Moje wypociny. Wszystkim czytającym życzę chwil relaksu z moją "twórczością"
O Bones działa na własną rękę, ciekawe co z tego wyniknie. Czekam na cedeka:)
Ckliwe i romantyczne. Przeczytałam tylko kilka pierwszych fragmentów. Ogólnie styl zły nie jest, choć znaleźć można sporo błędów gramatycznych. Jednak to, co najbardziej razi, to brak interpunkcji, a w niektórych miejscach - nadmiar. I błędy ortograficzne!
A poza tym - dialogi są nienaturalne, opisy za krótkie. I to Bones zaproponowała pracę Angeli w Jeffersonie, dziewczyny poznały się miesiąc przed rozpoczęciem wspólnej pracy Bootha i Brennan.
Nie, nie... mnóstwo błędów. Zepchnięcie reszty bohaterów na dalszy plan. Zajeżdża mi harlequinem.
A z pozytywów: dostrzegam pewną gładkość w nawiązywaniu akcji. Ale może lepiej napisać własną wymyśloną historię, niż tworzyć parafrazę scenariusza filmowego?
6.
Podjechała pod opuszczony dom na przedmieściach stolicy. W sumie to z pozoru opuszczony bo widziała jak delikatnie ktoś poruszył firanką. To musi być ta kobieta. Kim ona jest? Jak ona jest? Dlaczego nas obwinia za śmierć siostry. Owszem zabiłam ją ale w obronie własnej. Nie miałam wyjścia. O mało nie zabiła Bootha i celował we mnie. Nie miałam wyjścia. Choć przez wiele nocy śniła mi się jak ją zabijam. Booth miał w jednym racje zabijanie nawet z konieczności to nic przyjemnego. No cóż zaraz się przekonam jaka ona jest. I co ma nam do zarzucenia. Choć sądząc po tych dwóch rozmowach przeprowadzonych przez telefon była delikatnie mówiąc chora psychicznie. I choć nie cierpię psychologii ani psychiatrii to tacy ludzie mnie przerażają. Bo oni nie zachowują się normalnie. W ogóle mało znam się na ludziach a co dopiero na takich niezrównoważonych.
Wysiadła z samochodu i ruszyła do tego domu z nadzieję, że tam jest Booth i, że nic mu nie jest…
- I co Cullen powiedział? – zapytała Angela
- Nie mają pojęcia gdzie ona może być. Bez włączonego telefonu nie są jej w stanie namierzyć. A ma wyłączony.
- Przysięgam jak się znajdzie to osobiście ją zabiję
- Angela złość nic nie pomoże – powiedział Jack
- Wiem ale szlag mnie trafia. Ona nie potrafi nic zrobić jak należy. Nie potrafi przyznać się, że z czymś sobie nie poradzi, nie potrafi przyznać, ze kogoś pokochała. Nie potrafi! Cholera!
- Angela – powiedziała Cam – nie ma sensu nad tym teraz debatować. Wygarniemy jej to potem. Najpierw ją znajdźmy
- Pewnie masz rację ale ja nie potrafię o tym spokojnie myśleć. Jak jej się coś stanie to Booth nas zabije
- Tu niestety masz racje – wtrącił się Wendall
- Czekaj ona miała mieć założony podsłuch – powiedziała Cam. Zadzwoniła do szefa FBI jeszcze raz, chwilę rozmawiała – cholera nie zdążyli. Ktoś dzwonił do niej z zastrzeżonego numeru. A o tej Pameli nic nie wiedzą. Nie wiedzieli nawet, że ktoś taki istnieje. Próbują się dowiedzieć ale kiepsko im to idzie.
- No tak Bootha nie ma czy całe FBI opiera się na nich? Że bez nich nie potrafią już ustalić?
- Max – powiedział Wendall popatrzyli na niego – jej ojciec
- Wiemy kim jest Max ale co on ma do tego
- Może on ustali.
- Przecież próbował
- Ale teraz ma dodatkowe motywacje.
- Ma rację. Wnendall zabierz Jacka i jedźcie do niego – zrzucili z siebie fartuchy i szybko opuścili instytut.pod jego dom dotarli w rekordowym czasie. Zapukali szybko im otworzył
- O pan Wendall – powiedział – co pana do mnie sprowadza – spojrzał na Hodginsa. Rozpoznał go był jednym z ekipy jego córki – wejdźcie
- Chodzi o Brennan
- Co ona znowu narozrabiała? – zapytał z uśmiechem wiedział, że jego córka nie stosuje się prawie do żadnych zasad
- Pojechała do tej kobiety
- Co zrobiła – krzyknął patrząc na nich złowrogo – puściliście ją?
- Jakby pan jej nie znał nic jej nie powstrzyma poza tym nie wiedzieliśmy. Po prostu wyszła i tyle. Nie mamy pojęcia gdzie jest
- A FBI?
- A czy pan kiedyś liczył na to, że coś konkretnego ustalą?
- Cholerne urzędasy – naukowcy uśmiechnęli się pod nosem – zaczekajcie tu – i wyszedł
- Jak tak rano powiedział to wrócił z imieniem i nazwiskiem tej osoby – powiedział Wendall
- To bardzo wpływowy człowiek w pewnych kręgach
- Zauważyłem. Ściemnia się. Cholera. A my nawet nie mamy pojęcia gdzie oni mogą być
- Zadzwonię do dziewczyn pewnie czekają na wiadomości.
- Ale my jeszcze nic nie wiemy. A one jakby coś wiedziały to dałyby znać
- Pewnie masz rację – do salonu wszedł Max
- Nie mam pojęcia gdzie mogą być. Nikt tego nie wie, nie chcieli mieć z nią nic wspólnego – zaczęli się denerwować – pomyślmy. Ona nie jest stąd prawda?
- Tak
- Więc musiała coś wynająć
- Albo znaleźć jakiś pusty magazyn
- Nie ma jej w żadnym w stolicy to już sprawdzone. Trzeba szukać kogoś kto niedawno wynajął jakieś pomieszczenie
- Ale to może trwać tygodniami.
- Ale nie mamy wyjścia – Max zabrał się z nim ido instytutu on zna się na tej robocie może być pomocny zabrali go ze sobą bez oporu
Zapukała do ponurego domu. Odczekała chwilę, kiedy nikt nie otworzył nacisnęła klamkę i weszła do środka. Nie miała wyjścia. Pewnie zaraz oberwie pogłowie, miała jedno wyjścia jak najbardziej uchylić się od ciosu i udawać nieprzytomną a wówczas na pewno znajdzie się koło Bootha a potem coś razem wymyślą. Telefon schowała w skarpetce nóż w drugiej. Zrobiła dwa kroki i tak jak przypuszczała usłyszała ruch za sobą chwilę później uchyliła się i upadła jak nieprzytomna. Poczuła jak ktoś bierze ją na ręce. Ona musi być niezwykle silna. Schodzili gdzieś w dół po schodach. Pewnie do piwnicy. Potem ktoś ją rzucił cholera zabolało. Zacisnęła zęby żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Usłyszała jeszcze wściekłego Bootha
- Kto Ci pozwolił ją tknąć?! – wrzeszczał.
Kiedy usłyszał ponowne kroki na schodach nawet nie przypuszczał kogo mu los przyniesie. Otworzyły się drzwi i porywacz wrzucił kogoś do środka. Kiedy zobaczył burzę brązowych włosów krew w nim zagotowała. Kto śmiał ją dotknąć?
- Kto Ci pozwolił ją tknąć? – wykrzyczał. Usłyszał tylko szczęk przekręcanego zamka w zamykanych drzwiach. Podciągnął się do niej. Miał związane ręce i nogi. Mógł tylko do niej mówić – Bones, kochanie obudź się. Podnieś oczka. No już potrafisz – mówił jak najczulej potrafił – co oni Ci zrobili?
- Nic Booth. Nic mi nie jest powiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej – w ciemności nic nie widziała ale czuła go. Czuła go całą sobą…
ciekawa jestem co zrobią razem? świetne opowiadanie a akcja jak zwykle niesamowita...
7.
- Nic Ci nie jest? – zapytała. W jej głosie dosłyszał troskę i coś jeszcze. Ale tego czegoś nie chciał nazywać po co znowu wzbudzać w sobie nadzieję. Żeby znowu cierpieć? Stary czemu ty się oszukujesz? Przecież i tak cierpisz!
