Moje wypociny. Wszystkim czytającym życzę chwil relaksu z moją "twórczością"
... na samolot mam nadzieje :) pięknie biedny Booth... co on teraz musi przeżywać... z niecierpliwością czekam na cd :)
3.
- Cholera spóźniłam się – powiedziała zdenerwowana patrząc na pusty cmentarz – gdzie oni mogą teraz być?
Trochę więcej niż dwa tygodnie wcześniej głęboka prowincja Indii…
W końcu do domu. Wracam obiecuje sobie solennie, że więcej tutaj nie przyjadę. Spartańskie warunki, beznadziejni tubylcy i ekipa tez pozostawiała wiele do życzenia. Banda nieudaczników i obiboków. I oni mają czelność nazywać siebie antropologami i archeologami! To moi stażyści więcej wiedzą niż oni! - takie myśli kłębiły się w głowie dr Brennan kiedy wracała do miasteczka skąd miała wynajęty samolot, jeśli to coś można było nazwać samolotem, który miał ją zawieść do stolicy a stamtąd za dwa dni odlatywała do stanów – dobrze, że dałam się przekonać Boothowi do trzech tygodni a nie jak wcześniej planowałam do sześciu. Coś dobrego wyszło z tego przekonywania. I nie tylko to – dotknęła swojego brzucha. Nie miała pewności bo o lekarzu na tym końcu świata nie było mowy, ale miała pewne przypuszczenia. I chyba trafne. Nie przestała się uśmiechać do swoich myśli. O tak były one zdecydowanie przyjemne. Nagle bus którym podróżowali gwałtownie zahamował. Wyjrzała przez okno – no nie jeszcze tego mi potrzeba! - na zewnątrz stała banda uzbrojonych rzezimieszków. Kazali wszystkim wysiąść. Bones posłusznie zabrała swoją torbę i wysiadała. Przy wyjściu jeden z nich wyrwał jej torbę i popchnął na ziemie. Już miała postawić się ale w porę zorientowała się, że sama nie da rady. Było ich wielu i byli bezwzględni, nie miała żadnych szans. A tamci jakby nigdy nic wsiedli do busa i odjechali. Odjechali ze wszystkim co było wewnątrz a ona i czterech jej towarzyszy pozostali w środku dziczy bez wody, bez samochodu w ogóle bez niczego.
- Świetnie! Niech to szlag trafi – cokolwiek to znaczy ale Booth zawsze tak mówi jak jest zły – i co teraz? - zapytała współtowarzyszy. Byli to mieszkańcy Indii jeden z nich ledwo mówił po angielsku a reszta wcale
- My iść dalej na piechota – powiedział łamaną angielszczyzną.
Droga do miasteczka zajęła im prawie cały dzień. Była zła, głodna i wykończona. Tyle, że tutaj natrafiła na kolejną przeszkodę. Jej towarzysz rozeszli się do swoich domów a ona została sama, bez środków do życia, bez ubrań. Jeszcze tego mi brakowało. Czy ta podróż nigdy się nie skończy?! Podeszłą do biura tego człowieka który miał ją zawieść do stolicy. Nie dał się przekonać w żaden sposób żeby ją zabrał za darmo. Nie pozwolił jej też skorzystać z telefonu. Choć tłumaczyła mu, że skontaktuje się z przyjaciółmi i przyślą jej pieniądze.
- Świetnie – była wściekła i głodna! Nie miała wyjścia. Starała się złapać stopa do stolicy choć to prawie 300 km. Podróż trwała 4 dni. Była zła, głodna i wykończona. Nie miała siły. Po drodze zjadała tylko trochę owoców rosnących przy drodze. Dodatkowo bała się, że cała ta eskapada zaszkodzi dziecku. Dotarła do ambasady amerykańskiej. A tam bez żadnych dokumentów nie zostanie wpuszczona. Bo, że jest amerykanką może powiedzieć każdy. I nie dali się przekonać. Poszła na lotnisko. Tam czekała prawie 5 dni aż z trudem ubłagała jakąś stewardesę żeby pozwoliła jej wsiąść na pokład samolotu. I to tylko do luku bagażowego bo na normalny pokład nie było mowy. Nie wzięłaby jej gdyby nie to, że jest w ciąży. I gdyby nie to, że obiecała jej tysiąc dolarów na miejscu w Waszyngtonie. Choć podejrzewała, że tych pieniędzy nie zobaczy dała się przekonać. Niestety z telefonu nie pozwolono jej skorzystać. Booth pewnie odchodzi od zmysłów. Powinnam być w D.C. 10 dni temu. On mnie zabije. Pewnie już postawił wszystkich na nogi!
Kiedy wylądowała w Waszyngtonie zatrzymała ją straż lotniskowa.
- Nie ja to mam pecha jakich mało – powiedziała siedząc w sali przesłuchań. Wszedł do niej jakiś oficer
- Jak się Pani nazywa – zaczął
- Dr Temprence Brennan jestem antropologiem i pracuje w instytucie Jeffersona – odpowiedziała szczegółowo
- Niech pani wymyśli coś innego. Dr Brennan nie żyje. Zginęła w katastrofie samolotowej 11 dni temu.
- Jak to nie żyje! A ja to niby kto jestem – była wzburzona, wściekła – przecież oddycham!
- Nie słyszała pani co mówię?
- Sprawdźcie moje odciski palców cokolwiek. To ja jestem dr Brenann – człowiek popatrzył na nią dziwnie. Przyglądał się jej chwilę a potem wyszedł – nie żyje wolne żarty. O Boże Booth! - chwilę później do pomieszczenia wszedł agent Whit. Ten który już ją kiedyś trzymał na lotnisku jak wracała z Gwatemali
- Dobry Boże to naprawdę pani
- W końcu ktoś mi uwierzył, że żyję – opowiedziała mu w skrócie co jej się przydarzyło
- Miała pani szczęście w nieszczęściu tamten samolot się rozbił i nikt nie przeżył.
- A Booth?
- Trzyma się, nie widziałem go ale wiesz policja FBI to mały światek. Dzisiaj jest Twój pogrzeb
- Zawieziesz mnie tam – przeszli automatycznie na „Ty”
- Jasne a może chciałabyś wziąć jakiś prysznic albo coś do jedzenia? - powiedział patrząc znacząco na nią.
- Nie mam nic nawet do przebrania – zerknęła na siebie wyglądała fatalnie i fatalnie się czuła – mam jeszcze nietypową prośbę. Obiecałam pewnej kobiecie tysiąc dolarów za to, że mnie zabrała a nie mam przy sobie pieniędzy ani nic
- Załatwię to. Idź pod prysznic – wyciągnął ze swojej szafki dres i jej podał – będzie pewnie za duży ale lepsze to niż to co masz na sobie. Zaprowadził ją do przyległej łazienki...
Pół godziny później była już w jego aucie i jadła kupioną kanapkę. Jechali na cmentarz na którym ma być pochowana dojechali dość szybko
- Cholera spóźniłam się – powiedziała zdenerwowana patrząc na pusty cmentarz – gdzie oni mogą teraz być?
- Niestety nie wiem gdzie miała być stypa ale spróbuje się dowiedzieć. Muszę zadzwonić – rozmawiał chwilę – są u waszego przyjaciela Hodginsa w jego domu.
- Podrzucisz mnie tam?
- Pewnie – kiedy podjechali pod bramę Jacka wysiadła i podziękowała mu. Obiecała, że odezwie się i odda też pieniądze. Na teren posesji weszła bez problemu. Jak mam się im pokazać? Przecież oni myślą, że ja nie żyję, że przed chwilą mnie pochowali... z bocznego wejścia widziała wychodzącego Bootha. Kierował się w głąb ogrodu...
- Popatrz na niego – Angela wskazała ręką Bootha – ledwo się trzyma
- Jest cieniem samego siebie – dopowiedziała Cam – nic nie pomaga
- Nie wiem co teraz będzie dalej z nim – powiedział Cullen – złożył rezygnację. Powiedziałem mu, że dostaje na razie urlop ale nie chciał nawet słyszeć
- Wychodzi – skazała Cam
- Pójdę za nim – chciała iść Angela Cullen ją powstrzymał.
- Niech pobędzie trochę sam. To mu dobrze zrobi...
ach to takie buty... :) w sumie to szczęście w nieszczęściu.... :) oj biedny Booth... wyobrażam sobie co on musiał czuć... jednak niedługo przekona się, że to był tylko "zły sen" :) pięknie czekam na cd :)
I tak miało być. Ale i tak wkorzystam moją wiedzę. Nie zabije Cię ale wyściskam za piękne opko!!!!! Kocham
je!!!!!!!XDXDXD
4 EPILOG
- I co ja mam teraz ze sobą zrobić? - mówił do siebie. Siedział na ławeczce w ogrodzie przyjaciela i mówił do siebie bo nie chciał przysparzać im zmartwień i tak już widzi na ich twarzach rozpacz po jej stracie i do tego jeszcze troska o jego osobę. Wolał mówić już do siebie. Choć według Bones to była oznaka schizofrenii – kochanie powiedz mi jak mam żyć bez Ciebie? Ja przecież nie potrafię to ponad moje siły – po jego twarzy płynęły łzy myślał, że wylał już wszystkie – jak mam znowu marzyć skoro moje marzenia umarły razem z Tobą? Powiedz mi jak...?
Słyszała wszystko, każde jedno słowo. Niemal czuła na sobie jego rozpacz. Tak bardzo ją kocha, że nie potrafi bez niej żyć. Jak mu powiedzieć, że żyję? - myślała – żeby się nie przestraszył?
Podeszła bliżej i jak najciszej potrafiła. Po jej twarzy płynęły również łzy. Łzy radości i bólu jednocześnie. Radości bo go widzi a bólu dlatego, że to ona była powodem Jego rozpaczy, choć nie zamierzone.
- Booth... - szepnęła
- Słyszę Cię kochanie – miał zamknięte oczy i szeptał również bał się powiedzieć głośno bo ta nić którą nawiązał była wątła a tak bardzo chciał ją słyszeć – kocham Cię
- Ja Ciebie też, Booth. Kocham najbardziej na świecie. Musiałam przejechać pół świata żeby odważyć się powiedzieć to głośno...
- Ja to zawsze wiedziałem – zdała sobie sprawę, że on nie ma pojęcia, że stoi obok niego dotknęła jego ramienia – czuję Twój dotyk i wiem, że zawsze będziesz ze mną. Choć sama w to nie wierzyłaś.
- Otwórz oczy i spójrz na mnie – powiedziała głośniej
- Znikniesz – chwyciła go za rękę gwałtownie otworzył oczy. To już nie był delikatny dotyk. Patrzył oniemiały w jej oczy. Jej uśmiechniętą twarz – czy ja umarłem? - wyszeptał. Nie mógł uwierzyć. Wzięła jego rękę i przytuliła do swojego policzka
- Nie kochany, nie umarłeś. I dobrze, bo ja też żyję – chwycił ją w swoje ramiona i uniósł do góry
- To naprawdę Ty? Żyjesz? Nie wsiadałaś do tego samolotu! Kocham Cię, kocham – dotknął wargami jej ust najpierw delikatnie jakby sprawdzał czy nie śni chwilę później zatracali się w sobie – tak bardzo tęskniłem, tak bardzo się bałem, że już więcej Cię nie zobaczę – szeptał wprost w jej usta.
- Ja też tęskniłam. I już więcej nigdzie nie pojadę. Koniec przygód na zawsze
- Już ja o to zadbam – powiedział zmysłowym głosem sugerującym jedno – nie puszczę Cię nigdy więcej. Pocałuj mnie chcę poczuć, że to naprawdę Ty a nie moje zwidy – spełniła ochoczo jego prośbę. Długo trwało zanim się od siebie oderwali. Ale nie ma się co dziwić w końcu odzyskali stracone szczęście i nie mają ochoty się rozstawać choćby na chwilkę.
- Przepraszam ale tyle się wydarzyło. Nie miałam jak powiadomić Cię, że nie przyjadę. A ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałam to katastrofa. Myślała, że zaczniesz mnie szukać i zostawiałam swoje dane w każdym miejscu gdzie było to możliwe…
- Jakbym choć przypuszczał, że żyjesz… ale oni Cię zidentyfikowali. Widziałem Twoją torbę, dokumenty wszystko. Powinienem był się upierać przy badaniu DNA. Namawiali mnie żebym zrezygnował bo to nie ma sensu. Nigdy sobie nie daruję, że uwierzyłem…
- Już po wszystkim – siedzieli wtuleni w siebie
- A co się właściwie stało? Dlaczego ktoś miał twoją torbę i papiery
- W drodze na lotnisko w środku dżungli nas napadli. Zabrali wszystko poza tym co mieliśmy na sobie. Potem dwa dni wędrówki do miasteczka. O ile to coś można nazywać miasteczkiem. Bez pieniędzy nie chcieli mnie zabrać do stolicy. Więc poszłam na „stopa” zanim tam dotarłam minęło kolejne 5 dni. Poszłam do naszej ambasady a tam nawet mnie nie wpuścili bez dokumentów. I nie pomagały tłumaczenia, że właśnie mi je ukradli. Byłam wściekła i głodna jedyne na co mogłam liczyć od miejscowych to woda o jedzeni nie było mowy. Jadłam zerwane owoce. Następne kilka dni minęło zanim udało mi się namówić jakąś stewardesę żeby zabrała mnie na pokład samolotu i to tylko do luku bagażowego. Oddałam jej za to mój ulubiony wisiorek co dostałam od Ciebie. I agent Whit dał jej tysiąc dolarów. Obiecałam jej, choć pewnie mi nie uwierzyła. W końcu jak już się dostałam do kraju powiedzieli mi, że nie żyję. I jakiś cymbał nie chciał mi uwierzyć dobrze, że był tam agent Whit…
- Chyba nie chce już więcej słyszeć – powiedział przytulając ją do siebie – a ja w tym czasie zamiast Cię szukać szalałem z rozpaczy, że nie żyjesz. Nie wybaczę sobie tego nigdy
- Było minęło. Teraz już to nie jest ważne. Już nigdzie się nie wybieram. Mamy inne zajęcia – powiedziała z uwodzicielskim uśmiechem. Najlepsze zostawiła na koniec. Ale to jak już coś zje bo właśnie zaburczało jej w brzuchu.
- Chodź nakarmimy Cię – powiedział – o cholera reszta! Dostaną zawału!
- Nie pomyślałam
- Ale i tak musisz się im pokazać. Trzeba wszystko odkręcić, i dowiedzieć się kto jest zamiast Ciebie pochowany
- O tak – powiedziała podciągając spodnie od dresu – tylko się nie śmiej. Agent Whit nie miał mojego rozmiaru. A moje ubranie po 2 tygodniach noszenia nie nadawało się do niczego – wziął ją za rękę i razem ruszyli w stronę domu.
- Nie ma go już ponad godzinę – powiedział Wendall
- Zaczynam się martwić. Jack jest jakieś miejsce gdzie mógłby się skryć? – zapytała Cam
- Jest tu wiele takich miejsc. Jak on to znosi?
- Widziałeś go? Czy wygląda na kogoś kto daje sobie z tym radę? – pokiwali przecząco głowami – no właśnie Cam odwróciła się w stronę wejścia bo właśnie ktoś tam wchodził. To był Booth a za nim… - o mój Boże – i zemdlała
- Cam co się dzieje – reszta jak na komendę się odwróciła. Angela upadłaby jakby jej nie podtrzymał Hodgins chłopaki też lekko zbledli. Ange podeszła niepewnie do Brennan
- Słodziutka to naprawdę Ty? – i uściskała ją serdecznie jak zresztą reszta żałobników. Teraz bardzo wesołych żałobników. Nikt nie posiadał się ze zdziwienia. Opowiedziała im historię ostatnich dwóch tygodni. Byli w ciężkim szoku
- I w ambasadzie pani nie pomogli – dziwił się szef Bootha
- Nie. Powiedzieli, że mogę być oszustką
- Załatwię tego gościa co Panią nie wpuścił.
- Trzeba coś z tym zrobić…
- A ta stewardesa zabrała Cię na pokład jedynie za łańcuszek i obietnicę tysiaca dolarów?
- No nie bardzo. Wzięłam ją na litość. Powiedziałam, że jestem w ciąży – reszta zareagowała śmiechem.
- Nie złe. Ale najważniejsze, że skuteczne. Ale czy wie pani dr Brennan, że nasze słowa chcą mieć czasami odzwierciedlenie w rzeczywistości – zaczął swój wywód Sweets. Dość ostro zareagował Booth
- Słodki odpuść – powiedział z morderczym błyskiem w oku. Bones uścisnęła jego rękę. Co nie uszło uwadze przyjaciołom. Booth zrozumiał – bo jak się będziesz czepiał to o berbeciu dowiesz się po jego narodzinach – dodał z uśmiechem. A biedny psycholog patrzył na nich z dużymi oczkami
- Poproszę jeszcze raz ale wolniej
- Dobrze słyszałeś – powiedziała za niego Bones – i tak mieliśmy to zrobić po moim powrocie. Jesteśmy razem od 4 miesięcy
- A ja u niej mieszkam od miesiąca – dodał. Doktorek o mało nie spadł z krzesła. Inni wiedzieli wcześniej.
Późnym wieczorem po Brennan brała kąpiel a Booth szykował kolację.
- Kochanie długo jeszcze? Bo wystygnie
- Już wychodzę – wyszła ubrana w jego podkoszulek. Zgadywał, że pod spodem nic nie miała. Ale on i tak sięgał jej do połowy ud. Usiadła przy stole
-Wiesz co dopiero teraz doceniam takie cuda jak prysznic i wanna. Pożyczyłam sobie Twoją koszulkę
- Wyglądasz w niej bosko
- Booth to co mówiłam tam u Jacka o dziecku
- Zaraz po kolacji się za to zabierzemy – powiedział obdarzając ją namiętnym pocałunkiem – albo teraz – wziął ją w ramiona i zaniósł do sypialni
- Uwielbiam Twoje ciało – powiedziała przytulając się do niego – to już się stało Booth. Ja jej nie okłamałam choć nie miałam 100% pewności ale tak czułam. Przed chciwą zrobiłam test. Będziemy mieli dzidziusia – powiedziała z uśmiechem patrząc na miłość swojego życia i na pojawiające się w jego oczach iskierki radości i szczęścia
- Kocham Cię – pocałował ją w usta a potem w miejsce gdzie rosło ich maleństwo – i kocham je też – chwilę później znaleźli się już w innym wymiarze gdzie czas i miejsce nie miało żadnego znaczenia. Poszybowali wprost do swojej szczęśliwej przyszłości…
KONIEC
Oczywiście Bones jakie wejście zrobiła... :) razem z Boothem... chciałabym to zobaczyć :) zakończenie wiadomo, żeby było wygodnie to w sypialni w łóżku xD :) czekam na kolejne opowiadanie :)
Taki mały onepart. Moja wersja zakończenia 5 sezonu
- Jestem hazardzistą chcę spróbować…
Jak sobie przypomnę jak się wygłupiłem to mi słabo. Skąd ta myśl, że ona mnie zechce, że zaryzykuje. Idiota ze mnie i tyle. Co ja mógłbym jej dać ? nie mam wykształcenia. Mam o wiele niższe dochody niż ona, jest piękna a ja całkiem przeciętny. Ona inteligentna a ja no cóż… przy niej zawsze czuję się jak głupek. I co mi z tego przyszło? Odrzuciła mnie to było do przewidzenia. Mogłem się tego spodziewać ale nie ja głupi zaryzykowałem. Mógłbym w zasadzie zwalić wszystko na Sweetsa bo gdyby nie jego gadka wówczas to nie odważyłbym się na ten krok. Ale z drugiej strony to było coś co musiałem w końcu zrobić. Musiałem powiedzieć, że ją kocham bo to mi się Cisło na usta za każdym razem kiedy ją spotykałem. Tyle, że chyba spodziewałem się innej odpowiedzi. A bynajmniej miałem nadzieję… No może nie na to, że odpowie od razu, że mnie kocha i, że chce spędzić ze mną resztę życia. Ale spodziewałem się nie raczej miałem nadzieję na odrobinę nadziei. Że powie, że się zastanowi, że jeszcze za wczas, że będzie dobrze… ale nie ona powiedziała kategoryczne NIE! I jak ja mam teraz się pozbierać? Nawet mi łezka poleciała przy niej. Tak przy niej tylko jedna bo głupio mi było pokazywać swoją słabość. A za to w domu przy butelce whisky… to już była osobna historia.
Powiedziałem Jej, że muszę iść dalej. I poszedłem. Nawet próbowałem nie oglądać się wstecz. Ale jak tu nie oglądać się wstecz kiedy nadarza się okazja, żeby przytulić ukochaną? Naprawdę starałem się trzymać od niej z daleka ale w momencie kiedy zobaczyłem w jej oczach łzy żalu, że nigdy nie była na balu, to było na zjeździe absolwentów jej szkoły, nie wytrzymałem. Wtuliła się w moje ramiona całą sobą. Powinna mieć na uwadze moje uczucia. Ale nie moja Bones. Ona nie zna się na takich uczuciach. Ona nie bardzo wie kiedy rani a kiedy jest wszystko ok. od tamtej pory nie rozmawiamy na temat uczuć. Może tak jest lepiej? Może szybciej zapomnę? Pomarzyć zawsze można!
Umówiłem się na randkę z piękną panią doktor Cateriną. Może nawet i bym poczekał z tym umawianiem się żeby nie wyszło na to, że skoro ona mnie odrzuciła to ja się szybko odkochałem. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Ale kiedy usłyszałem, że ona umówiła się na kawę z Andrew to krew we mnie zawrzała. Jeszcze próbowała ze mną rozmawiać na temat seksu z nim! Wiedziałem od zawsze, że emocje nie są jej mocną stroną ale żeby tak mówić niedługo po tym jak wyznałem jej miłość! Ona nigdy się nie zmieni. Caterina jest biologiem morskim. Ma też dwa doktoraty i kilka kolczyków w jednym uchu. Jest nawet zabawna nie powiem. A kiedy próbowałem ją pocałować. O sorry pocałowałem ją. Ale ten pocałunek smakował jak trociny. Jej usta nie były tak słodkie i kuszące ja Bones. Nie miały tego ciepła i pasji. Były zimne, wyrachowane. Może to przyjdzie z czasem? Umówiłem się z nią po raz drugi. Bo obiecałem sobie, że pójdę dalej i nie mogę pokazać jej, że mnie to boli, nie mogę pokazać tego bólu żeby jej nie było przykro choć ona pewnie tego nawet nie zauważy. Tak już jest ta moja Bones…
No i umówiłem się z nią po raz drugi i trzeci… nawet dostałem od niej krawat. Taki normalny bez oznak buntu w kolorze szarym. Założyłem go zaraz następnego dnia. Nie to żeby mi się jakoś szczególnie podobał. Ale chciałem pokazać Bones, że mam swoje nowe życie. No i pokazałem. Nawet zauważyła, że mam coś nowego na sobie coś innego. Ale nie to było najdziwniejsze. O nie! Najdziwniejsze było to, że jakbym jej nie znał to bym pomyślał, że jest zazdrosna! Ale moja Bones zazdrosna? Przecież to nie możliwe. Ale dlaczego w takim razie cały czas nawiązuje do mojego krawata i doszukuje się ukrytych znaczeń. Zaraz, zaraz jak to ona powiedziała Sweetsowi? Że nawiązałem społeczną umowę z Cateriną przyjmując ten krawat. Już nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć! Jeszcze ten śpiew. Ona gra na gitarze! Nie miałem o tym pojęcia. I nasza piosenka. Jeszcze teraz jej melodia i jej głos brzmi w mojej głowie… I chyba jej na mnie zależy. Powiedziała, że chce żebym był szczęśliwy. Tylko dlaczego nie może zrozumieć, że moim szczęściem jest właśnie ona!
