bodert melduje, że ma pan gościa - powiedział strażnik i odsunął się, robiąc miejsce Brennan. Booth spojrzał i własnym oczom nie wierzył.
- Bones, co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony. Dla pewności przetarł kilka razy oczy, choć wciąż wydawało mu się, że śni.
- Muszę ci coś powiedzieć - odparła. Była blada. Bardzo blada.
- Wejdź - powiedział Booth zapraszając ją do środka. Sam rozmawiał jeszcze chwilę z sierżantem.
- Kto pilnuje bramy, hmm? - zapytał były agent.
- Melduję, że plutonowy Smith - odparł sierżant, salutując. - Powiedziałem, że muszę się odlać. Zresztą on mi i tak wisi przysługę, i to nie jedną - dodał.
- Dobra. Odmaszeruj. Sam ją potem odprowadzę - poinformował Booth.
- Tak jest - krzyknął sierżant i pomaszerował na wartę. Booth zamknął drzwi i zaczął się zastanawiać, co takiego się stało. Odwrócił powoli głowę i spojrzał na Bones.
- Miło cię widzieć - zaczął. Nie wiedział, co ma mówić. Nie wiedział, o co chodzi. A Bones wyglądała bardzo tajemniczo. - Jak tu weszłaś?
- Straznik mnie wpuścił - odparła. - Wszystkim wojskowym załatwienie potrzeb fizjologicznych zajmuje tak dużo czasu? - zapytała.
- Co? - Booth jeszcze nie do końca się przebudził.
- Musimy porozmawiać - powiedziała. Powinna zacząć od samego początku, ale to zajęłoby zbyt dużo czasu. - Właściwie to ja muszę ci coś powiedzieć - wyjaśniła, widząc pytające spojrzenie agenta.
- A więc? - zapytał Booth siadając na brzegu łóżka.
- Za tydzień jedziesz w strefę wojny - zaczęła. Do tej pory nikomu tego nie mówiła. Dlatego teraz nie wiedziała, jak mu to powiedzieć. - Możesz stamtąd już nie wrócić i...
- Bones, ja tam jadę tylko szkolić, a nie brać udział w akcjach - zauważył.
- Tak, ale terroryści to jest grupa osób, która nie zwraca uwagi na ofiary, tylko na wykonanie swoich zadań. Dla nich nie ma znaczenia, czy uczysz czy walczysz - odparła szybko, stosując logiczne rozumowanie. - Przed bombami trudno jest uciec. Szczególnie jeśli to bombardowanie następuje z powietrza, więc... Kocham cię - wydusiła wreszcie w tej rzece słów. - To znaczy chyba cię kocham - wyjaśniła.
- Bones....
- Nie przerywaj mi, proszę. Ja nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie mogła ci tego powiedzieć. Chcę, żebyś wiedział. Kilka godzin temu badałam kości żołnierza z Wietnamu i zrozumiałam, że jego historia może się powtórzyć. Jesteś do niego bardzo podobny. On uratował cywilów, ale sam zginął. A ja wiem, że ty zrobiłbyś to samo i dotarło do mnie, że możesz już nie wrócić. A chcę, żebyś wiedział. Wtedy myślałam, że mam czas. Że mogę poczekać. Ale teraz, kiedy oboje wyjeżdżamy. Nie wiadomo, co będzie jak wrócimy.... - nie dokończyła, bo poczuła jego ręce, które podnoszą jej twarz i zbliżają do jego. Chwilę potem Booth lekko musnął jej wargi. Pamiętał, że wtedy go odepchnęła. Teraz chciał najpierw sprawdzić jej reakcję, bo nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Delikatny, czuły pocałunek zaczął przechodzić do coraz bardziej namiętnego i głębszego, aż w końcu oboje się w sobie zatracili.
- Ja ciebie też kocham - powiedział, odsuwając ją na dystans dzielący ich twarze, tak by ich czoła nadal były złączone.
- Booth, skoro oboje wyjeżdżamy, to chciałabym spróbować, kiedy wrócimy. Zacząć jeszcze raz. Jeśli wytrzymamy ten rok bez siebie, wrócimy i to będzie nadal tak silne, to wtedy będzie to to, czego zawsze chciałeś - powiedziała.
- A czy ty tego chcesz? - zapytał niepewnie.
- Wydaje mi się, że tak, ale przez ten rok będą mogła to wszystko zrozumieć. I potem już będę pewna - odpowiedziała szeptem. Lekki uśmiech rozjaśnił twarz agenta.
- Dobrze, Bones. Dobrze.
Zbliżył się do niej i objął ją w talii.
- Kocham cię - powiedzieli razem.
Było już o wiele za późno, kiedy Booth odprowadził Bones do bramy. Tam się pożegnali.

Na lotnisku jak zwykle były tłumy. Może nie tak ogromne, jak ostatnim razem, ale widać było, że ludzie lubią latać. Bones żegnała się z wszystkimi swoimi współpracownikami. Z Camille, Hodginsem, Angelą.
- Dr. Brennan, naprawdę musimy już iść - usłyszała od Daisy. Bones z przyzwyczajenia rozglądała się jeszcze za kimś, ale była prawie pewna, że już go nie zobaczy dzisiaj. A jednak przyszedł. Poszła do niego. Ten ostatni raz, przed roczną przerwą chciała spojrzeć w jego oczy. Pewnie ruszyła w jego stronę. Zezulce stali jak zahipnotyzowani.
Przez chwilę patrzyli na siebie. Nie wiedzieli, co mają sobie teraz powiedzieć.
- Przepraszam, nie mogłem dostać przepustki. Musiałem wymknąć się z bazy, aby przyjść się pożegnać - zaczął Booth. Chyba nie to chciał powiedzieć, ale wszystko inne było zbyt trudne. - Posłuchaj, Bones, musisz być naprawdę ostrożna w tej indonezyjskiej dżungli,
dobrze? - zapytał. Chciał mieć pewność, że za rok się spotkają.
- Booth, za tydzień, jedziesz w strefę wojny - przypomniała Bones. - Proszę, nie bądź bohaterem. Proszę, po prostu... nie bądź sobą - błagała. Tak jak on chciała, by przeżył ten rok i spotkał się z nią po tych dwunastu miesiącach.
Booth zbliżył się do Bones. Chciał raz jeszcze ją pocałować, by zapamiętać smak jej ust, ale jej wzrok przypomniał mu, że na razie mają się z tym nie obnosić. To była decyzja Bones. Nie chciała później współczucia i litości, jeśli coś miałoby się nie udać. Ich dłonie się spotkały.
- Równo rok od dziś, spotkamy się przy fontannie, przy promenadzie, zaraz przy... - przerwała mu.
- Wózku z kawą. Wiem. Równo rok od dziś - powtórzyła za nim.
Ostatnie spojrzenie i rozeszli się. Każde poszło swoją drogą, które na powrót miały się przeciąć rok później. Ostatni raz odwrócili głowy. Tak jakby mówili: "Za rok, przy fontannie. Za rok".