- Nie. Nic mi nie jest. No może poza moją cholernie zranioną dumą, że dałem się podejść
- To dobrze – powiedziała nie potrafiła ukryć radości w swoim głosie. Nie potrafiła i nie chciała.
- Nie wiem czy dobrze. Miałem nadzieję, że mnie znajdziesz zanim cię złapią
- Nie złapali mnie
- Jak to?
- Sama przyszłam
- Czyś Ty oszalała? – był wściekły. No tak cała Bones – co zrobiłaś?
- Taki był warunek.
- Powiedz jeszcze, że nikt o tym nie wie – powiedział z rezygnacją
- Nikt o tym nie wie. Ale damy radę. Pomóż mi – podsunęła mu nogi pod ręce – w prawej skarpetce jest nóż – powoli wyciągnął go z jej skarpetki
- Bones czyś Ty zwariowała? Dlaczego przyjechałaś sama?
- Żeby Cię uratować.
- A kto Ciebie uratuje?
- Ty – padła krótka i zwięzła odpowiedź.
- Nie mam do Ciebie siły. Wiesz kto to?
- Tak Pamela Nunan. Siostra bliźniacza tej Pam – powiedziała żeby nie było żadnych wątpliwości – jest przekonana, że zabrałam jej siostrze narzeczonego. Podejrzewam, że jest tak samo niezrównoważona jak jej siostra
- Bones ile razy mam Ci powtarzać, żebyś nie pchała się w tarapaty? Chcesz mnie o zawał przyprawić?
- A czemu miałbyś dostać zawału – zapytała, jęknął czy jej trzeba wszystko tłumaczyć jak dziecku?
- Ze strachu o Ciebie
- O mnie? A czemu miałbyś się bać? – zapytała zdziwiona
- Bo mi na tobie cholernie zależy – nie wytrzymał. Powiedział to w końcu. Teraz pewnie odejdzie. I więcej jej nie zobaczy. W między czasie przeciął jej taśmę którą miała związane nogi. Ona nadal się nie odezwała. Przybliżyła się do Niego i dała mu ręce – to będzie trudniejsze. Uważaj na ręce ten nóż jest ostry
- Wiem wzięłam najostrzejszy – powiedziała logiczna do bólu Brennan. Poprzedniej jego wypowiedzi nie skomentowała pracowali chwilę w ciszy. Chwile później miała też wolne ręce i mogła uwolnić partnera. Kiedy tylko go uwolniła. Wziął ją w ramiona. Nie mógł się dłużej powstrzymać. Nie potrafił kiedy poczuł, że ona nie oponuje przygarnął ją jeszcze mocniej o ile to było możliwe. Tu było jej miejsce. Musi ją przekonać, że są dla siebie stworzeni. Idealnie dopasowani.
- Chodźmy stąd. Jest sama?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Poczekaj – wyciągnęła z drugiej skarpetki telefon włączyła go i wysłała sms z adresem do Cullena. Booth patrzył na nią z podziwem – zrobione. Pewnie za chwilę tu będą.
- Bones mimo wszystko nie powinnaś tego robić – powiedział
- Czego?
- Przychodzić tutaj sama
- Ale Cię uratowałam
- Tak wiem ale narażając siebie przy okazji
- Nic mi nie będzie – zanosiło się na kłótnie zaczynała mówić podniesionym głosem. Nie wiedział co zrobić. Znalazł najstarszy sposób na uciszenie jej. Zamknął jej usta pocałunkiem. Ani chwili nie oponowała. Oddała mu go z całą mocą. Znaleźli się tak blisko siebie jak to tylko możliwe. Bardziej się nie dało.
- Chodźmy – powiedział odrywając się od niej. Ale nie wypuszczał jej z rąk. Nie miał zamiaru. Była jego i tylko jego! Właśnie to udowodniła. A jego od środka aż rozpierało. Kochał ją a ona jego i nic innego się nie liczyło. To było najważniejsze bo miłość jest najważniejsza.
Wychodzili po cichutku po schodach na górę. Tam słychać było głosy dwóch osób
- Mamy ich mamo – powiedział Pamela
- Tak teraz zapłacą za to co zrobili maleńkiej – odpowiedziała matka – mówisz, że ona ciałem go zwabiła?
- Tak chuda szkapa. Wstrętna jest. Nie to co nasza Pam piękna o odpowiednich kształtach
- Co im zrobimy?
- Nie wiem. Ją zabijemy tak jak ona zabiła ją. A on? Może pozwolimy mu żyć. Mógłby być np. twoim mężem
- One są szalone – szepnął Booth
- Mówiłam Ci
- Chodźmy ja biorę starą ty młodą – z hukiem wywarzył drzwi i dopadli je obie. Chwile potem klnące i kopiące „damy” leżały związane tą samą taśmą która oni byli skrępowani – a co z naszą odsieczą. Chyba musimy zadzwonić – w dali usłyszeli odgłos syren – o są wyprowadzili obie na zewnątrz – spokojnie to tylko my powiedział kiedy wyszli na zewnątrz. Oddali im więźniów wsiedli do jej samochodu zaparkowanego na podjeździe. I zanim ktokolwiek się zorientował odjechali. Musieli sobie sporo wyjaśnić. Pojechali w ulubione miejsce nad rzekę. Mimo zapadającego zmroku było nadal ciepło. Usiedli na trawie
- Bones obiecaj mi, że to się więcej nie powtórzy
- Booth – zaczęła
- Obiecaj – nie patrzył na nią.
- Obiecuję – powiedziała cicho przytulając się do jego ramienia – ale nie mogłam inaczej. Nie wybaczyłabym sobie jakby coś Ci się przez mnie stało. A ja mogłam coś zrobić. Nie ma dla mnie miejsca na ziemi bez ciebie Booth. Ja już nie potrafię… - z jej oczu popłynęła łza otarł ją kciukiem i patrzył w jej piękne oczy. Tak bardzo je kochał.
- A ja nie chcę żyć bez Ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moją miłością. Kocham Cię
- A ja kocham Ciebie – powiedziała po prostu
- Kocham od tak dawna. Każdy twój kolejny facet był dla mnie jak nóż wbity prosto w serce. Tak bardzo byłem zazdrosny.
- Nie miałeś o kogo. Zjadłam z paroma kolację. Tylko kolację – dodała patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem. A więc ona jadła tylko kolację
- Bones – powiedział a chwile później całowali się zapominając o całym świecie i o wibrującym telefonie w kieszeni. Wziął ją na ręce. Zaniósł do samochodu i pojechali prosto do jej mieszkania. Tam całą noc udowadniali sobie jak są dla siebie ważni i jak się kochają. Zasnęli dopiero nad ranem. Zapominając o dzwoniącym telefonie. I około 20 nagranych wiadomościach od zezulców. Nic ich nie obchodziło. Tylko oni. O 10 obudziło ich dobijanie się do drzwi.
- Pewnie Angela – powiedziała sennie – muszę otworzyć
- Yhy – usłyszała w odpowiedzi – jej partner zamiast ją wypuścić zacisnął mocniej swoje ramiona i spał dalej
- Booth – delikatnie wyswobodziła się z jego uścisku. Zarzuciła szlafrok na siebie i poszła otworzyć bo pewnie sąsiedzi już mają dosyć tego dobijania się do jej drzwi. Oczywiście na progu stała Angela a za nią cała reszta. Nie pytając o pozwolenie weszli do jej mieszkania.
- Co Ty do cholery wyprawiasz – krzyczała wzburzona artystka – jak tak można!
- Angela – zaczęła
- Czy wy możecie mieć litość nad nami? – grzmiała Cam
- Ale
- Całą noc nie spaliśmy zastanawiając się gdzie zniknęliście nikt nie wiedział co się z wami dzieje. Zwialiście z miejsca i tyle – wszyscy byli nieźle wkurzeni
- Dacie mi dojść do słowa? – zapytała
- Pod warunkiem, że znajdziesz logiczne wytłumaczenie waszego zachowania – do salonu wszedł Booth
- Nawet się wyspać nie dadzą - powiedział ziewając – cześć – przywitał się grzecznie z resztą. Podszedł do Bones – Dzień dobry kochanie – powiedział całując nadstawione usta – co się stało? – zapytał reszta patrzyła na nich otwierając szeroko oczy ze zdziwienia.