Ja naprawdę się staram być jej przyjacielem, partnerem. I co z tego, że moje serce chce czegoś więcej?! Co z tego, że z całego serca życzę jej szczęścia skoro wiem, że tylko ja jej mogę je dać! Co z tego skora ona nadal tego nie rozumie. I mówi jeszcze, że pani doktor do mnie pasuje. Boże pomóż bo ja już nie wiem co robić. Jak przekonać ją, że jest dla mnie wszystkim, że dam jej wszystko co tylko zapragnie byleby zgodziła się spróbować. Co z tego skoro nie mam odwagi jej tego powiedzieć. Boje się ponownego odrzucenia. Tego bym chyba nie zniósł. Jej obecność jest dla mnie co raz trudniejsza. Bo fakt, że nie mogę jej dotknąć ani przytulić nie mówiąc o całowaniu tych słodkich usteczek dobija mnie. Jestem sfrustrowany! Ale nie mogę jej teraz zostawić! Nie mogę jej tego teraz zrobić bo czeka nas ciężki czas. Już niedługo proces grabarza. Ja, Ona i Hodgins… to będzie dla nas czas wielkiej próby…
I zaczęło się. Strach, wspomnienia, koszmary… To wszystko musimy przeżyć jeszcze raz. Do tej pory myślałem, że ona już zapomniała, że przeszła nad tym do porządku dziennego i to był dla niej tylko epizod. Ale wcale nie… okazuje się, że ona cały czas pamięta, że też ma koszmary. Powiedziała mi o tym. Powiedziała, że ma koszmary. Muszę przy niej być. Muszę choćby nie wiem co się działo ona mnie potrzebuje. Choćby tylko po to żeby się do mnie przytulić. Jestem jej potrzebny tak jak ona mnie. Cały ten proces to było ciężkie przeżycie. Ale wygraliśmy po raz kolejny wygraliśmy i ktoś bardzo zły pójdzie na wiele lat do więzienia. I nic innego się teraz nie liczy tylko to. Świętowaliśmy nasze zwycięstwo i nie tylko. Okazało się, że nasi przyjaciele Angela i Hadgins pobrali się w tajemnicy przed nami. No proszę. A już myślałem, że nigdy do tego nie dojdzie tak długo się szukali i w końcu znaleźli. Może i dla nas jest jakaś nadzieja. Bones jest zmęczona. Mówi, że ma już dosyć morderstw. To zabrzmiało strasznie. Mam wrażenie, że ona chce odpocząć nie tylko od pracy ale i ode mnie. Spełnił się mój najgorszy koszmar ma mnie dość! Nie chciała nawet zostać na drinka ze mną. I co dalej? Pierwszy raz od bardzo dawna mam ochotę się upić. Bo siedząc sam w tym barze właśnie zdałem sobie sprawę, że ona się ode mnie oddala. Patrzyłem jak odjeżdża taksówką nie tylko do domu ale przede wszystkim dalej ode mnie. Doznałem dziwnego de ja vou. Już kiedyś tak stałem a ona odjeżdżała. Ja tego nie wytrzymam! Ktoś dotknął mojego ramienia obróciłem się i popatrzyłem wprost w błękitne oczy Bones
- Piwo? – więcej nie trzeba było nam słów. Najważniejsze, że zawróciła. Nic innego się nie liczyło
- Pewnie – siedzieliśmy prawie do 2 nad ranem
Do domu wracamy taksówką. Jak jej powiedzieć, że nadal chcę spróbować? Dała mi odwagę swoim powrotem ale jak ją wykorzystać? Może tak wprost ona lubi i ceni szczerość
- Bones… - prawie dojechaliśmy pod jej blok
- Wejdziesz na górę? – zapytała i nawet chwili się nie zastanawiam. Zapłaciłem za taksówkę i wszedłem za nią do jej mieszkania. Siedzimy na sofie nic nie mówiąc. Czasami słowa są niepotrzebne. A ja zbieram się na odwagę – a jak one się nie skończą? – powiedziała cicho nie zrozumiałem o co jej chodzi
- To już koniec ona siedzi i dzięki nam długo nie wyjdzie – chyba o to jej chodziło ale znowu się pomyliłem
- Wiem… jestem zmęczona – o nie zaraz powie, że musi ode mnie odpocząć. Zwieszam głowę i nie wiem co dalej czekam jak skazaniec na wyrok – nie spałam od prawie miesiąca – ciągnie swój wywód dalej. Nie przerywam bo mówienie pomaga – zaraz po porwaniu miałam koszmary z czasem ustały. Wróciły jak porwali Ciebie potem znowu ustały. A nie śpię od miesiąca bo mam koszmary. Jestem wykończona bo boje się zasnąć bo we śnie widzę jak umiera Hodgins, Ty a na końcu ja sama. Budzę się i nie mogę złapać oddechu tak jakbym była naprawdę w tej szklanej trumnie zakopana pod ziemią – jaki straszny ból ona nosi w sobie i to tyle lat już. Nie patrząc na nic chwytam ją w ramiona i mocno przytulam. Zrobię wszystko żeby ukoić jej ból. Może powinienem był pozwolić Maxowi zabić ją? Delikatnie kołyszę ją w swoich ramionach.
- Już po wszystkim. Ona już nic nam nie zrobi. Już nikogo z nas nie skrzywdzi – uspokajam ją jak najlepiej potrafię
- Ona powiedziała, że to nie koniec – po jej policzkach spływają łzy są jak wbity nóż w moje serce – Bones zrobię wszystko żeby Ci pomóc. Mów co tylko chcesz a ode mnie dostaniesz – zapewniam ją teraz byłbym w stanie nawet dać jej gwiazdkę z nieba jakby sobie zażyczyła
- Zostań ze mną – zamurowało mnie, mam z nią zostać? Na noc? Toż to spełnienie moich marzeń. Choć pewnie przyjdzie mi ją spędzić na jej twardej kanapie.
- Ok. powinnaś iść się położyć. Jesteś wykończona odpocznij ja tutaj będę nigdzie się nie wybieram – przekonywałem ją. Poskutkowało. Poszła pod prysznic a ja znalazłem poduszkę i jakiś koc zrobiłem sobie niezłe posłanie. Nie ważne, ważne, że ona mnie potrzebuje i mogę tutaj być. O już jest. Ona jest taka śliczna. Ledwie trzyma się ze zmęczenia na nogach – nigdzie się nie wybieram – powiedziałem kiedy się do mnie przytuliła wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka położyłem chciałem już wyjść kiedy usłyszałem ciche
- Zostań tu ze mną – Boże ona powiedziała żebym został z nią przez całą noc. Będę mógł trzymać moją miłość w ramionach
- Jasne tylko wezmę prysznic – stoję w strugach zimnego prysznica i próbuję odgonić myśli nasuwające się do mojej głowy. Ta żeby to było możliwe. Ona już śpi patrzyłem na jej śpiącą twarz. Położyłem się obok. Natychmiast wtuliła się w mój bok. Trzymam ją w swoich ramionach! Spełnia się moje marzenie – dobranoc kochanie – mówię cicho i całuję ją w te słodkie usteczka. To z założenia miał być delikatny pocałunek ale na tym się nie skończyło… Zasnęła a ja? Ja z emocji nie mogę spać! Boże cóż to było za przeżycie. Pełne zjednoczenie ciał i dusz. Kochałem się z moją miłością! Mam tylko nadzieję, że rano ona nie sprowadzi tego do „zaspokojenia potrzeb biologicznych”…
Podniosłem powieki i pierwsze co zobaczyłem to głowa mojej ukochanej na moim torsie. Smacznie spała nie miała więcej koszmarów. Bynajmniej nie tej nocy. I jeśli by to ode mnie zależało to więcej ich nie będzie miała. Czeka nas ciężka rozmowa.
- Hej – powiedziała z uśmiechem. Więc może nie będzie tak źle – musze Cię zmartwić. Nie mam nic na śniadanie. Mam pustą lodówkę więc jak liczysz na śniadanie do łóżka to się niestety przeliczysz – i już wiem, że wszystko będzie w porządku. Nie wiem jak się wszystko potoczy ale…
- W sumie to nie jestem głodny. Mam ochotę na coś co na pewno w domu masz – powiedziałem przyciągając ją do siebie – na Ciebie
- Booth czy to prawda co mówiłeś w nocy? – zapytała mnie nie wiedziałem o co chodzi – powiedziałeś do mnie kochanie
- To, że Cię kocham? Najprawdziwsza prawda – zapewniłem ją w zamian otrzymałem najpiękniejszy uśmiech, o kurcze czy życie może być piękniejsze? Na śniadanie, a raczej na wczesny lunch poszliśmy do Royal Diner. Była piękna sobota. W ogóle ten weekend był cudowny…
Poniedziałek przyniósł nam nową sprawę. Martwi mnie tylko fakt, że moja Bones nadal chce odpocząć od morderstw. Naprawdę ma tego dość. Dla niej przerwa oznacza wyjazd na wykopaliska. I co ja mam z tym wszystkim zrobić. Nie będzie mnie stać na to żeby jechać z nią. Musiałbym wziąć urlop i jechać na własny koszt. Ale jak ja zniosę rozstanie z nią? Cholera! I jeszcze sprawa tego listu z armii. Rok w jednostce szkoleniowej. To jest propozycja której się nie odrzuca. Jest to powszechnie wiadome.
- Bones – jedliśmy kolację po męczącym ale w miarę krótkim śledztwie – nadal chcesz odpocząć?
- Tak Booth. Nadal chcę odpocząć. Nie wiem co bym miała jeszcze robić ale na chwilę obecną mam dość morderstw. To był ciężki rok… - a więc nie ma jeszcze planów raz kozie śmierć
- Jedź ze mną – popatrzyła na mnie dziwnie. Mówiłem jej o liście ale chyba się nie spodziewała – jedź ze mną ja będę szkolił a Ty odpoczniesz – patrzyła chwilę na mnie
- Pozwolą Ci mnie zabrać – o jacie ona się zastanawia czy jechać ze mną zaraz ze szczęścia zejdę na zawał albo mnie pobije jak usłyszy warunek
- Tak. Jest tylko jeden mały problem – zacząłem – żebyś mogła mieszkać na terenie bazy musiałabyś być moją żoną – powiedziałem w końcu i czekam na cios od niej
- Ok. – powiedziała krótko a mnie zatkało.
- To kiedy – nie zastanawiając się nad przyczyną jej zmiany decyzji w sprawie małżeństwa
- A kiedy masz jechać. Bo zakładam, że musimy się pobrać zanim tam pojedziemy
- 1 czerwca mam się stawić w jednostce
I tak spełniło się moje największe marzenie. Jesteśmy małżeństwem od trzech dni a dzisiaj zaczynam właśnie zajęcia z rekrutami. Jestem cholernie szczęśliwym człowiekiem. Ślub był skromny i tylko w urzędzie. Może kiedyś uda mi się przekonać moją miłość do ślubu kościelnego ale na razie mnie to wystarcza. Przyjaciele też nie wiedzą, że wzięliśmy ślub. I wyjechaliśmy razem. Tak jest lepiej. Obyło się bez zbędnych tłumaczeń. Dla nich rozstaliśmy się na rok. Angela z Hodginsem pojechali do Paryża w D.C. została tylko Cam.
- Witam wszystkich. Zaczniemy od…
- Nie było nas ponad rok – uśmiecham się do mojej małżonki i do naszego szczęścia w jej ramionach. Wczoraj wróciliśmy do stolicy. Nasza maleńka ma już prawie 6 tygodni. Jest śliczna jak jej mamusia.
- Wiesz, że oni nam tego nie darują?
- No z pewnością bez tłumaczenia się nie obejdzie – Ewellyn zaprotestowała głośno – chyba znowu jest głodna
- Obżarstwo ma po Tobie – Bones uśmiechała się do naszej córeczki przystawiając ją do piersi. To jest cudny widok. Dwie najważniejsze osoby w moim życiu moja córeczka i jej śliczna mamusia. Więcej mi do szczęścia nie trzeba. To one są moim szczęściem.
Krzyk Angeli jeszcze brzmi w moich uszach mimo tego, że Bones uciszyła ją ponad godzinę temu. Przeżyli szok widząc nas razem z maleńkim dzieckiem. Z naszym dzieckiem. Mieliśmy rację bez pretensji się nie obyło. Ale to nasi przyjaciele i życzą nam jak najlepiej. Tak… życie nie może być piękniejsze…
izalys śliczne imię nadałaś córeczce państwa Booth;)
a opowiadanie bardzo przyjemne, jak każde;) czekam z niecierpliwością na następne;)
Na prawdę świetne opko. Super pomysł i oryginalny (to bardzo doceniam). Po prostu świetne.
Wena szaleje jeszcze jeden Onepart tym razem myśli Bones
- Jestem hazardzistą chcę spróbować…
Czy On zawsze musi wszystko zepsuć! Dlaczego tego chce? Przecież wie, że ja nie dam rady, skrzywdzę Go a tego nie chcę
- Myślisz, że mnie chronisz a to Ciebie trzeba chronić
- Przed czym?
- Przede mną…
Czemu nie może zrozumieć, że ja nie mam serca takiego jak On. Takiego otwartego. On praktycznie na wszystko patrzy przez pryzmat emocji. Nie umie zachować racjonalizmu. Chciałby się ożenić mieć szczęśliwą rodzinę której ja mu nigdy nie dam. Mówi, że wie, że damy radę. Ale czy nie może zrozumieć, że ja wolę jego przyjaźń niż nic? Przecież ten związek by długo nie przetrwał. Nie przeczę, pociąga mnie, fascynuje, Jego uśmiech powala. Ale to wszystko kiedyś przeminie a pozostanie ból, rozczarowanie. Skąd on może wiedzieć, że za 30, 40 czy 50 lat wciąż będziemy razem. To absurdalne! Ludzie nie są stworzeni do monogamii, ja nie jestem do niej stworzona! Chce gwarancji a ja mu jej nie dam bo nigdy nie wyjdę za mąż. Nie mam zamiaru brać udziału w tym rytuale. Po co? Czy obrączka i przysięga przed jakimś kapłanem jest gwarancją na wieczne „we dwoje’? Nie sądzę…
To dlaczego tak boli Jego zawiedziona mina? Dlaczego boli Jego „Muszę iść dalej”? Dlaczego płaczę skoro te wszystkie racjonalne argumenty są prawdziwe? I wcale nie był do końca przekonany, że możemy nadal pracować. Ja nie chcę stracić najlepszego przyjaciela i partnera. I co ja mam teraz zrobić? Już sama nie wiem…
Jak wspaniale jest się do niego przytulić. Położyć głowę w zagłębieniu Jego ramienia i delikatnie kołysać w rytm melodii. A wcale się na to nie zapowiadało. Nie chciał! I to zabolało. Wcześniej nigdy nie oponował nawet sam mnie do siebie przygarniał. A tym razem na odległość ręki… musiałam swój żal schować głęboko bo to moja wina
- Otworzyłem już drzwi ale żadne z nas nie chciało przez nie przejść
Nieprawda, że żadne On chciał to ja powiedziałam zdecydowane NIE! Nie ważne teraz chcę na chwilę zapomnieć bo tu jest mi tak cudownie…
Nie wiem co o tym myśleć. Mam dylemat i to duży. Andrew zaprosił mnie wczoraj na kolację powiedziałam, że się zastanowię. Rozmawiałam z Angelą. Ona mówi, że zaproszenie na kolacje z Jego strony to jak zaproszenie do łóżka. A ja nie chcę iść z nim do łóżka a co najdziwniejsze nie wiem dlaczego. Więc w drodze kompromisu zgodziłam się wypić z nim kawę zamiast kolacji. Angela powiedziała mi coś jeszcze coś czego nie zrozumiałam i nadal nie rozumiem.
- Wszyscy wiedzą do kogo Ty należysz
Skoro wszyscy to dlaczego ja tego nie wiem? Muszę ją przy okazji zapytać bo potem zapomniałam. Booth poszedł dalej. Umówił się na randkę z panią doktor Catreina jakąś tam. Wiedziałam, że do tego dojdzie w końcu sam mi powiedział. Nie zmienia to faktu, że poczułam się dziwnie. Próbowałam prowokować Bootha rozmawiając z nim o Andrew i powtórzyłam mu co mi Angela powiedziała… Strzeliłam gafę… ale nie powiem, że ona nie była zamierzona. Chciałam sprawdzić i się przekonać. I sprawdziłam, i się przekonałam. Jest o mnie zazdrosny!
Dochodzę do wniosku, że to co czuję jest dziwne. Niby zachowuję do wszystkiego dystans ale w grę zaczynają wchodzić emocje. Nawet mu powiedziała, że jest bardziej przystojny niż Andrew. Kolejna gafa ale słowo się rzekło. A co mi tam przecież powiedziałam prawdę!
Patrzę na Niego i coś się zmieniło. Nie wiem jeszcze co ale… o ma nowy krawat i tai ułożony tzn. nie w jakimś krzykliwym kolorze w ogóle nie widziałam go jeszcze u niego. Zapytałam i co się okazało? Dostał go od pani biolog! O nie, to już zaszło tak daleko, że nawiązali umowę społeczną? Czyżbym coś przegapiła? Nie możliwe! Ja mu nigdy nie dałam tak osobistego prezentu jak krawat. Czy oni już ze sobą spali? Nie ma się co dziwić on jest normalnym zdrowym facetem ma swoje potrzeby musi je jakoś zaspokajać. Ale to niezbyt miła wiadomość jakoś nie potrafię sobie ich razem wyobrazić. Co innego jak ja bym była na jej miejscu… Co? Co mi po głowie chodzi?!
- To nasza piosenka chodź – przekonywał mnie. Może i nasza ale jakiś fajny wspomnień z nią związanych nie mam. Poza tym jednym jak Booth wyleciał w powietrze razem z moją lodówką. No dobra już idę. O Matko on nie powinien śpiewać musze mu to koniecznie powiedzieć. Siedzimy w barze po zakończonym śledztwie rozmawiamy.
- Chciałabym żebyś był szczęśliwy. Mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz – czekam na jego odpowiedź
- Dzięki Bones – nie taką odpowiedź chciałam usłyszeć. Ale nie ma się co dziwić w końcu to ja go odrzuciłam. A teraz chciałabym usłyszeć, że to ja jestem jego szczęściem. Głupia! Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. Tyle, że ja wcześniej nie wiedziałam. Kiedy rozmawialiśmy tamtego wieczora wierzyłam w to co mówię. Ale już nie jestem tego taka pewna… Już nie
Przerażają mnie te myśli! Te ukłucia gdzieś w okolicy serca. Angela by powiedziała, że to zazdrość ale ja nie wiem czy to, to. Pierwszy raz to czuję. Żeby zagłuszyć mój wewnętrzny głos życzę mu szczęścia i mówię, że Caterina do niego pasuje! A wcale nie! Ona jest nijaka zresztą sam kiedyś powiedział, że jestem ładniejsza. Rozum jednak zwycięża i mówię to co powinnam a nie to co czuję. A właściwie co ja czuję? Bo już sama się gubię w tym wszystkim. Nie umiem się odnaleźć (cokolwiek to znaczy) ale Booth tak mówi więc pewnie coś to znaczy…
O Boże!!! To tylko sen. Oddychaj Brennan oddychaj głęboko. Jesteś u siebie, w swoim łóżku. Jesteś bezpieczna Booth i Hodgins też. To był tylko sen, koszmar powracajacy jak bumerang nic innego tylko sen… Już nie będę dalej spała. Nie zasnę przez najbliższe dni. Dzisiaj rozpoczyna się proces Taffet. Nie wiem jak go przeżyję. Nie śpię już którąś noc z kolei. A jak coś się nie uda i ona wyjdzie na wolność? Jak coś zepsuję? Nie mogę tak myśleć. To sprawa jak każda inna!
Kłócę się z Hodginsem. Nie może zrozumieć, że jedynym sposobem na znalezienie dowodu przez nas jest wycofanie naszych pozwów. Po tym jak podważyła poprzednie dowody jedynym sposobem na posadzenie jej za kratki jest znalezienie dowodu w szczątkach tego chłopca.
- Oby było warto – świetnie jeszcze tego mi trzeba żeby się na mnie obraził mógłby pomyśleć racjonalnie. Przecież ja też tam byłam a potrafię wyłączyć emocje a przynajmniej stwarzam takie pozory.
Powiedziałam mu o tych koszmarach i znowu znalazłam się w Jego objęciach tylko to się liczy tylko Jego ramiona oplatające moje ciało. Teraz już wiem. Ale muszę zaczekać żeby ten koszmar się skończył a potem porozmawiamy. Może nie jest jeszcze za późno…
Wsiadłam do tej taksówki a przecież miałam z nim porozmawiać, powiedzieć, że chcę… Właściwie to nie wiem co od niego chcę. Wracam
- Piwo? – zdziwił się ale tez ucieszył kiedy tam wróciłam
- Pewnie – długo siedzieliśmy. Żadne z nas nie chciało wracać. Ja bo chciałam z nim pogadać a On… nie wiem dlaczego. Jest już po 2 a ja i On wchodzimy do mojego mieszkania. Cały czas zbieram się na odwagę. Ale wciąż mi jej brakuje. Mógłby się domyśleć
- A jak one się nie skończą
- To już koniec ona siedzi i dzięki nam długo nie wyjdzie – On nie rozumie
- Wiem… jestem zmęczona – jak mu wytłumaczyć przez co ostatnio przechodzę? – nie spałam od prawie miesiąca, zaraz po porwaniu miałam koszmary z czasem ustały. Wróciły jak porwali Ciebie potem znowu ustały. A nie śpię od miesiąca bo mam koszmary. Jestem wykończona bo boje się zasnąć bo we śnie widzę jak umiera Hodgins, Ty a na końcu ja sama. Budzę się i nie mogę złapać oddechu tak jakbym była naprawdę w tej szklanej trumnie zakopana pod ziemią – wyrzuciłam to w końcu z siebie. Chciałam żeby zrozumiał, że to nie chodzi o to, że nie chcę z nim pracować. Tylko, że nie chcę pracować z morderstwami. Że nie chodzi o niego tylko o pracę. Że to nią jestem zmęczona a nie Nim.