- Podziwiam ich - powiedziała Angela do Hodginsa. - Oni są niereformowalni.
- Może nie jest tak źle - zauważył entomolog. Artystka spojrzała pytająco na swojego męża.
- Jest coś, o czym ty wiesz, a ja nie? - spytała.
- Nie wiem, ale mam swoje przypuszczenia - wyjaśnił Jack.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - dopytywała Angela.
- Booth miał w oczach nadzieję. Jakby wiedział, że to nie koniec, a początek.

ocenił(a) serial na 7
evi9

Właśnie przeczytałam cały ten temat. Czytałam go codziennie przez trzy dni i jestem
pod ogromnym wrażeniem talentu, jaki ma autorka tych historii.
Wszystkie mi się podobały, i już nie mogę się doczekać zakończenia opowiadania, które
tak długo jest pisane :) Pozdrawiam.

evi9

Nie musisz przepraszać Evi :) Nie ma to jak duża dawka porządnego tekstu :) A ten jednopartowiec nie zaburzył orientacji w tamtym opowiadanku :) Wręcz przeciwnie... - jak dla mnie to super, że akurat teraz go zamieściłaś... :) Nie gniewam się :) A raczej się cieszę :)
To było takie prawdziwe - Bonesowe... :) Jak czytałam to wydawało mi się takie prawdziwe, że to mogło się tak wydarzyć (to czego nie widzieliśmy) :) strasznie mi się podobało to opowiadanko... :)
Super tytuł "Nadzieja" - bardzo pasuje do tego opoka :)
A końcówka jest przepiękna:
Hodgins:" Booth miał w oczach nadzieję. Jakby wiedział, ze to nie koniec, a początek ":) - piękne słowa... :)
Super pomysł jak i samo wykonanie... :) genialne... :)
A teraz czekam na cd poprzedniego opowiadanka (ciekawe co się wydarzy ?:P) W związku z tym życzę Ci przypływu czasu :)
Kisses :*

ocenił(a) serial na 10
mara625

Świetne :)) Wcale się nie gniewam, bo już dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania! Evi-przechodzisz samą siebie!
Pozdrawiam

ocenił(a) serial na 6
mara625

To ja może najpierw o tamtym cdeku, którego nie wiem dlaczego przeczytałam dopiero teraz. Ale cóż, najważniejsze, że nadrobiłam! Cieszę się, że nikomu nic się nie stało.. Nie wyobrażam sobie, żeby którekolwiek z nich miało zginąć. A co do relacji Booth'a i Brennan w tym momencie.. wydaje mi się, że oboje nie bardzo wiedzą co teraz robić. Booth próbuje jej pokazać, że mu na niej zależy, tylko Bones to Bones. Ale mimo wszystko ich dialog był świetny! Cudnie napisany! Czekam na ciąg dalszy :)

A teraz co do jednopartowca... po prostu zapiera dech w piersiach. Jest po prostu perfekcyjny pod każdym względem. Wywołuje naprawdę wiele emocji.. jest wzruszający, ale przede wszystkim daje nadzieję na to, że będzie dobrze. Że za rok się spotkają i będą razem. Zaimponowało mi to jak Brennan za wszelką cenę chciała się dostać do tej bazy, do Booth'a. No i jej późniejsze słowa! Podoba mi się, bardzo podoba mi się ta wersja!

ocenił(a) serial na 10
evi9

Wiem, jestem do niczego, wiem. Ale moja wena zrobiła sobie niezapowiedziane wakacje i właśnie jestem w trakcie jej poszukiwania. Przepraszam za nią i za siebie. Cóż, jestem zmuszona trochę namieszać w tym temacie i wstawiam jeszcze jednego jednopartowca, napisanego już kilka miesięcy temu. Mam nadzieję, że jeszcze go tutaj nie wstawiłam. Jeśli już gdzieś tutaj jest to z góry przepraszam za powtórzenie. Ale naprawdę ostatnio nie umiem się jakoś pozbierać.
Możecie przeżyć lekki szok, kiedy będziecie czytać to opowiadanie, bo jest inne. Ale czasem mam takie inteligentne inaczej pomysły.

Wykorzystałam piosesnki:
"Jesteś blisko mnie" - Piasek i Natalia Kukulska
"Bo ta noc" - Damian Holecki
"Kocham cię na zawsze" - Verba
"Anka, ot tak" - Łzy
"Wybacz mi" - Stachursky
"Być z Tobą" - Bajm
"Zakochani" - Natalia Kukulska


Bones siedziała w gabinecie. W laboratorium już nikogo nie było. Wyglądało na to, że właśnie teraz tworzy kolejny rozdział swojej książki. A jednak pozory mylą. Mimo że jej palce tańczyły po klawiaturze, ona była gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nikt jeszcze nie dotarł. Tam, gdzie kryła swoje największe sekrety. Oczyma wyobraźni widziała swojego partnera, opartego o futrynę drzwi gabinetu. Jej gabinetu.
- Przecież nie tak miało być
Ja chyba zwariowałam z Tobą
Oszalałeś ze mną Ty
Zbudziłeś mnie w środku dnia
I teraz nigdy więcej
Nie chcę, nie chcę
Nigdy więcej już nie chcę spać - myślała. Właściwie ostatnio coraz częściej nie potrafiła się skupić. Ona Temperance Brennan, najlepsza antropolog w kraju, nie potrafiła skupić się na tym, co kochała, czyli na kościach. O ile bardziej interesował ją żywy mężczyzna.
- Nie, nie, nie szukałam miłości
Ona znalazła mnie
Chociaż nie wiem
Skąd się nagle wziąłeś
W sercu mym
Nie wiem
Czy się już nie boję
Zakochać w Tobie
Z całych sił - to było dla niej tak dziwne, ale i równie wspaniałe. Miłość. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. A on był pewien, że kiedyś doświadczy tego uczucia. I miał rację. Kolejny raz miał rację. Ona była zawsze temu przeciwna. Pytała, skąd może to wiedzieć. A on odpowiadał, że po prostu wie, że czuje. Angela zawsze powtarzała, że każdy ma na świecie swoją drugą połówkę. Dla niej to było bardzo nieracjonalne. Uczucia nie miały dla niej większego znaczenia. A tu spotkała ją niespodzianka. Ona też potrafi kochać. Ma to serce, które czuje.
Odwróciła głowę i zobaczyła wpatrzonego w nią Bootha. Stał, oparty o futrynę. Patrzył, a jego oczy zdradzały, że ma coś ważnego do zrobienia. Coś, co zmieni wszystko, co do tej pory znają.
- Pytasz czy wierzę w miłość i w jej przeznaczenie
Czy słowa naprawdę dziś mogą zadać ból.
Kogo naprawdę widzę, gdy patrzę na ciebie,
Czy to co czuję dziś też jutro będę czuł
Wybacz mi, już wiem,
Nie potrafię dłużej żyć bez ciebie.
Wybacz mi, już wiem,
Nie potrafię tak już żyć.
Mija czas, Bóg wie,
Czy też jutro będę obok ciebie,
Aby znów wytrzeć łzy,
Gdy zapłaczesz - powiedział, a ona nie wiedziała, co powinna teraz zrobić.
- Może i nie jestem taka, jaką chciałbyś abym była
Czasem jestem jestem próżna i potrafię być niemiła
Często zmienna jak pogoda i za bardzo pewna siebie
Ale przecież to nie powód aby dzisiaj stracić ciebie
Twoja miłość z moich wad szybko mnie wyleczy
Będę grzeczna jak aniołek zawsze twoja tak jak zechcesz
Niebo ci otworzę wreszcie - odparła. Skoro on odwzajemnił jej uczucia, to i ona mogła mu wyznać prawdę.
- Kocham Cię na zawsze i nikt mi nie
przeszkodzi
Choćby płonął świat, to nas nie
obchodzi - powiedział, zbliżając się do niej. Chciał być jak najbliżej niej. Kobiety, którą kocha. Kobiety, która jest sensem jego życia.
- Wszędzie jest niebo
Bo śmiejesz się znów
Serce mi bije na dźwięk Twoich słów
I nagle z radością
Na świat patrzeć chcę
Gdy jesteś tak blisko mnie
Gdy jesteś tak blisko mnie
Przy tobie noc ma słońca blask
Serc naszych rytm połączył dziś nas
I tobie i mnie
Zdarzyło się to pierwszy raz
To miłość tak sprawiła
Że jesteś blisko mnie - ich twarze dzieliły milimetry. Wiedzieli, że ta noc jest początkiem czegoś nowego. Czegoś, na co oboje czekali. Czego pragnęli.
- Bo ta noc okryje nas blaskiem
I wciąż w tę noc całować Cię chcę
Tylko dla Ciebie jestem i nie wiem
Czemu z Twych oczu płyną łzy?
Kochana zobacz, mogę sprobować
Kochać jak nie kochał nikt - Booth objął ją ramieniem i pocałował. Ten jeden pocałunek był początkiem czegoś pięknego, co wydarzyło się później w mieszkaniu agenta.
Trudno powiedzieć, czy tego się spodziewali. Ale oboje tego pragnęli. Oboje zaczęli nowy, wspólny rozdział w życiu.
- Ta noc by mogła trwać już chyba wiecznie
Pod jej sklepieniem
Tak nam jest bezpiecznie
Te krótkie chwile
Warto zapamiętać
Warto zapamiętać
Aż po drogi kres - powiedzieli razem, a potem zasnęli w swoich ramionach.

