PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78160
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

My mind

ocenił(a) serial na 10

Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.

emilaKwa

Evi nareszcie cos zrozumieli... w sumie to mi sie podobalo ze to sie od razu nie zakonczylo w lozku :) maja czas... xD :) pieknie licze na nastepne czesci... :)

Emila ja rowniez chetnie przeczytal wytwory Twej wyobrazni ;)

evi9

Ojoj! Ja tylko jednemu dniu nie weszłam, a tu tak dużo! It's amazing, beautiful, great and taking my breath away! Super! ;)

ocenił(a) serial na 10
just_american_girl

Evi kiedy wstawisz nową część tego opowiadania??
Bo nie mogę się już doczekać:)

ocenił(a) serial na 10
olcia0910

Postaram się jeszcze dzisiaj...
mam nadzieję, że mi się uda coś naskrobać,
a jak nie to jutro;)
pozdrawiam;)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Oki mam coś...Nie wiem czy Was to zadowoli?

- Booth, wstawaj - mówiła Bones, trącając agenta.
- O co chodzi, Bones? - zapytał przez sen. Nie miał zamiaru otwierać jeszcze oczu.
- Doktor Saroyan ma wyniki DNA - powiedziała, a Booth automatycznie przeszedł w stan jawy.
- Tak szybko? - spytał, by upewnić się, że jego partnerka nie żartuje albo, że to tylko sen.
- Tak - odparła. Wstała z łóżka i szybkim krokiem podążyła do dużego pokoju, gdzie już stał włączony laptop. Booth długo się grzebał, ale w końcu i on doszedł do salonu. Na stoliku stała już świeżo zaparzona kawa, której aromat unosił się w powietrzu i drażnił jego zmysł węchu. Do tego dochodził jeszcze zapach szamponu do włosów używanego przez Bones. Obok wciąż gorącej kawy leżał talerz z czymś smacznym, ale trudnym do nazwania.
- Śniadanko? - zapytał Booth i posłał Bones uśmiech.
- Tak - odparła. - Nie widać? - zapytała. Miał wszystko na stoliku, to po co pytał.
Bones czekała już na informacje z Jeffersonian. Na razie otrzymała tylko smsa, że Cam zrobiła już badanie i ma najważniejsze wyniki. Na szczegóły musieli poczekać do momentu otwarcia instytutu.
- Bones po co mnie tak szybko obudziłaś, skoro pierwsze osoby w Jeffersonian zjawiają się dopiero o ósmej? - spytał, patrząc na nią spod przymrużonych oczu.
- Po prostu. To jest ważne dla śledztwa, więc powinieneś o tym jak najszybciej wiedzieć. Zawsze chcesz wiedzieć wszystko od razu, co jest niemożliwe, bo trzeba zrobić wiele analiz i badań i na ich podstawie wysnuć odpowiednie wnioski, które są poparte dowodami... - Bones mówiła, a agent za ten czas zdążył już przejść do łazienki i szczelnie się tam zamknąć. Żeby dojść do siebie o tak wczesnej porze, była raptem siódma rano, potrzebował zimnego, trzeźwiącego prysznica.
Puścił więc wodę i wsłuchiwał się w odgłos spadających kropel. Spadały powoli. Niektóre z nich powoli spływały po jego umięśnionym ciele, dając mu poczucie relaksu i wolności. Miał wszystko, czego mógł chcieć i tylko sprawa tego niewyjaśnionego morderstwa spędzała mu sen z powiek. W końcu to już prawie tydzień, a oni nadal są w punkcie wyjścia. I oprócz kilku poszlak, nie mają nic poważnego. Żadnej grubej ryby. Kompletne zero. Na dodatek ten wymuszony ślub, którego termin się nieuchronnie zbliża. Nie to, żeby nie chciał, tylko wolałby, żeby odbyło się to w innych okolicznościach. Ślub, owszem, powinien być przemyślany i dobrze zorganizowany, ale powinny go brać dwie osoby, które się kochają, a nie tylko przyjaźnią. Chociaż dla jej jednego słowa poświęciłby całe swoje życie, to i tak powinna być przekonana o wartości tego wszystkiego i rozumieć te uczucia. Bones je rozumie, tylko ona ma swój tok myślenia, dla większości ludzi niezrozumiały.
- Nie, nie przeszkadzasz - po wyjściu z kabiny, usłyszał głos Bones.
- Dobrze, że już są wyniki. Wreszcie zacznie się coś dziać - to Angela przyszła na rozmowę przez laptop.
Bones spojrzała na Angelę zdziwiona. Jej zdaniem cały czas coś się działo, głównie na linii Ona-Booth. Tyle, że to stawało się coraz bardziej trudne i niebezpieczne. Wczoraj poruszyła temat, który miał przynieść trochę inne skutki. Ange miała rację - Booth faktycznie nie powiedział całej prawdy i się do tego przyznał. A ona była bliska wyznania mu swoich uczuć, jednak w porę się opamiętała. Pod jego magnetyzującym spojrzeniem trudno czasem zachowywać się racjonalnie.
- Witam, doktor Brennan. Cześć Angela - Cam przywitała się.
- Cześć, Cam - odparła Ange.
- Dzień dobry, doktor Saroyan - powiedziała poważnie Bones.
- Cześć, Cam - do dwójki kobiet na kanapie przyłączył się Booth.
- Witaj, Booth - odparła.
- No to jakie wieści z Waszyngtonu? - zagadnął wesoło agent. Lekko zdezorientował tym Bones, bo to ona zazwyczaj pytała o wyniki badań, ale dzisiaj był pierwszy.
- Mam dobre i złe wieści. Które najpierw? - spytała doktor Saroyan. Bones zerknęła pytająco na Bootha.
- Dobre - odparł agent, zadowolony, że w końcu ruszą z miejsca.
- DNA z naskórka z miejsca zbrodni nie należy do ofiary - zaczęła Cam. W pokoju słychać było jak co najmniej dwie osoby odetchnęły z ulgą. - Natomiast jest to DNA kogoś spokrewnionego z ofiarą. I nie jest to jego brat, matka, ani ojciec. Z tego co udało mi się do tej pory ustalić naskórek należy do siostry Caspera Dedsona. I to są właśnie te złe wieści, bo nie mamy z czym tego porównać.
- A sprawdzaliście pozostałe ofiary ze ślubu? - wtrąciła się Brennan.
- Właśnie jesteśmy w trakcie doktor Brennan. To, co najważniejsze zrobiłam na samym początku - odparła Cam. - A w bazach danych nic nie ma.
- Czyli pozostaje czekać na kolejne wyniki i szukać siostry Dedsona - podsumował agent.
- Robię, co w mojej mocy - powiedziała Cam.
- Ok. Dzięki. Jak się czegoś dowiesz, to nas od razu informuj - polecił agent.
- W porządku. To zabieram się do pracy.
- Na razie, Cam - powiedzieli razem Booth i Angela.

ocenił(a) serial na 8
evi9

Bardzo miły parcik. Mam nadzieje że szybko złapią mordercę,by B&B mogli zająć się sobą.XDXDXD

ocenił(a) serial na 8
emilaKwa

Po długich rozmyślaniach postanowiłam opublikować tu na forum moją twórczość. Jak chcesz to przeczytaj... Mam
nadzieje że się spodoba.

emilaKwa

w koncu sprawa troszke sie ruszyla... bardzo mila, lagodna i przyjemna czesc.. :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Bardzo fajna część, i sprawa w końcu zaczęła się wyjaśniać. Nie mogę się doczekać na cd. Pozdrawiam:)

ocenił(a) serial na 10
evi9

No to jedziemy dalej;)