- Już po wszystkim. Ona już nic nam nie zrobi. Już nikogo z nas nie skrzywdzi – niby wiem, że to prawda ale…
- Ona powiedziała, że to nie koniec – po policzkach spływają mi łzy
– Bones zrobię wszystko żeby Ci pomóc. Mów co tylko chcesz a ode mnie dostaniesz –właśnie na to czekałam, na jego zapewnienie, że wszystko jest po staremu
- Zostań ze mną – odważyłam się zrobić pierwszy krok
- Ok. powinnaś iść się położyć. Jesteś wykończona odpocznij ja tutaj będę nigdzie się nie wybieram– wiem, że zawsze mogłam na niego liczyć i tak już zostanie. Że ta więź nie ważne czym ona jest pozostanie na zawsze i nic jej nie zniszczy. Stoję w strugach gorącej wody i wiem, że już nigdy nie będę sama. Chwilę później słyszę jeszcze raz nigdzie się nie wybieram – pościelił sobie na kanapie. A mnie nie o to chodziło. Cholera nigdy nie musiałam prosić żeby jakiś facet spał w moim łóżku ale on najwyraźniej postanowił mi to utrudnić. Może tak dam mu do zrozumienia. Znowu czuję to zniewalające ramiona jak mnie otaczają. Podnoszą do góry i niosą do sypialnie. Cudowne uczucie. Ale zaraz gdzie on idzie?
- Zostań tu ze mną –widzę, że muszę mu powiedzieć jasno o co mi chodzi bo sam się nie domyśli.
- Jasne tylko wezmę prysznic – to był rekordowo szybki prysznic. Dla pewności przytulam się do jego boku
- Dobranoc kochanie – pocałował moje usta są takie słodkie…
- Hej – powiedziałam z uśmiechem. Budząc się wtulona w te kochane ramiona – musze Cię zmartwić. Nie mam nic na śniadanie. Mam pustą lodówkę więc jak liczysz na śniadanie do łóżka to się niestety przeliczysz –
- W sumie to nie jestem głodny. Mam ochotę na coś co na pewno w domu masz na Ciebie – no proszę jaki on nienasycony ale za to jaki cudowny z niego kochanek…
- Booth czy to prawda co mówiłeś w nocy? – muszę się upewnić tylko tyle – powiedziałeś do mnie kochanie
- To, że Cię kocham? Najprawdziwsza prawda – to był piękny dzień
Powiedział mi dzisiaj o liście i propozycji której się nie odrzuca. Jak go zmusić do tego żeby mnie zabrał ze sobą. Wiem, że to ten jedyny jakby to powiedziała Angela. I nawet na ślub się zgodzę byle zabrał mnie ze sobą
- Bones – jedliśmy kolację po męczącym ale w miarę krótkim śledztwie – nadal chcesz odpocząć? – zapytał mnie
- Tak Booth. Nadal chcę odpocząć. Nie wiem co bym miała jeszcze robić ale na chwilę obecną mam dość morderstw. To był ciężki rok… -
- Jedź ze mną – czyżby czytał w moich myślach? – jedź ze mną ja będę szkolił a Ty odpoczniesz – zdecydowanie wyprzedza moje myśli
- Pozwolą Ci mnie zabrać?
- Tak. Jest tylko jeden mały problem – chyba wiem jaki ale jak myśli, że się przestraszę i nie pojadę to się zawiedzie – żebyś mogła mieszkać na terenie bazy musiałabyś być moją żoną – tak jak myślałam
- Ok. – zgodziłam się bez zbędnych ceregieli czym go delikatnie mówiąc zaszokowałam
- To kiedy – szybki jest
- A kiedy masz jechać. Bo zakładam, że musimy się pobrać zanim tam pojedziemy
- 1 czerwca mam się stawić w jednostce
Ja chyba zwariowałam mam męża! Dobrze, że nikt nie wie a zwłaszcza Angela dała by mi popalić. I nie dowie się bo pojechała wraz ze swoim małżonkiem do Paryża. A ja urządzam nasze małe lokum na terenie bazy. To tylko rok szybko minie. Zastanawiam się tylko co ja będę robić przez ten czas. A może by tak wrócić do tego marzenia sprzed roku…? Nie to chyba nie jest dobry pomysł. Coś na pewno wymyślę
- Nie było nas ponad rok – on ma rację. Rok to niby nie dużo a tyle się wydarzyło. To marzenie sprzed dwóch lat spełniło się. Co prawda przypadkiem ale nie zmienia to faktu jak bardzo kochamy naszą maleńką córeczkę
- Wiesz, że oni nam tego nie darują? – ona jest całym moim światem no i On
- No z pewnością bez tłumaczenia się nie obejdzie – Ewellyn zaprotestowała głośno – chyba znowu jest głodna
- Obżarstwo ma po Tobie – o tak jest strasznym żarłokiem. I już uwielbia swojego tatusia ode mnie chce tylko jedzonka. Cudna jest ta nasza córcia
Próba uspokojenia Angeli skończyła się poprawnie. Nie zważała, że maleńka śpi w nosidełku tylko krzyczała na nas. Booth miał rację mieli trochę pretensji i musieliśmy się tłumaczyć. Ale nie poszło źle. Zrozumieli w końcu są naszymi przyjaciółmi. A rodzina i przyjaciele są najważniejsi prawda maleńka? Tak ona mnie rozumie w końcu to kobieta… Kiedyś bałam się, że kochając stracę Go a teraz już wiem, że nie tylko Go nie straciłam ale zyskałam coś o wiele cenniejszego rodzinę…
Izalis jesteś genialna !!! :) Ekstra pomysł z dwoma punktami widzenia :) strasznie mi się podobało... Jeju jak ja bym chciała żeby to tak sie skończyło w serialu... hmm... (marzy) pięknie po prostu pięknie... :)
oj tak wena zaszalała Twoja duszą :P :)
W odwiedziny do Afganistanu
- Dr Brannan – od kilku chwil Daisy próbowała zwrócić na siebie uwagę swojej mentorki i guru antropologii dr Temprence Brennan i nie za bardzo jej to wychodziło. Od prawie dwóch miesięcy przebywału w Maluku na wyspie Indonezyjskiej. Piękny tropikalny kraj i niewątpliwie, ważne dla każdego antropologa , szczątki. Dr Brennan jednak nie zdawała się być obecna przez ostatnie tygodnie przy tych prehistorycznych szczątkach. Myślami wędrowała w zupełnie inne tereny. nie było tam bujnej tropikalnej roślinności a jedynie góry i pustyni. Afganistan – cel rozmyślań Bones – to kraj ogarnięty wojną. Właśnie tam przebywa jej partner i przyjaciel. Bała się o niego. Tak bardzo się bała, że pomimo jej prośby on jednak będzie bohaterem bo taka jest już jego natura. jego alfa – samcze tendencje, które, wbrew temu co mówiła, bardzo jej imponowały. Bo trzeba wiedzieć, że u niej mówienie nie zawsze jest zgodne z myślami a zwłaszcza tymi które dotyczą uczuć. Niejednokrotnie tak było, np. wówczas kiedy On chciał zaryzykować a Ona powiedziała Nie! Choć jej serce (według niej tylko mięsień) wyrywało się powiedzieć Tak chcę Ciebie na zawsze. Zwyciężył jednak rozum. Można by wiele takich przykładów przytoczyć. No cóż taka jest dr Brennan alias Bones.
- Dr Brennan – ponowiła jej asystentka
- Tak panno Daisy? – obudzona jakby z letargu
- Proszę spojrzeć.. – dziewczyna zaczęła jaj pokazywać i tłumaczyć to co właśnie znalazła. Całą siłą woli musiała sie skupić na jej słowach żeby choć trochę zrozumieć i w miarę logicznie odpowiedzieć.
- Masz rację z tym pęknięciem. Dobra robota – Daisy aż urosła kilka centymetrów. zadko się zdarzało żeby ona kogokolwiek chwaliła
Pracowały zgodnie przez resztę dnia. Po udaniu się na spoczynek. Bones po raz któryś z kolei wieczór próbowała się skontaktować ze swoim partnerem. Było to niewykonalne. Tam trwała wojna i łączność była ograniczona do minimum jak jej powiedzieli tylko w nadzwyczajnych sytuacjach a do takich z pewnością nie należała chęć jej porozmawiania z przyjacielem. Odłożyła ze złością telefon. Jutro piątek jakbym złapała jakiś lot w tamte okolice może udałoby mi się go spotkać i wrócić przed poniedziałkiem? – myślała. No bo jak ona się uprze no to nie ma na to mocnych. Z wielkim trudem i za niemałe pieniądze udało się jej wyczarterować samolot. Daisy co prawda ucieszyła się z wolnego weekendu ale ona nie miała szans zobaczyć się z ukochanym. Ale za to nawiązała liczne przyjaźnie z miejscowymi. i z chęcią skorzystała z wolnego weekendu i wybrała się z nimi na wycieczkę. A Brenann w sobotnie południe lądowała na granicy Afganistanu. Umówiła się z pilotem na powrót następnego dnia w południe. teraz tylko musiała dotrzeć do bazy w której był Booth i przekonać strażników żeby ją do niego wpuścili. No ale przecież Bones postawi zawsze na swoim...
To już niemal 2 miesiące – myślał patrząc na zdjęcie jego miłości nie miał prawa tak do niej mówić ale od wielu lat w myślach tak właśnie o niej mówił. Nie mógł zapomnieć wyrazu jej oczu na lotnisku. I jej prośby żeby nie był bohaterem. Długo zastanawiał się dlaczego go o to prosiła i jedyny logiczny wniosek jaki mu się nasuwał to taki, że jej na nim zależy a to motywowało go jeszcze bardziej do ostrożności bo chciał wrócić, chciał się przekonać czy to co wyczytał w jej oczach to prawda czy tylko Jego chora wyobraźnia. W Afganistanie było przyzwoicie spokojnie. Choć to była strefa działań wojennych na razie obywało się bez nieprzyjemnych incydentów. Miał w końcu wolny weekend. I nie bardzo wiedział co z nim zrobić. Nie miał ochoty na piwo z kumplami. Podśmiewywali się z niego nieco
- Booth daj spokój ona jest daleko i pewnie dobrze się bawi – wcale nie podobały mu się ich uwagi.
- Jest na wykopaliskach – odpowiedział
- Dr Brennan chłopie wysoko mierzysz – do budynku wszedł ich dowódca stanęli na baczność
- Spocznij. Booth ze mną – i wyszedł nie miał wyjścia musiał wyjść z nim w końcu to Jego dowódca – Booth wiesz wiele wżyciu widziałem – zaczął a on nie miał zielonego pojęcia dokąd ta rozmowa zmierza – ale nigdy nie pomyślałbym, że ktoś może przylecieć z drugiego końca świata żeby mnie odwiedzić. Moja własna żona nigdy na to nie wpadła – Booth patrzył na niego zdezorientowany ale szedł pokornie za nim – masz chłopcze wiele szczęścia i nie zmarnuj go – wskazał na posterunek wartownika – tam ktoś na Ciebie czeka. dopóki nie podpisze paru papierków i nie wydamy jej przepustki nie może wejść dalej ale to długo nie potrwa – z tymi słowami oddalił się a Booth biegiem puścił się we wskazanym kierunku. Nie, to nie może być prawda – myślał – jeśli to Ona to... – otworzył drzwi...
- Dzień dobry – odezwała się do strażników. Dotarła w końcu do kresu swojej podróży. Była przed bazą wystarczyło tylko ich przekonać – chciałam się zobaczyć z moim przyjacielem
- Dzień dobry do baza marynarki wojennej USA a nie kawiarnia – odezwał się
- Wiem ale mój przyjaciel jest tutaj w bazie – popatrzył na nią dość dziwnie. wszedł do pomieszczenia i zadzwonił. Chwilę później przyszedł jakiś chyba wysoki ranga oficer
- Dzień dobry to jednak pani dr Brennan wartownik mówił, że to chyba pani ale nie spodziewałem się, że to pani
- Chciałam odwiedzić przyjaciela. Wiem, że to dość dziwne ale byłam w okolicy i taks sobie pomyślałam – pięknie Brennan Angela byłaby z Ciebie dumna – myślała
- A kim jest ten szczęśliwiec. Proszę nie mówić to Booth zgadza się? – pokiwała twierdząco głową
- Dzwoniłam ale nie chcieli mnie połączyć bo wojna więc wpadłam bez uprzedzenia
- Rozumiem – nie mógł uwierzyć, żeby ktoś przeleciał taki kawał świata bo w bajeczkę z byciem w pobliżu nie uwierzył, żeby spotkać się z przyjacielem. teraz już wiem przynajmniej dlaczego Booth tak wzdycha – proszę wejść zanim panią wpuszczę na teren bazy musi pani wypełnić parę papierków i dostanie pani przepustkę
- Dziękuję – niemożliwe, żeby poszło tak łatwo. Zajęła się tymi formularzami. Prawie skończyła kiedy drzwi otworzyły się z impetem a w nich stanął nie kto inny jak Booth. Stali wpatrując się w siebie. Trwało to tylko kilka sekund ale dla nich była cała wieczność.
To była ona! Patrzył w te piękne błękitne oczy. Zrobił dwa kroki naprzód i już trzymał ją w swoich ramionach
- Tęskniłem za Tobą – wyszeptał wprost do jej ucha
- Ja też – powiedziała nieśmiało. Te uczucia były dla niej nowe musiała się z nimi oswajać. Ale jakże łatwo było je wypowiadać – tak się o Ciebie bałam – pozwoliła sobie na ten komentarz a jemu serce zrobiło fikołka z radości.
- Nic mi się nie stało. Uważam na siebie – nadal tulił ją do siebie
- Gotowe – odezwał się oficer dyżurny oderwali się od siebie podał jej przepustkę
- Chodź pokażę Ci nasze małe królestwo – zabrał ją na wycieczkę po bazie. Nie wypuszczał jej dłoni ze swojej ręki. Przedstawił zdumionym kolegom. Dostała nawet nocleg na terenie bazy. Był akurat wolny pokój skromny i mały ale dla niej było najważniejsze, że obok niego. Do późnej nocy siedzieli i rozmawiali. Mieli do nadrobienia całe dwa miesiące – cieszę się, że przyjechałaś
- Ja też – zbliżyła swoje usta do jego tylko na to czekał. Zatracił się w niej. Wznieśli się na wyżyny o jakich nie ośmielił się nawet marzyć.
- Kocham Cię – powiedział cicho bojąc się co ona na to
- Wiem – patrzyła wprost w jego oczy – ja też Cię kocham
- Wiem inaczej by Cię tu nie było – uśmiechnięci zasnęli w swoich ramionach.
Niestety jak to mówią w dobrym towarzystwie szybko mija czas. Odwiózł ją na lotnisko przy granicy Tym razem pożegnanie było nieco inne
- Przyjadę za miesiąc
- Będę czekał – i odleciała a on pozostał. Ale tym razem pełen nadziei patrzył w przyszłość kochała go a to dodawało mu skrzydeł
Rok zbliżał się ku końcowi. Bones regularnie raz na miesiąc leciała do Afganistanu. Daisy nie wiedziała co ona robi cieszyła się z wolnych dni jakie miała dzięki temu.
- Dr Brennan źle pani wygląda może się pani położy – zasugerowała jej Dasiy
- Nic mi nie jest – nie do końca była to prawda ale nie miała zamiaru dzielić się nowiną. Najpierw musiał dowiedzieć się Booth. Zobaczą się dopiero w stanach a w poprzedni weekend nie miała o niczym jeszcze pojęcia – dzięki za troskę ale jest ok
- Już za dwa tygodnie będziemy w domu
- Tak pewnie tęsknisz za Sweetsem?
- Tak nawet bardzo. Tylko czy On tęsknił za mną?
- Na pewno – powiedziała z przekonaniem.
Wracał do domu. Już jutro pojedzie po Bones na lotnisko. według pierwotnego planu mieli się spotkać przy barku kawowym. Ale od tamtego czasu wiele się zmieniło. Teraz już zawsze będą razem. Pojedzie po nią a potem razem pojadą do Parkera.
Czemu ten lot się spóźnia pieklił się Booth tęsknił za nią. O nie Angela to ona zawsze ją odbiera zapomniał ją zawiadomić, że tym razem to On ją odbierze. No to nici z pocałunku pomyślał zawiedziony
- Hej Angela – popatrzył na jej lekko zaokrągloną sylwetkę
- Hej Booth przyjechałeś po nią? Jakbym wiedziała, że już jesteś, to nie psułabym wam tego spotkania
- Nic nie zepsujesz – powiedział z uśmiechem Angela popatrzyła na niego podejrzanie. Czyżby coś się zmieniło? Czyżby On już jej nie kochał? O nie ja na to nie pozwolę – gratuluje Ange
- Dzięki – powiedziała z uśmiechem kładąc dłoń na delikatnym brzuszku
- Idzie – Booth ruszył przed siebie i chwilę później trzymał ją w ramionach – Tęskniłem kochanie – Angela podeszła do nich nie za blisko ale na tyle że słyszała
- Ja za Tobą też – wiedziała, że Angela tam jest ale jej już to nie przeszkadzało pocałowała go prosto w usta a Angela o mało nie padła
- No nie! Co sie tu dzieje – Bones oderwała się od Bootha i obróciła w Jego ramionach
- Witaj Agne – uściskała przyjaciółkę i zdziwiona spojrzała na małą przeszkodę – i gratuluję
- Ja chyba też mam czego. Cieszę się słodziutka. W końcu razem
- Tak w końcu razem
Do domu wrócili późnym wieczorem. Już w Afganistanie ustalili, że będą mieszkać u Brennan. Wzięła porządny prysznic i weszła do kuchni. Booth szykował kolację
- Wina – zapytał
- Nie dziękuję
- Jeden mały kieliszeczek – namawiał – mamy co świętować. Nasz szczęśliwy powrót
- Wiem mimo tego pozostanę przy soku – uśmiechała się do niego promiennie. Zastanawiał się co to wszystko znaczy w jej oczach wyczytał wielkie szczęście nie to niemożliwe ale...
- Bones...?
- Dobrze myślisz jestem w ciąży – uwielbiał tą kobietę chwycił ją w ramiona i okręcił wysoko
- Tak bardzo się cieszę
- Ja też – zapomnieli o kolacji ona nie była teraz najważniejsza
Tydzień później wrócili do swoich zajęć. On na nowo był agentem FBI a ona pracowała w instytucie Jeffersona
- Myślę, że macie nam coś do powiedzenia – powiedziała Cam – bo nie wiem czy dobrze zrozumiałam Angelę
-Dobrze Cam. Jesteśmy razem
- No cóż Angela twierdzi, że już od roku
- Od 10 miesięcy – doprecyzował Booth
- Ale… - patrzyli na nich w osłupieniu
- Byłam parę razy na małej wycieczce w Afganistanie
Jak można było się spodziewać przyjaciele cieszyli się razem z nimi. Zostawili sobie tylko jeszcze jeden mały sekret. Chcieli się nim cieszyć jak najdłużej. Wrócili do dawnych obowiązków. Znowu łapali przestępców a pomagali im zezulce. Bones z każdym dniem stawała się okrąglejsza. Booth coraz częściej zostawiał ją w laboratorium a ona nie protestowała. To było zdumiewające.
- Brennan czy wy się pokłóciliście – zapytała wprost Cam przy herbacie siedziały we trzy
- Nie skąd ten pomysł?
- Mało kiedy jeździsz z nim w teren
-Booth mi nie pozwala – powiedziała zgodnie z prawdą
-I Ty się na to zgodziłaś? – nie posiadały się ze zdumienia. Do jej gabinetu wszedł Booth i nie zważając ma towarzystwo podszedł do Bones widząc nieme przyzwolenie w jej oczach pocałował ją, położył dłoń na jej brzuchu delikatnie zaokrąglonym i powiedział
- Cześć kochanie jak się mają moje dziewczyny?
W taki sposób reszta dowiedziała się, że nie długo na świecie pojawi się mały, a raczej mała Booth
Angela urodziła ślicznego synka z kręconymi włoskami jak ojciec. Imię również otrzymał po nim
Bones urodziła śliczną córeczkę podobną toćka w toćkę do tatusia. Mała otrzymała imię Jenifer, Jenifer Booth.
Izalys świetne opowiadanko :) Takie lekkie i przyjemne... bardzo miło się je czytało... :) super... :)
No przecież jak Bones mogłaby dłużej wytrzymać i nie polecieć do swojego ukochanego... :)
Całość ekstra... :) Czekam na kolejne opoka... :)
I mam małe pytanie... A mianowicie podoba Wam się nowy filmweb? Bo mi nie... Jakoś nie mogę się do niego przyzwyczaić... Ale cóż będę musiała bo "wystrój" niestety nie zależy od nas... :(
Rok, 365 dni, jedno okrążenie ziemi wokół słońca. Tyle się nie widzieli. Czy to dużo? Jedni powiedzą, że zdecydowanie za dużo inni, że w sam raz na uporządkowanie myśli a jeszcze inni, że to zdecydowanie za mało. A co on znaczy dla przyjaciół? Dla ludzi którzy przez ostatnie 5 lat niemal się nie rozstawali. Owszem bywało, że ona wyjeżdżała na wykopaliska ale było to zaledwie najwyżej 6 tygodni. Czy tęsknili wówczas za sobą? Oczywiście! Nie mogłoby być inaczej dla ludzi którzy są dla siebie tak bliscy. Zawsze czekali z utęsknieniem na spotkanie. Czy teraz też tak jest? Czy ten rok przyniósł więcej pożytku czy raczej wyrządził nie odwracalne szkody? Żadne z nich tego nie wiedziało. Wracali do stolicy pełni obaw. Owszem, tęsknili za sobą nawet bardzo ale oboje nurtowało pytanie: Czy nadal potrafią ze sobą pracować, rozmawiać, przyjaźnić się tak jak kiedyś? Czy to się nie zmieniło?
Dr Brennan wraz ze swoją asystentką wróciła już dzień wcześniej. Nie mogła zasnąć tej nocy. I wcale nie chodziło o zmianę stref czasowych. Ale o obawę przed spotkaniem z Nim. Czy bardzo się zmienił? – zastanawiała się – czy poszedł dalej tak jak kiedyś mówił? Przecież rok to długi czas. Co prawda w wojsku nie ma zbyt wiele kobiet, a zwłaszcza w Afganistanie, tyle, że tu nie potrzeba wielu a jednej tej właściwej – takie myśli nie dawały jej spokoju. Teraz kiedy ona przekonała się, że ta tęsknota która czuła jest oznaką niewątpliwej miłości. Ona przez ten rok wiele zrozumiała. I choć okazji nie brakowało jakoś tym razem nie była przekonana do czynności do tej pory przez nią zwanej „zaspokajaniem biologicznych potrzeb”. Nie ciągło ją do tego co ją samą to dziwiło. W końcu nie pierwszy raz była na wykopaliskach. Poza tym jeszcze doszła do jeszcze jednego wniosku – odkrycia antropologiczne już nie są jej pierwszą życiową pasją. Dotąd tak uważała. Nawet mówiąc Boothowi, że musi odpocząć od morderstw była przekonana, że powrót do jej niegdyś pierwszej pasji będzie dla niej bardzo dobry. W pewnym sensie zaspokoił jej ambicje zawodowe w końcu nie codziennie jest się kierownikiem takiej ekspedycji. Ale to nie było to samo co praca z FBI. Teraz już wie, że praca z Boothem; łapanie przestępców, zapobieganie innym, jest jej największą pasją. Teraz już to wie tylko czy nie za późno?
