Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.
swietna czesc... taka romantyczna... hmmm... :) bardzo poprawila mi nastroj :) dobrze ze im sie przedluzy o dwa dni... moze cos sie wydarzy... :) czekam na cd :)
Właśnie, mogliby się chociaż pocałować... (tak na początek xD) Chyba da się coś z tym zrobić, co? :)
No tak, niech Bones się teraz zastanowi co z tym fantem zrobić.. oby wymyśliła coś, co spodoba się nam. Też liczę na jakiś pocałunek. Już jest chyba blisko.. jest trzymanie się za ręce (co swoją drogą jest bardzo słodkie), te wszystkie rozmyślania.. są na dobrej drodze! Czekam na ciąg dalszy! ;p
Dobre pytanie: Co z tym fantem zrobić? :D Nasza Evi na pewno coś ciekawego wymyśli :P Czekam na kolejną część oczywiście:))
Tylko nie bijcie;)
Wrócili do hotelu w niezbyt ciekawych nastrojach. Dwie kolejne noce będą nieprzespane. Oboje wiedzieli, że długo nie wytrzymają w ten sposób. Booth myślał, że zwariuje, bo piżama Bones nadal się nie znalazła. Jego partnerka spała więc w tym kusym ubranku, zawieszonym na cieniutkich ramiączkach. Co noc miał ją tak blisko i tak daleko. Ona natomiast nie mogła już dłużej patrzeć i tylko patrzeć na to umięśnione ciało agenta, od którego biło takie ciepło i wręcz kipiało testosteronem. Szczególnie noce były niewyobrażalnie trudne, bo Booth spał w samych bokserkach. Bones widziała już wielu mężczyzn nagich, ubranych, czy nawet widziała już nago swojego partnera, ale wtedy nie było jeszcze pomiędzy nimi aż takiej bliskiej więzi. A teraz do pożądania fizycznego dochodziło to nieznane jej uczucie. I chciała doświadczyć jedności dwóch ciał i dwóch serc. Chciała poznać różnicę, którą agent tyle razy już podkreślał. Bo z kim innym jak nie z nim? Skoro Angela sądzi, że on ją kocha, to nie może się mylić. Nie ma namacalnych dowodów, ale te iskierki w jego oczach, kiedy na nią patrzy. Ten cudowny uśmiech, który rozświetla jego twarz. Czy to nie są te dowody?
- Bones, gdzie ty ostatnio tak ciągle odpływasz? Zakochałaś się, czy co...? - to ostatnie zdanie z trudem przeszło mu przez gardło, ale nie pokazał tego po sobie.
- Widzisz tu gdzieś łódź i wodę? - zapytała wyrwana z zamyślenia. - I dlaczego miałabym się zakochać, skoro nie wierzę w miłość? - odparła. To było dla niej za szybko, żeby przyznać, co tak naprawdę czuje do swojego partnera. Wiedziała, że ma czas, bo to uczucie, jak zapewne powiedziałby agent zaczyna dopiero w niej kiełkować. Właściwie zaczyna kiełkować w jej umyśle i świadomości, bo w sercu już wyrosło na piękny kwiat.
- Dobranoc - powiedział agent, który i tak wiedział, że oboje nie potrafią zasnąć. A jeżeli nawet, to jest to tylko drzemka. Gdyby zasnęli, ich sen mógłby się spełnić i mieć nieoczekiwane skutki. Dlatego oboje nawet we śnie starali się powstrzymywać swoje rządze i jak na razie byli górą. Nie wiedzieli jednak, co się wydarzy przez następne noce. Oboje mieli siebie przed oczami. Oboje w wyobraźni pozbywali się swoich ubrań i kochali. Po prostu kochali. Dotykali swoich rozpalonych ciał, chcąc poznać i zapamiętać każdy szczegół. Odkrywali miejsca, do których nikt jeszcze nie dotarł. Słyszeli swoje imiona krzyczane z miłością i pasją. Słyszeli swoje przyspieszone oddechy. Czuli na swoim ciele dotyk tej drugiej osoby. Czuli jak docierają do nieba i pozostają tam na bardzo długo. Czują, że śnią, a kiedy otwierają oczy, sen nadal istnieje. Nie tracą tej ukochanej osoby. Pragną tylko siebie mocniej i mocniej, a każde zaspokojenie przynosi kolejne, jeszcze większe pragnienie. Pragnienie doświadczenia jedności, spełnienia, bliskości i miłości. Nie zwykłego zaspokojenia, ale tego połączenia dwóch ciał. Poczucia bliskości drugiej osoby, a nie tylko spełnienia jej oczekiwań. Nie tylko zaspokojenia potrzeb biologicznych, ale i tych duchowych, emocjonalnych. I nie tylko swoich, ale i tej drugiej osoby, dla której chcemy jak najlepiej. Jej szczęście stawiamy ponad nasze. To jej potrzeby są dla nas ważne. To ona stanowi sens naszego życia.
- Booth, śpisz? - zapytała niepewnie Bones.
- Nie - odparł. Spodziewał się, że któreś przerwie tę ciszę.
- Ja też nie - powiedziała. - Kiedyś nie mieliśmy takich problemów ze spaniem we wspólnym łóżku.
- Jeśli chcesz to pościelę sobie na kanapie - gotowy był wstać i wyjść. Zrobiłby wszystko, żeby tylko Bones poczuła się lepiej.
- Nie, Booth - zaprzeczyła najszybciej i najgłośniej jak mogła. - Nie o to mi chodziło - dodała. Dla pewności, że nie ruszy się z miejsca, przytrzymała jego dłoń.
- To w czym problem, Temperance? - zapytał. Był poważnie zaniepokojony tym dziwnym tonem i zachowaniem partnerki.
- Zastanawiam się czy partnerzy, tacy jak my, mogą być ze sobą. To znaczy czy oprócz związku zawodowego mogą tworzyć związek prywatnie. Wiesz, seks, mieszkanie, kolacje... - wymieniała, a Booth starał się wykombinować odpowiedź, która zbliży ich do siebie, ale żadnego nie zdradzi. Mógł jej powiedzieć, że tak. Mógł powiedzieć, że nie.
- Wiesz, Bones. To zależy od szefów i od samych partnerów. Jeżeli są w stanie razem pracować już jako para, to nie powinno być z tym problemów. Wiem, że pary agentów nie są zbyt mile widziane, ale jeśli mają dobre wyniki, to przymyka się na to oko - odparł powoli, ważąc każde pojedyncze słowo. Nie miał pojęcia, czemu miało służyć to pytanie, ale skoro już padło, to on odpowie tak, jak jest. Oboje cenią sobie szczerość, więc i tym razem nie zamierzają niczego ukrywać.
- Czyli teoretycznie mogłoby dojść do takiej sytuacji - trochę zauważyła, a trochę zapytała Bones.
- Tak. Praktycznie też. Podobno było już kilkanaście takich par i nadal ze sobą pracują - powiedział. Nie chciał dopuszczać do świadomości, że te pytania mają jakiś konkretny cel, bo u Brennan żadne pytanie nie było zadawane bez potrzeby. Tym razem mogło być podobnie albo całkowicie inaczej. A ta niewiedza wcale mu nie pomagała.