- Zadzwonię do Charliego i dowiem się w jaki sposób umknęła mu tak ważna informacja - powiedział Booth, gdy Angela wyszła z pokoju.
- Nam - poprawiła Bones.
- Co nam?
- Nam umknęła. Przecież ty też nie wiedziałeś o siostrze ofiary, więc nie możesz winić Charliego - wyjaśniła antropolog.
- Bones, ta sprawa ma na ciebie zły wpływ - powiedział z przekąsem agent. Wziął telefon i poszedł zadzwonić do sypialni. Zrobiło mu się nieswojo, ale jego partnerka miała rację. Nie tylko Charliemu umknął ten jakże ważny fakt. Szczególnie, że jest duże prawdopodobieństwo, że siostra Dedsona żyje. Możliwe, że jest zamieszana w to całe morderstwo i masakrę na ślubie. Może faktycznie nie powinien wyładowywać swojej frustracji na Charliem.
- Charlie. Jakim cudem umknęła nam siostra Dedsona? - zapytał prosto z mostu agent, kiedy jego asystent odebrał połączenie.
- Jak to nie miał siostry? Przecież gdzieś musi coś być - mówił zaskoczony Booth.
- A sprawdzałeś... - Charlie mu przerwał.
- I nigdzie nic nie ma? Nie zapadła się pod ziemię - powiedział agent. Jego zdenerwowany głos dochodził do samego Waszyngtonu bez zmian. Takim sposobem dobre informacje Cam nie przekładają się na dalsze kroki w śledztwie.
- Sprawdź wszystkie urzędy. Musisz wiedzieć, jak się nazywa. Sprawdź loty sprzed....Sprawdź wszystko i znajdź ją, bo my tu zapuścimy niedługo korzenie - powiedział agent. Po jego sympatii do asystenta nie było widać śladu. Czasem tak miał, że o swoje słobości oskarżał innych. Jednak żeby reagować tak gwałtownie musiał mieć konkretny powód.
- Booth co się dzieje? - agent odwrócił szybko głowę i zobaczył Bones stojącą w drzwiach sypialni. Widocznie słuchała jego rozmowy z asystentem. - Nigdy nie zachowywałeś się w taki sposób - dodała. Patrzyła na Bootha, który zdawał się być zdziwiony jej nagłym pytaniem. Zazwyczaj nie miała pojęcia o uczuciach tej drugiej osoby.
- Nic się nie dzieje. Tylko nie mów, że ciebie nie męczy ta sprawa. Ślęczymy tu już od kilku dni i nic nie mamy, oprócz nieznanego nikomu naskórka - odparł. Nadal był zły, ale sam nie wiedział czemu. - Przepraszam, Bones. Wstałem dzisiaj lewą nogą - powiedział, karcąc się w duchu.
- A co twoja noga ma do twojego nie najlepszego humoru? - zapytała zdziwiona Bones. - Booth, na nasze zachowanie nie ma wpływu, czy wstaliśmy lewą, czy prawą nogą...
- Bones - przerwał jej w porę agent - tak się mówi.
- To tak nie mów, skoro wiesz, że ja nie rozumiem tych waszych powiedzonek. One nie są poparte żadnymi badaniami ani faktami, tylko wymyślacie sobie jakieś skomplikowane, czasem całkiem bez sensu, połączenia wyrazów i utrudniacie sobie tym kontakt z pozostałymi ludźmi - wyrzuciła Bones.
- To nie moja wina, że ty jesteś na bakier z popkulturą. Chcesz zmieniać wszystkie tradycje, które dla większości osob mają znaczenie, bo wiążą je z innymi ludźmi - odparł agent i od razu tego pożałował.
- Tyle, ża ja nie czuję tego związku z innymi ludźmi. Bardziej rozumiem kości niż was - powiedziała. Odwróciła się na pięcie i poszła do dużego pokoju, gdzie zabrała się do pisania swojej książki. Booth został w sypialni. Usiadł na łóżku i głęboko oddychał. Chyba faktycznie wstał dzisiaj lewą nogą. Jednak nie to go bolało. Najbardziej zabolały go słowa Bones. "Nie czuje się związana z innymi ludźmi? A ja to co? Nie człowiek?" - myślał. Nie potrafił przejść teraz obok niej. Wiedział, że tam była. Wiedział, że jest zła. Nie okazywała tego otwarcie. Zakryła się swoją naukową gadką, ale on wiedział. Znał ją dobrze. Ale nie miał pojęcia, co jej powiedzieć. Co zrobić, żeby wybaczyła mu to, co powiedział. "Jak mogłem być taki głupi? Jak mogłem powiedzieć jej coś takiego? Zraniłem ją, a teraz boję się ją przeprosić." Ale ją się naprawdę trudno przeprasza. U niej emocje są zbędne. Powodują tylko zakłócenia racjonalizmu i logiki. A to było dla niej najważniejsze. A dla niego najważniejsza była ona.
Bones siedziała na kanapie i pisała. Jednak zamiast całych zdań, pojawiały się tylko napisy typu: "dureń", "palant", "jak on mógł". A potem wszystko kasowała. I zostawała tylko biała strona. Patrzyła na drzwi sypialni. Słyszała, że krążył po pokoju. Słyszała, jak siadał na łóżku. Chciała, żeby tu przyszedł. Żeby powiedział jej, że się mylił. Że on tak wcale nie myśli. Że nie miał racji. Że przeprasza. Zamiast tego słyszała tylko głuchy dźwięk uderzenia pięścią o blat stołu. Wyładowywał swoją złość. Szkoda, że najpierw wyładował ją na niej. Znał jej przeszłość. Wiedział, jak traktowali ją ludzie. Wiedział, że to przez nich jest jaka jest. A powiedział coś takiego. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak kilka niewinnych słów może czasem zaboleć, szczególnie, kiedy usłyszy się je od najlepszego przyjaciela. Od człowieka, któremu się ufało. Od człowieka, dla którego było się w stanie zmienić własne poglądy, żeby on był szczęśliwy. A teraz wszystko minęło. Znowu skrzywdził ją ktoś bardzo bliski. Może ona faktycznie nie zasługuje na szczęście?

ocenił(a) serial na 8
evi9

Mam nadzieje że Booth skapnie się jakm był kretynem i ją przeprosi!!! A tak wogóle znowu pierwsza!!!!

emilaKwa

Całkowicie zgadzam się z emilaKwa... Booth musi ją przeprosić... czekam na cd :)

Natusia94

dokladnie rowniez zgadzam sie z dziewczynami... :) Booth potrafi niekiety byc kretynem... musi ja jak najszybciej przeproscic... z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Ostatnio trochę rzadko tu bywam, ale cierpię na chorobę XXI-go wieku, a mianowicie brak czasu na cokolwiek. Ale dzisiaj w końcu znalazłam chwilę i cosik napisałam.


Minęło sporo czasu, zanim Booth wyszedł z sypialni. Nie mógł tam spędzić całego dnia. W jego głowie istniała tylko jedna myśl, że na kanapie z laptopem na nogach siedzi jego partnerka. Jego smutna, a jednocześnie wściekła na niego partnerka. Zawiódł ją. Zawiódł jej zaufanie. Spowodował, że ona znów może się zamknąć w tej swojej skorupce, do której on jako nieliczny się przedarł. Wiedział, że nie powinien tego mówić. Ale jego temperament czasami się odzywa. Bardzo trudno jest się czasem pohamować. Jednak słów już nie zawrócisz. Nie cofniesz czasu. Nie powiesz, że nie chciałeś, bo to nie ma sensu. Powiedziałeś, co leżało ci na wątrobie, a teraz musisz ponieść tego konsekwencje. A ona wcale ci nie ułatwi. Jest wściekła. Obrażona. I wcale nie będzie na ciebie krzyczeć. Po prostu zajmie się swoimi sprawami i zacznie traktować cię jak powietrze. Nie będziesz dla niej istniał. Tak jak nie istnieje dla niej miłość. Będzie czuła twój zapach, ale nie będzie zwracała na niego uwagi. Ile razy wolałbyś, żeby na ciebie nakrzyczała, uderzyła, a nie traktowała obojętnie, jak gdyby nic się nie stało i tylko ty wiesz, że coś jest nie tak. Ta obojętność jest gorsza niż najgłośniejsza kłótnia. Niż najbardziej bolesny policzek. Obojętność oznacza, że nic dla niej znaczy, to co się stało. Że ty nic dla niej nie znaczysz. Wiesz, że to nieprawda, ale boisz się poruszyć ten temat.
- Proszę - powiedział, stawiając przed nią kubek z herbatą. Nawet na niego nie spojrzała. Udawała, że pisze. Tylko udawała. Nie miał pojęcia, co faktycznie wyświetlał jej laptop. Nie wiedział, a ta niewiedza doprowadzała go do szewskiej pasji. Chciał z nią porozmawiać, ale głos wiązł mu w gardle. Chciał usiąść obok, ale bał się, że ona się odsunie. Chciał wziąć ją w ramiona i nigdy już jej z nich nie wypuścić, ale bał się, że ucieknie. Spojrzy na niego. Wybiegnie. Drzwi się zamkną. I wszystko się skończy.
Stał przy oknie i wpatrywał się w niebo. Może telepatią chciał wymóc, by to ona się pierwsza odezwała, by to ona zaczęła ten temat. Ten trudny temat. Było dopiero południe. Słońce rozświetlało jasne, bezchmurne niebo. Wiosna była piękna. Maj był cudowny. A w tym jednym pokoju panowała sroga zima. Cisza i tylko dźwięk pisania na klawiaturze trochę rozrzedzał atmosferę. Ale to było za mało.
Nie patrzyła na niego. Nie mogła, nie potrafiła. Właśnie usłyszała od swojego najlepszego przyjaciela, że niszczy więzi pomiędzy ludźmi. Ale to, że sama nie czuje się związana jakimiś więzami z resztą populacji, to nie znaczy wcale, że musi je od razu niszczyć. To, że ktoś ma swoje zdanie i inne pojęcie na temat świata, nie znaczy, że coś niszczy. A tak w ogóle to tego nie można zniszczyć. Usłyszała trzask zamykanych drzwi. Wyszedł. Ciekawe dokąd? Na jak długo? Kiedy wróci? Czy w ogóle wróci? Czy ją zapyta? Czy zaśnie dzisiaj obok niej? Czy coś się zmieni, czy wszystko pozostanie takie samo? Mogła pogadać z Angelą, ale nie chciała jej w to mieszać. Były przyjaciółkami, ale sprawy pomiędzy nią a agentem były tylko ich. Nikt nie musiał być na siłę wtajemniczany, szczególnie jeśli coś naprawdę bolało. A ona sama nie miała ochoty spowiadać się komukolwiek. Booth tak czy siak musi wrócić. Miała nadzieję, że pamięta o kamerach, które dzisiaj pokazały już stanowczo za dużo. Wróci i wszystko będzie tak jak do tej pory.
Świeże powietrze. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Bones. Agent stał na dworze. Oparty był o jakieś drzewko, które powoli zaczęło puszczać pąki. I co z tego? Obserwował okno własnego pokoju. Ich pokoju. Wiedział, że tam jest. Że nie wyszła. Że siedzi pogrążona w jakiejś antropologicznej lekturze. A może robi coś innego? Spostrzegł za zasłoną jej sylwetkę. Patrzyła. Może go szukała.
- Witam, panie Carwick - usłyszał nagle głos. Odwrócił głowę i napotkał wzrok jakiegoś młodego mężczyzny.
- Dzień dobry. My się znamy? - zapytał agent.
- Jestem Patrick. Jestem tu z narzeczoną. Chciała, żeby ślub był dopięty na ostatni guzik. Kobiety... - mówił nieznajomy.
- Jest pan klientem pana Camdella?
- Tak. To renomowany hotelik. Polecił mi go znajomy. Wie pan, on już jest dziesięć lat po ślubie. Ja dopiero będę się żenił i mam nadzieję, że będę tak szczęśliwy jak on - tłumaczył Patrick.
- Widzę, że się pan denerwuje ślubem - zagadnął agent.
- Trochę. To już za cztery miesiące - powiedział. - Boję się, że nie zdążymy na czas. Tego jest tak dużo. Wszystkie dodatki. Nie ogarniam niektórych spraw. Moja narzeczona samej sukni ślubnej szukała pięć godzin - powiedział z niedowierzaniem.
"Tylko tyle?" - pomyślał Booth i przypomniał sobie nie tak dawną wizytę Bones u Angeli i to jej: "Wrócę za pięć minut".
- Dobrze, że jej chociaż wybiłem z głowy ten pomysł ze ślubem w powietrzu - kontynuował Patrick. - Ja nie umiem znieść podróży samolotem a co dopiero spadochron... - mówił i mówił. Booth nie miał większej ochoty, żeby go słuchać, ale nie miał siły ani pomysłu, jakby go tu spławić. - Nie, żebym się bał, tylko wolę ślub na ziemi. Wolę czuć grunt pod nogami - kontynuował. - Ale dosyć o mnie. Wygląda pan na zmartwionego - powiedział w końcu Patrick.
- Aż tak widać? - zapytał cicho agent.
- Kłotnia z narzeczoną - odgadnął. - Spokojnie zdarzają się. Ale wie pan związek bez kłótni to jak zupa bez soli. Czasem trzeba czymś przyprawić, żeby nie było mdłe - uśmiechnął się.
- Ja jednak wolę nie przyprawiać - odparł niepocieszony Booth.
- Tak. Każda kobieta to skarb. Chociaż czasem się na swoją skarżę, to w życiu bym jej na inną nie zamienił - powiedział Patrick. - Oddałbym jej wszystko i jeszcze bym dla niej umarł, ale żeby tylko ona była szczęśliwa.
- Raczej jak pan umrze, to pan jej nie uszczęśliwi - odparł figlarnie Booth i w okolicy rozległ się gardłowy śmiech dwóch mężczyzn.
- Przepraszam, ale moja ukochana dzwoni - i ledwo odebrał połączenie już kierował się w stronę drzwi wejściowych.
"Owinęła go sobie wokół palca" - pomyślał Booth. Spojrzał na zegarek. Czas wracać. Może Bones już przeszło? Nie. Jej nigdy nie przechodzi. Każdej innej kobiecie kupiłby kwiaty i poszedł przeprosić. Ale Bones na kwiaty tylko prychnie, że niepraktyczne. I chyba to właśnie go w niej fascynowało. To, że ma swoje zdanie, całkiem odmienne od wszystkich innych na całym świecie. Każda kobieta to skarb. A Bones to największy skarb. A jej miłość to sezam, tyle że on nie zna jeszcze zaklęcia, które pozwoli mu na otwarcie tego sezamu.