I jest w końcu w stolicy. W stanach jest już od tygodnia ale musiał pozałatwiać wszystkie formalności związane ze zwolnieniem ze służby. Musiał też wybrać się do FBI i zobaczyć czy jeszcze jest agentem. To zajęło mu tydzień. Jednak nie przeszkadzało myśleć o zbliżającym się wielkimi krokami spotkaniu. Czy się zmieniła? Pewnie jest opalona – uśmiechał się sam do siebie – zadowolona ze swojego osiągnięcia. Czytał na bieżąco stronę internetową poświęconą tej wyprawie. Był z niej cholernie dumny. Wzniosła się na wyżyny sprawiła, że historia ewolucji zyskała brakujące do tej pory ogniwo. Na tej stronie ktoś umieszczał informacje i zdjęcia. Na żadnym jednak jej nie było. Kilka krotnie widział Daisy ale jej ani raz mimo tego, że była kierownikiem. Pisano o niej z największym szacunkiem. Cieszył się z jej sukcesu. Tylko bał się cholernie, ze ona teraz nie będzie chciała wrócić do pracy z nim. Z pewnością posypią się propozycje dużo bardziej lukratywne i on zejdzie na dalszy plan. Bał się, że ona już nie chce z nim pracować. Bał się stracić z oczu kochaną osobę. Mimo rocznej rozłąki jego miłość wcale nie osłabła o nie! A wręcz nasiliła się. Chęć zobaczenia jej wzięcia w ramiona była tak silna, że niemal bolała. Ale czy ona mu na to pozwoli?
Siedziała na ławce niedaleko barku koło którego się umówili. Była sporo przed czasem nie mogła się doczekać żeby go zobaczyć.
Szedł powoli jest sporo przed czasem więc ma czas. Nie spodziewał się jednak, że ona będzie jeszcze wcześniej. Zauważył ją z daleka. Zawsze tak na niego działała kiedy pojawiała się w okolicy swoim 6 zmysłem czuł jej obecność – jest wcześniej więc może jej też zależało? – przyspieszył kroku. Chwilę później stali już naprzeciw siebie. Niezdolni wymówić choćby słowa.
Zmienił się. Jego sylwetka jest bardziej smukła, przybyło mu też parę zmarszczek. Twarz ma opaloną od pustynnego słońca. A Jego oczy… są tak samo cudne jak były. Czekoladowe z ciepłym błyskiem…
Jest piękna jak zawsze. No i ta nowa fryzura wygląda w niej cudownie. Opalona. A ten delikatny uśmieszek który błąka się po jej ustach… I te hipnotyzujące, niebiesko – zielone oczy patrzą na mnie tak samo
- Witaj – odezwała się pierwsza
- Witaj – odpowiedział niemal szeptem
- A więc minął rok – nadal wpatrywała się w jego twarz jakby chciała przewiercić ją wzrokiem na wylot
- Tak – ze wzruszenia nie wiele był w stanie powiedzieć . A co mi tam najwyżej mnie odepchnie – pomyślał i chwile później trzymał ją w swoich ramionach. Przytulał policzek do jej włosów, wdychał jej zapach. Cos dławiło go w gardle pod powiekami czuł piasek… Jak dobrze czuć go przy sobie – myślała – jak dobrze wtulić się w Jego ramiona i zapomnieć ten rok rozłąki.
Długo tak stali nie mogąc się od siebie oderwać. Żadne z nich tego nie chciało. W końcu uwagę zwrócił im policjant patrolujący okolice parku
- A może by tak państwo wynajęli sobie jakiś pokoi w motelu a nie tutaj na ulicy – Booth zareagował błyskawicznie. Był wkurzony, że ktoś śmiał mu przeszkodzić
- Agent specjalny Seeley Booth – wyciągnął odznakę – nie robimy nic nie właściwego
- Przepraszam pana agencie ale tu są całe rodziny z dziećmi – po czym szybko się oddalił
- No pięknie przyłapani – śmiała się cicho Bones nadal trzymając za rękę partnera a w zasadzie to nie wiedzieli do końca kto kogo trzyma za rękę bo żadne z nich nie chciało wypuścić ręki drugiego – kawy?
- Pewnie – podeszli do barku kupili sobie po kawie i poszukali odpowiedniego miejsca. Znaleźli nad samą wodą kawałek trawy osłoniętej cieniem drzew. Jak na Gentelmana przystało Booth ściągnął marynarkę i na niej usiedli. Żeby się zmieścić musieli się do siebie przytulić ale to im wcale nie przeszkadzało. Nie wiedzieli od czego zacząć mieli tyle sobie do powiedzenia ale nie wiedzieli od czego mają zacząć. Delektowali się ciszą dobre 15 minut. Booth odezwał się pierwszy
- Tęskniłem za Tobą – powiedział cicho – bardzo. Nie patrząc na niego odpowiedziała
- Ja też Booth. Bardzo mi Ciebie brakowało – a w Jego serce tchnęła się nowa nadzieja. Zagłuszana delikatnie myślą, że tęskniła jak za przyjacielem
- Tam było… strasznie. Gorąco, sucho wszędzie było widać wojnę. Nigdy więcej nie wrócę do armii
- A ja nigdy więcej nie wyjadę na tak długo – powiedziała poruszona jego wyznaniem – owszem spełniłam się zawodowo ale… Czas powiesić torbę na kołku i dać szansę młodszym. Ja zajmę się tym co sprawia mi największą frajdę
- A co to takiego? – zapytał nie pewnie. Wzięła głęboki oddech teraz albo nigdy
- Praca z Tobą i… - stchórzyła
- I? – ponaglił ją miął dziwne przezucie był totalnie podekscytowany
- I chcę wrócić do marzenia o dziecku – popatrzyła w jego oczy. Wzrokiem próbowała mu powiedzieć to co dla ust było jeszcze za wcześniej. Zrozumiał uśmiechnął się i przygarnął ją do siebie
- Co tylko zechcesz
- I będziesz Jego ojcem?
- Tak ale stawiam pewne warunki – błądził ustami po jej twarzy
- Jakie
- Nie będzie żadnych probówek
- Zgoda co dalej? – poddawała się magii chwili kiedy jego usta znalazły jej
- Na resztę przyjdzie czas potem – powiedział zamykając dyskusję pocałunkiem
- Jaka reszta? – nie ustępowała ale on miął też świadomość, że to jeszcze za wczas
- Bones…
- Jaka? – już niemal zapomniał jaka jest uparta
- Wyjdź za mnie – powiedział cicho patrząc w jej oczy
- Mogłam się tego spodziewać – jeszcze nie dawno takie słowa były by dla niej końcem związku. Ale nie teraz. Teraz wie, wie po roku przerwy, że tego właśnie chce. No może nie do końca bo ona do małżeństwa nie jest przekonana ale Booth bardzo tego chce a skoro on chce to dlaczego ona by miała nie spełnić tej prośby? W końcu dla ukochanego wszystko. Czekał z niecierpliwością na jej odpowiedź. Bał się, że to za szybko ale jakże się mylił…
- A dostanę pierścionek? – zapytała przekornie
- Możemy kupić w każdej chwili tylko powiedz
- Tak – przyciągnął ją do siebie by przypieczętować to co stało się faktem. Dr Brennan była Jego! I to na zawsze. Czy może być coś bardziej cudownego?
Nie nie może być nic bardziej cudownego :PP Jejku takie to było piękne.. :) Teraz strasznie nie mogę się doczekać odcinka kiedy wrócą po tym roku... Hmmm... Rewelacyjne opowiadanie :)
Definitywnie jedna z najcudowniejszych części... Gdyby tak rozpoczął się kolejny sezon... Z drugiej strony, pewnie większość widzów usatysfakcjonowana faktem, ze wreszcie para się zeszła porzuciłaby oglądanie serialu :P Ale na razie cieszmy się tym co mamy. :D
Bo Hart lubi niespodzianki
100 odcinek inaczej (onepart)
- Hart to nie ma sensu! – protestowała Emily – to jest głupi pomysł
- To jest coś świetnego. To będzie hicior zobaczysz. Fani oszaleją mówię Ci – do pokoju wszedł Natan Jego też Emily próbowała przekonać, że to nienajlepszy pomysł ten 100 odcinek.
- Natan i Ty się na to zgadzasz?
- Em nie rozumiem dlaczego Cię tak to denerwuje. To jest bardzo dobry scenariusz siedzieliśmy nad nim długo. Były co najmniej trzy wersje ta wygrała po burzliwej dyskusji. Zobaczy wszystko będzie ok.
- Nic nie będzie ok. – powiedziała z rezygnacją i wyszła z pomieszczenia – jak może być ok. kiedy to co ma się wydarzyć w tym odcinku – mruczała pod nosem tak się zaaferowała sowimi myślami, że wpadła wprost na idącego mężczyznę rozmawiającego przez telefon. To było mocne zderzenie – przepraszam pana – chciała pójść dalej
- Hej Em to już ludzi nie poznajesz? – to był David kierował się do tego samego pokoju z którego ona przed chwilą wyszła
- Cześć jak idziesz w sprawie scenariusza 100 odcinka to nie masz po co
- A co Ci się w nim nie podoba? – jemu odpowiadał a wręcz szedł z jeszcze paroma pomysłami które mogły jeszcze polepszyć ten scenariusz
- David to się nie będzie podobało
- A ja myślę, że to będzie hit. Chciałem z nimi jeszcze omówić pewne pomysły jakie wpadły mi do głowy
- Fani poczują się oszukani zobaczysz
- A jak dla mnie będą zachwyceni – Emily machnęła tylko ręką i poszła w swoją stronę. Oni nic nie rozumieją. To będzie totalna klapa. Poza tym jak ja mam to zagrać. Ostatnia taka scena to był istny koszmar mimo minimalnej ilości ludzi z obsługi to było coś okropnego i Jaimie stojąca za kamerą i obserwująca każdy nasz ruch. Cholera przecież to była tylko gra o co jej chodziło? Czyżby się domyślała, że on mnie a ja Jego… Nie, niemożliwe jesteśmy bardzo ostrożni. Tylko raz padły z jego ust te słowa. „Kocham Cię” ja jeszcze nie powiedziałam nie chcę rozbijać małżeństwa. I nie zgodzę się na rolę tej trzeciej i niechcianej. Dlatego wszystko ukrywam na dnie swojego serca. I niech tak pozostanie. Oboje się z tym zgodziliśmy. Zresztą ja nigdy mu nie powiedziałam, że go kocham. Ani wbrew powszechnie panującej opinii nie byliśmy, nie jesteśmy i nigdy nie będziemy kochankami…
Oczywiście producenci i David postawili na swoim. Scenariusz pozostał niezmieniony. Następnego dnia mają się zacząć zdjęcia. Wieczorem w domu Emily ona i David, jak zawsze przed rozpoczęciem zdjęć do kolejnego odcinka, próbowali sami na sucho. Skończyli dobrze po 2 w nocy. Byli w miarę zadowoleni
- Em dlaczego nie chcesz tego scenariusza?
- Bo tym fani będą zawiedzeni
- Moim zdaniem wcale nie. Chcą tego wejdź na jakiekolwiek forum naszego serialu i poczytaj. Chcą tego
- David chcą owszem ale żeby to się dopiero wydarzyło i to za jakiś czas, po burzliwym związku Brennan i Bootha. A nie tego, że to wydarzyło się 6 lat wcześniej. I przez cały serial nie ma ani jednej wzmianki
- A mnie się wydaje, że będzie to bardzo dobrze przyjęte. Oni wiedzą, że Hart kocha niespodzianki
- Z tym się zgodzę
- Ok. wracam do domu. Już późno a rano trzeba się stawić na planie – pożegnał się jak zawsze całusem w policzek i wyszedł. Do domu miał całkiem nie daleko. Nie mógł jednak przestać myśleć o Em. Była integralną częścią mojego życia. Kocham ją i to jest ta właściwa. Dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? Nie popełnił bym tych błędów. Nie było by Jaime ale jakby nie było jej to nie byłoby Jadena. A jego kocham z całego serca jest moim synkiem. Jakie życie jest trudne…
Rankiem na planie panowała gorączkowa atmosfera wszyscy byli podekscytowani w końcu nie co dzień kręci się 100 odcinek.
- Ok. zaczynamy – zawołał Hart – David Emily na miejsca – Start! – od tej pory kamery poszły w ruch i oni też przestali być Davidem i Emily a stali się Boothem i Brennan
- Powinniśmy mu powiedzieć, że popełnił błąd – szli na sesję do Sweetsa. Na poprzedniej dał im swoją książkę o nich do przeczytania – powinien wiedzieć, że popełnił parę dość znaczących błędów
- Ale jak Ty sobie to wyobrażasz. Wejdziemy i powiemy Sweets twoja książka jest dobra ale my jesteśmy….
- Nie o tym chciałam mu powiedzieć
- A o czym – Boorh zrobił zdziwioną minę
- Podstawowym błędem jest fakt, że w jego książce spotykamy się po raz pierwszy w sprawie senatora i jego asystentki
- A o tym mówisz. No tak przecież był jeszcze sędzia i ta dziewczyna czyli dokładnie rok wcześniej. Ja myślałem, że chcesz powiedzieć… no wiesz
- To nie byłoby właściwe. Poza tym chyba w końcu powinniśmy to uregulować
- Dlaczego właśnie teraz? – ta myśl była dla niego niemiła. Wciąż łudził się, że wrócą do tamtego cudownego tygodnia i nie miał zamiaru nic teraz regulować. O nie! Nie teraz kiedy są bliżej siebie niż kiedykolwiek. Doktorek już na nich czekał. Usiedli
- I jak? Podobała się wam moja książka – zapytał już na wstępie
- W zasadzie przyszliśmy tutaj żeby Ci powiedzieć o pewnych elementarnych błędach
- Wiedziałem, że tak zareagujecie. Czy nie uważacie, że dość już byłoby tego udawania? Że wszystko jest w porządku, że jesteście tylko przyjaciółmi i partnerami – Sweets wyrzucał z siebie słowa z szybkością karabinku maszynowego
- Hola Sweets – przerwał mu Booth
- Nie chodzi nam o twoje końcowe wnioski – dodała Bones
- Nie – zapytał zdziwiony
- Nie to Twoja własna interpretacja a do takiej ma prawo każdy – powiedziała
- Więc…?
- Chodzi o nasze pierwsze spotkanie. To które opisujesz nie było pierwszym
- Więc kiedy?
- Rok przed tą sprawą prowadziliśmy jeszcze inną sprawę. Chodziło o dziewczynę zamordowaną 4 lata wcześniej. Wtedy miałem jeszcze mały problem z hazardem. Nie mogłem rozwiązać tej sprawy. Cam, która była wówczas patologiem w NY a w D.C. tylko w odwiedzinach powiedziała mi o Bones
- Powinieneś się z nią spotkać – radziła mu Cam
- A w czym mógłby mi pomóc jakiś zezulec?
- Jest najlepsza w tym co robi
- Byłem zdesperowany. za wszelką cenę chciałem udowodnić, że problem z hazardem jest już przeszłością
- Co nie do końca było prawdą – wtrąciła Bones Booth obdarzył ją delikatnie mówiąc dużo mówiącym spojrzeniem – taka jest prawda
- Więc wysłaliśmy jej szczątki nie mówiąc kto to jest. Chciałem się przekonać czy jest tak dobra jak o Niej mówią
- I się przekonałeś – dodała z zarozumiałym uśmiechem Bones
- Tak. Szybko ustaliła kim ona jest, jaki sport uprawiała ile miała lat i nawet gdzie mieszkała. Znalazła też przyczynę śmierci. Bardzo mi to zaimponowało. Ale mnie chodziło o dorwanie drania który jej to zrobił. podejrzanym był sędzia. Poszliśmy do niego. Nie bardzo chciałem ją zabrać ze sobą. Zezulec w terenie to tylko kłopot. Co potwierdziła już za pierwszym razem
- Zasłużył sobie na to obraził mnie
- Bones ale nie musiałaś uderzać sędziego w nos – zaoponował
- Uderzyłaś sędziego? – zapytał zdziwiony Sweets. Opanowana dr Brennan okazała emocje niesamowite
- Obraził mnie
- Proszę kontynuujcie – doktorek postanowił ich sprowadzić na właściwą drogę,
- I musiałem ją wylać – powiedział
- Więc nie aresztowaliście go?
- Ależ nie. Zezulce ustaliły co było przyczyną zgonu i czego mam szukać. W samochodzie sędziego znalazła kawałek kości czaszki i wówczas go mieliśmy.
- Został skazany i tyle – zakończyła Bones faktem jest, że pominęli wiele kwestii ale chodziło im o sprostowanie Jego książki o reszcie nie musiał wiedzieć
- Ok. to była wasza pierwsza sprawa. Rozumiem ale jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie. Agencie Booth jak pan zareagował na widok dr Brenann a pani na widok agenta? – patrzyli na niego niepewnie. Jeśli zaczną nie wiadomo jak to się skończy doktorek miał wyjątkowy dar wyciągania z nich tego czego nie chcieli mu powiedzieć. A o tym na pewno nie chcieli z nim rozmawiać – proszę
- Była piękna – zaczął Booth – miała rozpuszczone włosy, niebieskie iskrzące się blaskiem oczy. Miała na sobie czerwoną bluzkę i kwiecistą spódnicę – przypominał sobie z rożewieniem ten widok to było porażające dla niego nigdy nie wcześniej ani później nie spotkał piękniejszej kobiety
- Miał bardzo interesującą twarz. Duże brązowe oczy, mocno zarysowaną szczękę, wyraziste kości policzkowe. Nieźle zbudowany. I nie zwróciłam uwagi w co był ubrany – oczywiście, że zwróciła ale nie miała ochoty tego pokazywać po sobie.
- Czyli jednym słowem spodobaliście się sobie – podsumował psycholog
- Tak inaczej nie po... – już miał skończyć Booth kiedy Bones chwyciła go za rękę
- Ależ proszę niech pan agencie dokończy – powiedział podekscytowany doktorek. Co prawda jego książka ma najwidoczniej kilka błędów ale chęć usłyszenia tej historii była silniejsza
- Pocałowaliśmy się – dokończyła z Bootha Bones.
- Całowaliście się! – wykrzyknął – nie to niemożliwe. moja książka dąży do tego, że jak się w końcu do siebie zbliżycie to będzie to eksplozja uczyć... a Wy już się całowaliście?
- Tak z języczkiem – powiedziała Brennan żeby nie było żadnych wątpliwości
- Jak do tego doszło?
- Po tym jak uderzyła sędziego musiałem ją zwolnić a gdzie to najlepiej zrobić? Poszliśmy na drinka
- I to nie jednego – dodała z uśmiechem
- Muszę Cię zwolnić – był już dość mocno wstawiony
- Za co – zapytała zdziwiona
- Uderzyłaś sędziego – próbował nalać do kieliszka ale większość wylądowała poza nim – ale widzę też dobre strony tego
- Jakie – zapytała zdziwiona i rozczarowana
- Teraz mogę zrobić to – i pocałował ją z mocą jakiej nigdy wcześniej ani później nie zaznała.
- I to wszystko – nie mógł uwierzyć. To jest niemożliwe żeby oni nic więcej. Patrzył na ich miny i czekał. Musiał się koniecznie dowiedzieć jak to się skończyło
- Tak pocałowaliśmy się a potem każde poszło w swoją stronę – powiedziała Bones unikając wzroku obu mężczyzn
- Nie wierzę! – wykrzyknął
-Cięcie! Na dzisiaj wystarczy – powiedział Hart – Było dobrze nawet bardzo dobrze. Spotykamy się jutro o 8 jak zawsze. I mam nadzieję, że jutro skończymy ten odcinek – ekipa zaczęła się rozchodzić do domów
- Powieź Cię – David zapytał Emily
- Ok – nie miała ochoty czekać na taksówkę. Po drodze zamówili jeszcze pizzę na kolację i chwilę później byli już u niej w domu. Po posiłku zasiedli z kieliszkiem wina w ręce – podzielasz optymizm Harta co do jutrzejszego dnia
- Pewnie. A Ty nie?
- Ostatnio podobną scenę kręciliśmy 4 dni
- Pamiętam. Ale tym razem nie będziemy mieć towarzystwa – rozumieli się bez słów – Jaime pojechała z dziećmi do rodziców pomóc w przygotowaniach do ich rocznicy ślubu. Ja mam tam jechać na weekend
- No to może faktycznie będzie szybciej
- Musi być. Bo inaczej ja nie wytrzymam i zrobię to na co mam ochotę od dawna
- David! Nie można tak!
- Wiem, wiem będą kamery i setka innych ludzi. Ale jak ostatnio kręciliśmy...
- Proszę Cię nie przypominaj mi – spuściła głowę. dobrze pamiętała jego reakcję na jej ciało i jej reakcję na to co sie z nim działo. Godzinę później David pożegnał się i wrócił do swojego domu. Walcząc z myślami, że jego dom jest tam gdzie jego serce a ono jest przy Emily.
- Kochani postarajcie się. Bo szampan sie chłodzi i mam wielką ochotę na tego torta! Zaczynamy! Akcja!!!
- Powiemy mu? – Booth popatrzył na swoją partnerkę i nie tylko ale o tym wiedzieli tylko i wyłącznie oni
- Tak! Proszę powiedzcie mi co się dalej działo
- To nie jest dobry pomysł – zaoponowała
- Sama mówiłaś, że musimy to w końcu uregulować
- Ale nie musimy mu nic mówić
- Proszę powiedzcie – młody doktorek aż się skręcał z ciekawości – Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić – zaraz po pocałunku wyszliśmy na zewnątrz. Padał deszcz było zimno złapałam taksówkę...
- Mogę wsiąść razem z Tobą? – zapytał – pada, nie ma innej taksówki
- Jasne – pojechali najpierw do niej. Uparł się, że jako gentelman odprowadzi ją pod same drzwi a skoro był już na górze i oboje byli nieźle wstawieni. Wylądowali w jej sypialni
- Spaliście ze sobą?!?!?!?!?! – to było za wiele jak dla młodego doktorka
- Tak – potwierdzili zgodnie – i nie tylko dodał Booth
- Zaraz usłyszę, że jesteście od 6 lat po ślubie – powiedział z ironią. Wszystkie jego obserwacja, cała jego książka jest do dupy! był zły i rozgoryczony
- W zasadzie to masz rację – powiedział Booth dobijając do końca biednego psychologa
- Jak to się stało?
- Zwyczajnie. Rano stwierdziliśmy, że jest nam ze sobą dobrze. I, że sie lubimy. wieczorem byliśmy już w Las Vegas. Ślubu udzielił nam ktoś przebrany za Elvisa. Nie było to może najbardziej romantyczne ale co tam...
- Nie ja chyba oszaleję. Wiecie, że właśnie zmarnowaliście 3 lata naszej pracy? Moja książka jest do dupy!
- Spokojnie. Nie do końca. Chcesz posłuchać dalej?
- Pewnie już gorzej być nie może. Więc co się stało? Szybki rozwód?
- Właściwie to rozwodu nie było. Porostu za szybko się pobraliśmy i tyle. Nie znając się zupełnie, nie znając naszych oczekiwań wobec siebie. Po pierwszej kłótni się po prostu rozstaliśmy. Ona pojechała na wykopaliska a ja wróciłem do FBI i zacząłem chodzić na spotkania anonimowych hazardzistów.
- Więc jednak coś dobrego z tego wyniknęło?