evi9

Droga Evi, jak możesz tak mówić a nawet myśleć, że jesteś do niczego... - wcale tak nie uważam i rozumiem brak weny albo czasu... - to jest "ich" wina a nie Twoja... :)
I czyż nie sądzisz, że lepiej pisać jak masz wenę z czego uzyska się dużo, dużo lepszy efekt niż pisanie na siłę, bo z tego nic nie wyjdzie. A tak jak jest "pora na tworzenie" to wszyściutko idzie gładko. Nom, więc jeśli chodzi o mnie to ja się w ogóle nie gniewam (nie wiem jak inni :P). Więc niech moc będzie z Tobą do pisania kolejnych rozdziałków :)

A co do jednopartowca to muszę przyznać, że przeżyłam lekki szok... (ale jak najbardziej pozytywny :P). Wow, bardzo wzruszające, a takie "twory" są najpiękniejsze... :) Dobrze wykorzystałaś fragmenty piosenek poszczególnych wykonawców... :) Super bardzo mi się podobało :) - piękne wyznania. Jejku ale się rozmarzyłam... (buja w obłokach i nie może wrócić :P) Heh... (...)

Nie bój się czekam na cd :P (jeszcze pamiętam :P) i na kolejne jednopartowce... :)

Pozdrawiam serdecznie :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

To ma być kolejna część tego długiego opowiadania, które ma tytuł "Po nitce do kłębka" ( dopiero niedawno je wymyśliłam).
Nie mam pojęcia, jaka jest ta część, bo nie potrafię tego jakoś poprawić. Ciągle mam nudności i tylko jak leżę w łóżku to się czuję trochę lepiej ( a i nie jestem w ciąży). Wybaczie za tę część. Ale naprawdę mam wrażenie, że powoli zdycham. Pocieszę Was bo tego opowiadania planuję jeszcze tylko 3 może 4 części. Jak ja bym się chciała komuś wygadać....jutro psychoterapeutce za 6 dych. Ze mną już faktycznie chyba jest kiepsko. Dobra koniec. To jest forum Bones tu ma być zabawa, a nie narzekanie, a więc następna część przed Wami


- Co zrobiłaś? - zapytała zszokowana Camille, słysząc przypadkiem rozmowę Angeli z młodą blondynką.
- Musiałam. Nie mogę dłużej na to patrzeć - usprawiedliwiła się artystka. - To już trwa za długo - dodała. Doktor Saroyan była podobnego zdania, jednak nie miała ochoty narażać się Bones.
- Ange, ale to nie jest powód, by robić coś takiego - zauważyła Cam.
- Hej, wystrzałowy ślub - do pokoju wszedł uśmiechnięty Hodgins.
- Ciekawe, jak długo jeszcze będziemy siedzieć w tych pokojach? - w głosie Angeli słychać było frustrację. Miała ogromną ochotę pogratulować swojej przyjaciółce albo chociaż pokazać się jej, by wiedziała, że wszystko jest w porządku.
- Tak długo, jak będzie to konieczne - odparła Saroyan. - Booth dmucha na zimne - dodała.
- Podobno znaleźli narzędzie zbrodni. Będziemy mieli robotę - ogłosił Jack, który zdążył już poznać najnowsze wiadomości.
- Szkoda - wymsknęło się Angeli, a pozostali cicho jej przytaknęli.

Minęło kilka godzin nim statek zawinął do portu. Tam czekały już śmigłowce, które miały zabrać Zezulców oraz niektórych agentów. Reszta weselników wracała podstawionymi samochodami. Natomiast dla napastników przewidziane były pojazdy więzienne, opancerzone i wyposażone w kraty. Booth wraz z Zezulcami poleciał śmigłowcem.
- Gratuluję, stary - zagadnął żartobliwie Hodgins, któremu humor dzisiaj dopisywał. Niestety Booth nie mógł odwdzięczyć mu się tym samym i ograniczył się tylko do ironicznego spojrzenia na współpasażera.
- Ślub był jak z bajki - powiedziała Angela, próbując zmusić Bren do zwierzeń. - A sukienka pasowała jak ulał - dodała uśmiechnięta, bo przecież to ona ją wybrała i namówiła na nią Bones.
- Ange, nikt nic nie ulał. Starałam się nie zniszczyć tej sukienki, nawet w niej wody nie piłam - odparła lekko oburzona Bones.
- Tak czy inaczej wyglądała pani wspaniale, doktor Brennan - do rozmowy wtrącił się cichy do tej pory Wendall. - A tobie do twarzy w garniturze - zwrócił się do Bootha, posyłając mu jeden ze swoich męskich uśmiechów. Agent tylko klepnął doktoranta w ramię i spojrzał na Bones, która rzeczywiście wyglądała wspaniale, nawet bez sukni.
- Dziękuję, panie Bray. Jednak to nie pomoże panu w zrobieniu doktoratu - zaznaczyła, a zmartwiony Wendall stwierdził, że do końca lotu już się nie odezwie.
- Doktor Brennan ma rację - Cam skierowała się do Wendalla, puszczając mu jednak oczko i tym samym nieco go uspokajając. - A swoją drogą, ślub był naprawdę piękny. I szkoda tylko, że bez wesela - dodała dla rozluźnienia atmosfery. Wszyscy w śmigłowcu wybuchnęli gromkim śmiechem i z humorem przytakiwali Camille. Bones również nieśmiało się uśmiechnęła. Żałowała, że nie dane jej było sprawdzić, czy dobrze wybrała miejsca dla gości. Booth ukradkiem zerkał na partnerkę i na jej lekki uśmiech, i w nim zaiskrzyły iskierki radości. Cieszył się. Nikomu nic się nie stało. Wszyscy byli cali. Bones powiedziała całą przysięgę. I chociaż nie miał zamiaru jej zmieniać, to takie małe gesty stanowiły dla niego nagrodę za te wszystkie męki, które z nią przeżył. Gdyby jej się coś stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Nie potrafił bez niej żyć. To ona stanowiła dla niego sens istnienia. A kiedy dzisiaj mógł patrzeć na nią w białej sukni i zmierzającą do ołtarza to zapragnął użyć wszelkich swoich argumentów, a najbardziej swojej miłości, żeby pokazać jej, że życie może być piękne, nawet z związku monogamicznym.
Pół godziny później wylądowali na parkingu przy Jeffersonian. Mimo że śmigłowiec nie należał do wygodnych środków transportu, to czuło się w nim tę rodzinną atmosferę, która panowała między Zezulcami, więc kiedy dotknął betonu wszyscy mniej lub bardziej posmutnieli. Mężczyźni pomogli wysiąść damom. Co jak co, ale wyskakiwanie ze śmigłowca w drogich sukniach było dość skomplikowane. Na szczęście każda z nich miała swojego rycerza i tylko Bones poradziła sobie bez pomocy partnera, który czekał na nią z otwartymi ramionami. Booth tylko głośno westchnął i zajął swoje myśli narzędziem zbrodni. Cała szóstka skierowała się do laboratorium, jednak przed wejściem agent pożegnał się, mówiąc:
- No to Zezulce do pracy i zróbcie tak, żeby to było to narzędzie zbrodni - cały zespół Jeffersonian spojrzał na niego jak na kosmitę i ruszył do swoich zajęć, pomijając jego uwagę. Booth natomiast skierował się do wciąż czekającego na niego śmigłowca. On musiał zająć się przesłuchaniami i raportami.