evi9

oj ta choroba spotyka wielu ludzi, wiec nie masz się czym przejmować :) co do cedeka to super... bardzo podobało mi się to porównanie z zupą i solą i z przyprawami... xD bardzo gustowne xD :) niech jak najszybciej Booth porozmawia z Bones... i ciekawe jeszcze jak tak ich sprawa morderstwa wszystko jest ciekawe, więc z niecierpliwością czekam na cd :)
PS: Mam nadzieje że znajdziesz jakiś dobry antybiotyk... :)
Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 8
evi9

Myślisz że jesteś jedyną osobą cierpiącą na tę chorobę?! Ja mam 15 lat i już jestem chora z zagrożeniem życia!
Rodział super mam nadzieję że po tej rozmowie się przemoże i ją przeprosi. Oby!!!!!

emilaKwa

dokładnie ja też mam 15 lat :)
ale jakoś staram się odwiedzać forum codziennie :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Nie wiem jak to się stało, że opuściłam te kilka części.. naprawdę nie mam pojęcia. Booth coś ty zrobił!? Wszystko szło jak najbardziej poprawnie, a on to popsuł, powiedział za dużo, a teraz jeszcze boi się przeprosić! Mam nadzieję, że jednak w końcu się na to zdecyduje.. czekam na ciąg dalszy (:

ocenił(a) serial na 10
evi9

Kolejna część...

Wszedł cicho do pokoju. Nie było jej w salonie. Drzwi do sypialni były otwarte. Próbował wywnioskować, gdzie może znajdować się Bones. Usłyszał cichy dźwięk płynącej wody. Łazienka. To stamtąd dochodziły dźwięki. Usiadł na chwilę na kanapie. Musi jej powiedzieć, musi ją przeprosić. I wcale nie dlatego, że tak trzeba, że tak należy, ale z własnego poczucia winy, bo czuł się winny. Jest jego największym skarbem, a on powiedział coś, co zabolało. I choć wcale tak nie myślał, to powiedział. A ona nie sprawi, że będzie mu łatwiej. Ludzi, którzy zawiedli jej zaufanie, traktowała bardzo surowo.
Woda płynęła ciurkiem z kranu. Patrzyła na kropelki. Te małe, bez smaku mieszały się z tymi słonymi, spływającymi po jej policzkach. A przecież obiecała sobie, że nikt jej nie skrzywdzi. On jej obiecał, że jej nie skrzywdzi. Myślała, że pozbywając się wszelkich uczuć, będzie jej łatwiej żyć. I tak było. Ale potem spotkała jego. Otworzyła się, a skumulowane emocje wypłynęły na zewnątrz.
- Bones, jesteś tam? - usłyszała zza drzwi. To był jego głos. - Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale jeśli tak, to zakręć wodę - poprosił. Będą ich dzieliły tylko drzwi. - Temperance, ja wcale tak nie myślę. Nie chciałem tego powiedzieć. Czasem tak się dzieje, że nie wytrzymuję, ale nie powinienem był tego mówić. Znasz mnie. Wiesz, że nie chciałem cię skrzywdzić. Wiem, że to zrobiłem. Nie musisz ukrywać, że to co powiedziałem zabolało. Znam cię jak nikt inny. Nie chciałem, Temperance. Nie chciałem. Jestem idiotą. Przepraszam. Wybacz mi...
Kluczyk zaskrzypiał. Klamka się poruszyła. Popchnął lekko drzwi. Zobaczył Bones. Siedziała na podłodze oparta o wannę. Na policzkach widział linie wyznaczone przez łzy. Teraz już nie płynęły.
- Moja Bones - wyszeptał. - Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam - powtarzał w kółko. Chciał by słyszała, by zrozumiała.
- Booth, to... - zaczęła.
- Cii... Nigdy mi nie przeszkadzało, że czasem nie umiemy się dogadać. To w tobie ko... - zająknął się. - To w tobie jest cudowne. To czyni cię wspaniałą. W końcu to z Bones się przyjaźnię - powiedział, a na twarzy Brennan pojawił się lekki uśmiech. Spojrzała na niego i już wiedziała, że mówi szczerze. Tak to jest w miłości, że dopiero szczypta goryczy sprawia, że jest ona piękna.
- Powiedz, że mi wybaczysz - poprosił.
- Booth, ale po co ci mam to mówić? - zapytała. Booth się uśmiechnął. - To bez sensu, skoro znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, choć trudno mi w to uwierzyć, to sam powinieneś wiedzieć, czy ci wybaczę. I nie zgadzam się z tobą - popatrzył na nią wystraszony - bo idiota to człowiek upośledzony umysłowo, a ty jesteś zupełnie zdrowy. Oprócz twoich pleców.
- Moja Bones - odparł i przytulił mocno swoją partnerkę. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, kiedy agent usłyszał dźwięki wydawane przez brzuch Bones. - Ktoś tu jest głodny - zauważył z uśmiechem. - Dzisiaj ja gotuję.
- Ostatnio ciągle ty gotujesz - powiedziała.
- I po co to zmieniać? - zapytał. Podskoczył i ruszył w stronę kuchni. Bones poszła spokojnie za nim.
Przygotowanie kolacji nie trwało długo. Wszystko zrobił agent. Bones tylko nakryła do stołu. Znała go już kilka lat, a wciąż ją zaskakiwał. Był wyborowym strzelcem, doskonałym agentem, czułym ojcem i całkiem niezłym kucharzem. Znała prawie wszystkie jego oblicza. Już kiedyś widziała, że potrafi być naprawdę wrażliwy na ludzkie problemy. Wtedy pomogła mu zdobyć fotel, który co by nie powiedzieć, nie ma aż takiej dużej wartości i nie jest wcale aż tak wygodny. Jednak wtedy nie to się liczyło, a wyraz jego oczu, kiedy zdradziła mu jakiego argumentu użyła. Cieszył się wtedy jak dziecko. I nie tylko z fotela. Dzisiaj udowodnił, że potrafi korzystać ze swojej inteligencji. I chyba naprawdę zna ją lepiej, niż ona sama siebie. To z nim dzieliła swoje najgorsze i najlepsze momenty w życiu. To jemu opowiadała o dzieciństwie, rodzicach, rodzinach zastępczych. Pomógł jej spojrzeć na świat z innej strony.
- Proszę - powiedział agent, stawiając na stole talerze. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, ale w jej obecności nie było to wcale takie trudne. Chciał jej pokazać, jak wiele dla niego znaczy. A to, że pozwalała mu na takie małe, maluteńkie gesty, sprawiało, że nadzieja odżywała.
- To jest naprawdę dobre, Booth - oceniła po kilku kęsach Bones.
- Starałem się - odparł. - Może dokładkę? - zapytał figlarnie.
- Dziękuję, ale po tych twoich daniach będę gruba jak beczka.
- Przecież nie ma tu nic, co mogłoby tuczyć. To wegetariański przepis - zaznaczył.
- Pamiętasz?
- Jakżeby inaczej - odparł, dolewając jej do kieliszka wina.
Po kolacji oboje usiedli na kanapie, a butelkę z trunkiem postawili na małym stoliczku. Rozmawiali, popijali wino, żartowali. Nie było śladu po dzisiejszej kłótni.
Podobnie minęły dwa kolejne dni. Mieli jeszcze kilka spotkań z konsultantami w sprawie ślubu. Booth cichaczem kontynuował swoje małe śledztwo, jednak żadne nowe fakty nie wychodziły na jaw. Bones dała się nawet namówić na krótki wypoczynek. Rzecz jasna nie obyło się bez głośnej wymiany zdań na ten temat.
- Prowadzimy śledztwo - argumentowała.
- Owszem, ale skoro i tak nie mamy za dużo do roboty, to nie zaszkodzi, jeśli trochę odpoczniemy. Relaks, nabranie sił. Przecież każdy musi odpocząć - jak zwykle Booth nie trafiał do Bones, ale ostatecznie zgodziła się na kilka chwil odpoczynku. Spacerowali polnymi dróżkami, byli nawet na pikniku, który zorganizował agent. Nie zapomnieli jednak, że wciąż czekają na telefon z instytutu. I trzeciego dnia ich modlitwy zostały wysłuchane.
- Witaj, Cam - powiedział Booth.
- Cześć, Booth. Witam, doktor Brennan - odparła Camille.
- I jaki wyrok? - zapytał Booth. Siedział na kanapie, obok niego była Bones. Oboje czekali na wiadomości. Na dobre wiadomości, które pozwolą im ruszyć z miejsca.
- Cóż, kiepski. Nie znaleźliśmy materiału porównawczego do DNA z naskórka. Nadal nie mamy nic nowego. Żadnych nowych śladów - Camille była nieco przybita tym, że dotychczasowe metody przestały się sprawdzać.
- Nic się nie da zrobić? - spytał agent. Bones nie musiała się dopytywać. Wiedziała doskonale jak wyglądają takie badania.
- Nie, Booth - odparła Bones.
- Jeszcze coś doktor Saroyan? - zapytała Brennan.
- Nie to wszystko - odparła i rozłączyła się.
Jeśli to miało być pierwsze śledztwo, którego nie są w stanie rozwiązać, to po co im to wszystko było? Całe zamieszanie ze ślubem i ta cała komedia z narzeczonymi?
- No, Bones, chyba czas wracać do domu - powiedział agent.