- W sumie jakby na to patrzeć od tej strony to tak
- I nigdy więcej się nie zeszliście? przecież nadal jesteście małżeństwem. Powinniście zaryzykować. Spróbować. Jesteście starsi o 6 lat bogatsi w doświadczenia życiowe. Przyjaźnicie się, a przede wszystkim się kochacie – patrzyli na niego zastanawiając się co teraz. Ale żadne z nich nie miało ochoty podejmować teraz decyzji
- Jestem głodna
- Tajskie? – i wyszli ze spotkania podczas którego po raz pierwszy pozwolili sobie na wspomnienie tamtego czasu. do tej pory głęboko skrywali to w swoim sercu.
- On ma rację – zaczął Booth
- W czym?
- Że powinniśmy spróbować. Ja chcę spróbować! Kocham Cię. Zawsze Cię kochałem. Już wówczas w Vegas wiedziałem, że chcę być z Tobą i tylko Tobą
- Dlaczego nie powiedziałeś?
- Bo nie byłem na to gotowy i Ty chyba też...
- Masz rację. I co teraz?
- Wracamy do domu. Do naszych marzeń. Z nadzieją, że one się spełnią. I tym razem nam się uda
- Tak masz rację – wzięła go pod rękę i razem poszli szukać swego przeznaczenia i spełniać marzenia...
- Cięcie! Świetne to było! No a teraz chwila przerwy i zapraszamy na świętowanie – powiedział Hart – montaż całości zrobimy później.
David podszedł do Emily
- I co tak źle było? – zapytał
- Wiesz, że nie ale David... – patrzyła w jego oczy, które tak kochała.
- Czułaś to prawda?
- Tak. Czułam ale serial to jedno a prawdziwe życie to drugie...
- Tak, szkoda, że tak łatwo nie może być w prawdziwym życiu
- Nadal uważam, że to nie był dobry pomysł na 100 odcinek
- Był świetny zobaczysz – zbliżał swoje usta do jej. posmakował ich dzisiaj na planie niejednokrotnie i chciał więcej. To nie był zwykły aktorski pocałunek ale taki prawdziwy płynący prosto z ich stęsknionych serc. Dotknął delikatnie jej ust – kocham Cię – nie wytrzymał. Ona też dała się ponieść chwili. Jakiś czas później, jeszcze podczas tego przyjęcia, powiedziała to głośno.
Czy to był dobry pomysł na 100 odcinek osądźcie sami...
Wow Izalys jestem pod wrażeniem ogromu tego opowiadanka jak i samej jakości :)
Bardzo ale to bardzo mi się podobał... a hmmm... pomysł na 100 odcinek całkiem niezły... heh... chciałabym zobaczyć zawiedzioną minę biednego doktorka kiedy dowiedział się, że B&B są małżeństwem... ha ha ha...
Chociaż sama nie wiem jak ja bym zareagowała na taki odc... ale chyba raczej popieram zdanie Emily...
Ale pomysł jak i samo wykonanie genialne :) super się czytało.. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
1.
- Brennan słucham – powiedziała podnosząc słuchawkę
- Dzień Dobry dr Brennan. Wiem, że moja prośba zabrzmi dziwnie ale czy mogłybyśmy się spotkać? – usłyszała w odpowiedzi głos po drugiej stronie
- A z kim mam przyjemność? – zapytała zdziwiona. Ten głos kogoś jej przypominała ale nie mogła go przypisać do konkretnej osoby
- Nie chciałabym się przedstawiać zanim się nie spotkamy
- Więc się nie spotkamy – powiedziała odkładając słuchawkę. Dziwne, niby znajomy głos ale nie wiem kto to mógł być. wróciła do swojej pracy – pisania kolejnego rozdziału książki. Była w dość kulminacyjnym momencie więc aby jej nie przeszkadzano po prostu wyłączyła oba telefony i stacjonarny i komórkę
Booth próbował od prawie godziny dodzwonić się do Bones próbował i na komórkę i na stacjonarny, była co prawda już 18 ale ona nie wychodzi z instytutu wcześniej jak przed 20 chyba, że On ją wcześniej zgarnie. I to miał zamiar zrobić tyle, że chciał ją uprzedzić. zaczynał się powoli denerwować.
- Bones co jest z Tobą? – mruczał zdenerwowany kierując swój pojazd w kierunku muzeum – cholera – wpakował się w wieczorny korek – chyba zaraz zwariuję
Pół godziny później parkował w sowim ulubionym miejscu oczywiście jak najbliżej wejścia. Wszedł mijają strażnika. I prawdopodobnie tylko On poza Brennan był na terenie instytutu. W końcu piątek po 18 ludzie mają weekend. Z daleka widział zaświecone światło w jej gabinecie.
- No jasne a gdzie by miała być? – mruczał wkurzony. Była pogrążona w myślach. Patrzył na jej skupioną twarz. Zaraz, zaraz Ona wcale nie była skupiona ale zafascynowana. pisała coś z pasją uśmiechając się pod nosem i szalenie seksownie oblizując wargi. W jej oczach dostrzegł ten szczególny błysk. Nie chciał jej przerywać. Ale też nie chciał by siedziała tu do późna. W końcu zbierał się cały tydzień na odwagę. Opracował szczegółowy plan, w myślach powtarzał kwestie jaką jej wypowie. W głowie miał całą masę argumentów na jej „NIE”. I w końcu zdecydował, że dzisiaj jej powie. Zaprosi ją na ten cholerny zjazd. Ale najpierw zaprosi ją na randkę z prawdziwego zdarzenia. Angela mówi, że te wszystkie ich kolacyjki to jak randki. Ale nie ma racji. Nie tak się kończą prawdziwe randki. I bynajmniej nie chodziło mu o sex. Choć niewątpliwie rozpalała go jednym spojrzeniem. Chodziło np. o pocałunek o jej dłoń w jego dużej dłoni... Tylko tyle.
- Bones – przerwał swoje rozważania – Ty jeszcze tutaj? Jest piątek wieczór – ale ona nie odpowiedziała na jego zaczepkę jak zazwyczaj tylko patrzyła na niego takim wzrokiem który oznaczał tylko jedno. Ona ma ochotę... Ona jest... cholera – myślał – ona jest napalona – Bones... – odezwał się. Desperacko szukając wyjścia z tej sytuacji. Bo jej rozpalony wzrok ślizgał się po Jego sylwetce i zaraz zauważy jak na niego działa. Choć może zdołał to trochę ukryć zakładając ręce na torsie i ściągając w ten sposób marynarkę – Temprence...?
Czy zawsze ktoś musi mi przeszkadzać – w pierwszej chwili zezłościła się słysząc jego głos. Trwało to jednak ułamek sekundy. Obiekt jej fantazji stał w jej gabinecie. Przed chwilą te fantazję przelewała na komputer. To spełnienie moich marzeń – myślała – ale czy nie zniszczę tym wszystkiego? Czy nie będziemy tego żałować? On nie jest typem faceta na jedną noc. Oj Bones kogo Ty oszukujesz – wodziła wzrokiem po jego seksownym ciele. Nawet bawił ją jego wstyd i to jak chciał ukryć reakcję swojego ciała – Ty chcesz od niego nie jednej nocy ale wszystkich jakie pozostały w Twoim życiu. I czas wziąć się do roboty bo On chyba nie ma zamiaru. A jeśli mnie nie chce? – prowadziła dialog sama ze sobą – zechce, zechce popatrz na jego oczy a tam zobaczysz wszystko co zechcesz. O tak! On jest mój i żadna blond piękność mi Go nie odbierze. Choćbym miała uczestniczyć w tym rytuale którym on nazywa ślubem...
Podeszła do Niego z żarem w oczach. Wyciągnął dłoń i dotknął jej twarzy. Wtuliła się w nią automatycznie jakby robiła to od lat. Pocałowała wnętrze Jego dłoni
- Temprence – powtórzył – czy Ty wiesz co mi robisz? – zapytał ochrypłym głosem – zanim odpowiedziała poczuł jej usta tuż przy swoich
- Wiem – a potem sięgnęła po coś, czego pragnęła od dawna. To była eksplozja namiętności, pasji i miłości. Tak miłości oboje ją czuli. Byli, są pewni tego, że ta druga osoba nie będzie żałowała. Leżeli na jej kanapie. Nogi i ręce mieli splątane ze sobą. Booth wolną rękę kreślił bliżej nieokreślone wzory na plecach Bones która notabene leżała na nim. We dwójkę na tym wąskim meblu się nie zmieścili. Ale to im wcale nie przeszkadzało.
- Kocham Cię – powiedział pierwszy agent kiedy nieco ochłonęli
- Wiem – odpowiedziała
- Wiesz? – zapytał zdziwiony
- Wiem, bo skoro w końcu ja sama pokochałam to musiała sprawić to Twoja miłość. Bez niej nie było by mojej – uśmiechała się do niego zalotnie. Takiej jej jeszcze nie widział. Chwila co ona powiedziała?
- Tzn., że...? – nie śmiał zadać tego pytania
- Że Cię kocham – położyła głowę w miejscu gdzie biło Jego serce. Jeszcze chwilę leżeli w ten sposób.
- Przyjechałem zaprosić Cię na prawdziwą randkę – powiedział podnosząc się do pozycji siedzącej i wciąż nie wypuszczając ją z ramion – chciałem zaszaleć. Dobra restauracja. Kolacja ze świecami muzyka, taniec i powiedzieć Ci ile dla mnie znaczysz
- A ja Cię uprzedziłam – podniosła się i zaczęła ubierać. W jej ślady poszedł też agent
- Nie żałuję – powiedział z uśmiechem na ustach
- Ani ja. To jak będzie z tą randką?
- Jutro o 18 przyjadę po Ciebie
- A co do jutra będziemy robić? – tego było już nawet jak na niego za wiele. Jednym krokiem podszedł do niej i...
- Co tylko zechcesz – powiedział kiedy w końcu od niej się oderwał. Objęci wyszli z budynku. Pojechali prosto do jej mieszkania. Zamówili ulubione tajskie i zasiedli z kieliszkiem wina w ręku
- Miałam dzisiaj dziwny telefon – Booth czujnie popatrzył na nią – dzwoniła jakaś kobieta. Chciała się spotkać ale się nie przedstawiła
- Nie zgodziłaś się mam nadzieję
- Nie zgodziłam ale w jej głosie było coś znajomego nie mam pojęcia co
- Bones pod żadnym pozorem się z nią nie umawiaj proszę Cię
- Zbyt wiele mam do stracenia żeby zaryzykować – uśmiecha się do Niego.
- Booth kiedy się wprowadzisz? – zapytała znienacka
- Po ślubie – odparł żartem. Wiedział i znał jej stosunek do tej instytucji. Ale przecież pożartować zawsze można uśmiecha się szeroko
- Przyjęłam do wiadomości – odpowiada lekkim tonem – więc ślub musi być szybko – Booth o mało się nie udławił właśnie pitym winem. Bones klepnęła go jak należy w plecy jak już się uspokoił i przestał kaszleć skończyła swój wywód – bo ja chcę być przy tobie już zawsze – patrzył na nią i próbował wybadać czy ona żartuje czy mówi całkiem poważnie.
- Bones jeśli to żart to kiepski
- Nie to nie jest żart. No chyba, że Ty nie chcesz – po jej twarzy przemknął cień smutku
- O czym TY mówisz? Ja nie chcę? Ja chcę! niczego bardziej nie pragnę – zapewniał ją gorąco – jutro z rana wybierzemy się po pierścionek dla Ciebie
- Może idź sam – chciała mieć niespodziankę – i zrób to jak należy – uśmiech miała zniewalający. zresztą jak zawsze.
Z rana pojechał do domu się przebrać i kiedy wychodził zadzwonił telefon
- Booth – słuchał chwilę – ok. pojadę po Bones i przyjedziemy tam – rozłączył się i wybrał nr partnerki – Bones zbieraj się mamy sprawę będę za 20 minut
No no Izalys pojawiła się z nowym opowiadankiem :) Strasznie się cieszę :)
Hmm.... bardzo ciekawie się zaczęło... :) a to co działo się w gabinecie Bones to istny "pożar"... po prostu upał !!!
Genialnie to opisałaś :)
Ciekawe co to za kobieta, która dzwoniła do Bones... bardzo bardzo ciekawe... :)
Całość super :) Czekam na cd :)
Nowy początek :) I jak gorąco się zapowiada!
Co prawda obecnie obserwujemy zanik aktywności starej daty, ale dzięki "nowemu pokoleniu" jest co czytać. Jedno jest pewne - nic nie zastąpi Twoich opowiadań, i możesz być pewna, że nawet jeśli rzadko pisuję, to z ogromną radością czytam każdą kolejną część. Jak zawsze, jestem pełna podziwu dla twojej pracy i wytrwałości.
Życzę dalszych sukcesów
Mashe
Opowiadanie na prawdę świetne!!!! Niepokoi mnie tylko ta kobieta... Mam dziś średni dzień więc muszę się przyczepić. Ja na mnie trochę za szybko. Seks w biurze i odrazu Bones i ślub..., może to potrzebne, bo znając Twój talent jak masz pomysł to na pewno to fajnie poprowadzisz!!!! Pomimo tej jednej rzeczy i tak sssssssuuuuuuuppppppppeeeeeerrrrr!!!!!
Mam tylko jedno pytanie. Czy ktoś wie dlaczego zniknął mój piękny komentarz??? Piękny.... <mina jak Hodgins gdy zabijesz mu robaczka> Mam nadzeje że to mój komp szleje. Nie chce go stracić... <pięć minut się uspokaja> Dobra, mózg mi się dziś ugotował (było 34*C), więc chyba skończę.
Przykro mi, że zniknął Two komentarz. Ja nie maczałam w tym palców i szkoda, że go nie przeczytałam:)
Dziękuję za miłe komentarze. Liczę na to, że zawsze będziecie ze mną szczerzy w swoich opiniach.
Kolejna część pojawi się popołudniu. Pozdrowionka i miłego dnia dla wszystkich
2.
I tak nawet największe plany idą w łeb. Że też morderstwa nie mogą się zdarzać od poniedziałku do piątku – jechał właśnie po swoją partnerkę – nawet jeśli uda mi się ją wyciągnąć na ta kolację to z pierścionkiem już na pewno nie zdążę. Cholera.
Podjechał pod jej blok stała już w klatce ze swoją torbą.
- Bones Ty tą torbę nosisz do domu? – zapytał całując ją na przywitanie
- Zawsze mam jakiś zapas żeby nie trzeba było jechać do instytutu. Wzywamy resztę?
- Nie wiem. Ale chyba by wypadało. Nie wiemy co tam jest a jak wiesz to nie powinno czekać do poniedziałku. Dopiero sobota
- Tak masz rację – wyciągnęła telefon i zadzwoniła do zezulców jak ich nazywał Booth. Pół godziny później byli już na miejscu. Była to chatka myśliwych na skraju lasu. Bones podeszła do szczątek a Booth do osób które je znaleźli
- To panowie odkryli te szczątki? – zapytał dwóch krępych mężczyzn
- Tak. Mamy licencję i pozwolenie na polowanie. Od czasu do czasu urządzamy sobie łowy.
- I dzisiaj chcieliście polować?
- Tak. Takie mieliśmy plany.
- Czy ktoś jeszcze korzysta z tej chatki?
- Raczej nie – odpowiedział jeden z nich – to moja chata.
- Kiedy pan tu był ostatnio?
- Prawie 2 miesiące temu. Później nie było ani czasu ani odpowiedniej pogody
- Rozumiem
- Czyli nikt tu nie zaglądał od 2 miesięcy, tak?
- Tak
- Dziękuję na razie to wszystko. Jak będziemy mieć do panów jakieś pytania to zadzwonimy. Do widzenia – puścił ich wolno a sam podszedł do partnerki
- I co mamy Bones – zapytał gotowy do notowania jak zawsze
- Nie spodoba Ci się to – powiedziała - młoda kobieta wiek 22—25 lat. Nie żyje prawdopodobnie od ok. 2 miesięcy
- To by się zgadzało z tym co mówili ci ludzie. Masz przyczynę zgonu?
- Nie ale ta kobieta tuż przed śmiercią była w zaawansowanej ciąży
- A dziecko?- nie cierpiał takich spraw
- Prawdopodobnie przyszło na świat przez cesarskie cięcie
- A co z dzieckiem?
- Nie wiem. Nie ma go tu. Ktoś je zabrał a potem ją zabił. Albo zmarła w trakcie operacji a ktoś próbował to ukryć – to nie będzie łatwa sprawa
- Więc to dziecko żyje?
- Prawdopodobnie tak. Jeśli otrzymało odpowiednią pomoc medyczną. Zakładam, że nie urodziła tutaj. Więcej dowiemy się w laboratorium – Booth wydał dyspozycje o zabraniu ciała do instytutu
- Skąd wiesz, że nie tutaj był poród?
- Byłoby sporo krwi jak przy każdym zabiegu. A jej tu nie ma – spryskała luminalem otocznie ale nigdzie nie było śladów krwi
- Ok. to co jedziemy do Jeffersonian?
- Tak – wsiedli do samochodu. Na miejscu już czekała reszta ekipy. Zanim wysiedli z auta Booth zapytał
- Co im powiemy?
- Chcesz to ukryć? – zapytała z żalem w głosie
- Nie! – zaprzeczył szybko – wręcz przeciwnie
- No to wszystko jasne – pocałowała go w usta i razem ruszyli do budynku. Na platformie były już szczątki nad którymi pochylała się Cam i Wendall
- Cześć – przywitali się z nimi chwilę później dołączył Hodgins i Angela – dla Ciebie mam próbki z chaty i robaczki – powiedziała Bones
- Dr Brennan ja wiem, że sobota ale w życiu nie słyszałem żeby o dowodach mówiła pani w ten sposób – powiedział zszokowany – no co ona tylko wzruszyła ramionami
- Angela jak Wendall oczyści czaszkę to zrobisz rekonstrukcję ok.? sprawdź też jej uzębienie może będzie szybciej
- Jasne – Angela wycofała się do swojego gabinetu w zasadzie każdy zajął się swoimi obowiązkami. Może poza Boothem który plątał się pod nogami Brennan
- Booth nie masz jakiś raportów do wypełnienia? – zapytała z uśmiechem byli w jej gabinecie
- Nie. Odrobiłem wczoraj wszystkie zaległości – dodał z uśmiechem spoglądając gdzieś nad jej ramieniem – cholera!
- Co się stało?
- Tu są kamery
- I co z tego. Zawsze były – jak zawsze logiczna do bólu
- Szkoda, że nie przypomniałaś mi o nich wczoraj
- Cholera! – to była prawidłowa reakcja – i co teraz?
- Chyba będę musiał użyć swojego daru przekonywania idę do ochrony – wyszedł z biura a Brennan myślała
- Co się ze mną dzieje? Zapomnieć o kamerach? Ja chyba oszalałam. Niezły musieli mieć ubaw.
- Dr Brennan – Cam weszła do jej pokoju
- Tak? – szefowa wyciągnęła płytę przed siebie – nawet nie chcę patrzeć co na niej jest. Ale ochroniarz który mi ją dał był strasznie czerwony i powiedział, że to dla Ciebie – Bones spiekła raka – nie jesteście dziećmi ale
- Cam…
- Ok. rozumiem. Mam tylko nadzieję, że warto było
- Zdecydowanie. Zresztą powinnaś to wiedzieć w końcu też kiedyś byliście razem – Cam zaśmiała się. Ale jak dotarł do niej sens tego co powiedziała to się lekko zdziwiła – nie wiedziałaś?
- Nie oglądałam. Nie miałam pojęcia, że Ty i On
- Dopiero od wczoraj.
- W końcu – westchnęła z ulgą już się bała, że antropolożka znalazła sobie jakiegoś faceta i znowu złamie serce jej przyjaciela – poza tym są wyniki. Tak jak powiedziałaś. Dziewczyna miała cesarskie cięcie. W tkankach był jeszcze ślad po środkach usypiających. To standardowe środki stosowane w tego rodzaju zabiegach. Należy więc przypuszczać, że przeprowadził go ktoś kto się na tym dobrze zna. A przy okazji wycięli jej wszystkie narządy nadające się do przeszczepu łącznie z sercem.
- Chcesz powiedzieć, że ktoś ją uśpił, zrobił cesarkę zabrał dziecko i pobrał wszystkie narządy do przeszczepu?
- Zgadza się
- Handel organami?
- I dziećmi chyba też – do gabinetu wrócił agent z płytką w ręce jedno spojrzenie na Cam i już wiedział, że ona to widziała zrobił się czerwony po same czubki włosów
- Camile
- Nie mów do mnie Camile. Nie oglądałam tego. Ale następnym razem…
- Nie będzie następnego razu tutaj – dodał dla jasności na co obie panie parsknęły śmiechem
- Ile Cię to kosztowało? – zapytała wprost
- Kilka niezapłaconych mandatów
- Więc nie jest tak źle – potem powiedziała mu co dowiedziała się od szefowej.
- Niech to szlag. Że jeszcze tacy ludzie rodzą się na świecie. Jak można handlować dziećmi i narządami? Barbarzyńcy! – Booth zawsze reagował dość emocjonalnie na takie sprawy
- Musimy ich znaleźć
- Tak. Ale do poniedziałku nie wiele zdziałamy.
- Więc kolacja dzisiaj aktualna?
- Tak. A pro po kolacji ja muszę jeszcze jechać w jedno miejsce. Przyjadę po Ciebie za 2 godziny ok.?
- Nie musisz. Zabiorę się z Angelą albo zamówię taksówkę. Już prawie 15. Przyjedź po mnie tak jak się umawialiśmy o 18
- Jesteś pewna?
- Tak
- No to do zobaczenia o 18 – pocałował ją i wyszedł. W drzwiach minął się jeszcze z osłupiałą Angelą.
- Masz coś dla mnie?
- Nie Cam powiedziała, że mamy wolne do poniedziałku
- Tak
- Bren czy ja dobrze widziałam?
- Zależy co widziałaś
- Ciebie i agenta gorącego
- No to wzrok masz jeszcze dobry. Podwieziesz mnie do domu? A po drodze wstąpimy na małe zakupy? – artystka po prostu zaniemówiła. Kiwnęła tylko twierdząco głową i razem wyszły z instytutu. Brennan zadzwonił telefon
- Berennan – odebrała
- Proszę niech pani nie odkłada słuchawki – usłyszała ten sam głos co poprzedniego dnia
Dziękuję Izalys i nawzajem miłego jakże upalnego dnia (dla wszystkich) :)
Hmmm... robi się coraz ciekawiej... :) prowadzą nową sprawę a to co jest teraz między nimi... :) super... :)
Lekko i przyjemnie się czytało i mam uśmiech na twarzy (zwłaszcza po rozmowie o figlach w gabinecie xD) he he
Ciekawa jestem kto wydzwania do Bones... ekstra uwielbiam to napięcie, które zawsze robisz na końcu... :)
Czekam na cd :)
3.
- No dobra wytrzymałam te zakupy. Mów – odezwała się Angela
- Co chcesz wiedzieć?
- Może na początek kto to był i dlaczego tak się zdenerwowałaś?
- Nie wiem kim jest ta kobieta. Dzwoniła już drugi raz. Nalega na spotkanie ale nie chce podać jak się nazywa ani dlaczego chce się ze mną spotkać. Mam wrażenie, że jej głos jest dla mnie znajomy ale nie potrafię przyporządkować do niego konkretnej osoby.
- No to nie za ciekawie. Ale dlaczego tak się upiera?