- Ja biorę cząsteczki - krzyknął Hodgins, dobierając się do woreczka z narzędziem zbrodni.
- Niestety, doktor Brennan kazała mi sprawdzić, czy ślady na kościach pasują, więc najpierw ja - skontrował go Wendall.
- Panowie, na początku doktor Hodgins pobierze cząsteczki, następnie ja zajmę się DNA, a później, pan, panie Bray porówna ślady na kościach z narzędziem - zarządziła Camille, stojąc pomiędzy dwoma, gotowymi się pozabijać, mężczyznami. Bones nie brała udziału w tym podziale obowiązków, bo w swoim gabinecie męczyła się z panną Montenegro.
- Musisz przyznać kochana, że to jest wspaniałe przeżycie - powtarzała Ange. - Tak przyjemnie było słuchać tej przysięgi, wypowiadanej z taką miłością, której towarzyszyła lekka bryza. Sweety, przecież ty go kochasz - wydusiła wreszcie artystka.
- Ange, miłości nie ma. To jest tylko...
- Bla, bla, bla - przerwała zaczynający się wykład Bones Angela. - Życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyś sama przed sobą przyznała, że miłość istnieje. Tyle ludzi się kocha. Nie możesz twierdzić, że oni wszyscy żyją tylko złudzeniem - próbowała nakręcona artystka. - Nie możesz przyznać, że Booth zginąłby dla ciebie, tylko dla złudzenia. I nie chrzań, że łączy was tylko przyjaźń. Wiesz, jak on na ciebie patrzył? Widziałaś to? Słyszałaś, ile serca włożył w przysiegę?
- Serca nie można włożyć w...
- Zginąłby dla ciebie, zabił. Ty dla niego zrobiłabyś to samo. I to jest tylko przyjaźń? Nie, Sweety, to nie jest tylko przyjaźń. To jest miłość, głęboka, namiętna, prawdziwa miłość. A ty wciąż tego nie zauważasz. Rusz głową!
- Angela, nawet jeśli masz rację, co jest niemożliwe, to ja nie mogę w to wierzyć. Rodzice mnie opuścili, brat mnie opuścił, gdyby Booth mnie opuścił albo gdybym go zraniła... - zaczęła Bones. - On nie będzie ze mną szczęśliwy. Nie chcę, żeby dla mnie ginął czy zabijał. Chcę, żeby był szczęśliwy, miał rodzinę, dzieci - wyrzuciła z siebie Bones. - A ja mu tego nie dam - dodała i spuściła głowę. - A tak bardzo bym chciała - wyszeptała, myśląc, że Ange tego nie usłyszy. Jednak artystka słyszała te ostatnie słowa i w jednej chwili znalazła sie obok Bren i mocno ją przytuliła. Trwały w tym uścisku długo, bardzo długo. Bones uroniła kilka łez, które szybko otarła. Już i tak pozwoliła sobie na za dużo. Właściwie to nie miała pojęcia, od kiedy stała się tak podatna na emocje. Jej rozmyślania przerwał delikatny głos Ange:
- Kochasz go. Właśnie to udowodniłaś, bo chcesz jego szczęścia kosztem własnego - powiedziała artystka. - Kochasz i tego nie zmienisz, zamykając się na jego uczucia. Wierz mi Bren, nie zmienisz tego, kogo kochasz. Nie zmienisz własnego serca.
- Jestem zimną rybą - zauważyła Bones.
- Nie jesteś. My to wiemy, Booth to wie i ty też to wiesz. Jesteś profesjonalistką, to nie znaczy, że nie masz uczuć - wyjaśniła Angela.
Rozmawiały jeszcze długo. To była rozmowa od serca, która z pewnością trwałaby następne kilka godzin, gdyby nie wejście Wendalla z najnowszymi informacjami.
- Doktor Brennan, narzędzie pasuje do śladów na kości. To jest narzędzie zbrodni.
- DNA jest identyczne - dodała Camille.
- Król laboratorium ogłasza, że na nożyczkach jest ten sam kwas azotowy i chlorofil. Mamy narzędzie zbrodni.
- Zadzwonię do Bootha - skwitowała jak zwykle Bones, szczęśliwa, że ta niekończąca się sprawa nareszcie znalazła swój finał.

I przepraszam za ten długi wstęp nie na temat. I wybaczcie błędy, ale nie miałam siły przepuszczać tego przez worda, bo normalnie wszystkie opowiadania piszę w notatniku.

ocenił(a) serial na 10
evi9

W końcu zobaczylam kolejną część tego opowiadanka ;p
czekam na kolejne :D

zaneta1994

hej Evie ...część jak zwykle na wysokim poziomie ...Twój talent ani trochę nie ucierpiał przez złe samopoczucie ,o którym piszesz na początku...Życzę Ci zdrówka i serdecznie Cię pozdrawiam...wydaje mi się ,że rozumiem co czujesz , bo sama mimo zażycia czterech opakowań antybiotyków pod rząd nie czuję się do końca zdrowa i marudzę znajomym ,,że chyba wykituję ( cierpię na zatoki)....Co do opowiadania to z niecierpliwością czekam na szczęśliwe mam nadzieję zakończenie:)

evi9

Evi nie masz za co przepraszać... Mnie wcale nie przeszkadzał ten wstęp... :) Na prawdę :)
Też mam nadzieję, że poczujesz się lepiej i jeśli chcesz to możesz pisać tu na forum co Ci dolega i jak się czujesz jeśli tylko chcesz :) A My spróbujemy Ci pomóc - prawda ? Życzę szybkiego powrotu do zdrówka i dobrego samopoczucia :)
A co do części to prawda, jak zwykle na wysokim poziomie :) Jejku strasznie podobała mi się rozmowa Bones i Angeli... :)
A wszystko, całość również... heh... scena w śmigłowcu, w laboratorium, dialogi... wszystko rewelacja :)
Masz talent Evi :) Czekam na cd :)

Życzę Wam wszystkim dużo dużo zdrówka (ja na szczęście na nic nie choruję i mam za co dziękować... ) Trzymajcie się :) :*
Pozdrawiam Was cieplutko :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

zmijex znam ten ból, ja też na początku miałam podejrzenie poważnego zapalenia zatok, ale ostatecznie po tygodniu na oddziale szpitalnym okazało się, że mam zaburzenia emocjonalne. Spodziewałam się każdej diagnozy, ale nie takiej. Cały czas miałam nadzieję, że to może jednak jakiś guz albo coś innego, co wytną i będzie po sprawie. Bóle głowy, ciągłe zmęczenie, postaci z kreskówek jeszcze nie widziałam, ale wszystkie objawy wskazywały na... sama nie wiem na co. Jednak tomografia nie pozostawiła mi już złudzeń. W szpitalu świat mi się zawalił. Zaczęłam bardzo poważnie myśleć o samobójstwie. Miesiąc później zaczęłam pisać opowiadania o Bones właśnie. Minęło ponad pół roku a ja nadal żyję i piszę. Chodzę na terapię, która nie przynosi żadnych efektów, dobrze, że jest za darmo;) Powoli składam wszystko do kupy. Staram się wrócić na wysokie obroty, choć ostatnio mi to wcale nie wychodzi;( Ale próbuję...
A najgorsze jest to, że przyczyną tego całego zamieszania jest nadmierny stres, którego jakoś wcale wcześniej nie odczuwałam. Chodziłam w szkole na większość konkursów, byłam najlepsza. A potem wszystko zaczęło się psuć. Aż w końcu popsuło się całkowicie. W tym roku pierwszy raz w życiu nie miałam paska, pierwszy raz w życiu miałam na świadectwie dwójkę i trójkę. I za cholerę nie potrafię się z tym pogodzić. Wiem, to dziecinne, ale brakuje mi tych wszystkich sukcesów, spojrzeń wkurzonych koleżanek... a najbardziej poczucia własnej wartości. W domu się nigdy nie przelewało. Ciągle brakowało pieniędzy, rodzina stale jest skłocona. Potem te dwie przeprowadzki w ciągu czterech lat. Odłączenie prądu. I tylko te szkolne sukcesy trzymały mnie jakoś na powierzchni. A teraz, kiedy zaczęło być lepiej cały strach, stres i wszystkie emocje z tamtej trudnej sytuacji wyszły na wierzch i rozłożyły mnie na łopatki. i teraz powoli zbieram się z powrotem w całość, ale opornie to idzie... Mam nadzieję, że to się wreszcie skończy... i wrócę do siebie sprzed kilku lat.
Przepraszam Was, ale wczoraj nie dałam rady dojechać do tej psychoterapeutki, a muszę się komuś wygadać. Tak wygląda moja historia do tej pory, a co będzie dalej.... zobaczymy;) Żeby tylko nie było gorzej...;(