evi9

jak dobrze, że ją przeprosił :) i wszystko jest już dobrze :) oczywiście "wróciła" stara dobra Bones xD tylko ta sprawa z morderstwem... dlaczego nie da się nic zrobić ?? ale mam nadzieje, że się wyjaśni, bo nie bardzo zaciekawiła :) bardzo mi się podoba :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 8
evi9

Dobrze Evi, dobrze. Tak własnie miał ją przeprosić. A co do sprawy.. nie zawsze wszystko jest różowe.

ocenił(a) serial na 6
evi9

Dobrze, że Booth przeprosił Bones.. no i widać było, że mówi to prosto z serca.. naprawdę piękna scena. To niemożliwe, że mają już wracać do domu! Przyzwyczaiłam się już do tego, że są narzeczonymi... mam nadzieję, że jednak wezmą ten ślub! Czekam na ciąg dalszy. (:

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

Dawno mnie tu nie było.. wchodzę, myślę, że oni już po ślubie, a tu proszę...! Ślubu może nie być! .. Nie możesz nam tego zrobić ;p
My chcemy ślub, prawda?
Pzdr;)

NormalnieNienormalna

No tak ślub musi się odbyć ale jak tak na moje mniemanie to dopiero kiedy oboje uświadomią sobie jak bardzo się kochają... :) Wiecie, żeby ten ślub był taki naprawdę - z miłości a nie "zawodowego obowiązku".

mara625

Evi, gdzie jest dalszemu czesc? ;P ;*

ocenił(a) serial na 10
just_american_girl

Będzie dalsza część, tylko muszę się dogadać z moim kompem, bo ostatnio nie możemy dojść do porozumienia, ale jak tylko informatyk mi go wytrenuje;) to będę dodawać części o wiele częściej, obiecuję;)
trzy następne części już mam gotowe, ale problemy techniczne uniemożliwiają mi wklejenie ich, ślub, może będzie może nie, ja już wiem;)

evi9

Niech ten Twój komp lepiej nie sprawia oporów... strasznie stęskniłam się za Twoim opowiadankiem i czekam z niecierpliwością na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

ja również;)) Oby było jak najszybciej!

ocenił(a) serial na 10
evi9

Jeszcze raz chciałam wszystkich przeprosić za tak długaśną przerwę, ale jak się okazuje obieg informacji w Polsce jest jeszcze na bardzo niskim poziomie i nawet mi trudno uwierzyć, że przez taką duperelkę, byłam trzy tygodnie bez neta i jeden bez kompa:/
Mam nadzieję, że nadal macie ochotę czytać to opowiadanie;)


- Raporty - powiedział Booth, wchodząc do gabinetu Cullena. Szef spojrzał na pierwszą teczkę i zrobił niewyraźną minę.
- A jak tam sprawa Dedsona? - zapytał Cullen.
- Bez zmian. Stoimy w miejscu - odparł agent. Cała ta szopka z narzeczonymi do niczego nie doprowadziła. Oboje z Bones czuli się jakoś dziwnie, bo to pierwsza sprawa, której nie potrafią rozwiązać. - I chyba tak to skończymy.
- Booth. Nie żartuj - powiedział szybko Cullen. - Musisz to rozwiązać - dodał z naciskiem. Agent miał wrażenie, że pierwszy raz jego szef tak bardzo nalega na rozwiązanie sprawy.
- Sir, czy ja czegoś nie wiem? - zapytał Booth. Był trochę zaskoczony tym nagłym rozkazującym tonem Cullena, który jednocześnie oznaczał jakiś nowy powód do mobilizacji.
- Kilku wysoko postawionych ludzi chce, żeby ta sprawa została doprowadzona do końca. Wielu znało i korzystało z usług zarówno Dedsonów jak i Stentonów. Rodzina też chce rozwiązania tej sprawy.
- Rodzina? - przerwał mu Booth. - Wydawało mi się, że na ślubie zginęła większość członków obu rodzin - zauważył.
- Dalsza rodzina, która nie była na ślubie - wyjaśnił Cullen głośno wzdychając. - Chodzi głównie o testament i odszkodowanie. Dopóki sprawa się nie zakończy, nie wiadomo też, kto odziedziczy firmę. A każdy dzień to wysokie straty liczone w dziesiątkach tysięcy.
- Mam rozwiązać tę sprawę, z powodu nacisków poolitycznych? Hieny chcą się dorwać do padliny - podsumował z przekąsem Booth. Nigdy nie ugiął się pod takim naciskiem i teraz też nie miał zamiaru. Tym bardziej, że nie trawił tych bogatych rodzin, którym zależy tylko na dorwaniu się do majątku, bo tak po prawdzie to nie była rodzina, tylko hieny. To byli ludzie, którzy spotykali się raz na jakiś czas i tylko formalnie stanowili rodzinę. A jedyne co ich łączyło, oprócz pokrewieństwa, to pieniądze.
- Chcesz, nie chcesz, musisz rozwiązać tę sprawę - powiedział stanowczo Cullen. - Chyba nie masz zamiaru mieć w swoich aktach takiej plamy na honorze - dodał już spokojniej.
- Ale my właśnie wróciliśmy do Waszyngtonu...
- No to poczekamy do waszego ślubu - odparł szef. Na widok zdziwionej miny agenta, domyślił się, że to wszystko miało wyglądać inaczej. - Booth, usiądź - poprosił, wskazując ręką krzesło po drugiej stronie biurka. Sam rozsiadł się wygodnie na swoim fotelu.
- Postoję - odparł wojowniczo agent.
- Ta sprawa musi zostać rozwiązana. Jak sam stwierdziłeś masakra na ślubie i trup Dedsona mogą być powiązane. Sam też wydedukowałeś, że dwa pierwsze ataki prawdopodobnie stanowiły przykrywkę. A znając zasady działania tego typu grup, to z dużym prawdopodobieństwem dokonają ataku i po tym konkretnym celu, aby odwrócić uwagę od faktów. Jeśli tak jest, to na waszym ślubie również może dojść do ataku.
- Ale nasz ślub nie jest kolejnym - przerwał agent.
- Jest. Jest - odparł Cullen. Wszystko już załatwiłem z Christopherem - Cullen wyglądał na zadowolonego. Ostatecznie jeżeli ta sprawa zostanie rozwiązana to jego udział w dochodzenu będzie spory. Szef czasem też chce się przyczynić do złapania morderców.
- Ale wybraliśmy statek - wtrącił po raz kolejny tego dnia agent. - To jest zbyt duże...
- Spokojnie. Będzie statek. Jak powiedziałem, wszystko załatwiłem z Christopherem. On się już wszystkim zajął. Większość rzeczy ustaliliście sami, więc drobiazgi pozwoliłem sobie dogadać sam. Pamiętaj, że to nadal jest wasza przykrywka. A więc, agencie Booth, za miesiąc się żenisz. Mam nadzieję, że dostanę zaproszenie na wieczór kawalerski - podsumował z uśmiechem Cullen.
- Ale...
- To wszystko. Możesz odejść, Booth.
- Sir...
- Booth, wracaj do pracy - powiedział z wyższością Cullen i agent nie miał innego wyboru, jak ruszyć w kierunku drzwi.
- Sir, ale to jest zbyt niebezpieczne. Bones nie jest agentką, a tylko osobą, która współpracuje z FBI. Nie przechodziła szkolenia. Nie powinna brać udziału w tak ryzykownej akcji - zaczął Booth zanim wyszedł, ale jedno groźne spojrzenie Cullena wystarczyło, by go uciszyć.
Trzask zamykanych drzwi słyszał chyba cały budynek Hoovera. Cullen uśmiechnął się pod nosem. " Jeszcze mi podziękujesz, Booth" - pomyślał.
Agent jednak na razie nie miał zamiaru nikomu dziękować. Tym bardziej, że to co się działo albo to, co miało się zdarzyć wcale nie napawało go radością. "I o jakich drobiazgach mówił Cullen?" - zastanawiał się. I co sobie pomyśli Bones, kiedy na uroczystości nikt do nich nie będzie strzelał. Przecież to jest gra w ciemno. Nie mają nic, oprócz jego domysłów. I nieizdentyfikowanego DNA. Bones pewnie znalazłaby na to jakiś naukowy termin. Nie mają pewności, kto strzelał ani dlaczego. A na dodatek Bones ciągle powtarzała, że do tego ślubu nie dojdzie. I jeszcze te zaproszenia. Będą je jednak musieli wysłać. A najgorsze jest to, że ta sprawa mogła się skończyć już dawno i bez tej całej komedii. Booth nawet nie wiedział, jak wielu ludziom ta sytuacja sprawi radość. Zakłady wciąż się odbywały pod czujnym okiem pracowników zarówno instytutu jak i siedziby FBI. A teraz ich wygrana rośnie z minuty na minutę. Agent usiadł na fotelu w swoim biurze i raz jeszcze przejrzał wszystkie dokumenty związane z tym cholernym morderstwem, które nie dawało mu ostatnio spać. Przy tylu odpowiedziach rosła liczba kolejnych pytań. Przy tylu dowodach nie mieli nic konkretnego. Czasem chciałby podchodzić do niektórych spraw tak obojętnie, jak Bones. I chociaż wiedział, że pod obojętnością nie raz kryje się skarbnica rożnych uczuć, to czasem ją podziwiał, że potrafi nad sobą panować. Dziwnie się czuł, wiedząc, że jego słowa kolejny raz się spełniają. I kolejny raz to on jest tym, który je wypełnia. Powinien się cieszyć, ale jednak wcale nie miał na to ochoty. Nie chciał, żeby ich ślub był tylko szopką. Właściwie to nie ich ślub, tylko Nicka i Sophie. Ale to, że zmieniają się imiona nie oznacza wcale zmiany osób czy uczuć. Spojrzał na zegar. Pierwsza. Musi pojechać po Bones i zabrać ją na lunch. Pewnie od rana siedzi nad tymi swoimi kosteczkami i nie miała czasu zjeść.