- Ale teoretycznie my mielibyśmy małe szanse - zauważyła niepewnie. "Matko Boska, co ją dzisiaj naszło?" - pytał w myślach agent. "Nigdy wcześniej nie robiła takich numerów. Nie zadawała takich pytań. Czy to może oznaczać...?" - myśli kłębiły się w jego głowie.
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytał. Chciał utrzymać lekki, zabawny ton głosu, ale nawet głuchy usłyszałby drgania. Tylko Bones pozostała obojętna, za co teraz jej dziękował.
- Bo stale się sprzeczamy i nie potrafimy ze sobą spać - wyjaśniła. Teraz miał więcej pytań niż odpowiedzi.
- Tak. Faktycznie, Bones. Tak jest - wyjąkał. Nie dał upustu emocjom, ale coś nim targało. Może to było złamane serce, a może złość, że był taki naiwny. Że wciąż taki jest. Bones obróciła się tyłem do niego i udawała, że śpi. "Potwierdził, że nie mamy szans. Teoretycznie. Ale praktyka a teoria to dwie różne sfery. Ale mamy rację. Nie ma szans, żebyśmy tworzyli związek. Ale ja go kocham..." - myślała. Jedna mała łza spłynęła po policzku na poduszkę. Łza miłości. Gdyby wiedziała, co teraz czuje Booth...
Przepraszam za błędy, ale szybko pisane i mogłam ich wszystkich nie wyczaić;]
ja nie zamierzam Cie bic... :) to bylo boskie :) oj gdyby wiedzieli, powiedzieliby sobie co czuja do siebie nawzajem to... hmmm.. chyba za bardzo sie rozmarzylam xD :) czekam na rozwoj wydarzen :)
Adorable! Ja tak bardzo lubiewam to story, ono takie real i so Bones ;) Can't wait to see next part!
Evie wspaniała część...co prawda nie było jeszcze mojego tak wyczekanego (mam nadzieję)pocałunku , ale i tak przecudne:)
No nie, a ja myślałam już, że ta ich rozmowa zupełnie inaczej się skończy! Dlaczego Booth, mimo że jest taki domyślny, nie zorientował się po co Bones zadaje te pytania? Teraz biedna myśli, że nie ma dla nich szans! No i oboje nadal nie wiedzą, co każde z nich czuję... Czekam na ciąg dalszy! ;d
Trochę krócióteńko, ale w święta se odbiję, obiecuję
Następnego ranka długo nie podnosili się z łóżek. Nie wiedzieli jak spojrzeć sobie w oczy. W nocy oboje definitywnie zrezygnowali z walki o tę drugą osobę. Skoro doszli do wniosku, że nie mają szans na realny związek, to może lepiej zostać przy przyjaźni i cierpieć w samotności. Jedna rozmowa zburzyła ten pozorny spokój, który panował w ich relacjach. Teraz będzie już zupełnie inaczej. Chcieli odwlec ten moment. Moment, kiedy oboje przestaną walczyć ze sobą. I tak by mogło pozostać. Jednak panna Montenegro zmartwiona nieco tym, iż jeszcze nie ma ich na dole pospieszyła do pokoju przyjaciół.
- Jesteście tam? - zapytała, stojąc pod drzwiami. Wiedziała, że może źle robi, ale do tej pory przekonała się, że czasem dobrze jest zaryzykować.
- Już, Ange - odkrzyknął agent. Żółwimi ruchami zwlókł się z łóżka i poszedł otworzyć drzwi. Widać po nim było, że ta noc należała do nieprzespanych.
- Chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku - usprawiedliwiła się, kiedy drzwi się przed nią otworzyły. Bones ubrała szlafrok i po chwili pojawiła się koło Bootha.
- A czemu ma nie być w porządku - odparł agent. Był zły na siebie za to, co tej nocy się wydarzyło, a raczej za to, co się nie wydarzyło. Stchórzył, po prostu stchórzył i nie potrafił przełknąć tej gorzkiej prawdy.
- Sweety, pomyślałam, że może wybierzemy się na zakupy? - zaproponowała Angela. - W mieście jest tyle fajnych butików - argumentowała. Artystka miała mnóstwo energii. Nikt nie wiedział, jakim cudem ma taką chęć do życia.
- I znowu będę miała zakwasy? - zapytała z przekąsem Brennan.
- Dzisiaj możesz włożyć buty na płaskim. Przecież idziemy tylko we dwie - Angela postanowiła wejść do środka i zobaczyć jak im się układa. Tak po prawdzie to zakupy mają być pretekstem do rozmowy. Bardzo poważnej rozmowy na temat miłości i Bootha.
- No nie wiem. Zależy co powie Booth - odparła, wciąż niezdecydowana. Obie wyczekująco spojrzały na agenta, który usiadł na kanapie.
- Jak chcesz możesz jechać. Tylko uważaj na siebie - powiedział obojętnie. Bones poczuła jakieś ukłucie. Zazwyczaj teraz miał wykład o bezpieczeństwie i o tym, że ona uwielbia pakować się w kłopoty i tak dalej i dalej. A dzisiaj ten jego obojętny ton głosu trochę ją zasmucił. Właściwie to wiedziała, o co chodzi, ale nie wiedziała, że te kilka wczorajszych słów zniszczy ich przyjaźń. Nie mogą być wobec siebie tak obojętni. Są najlepszymi przyjaciółmi i się kochają, tak po kumpelsku. A teraz to wszystko ma się skończyć?
- Skoro tak, to poczekaj na mnie Ange, tylko się ubiorę - zwróciła się do przyjaciółki i zniknęła w sypialni. Angela bacznie obserwowała agenta. Jego głowa spoczywała w silnych dłoniach. Coś go gryzło. "Te zakupy to jest bardzo dobry pomysł" - pomyślała w pewnej chwili artystka. Po pół godzinie pojawiła się Brennan. Miała na sobie lekką bluzkę i brązową spódnicę. Booth nawet na nią nie spojrzał. A ona wykorzystując kamery, cmoknęła go na pożegnanie w policzek. Nie mogli zapominać, że mimo prywatnych utarczek wciąż byli narzeczeństwem i nie mogli robić tego, co im się żywnie podobało. Angela uśmiechnęła się do Bones, która czekała na jakąkolwiek reakcję ze strony Bootha. Trochę mu to zajęło, ale po chwili podniósł głowę i spojrzał zaskoczony w te lazurowe oczy. Zobaczył w nich niewielki błysk. Teraz wiedział, że jeśli on przestanie walczyć, to ją zrani. Nigdy nie przestanie jej kochać, nawet jeśli los złączy ją z innym męzczyżną, co raczej było niemożliwe. Wiedział też, że on nie jest jej tak bardzo obojętny. W końcu gdyby nic dla niej nie znaczył, nie zadawałaby tych wszystkich pytań. A może ich życie jeszcze się ułoży. Może nie będą musieli do końca świata bawić się w podchody i jedno przed drugim uciekać. A może wreszcie odnajdą to, co gdzieś po drodze im umknęło i dopiero teraz znowu to namierzyli. Oboje nie wiedzieli, jak zachować się między sobą. Właściwie po jednej wymianie zdań wszystko trzeba będzie budować na nowo, bo podstawy już upadły.