evi9

Evi na prawdę nie musisz za nic przepraszać. Jeśli tylko chcesz możesz się nam wygadać, to nie raz pomaga (mnie np pomogło...)
Bardzo Ci współczuję... wiesz u mnie w domu również nigdy się nie przelewało, ciągłe kłótnie rodziców... - wiem co czujesz... To jest coś czego nie życzę nikomu... Wiesz Evi bardzo dobrze Ci wychodzą opowiadanka o Bones :) bardzo mi się podobają... :) Masz talent :):):) Mam nadzieję, że pisanie sprawia Ci przyjemność i cieszysz się tym co robisz... :)
Trzymaj się :)
Pozdrawiam :) Miłego dnia :)

mara625

ojoj Evie.. nerwy sterują naszym organizmem i "podszywają " się pod różne choroby...moja mama dziesięć lat temu miała podejrzenie raka ...plątała się po najróżniejszych szpitalach aż w końcu stwierdzono, że to od nerwów ...zdiagnozowano u niej depresję , którą leczy do dzisiaj ale ogólnie jest ok ...Czytałam wiele o tej chorobie i bardzo prawdopodobne , że Ty też ją możesz mieć... Jeśli masz ochotę się wygadać to nie ma sprawy....wydajesz się być wspaniałą wrażliwą dziewczyną , która na dodatek pisze świetne opowiadania o Bones:) Tego nam właśnie trzeba w tym chorym świecie ...oderwania od okrutnej szarej rzeczywistości przy miłej lekturze...,więc pisz ile możesz:) od początku jak się pojawiłaś jestem Twoją fanką ...Nie poddawaj się ! Głowa do góry:)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Moja ogólna diagnoza brzmi: zaburzenia adaptacyjne depresyjno-lękowe. I wiecie o co poprosiłam swoją psychoterapeutkę...? Żeby w ramach terapii pomogła mi się odciąć od emocji, a ona powiedziała, że nie może. Pamiętam ten tekst lekarza w szpitalu: " Jak coś przeszkadza i boli to trzeba to odciąć;) I coraz częściej myślę, że miał rację... Może to by pomogło...? A najgorsze jest to, że nikt mi nie może konkretnie powiedzieć, czy to się kiedyś definitywnie skończy. Jak ktoś jest chory na raka, to albo mu mówią, że będzie żył, albo, że zostało mu ileś tam miesięcy życia i wie. Dostaje leki i ... A ja? A mi zostają pogaduszki z terapeutką. I jestem bezsilna. Nie mogę nic zrobić. Nie mam wpływu na własny organizm. On se robi, co chce, zawsze przeciwko mnie. Zawsze byłam dziwna, inna, miałam inne priorytety, hmm, dalej mam. Wiecie, ten strach, że zostaniemy bez dachu nad głową;( że będziemy mieszkać pod mostem;( to cały czas we mnie siedzi i nie chce odejść. Chciałabym od tego uciec. Daleko uciec. Nie potrafię dłużej stawiać czoła wszystkim przeciwnościom. To już jest za dużo. Czasem trzeba spaść na samo dno, żeby się zacząć podnosić. Tyle, że ja balansuję na linii pomiędzy piekłem a niebem. I ani nie spadam ani nie idę do góry, czasem tylko tracę równowagę, szczególnie, jeśli podskoczę do góry. Jestem bezsilna po prostu bezsilna.
Dzięki że mogłam Wam to napisać, bo z tym forum i z tymi ludźmi tutaj czuję się jakoś najbardziej związana;)
Dziękuję ;) za wszystko

evi9

Napisałam Ci o mamie a sama też leczę deprechę ...to zaczęło się zaraz po maturze(choć zdanej i to nie najgorzej) i trwa do dziś a niedługo stuknie mi 27 wiosen...niecały miesiąc temu wyszłam za mąż .Kiedyś próbowałam rzucić leki a skończyło się to niekończącymi się mdłościami...Teraz moja lekarka też mi radzi przejść na psychoterapie a tabletki odstawić....boję się ,że w tym popapranym świecie już sobie bez leków nie poradzę ..... w mojej rodzinie tata nadużywa alkoholu i znęca się nad nami psychicznie...i choć ręki nigdy na nas nie podniósł to rany w duszy goją się znacznie ciężej:) ps. i tak deprechy na raka bym nie zamieniła:) trzymaj się cieplutko:) i ja również Wam(Tobie i mara625) dziękuję za dobre słowo:)

zmijex

i jeszcze jedno...mam nadzieję ,że nikt tu nie będzie na mnie zły ...bo temat nie o "Kościach" lecz o innych dolegliwościach:)

zmijex

Jejku dziewczyny tak strasznie Wam współczuję (choć takie teksty wydają się głupie prawda ?) Mnie jeszcze nie dopadła żadna deprecha (może dlatego, że mi niedługo stuknie dopiero 16 wiosenek) i jestem jeszcze za młoda, ale Was rozumiem. Wiesz Zmijex, że mój ojciec również nadużywał alkoholu, znęcał się nad nami psychicznie i nie raz uderzył (najczęściej mojego brata bo pyskował) mnie nie raz też, ale to rzadko (ze dwa razy tylko) Ale tych jego awantur nigdy nie zapomnę choć już nie pije ale i tak mu odwala raz w jedną stronę a raz w drugą (raz jest kochany tatuś a drugi raz drze się itp... )
Nie ma za co dziewczyny. Trzeba sobie pomagać jak tylko można a takie wygadanie się na forum może nie raz pomóc...
Mam nadzieję, że to co piszę nie brzmi zbyt banalnie...
Trzymajcie się gorąco dziewczęta wszystko się musi kiedyś ułożyć :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Miałam tutaj skomentować tego jednopartowca i tą część, którą dodałaś, ale jak przeczytałam o Twojej chorobie, i w ogóle Twoje zwierzenie evi, to po prostu uznałam, że tamto jest nieważne. Wszystkie Wasze zwierzenia i problemy... Po prostu łezka mi się w oku zakręciła... Jestem związana jakoś tak z dziwnie z tymi wszystkimi pisarkami i ogólnie z ludźmi, którzy się tutaj pojawiają... I jak słyszę taki historie jak Twoja to robi mi się cholernie przykro. I tak naprawdę nie wiem co powiedzieć, bardzo Wam współczuję. Mam nadzieję, że będziecie silne, że dacie radę i przejdziecie przez to. A jak chcecie się wygadać, to zawsze możecie! Pamiętajcie, ze macie komu :)