ocenił(a) serial na 8
evi9

Evi9, my rozumiemy oczywiście opóźnienia, człowiek jest zależny od elektroniki, i absolutnie nikt nie ma o to do Ciebie pretensji. Ale jak mogłaś skończyć w takim momencie? Teraz z utęsknieniem będę czekać do dnia ich ślubu... Pozorny czy też nie, będzie to wielkie wydarzenie. Śmiałabym się tylko, gdyby te wszystkie morderstwa były upozorowane przez Biuro FBI albo Instytut (albo ich połączone siły) tylko w celu zeswatania Bones i Bootha :)
Pozdrawiam
Mashe

mashe

Właśnie wróciłam z małych "wczasów" na Mazurach , gdzie również byłam pozbawiona dostępu do netu ...zaglądam na FIlmWEb a tu taka miła niespodzianka w postaci dalszej części mojego ulubionego opka:) świetna część ...widać ,że trzymasz formę:)

zmijex

Racja... my Kochana Evi nie mamy Ci tego za złe... tego długiego czekania ale opłaciło się... :) każdy jest człowiekiem no i prawda, że człowiek jest uzależniony od elektroniki... :P
Strasznie ciekawi mnie co się dalej wydarzy... :)
Z niecierpliwością czekam na cd :)
Pozdrawiam Was serdecznie :)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Cieszę się, że Wam się podoba
No to kolejna część;)


- Może chociaż raz zamówiłabyś coś innego - powiedział Booth, patrząc, jak Bones zamawia znowu to samo. Od sześcu lat nic się nie zmienia. Jednak trudno nazwać to rutyną.
- Jakoś do tej pory ci to nie przeszkadzało - odparła. - Ty też zamawiasz to samo - dodała.
- Tak, ale ja to lubię. Nie wiem, jak można lubić coś takiego - wskazał na płatki owsiane zalane wodą. - I jem też w innych porach dnia, a nie tylko w czasie lunchu - zauważył. Miał sporo racji. Rzadko kiedy miała czas na jedzenie o innej porze dnia. Jadła, jak zjawiał się Booth i wyciągał ją na lunch.
- Nie jem tylko w czasie lunchu - powiedziała poważnie i nabrała na łyżeczkę kolejną część płatek.
- Tajskie wieczorami? - zapytał, pobłażliwie patrząc na Bones.
- Pizza...
- Jak ci ją przyniosę - odparł natychmiast.
- Właściwie nie rozumiem, dlaczego zacząłeś tę rozmowę - powiedziała w końcu, wiedząc, że Booth ma rację. Znali się tak dobrze, że nawet małżeństwo z wieloletnim stażem mogło im pozazdrościć.
- Bo dieta człowieka powinna być różnorodna. A biorąc pod uwagę, że jesz tylko płatki, nie nazwałbym tego różnorodnością - odparł.
- Nie wiedziałam, że jesteś dietetykiem, bo nim nie jesteś. Każdy organizm ma inne przystosowania. Nabyte bądź wyuczone. Są zwierzęta roślinożerne, mięsożerne i wszystkożerne. Każde jest inaczej przystosowane do przetrwania i ma inne sposoby na to, by...
- Bones, jesteśmy przy człowieku. Konkretnie przy tobie. A na przeterminowanym jogurcie daleko nie zajedziesz.
- Na jogurcie nie da się jechać.
- Zmieńmy temat - zaproponował Booth, zmęczony tą naukową paplaniną. Czasem się przydawała, ale w rozmowach ze zwykłymi ludźmi była niewskazana. Tym bardziej, że Brennan próbowała wyobrazić sobie jogurt jak paliwo.
- Sam zacząłeś - odparła.
Stanęło na tym, że reszta lunchu upłynęła im w ciszy. Bones nie skomentowała nawet szarlotki, którą Booth z radością i lubością konsumował. W głowie wyliczała, ile tłuszczu i innych niezdrowych substancji zawiera cały posiłek jej partnera. Ale skoro prosił, by zmienili temat, nie chciała tego poruszać.
- Byłem niedawno u Cullena z raportami - odezwał się w końcu Booth, kiedy siedzieli w jego samochodzie i próbowali włączyć się do ruchu. - Nie mam dobrych wieści - powiedział, patrząc za szybę.
- Czyli masz złe. Co się stało? - zapytała spokojnie.
- Nalega, aby sprawa Dedsona została wyjaśniona - wydusił z siebie agent. - Chce, abyśmy doprowadzili ją do końca - Booth spojrzał na Bones. Ich wzrok się spotkał.
- Przecież nie mamy żadnych nowych dowodów, a na podstawie, tych, które do tej pory udało nam się zdobyć, jedyna podejrzana nie żyje - zreferowała krótko Bren.
- On o tym wie. Tyle, że Cullen łączy sprawę strzelaniny na ślubie z tym morderstwem w Tennessee i myśli, że na kolejnym ślubie może dojść do kolejnego ataku - wyjaśnił Booth. Opuścił jednak jeden ważny fakt, zrzucając całą winę na Cullena.
- Ale nie ma na to żadnych dowodów. Twój szef opiera się tylko na domysłach i przeczuciach. Nie ma żadnych logicznych wskazań, aby kolejny ślub miał być zagrożony - myślała racjonalnie Bren.
- Były dwie strzelaniny oprócz tej na ślubie Dedsona. Tylko na tej ostatniej ktoś zginął. Wszystkie uroczystości organizowane były przez tą samą firmę. To są jego dowody - odparł agent.
- Nie, Booth. To są tylko domysły. Nie można zakładać zagrożenia, tylko na podstawie tak abstrakcyjnych dowodów.
- Powiedz to jemu - rzucił Booth.
- Powiem - odparła zdecydowanie Bones. - Zawieź mnie do niego - powiedziała.
- Hola, Bones. Tak się tylko mówi. Nigdzie nie pojedziesz i nie musisz nikomu nic mówić - zatrzymał ją Booth, chwytając jej rękę. - To jeszcze nie wszystko. Kolejny ślub biorą... - agent zrobił przerwę, by zaczerpnąć trochę powietrza. - ... za miesiąc... Sophie Lauconte i Nicolas Carwick - dokończył Booth.
- To dob... - zaczęła, ale w jednej chwili coś ją tchnęło. - Przecież to są nasze imiona i nazwiska. Tak się nazywaliśmy w tym hotelu, jak chcieliśmy się dowiedzieć, kto zabił...
- Bones, za miesiąc bierzemy ślub. Dowiedziałem się o tym kilka godzin temu. Cullen powiedział, że to jest jeden ze sposobów na zakończenie tego śledztwa sukcesem - wyjaśnił Booth. Instynktownie zaczął się bronić i usprawiedliwiać, jakby wiedział, że cała wina spadnie na niego.
- Mówiłeś, że do tego ślubu nie dojdzie - odparła zaskoczona Bren.
- Tak myślałem. Nigdy bym cię nie okłamał. Cullen mnie zaskoczył. Domaga się rozwiązania tej sprawy. Rodzina czeka na odszkodowania i przejęcie firmy. Hieny chcą podzielić między siebie padlinę - podsumował agent.
- Jakie hieny? - zapytała zdezorientowana Bones. Booth przewrócił tylko oczami.
- Uważam, że nie powinnaś brać w tym udziału.
- W czym? W dochodzeniu?
- W ślubie - odparł.
- Dziękuję, Booth, że pamiętasz, jakie mam zdanie na ten temat. Ale to jest część naszego śledztwa i powinnam wziąść w tym udział - powiedziała z przekonaniem Bones.
- Tu nie chodzi tylko o twoje przekonania, Bones. Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo. Nie mogę cię narazić na strzelaninę, bo taki kaprys ma Cullen. To jest niebezpieczne. Będzie zbyt wielu ludzi. Nie mogę cię narażać. Nie wiemy, ilu ludzi strzelało. Nie mamy pewności, jak się zorganizować. Wszystko będzie bardzo prowizoryczne - Booth próbował przekonać Bren do zmiany decyzji. Jednak ona była równie uparta co on.
- Umiem o siebie zadbać. Byłam już w wielu krajach, gdzie panowała wojna i sobie radziłam. Tutaj też sobie poradzę - zdecydowała.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało - powiedział delikatnie agent.
- Nic mi nie będzie, Booth - odparła głośniej niż zamierzała Bones.
- Poproszę Perrottę albo jakąś inną agentkę. Zastąpi cię. To jest zbyt duże niebezpieczeństwo - tłumaczył agent. Tym razem jego dar przekonywania zawiódł.
- Nie. Jesteśmy partnerami i przyjaciółmi. Trzymamy się razem - powiedziała ostatecznie Bones. Booth już wiedział, że nie da rady jej przekonać. Jak Bones się uprze to nawet traktorem się jej od tego nie odciągnie. "To może być nawet ciekawe doświadczenie" - pomyślała, łapiąc się na tym, że jej serce zaczęło bić mocniej.