- Baw się dobrze - odparł agetn, posyłając jej uśmiech. Sam był zaskoczony, że tak szybko mu przeszło. Wystarczył jeden jej buziak i odzyskał siły do walki. I chociaż większości wydaje się pewnie, że to jest syzyfowa praca, to on wie, że gdzieś tam na szczycie czeka go nagroda. A dla niego najlepszą nagrodą jest szczęście Bones. Tylko tyle potrzebuje, żeby żyć. Tylko jej szczęścia i niczego więcej. Ale ona będzie szczęśliwa tylko i wyłącznie przy nim. Był Sully, był Andrew, ale Booth jest cały czas. A Bones musi jeszcze do tego dojrzeć.
- No, kochana, chodźmy, bo nam wszystkie sklepy zamkną - pogoniła ją trochę Angela. Bardzo jej się podobał ten buziak, szczególnie, że to była inicjatywa Brennan, ale poważna rozmowa nie może dłużej czekać. A zakupy to jest świetny pomysł, bo przy okazji można wiele informacji i szczegółów wyciągnąć. Wyszłu z pokoju, zostawiając agenta samego.
- Bones, doprowadzisz mnie do szału - powiedział cicho do siebie, gładząc policzek, na kórym wciąż czuł dotyk jej ust. - Robisz mi nadzieję i tego samego dnia ją zabierasz. A ja cię cały czas kocham - szeptał. Potem podniósł się i poszedł do łazienki w celu porannej toalety.
Sorki za wszelkie błędy
No i znów wszystko jest na dobrej drodze do tego, aby B&B mogli być razem :) czekam na cd :)
PS. I mam nadzieję, że Ange porozmawia sobie z Brenn i przemówi jej do rozumu... ;)
Tak Booth walcz, i nawet nie waż się poddawać! Mam nadzieję, że w końcu wyznają sobie miłość, bez strachu i obawy przed tym, że ta druga osoba ucieknie, albo to co jest między nimi zniknie. Może Ange zdoła coś uświadomić Bones? Liczę na to ! Czekam na ciąg dalszy! :)
O tak w Angeli no i w ...Evi cała nadzieja :) podpisuję się pod oczekującymi na dalszą część i już się cieszę na zapowiedziane" świąteczne" kąski:)
No własnie liczymy na Ciebie Evi... A świąteczne kąski... Mam nadzieje że wena dopisze!!!!! No I Wesołych świąt!!!!
Z góry sorki za wszelkie błędy, ale musiałam szybko pisać, bo jeszcze mnie sprzątanie today czeka;]
Angela szalała po sklepach. Bren, mimo dobrej kondycji fizycznej, miała problem, żeby dogonić swoją przyjaciółkę. Artystka była w swoim żywiole. Tu jakaś bluzeczka, tam torebeczka, i jeszcze czerwone szpilki, które mierzyła przez pół godziny. Później znalazła jeszcze jakąś super sukienkę z dekoltem do brzucha no i specjalnie do niej kupiła jeszcze jedną parę butów. Brennan zastanawiała się, skąd Ange ma tyle pieniędzy. Po sklepowym maratonie udały się już o wiele wolniej na kawę i jakieś ciacho. Oczywiście ciacho jadła tylko Angela, bo Bren wymówiła się brakiem apetytu.
- Kochaniutka, co tam u was słychać? - zapytała niezoobowiązująco Ange. Nie chciała wystraszyć Brennan, ale musiała dowiedzieć się, co takiego zaszło dziesiejszej nocy. Bo coś musiało się stać. Mina Bootha, kiedy otworzył jej drzwi mówiła dużo, ale nie wszytko. Szczegóły trzeba było więc wyciągnąć od samej zainteresowanej.
- Ange, przecież widziałaś nas wczoraj wieczorem, a pytasz jakbyśmy się spotkały po kilku latach - odparła antropolog.
- Kochanie, że ty też zawsze musisz wszystko brać aż tak dosadnie - powiedziała artystka. - Wydaje mi się, że coś cię gryzie. Wiesz, mi możesz powiedzieć zawsze, o każdej porze dnia i nocy, no może nocy niekoniecznie, ale zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. Razem coś wykombinujemy. W końcu co dwie głowy to nie jedna, prawda? - ten krótki wykład musiał teraz przejść przez ścisły umysł antropolog. Trochę to trwało. W tym czasie Angela uzupełniła płyny i cukry, i gotowa była do zwierzeń.
- Rozmawialiśmy wczoraj z Boothem. Doszliśmy do wniosku, że nasz teoretyczny związek nie ma najmniejszych szans - wydusiła wreszcie z siebie Bones. Trudno przyszło jej przyznanie się do tego, że w ogóle mówili o związku. Przecież to ona zawsze powtarzała, że nic ich nie łączy, choć wiedziała, że to już tylko pozory. Bardzo słabe pozory.
- Doszliście? Czy ty doszłaś do takiego wniosku? - dopytała dla pewności Angela. Jednak domyślała się, jak to musiało wyglądać.
- Ja powiedziałam, że to nie ma szans, ale Booth to potwierdził - wyjaśniła. "Ja cię zamorduję, agencie Booth" - przeszło artystce przez myśl.
- Bren, ale było mnóstwo małżeństw w FBI, które zaczęły się właśnie poprzez współpracę - zaczęła delikatnie Ange. - A wam się przecież bardzo dobrze ze sobą współpracuje - podkreśliła.
- Ciągle się kłócimy. Mamy całkowicie inne poglądy w ważnych sprawach. On wierzy w miłość, ja nie. On wierzy w Boga, ja nie. On chce ślubu, ja raczej nie. On chce mieć na pewno dzieci, a ja nie jestem gotowa na macierzyństwo. On kieruje się przeczuciem, a ja nauką - wyliczała Brennan. - Jesteśmy całkowitym przeciwieństwem...
- A przeciwieństwa się przyciągają. Pamiętasz z fizyki? - zauważyła szybko Angela. - Plus z minusem. Minus z plusem. Pamiętasz, a to przecież też nauka - wyglądało na to, że artystka znalazła sposób na Bones. Faktycznie z praw fizyki wychodziło, że przeciwieństwa się przyciągają.
- Ale on tyle razy powtarzał, że życie to nie nauka - odparła Bren. Powoli jednak zaczęła się przekonywać do tej hipotezy. W końcu jest to niezaprzeczalny fakt. Zostało to udowodnione naukowo. A na dodatek skoro nauka to ma swoje racjonalne wytłumaczenie. A to pasowało Bones, jak nic innego.
- Wiesz, Sweety, życie czasem koryguje pewne rzeczy, ale rzadko to się zdarza. A co do Bootha, to na pewno miał jakiś powód, żeby powiedzieć, że nauka to nie życie. Może odniósł to do całkiem innej sytuacji. Wiesz, ile sytuacji tyle znaczeń - rozmowa powoli dawała efekty w kształcie zainteresowania i wytężonego myślenia Bones. Angela miała rację, ale Booth też ją miał. W końcu już nie raz się przekonała, że nauka jest daleka od ludzkiego umysłu i ludzkiej psychiki. Ludzie tak często robią coś zupełnie inaczej niż byśmy to przewidywali.