justysia_7

Wiesz Justysia, że ja też się jakoś związałam prawie z wszystkimi na forum o "Bones"... widocznie ten serial nie tylko bawi... ale i tez zbliża do siebie ludzi całkiem obcych sobie a jednak są oni najbliżsi.... Wiem, mam poczucie zrozumienia i że mogę się wygadać na tym forum :) i dobrze się z tym czuję... :) Dziękuję Justysia oby było wszystko dobrze... :) Choć nie wiem czy to jest prawdopodobne... ale...
Mam nadzieję dziewczęta (Zmijex i Evi), że jak pisze Justysia damy radę przez to wszystko przejść :)
Dziękuję, że mnie zawsze wysłuchacie... :) to pomaga, bardzo pomaga :)
Pozdrawiam Was Kochane bardzo serdecznie :)

ocenił(a) serial na 6
mara625

Ja się cieszę, że mogę, tzn. właściwie to możemy pomóc chociaż w taki sposób, że po prostu Was wysłuchamy. Może to nie jest dużo, i chciałoby się zrobić dla Was naprawdę więcej, ale jeśli to chociaż trochę pomaga, to ze swojej strony mogę powiedzieć, że zawsze Was wysłucham. Chciałabym, żeby ludzie z którymi zbliżyłam się dzięki Bones, po prostu byli szczęśliwi.Bo czasami mam wrażenie, że tworzymy taką swoją specyficzną rodzinę :)

justysia_7

Mnie chociaż wysłuchanie przez kogoś pomaga (choć nie wiem jak dziewczyną, ale mam nadzieję, że też )
No to bardzo Ci dziękuję w swoim imieniu, że nas wysłuchasz :)
Wiesz, że mnie też się wydaję, że z Wszystkimi tworzę takie jak Ty to powiedziałaś "specyficzne" społeczeństwo i musimy trzymać się razem :) Może to głupie, ale ja tak czuję :)

ocenił(a) serial na 6
mara625

Według mnie to nie jest głupie :) I też się tak czuję... i w sumie cieszę się, że w razie czego są ludzie, którzy mnie wysłuchają i których ja chcę wysłuchać. Czasami łatwiej wygadać się osobom, których nie zna się najlepiej, niż najbliższym. :)

justysia_7

Też tak myślę, że czasem lepiej jest wygadać się komuś kogo się nie zna... I cieszę się, że znalazłam właśnie takie forum... :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Dziewczyny, od razy się lżej robi kiedy ma się tak cudownych znajomych to chce się chociażby dla nich złożyć się do kupy;) Za wszystko dziękuję i przesyłam Wam masę buziaków;)
Troszkę mnie nie było, ale problemy z internetem znowu dają o sobie znać.
Tak się składa, że mam dla Was kolejną część opowiadania, tego starego jak świat;)
Jeśli net mi przestanie nawalać to będę dodawała części o wiele częściej niż teraz.
A to już kolejna część ;*


Następnego dnia Bones i Booth planowali przesłuchanie osoby, u której znaleziono narzędzie zbrodni. Agent wraz z partnerką czekał już przy pokoju przesłuchań. Mieli mocne dowody, jednak wciąż nie każdy wątek tej sprawy był wyjaśniony. Chcieli dokładnie usłyszeć, jak przebiegały wszelkie wydarzenia i jakie związki zachodziły między ofiarami. Booth kątem oka zobaczył Camdella, który szedł z Cullenem. Nie był z tego zbyt zadowolony. Wolałby potem wszystko sam wyjaśnić i oszczędzić mu pewnych faktów.
- Nie spodziewałem się go tutaj - szepnął do Bones. Bren spojrzała w stronę, którą wskazał agent. Dopiero teraz zauważyła Camdella.
- Booth, ale często poszkodowani chcą zobaczyć, kto jest sprawcą wszystkich szkód. Sami wiele razy proponowaliśmy przyjście i...
- To były sprawy, których nie mieliśmy do końca rozwiązanych bądź potrzebowaliśmy potwierdzenia. A teraz wszystkiego dowiemy się od niej - tym razem Booth skierował swój wzrok w stronę młodej kobiety prowadzonej przez funkcjonariuszy. Jej blond włosy związane były w koński ogon. Nie zdradzała żadnych oznak zdenerwowania. Jej twarz miała zacięty wyraz, tak jakby mówiła, że jest na wszystko gotowa.
Cullen lekko dotknął ramienia Christophera i gestem wskazał kobietę, która zdaniem jego śledczych jest odpowiedzialna za strzelaninę na ślubie Dedsona. Camdell powoli uniósł głowę.
- Catherine - wyszeptał. - Catherine - wstał z krzesła i podszedł do kobiety. Spojrzał na jej twarz i nie potrafił pozbierać myśli, które wirowały w jego głowie. - Catherine, córeczko - powtarzał. Spróbował dotknąć policzka kobiety, ale ona gwałtownie odwróciła głowę.
Booth spojrzał zaskoczony na Cullena. Z twarzy szefa wyczytał, że jest on tak samo zdziwiony, jak pozostali.
- Córeczko - powtarzał Camdell. Agent podszedł do funkcjonariuszy. Musiał dowiedzieć się, o co tutaj chodzi i dlaczego przyjaciel Cullena jest tak bardzo zszokowany.
- Państwo się znacie? - zapytał delikatnie Booth, patrząc to na zaciętą twarz kobiety to na cierpienie w oczach Camdella.
- To...to....to jest moja córka. Catherine - odparł Christopher.
- Córka? - spytała z ironią i gniewem w głosie kobieta. - Córki się nie okłamuje - dodała. Jej głos był mocny, a twarz pozbawiona wszelkich uczuć. To nie było spojrzenie córki, która patrzy na ojca. To było spojrzenie ofiary, która patrzy na swojego oprawcę.
- Ale dlaczego? Co się stało, że... Przecież miałaś wyjechać do Francji... Zacząć projektować... Dlaczego? - dopytywał Camdell z trudem artykułując pełne zdania.
- Nie jestem twoją córką i nigdy nie byłam - rzuciła. Booth odszedł kilka kroków dalej, chcąc dać czas tej dwójce. - Kłamałeś. Nic nas nie łączy. Jesteśmy obcymi sobie ludźmi - mówiła gniewnie. - Mama też kłamała. 30 lat żyłam w kłamstwie kochających rodziców - powiedziała z sarkazmem.
- Kochamy cię. I ja, i mama. Cały czas cię kochamy - wtrącił Camdell.
- Łżesz! Gdyby to była miłość, nie ukrywalibyście, że jestem adoptowana - krzyknęła tak głośno, że wszyscy przebywający w tej chwili na piętrze znieruchomieli. - A właściwie to nawet nie adoptowana, tylko zabrana. Zabrana swoim rodzicom - mimo trudnych słów i poważnych oskarżeń jej głos się nie załamywał. Była już zdecydowana na wszystko.
- Dedsonowie chcieli ci zapewnić dobrą przyszłość. Wtedy nie mieli grosza przy duszy. Szukali dla ciebie innych rodziców, którzy potrafiliby cię wychować. Dać to, co najlepsze. Zapewnić szczęśliwe dzieciństwo... - rozpaczliwie tłumaczył Camdell. Głos mu drżał, a w zszarzałych oczach błyszczały łzy. - A ja i mama, kiedy pierwszy raz cię zobaczyliśmy: twoje oczka i mały nosek, uśmiechnięte usta i wyciągnięte w naszą stronę malutkie rączki, pokochaliśmy cię jak własną córkę. Byłaś naszą córką. Nigdy nie pytałaś, a mama nie chciała cię tym obarczać. Dedsonowie później nigdy o ciebie nie pytali. Byłaś naszą córka. Ich nie obchodziłaś.
- Kłamiesz! Przez trzydzieści lat kłamałeś. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo - wyrzucała z siebie słowa jak z armaty o ogromnej sile rażenia. Booth widząc, że Camdell słabnie w tej rozgrywce, dał subtelny znak funkcjonariuszom, aby wprowadzili podejrzaną do pokoju przesłuchań. Za nimi podążyła Bones, która dotychczasowym zdarzeniom przyglądała się z dużego dystansu.