- Czy to wystarczający powód? – zapytała Brennan
- Zdecydowanie tak! – powiedzieli zgodnie
KONIEC
super opowiadanie... :) bardzo przyjemnie sie czytalo... :) ... no i to orginalne zakonczenie.... hmmm.... xD czekam na kolejne Twoje dzielo... :)
Pozdrawiam :)
wspaniałe zakończenie... całe opowiadanie czytało się chcąc kolejnych części... a teraz pewnie następne będzie tak samo rewelacyjne;)
Nie ma nic gorszego jak zapomnieć...
Obudziła się rano z niezłym kacem ale za to z wielkim zadowoleniem. Było jej wygodnie i ciepło nie miała ochoty wstawać delikatnie obróciła się i zamarła. W jej łóżku leżał nie kto inny jak Booth. Podniosła delikatnie kołdrę.
- O Boże! Co myśmy zrobili? O w mordę! – w jej głowie pojawiły się obrazy z wczorajszego wieczoru a raczej nocy. O jedno piwo za dużo. Potem pocałunek, jedne, drugi nie wiadomo kiedy wylądowali w łóżku. Ale to była gorąca noc – ale to nie powinno się zdarzyć w ogóle. Jak ja mu teraz w oczy spojrzę? Jak mam się zachować? A może udawać, że nic się nie stał? Przy odrobinie szczęścia on też nie będzie pamiętał. Był co najmniej tak pijany jak ja a może jeszcze bardziej. Wyśliznęła się delikatnie z jego ramion. Ubrała się i poszła do kuchni. Już 6 uda, że spała na kanapie. Tylko cholera on był w stroju jakby to delikatnie powiedzieć Adama. Może mu wmówi, że sam się rozebrał. Zaparzyła kawę i poszła pod prysznic. Pół godziny później on nadal spał a ona była już ubrana. Poszła go obudzić.
- Booth wstawaj – pociągnęła go za ramię – hej już 8 zaraz do pracy
- Jeszcze chwilę mamusiu – wymruczał przez sen, Brenn zaśmiała się cicho
- Booth jesteś już dużym chłopcem teraz chodzisz do pracy nie do szkoły – nie mogła się powstrzymać. Może jednak uda się uniknąć i zapomnieć o tym co się zdarzyło w nocy. Choć na samo wspomnienie mam przyjemne dreszcze, jest niesamowitym kochankiem. No cóż w końcu to typowy samiec alfa i to jaki samiec! A teraz najgorsza część trzeba go obudzić.
Budził się powoli. Miał taki przyjemny sen, taki cudowny on i Bones razem w łóżku. O jak było cudownie! O Boże to nie był sen! To zdarzyło się naprawdę! Usiadł gwałtownie na łóżku. Rozglądnął się zdezorientowany był w jej sypialni! Stała obok łóżka i uśmiechała się do niego. Właśnie zdał sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie jest nagi! Na szczęście przykryty choć w połowie prześcieradłem – Booth jesteś słodki jak się upijesz – śmiała się wesoło – zasnąłeś jak niemowlak. Żałuję tylko, że mnie ominęło to jak się rozbierałeś.
- Bones! - powiedział najwyraźniej ona albo też nie pamiętała albo nie chciała pamiętać – co się stało – postanowił podjąć tą grę bo sam nie wiedział jak się zachować
- Powiedzmy, że trochę przesadziliśmy wczoraj z piwem, odstąpiłam Ci sypialnie. Ale żałuję, że nie...
- Bones! - powiedział ostrzegawczym tonem
- Kawa i śniadanie na stole – i wyszła. Najwidoczniej on nic nie pamięta na szczęście! Pomyślała choć z lekką nutką żalu w głosie. Dla niej była to najpiękniejsza noc, najcudowniejsze przeżycie. A on zapomniał. No bo co tu pamiętać. Nie jestem w jego typie. Ani ze mnie blondynka ani nie mam długich nóg, nie mówiąc o mojej figurze – myślała ze smutkiem.
Chwilę później wszedł do kuchni kompletnie ubrany. Zjedli w ciszy śniadanie. Zebrali się szybko i pojechali do pracy. Na niego czekał stos zaległych, znienawidzonych raportów a na nią szczątki z czasów I wojny światowej
- To co lunch o 13? - zapytał kiedy wysiadała
- Przyjadę po ciebie – powiedział z uśmiechem i odjechał. Dużo myślał o tym co się wydarzyło. Zastanawiał się czy ona nie pamięta czy nie chce pamiętać? Podjąłem jej grę ale czuję, że popełniłem wielki błąd. Ale jeżeli ona nie chce pamiętać to znaczy, że mnie nie chce i nic nie czuje. Pora spojrzeć prawdzie w oczy. Nie kocha i nie chce mnie. Czas się z tym pogodzić i iść dalej. Bez niej... tylko czy to w ogóle możliwe?
Pracowała już jakiś czas. Ale jej myśli były daleko. Krążyły wokół agenta specjalnego. Tak właśnie wokół niego. Nie pamięta! Ona poznała co znaczy kochać się a nie uprawiać seks a on tego nie pamięta! Jak mam się teraz zachować? Na całe szczęście wyjeżdżam na całe trzy tygodnie już w poniedziałek. To zaplanowany od bardzo dana wyjazd. Tak będzie dla wszystkich najprościej. Tzn dla mnie i dla niego. Zdołam może się uspokoić i nie patrzeć z niepohamowaną rządzą na niego. Zwłaszcza, że wiem co on potrafi. Możecie mi wierzyć to było niezapomniane przeżycie. Mimo że pamiętam je tylko ja!
Ja bym nawet pijana nie zapomniała z takim samcem alfa...;) a opko cudownie się zaczęło i pewnie jeszcze dużo przed nami;)
Mmm... podoba mi się... :) tylko pisz szybko cd, bo nie mogę się doczekać jak to wszystko się potoczy, zresztą nie tylko ja xD;*
hmmm... ciekawie sie zaczyna... :) juz sie nie moge doczekac dalszego rozwoju zdarzen... xD :) czekam na cd :)
2.
Do końca tygodnia nie wydarzyło się już nic ciekawego. W poniedziałek o świcie Bones wyjechała na wykopaliska do Chin. To miało być jej własne lekarstwo na Bootha. Pracy było jak zawsze bez liku. Ale właśnie o to jej chodziło. Już pierwszego dnia stwierdziła, że to zajmie jej trochę więcej czasu niż trzy tygodnie. Potem mogła nawet pracować za darmo. To znalezisko było tego warte. Miała jeszcze zaległy urlop więc w D.C. nie będzie problemu. W chinach też jest znana więc bez problemu uzyskała, jeżeli zajdzie taka potrzeba, pozwolenie na pozostanie przez dłuższy czas. Zadzwoniła jeszcze tylko do Cam która też nie miała nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. A praca, dużo pracy jest jej teraz bardzo potrzebne. Wzięła się za nią z zapałem...
W Waszyngtonie życie płynęło swoim rytmem. No może nie do końca. Booth powziął mocne postanowienie: zapomnieć o Bones jako o kobiecie swojego życia. Od teraz będzie ja traktował jak przyjaciółkę. Przestanie o niej myśleć i marzyć. Bo nigdy się od niej nie uwolni. Nigdy nie będzie moja – myślał – najwyższy czas się z tym pogodzić. Nawet nie pamięta najcudowniejszej nocy jaka mu się przytrafiła. On nie mógł zapomnieć jej zapachu, dotyku, smaku ust zmieszanego z wypitym piwem. Cholera jak nie przestanę myśleć to zwariuję. Koniec! Koniec! Koniec! Nie będę o niej więcej w ten sposób myśleć!
Nie było łatwo. Naprawdę nie było łatwo. Przez pierwsze dwa dni nadal łapał się na tym, że nadal o niej myśli. A potem zdarzyło się coś co spowodowało, że przestał o niej myśleć. A bynajmniej nie myślał już tyle. Poznał piękną kobietę. Była blondynką. Zajmowała się handlem nieruchomościami. Poznał ją przypadkiem w kawiarni u Sida. Emily – tak miała na imię piękność
- Hej – powiedział, nie sposób było jej nie zauważyć – mogę postawić Ci drinka? – zapytał. O Boże jaki banał myślał zdecydowanie wyszedłem z wprawy.