- Nie wiem. Nie chce nic kompletnie powiedzieć. Wzbudza we mnie dziwną obawę.
- Nie dziwi mnie to. Mówiłaś Boothowi?
- Tak. Prosił żebym się z nią nie spotykała.
- I pewnie ma rację – uśmiechnęły się do siebie – a pro po agenta…
- Oj Angela przecież widziałaś
- Tak widziałam ale nadal nie mogę uwierzyć. Jak długo to ukrywacie?
- Nie ukrywamy. Jesteśmy ze sobą od wczoraj. A dzisiaj idziemy na pierwszą randkę
- Oooo – znaczący uśmiech artystki pojawił się na jej twarzy – mam nadzieje, że usłyszę parę pikantnych szczegółów po tej kolacji
- A skąd wiesz, że to kolacja?
- Bo Booth to tradycjonalista. Będzie kolacja, świece, muzyka, tańce – Bones się zaśmiała
- Dokładnie to samo mi powiedział
- Więc wiesz co następuje po takiej randce. Jeden całus potem drugi a na koniec budzisz się rano…
- Ange daj spokój.
- Ok. obiecaj mi tylko, że usłyszę coś pikantnego
- Co chcesz usłyszeć?
- No przede wszystkim jaki jest łóżku
- Boski – powiedziała jakby nigdy nic – zwinny, umięśniony i odpowiednio wyposażony. Bardzo odpowiednio – uśmiechała się bardziej do siebie niż do przyjaciółki. A owa siedziała z otwarta buzią
- Wy już to zrobiliście?
- Tak – chyba większego szoku nie mogła doznać. Dopiły kawę i Ange odwiozła Bren do mieszkania.
- Wendall chodź ze mną – ładnie prosił agent
- A gdzie?
- Na zakupy
- Wybacz stary ale będziemy wyglądać jak baby. Nic z tego
- Nie chcę kupować ciuchów.
- Ok. jak nie ciuchy to mogę iść. O nie obiecałem Hodginsowi piwo – popatrzył przepraszająco
- No to Jego też zabierzemy – kiedy Booth zatrzymał samochód przed jubilerem oboje zbaranieli
- Czy Ty chcesz się oświadczyć? – wypalił Jack
- Już się oświadczyłem. Teraz muszę kupić tylko pierścionek i kwiaty
- Czekaj czy jest coś o czym my nie wiemy? – zapytał Wendall
- Czy Ty chcesz powiedzieć, że się żenisz? – nie mniej był zdziwiony Jack
- Co na to dr Brennan? – bombardowali go pytaniami
- Bones się zgodziła. I weźmiemy ślub – odparł spokojnie wysiadając z samochodu
- Ona się zgodziła? Tzn., że Ty żenisz się z nią?
- Dokładnie – poprowadził osłupiałych przyjaciół do środka. Wybór był duży, za duży. A każdemu z nich podobał się inny pierścionek. W końcu znaleźli taki, który podobał się wszystkim.
Hodgins wracał do domu w znakomitym humorze. Oczywiście na piwo z przyjacielem również poszedł. Zmienił jednak zdanie i skręcił w drogę prowadzącą do domu kogoś kogo bardzo kochał.
Angela siedziała z kieliszkiem wina w jednej ręce i pilotem od telewizora w drugiej kiedy zadzwonił ktoś do drzwi
- Kogo niesie – zła, że ktoś jej przerywa podeszła do drzwi. Otworzyła a za nimi stał nie kto inny jak obiekt jej westchnień. Otworzyła drzwi z uśmiechem na ustach – jaka niespodzianka
- Witaj piękna
- A Ty jak zawsze szarmancki – wpuściła Go do swojego mieszkania – napijesz się czegoś?
- Mam wrażenie, że nie powinienem. Jestem już po 3 piwach
- Może faktycznie nie powinieneś
- Miałem dzisiaj dość interesujące popołudnie
- Tzn.? jakaś nowa znajomość?
- Nie byłem u jubilera – serce Angeli zrobiło fikołka. Na ustach zagościł jaśniutki uśmiech szczęścia aż Jack stwierdził zawiedziony, że mógł ulec pokusie i kupić ten pierścionek – byłem tam jako towarzysz – miała zawiedzioną minę. Doktorek postanowił w najbliższej przyszłości czyli jutro kupić jej to na co miał ochotę od dawna a w zasadzie od dnia zerwania
- A komu jeśli można wiedzieć – szybko odzyskała rezon
- Boothowi
- Żartujesz? Czy on chce popełnić samobójstwo tej miłości?
- Nie chce ją zalegalizować. A Brennan się na to zgodziła
- Jak to zgodziła? I nic mi nie powiedziała?
- Widocznie najpierw chciała się pochwalić pierścionkiem
- To po to ta kolacja dzisiaj
- A pro po kolacji może byś się ze mną wybrała jutro na kolację
- Pod warunkiem, że będą świece, muzyka, tańce i pierścionek – powiedziała z żartem
- Załatwione
Kolacja była pyszna a towarzystwo najlepsze jakie można wymarzyć. Prawie się nie odzywali bo w sumie po co? Zjedli kolację, w tle grała muzyka a Booth wyciągnął ciemne aksamitne pudełeczko. Otworzył i ponowił pytanie
- Zostaniesz moją żoną? – wziął jej dłoń do swojej w drugiej trzymał pierścionek czkając na jej odpowiedź
- Tak – tylko tyle była w stanie wypowiedzieć. Wsunął jej na palec piękny pierścionek z białego złota z szafirem otoczonym maleńkimi brylancikami – jest piękny
- Kocham Cię – powiedział a chwilę później ją pocałował. Tych dwoje w tym momencie świata poza sobą nie widzieli. Nie zauważyli też jednej osoby przyglądającej się jej z daleka
- A więc są już nie tylko partnerami – myślała – muszę się z nią spotkać. Musi się w końcu zgodzić na rozmowę ze mną. Muszę zrealizować swój plan
Wchodzę... a tu dwa rozdziały!!!!! Dwa!!!! Już nie rozpaczam nad moim komentarzem!!!!! Tylko ciągle nipokoi mnie ta baba. Oby Bren nie zgodziła się na to spotkanie bo może być "Ała!!!!".
Fajny pomysł i fajne wykonanie!!!!
Najlepsza była reakcja Angeli jak się dowiedziała że już TO zrobili i chłopaków jak Booth ich poinformował dla kogo pierscionek- mistrzostwo!!!!
Zgadzam się te reakcje były mistrzowskie :) uśmiech nie schodził z mojej twarzy... :) wszystko ładnie, pięknie tylko ta kobieta... ciekawe kim ona jest i co chce zrobić... z niecierpliwością czekam na cd :)
4.
Randka była jak najbardziej udana. Oboje cudnie się bawili zresztą nie ma się czemu dziwić w końcu są w razem. Mają siebie i wzajemną miłość. Następnego ranka Bones obudził dźwięk telefonu.
- Brennan – powiedziała z zaspanym głosem
- Bardzo proszę nie odkładać słuchawki.
- Mówiłam pani, że dopóki się pani nie przedstawi ja się nie będę chciała spotkać
- To ważne dla mnie. I być może dla pani partnera – popatrzyła na śpiącego agenta. Na jego ustach igrał delikatny uśmiech.
- Co do tego ma Booth?
- Tu chodzi przede wszystkim o niego. Wiem, że jesteście sobie bliscy. Widziałam was wczoraj
- Śledziła mnie pani
- Tak. Chciałam Go zobaczyć – to dało jej do myślenia
- Czy on był z panią w jakiś sposób związany?
- Można tak powiedzieć. Ale nie chciałabym rozmawiać na ten temat przez telefon
- Ok. więc przyjdziemy razem
- Nie! – usłyszała stanowczy sprzeciw – On nie może mnie zobaczyć
- Nie zrobię nic bez Jego wiedzy
- Kiedy mnie pani zobaczy zrozumie wszystko. Proszę przyjść z kimkolwiek jeśli się pani boi sama. Z kimkolwiek byle nie z nim
- Jutro o 14 w Royal Diner. Mam nadzieję, że to będzie warte mojego czasu
- Będzie do zobaczenia jutro – i się rozłączyła. Brennan wiedziała, że już nie zaśnie. Wstała nastawiła ekspres i poszła pod prysznic. Pół godziny później z kubkiem w ręce zasiadła przed swoim laptopem. Agent nadal spał. Nie ma się co dziwić w końcu była niedziela. Zatraciła się w pisaniu kolejnego rozdziału książki i nawet nie zauważyła, że od jakiegoś czasu ktoś się jej przygląda. Podszedł do niej i delikatnie kładąc rękę na jej ramieniu dał znak, że tu jest
- Hej – powiedziała z uśmiechem na ustach
- Ostatnio jak przyłapałem Cie na pisaniu książki wylądowaliśmy na Twojej sofie w Twoim gabinecie – usiadł obok niej
- I na dobre nam to wyszło
- O tak! Dlaczego już nie śpisz
- Obudził mnie telefon. Ona znowu dzwoniła
- Chcesz żebym sprawdził kto to?
- Nie. Zgodziłam się z nią spotkać jutro
- Bones ani mi się waż
- Booth dopóki się z nią nie spotkam nie przestanie dzwonić
- Więc pójdę tam z Tobą
- Nie, sama pójdę umówiłam się z nią w miejscu publicznym. Nic mi nie zrobi
- Nie puszczę Cię tam samą
- No to pójdę z Angelą – wiedziała, że mu się to nie spodoba a jeszcze bardziej nie spodobałoby mu się jakby powiedziała, że może przyjść każdy byle nie on
- Ja z Tobą pójdę. Angela Cię nie obroni
- No to wezmę Maxa
- A dlaczego nie Ja? – nie ma rady musi mu powiedzieć
- Bo Ona o to prosiła.
- Że co?
- Mogę przyjść z każdym byle nie z Tobą
- No nie tego już za wiele
- Spokojnie dam radę – wiedział, że jak już postanowiła to i tak pójdzie. Niech więc choć Max z nią pójdzie mógł być pewien, że on nie da jej skrzywdzić
- Więc idź tam bo wiem, że i tak mnie nie posłuchasz. Ale zabierz ze sobą Maxa
- Ok. Booth obiecuję, że powiem Ci wszystko o czym będziemy rozmawiać
- Już ja tego dopilnuję. Słuchaj masz jakieś plany na dzisiejszy dzień?
- Żadnych konkretnych. Muszę chyba iść na jakieś zakupy. Nie mamy nic do jedzenia
- A możemy zabrać ze sobą Parkera?
- Nie wiem czy to dobry pomysł
- Przecież go lubisz
- Nawet bardzo Ale nie wiem czy on mnie zaakceptuje jako Towją…
- Głuptasie. On od lat suszy mi głowę kiedy w końcu będziesz Jego druga mamą – czule ją pocałował – On Cię uwielbia. Nie mówiąc o Maxie. Szczytem Jego marzeń jest móc nazywać Maxa dziadkiem
- Żartujesz?
- Nie. Wiesz ile razy podrzucam go do muzeum na wycieczki i eksperymenty twojego ojca?
- Nic mi nie mówił
- Myślał pewnie, że wiesz ode mnie – na śniadanie wypili kawę. Bo niestety Bones mówiła prawdę i do jedzenia nic praktycznie nie miała. W międzyczasie Booth zadzwonił do Rebecci i umówił się z nią, że go zabierze po lunchu i odwiezie wieczorem po kolacji. Przed lunchem zdążyli zrobić jeszcze zakupy. Lunch zjedli w małej kafejce niedaleko domu Rebecci. Punktualnie o 15 zabrali małego blondynka do samochodu i ruszyli do miejscowego parku.
- Bones ale super – powiedział mały kiedy zobaczył, że oprócz ojca w samochodzie jest też jego ulubiona ciocia. A w skrytości swego dziecięcego serduszka miał nadzieję, że kiedyś będzie jego drugą mamą. Nie mówiąc o Maxie o właśnie musi zapytać taty kiedy go zabierze do muzeum – fajnie, że jesteś dzisiaj z nami
- Ja też się cieszę – uśmiechnęła się do malca kiedy na powitanie cmoknął ją w policzek
- A co będziemy dzisiaj robić?
- A na co miałbyś ochotę – zapytał ojciec
- Na zoo
- Parker byliśmy tam tydzień temu. Może wesołe miasteczko?
- O tak. A pojedziesz ze mną w kolejce? – zapytał towarzyszki jego taty
- Pewnie. A tata?
- On na nas popatrzy – zabawa w wesołym miasteczku była przednia. Śmiali się w salonie z krzywymi lustrami, bali się w jaskini strachów jeździli na karuzelach, rozbijali się autkami. Zrobili masę zdjęć, zjedli lody i watę cukrową. O 18 mieli już wszyscy dosyć. Na kolację poszli do McDonalds’a.
- Tato kiedy Ty się w końcu ożenisz z Bones – zapytał z rozbrajającą, dziecięcą szczerością
- Za trzy miesiące – odpowiedział
- Serio – wodził oczyma od jednego do drugiego. Kiedy oboje potwierdzili te słowa kiwnięciem głowy mały wydał z siebie westchnienie ulgi i radości
- W końcu – poczym uściskał oboje. To był bardzo dobry dzień dla całej trójki. Wieczorem Bones zadzwoniła do Maxa. Nie miał nic przeciwko.
Następnego dnia Bones nie mogła sobie znaleźć miejsca. Bała się tego spotkania. Nie wiedziała z kim będzie miała doczynienia. Poza tym zabrali się od nowa za śledztwo. Do jej gabinetu weszła Angela
- Już wiem kim Ona była. To Serina Jonson – podała jej teczkę z wydrukowanymi informacjami – 23 lata od 5 mieszka w stolicy. Jest sierotą. Została porzucona jako noworodek w szpitalu. Nie wiadomo kim byli jej rodzice. Wychowywała się w domu dziecka. Pracowała jako kelnerka w nocnym klubie. Nie ma żadnych danych o jej ciąży. W żadnym szpitalu ani przychodni nie była zarejestrowana. W ogóle nie pracowała od 10 miesięcy. To tak jakby kiedy się dowiedziała, że jest w ciąży przestała pracować. Reszty musi się dowiedzieć Booth
- Ok. wyślij to wszystko do niego. Idę po Maxa i jadę na lunch
- O z ojcem? To coś nowego
- Spotkam się z tą kobietą. I idę z Maxem. Booth tylko pod tym warunkiem zgodził się mnie puścić
- O a od kiedy on ma do tego prawo? – coprawda wiedziała od Jacka wszystko ale zmusiła ją do przyznania się do tego narzeczeństwa
- Od soboty, a właściwie od piątku – wyciągnęła dłoń
- Piękny – w zamian artystka zrewanżowała jej się tym samym – gratuluję tak w ogóle
- Dzięki i ja również gratuluję. Cieszę się z waszego szczęścia
- Tak jak My z Waszego. Idę pogadamy później ok.?
- Ok. uważaj na siebie
Brennan z Maxem podjechała punktualnie o 14 pod Royal Diner. Kiedy weszli od stolika podniosła się jakaś kobieta Tempe zauważyła ją od razu. Z resztą nie trudno było jej nie zauważyć. Wysoka, szczupła o ciemnych włosach i czekoladowych oczach. O Matko! O ile się nie mylę to jest… – myślała gorączkowo
Super część Izalys :) bardzo ciekawie opisujesz wydarzenia. Parker - co za kochane dziecko xD :) Jak ja go lubię :) Oczywiście szczery i wali prosto z mostu :) Jest super... :)
Wszystko ładnie pięknie... :)
Bardzo mnie zaintrygowałaś tą kobietą - zna Bootha, nie chciała, żeby on był na tym spotkaniu itp... Czyżby Bones ją poznała..Ciekawe kim ona jest.... i czego chce :) Z niecierpliwością oczekuję kolejnej części :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Z góry przepraszam, że zrobiłam z Niego czarny charakter ale z kogoś musiałam.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) Życzę miłego czytania
5.
- Tato nie pogniewasz się jak porozmawiam z nią sama?
- Jesteś pewna?
- Tak. Już wiem kto to jest. Nic mi nie grozi
- To ja załatwię jedną sprawę na mieście
- Dzięki tato – pożegnała się z nim i podeszła do stolika – witam
- Dziękuję, że zdecydowałaś się ze mną spotkać
- Była pani przekonująca. Tak samo jak Booth…
- Poznała mnie pani? Nazywam się Amanda Roock
- Nie trudno było zauważyć podobieństwo. Ten sam układ twarzy, takie same włosy i kolor oczu. Jest pani niemal tak wysoka jak On.
- To zawsze była moja zmora. Może usiądziemy?
- A może weźmy coś na wynos. Bo jak znam życie i Bootha to zaraz się tu zjawi pod byle pretekstem a zakładam, że nie chce się pani z nim dzisiaj spotkać
- Dobrze – wzięły jedzenie na wynos i wsiadły do samochodu Brennan. Bones zaparkowała przy parku. I tam usiadły na ławce. Bones jeszcze telefonicznie uprzedziła Angelę, że szybko nie wróci. Zanim zaczęły rozmowę zjadły posiłek.
- Właściwie dlaczego ja a nie Booth?
- On nie będzie chciał się ze mną spotkać – wiedziała o tym w końcu to ona porzuciła ich – chciałabym pani powiedzieć co wówczas się stało. Może jako kobieta mnie pani zrozumie
- Wiem, że Jego ojciec był tyranem. Bił panią i chłopców. Wiem, że od 11 roku życia wychowywał go dziadek
- Stary Hank – powiedziała
- Dlaczego?
- Wiem, że mi mam prawa prosić Cię o to żebyś mi uwierzyła. Ale… zacznę może od początku. Wyszłam za mąż za ojca Seelya bo musiałam. Po szkolnej zabawie miał mnie odwieź do domu. A zamiast tego wylądowaliśmy w lesie. Kochałam Go i on chyba mnie też. Bynajmniej wówczas. Ale żadne z nas nie pomyślało o konsekwencjach. I stało się. Byłam w ciąży. Co mieliśmy zrobić? Pobraliśmy się choć cała Jego rodzina się temu sprzeciwiała. Miał iść na uniwersytet a zamiast tego wylądował w warsztacie na obrzeżach miasta próbując zarobić na nasze utrzymanie. Jego rodzina odwróciła się od nas. I chyba wówczas mnie znienawidził. Ale cóż było zrobić? Kiedy urodził się Seeley był nim zachwycony. Uwielbiał swojego małego synka. Kiedy mały miał 2 lata został wcielony do armii i wysłany do Wietnamu. Był pilotem myśliwców. Był tam tylko rok. Ale ten rok wystarczył żeby zmienić go na całe lata. Wrócił nie ten sam człowiek. Zatrudnił się w salonie fryzjerskim. Dwa miesiące później odkryłam, że jestem w ciąży. Wściekł się wówczas. Ale kiedy urodził się Jared pokochał go tak jak Seeleya. Już wówczas miał problem z alkoholem. Przychodził coraz częściej pijany, nie panował nad sobą. Wszystko go denerwowało. Ukrywałam jak mogłam siniaki, złamania. Nie wiele to dało. Starałam się schodzić mu z drogi. Było okropnie – Bones dostrzegła na jej twarzy łzy słyszała tą historię opisaną oczyma dziecka – którego dnia wrócił bardziej pijany niż zwykle. Krzyczał, wyzywał mnie o dziwek. Okazało się, że ktoś widział mnie z nauczycielem Seeleya. Nie, nie zdradzałam go On po prostu zauważył sińce na plecach syna. Rozmawialiśmy i powiedziałam mu o wszystkim a on w ramach pocieszenia przytulił mnie jak przyjaciel, okazał współczucie. Jakiś jego koleżka to zobaczył i oczywiście mu o wszystkim doniósł. Od dawna już nie żyliśmy jako mąż i żona. Tej nocy mnie zgwałcił. Chodziłam potem jak otępiała. A On stwierdził, że wziął to co mu się należało. Swojego stylu życia nie zmienił. Chłopcy mieli wówczas 10 i 5 lat. Jakiś czas później okazało się, że jestem w ciąży. Kiedy mu o tym powiedziałam. Zaczął krzyczeć, że jestem kurwą i dziwką. Że to nie jego dziecko. Że nie ma zamiaru wychowywać cudzego bachora. Pobił mnie tak, że wylądowałam w szpitalu. Dwa dni później przyszedł jego ojciec z prawnikiem. Byłam tak zdesperowana, że nie chciałam o nich w ogóle słyszeć. Hank powiedział, że mam podpisać te dokumenty i na zawsze zniknąć z ich życia. To były dokumenty zrzekające się praw do dzieci. Inaczej oni już znajdą sposób na wsadzenie mnie do więzienia. I nikt mi nie pomoże. Nie miałam wyjścia. Hank miał pieniądze i władze w naszym miasteczku. A ja byłam nikim. Moi rodzice już nie żyli. Nie miał mi kto pomóc – siedziały chwilę w ciszy. Bones była zszokowana tą historią. Hank kojarzył się jej z łagodnością a to co ta kobieta mówi wszystkiemu przeczy…
- A co z dzieckiem? – zapytała
- Wyszłam ze szpitala i wyjechałam z tego przeklętego miasteczka. Emily urodziła się zdrowym dzieckiem. Była, jest moim promyczkiem. Ma teraz 25 lat i własną rodzinę
- Więc Booth ma jeszcze siostrę?
- Tak
- Znam Hanka i trudno mi w to wszystko uwierzyć.
- Przyniosłam to ze sobą – podała jej teczkę. Były w niej liczne obdukcje ze szpitala. Również z tamtego dnia i dokument zrzeczenia się praw do dzieci. Przeczytała go. Na końcu było ręcznie dopisana obietnica spokoju i nie występowania na drogę sądową za domniemane winy dla Amandy Booth w zamian za podpisanie tego dokumentu oraz nie wnoszenie o alimenty dla oczekiwanego dziecka. Pod tym podpisał się Hank Booth i jego prawnik. Była w szoku
- Czy mogę to ze sobą zabrać?
- Tak. To są oryginały.
- Nic się im nie stanie. Pokaże to Boothowi. O to pani chodziło tak?
- Tak. Nie wiem co oni powiedzieli moim chłopcom. Ale ja chcę ich w końcu odzyskać a przynajmniej tego spróbować. Choć teraz nie wiem czy już nie jest za późno
- Dlaczego teraz?
- Są dwa powody. Mój mąż. Wyszłam drugi raz za mąż 6 lat temu. Przekonywał mnie do tego od lat. A drugi taki, że moja córka ich siostra ma białaczkę
- Szpik… - powiedziała domyślając się reszty
- Tak. Na razie dostaje chemie ale jak to zawiedzie…
- Rozumiem. Porozmawiam z Boothem. Ale nie teraz. Jesteśmy w trakcie sprawy dość paskudnej. Ale obiecuję, że porozmawiam. Powinien wiedzieć, że ma siostrę no i powinien poznać prawdę. Mimo tego, że Hank jest mu bliższy niż ojciec. Nie wiem czy pani wie ale od 11 roku życia to on wychowywał ich.
- Ten drań ich porzucił?
- Tak.
- Jakbym wiedziała…
- To już było.., nic nie da się zmienić. Obiecuje, że porozmawiam z nim. Ale dopiero
- Rozumiem i dziękuję za wszystko
- Pewnie zanim się spotka z Panią będzie chciał porozmawiać z Hankiem ale on jest dobrym człowiekiem i umie wybaczać
- Ale czy będzie w stanie wybaczyć matce?