Catherine odpowiadała na pytania pewnie, nie zdradzając żadnych uczuć. Nie było w niej smutku, żalu, pokory. Był gniew, który przejął kontrolę nad całym jej życiem.
- Rozumiem, że pokrewieństwo z Casperem Dedsonem nie jest dla pani zaskoczeniem - zaczął agent.
- Jeszcze dziewięć miesięcy temu nie miałam pojęcia o rodzeństwie.
- Ok. Jak poznała pani Caspera Dedsona? - spytał agent.
- Byłam u lekarza. Miałam odebrać badania. Było wielu ludzi. Podobno jakaś epidemia grypy. Lekarz wyszedł z gabinetu, popatrzył na nas i powiedział, że rodzeństwo może wejść razem, bo to tylko oddanie wyników. Pamiętam spojrzenie Caspera. Jakbym widziała swoje odbicie w lustrze. Weszliśmy jednak osobno. Zaczekałam na niego. Chciałam to wyjaśnić. Rozmawialiśmy. Oboje nie mogliśmy się pozbierać. To spadło na nas tak nagle. Kiedyś marzyłam o rodzeństwie - powiedziała, na moment odpływając w świat dzieciństwa. - Nie potrafiłam im wybaczyć. Mój tata, mama. Oni kłamali. Zrobiliśmy jeszcze jedno badanie w Waszyngtonie. Billy nie chciał w to uwierzyć, nawet kiedy zobaczył wyniki badań DNA. Ale Casper był inny. Był moim bratem - Booth spokojnie słuchał opowieści podejrzanej. Nie chciał jej ciągnąć za język, bo doskonale wiedział, że nawet bez tego powie więcej niż powinna. Leżało jej to na wątrobie i musiała komuś wyznać całą prawdę. - Kiedy wpadłam w tarapaty poprosiłam mojego ojca o pożyczkę. Nie dał mi ani grosza. Twierdził, że zawsze źle dobierałam towarzystwo. Tamci ludzie zaczęli mi grozić. Chcieli mnie zabić. Musiałam pożegnać się z Casperem. On próbował pożyczyć pieniądze od swojego, a właściwie naszego brata, ale ten stwierdził, że chcę ich oszukać. Że chcę naciągnąć Caspera, wykorzystać jego wrażliwość. Postanowił mi pomóc sam. Dowiedziałam się dopiero po wszystkim. Został ich księgowym. Uratował mnie. Był przy mnie, kiedy wszyscy się odwrócili - lekko się uśmiechnęła.
- Ich? Kogo ma pani na myśli? - spytał spokojnie agent.
- To długa historia. Gang mojego byłego chłopaka żądał ode mnie 20 tysięcy.
- Skąd pewność, że go zabiła? - zapytał agent. Rzadko kiedy przestępcy byli tak otwarci. Jednak gdzieś w środku wiedział, że ona nie była morderczynią. Po prostu nie poradziła sobie z cierpieniem.
- Widziałam, jak zadawała mu ciosy tymi nożyczkami. A kiedy przyszłam Casper już nie żył. Leżał w kałuży krwi - przymknęła powieki, by powstrzymać płynące łzy.
- Można to było zgłosić na policję - podsunęła Bones.
- Policja? - prychnęła Catherine. - Carla była bogata, wykpiłaby się jakąś kaucją i dobrym adwokatem. Wolałam pomścić swojego brata sama - powiedziała z naciskiem. - Później spotkałam Corbiego i spółkę. Oni opracowali cały plan. Ja tylko przekazywałam informacje o ślubach i gotówkę.
- Dwa pierwsze ataki miały ukryć ten właściwy - stwierdził agent i czekał na potwierdzenie. Catherine spuściła głowę, co oznaczało nieme "tak", jednak Booth potrzebował konkretnej odpowiedzi.
- Tak. Nikt nie umarł. Nie chciałam ich zabijać. Chciałam ich tylko nastraszyć. Ale oni...
- Dlaczego zwłoki Caspera Dedsona umieściła pani nad ołtarzem? - zapytał agent.
- Chciałam, żeby go zobaczyli. Chciałam, żeby zobaczyli, co ta dziwka zrobiła mojemu braciszkowi - podniosła głos. - Miał spaść z daszku wtedy, kiedy ceremonia miała się już kończyć. Nie chciałam, żeby to miało taki finał. Nie chciałam ich śmierci. Chociaż na nią zasłużyli.
Boothowi na dzisiaj to wystarczyło. Nie potrzebował nic więcej. Wraz z Bones wyszedł z pokoju przesłuchań, zostawiając Catherine z jej własnym sumieniem.
- Koniec, Bones. Rozwiązaliśmy sprawę - podsumował ze sztucznym uśmiechem. Bones nie czuła tym razem satysfakcji z ujęcia sprawcy. To była trudna sprawa, ale oboje nie spodziewali się takiego rozwiązania. Na pewno nie chcieli kolejnej rodzinnej tragedii.
Camdell wciąż siedział na krześle. Obok niego stał Cullen, który starał się go uspokoić. Oczy Camdella wciąż błyszczały, a usta powtarzały ciche: "Dlaczego?", wciąż pozostające bez odpowiedzi. Booth rozumiał cierpienie skrzywdzonego ojca. Miał nadzieję, że Parker nigdy nie wykręci mu takiego numeru.

ocenił(a) serial na 6
evi9

No i wszystko się wyjaśniło, sprawa skończona. Nie dziwię się, że Booth i Brennan nie mają satysfakcji z ujęcia sprawcy... W bardzo interesujący sposób to wszystko rozegrałaś, naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Totalne zaskoczenie. Ale oczywiście część świetna, bardzo się cieszę, że dodałaś nową! :) Czekam już na ciąg dalszy! ;*

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

W koncu cedeczek :D
Dobrze ze juz po wszystkim...hmmm ciekawe co podpisali wczesniej Bones i Booth czyzby papiery i są teraz małzenstwem ?
Mam nadzieje ze w nastepnej czesci to sie wyjasni i mam nadzieje ze cedek bedzie szybciutko ;p

evi9

Ja również się nie dziwię B&B, że nie mają satysfakcji z ujęcia sprawcy... Ale totalne zaskoczenie, nie spodziewałam się takiego rozwiązana sprawy, ale lubię niespodzianki... ;) Bardzo się cieszę z tego cedeczka i mam nadzieję, że net nie będzie odmawiał posłuszeństwa i będzie sprawnie działał, abyś szybciej dodawała nexy... :P Ciekawe co dalej z B&B :P nie mogę się doczekać :):):):)
Cieszę się, że mogę z Wami popisać i że jest tu tak miło i przyjaźnie :)
Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo serdecznie :)

ocenił(a) serial na 10
evi9

To już przedostatnia część (ufff! nareszcie;) ), a przynajmniej taką mam nadzieję.
Co mogę powiedzieć...? miłego czytania.
A i nie zdziwcie się, jeśli gdzieś zamiast Booth pojawi się Bond, bo ostatnio niesamowicie wciągnął mnie agent 007. Przejrzałam tekst bardzo dokładnie i nic nie zauważyłam, ale mogło mnie trochę ponieść;) Bo to tak, że sercem jestem z Bones, ale mój umysł jest z Bondem;)