- To jest nieracjonalne. Wszystko oznacza to, czym jest. W każdej sytuacji wszystko jest inne. A niektórzy myślą, że to nauka jest skomplikowana - powiedziała zmęczona i zdruzgotana Bones. To było dla niej zbyt skomplikowane. Nienawidziła psychologii i po tym wykładzie Angeli, coraz bardziej się w tym utwierdzała.
- Kochana, wiem, że to trudne - Angela położyła swoją dłoń na dłoni Brennan. - Ale ty i Booth już nie takim przeciwieństwom daliście radę. Jeśli tylko podejmiecie walkę, to i teraz wam się uda - podsumowała Ange.
- Tak myślisz? - zapytała niepewnie Bones.
- Ja nie myślę, ja to wiem - odparła zdecydowanie artystka. - I ty też to wiesz. Boisz się, ale nie pozwolisz, żeby strach podciął ci skrzydła.
- Ange, ale ja nie mam skrzydeł - odcięła się szybko Bones.
- Oj, Bren, musisz się jeszcze wiele nauczyć. Ale masz doskonałego nauczyciela, tylko daj mu szansę tej nauki - poradziła Ange. Ta rozmowa była inna niż wszystkie, które do tej pory przeprowadziły. Ta miała ogromne znaczenie dla dalszego życia Bones i Bootha. Jeśli te argumenty, które wytoczyła Ange nie zburzą tego muru, to tylko miłość Bootha będzie w stanie znaleźć w nim tajemne przejście i dostać się do środka.
Super mam nadzieje że po tej rozmowie Bones wszystko zrozumie. Uwielbiam Angele!!!!!! Widzę że w święta wena
dopisuje!!!
Oby Brennan wzięła sobie do serca rady Angeli :) czekam na cd :)
PS. Tak przy okazji, życzę Wszystkim Wesołych Świąt! :):*
oj ekstra rozmowa :) tez mam nadzieje ze Bones wezmie sobie Angeli rade do serca :) uwielbiam ja za to !!! :) oby wena dopisywala dalej
... i rowniez chcialabym zlozyc Wszystkim najserdeczniejsze zyczenia :)
Z okazji Świąt Wielkanocnych wszystkim życzę smacznego jajka koniecznie z ekologicznej hodowli, bogatego zajączka, wiele wiele radości no i oczywiście mokrego dyngusa (choć ja wolałabym się za często nie przebierać;))
A ode mnie taki mały prezencik w postaci kolejnej części, mam nadzieję, że nie ostatni przez te święta;)
Booth zadzwonił do Charliego. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej o Lopezie. Jak się okazało facet był czysty. Jedyne co miał na swoim koncie to ten rzekomy romans z klientką, za który Camdell go zwolnił. Agent nie miał żadnego podejrzanego. Była jedna rzecz, która wskazywała, że te masakry mają coś wspólnego ze śmiercią Caspera Dedsona. Bowiem w tych dwóch pierwszych atakach nikt nie zginął. To mogło znaczyć, że ktoś od dawna polował na Dedsona i Carlę. A te dwa poprzednie ataki miały tylko odwrócić uwagę od tego właściwego. Jednak to były tylko domysły i na ich podstawie ciężko było kogoś oskarżać. W domu Stentonów znaleziono nawóz do kwiatów, ten sam, który Hodgins znalazł w ranie. Jednak w żadnym zakamarku czy to domu, czy ogrodu nie znaleziono narzędzia zbrodni. Tak więc nadal byli w punkcie wyjścia i czekali, co przyniesie wizja na miejscu zbrodni. Może tam znajdą jeszcze jakieś odpowiedzi. Dzisiejszy dzień znowu mieli wolny. Dopiero jutro czekały ich kolejne trudne wybory związane ze ślubem. Booth chciał, żeby to wszystko już się skończyło. Jeszcze żadna sprawa nie była aż tak skomplikowana. Zero świadków. Jedyna podejrzana nie żyje. A dochodzenie stoi w miejscu. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze jakieś lewe interesy ofiary. Świat schodzi na psy.
- Dzięki, Rose - usłyszał głos Bones, która właśnie wchodziła do pokoju. Musiała użyć przykrywki przyjaciółki, bo obok nich przechodziła jakaś para. Pewnie tak jak oni, ustalali szczegóły ślubu.
- Nie ma sprawy, Sophie. I przemyśl to, co ci powiedziałam - przypomniała Angela.
Bones zamknęła drzwi i usiadła na malutkiej szafce. Czuła się jakby przebiegła trzy razy dystans maratoński. A przecież to było raptem kilkanaście sklepów w centrum i kilka na obrzeżach miasta.
- I jak zakupy? - zapytał Booth, wyłaniając się z dużego pokoju.
Bones zmroziła go wzrokiem.
- Ja nie mam pojęcia, co Ange widzi w tym bieganiu po sklepach. Przecież można coś zamówić przez internet i nie trzeba się tak męczyć - wyraziła swoje zdanie antropolog.
- A ja myślałem, że wszystkie kobiety lubią zakupy - powiedział z uśmiechem agent.
- To nie jest śmieszne. Mężczyźni mają łatwiej. Im wystarczy jeden garnitur i dwie koszule na zmianę - odparła. Booth prześledził w myślach swoją szafę i z bólem zauważył, że Bones nie ma racji. W jego szafie są co najmniej trzy garnitury, kilkanaście koszul, ze cztery kurtki na różne pory roku, dwa płaszcze i kilka par spodni.
- Nie powiedziałbym.
Brennan spojrzała na niego tym swoim wzrokiem, który wyrażał litość i pobłażanie. Wiedziała, że jej partner nie jest taki, jak wszyscy mężczyźni. Już nie raz i nie dwa zdołała się o tym przekonać. Czasem faktycznie zachowywał się jak małe rozkapryszone dziecko, ale był wtedy taki słodki. Nie okazywał swojej siły i wyższości na każdym kroku. Rozumiał jej racje, chociaż nie zawsze się z nimi zgadzał. Nie narzucał jej swojego zdania, chyba, że dla dobra sprawy.