- Mnie pomógł wybaczyć moim rodzicom choć mnie porzucili. Więc…
- Mogę mieć nadzieję. Dziękuję
- Jeszcze nic nie zrobiłam.
- Uwierzyła mi Pani. I chce pomóc
- Proszę mi mówić Temprence albo Brennan
- Dobrze Temprence i ja również proszę żebyś mi mówiła po imieniu.
- Proszę mi podać swój numer – podała swój numer i się pożegnały. Bones była w szoku. Nie mogła uwierzyć, że Hank to zrobił. Ale tam był wyraźny jego podpis. I jak ja mam to powiedzieć Boothowi? Jak mam zburzyć obraz kogoś kogo całe życie uwielbiał i kochał? Ale z drugiej strony czy mam prawo to zachować dla siebie? A poza tym jest jeszcze ich siostra Emily. Nie miała wątpliwości, że oboje zgodzą się jej pomóc. Wróciła do instytutu dobrze po 16. Na miejscu czekał na nią wkurzony partner
- Bones gdzieś Ty tyle czasu była. Byłem w Royal i powiedzieli mi, że wyszłaś z nią gdzieś. Max powiedział, że ją znasz kto to był?
- Booth nie teraz. Mamy dużo pracy
- Obiecałaś, że mi powiesz
- I powiem. Daj mi tylko trochę czasu, muszę to wszystko przemyśleć poukładać.
- Aż tak źle
- Nie wiem, nie mam pojęcia jak to wszystko rozwiązać
- Ok. poczekam
Super że dajesz części tak często..., wiec można mieć nadzieje na jeszcze jedną dziś.... <oczy szczeniaczka, czyli Hodginsa jak prosi Cam o pozwolenie na eksperyment>
wow.. jestem w wielkim szoku... nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy... ale uwielbiam takie "niespodzianki" :P
Super część... ciekawa jestem co dalej :) Czekam na cd :)
6.
- A wracając do sprawy dowiedziałeś się czegoś nowego?
- Tak. Okazało się, że nad tą sprawą pracuje już biuro FBI.
- I co ustalili?
- Właściwie to już ich prawie mają ale będą wdzięczni za każdą pomoc. Posłuchaj to są ludzie którzy chodzą po klubach nocnych i wyszukują samotne młode kobiety. Podrywają je idą z nimi do łóżka. Spotykają się z nimi jakiś czas a kiedy dziewczyna jest w ciąży ulatniają się. Następni wchodzą do akcji podają się za agencje adopcyjną w zmowie z nimi jest lekarz ginekolog z przychodni. Od niego wiedzą jeśli jakaś dziewczyna waha się co do dziecka. Jeśli taka dziewczyna zdecyduje się oddać dziecko do adopcji obiecują jej prywatną opiekę i sporą sumkę po narodzinach. Bynajmniej tak było na początku. Potem stali się bardziej zachłanni. I zamiast płacić jej po porodzie robią jej cesarkę i wycinają narządu do przeszczepu. I tak oprócz kasy z nielegalnej adopcji dzieci sprzedają jeszcze organy do przeszczepu.
- Ale potwory! Jak tak można. Handel dziećmi a do tego zabójstwo… co za ludzie? Mają coś na nich?
- Dość sporo. Ale jeśli będziemy w stanie coś dodatkowo dorzucić będą wdzięczni.
- No to zabierajmy się za robotę – do gabinetu weszła Cam
- Cześć narzeczeni – powiedziała z wielkim uśmiechem
- Angela się wygadała?
- O niczym innym nie mówi przez całe popołudnie
- A sama się pochwaliła?
- No a jakby. A kiedy ślub?
- Za trzy miesiące – powiedział z wielkim uśmiechem agent
- Gratuluję. Ale oni będą szybsi. Planują za dwa tygodnie
- No to faktycznie szybsi
- Mam dla Ciebie wyniki badań naskórka znalezionego pod paznokciami ofiary
- Żartujesz? Poważnie? Jest w bazie?
- Tak to ginekolog Adam Brams
- To ten sam co kieruje pacjentki do tych ludzi
- Więc on również uczestniczy w tym procederze nie tylko jako źródło informacji – powiedziała Bones
- Zaraz powoli o czym wy mówicie
- Muszę lecieć. W końcu coś na nich mamy! Bones Ci opowie resztę. Skarbie przyjadę po Ciebie o 18
- Ok. będę czekać – i już go nie było
- No to pokaż ten pierścionek – powiedziała szefowa – powiedz o co mu chodziło
Wieczorem po zjedzonej kolacji siedzieli na jego, tym razem kanapie
- Booth mogę Cię o coś zapytać?
- Pewnie
- Często mówiłeś o ojcu ale nigdy nie wspomniałeś matki
- Odeszła od nas kiedy miałem 10 lat. Zostawiła nas z tym tyranem.
- Zastanawiałeś się kiedyś co nią kierowało?
- Wiele razy. Przecież wiedziała jaki był a mimo to nas zostawiła. Nie dziwię się, że odeszła. Tylko nie mogę zrozumieć dlaczego nie zabrała nas ze sobą
- Pytałeś ojca?
- Tak i nie chcesz usłyszeć co mi odpowiedział
- Uwierzyłeś mu?
- Nigdy. Ona go kochała. Inaczej jakby z nim wytrzymała tyle czasu? Podobno była w ciąży i to nie było Jego dziecko. Dlaczego Cię to interesuje?
- Bez powodu
- Bones ty o nic nie pytasz bez powodu
- Chodźmy spać, jestem zmęczona
- Nie myśl, że Cię to ominie. Dam Ci dzisiaj spokój bo oboje jesteśmy wykończeni. Ale jeszcze do tego wrócimy – uśmiechnęła się do Niego i poszli spać.
On zasnął ale ona nie potrafiła. Mimo tego, że widziała dowody nie umiała sobie wyobrazić Hanka jako bezwzględnego człowieka, który odbiera dzieciom matkę. Ale cierpienie tej kobiety było bardzo wyraźne przeżywała to wszystko jakby stało się wczoraj a nie ponad 20 lat temu. Zastanawiała się jak mu powiedzieć. Powinna tez powiedzieć Jaredowi. A może zaprosić Go i Padme na kolację w sobotę i powiedzieć im o tym? To chyba byłoby najlepsze rozwiązanie. Jared pewnie też będzie potrzebował wsparcia. Może nie okazywał emocji tak jak Seeley ale z pewnością to też nim wstrząśnie. A może powinnam pojechać do Hanka? Może zapytać dlaczego to zrobił? Tylko czy mi odpowie na to pytanie? No i jak to wszystko wyjaśnić Boothowi. Przecież nie może ze mną pojechać – takie myśli towarzyszyły jej zanim usnęła.
Kolejny dzień przyniósł im definitywnie rozwiązanie sprawy. Okazało się, że w kolejce na oddanie swojego dziecka a także na pewną śmierć czekały 3 kolejne kobiety. Nadal chciały oddać swoje dzieci. Tym razem zrobią to jednak drogą oficjalną. Może nie dostaną za to żadnych pieniędzy ale będą żyły i będą pewne, że ich dzieci trafią do odpowiednich rodzin. Okazja żeby pojechać do Hanka nadarzyła się już we czwartek. Booth miał wieczorem zebranie w Quantico więc była wolna. Oficjalnie nie mieszkali razem jednak i tak większość czasu spędzali albo u niej albo u Niego. Nie było ważne gdzie byle razem.
- Bones tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty jak mnie nie będzie – uśmiechał się do niej słodko
- Booth nie przeginaj nie będzie Cię tylko jeden dzień. Wracasz wieczorem
- No właśnie dzień bez Ciebie – westchnął zrezygnowany
- To tylko jeden dzień. Tak sobie pomyślałam a może by na sobotnią kolację zaprosić Jareda i Padme
- Mówisz serio? – zapytał zdziwiony
- Masz coś przeciwko
- Nie tylko ja myślałem, że go nie lubisz
- Tak było kiedyś. A potem w czymś mi pomógł
- No tak – zaśmiał się – coś się kluje w twojej ślicznej główce
- Nie ma tam jaj żadnego ptaka tudzież gada żeby się wykluł w mojej głowie – powiedziała biorąca wszystko dosłownie Brennan a Booth mimo szczerych chęci zachowania powagi wybuchnął śmiechem – no i co Cię tak śmieszy?
- Bo znowu wzięłaś coś dosłownie. A mnie chodziło o to, że o czymś myślisz, coś chcesz zrobić w sobotę – śmiał się w najlepsze
- To nie jest śmieszne a to powiedzenie jest bez sensu
- Kochanie musimy wziaźć się za twoją naukę potocznego mówienia. Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Może wybiorę się do Angeli. Mam być jej druhną aż się boję w co Ona mnie ubierze
- Idą na całego. Jak już się zdecydowali.
- Wiesz to dziwne ale cieszę się, że ja też niedługo będę to wszystko wybierać i, że… - Booth przytulił narzeczoną. Ze wzruszenia nie mógł nic powiedzieć – hej co jest?
- Nic tylko bardzo Cię kocham
- Ja Ciebie też.
Powiem coś co już pewnie wiesz ssssuuuuupppppeeerrr!!!! Nie mogę się doczekać cd. Tylko wydajem mi się że Bones już na prawdę dużo się nauczyła o kontaktach międzyludzkich skoro nie powiedziała mu tego po prostu w twarz!!!! Gratulujmy jej!!!!!
Ekstra część... :) Jak dobrze, że już żadna kobieta nie ucierpi... :)
Super piszesz... przez cały czas miałam uśmiech na mej twarzy a jednocześnie końcówka tak mnie wzruszyła... Hmmm.... (marzy)
Nie mogę doczekać się kolejnej części :)
Tak gratulujemy Bones :)
Pozdrawiam :)
7.
Rankiem następnego dnia Booth pojechał do Quantico a Bones do laboratorium. Musiała jeszcze iść do Angeli. Chciała żeby z nią jechała. Nie była pewna czy będzie w stanie sama prowadzić w drodze powrotnej
- Ange masz czas dzisiaj popołudniu? – zapytała wchodząc do jej gabinetu
- Zależy na co. Jeśli na zakupy to zawsze
- To możemy załatwić później. Ale chciałabym żebyś ze mną gdzieś pojechała
- Ok. zabrzmiało bardzo tajemniczo. I dlaczego mam wrażenie, że Booth o niczym nie wie?
- Bo na razie nie może wiedzieć. Chciałam jechać do Hanka
- O to coś ciekawego
- Ange nie pytaj o nic powiem Ci w poniedziałek. Nie chcę tylko tam dzisiaj sama jechać.
- To brzmi mrocznie
- Bo to jest mroczne. To jak pojedziesz?
- Pewnie a potem na zakupy musimy Ci wybrać najładniejszą sukienkę umówimy się z Cam i pobuszujemy po sklepach
- Aż się boję – zaśmiała się. Dzień minął błyskawicznie. Zanim udały się w drogę umówiły się z szefową na zakupy. W końcu i ona i Brennan miały być druhnami. Za kierownicą zasiadła Angela. Brennan postanowiła wykonać w końcu ten telefon
- Halo – usłyszała głos po drugiej stronie
- Witam mówi Temprence
- Cieszę się, że się odezwałaś. Rozmawiałaś dzisiaj z moimi chłopakami?
- Nie. Będę z nimi rozmawiać w sobotę. Jak Emily?
- Źle znosi chemię
- Możesz mi podać a jakim szpitalu leży?
- W Memorial Uniwesity
- To dobry szpital. Mam tam znajomego lekarza
- Podobno tu leczy najlepszy specjalista od białaczki
- Tak dr Cameron
- Nie udało nam się załatwić miejsca na jego oddziale niestety. Potrzeba znajomości a kolejka oczekujących jest kolosalna. Nie wiem jak Ci dziękować to co robisz dla mnie i dla Emily
- Powiedz czy potrzeba wam czegoś? Wiem, że Emily ma malutkie dziecko może coś dla niego
- Jasper jest słodkim niemowlakiem. Opiekuję się nim ma 2 miesiące. Jej mąż Andrew musi pracować bo leczenie jest bardzo drogie
- Jeśli coś kiedykolwiek będziecie potrzebować proszę zadzwonić.
- Dziękuję jeszcze raz
- Nie ma za co – rozłączyła się
- Bren kto to był?
- Angela obiecuję, że powiem Ci wszystko w poniedziałek. Wcześniej nie mogę.
- To chyba musi być coś niekoniecznie dobrego
- To nie jest dobre w żadnym względzie. Ktoś bardzo na tym ucierpi – to wyjaśnienie jej wystarczyło widziała po minie przyjaciółki, że teraz i tak już więcej nie powie. W samochodzie zaległa cisza – muszę zadzwonić – wykręciła numer
- Cameron słucham
- Hej doktorku – tylko jedna osoba tak do niego mówiła
- Brennan! Kopę lat. Co tam u Ciebie
- Masz rację dawno się nie widzieliśmy. Wiem, że to mało przyzwoite ale mam do ciebie sprawę
- Mów śmiało
- U was leży pewna kobieta
- Brennan wiesz, że mam komplet na najbliższe 2 lata
- Cameron proszę Cię. To dla mnie ważne
- Zobaczę co się da zrobić. Jak ta kobieta się nazywa – cholera o to nie zapytałam
- Znam tylko jej panieńskie nazwisko a na imię ma Emily ma 25 lat i 2 miesięczne dziecko. Jej mąż ma na imię Andrew ale nazwiska nie pamiętam. Jest z nią przeważnie matka. Amanda
- Chyba wiem o kim mówisz. Nie chciała się poddać leczeniu dopóki nie urodzi. Kojarzę ją. Ładna dziewczyna. Nie znam historii obecnej ale jak była u mnie miała 85% szans na wyzdrowienie ale nie chciała dopóki nie urodzi. Ciąża i choroba zwarły się w jednym czasie
- A mógłbyś się nią zająć? – prosiła
- Wiesz, że nie potrafię Ci odmówić. I to wstrętnie wykorzystujesz. Jakbym nie kochał mojej żony dawno bym się z Tobą ożenił – Bren się zaśmiała – zajrzę do niej i postaram się ją wcisnąć na mój oddział
- Dzięki
- W zamian oczekuję Cię w najbliższym czasie u nas na obiedzie.
- Przyjdę na pewno
- Mówisz tak zawsze a nigdy nie masz czasu. A jak tam ten Twój Booth?
- Dobrze. Zaręczyliśmy się
- No popatrz a ja myślałem, że to tylko przyjaciel – rozmawiali jeszcze chwilę i Bones się rozłączyła. Prawie dojechały na miejsce
- Ang nie pogniewasz się jak sama tam pójdę?
- Jasne zaczekam – weszła do budynku. Miła kobieta zaprowadziła ją do pokoju Hanka. Siedział przed telewizorem. Ucieszył się na jej widok
- Tempe – uściskał ją serdecznie. Ona jednak tego nie odwzajemniła – co Cię do mnie sprowadza? – wyciągnęła kopię tamtego dokumentu i podała mu – co to jest?
- Coś co trafi do rąk Seeleya i Jareda już w sobotę
- Skąd to masz – zrobił się czerwony na twarzy. A jego głos był twardy jak stal pełen nienawiści
- Od ich matki
- Ta suka ośmieliła się pojawić?
- Nie mów tak o porządnej kobiecie. Bo jak ja musiałabym nazwać człowieka który odbiera dzieciom matkę? Kidnaper? Chyba wiesz co to znaczy
- Nie ukradłem jej dzieci. Nie miała do nich prawa.
- Kto dał Tobie prawo o tym decydować?
- Ona była zwykłą dziewką. Nie miała godności. Nie miała prawa nazywać się Booth! To nazwisko należy się tylko najlepszym a ona była ze slumsów!
- Wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Będziesz się komu innemu tłumaczył. Ja przyszłam Cię tylko uprzedzić. Jesteś zwykłym draniem jak Twój syn
- Nie mów do mnie w ten sposób! I nie waż się pokazywać tego moim wnukom! – krzyczał na nią kiedy wychodziła. A ona nie czuła nic oprócz ulgi. Jeśli by okazał choć cień skruchy. Jeśli by żałował… posłuchałaby Go ale On wcale nie żałował. Przez lata nie zmienił się ani trochę. Wróciła do samochodu nic nie mówiąc. Angela nie naciskała ruszyła tylko w stronę centrum gdzie były umówione z Cam. W czasie zakupów zapomniała na chwilę o tym wszystkim. Były to niezwykle udane zakupy a potem wpadły jeszcze na małego drinka. A skończyło się na kilku „małych” drinkach. Wróciła do domu bardzo późno
Booth wrócił wieczorem do mieszkania Bones. Nie było jej. Miała iść z Angelą na zakupy. Nie chciał dzwonić do niej. Nie chciał by miała wrażenie, że ją kontroluje. Zadzwonił więc do Hodginsa. Od niego dowiedział się, że dziewczyny po zakupach poszły na drinka. I nie zanosi się na szybki powrót. Więc zasiadł przed telewizorem. Po północy wziął prysznic i się położył. No pięknie ona baluje a ja usycham z tęsknoty – myślał zasypiając
W życiu nie pomyślałabym, że ten przemiły starszy człowiek może się okazać kimś takim... No ale jak to mówią cel uświęca środki (na korzyść tego opowiadanka) :)
Ciekawa jestem reakcji Seeleya i Jareda i wieść o prawdzie...
Biedna Emily... mam nadzieje, że z nią będzie wszystko dobrze... :)
Wszystko jest takie ciekawe... Czekam na kolejną część :)
Świetne!!!! nie mogę się doczekać CD!!!! Serio!!!! a Emily żal mi jeszcze bardziej, bo to moja imienniczka!!!! Ona ma to przeżyć!!!!
8.
Następnego dnia Bones obudziła się z potwornym bólem głowy. Nie pamiętała jak się znalazła w swoim łóżku, ba nie wiedziała jak się znalazła w swoim mieszkaniu a co dopiero w łóżku. Chyba trochę przesadziły. Do pokoju wszedł Booth z kawą w ręce
- Wstawaj śpiochu
- Zasłoń te okna – powiedziała zakrywając ręką oczy
- O mamy kaca – śmiał się
- Jak się tu znalazłam?
- Zadzwoniłaś do mnie. Pojechałem po ciebie. A w zasadzie po was. To była dopiero sztuka. Zapakować was do samochodu a potem każdą odstawić pod drzwi
- Nie pamiętam – przyznała ze skruchą. Wzięła od niego kubek z kawą – ale dziękuję
- Zakładam, że wieczór się udał?
- O tak – uśmiechnęła się na wspomnienie ich wyczynów na parkiecie – która godzina?
- 8
- 8? Przecież o tej porze zazwyczaj jestem już w pracy – zerwała się z łóżka co przypłaciła kolosalnym bólem głowy
- Spokojnie – podał jej jeszcze jeden kubek z jakąś miksturą w środku – wypij
- Co to jest?
- Coś co moja mama robiła skacowanemu ojcu jak rano musiał iść do pracy
- Dziękuję. A zapomniałabym. Jared przyjdzie jutro do nas na kolację z Padme – agent uśmiechnął się pod nosem. Do nas. Czyli dla niej już tu razem mieszkamy. Ciepło rozlało się w okolicy jego serca – mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko
- No co ty w końcu to mój brat i przyszła bratowa. Będę mógł się pochwalić, że ja też nie długo zmienię stan kawalerski, a jak będą się grzebać jak do tej pory to ich wyprzedzę – powiedział z dumą. Faceci byle mieć czym się pochwalić. Wstała z łóżka. Poszła pod prysznic. Na śniadanie już brakło czasu. Po drodze kupili jeszcze po kawie i ruszyli w dalszą drogę.
- Wiesz Bones cieszę się, że ich zaprosiłaś. To mój brat a tak rzadko go widuję
- Obaj jesteście zajęci. A jak mu idzie w tej firmie detyktywistycznej?
- Z tego co wiem to bardzo dobrze. Chyba naprawdę się ustatkował. Cieszy mnie to niezmiernie. Padme ma na niego dobry wpływ – zadzwonił telefon
- Brennan – słuchała chwilę – nie nic nie musicie przynosić. Naprawdę. Ok. to weźcie wino. Może być czerwone. Do jutra pa – rozłączyła się – to była Padme
Reszta dnia upłynęła im błyskawicznie. W sobotę rano Booth pojechał po kilka rzeczy dla siebie a Bones zabrała się za sprzątanie. Jakby nie było wieczorem będą goście. Na kolację poda swoje popisowe danie. Makaron z serem. I ma nadzieję, że im też będzie smakowało. W końcu Seeley też mięsny a bardzo je lubi. O właśnie wrócił do domu
- Bones a możemy zaprosić dzisiaj też Parkera? Pomyślałem, że dawno nie widział wujka. Zadzwonię do Rebecci
- Booth proszę nie dzisiaj – poczuł się urażony widziała to – też chcę Go zobaczyć. Ale chciałam z wami o czymś porozmawiać. To jest ważne. Proszę – patrzył na nią w skupieniu. Była zdenerwowana to chyba coś ważnego.
- Ok. to za tydzień dobra? Na cały weekend
- Pewnie – uśmiechnęła się szeroko. – hej ale za tydzień jest slub
- No to zabierzemy go ze sobą – posłał jej zniewalający uśmiech. Jeszcze nie powiedział jej o zjeździe ale to dopiero za 3 tygodnie. Punktualnie o 18 do drzwi zapukali goście. Booth otworzył im drzwi i wpuścił do środka
- A Ty co taki gospodarz – zapytał brat
- Bo tak – uśmiechnął się szeroko
- No nareszcie. Ale trzeba było powiedzieć kupilibyśmy wam jakiś prezent
- Nie trzeba prezentów dobrze, że jesteście – zawołała z kuchni Bones
- O widzisz?
- Pójdę jej pomóc – odezwała się Padme a Seeley zabrał brata do jadalni.
- Więc się żenisz?
- Tak za trzy miesiące
- Nie ładnie. Ja byłem wcześniej a żenię się dopiero za rok
- Ja już wystarczająco długo czekałem – zaśmiali się oboje
- Ta kolacja to z tej okazji?
- Nie. I nie mam pojęcia dlaczego. Bones jest bardzo tajemnicza
- Lubię takie kobiety
- Może w czymś pomóc?
- Pewnie nakryjesz do stołu? Miał to zrobić Booth ale …
- Tak mężczyźni. Dzięki za zaproszenie
- Mam w tym swój cel. Chyba powinnaś wiedzieć. Spotkałam się z ich matką – Padme zamarła Jared opowiadał jej o matce – nie wiem co wiesz. Ja sama wiedziałam niewiele. Booth o niej nigdy nie mówił. Dopiero od niej usłyszałam ta historię
- Jared też niechętnie o niej opowiada. Ma do niej żal, że ich zostawiła
- To tak jak Booth. Ale to nie była jej wina. Myślę, że będziemy im teraz bardzo potrzebne bo to co im powiem nie jest przyjemne – zasiadły do stołu. Kolacja upłynęła w świetnych nastrojach. Rozmawiali, żartowali. Wznieśli kilka toastów.