evi9

świetna część... :) cała rozmowa Bones i Bootha rewelacyjna... :) Taka Bonesowa :) super... :) te ich rozmowy są cudowne... :)
Nie mogę się doczekać ślubu... :) Obojgu serce będzie bić jak oszalałe... :) hmmm... czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

łiiii!! Będzie ślub xD.
Dziękuję za świetną część:**

ocenił(a) serial na 10
evi9

Kolejna część...
Nie podoba mi się ten nowy filmweb, ale cóż ;(

Miesiąc minął szybko. Kolejne desperackie próby Bootha w przekonaniu Bones, by nie brała udziału w akcji kończyły się klapą. Angela jeszcze tego samego dnia przygotowała zaproszenia i wysłała je do wszystkich osób, które młoda para postanowiła zaprosić. Właściwie to do wszystkich, których Cullen uznał za niezbędnych i potrzebnych w czasie akcji. Dla bezpieczeństwa, członków rodzin mieli udawać agenci. Problem stanowiła jedynie nieodparta chęć udziału w uroczystości Zezulców, którzy nie chcieli przegapić takiej okazji. I mimo tłumaczeń, że to się nie dzieje naprawdę, oni nadal żądali zaproszenia.
- Angela, to jest niebezpieczne - próbował agent.
- Zgadzam się z Boothem - poparła go Bones. - Nie możemy was narażać.
- Nie zaprosiliśmy nawet rodzin, a naszych rodziców będą udawać starsi agenci - zauważył Booth.
- A ile razy będziemy jeszcze mieli okazję bawić się na ślubie Bren? To może być ostatni raz, Sweety. Nie chcemy tego stracić - argumentowała Ange.
- Nie nazwałabym tego zabawą - powiedziała logicznie Bones. - Ange, nie chcę, żeby coś wam się stało. Stanowicie bardzo dobry zespół i nie wiem, czy jeśli coś wam się stanie, znajdę kogoś, kto was zastąpi - wyjaśniła antropolog. Angela promiennie się uśmiechnęła. W oczach Hodginsa zapłonęły iskierki radości, a Cam potakująco kiwnęła głową. Booth patrzył na Bones pełen podziwu. Mimo zawiłego języka i tak wszyscy zrozumieli, co tak naprawdę miała na myśli.
- Doktor Brennan ma rację - wtrąciła się do rozmowy Cam. - Ale my też potrafimy o siebie zadbać. A z tego co słyszałam na ślubie ma być sporo agentów.
- Bren, nie zapominaj, że jestem twoją druhną i muszę być na ślubie. Sami mówiliście, że wszystko musi wypaść autentycznie, a taka nagła zmiana może wprowadzić niepotrzebne zamieszanie - przypomniała Angela. Booth spojrzał z wyrzutem na Bones, jakby chciał powiedzieć, że angażowanie Angeli w śledztwo było złym pomysłem.
- Hodgins, zrób coś. Wytłumacz Angeli, że to jest zbyt duże niebezpieczeństwo - poprosił agent.
- Przykro mi, ale sam chcę zobaczyć, jak bierzecie ślub - odparł z uśmiechem Jack i przytulił Ange. - Ze mną nic jej się nie stanie - dodał, a agent spojrzał na niego z politowaniem. Szczerze wątpił w obronne umiejętności Hodginsa. Może i był królem laboratorium, ale teren to już inna bajka.
- Tam nie ma sterylnych pomieszczeń. Nie włączy się alarm jak coś spieprzysz i nie zablokują drzwi - powiedział Booth. - Nie będzie, gdzie uciec - dodał. - Wokół będzie woda. A poza tym Cullen się nie zgodzi - użył mocnego argumentu. Tylko takim mógł ich powstrzymać przed tym samobójstwem.
- Wręcz przeciwnie - uśmiechnęła się Cam. - Rozmawiałam z nim i powiedział, że możemy się przydać - dodała. Wszyscy w pracowni Angeli wręcz podskoczyli ze szczęścia i tylko Booth miał ochotę strzelić sobie w łeb. Nie dość, że będzie miał obok siebie Bones, która jest nieprzewidywalna jak pogoda, to na dodatek musi jeszcze uważać na Zezulców. Chyba nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy ślub.
- Niepotrzebnie się na to zgodziłem - powiedział agent, kiedy razem z partnerką wchodził do jej gabinetu.
- Na co?
- Na ślub, na udawanie pary, na Angelę - wyliczał. - Powinienem był to przewidzieć - dodał załamany.
- Nie można przewidzieć tego, co się wydarzy - pocieszyła go.
- Znam was na tyle dobrze, że mogłem się domyślić, jak to się skończy. Nie rozumiem jak Cullen może być taki bezmyślny - zauważył. - Nie potraficie strzelać. Nikt nie da wam broni. Nie będziemy mogli was chronić. Jesteście naukowcami a nie agentami.
- Ja umiem strzelać - przypomniała mu szybko Bones.
- Tak, głównie do mnie - odparł z ironią agent. - Temperance, zastanów się jeszcze. Oni chcą wziąść udział w tym ślubie tylko ze względu na ciebie. Jeśli ty byś zrezygnowała, to...
- Skończyłyby się twoje problemy - dokończyła za niego antropolog.
- Nie o to mi chodziło - rzucił agent.
- Skoro tak bardzo ci zależy, żeby przed ołtarzem stanęła z tobą agentka Perrotta, to w porządku - powiedziała w końcu obojętnie Brennan. Mocno ją to zabolało, ale postanowiła tego nie okazać. Wiedziała ile ta cała uroczystość znaczy dla Bootha i miała nadzieję, że chociaż w tej przebierance będzie mogła poczuć to, o czym on kilka dni temu mówił.
- Jak możesz tak mówić? - zapytał agent z pretensją w głosie. - Jedyną kobietą, z którą chciabym stanąć przed ołtarzem, jesteś ty - ich wzrok się spotkał. Coś zaiskrzyło. I to mocno. Booth zrozumiał, że jego słowa zabrzmiały bardzo poważnie.
- To miłe, że tak mówisz. Ale to się nigdy nie stanie - odparła ze smutkiem w głosie, odwracając głowę.
- Nigdy nie mów nigdy - odparł lekko agent, chcąc rozluźnić atmosferę, która w jednej chwili stała się napięta. Mimo swojego kiepskiego obycia z popkulturą i tradycjami, antropolog zrozumiała sens słów agenta. - Wracam do swojego biura - rzucił Booth powoli podnosząc się z kanapy. - Gdybyś jednak zmieniła zdanie, zadzwoń - poprosił i wyszedł. Bones została sama. W głowie słyszała tylko jedną myśl: "Jedyną kobietą, z którą chciałbym stanąć przed ołtarzem, jesteś ty". Jego słowa. Tylko słowa, a do końca dnia nie pozwoliły jej się już na niczym skupić. I ten jego wzrok. Wyraz jego oczu, kiedy ich spojrzenia się spotkały. To coś, co czuła i ona, i on, a czego oboje nie potrafili bądź nie chcieli nazwać. Dopóki coś nie otrzyma nazwy, to się nie zmaterializuje i można udawać, że nie istnieje. Ale jeśli nazwanie czegoś jest tylko kwestią dłuższego bądź krótszego czasu nie ma sensu udawać. Trzeba się odważyć i przejść przez to razem. Razem nadać to imię.

evi9

Jejku, jak mnie tu dawno nie było... ale wszystko nadrobiłam xD
Część jak zwykle świetna... to napięcie.... bosko =D

PS. Mnie też nie bardzo podoba się nowy filmweb, no ale trudno...

Natusia94

Great! ;) Ja bardzo lubiewam ten story i bardzo ciesze ty dodawasz nowe! ;)

WTF happened to filmweb?! It sucks...

just_american_girl

Mnie również nie podoba się ten nowy filmweb... Wole stary... dużo bardziej mi się podoba a w tym nawet nie można się połapać za bardzo...
A co do opoka to świetna część... Jejku jakie to było słodkie kiedy Booth powiedział, że jedyną kobietą, z którą chciałby stanąć przy ołtarzu jest Bones... :) super... :)
A zezulców nikt nie przekona... xD jak mogliby przegapić taki piękny obrazek... sama bym się wybrała xD :)
Z niecierpliwością czekam na cd :)
Pozdrawiam Was serdecznie :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Ja też chcę stary Filmweb! .. Część tradycyjnie świetna, już nie mogę doczekać się kolejnej:)

ocenił(a) serial na 6
evi9

nie mogę uwierzyć w to, że ominęłam aż 3 części! Przepraszam.. A co do tego co napisałaś! Wszystkie części są niesamowite! Cieszę się, że jednak wezmą ten ślub.. no i mam nadzieję, że zanim go wezmą to jednak dotrze do nich to, że naprawdę chcą być razem, a szczególnie do Brennan. (chociaż tak jakby to już do nich dotarło). Martwię się tylko o Bones i Zezulców.. oby nic złego im się nie stało.. Booth chyba nie wybaczyłby sobie tego. Świetna była ich rozmowa.. szczególnie moment, kiedy Seeley mówi, że jedyną kobietą z jaką chcę się ożenić jest Bones! Czekam na ciąg dalszy ;)