- Chodź, usiądziesz na kanapie, bo tu będzie ci niewygodnie - powiedział, podając jej rękę. Bren przyjęła jego pomoc i kilka sekund później usadowiła się wygodnie na miękkiej kanapie. Booth podał jej poduszkę. Pierwszy raz pomyślała, że małżeństwo to nie jest aż taki zły pomysł. Szczególnie małżeństwo z takim facetem, jakim jest Booth. Szybko jednak odgoniła te myśli. Była zmęczona i nie myślała zbyt racjonalnie. Małżeństwo to jest archaizm. Jednak dla agenta wciąż miało ono ogromne znaczenie. Ale dla niej noszenie obrączki na palcu oznaczało tylko przynależność do kogoś. Przynależność do mężczyzny. Bycie mu podporządkowaną. A nie tak wyobrażała sobie swoje życie. Kiedyś może tak. Wtedy, kiedy jako mała dziewczynka patrzyła na swoich rodziców, zakochanych w sobie po uszy. Ale oni mieli stosunki partnerskie, bardzo podobne do tych, które ją łączą z agentem. Wtedy też chciała mieć takiego męża, jakim dla jej matki był jej ojciec. Ale później wszystko się zmieniło. Zobaczyła, że większość małżeństw jest zupełnie inna. Nie ma tam tej miłości i zakochania. Że uczucie z czasem gdzieś ginie. Że pozostaje tylko przynależność i podporządkowanie silniejszemu. A ona nie lubiła, kiedy ktoś nią rządził. Booth postawił przed nią kubek z gorącą czekoladą. Spojrzała na niego inaczej niż zwykle. Chyba Angela miała rację. Może im się udać?
Za namową agenta obejrzeli kilka filmów na laptopie. Po jakimś czasie Booth poczuł, że czyjaś głowa spoczywa na jego ramieniu. Spojrzał delikatnie w bok i zobaczył śpiącą partnerkę. Wyglądała jak księżniczka. Wyłączył komputer. Wziął ją czule na ręce i zaniósł do sypialni. Tam ułożył swoją księżniczkę na łóżku, a sam poszedł jeszcze zgasić światło w pokoju. Zastanawiał się, czy powinien ją przebrać do czegoś wygodniejszego. Nie wiedział, jak jutro rano zareaguje. Wyciągnął z szafy jakiś swój podkoszulek i ściągnął z Bones ten nieprzeznaczony do spania żakiet i spódnicę. Był tak delikatny, że Bones nawet nie czuła jego dotyku. Kiedy skończył, sam przebrał się w rzeczy do spania i położył obok niej. Kilka sekund później jego partnerka ułożyła swoją głowę na jego torsie i tak odpłynęła razem z nim w daleki świat snów.
ach ta Angela wykonczy nasza Bones... xD :) ekstra czesc nic dodac nic ujac... :) jak ja bym chciala miec takiego Bootha hmmmm... :) ale sie rozmarzylam :)
sliczny prezencik... mam nadzieje ze pojawi sie ich wiecej... :)
Kochana, nie tylko ty chciałabyś mieć Bootha;)
Też by mi się taki przydał....achh
Bardzo słodka część. Oj Brenn, Brenn.. zamiast ciągle tylko rozmyślać o tym ślubie, o tym, że mogłaby być z Booth'em to niech po prostu coś zrobi! Chociaż w sumie Booth też mógłby się za to zabrać.. Czekam na ciąg dalszy! (:
uhhh... to widze ze nie jestem sama... :) w sumie to ktora by go nie chciala... chyba tylko jakas idiotka... i wlasnie Bones powinna sie za niego wziazc... xD :)
No to jeszcze jeden dzisiaj;)
- Ale jak to gości? - pytała Bren, przeczytawszy plan dzisiejszego dnia. - Przecież my nie planowaliśmy żadnych gości ani wesela - powiedziała zaskoczona. Wczoraj dostali plan. Booth spojrzał tylko na godzinę, ale nie sprawdził, co takiego będą ustalać.
- Wiem, ale musimy improwizować - zauważył. - Przecież nie możemy teraz nagle powiedzieć, że nie będzie żadnych gości - oboje byli mocni zdenerwowani. Bren niedopatrzeniem Bootha, a Booth obawami Bones.
- I jak ty to sobie wyobrażasz? Że kogo mamy zaprosić? Rodziców? Szefów? - próbowała się opanować, ale z trudem jej to przychodziło.
- Bones, uspokój się - poradził agent, chcąc zażegnać rosnący konflikt. Byli jeszcze w pokoju więc nadal mogli zachowywać się normalnie. Zaraz jednak wyjdą i za drzwiami będą już Nicolasem i Sophie. - Zanim te zaproszenia do nich dojdą miną co najmniej z dwa tygodnie. Zdążymy rozwiązać tę sprawę i powiedzieć im, że to ściema - powiedział trzeźwo. Bones była wściekła od samiutkiego rana, a Booth nie miał pojęcia, co ją ugryzło. Bał się pytać, bo wiedział, że to by ją tylko jeszcze bardziej rozzłościło. Zastanawiał się, czy nie chodziło przypadkiem o ostatnią noc. Wolał jednak, żeby sama powiedziała mu, w czym problem.
- Booth, zapominasz, że Sophie nie ma żadnej rodziny. Skąd wziąść nagle członków całej mojej rodziny, jak ja nawet nie istnieję - powiedziała. Miała rację. Jako Nicolas i Sophie będzie im trudno wyczarować jakichś krewnych.
- Weżmiemy naszych znajomych. Zezulce na pewno się zgodzą. Namówi się paru agentów i wszystko będzie jak ulał - powiedział, zapinając ostatni guzik koszuli.
- Jaki ulał? Co ty znowu wylałeś? - zapytała. Booth uśmiechnął się do siebie, nawet mocno wkurzona miała problemy ze zrozumieniem, tego co mówił.
- Nic nie wylałem. Tak się mówi. To znaczy, że coś będzie idealne - wytłumaczył. - Gotowa? - zapytał. Bren tylko pokiwała w odpowiedzi głową. Nie lubiła za bardzo improwizować. Zawsze lubiła być przygotowana na pewne rzeczy. Jakby nie było od początku tej sprawy improwizowała prawie cały czas i nawet nieźle jej to wychodziło. Jednak w nauce nie ma miejsca na improwizację. - Bones, pamiętaj. Jesteś szczęśliwie zakochana i bierzesz za dwa miesiące ślub - powiedział, aby przywołać właściwy wyraz twarzy partnerki.
- Wiem. Uśmiech i radość - odparła z ironią. - Ostatni raz biorę ślub - zaznaczyła z naciskiem na "ostatni" i "ślub".
"Dobrze, że chociaż z właściwym człowiekiem" - pomyślał dumnie agent i wypiął tors.
Podał Bren ramię, które ona o dziwo przyjęła, po czym zadowoleni opuścili pokój, zamykając dokładnie drzwi. Bones starała się ukrywać złość, ale wiedziała, że będzie ją musiała dzisiaj na kimś wyładować.
Na dole przywitała ich Annie. Obok niej stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna.
- To jest Pete. On pomoże państwu uporać się z zaproszeniami i rozmieszczeniem gości na weselu - powiedziała.
- Mam nadzieję, że moja pomoc okaże się przydatna, madamme - zwrócił się do Bren, całując ją w rękę.
- Też mam taką nadzieję - odparł zazdrośnie agent i wręcz wyrwał rękę narzeczonej z uścisku Pete'a. Przygarnął Bones do siebie, okazując swoją wyższość na tym całuśnym paniusiem.
- Może przejdziemy do konkretów. Sam pan rozumie, chcemy by wszystko było idealne - powiedział Booth, ponaglając tym samym Pete'a.