- No dobra Tempe bardzo się cieszę, że nas zaprosiłaś ale może w końcu powiesz nam dlaczego? – Brennan wstała wyszła na chwile i wróciła do nich z teczką.
- Miałam w tym swój cel. Proszę nie przerywajcie mi zanim nie skończę. W poniedziałek spotkałam pewną kobietę. Opowiedziała mi pewną historię. Miała ona swój początek mniej więcej 37 lat temu. To opowieść o wielkiej miłości i jeszcze większym rozczarowaniu. Wyszła za mąż jako 18 – latka. Pół roku później urodziła pierwszego syna a 5 lat później drugiego syna
- Bones zostaw to
- Proszę Cię nie przerywaj mi. Kiedy chłopcy mieli odpowiednio 10 i 5 lat została zmuszona do opuszczenia ich. Ktoś inny zdecydował o tym, że jej synowie nie będą mieli matki.
- Tempe stop! – tym razem przerwał Jared – nie chcę tego słuchać
- Ale musisz. Wiesz przecież, znacie mnie dla mnie najważniejsze są fakty i prawda. Nie mówiłabym nic gdyby to wszystko nie było prawdą. Wysłuchacie mnie do końca – ani jeden z nich już nie siedział ale nie wyszli – zanim odeszła od tyrana miał miejsce szereg wydarzeń które do tego doprowadziły. Jako mąż i żona nie żyli już dawno. Co nie przeszkadzało temu człowiekowi znęcać się nad nią i nad synami – widziała ból na ich twarzach ale nie miała wyjścia – któregoś dnia nauczyciel zajęć fizycznych zauważył sińce na ciele jednego z nich – Booth aż się skurczył jakby ktoś go uderzył – wezwał ją do szkoły i tam tama puściła wypłakała się na jego ramieniu. Niestety zauważył to jakiś kumpel jej męża. Kiedy wrócił do domu rozpętało się piekło. Pobił ją i zgwałcił – pękła szklanka którą trzymał Jared wzięła głęboki oddech – koszmar na tym się nie skończył. Kiedy miesiąc później powiedziała mu, że jest w ciąży pobił ją do nieprzytomności krzycząc, że jest dziwką a to nie jego dziecko. Wylądowała w szpitalu. Tam odwiedził ją teść – obaj odwrócili się jak na komendę musiała to skończyć nie miała wyjścia choć wiedziała, że to zaboli najbardziej. Po policzkach Padme płynęły łzy samej zbierało się na płacz – zmusił ją do podpisania dokumentu, że zrzeka się praw do dzieci i nigdy nie będzie żądać alimentów dla tego nienarodzonego dziecka. W zamian nie oskarżą ją o nic. Był człowiekiem wpływowym i mógł to zrobić
- Nie! Bones to kłamstwo! To nieprawda – Seeley miotał się po pokoju – jak możesz oczerniać człowieka który nas wychował i przygarnął kiedy matka i ojciec nas opuścili? Nie pozwolę na to
- Mylisz się Tempe dziadek był dla nas wszystkim. Nie mógłby czegoś takiego zrobić – musiała zadać ostateczny cios wyciągnęła oryginał tego dokumentu
- Ja nigdy nie oskarżam bezpodstawnie – podała im ten dokument czytał najpierw Jared a po nim agent. Żaden z nich nie potrafił wymówić ani jednego słowa Booth z całej siły w bezsilnej złości uderzył w ścianę.
- Jak On mógł – krzyczał – jak mógł patrzeć jak płaczemy za matką i mówić, że ona nas zostawiła? Jak mógł patrzeć na płacz Jareda i Jego krzyk gdzie jest mama? – wrzeszczał jak opętany Jaredowi po policzkach płynęły łzy. Nie był zdolny nic powiedzieć Bones podeszła do Bootha
- Przepraszam ale uważam że powinniście to wiedzieć – odwrócił się do niej i mocno przytulił. Jego ciałem wstrząsał szloch
Jejku... jak mi żal Seeley'a i Jareda... Czego oni musieli się dowiedzieć - prawdy o dziadku, którego tak kochają... Strasznie smutne...
Ale Bones bardzo dobrze postąpiła mówiąc im o tym... Jeszcze bardziej by ich zraniła, gdyby tego nie zrobiła...
Super, bardzo podoba mi się ta część... :)
Nie mogę się doczekać kolejnej... :)
Pozdrawiam serdecznie :)
9.
Jakiś czas później kiedy nieco się uspokoili. A dłoń agenta jak również jego młodszego brata była opatrzona zaczęli zadawać pytania
- Dlaczego na to pozwoliła?
- Myślę, że powinniście ją zapytać. Ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie
- Co jeszcze wiesz?
- Odeszła. Wyjechała na wieś. Tam urodziła córeczkę
- Mamy siostrę? – to było dla nich ciut za dużo
- Tak ma 25 lat i na imię Emily jest mężatką i ma 2 miesięcznego synka
- Mamy siostrę, szwagra i siostrzeńca? – nie mogli w to wszystko uwierzyć
- Tak. Wasz matka wyszła 2 raz za mąż dopiero 6 lat temu.
- Nie mogę tego wszystkiego ogarnąć. Muszę się napić – powiedział Jared
- W lodówce jest jeszcze jedno wino
- Masz może coś mocniejszego? – choć była przeciwna temu zdawała sobie sprawę, że to jest im teraz potrzebne przyniosła szkocką i szklanki
- Chce się z nami spotkać?
- Tak
- Dlaczego dopiero teraz?
- Są dwa powody. Nie miała odwagi wcześniej a drugi to taki, że Emily ma białaczkę. I być może będzie potrzebować przeszczepu. I szuka ratunku dla niej. Najlepszymi dawcami przeważnie jest rodzeństwo więc…
- Więc nie chodzi o nas tylko o Emily? – Seeley był zawiedziony
- Chodzi przede wszystkim o Was to był bodziec który ją zmusił do tego. Z tego co wiem od lat śledzi wasze kariery. Dużo o Was wie
- A Emily?
- Też. Jest w szpitalu. Ma teraz chemię. Nie chciała się poddać wcześniej leczeniu bo była w ciąży. Teraz jest bardzo chora. Jej lekarzem jest mój znajomy. nie zdradził mi żadnej tajemnicy ale wiem to od Amandy
- Mama... – głos młodszego z braci dziwnie drżał – czy wiesz co to znaczy – zwrócił się do starszego
- Że nas nie opuściła z własnej woli – przytulił się do Bones. Potrzebował jej teraz. jej ciepła i czułości. był zagubiony. Całe Jego życie opierało się na kłamstwie człowieka którego kochał, szanował, który Go wychował. A okazał się takim samym draniem jak ten tyran – Co mamy teraz zrobić? – zapytał
- Chyba najlepiej byłoby sie z nią spotkać – pierwszy raz od tych rewelacji odezwała sie Padme – to Wasza matka
- Bones możesz do niej zadzwonić?
- Pewnie – wyciągnęła telefon kiedy czekała na połączenie Jared wziął od niej komórkę i ustawił aparat na głośnik i oddał jej. Oni chcieli usłyszeć matkę. Nie ma się im co dziwić.
- Halo Temprence?
- Dobry wieczór Amando.
- Czekałam na telefon od ciebie – w jej głosi było słychać obawę i chyba płakała – jak moi chłopcy – na to określenie obaj stracili na chwilę dech. Nie byli przygotowani na ogrom miłości w głosie matki
- Dobrze. Chcą się z Tobą spotkać – po drugiej stronie zaległa cisza słychać było pociąganie nosem
- Naprawdę? Moje maleństwa chcą – jej głos przeszedł w szloch – nie mogę teraz przyjechać. opiekuję się małym Jasperem – obaj zaczęli się zbierać nie mówiąc nic
- Oni zaraz do Ciebie przyjadą
- Naprawdę?
- Tak zaraz wychodzimy
- Jak Ja Ci się odwdzięczę
- Nie ma takiej potrzeby – rozłączyła się – nie możecie jechać samochodem obaj piliście
- To jedźcie z nami
- Nie wiem czy to dobry pomysł – odezwała się Padme
- Najlepszy – powiedział Booth wyciągając dłoń do Bones. wiedziały, że będą ich potrzebować. Nic innego im nie pozostało jak zabrać się ze swoimi mężczyznami. wsiedli do samochodu Seeleya, prowadziła Brennan. Żadne z nich nie odezwało się przez całą drogę. Podróż nie trwała długo.
- Więc nasza matka i siostra mieszkają niemal po sąsiedzku?
- Od niedawna. A w zasadzie odkąd zachorowała Emily. Ten szpital w którym jest uchodzi za najlepszy w leczeniu białaczki. Dlatego przenieśli się tutaj zaraz po tym jak dowiedzieli się o chorobie. Mąż Emily i Amandy nadal pracują w Bostonie. Nie mają wyjścia rachunki za leczenie są bardzo duże. Niestety cierpi na tym cała rodzina. Przyjeżdżają tu tylko na weekend. Andrew pewnie jest w szpitalu z waszą siostrą.
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć – wysiedli i stanęli koło samochodu. Nie mieli odwago zrobić pierwszego kroku. Bones wzięła agenta za rękę i pociągnęła
- Chodź nie bój się jej ona kocha was bardzo mocno – podeszli do drzwi. Otworzył im starszy pan pewnie mąż ich matki
- Witajcie mam na imię Owen. Jestem mężem… - nie skończył bo sam nie wiedział co powiedzieć. Jak oni będą ją traktować – wejdźcie
- Ja jestem Seeley to moja narzeczona Temprence. A to jest Jared i jego narzeczona Padme – Seeley przemówił w imieniu ich wszystkich
- Amanda zaraz zejdzie karmi Jaspera – wprowadził ich do salonu. Dziewczyny usiadły za to bracia nie mogli. Stanęli obok kominka z ich twarzy nie dało się nic odczytać. Tylko Bones no i może Padme wiedziała ile ich to kosztuje. Z góry zeszła kobieta ubrana w zwyczajny domowy strój. Była wysoka, smukła miała ciemne włosy i czekoladowe oczy. Bez trudu można było dostrzec podobieństwo starszego syna do matki. I to właśnie On pierwszy zareagował. Podszedł do niej z zaciśniętymi dłońmi a w oczach czaił się lęk i nadzieja. Kobieta nieśmiało wyciągnęła ręce na co ten odpowiedział automatycznie. Przytulił się do niej jak dziecko tuli się do matki i rozpłakała.
- Mamusia – powiedział szlochając w jej ramionach. Bones po policzkach ciekły łzy. Podszedł do nich również Jared On też był spragniony matczynego uścisku. W końcu on miał mniej lat niż jego brat kiedy mamę zmuszono do ich opuszczenia. Amanda nie puszczając starszego syna wyciągnęła rękę do młodszego
- Moje chłopaki. Tak bardzo za Wami tęskniłam. Tak bardzo Was kocham – tej trójce nie był nikt w tym momencie potrzebny do szczęścia. Dziewczyny wraz z Owenem wycofały się do kuchni.
- Usiądźmy – poprosiła – tak się bałam, że nie będziecie chcieli mnie widzieć
- To dlatego zwróciłaś się do Bones?
- Do kogo?
- Do Temprence – wyjaśnił Jared – On tak mówi do swojej narzeczonej
- Seeleyu Josephie Booth do narzeczonej nie mówi się „Kości” – powiedziała z naganą w głosie – jak można? – to nieco rozładowało atmosferę. Zaczęli się śmiać
- Uwierz mi. Mimo tego co od niej usłyszysz Ona to uwielbia – wyjaśnił
- Ta zwłaszcza, że tylko Tobie pozwala tak do siebie mówić – dalej rozmowa potoczyła się gładko. Opowiadali o latach rozłąki. Jasne, że wszystkiego nie można nadrobić w jeden wieczór ale zrobili pierwszy krok. Trudne tematy zostawili na potem. Tak było prościej z grubsza wiedzieli co się wydarzyło i to im na razie wystarczyło. Kiedy indziej wyjaśnią resztę. Pokazała im też zdjęcia siostry i jej męża a potem zaprowadziła do siostrzeńca. A tam siedziały dziewczyny i na zmianę nosiły na rękach chłopczyka
Swietnie- znów dwa part <skacze z radości> nawet nie wiesz jak mnie ciekawość zżera , wiec proszę tylko o jedno- pisz!!!!
Super znowu 2 części jakie emocjonujące i wzruszające pisz pisz pisz i nie przestawaj czekamy na kolejną część mamy nadzieję że już niedługo
Kisses:*:*:*:*:*
Prawie płakałam na tym spotkaniu matki z synami...
Piękne, wzruszające - świetna część... :)
Tak czekamy na kolejną część.. :)
10.
- Was zostawić na chwilę same – powiedział Jared
- Owen był bardzo zmęczony. Zaofiarowałyśmy, że Go popilnujemy. Jest słodki – powiedziała Padme. A Bones przytaknęła i nadal kołysała dziecko – a Ona nie chce mi go oddać – poskarżyła się żartem – mam na imię Padme bo chyba się jeszcze nie znamy
- Witaj – starsza pani uśmiechnęła się przyjaźnie
- Tempe pasuje Ci ten maluch – dokuczał jej Jared. Ale Ona tym razem nie zaprotestowała a jedynie uśmiechnęła się pod nosem a Boothowi w gardle urosła gula.
- Booth popatrz jaki On jest podobny do Parkera – podała mu małego
- Witaj Jasper – mały otworzył oczka i patrzył na wujka – Bones ma racje jest całkiem podobny do mojego syna
- Masz dziecko?
- Tak 8 letniego syna. Ma na imię Parker i mieszka ze swoją matkę. Ale regularnie się z nim widuję – wyjaśnił. Matce chyba się to nie spodobało. Ale nie skomentowała
Z wizyty wrócili dobrze po północy. Następnego dnia pojadą do szpitala. Umówili się z Jaredem i Padme na lunch a zaraz po nim pojadą do siostry.
- Mówisz poważnie? Byli wczoraj u Ciebie? – Emily nie mogła się nadziwić.
- Tak. Oboje razem ze swoimi narzeczonymi
- Cieszę się mamo
- Mówiliśmy, że Cię nie odrzucą – powiedział zięć – z tego co nam o nich mówiłaś to dobrzy ludzie
- Wspaniali. Seeley ma syna który mieszka z matką. Nie pytałam ale chyba im nie wyszło bo nie są razem. Za to na Temprence patrzy jak w obrazek a ona w niego.
- To dobrze o nich świadczy
- Przyjdą tu dzisiaj po lunchu
- Naprawdę? – w oczach młodej kobiety zalśniły łzy – wiesz mamo, że ten dr Cameron zna Temprence
- Skąd wiesz?
- Zapytaliśmy go wczoraj co się stało, że znalazło się dla mnie miejsce i do tego w osobnym pokoju. I powiedział, że są z Temprence bardzo dobrymi przyjaciółmi – wyjaśnił Andrew – zrobiła to dla nas. Kiedy zapytałem ile to będzie kosztowało powiedział, że nic się nie zmieniło – Emily chwyciła męża za rękę.
- Podziękujemy jej jak przyjdą – powiedziała – a Jared? Jaki On jest
- Zupełnie inny. Niewiele wczoraj mówił. Chyba jest bardziej skryty niż brat. I do złudzenia przypomina waszego ojca.
- To nie jest nasz ojciec. A bynajmniej nie mój – starsza pani westchnęła. Ktoś zapukał do drzwi
Obudził się pierwszy. Mimo tego, że przeważnie to Ona wstaje wcześniej. W ogóle źle spał tej nocy. Tak szybko się wszystko wczoraj potoczyło. Nie może się nadal oswoić z tym co zrobił ten człowiek. Już nigdy nie nazwie go Paps. Stracił do tego prawo. A mama? Cieszyła się z ich obecności. Dzisiaj poznają siostrę i szwagra. Jej synka już widzieli słodziutki dzieciak. Z pewnością brakuje mu mamy na co dzień. Ale ma za to babcię która go kocha no i teraz wujków i ciocie. A pro po cioci. Bones nieźle się zajmowała małym. Patrzyła na niego z takim zachwytem. Może i oni będą mieli małego berbecia. Musi z nią o tym porozmawiać. Popatrzył na zegarek dopiero 7 wstał, wziął prysznic i poszedł nastawić ekspres. Czuje się u Niej jak u siebie w domu. W końcu i tak razem zamieszkają. Można nawet powiedzieć, że już mieszkają.
Zrobił śniadanie a ona nadal spała. Poszedł do niej. Pocałował w lekko uśmiechnięte przez sen usta
- Pobudka śpiochu – zamruczała przez sen ale ani myślała się obudzić – Bones kochanie już prawie 9 – otworzyła jedno oko
- Brutal – wysapała, obróciła się na drugi bok i spała dalej
- Nie no ja nie mogę. Kochanie czas wstać. Wiesz, że jesteśmy umówieni na lunch
- Wiem ale dopiero 9 a lunch ma być o 13
- Ale ja jestem głodny i chcę zjeść śniadanie
- Maruda – podniosła się do pozycji siedzącej – to gdzie to śniadanie?
- W jadalni – jęknęła i wstała. Spała w jego podkoszulku który sięgał jej do połowy uda. Booth objął ją od tyłu i pocałował w kark wkładając ręce pod koszulkę.
- A mówiłeś, że jesteś głodny – poddała się całkowicie jego dłoniom. Zapomnieli o śniadaniu, o kawie i o całym świecie wokół nich . Dużo później leżeli w łóżku kiedy Bones zapytała – o jak Ci się podoba mama?
- Jest taka jak ją zapamiętałem – powiedział patrząc w sufit – pełna ciepła otwarta i wciąż nas kocha.
- To nie ulega wątpliwości
- Nie mogę zrozumieć dlaczego On to zrobił? Przecież wiele miesięcy i ja i Jared płakaliśmy za nią. Wyglądaliśmy każdego dni na listonosza z nadzieją, że choć do nas napisze. A On nam ją po prostu odebrał. Nigdy mu tego nie przebaczę.
- Widziałam się z nim
- Byłaś u Niego – przestał wymieniać imię dziadka – kiedy?
- We czwartek z Angelą. Ale ona została w samochodzie. Nic nie wie. Jak będziecie chcieli to im powiecie.
- Po co?
- Chciałam się przekonać czy On się zmienił, czy żałuje togo co zrobił. Może wówczas inaczej bym to załatwiła. Ale on nie okazał ani cienia skruchy. Był wręcz oburzony, że ośmieliła się ze mną spotkać. Więcej nie chciałam słyszeć. Powiedziałam mu jeszcze tylko, że pokażę Wam ten dokument i wyszłam
- To dla mnie szok. Znałem go zawsze jako kochającego dziadka, miłego starszego pana. Nie przypuszczałem nawet, że jest do tego zdolny
- Ja też nie i dlatego nie chciałam jej wierzyć. Dopiero kiedy pokazała mi ten dokument
- Wiesz myślałem, że przeżyłem już piekło, to zobaczyłem na wojnie i to co spotykam teraz w pracy. Ale to w porównaniu do tego jest jeszcze gorsze. Kiedyś wydawało mi sie, że wiem co czujesz jak odkryliśmy, że Twoi rodzice żyli, że mieli też inne nazwiska. Ale tak naprawdę dopiero teraz to rozumiem. Już wiem jak to jest kiedy cały świat przewraca się do góry nogami
- Nie przeżyłabym tego bez Ciebie. Nadal pewnie nie rozmawiałabym z Russem i ojcem. Dzięki Tobie mam ich
- A jak dzięki Tobie mam znowu matkę. Czy wiesz, że nigdy nie przestałem jej kochać?
- Wiem bo ja też nigdy nie przestałam kochać Maxa. Chyba musimy się zbierać. Śniadanie zjemy razem z lunchem
- Pewnie tak – szybko się ubrali wyszli z domu na umówiony lunch z Jaredem i Padme
- Jak się czujesz? – zapytała rano Padme Jareda
- Nie wiem co mam czuć. Do tej pory byłem na Nią wściekły. Nienawidziłem jej a teraz... – przytuliła się do niego – teraz znowu mogę pozwolić sobie Ją kochać. I nazywać matką a nie jak do tej pory „tą kobietą”
- To chyba dobrze
- Tak tylko nie mogę mu wybaczyć. Nie potrafię. Bardzo a Nią tęskniliśmy. Seeley nie płakał ale chyba tylko ze względu na mnie. Zawsze starał się mnie chronić, zawsze mnie pocieszał. Ale jemu też było ciężko – weszli do restauracji w której byli umówieni z Jego bratem i Tempe. Oni już siedzieli przy stoliku
- Cześć – przywitali się zgodnym chórkiem
- Zamówiliście już?
- Nie czekaliśmy na Was – zamówili lunch. Mało się odzywali. Dla nich było to wszystko jeszcze świeże. Zbyt świeże. bardzo starali się zachowywać normalnie ale nie bardzo im to wychodziło. Padme odezwała się pierwsza
- Wydaje mi sie, że powinniście sobie porozmawiać – zwróciła się do braci – my sobie wypijemy kawkę a Wy idźcie na spacer. Wróćcie jak już wyrzucicie to z siebie – wstali od stołu. Obaj wiedzieli, że ma rację. Muszą pogadać jak brat z bratem. Poszli a dziewczyny zostały
- Bardzo to przeżywają
- Tak. świat im się rozwalił na głowie – powiedziała jak zawsze przekręcając powiedzonko Bones
- Chyba zwalił na głowę – uśmiechnęła się słyszała od Jareda, że jej przysżła szwagierka jest na bakier z popkulturą
- Wiem co czują. Nie jest to łatwe. prawie 5 lat temu przeżyłam dokładnie to samo. moi rodzice zaginęli kiedy miałam 15 lat potem okazało się, że uciekli bo ścigali ich płatni zabójcy. To dość skomplikowane. Ale wiem co czują
- Muszą to po prostu przeczekać. Ale za to palą się zobaczyć siostrę – obie uśmiechnęły się pod nosem
- Chcę do Niego pojechać – powiedział hardo Jared
- Bones już tam była
- Niech zgadnę nie okazał skruchy?
- Skąd wiesz?
- Bo pewnie nie omieszkałaby powiedzieć. nienawidzę Go
- Ja nie wiem co czuję. Ale wiem, że już nigdy nie będzie dla mnie kimś bliskim. I chyba nie będę Go chciał więcej widzieć. Chcę tylko zapytać dlaczego. Bones nie powiedziała dokładnie co jej powiedział ale podejrzewam, że nic przyjemnego bo nie chciała o tym mówić. Co do niej jest nie podobne
- A swoją drogą. Cieszę się, że zostanie moją bratową. To świetna dziewczyna. Myślisz, że ona nas zaakceptuje?
- Kto? Emily? – pokiwał twierdząco głową – myślę, że tak Bones mówiła, że wie o nas więc...
- To jak idziemy poznać siostrę? – wrócili po dziewczyny i pół godziny później stali już pod drzwiami prowadzącymi do jej sali, zapukali i poczekali na odpowiedź. Usłyszeli ciche „proszę” i weszli...
Jeju!!!! Nie wiem dlaczego ale już polubiłam Emily choć mało o niej wiemy!!! Może dlatego ze jest moją imienniczka... A co do testu to bardzo trafnie oddajesz zachowanie bohaterów i choć nigdy nie widzieliśmy ich w takich sytuacjach to wydaje mi się ze tak by to wyglądała. Na prawdę masz talent.