Nieznajoma zmierzyła go z góry na dół. Poczuł się niepewnie. Wiedział, że podoba się kobietom. Ale nie był przyzwyczajony do takiego jawnego lustrowania. Zazwyczaj robiły to ukradkiem ona była inna.
- Czemu nie – odpowiedziała – poproszę martini z lodem – powiedziała do Sida
- Zdradzisz mi swoje imię? - zapytał pokazując w uśmiechu swoje nienaganne uzębienie.
- Emily – podała mu dłoń – Emily Calrk
- Seeley Booth – podał jej swoją dłoń. Patrząc prosto w oczy. Były zielone. Piękne, duże zielone oczy. Takie w których można się zatracić. Sid patrzył na nich zza lady i kiwał z powątpiewaniem głową – dasz się zaprosić na lunch?
- Chętnie w sumie to głodna jestem – powiedziała z uśmiechem
Zjedli lunch w znakomitych humorach. Czas płynął im bardzo szybko. Rozmowa była łatwa i przyjemna. Umówili się na kolację następnego dnia. Emily opuściła bar z uśmiechem na twarzy
- Stary nie mam nic przeciwko blondynkom ale... - powiedział Sid
- Daj spokój. Piękna jest prawda?
- Tak piękna. Ale nie dla ciebie
- A dlaczego?
- Ty już dobrze wiesz dlaczego. A co z Bones?
- Ona nie jest dla mnie. Nigdy mnie nie pokocha. A ja chcę sobie w końcu ułożyć życie. Mam 36 lat i najwyższy czas na to.
- Co Ty mówisz? Nie pokocha? Ty chyba ślepy jesteś!
- Nie jestem. Do tej pory byłem. Teraz właśnie odzyskałem wzrok – powiedział. Sid pokiwał znacząco głową
- Bylebyś tego nie żałował
- Nie będę – zostawił należność za lunch i opuścił bar.
Minęły dwa tygodnie. Znajomość Bootha i Emily rozwijała się zadziwiająco pomyślnie. Każdego dnia utwierdzał się w przekonaniu, że Emily to kobieta dla niego. Przestał praktycznie myśleć o Brennan. A bynajmniej dopóki jej nie widział było wszystko w porządku. Miał nadzieję, że już tak zostanie. Może udało mu się o niej zapomnieć? Kto wie?
Z Emily mieli te same marzenia. Chcieli założyć rodzinę mieć dzieci. To kobieta dla mnie. Choć nie wszyscy tak myśleli, rozmowa z Angelą nie była najłatwiejsza. Chciał się z nimi umówić na kolacje i przedstawić im Emily.
- Angela masz chwilę – powiedział wchodząc do jej gabinetu
- Booth dawno Cię u nas nie było. Co tam słychać?
- Macie dzisiaj z Jackiem czas wieczorem?
- Nie mieliśmy żadnych planów. A coś się stało?
- Chciałem was zaprosić na kolację i kogoś przedstawić.
- Zabrzmiało poważnie – powiedziała z uśmiechem
- Bo to jest poważne
- Teraz jestem bardzo ciekawa – powiedziała nie do końca zadowolona.
- To jak będziecie?
- U Ciebie?
- Tak o 19 przyjdziecie? - zapytał
- Ok jeżeli to dla ciebie ważne to przyjdziemy. Nie zaczekamy na Brennan?
- Będzie dopiero w przyszłym tygodniu. A ja nie chcę tyle czekać. To dla mnie ważne
- Mam nadzieję, że nie robisz nic głupiego
- Nie Angela w końcu mam wrażenie, że robię w końcu coś dobrego i prawidłowego.
- A co z Brennan?
- A co ma? Być zawsze będziemy przyjaciółmi – powiedział
- Booth dobrze wiem i Ty też wiesz, że nie jesteśmy tylko przyjaciółmi
- Zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi. I w końcu to do mnie dotarło – powiedział odchodząc
Angela patrzyła za nim. Musi się koniecznie skontaktować z Brennan. Jak szybko nie wróci to zostanie znowu sama. I coś mi się zdaje, że tym razem to coś poważnego a bynajmniej ze strony Bootha. Wykręciła do niej numer ale oczywiście miała wyłączony telefon.
- Słodziutka gdzie jesteś? Wracaj szybko bo inaczej stracisz go na zawsze!
żeby Bones szybko wróciła, bo inaczej będzie nieciekawie... on i tak o niej nie zapomni... to się właśnie nazywa miłość... czekam na cd
3.
Wieczorem, punktualnie o 19 Jack, Angela, Cam i Sweets stawili się w mieszkaniu Bootha. Brakowało jedynie Wendalla ale on miał wieczorne zajęcia na uczelni. Nie mógł być. No i nie było tez Brennan z wiadomych powodów.
- Wejdźcie to jest Emily – przedstawił ją swoim przyjaciołom – a to są moim przyjaciele Angela, Cam, Jack i Sweets – przedstawił swojej nowej dziewczynie współpracowników i zarazem przyjaciół
- Cześć – powiedziała – cieszę się, że w końcu Was poznałam, Booth wiele o was opowiadał. I jeszcze o dr Brennan
- Tak Brenn jest na wykopaliskach będzie dopiero w przyszłym tygodniu – powiedziała Angela
- Nam też miło Cię poznać – powiedział Jack.
Nowa dziewczyna Bootha okazała się bardzo sympatyczną osóbką. Była naprawdę miła. Nie mieli się do czego przyczepić. Nawet Angela musiała przyznać, że do siebie pasują. Co wcale nie przyszło jej łatwo, zważywszy na to, że zawsze uważała, że Brennan i Bootha łączy coś głębokiego i nierozerwalnego.
- Przecież nie mogłam się Az tak pomylić – mówiła w drodze powrotnej do Jacka
- Kochanie, oni naprawdę do siebie pasują
- Wiem, ja to wiem ale co z Brennan?
- A co ma być. To przecież ona zawsze uparcie powtarzała, że są tylko przyjaciółmi. On jest tylko facetem. Ile można czekać?
- Ty na mnie czekałeś
- To inna sytuacja. Ty dawałaś mi nadzieje a ona jemu?
- Masz rację. Może to i dobrze. Bo skoro tak szybko o niej zapomniał to nie była prawdziwa miłość
- Myślę, że nie zapomniał tylko zrozumiał, że nigdy nie będą razem. I odpuścił
- Brennan obyś tego nie żałowała – powiedziała z nutką żalu w głosie
- Teraz już nawet na żal za późno. Przykro mi to mówić ale będzie sama sobie winna
- Tak
Tydzień później do Waszyngtonu, po miesięcznej przerwie wróciła dr Temprence Brennan na lotnisku czekała na nią Angela. Nie chciała jej mówić o nowej znajomości Bootha. Powinien jej sam powiedzieć. Zresztą chciał tego nawet prosił ich żeby nic jej nie mówili.
- O widzę, że jesteś punktualnie – powiedziała z uśmiechem witając przyjaciółkę
- No tak Czasem mi się to zdarza. Jak było w Chinach?
- Komunistycznie jak zawsze. A co tutaj nowego?
- Oj długo by opowiadać – pojechały do instytutu. Bones jak zawsze zamiast najpierw do mieszkania pierwsze kroki kierowała do swojego miejsca pracy. Przywitała się ze wszystkimi.
- Opowiadajcie co się działo jak mnie nie było – powiedziała do współpracowników, nie wiedzieli co jej powiedzieć. Jak zareaguje. Wybawiło ich z tego nadejście nie kogo innego jak Bootha
- Hej Bones – podszedł do niej i uściskał ją jak to miał w zwyczaju – fajnie, że jesteś.
- Witaj Booth – odwzajemniła jego uścisk. Przez ten miesiąc zdołała opanować emocje i z dystansem podchodzić do tamtej nocy. Przy odrobinie dobrej woli będą mogli nadal być przyjaciółmi. A on przekonał się, że ona nadal działa na niego w swoisty sposób choć już nie tak mocno jak kiedyś. Więc jest jednak dla niego nadzieja na wspólne życie z Emily. Miesięczna przerwa dobrze obojgu zrobiła.
- Wiem, że dopiero wróciłaś ale mamy sprawę dasz radę?