- Proszę mówić mi Pete - oznajmił młodzieniec. - Ślub i wesele to najważniejsza uroczystość. Oczywiście wszystko musi być dopięte na ostatni guzik - Bones spojrzała pytająco na agenta.
- Później ci wytłumaczę - szepnął jej na ucho. Robił przy tym takie miny, jakby mówił jej coś całkiem innego.
Pete poprowadził ich do gabinetu. Centralnie na środku stał duży okrągły stół.
- Proszę spocząć, zaraz znajdę potrzebną makietę. To ma być ślub na statku... a więc... o proszę - powiedział, rozkładając na stole duży karton z małymi stolikami i krzesełkami. - Tak będzie nam łatwiej wybrać miejsca dla poszczególnych gości. Mają państwo listę gości, czy musimy zacząć od jej spisania? - zapytał, widząc zdziwienie na ich twarzach.
- Mamy - odparli wspólnie.
- Pamiętamy, kogo zaprosić, więc nie potrzeba nam żadnych kartek - wyjaśniła Bones.
- Czyli możemy zaczynać. Później przejdziemy do zaproszeń.
- Tak. A czy...Bo my... - Booth próbował coś z siebie wydusić - Bo my chcieliśmy sami wysłać te zaproszenia. To znaczy bez pańskiego, twojego udziału, Pete. Nie żebyśmy ci nie ufali czy coś, ale wiesz to fajna zabawa z zaproszeniami. Mamy już nawet gotowe. Wystarczy je tylko wypisać i wysłać - próbował agent.
- Oczywiście, panie Carwick. Jeśli takie jest państwa życzenie, to w porządku. A więc my zajmiemy się rozmieszczeniem gości, aby na ślubie nie dochodziło do scysji pomiędzy członkami obydwu rodzin - odparł niezrażony Pete.
- Takie sytuacje są niemożliwe. Nasze rodziny się akceptują i bardzo cieszą z naszego ślubu - włączyła się Bren.
- A więc zrobimy tak, by je jeszcze bardziej do siebie zbliżyć - no i się zaczęło. - Państwo tutaj - pokazał na miejsce. Tam właśnie położył karteczkę z napisem "Młodzi". - Tutaj rodzice. Po jednej i po drugiej stronie. Tu osoba, która udziela ślubu.
- A może lepiej tutaj? - zapytała Brennan, słysząc, jak ich konsultant się rozpędza.
- Też dobrze. A więc tutaj... - Pete ciągle się powtarzał. Oni wiecznie wchodzili mu w słowo i zmieniali ustawienia wedle własnego uznania. Ostatecznie po kilku godzinach opuścili tę zbrojownią i udali się do pokoju. Bones to układanie skojarzyło się ze składaniem kości w pełen szkielet i pewnie dlatego tak jej się to podobało. Może faktycznie te dwie rzeczy miały coś wspólnego, ale głównie dla agenta, bo strasznie się znudził. Jego skromnym zdaniem ludzie powinni usiąść tam, gdzie im wygodnie, a nie tam, gdzie przyznają im miejsce. Tak czy tak, to mieli już za sobą. Nawet się nie spostrzegli, kiedy zastał ich późny wieczór.
oj jak oni pieknie musza razem wygladac... :) bardzo podoba mi sie jak piszesz ;) ... moze Angela cos zadziala na te dwojke... xD :) hihihiii :) szykuje sie ekstra wesele... xD :)
Jakie one są annoying! Jak człowiek umie być so shy?! ;P A u mną na mycreativity.blox.pl jest cd Kapciuszka ;P
HAPPY EASTER! God bless you all! ;)
dziękuję dziewczyny;]
a tak nawiasem Kaja bardzo mi się ten twój Kopciuszek podoba;)
Ja już wiem, czemu Tom tak śmiał jak ja mówiłam jemu, że oglądam Kapciuszek. Ja napisałam na ręka kOpciuszek, teraz ja będę zapamiętać ;)
Szczerze, to ja tej różnicy nawet nie zauważyłam;)
ale tak się czasami dzieje;)
ale to mógł ci powiedzieć, jak ma być poprawnie;)
faceci...uhh
A braty będą robić wszystkiemu, żeby śmiać z tobie, a ja mam aż dwa ;D Gościom przyjechają, musze latywać! Kisses! ;*
Ja nie mam na szczęście ani siostry ani brata i mam święty spokój;)
buziaczki;*;*
świetnie Evi:) Przy okazji życzę Wesołych Świąt ,które zresztą mogłyby trwać okrągły rok... bo widzę, że mają bardzo dobry wpływ na Twoją wenę:)
American girl...Twoje opowiadanko jest również ciekawe:) pozdrawiam
przez te święta mam po prostu więcej czasu i trochę więcej czasu spędzam przy opowiadanich, zaczynam nowe, kończę pozostałe...
bo ostatnio byłam tak zarobiona, że nie wiedziałam, do czego ręce włożyć;) cieszę się, że ciągle Wam się podoba:*;*
Haha, Bones i Booth wybrną z każdej sytuacji.. ale tak to jest, jak się nieuważnie czyta plan! Podobało mi się porównanie ustawiania gości do składania kości! świetna część, zresztą jak każda :)
Świetna część :) Może Brennan faktycznie przekona się do ślubu :) czekam na cd :)
PS. American Girl... mnie też podoba się Twoje opko :) pozdrawiam :):*
Jest jeszcze nadzieja że Bones przekona się do ślubu, jeśli przypomina jej o kości to sznse rosną drastycznie!!!!! A tak
na seria super opowiadanie, super pomysł i super wykonanie!!!! Po prostu sssssuuuuuupppppeeeerrrr!!!! XDXD
no to kolejna część
Have fun;)
- Cześć, Charlie - przywitał się Booth przed domem Dedsona.
- Witam, agencie Booth. Przepraszam, że trochę to trwało, ale musieliśmy najpierw sprawdzić posiadłość, w której mieszkała Carla - wyjaśnił raz jeszcze Charlie.
- Też bym tak zrobił. A teraz zabieramy się do pracy, bo czas najwyższy zakończyć tę sprawę - zakomunikował agent. - To powiedz mi, jakie rewelacje masz na temat Dedsona i całej reszty, a Zezulce zajmą się domem.
Charlie zaczął relacjonować, czego dowiedział się w firmie Dedsonów, a Booth co ważniejsze rzeczy notował w swoim kajeciku.
- Witam, doktor Brennan - powiedział Hodgins do stojącej przed drzwiami antropolog.
- Doktorze Hodgins w domu znaleźliśmy w sypialni zaschnięty ślad krwi. To była krew ofiary - przypomniała Bones. - Mam nadzieję, że z odpowiednim sprzętem znajdziemy jeszcze jakieś ślady.
Weszli do środka razem z kilkoma stażystami z instytutu. Młodzi zajęli się salonem i pozostałymi pokojami, a Bren z Jackiem udali się na miejsce zbrodni. Sypialnia wyglądał tak jak kilka dni temu. Hodgins wraz z Bones dokładnie przeczesywali cały pokój w poszukiwaniu kolejnych śladów. Może uda im się znaleźć jakiś konkretny ślad mordercy, a nie tylko te poszlaki. Jak do tej pory mieli tylko puder, chlorofil i kwas azotowy.