Tydzień później agent Seeley Booth siedział pogrążony w papierach. Razem z Bones rozwiązywali nową sprawę, a on właśnie sprawdzał tropy. Mieli multum podejrzanych i ani jednego świadka. Agent miał nadzieję, że kości zaczną współpracować, bo inaczej będą musieli błądzić po omacku, czego nienawidził. Gdy tak siedział między stertą dokumentów i przeglądał kolejną teczkę, usłyszał ciche, ale stanowcze pukanie do drzwi. Ktoś chciał wejść, ale nie miał zamiaru gwałtownie odrywać go od pracy. Znaczy się: nie Cullen.
- Proszę - powiedział, nie podnosząc w ogóle głowy.
- Dzień dobry, agencie Booth. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - usłyszał męski głos, który wciąż jeszcze pamiętał.
- Pan Camdell - zauważył zaskoczony agent i wstał, aby grzecznie podać rękę mężczyźnie. - Oczywiście, że nie - dodał. Właściwie to powinien sobie zrobić małą przerwę od siedzenia w tych papierach. - Proszę siadać - wskazał Camdellowi krzesło.
- Pewnie zaskoczyła pana moja wizyta. Rozwiązał pan sprawę i teraz sąd się nią zajmuje - zaczął z żalem w głosie. Ten żal nie był jednak skierowany do agenta, a raczej do samego siebie.
- Proszę mi wierzyć, że nie spodziewałem się takiego rozwiązania - wtrącił agent. Pierwszy raz nie miał pojęcia, co powiedzieć człowiekowi, który siedział w tym miejscu na przeciw niego. A to co powiedział było banalne, bo nawet gdyby wiedział, to nie miał innego wyjścia.
- Nikt się chyba nie spodziewał - odparł ze smutkiem Camdell. - Mimo to chciałem panu podziękować za to, że zajął się pan tą sprawą z atakami. Gdyby nie zginęli ludzie, to pewnie bym tego nie zgłosił. Ale sam pan rozumie. W takiej sytuacji nie miałem wyboru - agent rozumiał. Rozumiał lepiej niż ktokolwiek, jak wielkie zmiany w zachowaniu wywołuje śmierć i obcowanie z nią. Skinął porozumiewawczo głową i cierpliwie czekał na dalsze słowa z ust Camdella. - Zastanawiam się, czy byłem złym ojcem. Czy gdybym dał jej wtedy te pieniądze, nie doszłoby do tego? Odkąd moja żona umarła, Catherine zaczęła się dziwnie zachowywać. Wpadła w złe towarzystwo. Poświęcałem jej tyle czasu, ile mogłem. Nawet więcej niż mogłem. Ale ona była taka... taka zimna, obojętna - Booth widział, jak jego gość przywołuje obrazy z przeszłości, bolesne obrazy.
- Catherine wiedziała, co robi - powiedział twardo agent. Zaraz jednak dodał - Dzieci nie zawsze postępują tak, jak chcą rodzice.
- Ma pan syna, jedynaka, to wie pan, że dla dziecka chce się jak najlepiej - najwidoczniej Cullen wspomniał mu o Parkerze. - A ja i moja żona chcieliśmy, żeby była szczęśliwa. Może nie powinienem był wyrażać się źle o Dedsonach, ale oni nigdy się nią nie zainteresowali. Nawet wtedy, kiedy pierwszy raz zjawili się w hotelu. Nawet o nią nie spytali. Trzydzieści lat to nie jest aż tak dużo, żeby zapomnieć o własnej córce, prawda? - Booth kiwnął lekko głową. Nie miał pojęcia, co może mu powiedzieć. Nie miał pojęcia, jak ukoić to złamane serce rodzica. - Ja naprawdę myślałem, że ona projektuje we Francji. Dzwoniłem do niej. Później już nawet nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na maile. A ja wmawiałem sobie, że ma dużo pracy i kiedyś odpisze.
- Przykro mi - powiedział agent. Bacznie obserwował Camdella i widział, że ten ból nie minie. Dzisiaj wyglądał już lepiej. Nie miał zaczerwienionych oczu, tylko zmęczone, tak jakby wcale nie spał przez ostatni tydzień. Spojrzenie wyrażało cierpienie. Bezgraniczne cierpienie, któremu mogła ulżyć chyba tylko Catherine. Ale agent wiedział, że ona tego nie zrobi. Wtedy przed pokojem przesłuchań rzucała jadem. Tego już nic nie zmyje.
- Umówiłem się z nią dzisiaj na widzenie. Chcę jej to wszystko wytłumaczyć. Mam nadzieję, że zechce mnie słuchać. Jak pan myśli, jaki może być wyrok? - spytał Camdell. Booth nie powinien rozmawiać o takich rzeczach, ale miał ogromną ochotę wlać trochę nadziei do tego zdruzgotanego serca.
- To zależy od prokuratora i dowodów. Od jego interpretacji i ławy przysięgłych - postarał się wyjść z tego obronną ręką. Jednak myśl, że ta dziewczyna przez chwilowe zagubienie przekreśliła własne życie, stawała się nie do zniesienia.
- Jestem jej ojcem i będę ją wspierał w każdym momencie jej życia. Dałbym wszystkie skarby świata, aby mnie nie odepchnęła. Aby przyjęła moją pomoc - skończył Camdell. Agentowi nie pozostało nic więcej, jak tylko współczująco się uśmiechnąć. Nie lubił takich spraw, kiedy ludzie skazują innych ludzi. Kiedy brak jest procesu, dowodów, a są tylko domysły i gorzka prawda.
Camdell spojrzał na zegarek. Stwierdził, że musi już iść, bo za pół godziny ma spotkanie z córką. Wstał z krzesła. Booth zrobił to samo. Następnie mężczyźni podali sobie dłonie i Camdell skierował się do wyjścia. Booth zdążył w tym czasie ponownie usiąść na swoim fotelu. Jednak po chwili zauważył, że na jego biurku leży jakaś koperta.
- Panie Camdell, zapomniał pan o czymś - powiedział, doganiając go przy swoich drzwiach i podając żółtą kopertę. Christopher uśmiechnął się lekko i powiedział delikatnie:
- To dla pana, agencie Booth. Pan i pańska partnerka zapomnieliście zabrać te dokumenty z hotelu. Mogą się państwu jeszcze przydać - powiedział z chytrym uśmieszkiem. - Życzę państwu szczęścia - dodał i dalej kontynuował swój spacer do drzwi wyjściowych z siedziby FBI.
Booth wrócił na swoje miejsce. Koperta powędrowała do szuflady pod biurkiem. Sprawa się zakończyła i wrócą do niej na chwilę przy okazji procesu. Dokumenty z hotelu? Pracowali pod przykrywką i żaden dokument nie jest ważny. Nic z tej sprawy nie jest ważne. Kolejna sprawa z wielu jakie rozwiązali. Swoje wirujące myśli zajął z powrotem nową sprawą i szczegółami z nią związanymi.

ocenił(a) serial na 10
evi9

Niech otworzy tą koperte razem z Temp...ale beda ich miny :D
Szkoda ze tu jus przedostatnia czesc :(
Ale mam nadzieje ze dasz szybko epilog i szybciutko zajmiesz sie kolejnym,rowniez wspanialym ff :)

ocenił(a) serial na 6
zaneta1994

Cooo? Już przedostatnia część ? ;< Bardzo się zżyłam z tym opowiadaniem, naprawdę bardzo..i szkoda mi jak pomyślę, że do końca została tylko jedna część.. No ale teraz może co sądzę o tej co wstawiłaś. Bardzo zrobiło mi się żal Camdell'a... i w sumie po części tej dziewczyny też. Była trochę zagubiona. Smutna sprawa, naprawdę... Nie mogę się doczekać aż Bones z Booth'em otworzą tą kopertę ;D Czekam na ciąg dalszy!

justysia_7

Tak szkoda, że to już przedostatnia część i jeszcze tylko epilog i pożegnamy się z tym opowiadankiem... No cóż nawet każda "Niekończąca się opowieść" :P musi się kiedyś skończyć...
A co do sprawy to fakt.. strasznie szkoda tego Camdell'a i dziewczyny również.. Tak jak napisała Justysia była zagubiona.. No cóż smutne, ale takie życie :P:P Ja również nie mogę się doczekać co jest w tej kopercie i aż B&B ją w końcu otworzą.. Hmm... ciekawe bardzo ciekawe... :P:P No to z niecierpliwością czekam na cd :)

PS: Evi nigdzie nie wkomponowałaś agenta 007 - Bonda :P Jest Booth :P xD :) heh...
Pozdrawiam serdecznie :):):)