- Pewnie, zostawię tylko rzeczy w gabinecie
- Daj spokój weź je ze sobą podrzucę Cię do domu – ruszyli w stronę wyjścia. Przyjaciele odprowadzali ich wzrokiem
- Jak stare dobre małżeństwo – powiedział Jack ?
- Ciekawe jak Brennan zareaguje na Emily – powiedziała Cam
- Dowiemy się już niedługo
- Bones muszę Ci coś powiedzieć – zaczął w aucie Booth
- Zabrzmiało poważnie
- To jest poważne – powiedział – poznałem kogoś
- Kogoś tzn. kobietę? – powiedziała z pozoru obojętnie
- Tak kobietę. Spotykamy się
- To chyba dobrze – powiedziała
- Chciałem żebyś się dowiedziała ode mnie a nie od kogo innego - uśmiechnął się. To było łatwiejsze niż przypuszczał
- Ładna? – zapytała z uśmiechem – poczekaj niech zgadnę Wysoka, szczupła, blondynka z niebieskimi oczami – popatrzył na nią zdziwiony
- Angela coś mówiła?
- Nie ale wszystkie Twoje poprzednie dziewczyny takie były więc skoro się z nią spotykasz… - powiedziała. Musiała użyć całej swojej woli żeby się nie zdradzić, ze to trochę zabolało. Nigdy nie będę w jego typie. Do szczupłej mi daleko moje oczy do błękitnych nie należą no i blond włosów też nie będę miała .
On sam był zaskoczony jej opisem. Ale miała rację wszystkie moje kobiety to blondynki. Poza jedną…
- Jak Ty mnie Bones dobrze znasz – dojechali na miejsce – a może zjesz z nami dzisiaj kolację i ją poznasz?
- Chcesz tego? – zapytała
- Tak. Chcę. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Chciałbym by tak pozostało
- I pozostanie. A kolacja może być – powiedziała podchodząc do szczątek.
Kolację zjedli w Royal Diner. Emily okazała się się świetną dziewczyną. Fajnie się z nią rozmawiało. Była niesamowicie miła i mądra. Znalazły nawet wspólny język. Bootha to niezmiernie cieszyło. Chciał być nadal jej przyjacielem. Nie chciał wybierać miedzy nimi.
- Zajmujesz się kościami tak? – zapytała w jej oczach widziała autentyczne zainteresowanie a nie chłodną uprzejmość
- Tak można tak powiedzieć.
- Daj Bones swoje prześwietlenie a powie ci o tobie rzeczy których sama nie wiesz – powiedział Booth
- Potrafisz czytać z kości. Myślałam, że to tylko na użytek książek które piszesz
- Powiedzmy, że lubię jak do mnie przemawiają.
Wieczór był naprawdę udany. Bawili się w swoim towarzystwie świetnie.
- Mam nadzieję, że będziemy się częściej spotykać – powiedziała Emily
- Z przyjemnością – powiedziała szczerze Brennan
Następnego dnia w pracy dorwała ją Angela
- Poznałaś Emily?
- Tak. Bardzo sympatyczna kobieta
- I co zamierzasz z tym zrobić?
- Ja? A co ja mam zrobić? – zapytała choć dobrze wiedziała o co chodzi przyjaciółce
- Brennan daj spokój. Chyba nie oddasz jej Bootha bez walki?
- Nie rozumiem
- Tylko nie wmawiaj mi, że ci na nim nie zależy
- Zależy jak na przyjacielu. I jak przyjacielowi życzę mu jak najlepiej i ty też powinnaś
- Żebyś tylko tego nie żałowała – powiedziała wychodząc z jej gabinetu.
Już żałuję… - pomyślała
oj ma czego żałować... ale ona się nie podda... albo Booth wreszcie zrozumie i otworzą mu sięte miesięczne klapki na oczach albo Bones wreszcie zrozumie... no bo tak chyba tego nie zostawi... czekam na cd;)
4.
Angela weszła do gabinetu swojej przyjaciółki. Zastała ją pogrążoną w zadumie.
- Hej słodziutka co się dzieje? – zapytała
- Myślę
- Tyle to widzę a można wiedzieć o czym? Może np. jak odzyskać pana „czarujący uśmiech” - od tygodnia próbowała jej subtelnie zasugerować, ze powinna coś z tym zrobić
- Angela kiedy Ty w końcu zrozumiesz, że nas łączy tylko przyjaźń?
- Taaa przyjaźń. No dobra to o czym tak myślisz? – przyjaciółka podała jej list. Było to pismo z Oxfordu. Proponują jej cykl wykładów z antropologii sądowej. Półroczny cykl wykładów – oooo – powiedziała
- I nad tym właśnie myślę. Zastanawiam się czy się zgodzić czy nie – Angela myślała, że jak się zgodzi to wówczas Booth jej na pewno się wymknie z rąk ale nie mogła jej tego powiedzieć bo tym bardziej wyjedzie
- A co na to Cam?
- Nie rozmawiałam z nią jeszcze. Sama nie wiem co robić. Dla mnie to ogromna szansa.
- Ale to pół roku
- Szybko minie. Tyle, że ja nigdy nie wykładałam. Nie wiem czy dam radę.
- Brennan Ty sama musisz zdecydować.
- Wiem dlatego myślę
- Pogadaj z Boothem – powiedziała. Przekonana, że on ją od tego odwiedzie. Co innego z kimś innym się spotykać a co innego stracić ukochaną oczu na pół roku
- Masz rację pogadam z nim – zabrała torebkę i wyszła z instytutu. Pojechała prosto do FBI dochodzi 13 pora lunchu może da się zaprosić
- Cześć Booth – powiedziała wchodząc do jego gabinetu
- Hej Bones co Cię do mnie sprowadza? – powiedział z uśmiechem. Nic się między nimi nie zmieniło. Nadal byli partnerami i przyjaciółmi. Jedli razem lunche i czasami kolacje. To utwierdziło go tylko w przekonaniu, że Emily to dobry wybór.
- Masz chwilę czasu i ochotę na lunch?
- Pewnie. Coś się stało?
- Mam problem i muszę z kimś pogadać
- No to idziemy. Royal Diner?
- A może być coś na wynos i park?
- Pewnie.
Po drodze kupili jedzenie na wynos i kawę, usiedli w parku na trawie. Jedli w milczeniu. Czekał żeby zaczęła. Wiedział, że nie jest skora do zwierzeń. A skoro sama poprosiła o rozmowę musi to być coś poważnego. Nic nie powiedziała dała mu tylko do przeczytania list z uczelni.
- Łał Bones Oxford
- No Oxford nie wiem co mam robić Booth
- Wiesz ja nie wiem czy powinienem ci doradzać. Raczej nie będę obiektywny – popatrzyła na niego ze zdziwieniem – no bo jak wyjedziesz to kto będzie moim partnerem? – a więc o to chodzi pomyślała rozczarowana
- Przecież jest Wendall w piątek broni pracę. Ma duże szanse ją obronić z bardzo dobrym wynikiem. Pewnie Cam bez problemu go zatrudni
- Ale to nie będzie to samo. Jego już nie musze uczyć popkulturowych powiedzonek
- Jesteś moim partnerem tylko dlatego, że masz kogo uczyć? – powiedziała skoro on chce żartować ja też będę.
- No nie tylko – śmiali się wesoło – a poważnie. To dla Ciebie duża szansa
- Wiem. Tylko nie wiem czy ja dam radę
- Dasz na pewno. Ty byś nie dała? Ty ze wszystkim sobie poradzisz – powiedział z przekonaniem.
- Myślisz?
- Ja to wiem. W końcu zna Cię jak nikt inny – może masz i rację myślała dam sobie radę ze wszystkim poza tym co czuję do Ciebie. Z tym sobie nigdy nie poradzę
- Więc Twoim zdaniem powinnam jechać?
- Tak. Stawiam tylko jeden warunek
- Jaki? – zapytała zdziwiona
- Wrócisz tu za trzy miesiące – powiedział.
- Ale to jest na pół roku
- Wiem, ale musisz tu wrócić na jeden weekend za trzy miesiące
- A co się wtedy stanie? – Wziął głęboki oddech i powiedział
- Będę się żenił. Jesteś pierwszą osobą której to mówię. Wczoraj poprosiłem ją o rękę i się zgodziła – nie wiedziała co powiedzieć. Była w rozterce. Serce krzyczało nie rób tego a rozum… on wygrał -
- Cieszę się – powiedziała obejmując go – cieszę się, że znalazłeś w końcu tą jedyną.