A co do filmweba to na początku też nie mogłam się połapać, zresztą nadal trochę się w tym gubię, ale nie jest aż tak źle. Na pewno się przyzwyczaimy ;)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Mewy przysiadały na barierkach chroniących podróżnych od wypadnięcia za burtę. Czasem jedna czy dwie sfrunęły na pokład i tam szukały okruszków. Gdzieś z boku ulokowała się kapela ze swoimi instrumentami. Kwiaty walały się po całym pokładzie. Wszystko było pięknie i profesjonalnie przystrojone. Mały ołtarzyk znajdował się w tylnej części statku. Fale były spokojne. Goście spoczęli na wyznaczonych miejscach. Muzycy dokonywali ostatnich prób. Dostrajali jeszcze swoje instrumenty, aby każdy dźwięk brzmiał tak, jak powinien. W powietrzu czuło się napięcie. Ale zupełnie inne niż zazwyczaj na ślubach.
- Sweety, to takie romantyczne - powtarzała w kółka Angela. Była bardzo podekscytowana. - Dobrze, że wybrałyśmy tę sukienkę. Będziesz najpięknięjszą panną młodą wszechczasów.
- Angela, proszę cię, słuchaj agentów. Nie rób niczego sama. Wykonuj wszystkie rozkazy - pouczyła Bones, która wcale nie czuła satysfakcji ze zbliżającej się wielkimi krokami uroczystości. - Nie chcę stracić takiego zespołu - dodała Bones, czując podświadomie, że musi użyć sporych argumentów. - I takiej przyjaciółki, jak ty - szepnęła. Angela starła jedną małą łezkę z policzka i przytuliła Brennan.
- Dziękuję, Bren. Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem - powiedziała, nadal trwając w uścisku. Pewnie stałyby tak dużo dłużej, ale przeszkodziło im pukanie do drzwi.
- Otworzę - powiedziała Bones. Angela jednym zwinnym ruchem ją zatrzymała i sama poszła sprawdzić, kogo tam niesie.
- Panie gotowe? - usłyszała z ust pana Camdella. - Za pięć minut zaczynamy - przypomniał.
- Tak, już idziemy - odparła Ange.
Artystka odwróciła głowę i spostrzegła na twarzy Bones dziwny wyraz. Pierwszy raz Brennan miała to spojrzenie, kiedy Booth został porwany. Drugi, kiedy został postrzelony przez wariatkę. Jednocześnie zlewały się w tym spojrzeniu niepewność i zdecydowanie.
- A jeśli Boothowi coś się stanie? - zapytała cichutko antropolog. Spojrzała w lustro i nie miała pojęcia, co dalej. Wiedziała, że robi dobrze. Że pomaga agentowi. Że oboje chcą wyjaśnić tę sprawę. Że to jest takie samo zagrożenie, jak zwykle. Jednak z drugiej strony, gdyby jej przyjaciel miał przypłacić to życiem...
- Bren, Booth wie, co robi. Jest najlepszy. Poradzicie sobie - szepnęła Angela.
- A jeśli on mnie znowu będzie chciał zasłonić? Co wtedy? - Bren miała ochotę rzucić to wszystko i uciec z Boothem. Wiedziała, że będą stanowić przynętę, ale wcześniej w jej głowie takie obrazy się nie pojawiały.
- To cię zasłoni. Nie zabronisz mu. Sama powtarzałaś, że mężczyźni są zaprogramowani, aby bronić swoje samice. Bones, Booth żyje dla ciebie. Umrze jeśli i ty umrzesz. Możesz jeszcze tego nie rozumieć. Ale uwierz, że bez ciebie on nie istnieje - Angela wiedziała, że to nie jest dobra pora na takie wnioski, ale sytuacja robiła się coraz trudniejsza.
- Nie rozumiem, ale staram się. Może masz rację i kiedyś wreszcie zrozumiem, coś, co nie istnieje - odparła nieprzekonana wciąż Bones.
- Chodźmy, Sweety, bo zaraz wyślą za nami pościg - zażartowała artystka. Bones spojrzała na nią zdziwiona, ale nie powiedziała ani jednego słowa. Obie ruszyły do ołtarza.

- I jak się czuje nasz pan młody? - zapytał szeptem Cullen. Cała sytuacja i kiepska mina agenta powodowały u Cullena spazmy śmiechu na przemian ze współczuciem. Gdyby nie wtrącili się politycy, to pewnie nie zmuszałby go do takich cierpień.
- W porządku, Sir - odparł obojętnie, jak na profesjonalistę przystało agent. W głębi duszy zastanawiał się, czy Bones go nienawidzi, czy tylko się wścieka. Teraz spełniały się jego najskrytsze marzenia, te, które krył przez ostatnie kilka lat i tylko w snach czasem wchodziły do jego świadomości. Natomiast Bones miała zrobić coś, co przez lata uważała za zbędne.
- Nie denerwuj się. Ona na pewno nie ma żadnych zapomnianych małżeństw na wyspach - do rozmowy włączył się Hodgins.
- Co tu robisz? - zapytał agent. - Miałeś nie opuszczać swojego agenta ani na jeden krok - skarcił go Booth. - Nie śpieszy ci się chyba aż tak bardzo na tamten świat - dodał. Mimo w miarę spokojnego głosu i pozorów, że wszystko jest pod kontrolą, Booth miał złe przeczucia.
- Wyluzuj, chłopie... - groźne spojrzenie agenta wprost odrzuciło Hodginsa na kilka centymetrów. Booth miał świadomość, że na ostatnim spotkaniu, kazano wszystkim zachowywać się autentycznie, jak na prawdziwym ślubie, by nie budzić żadnych najmniejszych podejrzeń, ale Zezulce wzięli to sobie za bardzo do serca. W zaistniałej sytuacji agent widział tylko same minusy. Statek jest trudny do opanowania. Jedynie jakiś psychol rzuciłby się na coś takiego. Po drugie na statku trudniej będzie się bronić. Jest mało miejsca i wiele zakamarków. Jako były snajper Booth zdawał sobie sprawę, że jest to jedna z bardziej niebezpiecznych akcji. I chociaż dzisiaj całą akcją dowodził Cullen, to i tak jeśli coś komuś się stanie, to on będzie miało o to do siebie pretensje.

Camdell skinął głową, tym samym dając muzykom znak, aby zaczęli grać. Powolna melodia uspokajała tłum. Szum ustawał. Wszyscy skupili się na miejscu, z którego za chwilę powinna wyłonić się panna młoda. Ostatnie poprawki, jakieś szepty. Muzyka stała się coraz głośniejsza, aż w końcu w drzwiach pojawiła się panna młoda w pięknej sukni. Booth lekko odwrócił głowę i poczuł szybsze bicie serca. Nogi miał jak z waty. Nie myślał, że widok Bones w sukni ślubnej tak mocno na niego zadziała. Brennan dumnie kroczyła po białym dywanie rozłożonym na pokładzie. Za nią podążała Angela. Miny gości, były bardzo wymowne. Artystka bez trudu w oczach wszystkich dostrzegła zazdrość i podziw Mężczyźni zazdrościli, Boothowi takiej kobiety, a panie Bones takiego mężczyzny, w końcu żadnej agentce nie udało się go zaprosić na kawę od kiedy pracuje z Brennan. Miała rację: Bones jest najpiękniejszą panną młodą. Jednak dopiero, kiedy stanęła obok agenta, ich wspólne piękno wręcz przygniatało swoim wymiarem całą uroczystość. Byli idealną parą. Jak to Sweets kiedyś powiedział, są komplementarni. Uzupełniają się. Angela zatrzymała się obok młodszego agenta, który miał dzisiaj za zadanie strzec ją od wszelkiego zła. Wciąż brzmiały mu w uszach słowa Bootha, który dość dosadnie powiedział im, że jeżeli któremuś z Zezulców choć włos spadnie z głowy, to nogi z dupy im powyrywa. To było ostrzeżenie miejscami przechodzące w poważną groźbę. Ale całość była tak zgrana, aby Zezulce mieli swoją ochronę, która osłania tylko ich. Mają zapewnić im bezpieczeństwo. Reszta tego całego towarzystwa zajmie się napastnikami. I tylko Booth nie miał zamiaru nikomu oddać pieczy nad Brennan, ale sam też chciał wziąć udział w obronie. Nawet Cullenowi odmówił, argumentując, że Bones jest jego i tylko jego partnerką.
Muzyka grała teraz cicho, tak aby nic nie zagłuszało słów księdza. Bones i Booth stali wpatrzeni gdzieś w dal. Agent podświadomie obserwował to, co dzieje się przed nimi. Jego instynkt snajpera pracował na pełnych obrotach. Jednak wcale nie przeszkadzał mu w powtarzaniu przysięgi. Nie miał pewności, czy jego puls przyspiesza dlatego, że bierze ślub z najpiękniejszą kobietą świata, czy też dlatego, że w kazdej chwili może usłyszeć strzały.
- Ja Nicolas biorę Ciebie Sophie za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - Booth poczuł ulgę, że tę najważniejszą przysięgę miał już za sobą. Bał się jednak reakcji Bones, która mogła podejść do tego trochę inaczej niż on.
- Ja Sophie biorę Ciebie Nicolasie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę ażdo śmierci - Brennan zrobiła sobie małą pauzę, bo to co miała teraz powiedzieć kosztowało ją zbyt wiele. Agentowi żołądek podszedł pod samo gardło. Spojrzał z obawą na Bones, która po zaczerpnięciu powietrza kontynuowała. - Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - zarówno Booth jak i Ange słyszeli w głosie Bren jakieś dziwne, niemiarowe drganie. Tak, jakby coś utrudniało jej wypowiedzenie tych kilku słów, jakby coś ją dusiło. Na szczęście udało jej się dokończyć przysiegę. Nawet nie zdążyli wymienić spojrzeń, kiedy ksiądz przeszedł do obrączek.
- Sophie, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedział agent i włożył na palec Bones złotą obrączkę z wygrawerowanym po wewnętrznej stronie imieniem Nicolas.
- Nicolas, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powtórzyła Bones i zrobiła to samo, co przed kilkoma sekundami Booth. Postanowiła dzisiaj zachować dla siebie informacje przeczące istnieniu Boga i całej reszty istot stworzonych przez ludzi lubiących fantazję. Ksiądz ze zdziwieniem patrzył na ich trzęsące się dłonie. Oni, którzy są niezłomni i nieustraszeni, boją się jednego dotyku, jednego lekkiego muśnięcia.
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę mło...
- Padnij!!!



Przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia z mojej strony, ale moje doświadczenie ze ślubami i statkami jest zerowe.

ocenił(a) serial na 10
evi9

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!
Przepraszam że krzyczę ale nie mogłam się powstrzymać a jednak ślub się odbył:):):):):):)
Wogóle nie widać że nie masz doświadzczenia za ślubamiświetnie ci to wyszło
Gratuluję !!!!