- A jak tam przygotowania do ślubu? - zapytał entomolog. Bones spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
- W porządku - powiedziała nie za pewnie. Właściwie co ich tak wszystkich wzięło na ten ślub. Już któryś raz pyta o te przygotowania.
- A co u Angeli? - Bren usłyszała, jak naukowcowi zmienił się głos. Ich uczucie musiało być naprawdę silne, skoro od ich rozstania Ange miała co najmniej kilka partnerów i partnerek, a on nadal ją kocha.
- Dobrze. Doktorze Hodgins skupmy się na pracy - przywróciła go do pionu. Nie miała jakoś ochoty na pogaduchy o uczuciach. Musieli przecież przyspieszyć to dochodzenie, bo inaczej ślub się odbędzie.
- I jak tam, Bones? - agent wszedł do sypialni z kilkoma technikami z FBI.
- Nic nowego - odparła. Oboje wiedzieli, że marzenia o znalezieniu tu jeszcze czegokolwiek są tylko marzeniami.
- Technicy pobiorą odciski palców. Może to coś da - powiedział. Oni nie mieli takiej możliwości.
- Oni mają pobrać odciski palców? - zapytał z ironią Hodgins. - Przecież oni nie potrafią nawet...
- Doktorze Hodgins my też skończyliśmy odpowiednie uczelnie i niech pan wierzy, że na odciskach znamy się bardzo dobrze, a robaczki to pańska działka - odparł jeden z techników. Cóż Hodgins narzekał na nich od samego początku i po prostu trudno mu było się odzwyczaić.
- Doktor Brennan, znalazłem ślad w salonie - powiedział stażysta, który z tą informacją przemierzył schody i dotarł do gabinetu. - Prawdopodobnie naskórek - uściślił.
- Dobrze, proszę to zabezpieczyć i dać doktor Saroyan do badania.
- Oczywiście, doktor Brennan - odparł stażysta i wrócił do salonu.
- Doktorze Hodgins, sprawdzimy jeszcze ogród z tyłu domu - zakomunikowała Bones.
- Idę z wami - powiedział agent.
- Booth, nie wiedziałem, że znasz się na cząsteczkach - ironizował Hodgins. Humor mu dzisiaj dopisywał, czego nie można było powiedzieć o agencie.
- Booth, będziesz nam tylko przeszkadzał - zauważyła Brennan.
- Zapominasz, że w to może być wplątana mafia - zwrócił się do Bones, całkowicie ignorując Jacka. - Jeśli zaczną do was strzelać, to musicie mieć ochronę - argumentował. - Zresztą to ja prowadzę tę sprawę i mam prawo być z wami - powiedział ze wściekłym wyrazem oczu.
- Samiec-alfa - prychnęła Bones. - Jesteśmy partnerami. A ja jestem najlepszym antropologiem w kraju. Jeśli podważasz moje kwalifikacje i umiejętności to...
- Dajcie spokój ludzie - Angela stała w drzwiach i od dłuższej chwili przysłuchiwała się tej wymianie zdań, nieubłaganie zmierzającej do kłótni. Musiała w jakiś sposób to przystopować.
- Witaj, Ange. Pięknie wyglądasz - powiedział Jack, uśmiechając się do niej, najlepiej, jak tylko umiał.
- Dziękuję, Jack. Ty też się nieźle trzymasz - odparła z błyskiem w oku. Booth przewrócił oczami. A Bones słuchała tego interesującego antropologicznie dialogu.
- Idziemy? - zapytał agent, znużony tym komplementowaniem i uśmieszkami. "Będą sobie słodzić, jak znajdziemy narzędzie zbrodni" - pomyślał.
- Booth, co cię ugryzło? - zapytała Angela w drodze do ogrodu.
- Nic - odparł zirytowany.
- Tak, jasne. A ja jestem królowa Elżbieta - powiedziała, świdrując oczami jego twarz.
- To śledztwo się chyba nigdy nie skończy - powiedział pewnie.
- Nigdy, nie mów nigdy - Angela próbowała żartem rozładować atmosferę, ale niestety nie udawało jej się to. Wszyscy byli w kiepskich humorach. Szczególnie Bones i Booth, którym ta cała sprawa zaczęła powoli wychodzić bokiem. Mieli serdecznie dosyć udawania narzeczonych. Zaczynali tracić nad tym wszystkim kontrolę. Bones zaczynała rozumieć, dlaczego w obecności agenta zachowuje się tak, a nie inaczej. Booth nie miał siły dłużej być tylko jej przyjacielem. Do tej pory nad tym panował. Nie spędzał z nią całych dni. A nawet jeśli to przynajmniej noce miał dla siebie. Tyle, że ona wciąż była w jego głowie. Kiedy zamykał oczy widział ją, jak się uśmiecha. Słyszał, jak śpiewa swoją ulubioną piosenkę. A właściwie ich ulubioną. Widział jak razem tańczą. A potem otwierał oczy i wszystko znikało. Pozostawała rzeczywistość. Gdyby miał pewność, że Brennan jest gotowa na coś tak poważnego, to bez żadnych wątpliwości by jej powiedział, co czuje. Ale dla niego bardziej liczyło się szczęście Bones, i jeśli jej pasowało tak jak jest, to nie chciał tego zmieniać. Nie chciał jej skrzywdzić. Mimo tej skorupy, bardzo twardej, to jej serce było bardzo kruche. Już nie raz widział, że łatwo można ją skrzywdzić. Sam kilka razy był tego bliski. Dlatego teraz uważał na wszystko, co mówił. Starał się wybierać takie rozwiązania, żeby ona czuła się komfortowo. Nic więcej się dla niego nie liczyło.
- Nic tu nie ma - podsumował Hodgins kilka godzin spędzonych w ogrodzie.
- Zbieramy się - oznajmił Booth. - Wy wracacie do Waszyngtonu, a my do hotelu. I niech Cam jak najszybciej zbada ten naskórek - zakończył agent.
mam nadzieje ze w koncu cos znajda... chociaz z drugiej strony... xD bardzo podoba mi sie jak piszesz... - z pelna profesjonalnoscia xD :) czekam na cd :)
tak, chcę, bardzo bardzo chcę;) uwielbiam taką robotę, zawsze mi się wydawało, że to takie połączenie detektywa i pisarza w jednym, a więc robótka dla mnie;)
w sumie to mozna tak powiedziec ze to takie polaczenie... xD :) widze ze nam sie szykuje Angela z dziennkikarskim pazurem... xD ;)
PS. szczerze to ja nienawidze pisac roznego rodzaju wypracowania itp.. xD :) ale zawsze jakos uda sie na czworeczke xD :)
a ja uwielbiam pisać;) wszystko tylko muszę mieć czas i chęci;)
czasem bez weny jest ciężko, ale też się coś da napisać, tylko że trudniej;)
No jeszcze jedna część dzisiaj;)
Wieczorem wrócili do hoteliku. Angela poszła do swojego pokoju, a Booth i Bones zostali jeszcze na podwórzu. Nie mieli ochoty wracać do pokoju. Oboje spędzą tam jeszcze sporo czasu, więc mogą pooddychać świeżym powietrzem. Potrzebowali tego. Stali obok siebie, ale jakby nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie trzymali się za ręce. Byli w całkowicie innych światach. Na niebie świeciły gwiazdy. Zapowiadała się naprawdę piękna, pogodna noc. A oni stali obok siebie i starali się zapomnieć o tej drugiej osobie. Wiedzieli, że stoi obok nich, ale nie potrafili się odezwać. Co mieli powiedzieć? Musieliby brnąć dalej w te swoje fantazje. Musieliby udawać przed sobą. Cały czas udają, więc chcieliby w końcu przestać. Ale byli już za daleko.