- Ja też się cieszę – powiedział – to jak przyjedziesz na mój ślub?
- Nie opuszczę takiej okazji – powiedziała – pewnie, że przyjadę
- Więc ustalone. No i Bones mam nadzieję, że będziesz dzwonić co najmniej raz dziennie
- Obiecuję – pożegnali się pod instytutem gdzie ją odwiózł. Ona poszła prosto do biura Cam
- Jesteś pewna tego co robisz? – zapytała Cam. Tak jak wszyscy, wiedziała, że Booth i Brennan są dla siebie stworzeni. I tak jak wszyscy nie mogła zrozumieć dlaczego oni tego nie widzą. A teraz jeszcze jej wyjazd.
- Tak. Wendall w piątek się broni. Będziesz go mogła zatrudnić na moje miejsce. Booth będzie miał dobrego partnera.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi – powiedziała szefowa po raz pierwszy pozwalając sobie na osobisty komentarz
- Nie wiem o czym mówisz – postanowiła iść za ciosem skoro już tyle powiedziała
- Mówię o Was, o Tobie i Boothie
- Nie ma żadnych „Was”. Jesteśmy przyjaciółmi. Wrócę tu za trzy miesiące na ślub Bootha
- To Booth się żeni?
- Tak. Ale proszę nie mów nikomu. Pewnie wam niedługo powie a ja niechcący się wygadałam
- Ok. nie powiem. Skoro chcesz jechać. Ja nie mogę Ci zabronić. Pamiętaj jednak, że jak zmienisz zdanie możesz w każdej chwili wrócić.
- Dzięki Cam. Pół roku szybko minie. Wrócę i jeżeli nadal będzie dla mnie miejsce to wrócę do pracy – powiedziała wychodząc z jej gabinetu. Cam odprowadzała ją wzrokiem. Co oni wyprawiają. Ta wyjeżdża ten się żeni! Przecież to wszystko jest bez sensu. Żadne z nich nie będzie osobno szczęśliwe.
wiesz powiem tylko, że czekam na dalszy rozwój tej sytuacji... opko jak zwykle świetne, i strasznie emocjonujące... mam tylko nadzieję, że szybko zrozumieją, bo inaczej...
swietny pomysl na opoko... :) hmmm... komplikacje ale ja jelubie xD ale potem zawsze musi sie wszystko dobrze skonczyc... xD czekam na dalszy rozwoj wydarzen... no i czekam na cd :)
Pozdrawiam :)
OMG! Nie mogą być aż tak głupi!!! A myślałam, że Bennan ma wysokie IQ! Możesz ich trochę pomęczyć, ale żeby wszystko zakończyło się HAPPY END'EM, proszę..... <prosi> :)
5.
I tak dr Temprence Brennan postanowiła opuścić na pół roku swój kraj. Szukać szczęścia za oceanem. Tydzień później odbyło się pożegnalne przyjęcie dla Bones. Kiedy owo przyjęcie osiągnęło punkt kulminacyjny Booth wstał i powiedział
- Przy okazji chciałby coś powiedzieć. Opórcz tego, że żegnamy a w sumie to nie żegnamy ale mówimy do widzenia za pół roku Bones, chciałbym się z wami podzielić jeszcze czymś – zaległa cisza. Tylko Bones wiedziała już o co chodzi i zdążyła się z tym jako tako oswoić - za trzy miesiące się żenię. I mam nadzieję, że wszyscy zaszczycicie nas swoją obecnością na ślubie a potem na małym przyjęciu – powiedział. Przy stole zaległa cisza którą przerwała Bones wstając z kieliszkiem w ręce i uśmiechem na twarzy
- Wiem, ze większość jest zdziwiona. Mimo tego chciałabym wznieść toast za narzeczonych – podniosła do góry kieliszek – Za Was oby się spełniły wasze wszystkie marzenia – powiedziała upijając mały łyk wina. Kiedy minął pierwszy szok posypała się lawina gratulacji. Po skończony przyjęciu Angela uparła się, że Brennan pojedzie z nią i z Jackiem taksówką. Brennan za wszelką cenę chciała uniknąć tej rozmowy. Wiedziała, że zaraz usłyszy, że nie powinna…
- Brennan co jest grane? – zapytała nie wysiliła się nawet żeby pozbyć się chłopaka
- A co ma być? Ja jutro wyjeżdżam a on za trzy miesiące się żeni. Przyjadę na ich ślub są moimi przyjaciółmi – odpowiedziała z wierzchu całkiem opanowana a w środku… no cóż dobrze, że ona tego nie widzi
- Pozwolisz mu na to?
- Angela a dlaczego miałabym nie pozwolić?
- Już Ty dobrze wiesz dlaczego – powiedział tym razem Jack
- Jest z nią szczęśliwy. Jest w jego typie. Chce założyć rodzinę. Dlaczego ja miałabym mu na to nie pozwolić?
- Bo Ty chcesz być na jej miejscu – powiedział tym razem Hodgins. I trafił w samo sedno ale jej nie wolno się do tego przyznać
- Ja nigdy nie będę na jej miejscu! – powiedziała po raz pierwszy pozwalając sobie na osobisty komentarz – nie zapomina się pewnych sytuacji
- Bren co się dzieje? – nalegała artystka
- Nic – podjechali pod jej blok – dzięki za podwiezienie. Do zobaczenia za trzy miesiące.
- Będziesz na pewno?
- Tak. Obiecałam mu. A ja słowa dotrzymuję. Trzymajcie się i bawcie się dobrze
- Zadzwoń od czasu do czasu
- Zadzwonię.
Następnego dnia o świcie wyszła przed blok do czekającej na nią taksówki. Jakie było jej zdziwienie kiedy zamiast taksówki pod blokiem stał czarny samochód a obok niego Booth
- Przecież mówiłam, że pojadę taksówką nie trzeba było się zrywać o świcie co na to Emily? – zapytała z uśmiechem
- Ona nie wie. Powiem jej potem – powiedział czym lekko ją zaszokował – my nie spaliśmy jeszcze ze sobą. Ona chce poczekać do ślubu
- Booth nie posądzałam Cię o takie rzeczy – powiedziała z uśmiechem
- Bones nie zaczynaj – powiedział ostrzegawczo. Na lotnisku mieli mało czasu na pożegnanie. Jeden uścisk. Muśnięcie ust. I już szła na pokład samolotu. Tak było najlepiej. Dobrze, że wyjeżdżam bo nie wiem czy byłabym w stanie patrzeć na ich szczęście. Wiem, że to nielogiczne ale ja jestem najzwyczajniej w świecie zazdrosna. Cholera ja jestem zazdrosna i wcale mi to nie przechodzi. A to muśnięcie ust uświadomiło mi co straciłam. Tamta noc powróciła ze zdwojoną siłą. Praca, Bones, skup się na pracy! Już jutro masz pierwszy wykład. Musisz się skupić. Wyciągnęła notatki i po raz kolejny stwierdziła, że jej myśli są dalekie od pracy bardzo dalekie.
Booth nie wrócił już do mieszkania, pojechał na śniadanie do ich ulubionej knajpki. Za ladą której stał Sid. Usiadł i nieobecnym wzrokiem patrzył przez szybę. Jakby jej choć trochę zależało walczyłaby. Powiedziałaby coś ale jej nie zależy. Odjechała nie oglądając się za siebie a jego to bardzo zabolało. Bardzo… w głębi ducha kochał ją nadal. I to pewnie się nie zmieni. Emily też kocha ale inaczej. Nie potrafił tego określić jak ale wiedział, że inaczej. Za trzy miesiące zostanie jego żoną. Założą rodzinę pewnie będą mieli dzieci. Tak… to będzie dobre życie – myślał – życie o jakim zawsze marzył.