Czekam na dalszą częśc ciekawe jak to się wszystko zakończy
Pozdrawiam:):):)

ocenił(a) serial na 6
evi9

No i wzięli ślub! I to zresztą piękny ślub... piękne było tak, jak Brennan martwiła się, żeby Booth'owi nic się nie stało.. no i czy to nie jest miłość? Zaniepokoiło mnie to 'Padnij'... mam nadzieję, że wszyscy wyjdą z tego cali.. Jestem bardzo ciekawa następnej części! Czekam na ciąg dalszy :)

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

I co dalej ??
Mam nadzieje ze nic sie nie stanie Boothowi ani Brenn...
Czekam na szybciutki cedek !!

zaneta1994

Ja również krzyczę jak Beatka !!!! Tak ślub był piękny, wspaniale to wszystko opisałaś i racja Twojego braku doświadczenia w ogóle nie było "widać" :) Jejku jakie to było piękne kiedy Bones martwiła się o to, żeby Boothowi nic się nie stało... Tak to jest miłość i nie wiem jak WAS ale mnie żadne jej argumenty już nie przekonują, że jest inaczej :) A to, że Booth ją kocha to chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć :) Jestem jak najbardziej pewna, że ten ślub odbył się jak najbardziej z miłości, może się jeszcze do tego nie przyznali... ale czas pokaże :)
Wszystko ładnie, pięknie aż do momentu "Padnij !" Bardzo jestem zaciekawiona co się dalej wydarzy... :) Z niecierpliwością czekam na cd :) !!! (przepraszam, że krzyczę ale inaczej nie potrafię)

ocenił(a) serial na 10
mara625

CUUUUUUUUUUUDOWNE! Uwielbiam cię za tą część:*

ocenił(a) serial na 10
evi9

Wstyd mi normalnie, że już pół roku piszę to jedno opowiadanie i że musicie tak długo czekać na kolejne części, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo;)
A oto kolejna część, przed chwilą napisana


- W porządku? - zapytał jakiś agent Bootha.
- Tak. Jak Zezulce? - Seeley jak najszybciej chciał się dowiedzieć, czy pozostali wzięli sobie do serca to, co im ostatnio mówił.
- W porządku. Włos im z głowy nie spadł - odparł młody agent.
- Dobra robota - powiedział Booth i poklepał swojego młodszego kolegę. Następnie odszedł na bok. Miał dosyć tych przesadzonych gratulacji i fałszywych uśmiechów, które pojawiały się tu i ówdzie. Przeszedł cały statek, by po drugiej stronie zobaczyć Bones wpatrującą się w spokojny ocean. Woda miała kolor jej oczu i była równie nieprzewidywalna, jak Brennan. Tylko najlepszy marynarz, który przeżył wiele lat na oceanie może przewidzieć, co się stanie.
- Udało się - powiedział Booth, podchodząc do zamyślonej Bones.
- Booth - odparła spłoszona antropolog. Mocno się do niego przytuliła. - Tak się bałam, że coś ci się stanie - dodała, wciąż jednak pozostawała w ramionach partnera.
- A ja się bałem, że nie dokończysz przysięgi - odparł wesoło. Bones posłała mu zdezorientowane spojrzenie. - Jak miałaś powiedzieć: "Tak mi dopomóż Bóg..." - przypomniał.
- Bóg nie istnieje, Booth - zauważyła. W tej chwili spostrzegła na ramieniu przyjaciela strużkę krwi. - Ty krwawisz. Powinni cię opatrzyć - znowu zaczęła stosować ten swój naukowy ton.
- To tylko draśnięcie - odparł spokojny, bo ona była bezpieczna.
- Booth, ale nawet najmniejsza rana może ulec zakażeniu, jeśli się jej odpowiednio nie oczyści i nie opatrzy - zauważyła. - W Ghanie jedno małe zadrapanie może spowodować śmierć.
- Bones, ale to są Stany, a nie Ghana. Po drugie: nie pierwszy raz oberwałem...
- Nie widzę, żeby coś ci się oberwało - powiedziała, przerywając mu w pół słowa.
- Jak się czułaś przed ołtarzem? - zmienił temat agent. Wciąż miał nadzieję, że może ten cały teatrzyk przyniesie zmianę postrzegania przez Bones rytuału ślubu.
- Dziwnie - zaczęła. - To było takie... Biorąc pod uwagę, że ślub biorą ludzie, którzy się kochają, to czułam się naprawdę dziwnie. Chociaż doskonale wiem, że miłość nie istnieje - wydusiła z siebie Bones.
- Może powinnaś zamienić antropologię na aktorstwo, bo nic nie było po tobie widać. Rzekłbym nawet, że myślałem, że mnie kochasz - zażartował, próbując jednocześnie dostrzec w jej zachowaniu odpowiedź na pytanie w tle.
- Antropologia to jest moje życie - wyznała szybko Bren. - Nie mogłabym jej zamienić na nic innego.
Agent dopiero teraz spostrzegł, że Bones zdążyła się już przebrać w turkusową zwiewną sukienkę. Jak zwykle wyglądała w niej prześlicznie. Rozpuściła też spięte włosy i teraz jej kasztanowe pasma falowały pod wpływem oceanicznej bryzy. On sam wypadał przy niej słabo. Miał na sobie białą, a teraz już raczej szarą koszulę z niedawnego ślubu i te same czarne spodnie, w których stał przed ołtarzem. Nie miał czasu zmienić swojego ubrania.
- Pięknie wyglądałaś w tej sukni ślubnej - powiedział po chwili Booth. Teraz oboje patrzyli na ocean.
- Dziękuję. To zasługa Angeli - odparła. Bones nieprzywykła jeszcze do przyjmowania komplementów, ale powoli nauczyła się je akceptować i nie zmieniać na stwierdzenie faktu.
- Agencie Booth, doktor Brennan, czy mogę prosić o podpis tych dokumentów dla dyrektora Cullena? - zapytała jakaś młoda dziewczyna z blond włosami.
- Oczywiście - odparł wesoło agent i podpisał, nawet na nie nie spoglądając. Bones zrobiła to samo. Nie mieli właściwie pojęcia, co takiego podpisali, ale skoro to dokumenty dla Cullena, to pewnie jakieś sprawozdanie albo wstępny raport z akcji.
Dziewczyna szybko zniknęła na drugim końcu statku, a oni nadal wpatrywali się w ocean.
- A co z nimi? - zapytała Bren, wskazując na kilkunastu wciąż zamaskowanych postaci, przykutych do barierek i pilnowanych przez grupkę agentów.
- Pierwsi są właśnie przesłuchiwani - odparł Booth. - Ale i tak trzeba będzie przesłuchać ich jeszcze raz.
- Narzędzie zbrodni?
- Żaden z nich go nie miał przy sobie, ale na lądzie policja już przeszukuje ich mieszkania. Może tam coś znajdziemy.
Bones powoli przesuwała na palcu złotą obrączkę ślubną. Nie miała ochoty się z nią rozstawać. I chociaż ten symbol oznaczał przywiązanie, to gdzieś w sercu chciała być przywiązana do swojego najlepszego przyjaciela. Wiedziała, że przy nim nikt jej nie skrzywdzi. Że on na to nie pozwoli. Booth delikatnie dotknął wierzchu jej dłoni, by później zamknąć jej smukłą dłoń w swojej silnej. Ocean był spokojny. Czuli jak statek przemierza kolejne mile morskie i lekko się kołysze, by dotrzeć do portu. Jednak na to będą musieli jeszcze trochę poczekać.
- A co z Angelą, doktor Saroyan i ... - spytała po dłuższym namyśle Bones.
- W porządku. Są w swoich pokojach z agentami. Włos im z głowy nie spadł - uspokoił ją szybko agent.
- Nie możesz tego wiedzieć - odparła racjonalnie Bren, bo szczerze wątpiła w to, by agent przeliczał liczbę włosów przed i po uroczystości. Booth tylko głośno westchnął i spojrzał w te lazurowe oczy, w których bardzo szybko ginął.
- Booth, muszę ci coś powiedzieć, to jest bardzo... - nie zdołała dokończyć, bo przerwał jej jakiś nieznany głos.
- Agencie Booth, mam dla pana ważną informację - odezwał się nagle jakiś młody agent, którego wcześniej nie zauważyli.
- Co jest? - spytał spokojnie Booth, odwracając głowę w stronę młodziaka.
- W Waszyngtonie znaleźli prawdopodobnie narzędzie zbrodni - wyjaśnił. Booth i Bren spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się. - Jeden z tych napastników, ksywka "Corbi", podał nam dane swojego zleceniodawcy. Sprawdziliśmy i w jej mieszkaniu znaleźliśmy nożyczki ze śladami krwi.
- Dobra, informuj mnie na bieżąco - powiedział zadowolony agent. Z drugiej strony jednak odnalezienie zaginionego narzędzia zbrodni oznaczało koniec tej całej przebieranki, która, przy wielu swoich wadach, bardzo mu się podobała. Odzwierciedlała jego prawdziwe pragnienia. Razem z Bones ruszyli w miejsce dowodzenia całą tą akcją, by być na bieżąco ze wszystkimi nowymi faktami i przesłuchać pozostałych zamachowców.


evi9

Bardzo fajna część Evi... No i już po sprawie.... mają ich... :)
Na szczęście nic nikomu się nie stało... no może Booth lekko oberwał ale czego on nie przyjmował na siebie... :PP
Piękna część... Bones jak zwykle racjonalna i ten jej naukowy ton... he he :)
Ciekawe co Bones chciała powiedzieć Boothowi... - hmmm... coś bardzo ważnego a tu ktoś im przerwał, ale teraz już im chyba nikt nie przerwie... :) czekam na cd :)
No Evi może troszkę wstyd ale dłuższe czekanie podkręca napięcie, którego tu było bardzo dużo :PP
Pozdrawiam serdecznie :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Evi zgadzam się z Marysią że czekanie podkręca napięcie :):):)
Bardzo fajna część :):)
C iekwe jakie to dokumenty podpisali B&B cos mi się zdaje że może to akt ślubu i oni są na prawdę małżeństwem ale zobaczymy co nam wymyśliłaś Evi
Też się zastanawiam co też Bones chciała powiedzieć Boothowi może że zrozumiała że łączy ich jednak coś więcej niż przyjaźń
Pozdrawiam i czekam na następną część:):):):):):):):)