- Booth - przerwała ciszę Bones.
- Tak.
- Czy ty naprawdę uważasz, że nie mielibyśmy szans? - zapytała raz jeszcze. Odważyła się zadać po raz kolejny to pytanie.
- W czym nie mielibyśmy mieć szans? - wiedział, o co jej chodzi, ale chciał, żeby zadała to pytanie w całości. Chciał to jeszcze raz usłyszeć. Tak jak tamtej nocy.
- W związku - popatrzyła na jego twarz. Może te lekcje Sweetsa teraz jej się przydają.
- Przecież ci mówiłem - odparł. To musiało mieć dla niej spore znaczenie, skoro porusza ten temat po raz kolejny.
-Wiem, ale mówiłeś szczerze? Ufam ci, ale wiem, że zrobiłbyś wszystko, żebym się dobrze czuła. Okłamałbyś mnie? - zapytała wprost. W końcu ona nie owijała w bawełnę.
- Temperance, jeśli kiedykolwiek bym cię okłamał, to zrobiłbym to tylko dla twojego dobra - powiedział agent. - Jesteśmy przyjaciółmi i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
- Nie odpowiedziałeś - rzuciła i spojrzała mu w oczy. Te czekoladowe, które teraz były bardzo ciemne, nieprzeniknione. Pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć. Zaskoczyła go ta otwartość i zdecydowanie z jej strony w uzyskaniu tej odpowiedzi.
- Bones, sama powiedziałeś, że nie mamy szans.
- Ale ty nie musiałeś tego akceptować - zauważyła, wciąż utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Nie było sensu, żeby ci mieszać w głowie. Ty masz swój świat poukładany, a ja nie chciałbym tego zmieniać - odparł. - Zresztą jesteśmy całkowicie inni. Sama wiesz, że to się zazwyczaj źle kończy - dodał.
- Booth, odpowiesz w końcu konkretnie? - zapytała, gotowa wyznać mu to, co czuje.
- Uważam, że mogłoby nam się udać. Tylko oboje musielibyśmy iść na pewne ustępstwa, ale...
- Nie da się iść na ustępstwa - przerwała mu. - To kolejna przenośnia? - zapytała z miną małego dziecka.
- Tak - odparł z uśmiechem. - Moja Bones, ty się nigdy nie zmienisz. I się nie zmieniaj. Bo jesteś jedyna, wspaniała - powiedział i mocno przytulił.
- Nie jestem wspaniała - zaprzeczyła zdecydowanie. - Nie rozumiem tych twoich nielogicznych powiedzonek. Nie znam się na sporcie i nie jestem zdolna do miłości - wyliczyła. Booth podniósł jej podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy.
- Nigdy nie mów, że nie jesteś zdolna do miłości. Potrafisz kochać, tylko nie spotkałaś jeszcze nikogo, kto by ci to uświadomił - mówił czule i poważnie. Ich usta dzieliły milimetry. Wystarczył jeden niezdarny ruch i mogły się spotkać. Byli tak blisko siebie. Znowu. Ten hotelik miał na nich dziwny wpływ. Oboje zaczęli coraz więcej rozumieć. To była chwila, kiedy Bones poczuła lekkie muśnięcie ust partnera. Zrobił to. Delikatnie, żeby tylko jej pokazać, że tu jest. Że jest gotowy. Spojrzała w jego oczy. Znowu. Ale dla niej to było za mało. A że nie zanosiło się na to, aby on wykonał kolejny krok, przejęła inicjatywę. Przyciągnęła jego twarz i wpiła się w jego usta. On nie był jej dłużny. Trwali tak dłuższą chwilę.
- Hej, ale chyba nie tutaj - powiedział agent, między pocałunkami.
- Ani tutaj, ani tam. Dopiero po ślubie - odparła Bones figlarnie i pobiegła do hotelu. Agent podążył za nią. Trzeba było przyznać, że miała niezłą kondycję. Przebiegła całe schody, jeszcze w górę i nawet się nie zadyszała. Agent był zaraz za nią. Złapał ją dopiero przy drzwiach do pokoju. Pech chciał, że tylko on miał klucze. Puścił ją przodem i zamknął dokładnie drzwi. Jakoś nie miał ochoty na niezapowiedzianą wizytę Angeli. Nie po tym, co stało się przed chwilą.
- Późno, czas spać - powiedział, siadając na kanapie.
- Tak. Pojutrze Cam powinna mieć wyniki DNA - przypomniała Bones.
- To idź pod prysznic - poprosił agent.
- Dlaczego ja mam być pierwsza? - zapytała, gotowa do wykładu o równouprawnieniu.
- Bo...Bo...No bo... - wiedział, że czeka na to by powiedział, że jest kobietą. Ale on jej nie zrobi takiej przyjemności. - Bo ja muszę jeszcze zadzwonić - wybrał w końcu jedną z opcji.
- Zadzwonić? - zapytała nieco zawiedziona Bones. Miała ogromną ochotę się pokłócić. Lubiła, kochała się z nim przekomarzać i dyskutować na różne tematy.
- Tak, zadzwonię do Parkera. Dawno już go nie widziałem - wyjaśnił.
- Aha - odparła. - No dobrze. Pójdę pierwsza.
Już ruszyła w kierunku łazienki, ale zatrzymała się w pół kroku i wróciła do agenta. Pocałowała go w policzek i teraz dopiero mogła w spokoju iść pod prysznic, żeby przemyśleć wszystko to, do czego dzisiaj o mały włos nie doszło.
Wreszcie się zorientowali!!!!! AMEN!!!!! Świetnie piszesz!!! I bardzo dobrze, że często dodajesz notki. Co wchodzę to
dwie!!!! Ja też piszę ale nie mam talentu i w porównaniu do twojego to otchłań!!! Aaaa... I tylko jedna rada- wydaj
książkę!!!!! Na 100 ją kupię.
Dziękuję:*
A jak piszesz o Bones to daj nam swoje dzieła, chętnie przeczytam;) możesz mi na maila przesłać, to ci powiem czy masz rację..., a na pewno nie masz;)
Ja mam po prostu jeden problem- wymyślam zawiłą fabułę, a potem przez brak czasu i cierpliwości gubię się w niej i
zostawiam np. 4 party. Moją manią są opowiadania w 1 osobie o córce B&B, ale też wymyśliłam np. połączenie Bones i
Housa. Ale jak chcesz to mój mail to: emilaKwa@gmail.com.