Minęły już prawie dwa tygodnie odkąd rozpoczęła swoją pracę na Uniwersytecie Oxfordzkim. Czas miała w pełni wypełniony. Poznawała nowych kolegów, uczyła się ich zwyczajów. Przemeblowała laboratorium na swój sposób. Było to zajmujące zajęcie. Zastanawiała się nad czymś. Coś jej umykało ale nie potrafiła powiedzieć co. Wiem miałam zadzwonić do Bootha. Zabije mnie! Nie odezwałam się od ponad tygodnia. Musi mnie zrozumieć. Mam tu teraz tyle nowych obowiązków. One pewnie tez przygotowania do ślubu, jakieś nowe śledztwo. Wykręciła numer było już dobrze po północy ale w D.C. dopiero dziewiąta.
- Halo – odpowiedział jej zaspany głos
- Obudziłam Cię? Przepraszam
- Boens! Jak ja Cię zaraz… dlaczego się tyle nie odzywałaś?
- Mnie też miło Ciebie usłyszeć Booth
- Przepraszam ale martwiłem się – powiedział skruszony – opowiadaj co tam u Ciebie słychać? – rozmawiali jeszcze grubo ponad godzinę. Pożegnali się a ona obiecała, że zadzwoni szybciej niż za dwa tygodnie.
Położyła się z przeświadczeniem, że nadal jej coś umyka, a ona nie ma pojęcia co.
Dwa dniu później doznała olśnienia. O Boże! To nie może być prawda. Nie po jednym razie. Nie mogła zajść w ciąże po jednym razie. Okłamujesz się Brennan to nie był jeden raz to były cztery razy i to jakie razy! Umówiła się na wizytę u lekarza. Potwierdził tylko jej przypuszczenia była w 10 tygodniu ciąży. Rosło w niej nowe życie. Życie które stworzyli ona i Booth. Tyle, że on tego nie pamięta. Nie pamięta bo co tu jest pamiętać? Nie mam blond włosów ani figury modelki. Ale co ja mam teraz zrobić? On za dwa i pół miesiąca się żeni. Emily to cudowna kobieta będzie z nią szczęśliwy. A ja? Co ze mną? Czy ja już nie mam prawa do szczęścia? Oczywiście, że tak. Wiedziała to ale nie kosztem szczęścia innych. Nie kosztem szczęścia Bootha…
jakoś miałam gdzieś tam tą ciążę... ale to komplikujesz... tu normalnie ludzie zawału zaraz dostaną... ale supcio pomysł miałaś
Moja wena dzisiaj szaleje
6.
Dzień ślubu zbliżał się nie ubłaganie. Brennan nie mogła się na nim pojawić a tym bardziej, że to już 20 tydzień i naprawdę było widać. I co miała im powiedzieć? Wiedzieli, że zanim nie wyjechała nie miała nikogo. Teraz też nie ma. Najbardziej bała się, że Booth doda dwa do dwóch i wyjdzie mu pięć. I sobie wszystko przypomni a z poczucia obowiązku odwoła ślub i będzie chciał się związać z nią. Ona nie chciała tego. Tzn. chciała ale nie kosztem jego szczęścia. Nic nie było ważniejsze niż jego szczęście. Wiedziała o tym doskonale. Ale jak się wykręcić od tej uroczystości. Rozmawiali wiele razy przez telefon. Były to krótkie rozmowy. Wykręcała się brakiem czasu, nawałem zajęć. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Jedyne co wiedziała to, to, że chce urodzić to dziecko. Nie chciała znać płci maleństwa. Kochała je całą sobą. Na nie przelała cała swoją miłość. To jedyne co jej po nim pozostało.
- Booth – powiedział Jack podczas wieczoru kawalerskiego który urządzali tydzień wcześniej – masz jeszcze czas żeby się wycofać
- Wycofać? O czym ty mówisz?
- Jak to o czym o Twoim ślubie – powiedział
- Ale ja nie mam zamiaru się wycofywać
- Posłuchaj nie chcę Ci prawić kazań ani morałów. Ale oboje wiemy i Ty, i ja, że Emily to nie Brennan
- No wiem, że nie ona – powiedział lekko wstawiony
- No właśnie i, że ona nie zastąpi Ci jej choćbyś nie wiem jak chciał
- Ale ja ją kocham
- Wierzę Ci. Ale bardziej kochasz Brennan wszyscy to wiedzą
- Nie prawda
- Prawda, prawda – powiedział – zapytaj kogokolwiek. Może i kochasz Em ale nie jak kobietę. Powiedz, ale tak szczerze powiedz czy czujesz się przy niej tak jak przy Brennan? Czy podnieca Cię nawet jej jedno spojrzenie? – zapytał – przemyśl to masz jeszcze czas się wycofać zanim będzie za późno
Booth zastanawiał się nad tym co powiedział mu Hodgins. Nie raz musiał uciekać za jakiś przedmiot żeby ukryć jak na niego działa jego partnerka,. Do tej pory myślał, że nikt o tym nie wiedział a jednak Jack był o wiele lepszym obserwatorem niż chciał pokazać. Ale jak rozwiązać ten problem?
Panowie świętowanie zakończyli nad ranem. Wracając do domu widzieli wstające słońce na horyzoncie. Położył się spać jednak jedno zdanie powiedziane przez Hdginsa nie dawało mu spać „Czy podnieca Cię nawet jej jedno spojrzenie?”
Nie, nie podnieca. Szczerze powiedziawszy wcale mnie nie podnieca. Fascynuje, zachwyca jej uroda ale nie podnieca. Dlatego nie nalegał na wspólną sypialnię. Tylko czy potem nie będzie tylko gorzej? Nie miał pojęcia co z tego wszystkiego wyjdzie. Nie miał z kim pogadać. Jack wyraził już swoje zdanie. Ale on potrzebował kogoś zupełnie obiektywnego. A wszyscy jego znajomi, choć nie mówili tego głośno, mieli takie zdanie jak Hodgins. A co ja mam do cholery z tym zrobić? Jak się zachować?
Minęły kolejne dni. Był już czwartek do ślubu pozostały dwa dni. Wieczorem zadzwoniła Bones
- Hej Booth
- Hej Bones już spakowana? Kiedy masz samolot? Wyjechać po ciebie? – pytania z jego ust wychodziły jak z armaty
- Powoli Booth. Muszę Ci coś powiedzieć
- Coś się stało – od razu zrobił się czujny
- W sumie to tak. Złamałam nogę
- Bones – jęknął – nie rób mi tego
- Booth przepraszam Cię bardzo. Wiesz jak chciałam przyjechać. Będą mi ją składać operacyjnie nie ma mowy o locie za ocean
- A mówiłem uważaj na siebie – mruknął rozczarowany, słyszała to w jego głosie. Ale nie mogła inaczej. Nie mogła. Musiała go okłamać. Nie miała wyjścia. Musiała zadać mu ból żeby nie było jeszcze gorzej – cholera
- Przepraszam – powiedziała skruszona trochę zmięknął. Ale bolało go to. Bolało, że nie będzie jej przy nim w tym dniu
- Wiem przecież to nie Twoja wina. To kiedy masz ten zabieg?
- Za trzy godziny – powiedziała – zadzwoniłam od razu do Ciebie. a Ty masz już wszystko przygotowane?
- Tak nawet już smoking wypożyczyłem
- A ja kupiłam dla Was prezent wyślę pocztą – powiedziała
- Nie, dasz nam jak wrócisz – powiedział. Ona już wiedziała, że nie wróci bynajmniej nie do Waszyngtonu ale on jeszcze o tym nie wiedział
- Ok. to poczeka. A gdzie jedziecie w podróż poślubną?
- Nie wiem. Angela z Hodginsem powiedzieli, że to będzie ich prezent ślubny i nie mam pojęcia
- Cała Angela jak znam życie to wyśle was w najbardziej romantyczne miejsce. Gdzie będzie dużo różowego koloru
- Bones nie strasz mnie proszę – jęknął. Rozmawiali jeszcze chwilę. Życzyła im jeszcze raz wszystkiego najlepszego i obiecała, że odezwie się jak wrócą z podróży poślubnej.
To było łatwiejsze niż myślałam – pogłaskała się po już widocznym brzuchu – nie będziesz miał tatusia ale ja będę Cię kochać za dwoje. Może kiedyś go poznasz. Kiedyś, kiedy będzie na to gotowy. Nie teraz – wyciągnęła pudełko lodów czekoladowych to w nich topiła swoje smutki. A poza tym maleństwu chyba smakowały zawsze się uspakajało kiedy zaczynała je jeść. Sądząc po ruchliwości będzie podobne do tatusia.
- Ange ja naprawdę próbowałem – powiedział Jack – nawet użyłem chwytu poniżej pasa nic nie dało
- Nie możliwe żeby przestał ją kochać – powiedziała artystka ubierając się na ślub przyjaciela
- Nie wiem jak do niego trafić inaczej. Jestem bezradny. Może jak Bones przyjedzie to zmieni zdanie
- Nie mówiłam Ci? Brennan złamała nogę i leży w szpitalu. Nie będzie jej na ślubie
- No to on na pewno się z nią ożeni. Może on ją naprawdę kocha?
- On jej nie kocha. A bynajmniej nie w taki sposób jak Bren.
- Wiem. Tylko dlaczego ona się tak upiera przy tym ślubie?
- Nie mam pojęcia. Coś musiało się stać. Z dnia na dzień się nie odkochał. Coś się między nimi stało. Coś co ich zniszczyło
- Znając ich temperament musiała być niezła kłótnia. Jedziemy? – zapytał podając rękę swojej dziewczynie. Siedzieli w ławce małej kapliczce obok nich była Cam z Michel, Sweets z Daisy i Wendall. A przed ołtarzem stał pan młodu – Seeley Booth i jego brat Jared jako świadek. Czekali na przybycie panny młodej.
Booth patrzył na drzwi i czekał. Mimo, że za chwilę miał brać ślub z Emily w głowie kołatała mu jedna myśl, jedno zdanie wypowiedziane przez przyjaciela tydzień wcześniej „Czy podnieca Cię nawet jej jedno spojrzenie?” sam przed sobą musiał przyznać, że nie. Spędził kilka bezsennych nocy zastanawiając się czy dobrze robi.
Zabrzmiały pierwsze takty marsza weselnego pogrążony w myślach o partnerce obrócił się w stronę drzwi i jakież było jego zdziwienie kiedy w nich ujrzał…
Żeby to była Bones albo Max i niech go wreszcie ktoś oświeci... to nie może być Emily... czekam na cd.... może dzisiaj dasz jeszcze radę?
Pisz jak najszybciej tego cdk bo zawału dostanę...! :)
To musi być Brennan... nie ma innej opcji! :)
To już ostatni dzisiaj:)
7.
Leżała w łóżku, w swoim wynajętym domu na przedmieściach Londynu. Nie płakała. Już nie miała siły. Wylała już chyba wszystkie możliwe łzy. Więcej ich nie miała. Jej Booth, miłość jej życia. Tak moi drodzy miłość jej życia. Właśnie ślubuje miłość, wierność i uczciwość małżeńską innej kobiecie. W tym momencie wkłada jej na palec obrączkę. Już zawsze będą razem. Ona już nie ma do niego prawa. A przecież mogła to zmienić. Wystarczyło powiedzieć, że będą mieli dziecko. Tylko tyle. Wiedziała, że postąpił by honorowo. Ale jaki by miało sens mówienie mu o tym? Niszczenie jego szczęścia? Po to żeby tylko zadowolić własne? Oprzeć na kłamstwie i iluzji swoje życie? To nie było w jej stylu. Zawsze cierpiała w milczeniu od najmłodszych lat. I nawet teraz jako dorosła robiła dokładnie to samo. Zamykała się w sobie, w swoim własnym świecie do którego nikt nie miał dostępu. Nikt…
Zabrzmiały pierwsze takty marsza weselnego pogrążony w myślach o partnerce obrócił się w stronę drzwi i jakież było jego zdziwienie kiedy w nich ujrzał, zamiast swojej ukochanej, uwielbianej Bones, Emily. Był niesamowicie rozczarowany. Jak mógł tak się pomylić? Jak mógł sądzić, że ktoś zdoła mu zastąpić Bones? Jak mógł być tak głupi i ślepy. Przecież kocha tylko ją! Ona jest jego miłością, jego życiem. Jest jego… wszystkim! Boże co ja najlepszego robię? Ja nie mogę tego zrobić. Skrzywdzę tylko ją i siebie!
Przyjaciele siedzący w ławce widzieli grę uczuć na twarzy agenta pierwszy skomentował to Wendall
- No to po darmowym jedzeniu – powiedział szeptem do Sweetsa
- Postawię ci kolację jak Cię to pocieszy – odpowiedział psycholog – ale mam nadzieję, że mu rozum wraca
- Ja też - dodała Angela
Sam zainteresowany był w kropce co teraz? Jak jej powiedzieć? Naważył sobie piwa to musi je teraz wypić. Bones kochanie gdzie jesteś? Ty wiedziałabyś jak to zrobić. Pewnie mało taktownie ale powiedziałabyś prosto z mostu. Ja chyba też tak zrobię. Ona zbliża się do mnie coraz bardziej. Uśmiecha się a ja nie mogę jej poślubić. Skrzywdziłbym i ją i siebie.
- Ja nie mogę – powiedział cicho do niej. Popatrzyła na niego zdziwiona – nie mogę Cie poślubić
- Seeley skarbie – zaczęła niepewnie – co się stało?
- Nie możemy się pobrać. Ja Cię nie kocham
- Jeszcze wczoraj mówiłeś co innego – była zdenerwowana czemu nie ma się co dziwić.
- Bo to była prawda. Nie kocham Cię tak jak na to zasługujesz
- Ale ja kocham Ciebie.
- Ja kocham kogoś innego – powiedział to, powiedział to głośno i w końcu mógł odetchnąć z ulgą.
- Nie możesz mi tego zrobić – zaczęła się denerwować coraz bardziej. Czuł, że zaraz dostanie ataku histerii
- Przepraszam Cię ale ja nie zostanę twoim mężem. Nie mógłbym Cię oszukiwać. Ani siebie też
- Obiecywałeś, mówiłeś piękne słowa – mówiła nienaturalnie piskliwym głosem teraz już chyba wszyscy zebrani wiedzieli co się dzieje, ksiądz odszedł na chwilę. Musiał dać im szanse wyjaśnienia sobie wszystkiego – że będziemy szczęśliwi, że mnie kochasz, że chcesz spędzić ze mną resztę życia
- Wiem tak mi się wydawało ale teraz zrozumiałem, że to niemożliwe, że nie kocham Cię tak jak na to zasługujesz.
- Nienawidzę Cię – rzuciła mu w twarz bukietem i pierścionkiem i wybiegła z kościoła. A za nią jej rodzina i znajomi. Musiał stawić czoło swoim gościom.
- Przepraszam ale właśnie zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu – powiedział patrząc na nich.
- Ja bym powiedziała w końcu! – powiedziała Cam
- To co idziemy na imprezę? – powiedział niedoszły pan młody – sala opłacona, jedzenie też czemu nie skorzystać
- No to jedziemy
Zanim dojechali na miejsce Booth próbował się skontaktować z Bones. Miała wyłączony telefon. Nie ma się co dziwić była w końcu w szpitalu.
Nawet nie wie jak daleki był od prawdy. Nie było jej w szpitalu. Leżała we łzach, w łóżku. Ale skąd on mógł wiedzieć skoro ona mu nie powiedziała prawdy?
W sumie impreza była udana. Może dlatego, że przyjaciele cieszyli się z odzyskania rozumu przez Bootha? Kto wie? W każdym bądź razie impreza się udała
- Dzowniłeś do Brennan? – zapytała Angela
- Tak ma wyłączony telefon
- No tak przecież jest w szpitalu. A to zadzwoń do szpitala
- Nie zapytałem w którym a ty wiesz?
- Nie pomyślałam, żeby zapytać. No to kicha
- Musze czekać aż sama zadzwoni albo włączy telefon. Nagrałam się jej na sekretarkę.
- Mam nadzieję, że szybko się odezwie
- Ja też Angela, ja też…
Albo i nie? Zobaczymy
Ja też bym powiedziała w końcu...;) ale z tą imprezą to wymyśliłaś... wcale się nie dziwię, że się udała... tylko mam nadzieję, że nie zacznie jej szukać za trzy miesiące...;) Świetne opko....a jak mnie wciągnęło... czekam na cedeczka...
Booth w końcu poszedł po rozum do głowy... :)
A ten tekst Wendella "No to po darmowym jedzeniu" po prostu mnie rozbroił... hahaha xD
Może jest szansa, żebyś dodała cdk jeszcze dzisiaj? ;)
Nie było mnie dziś trochę w domciu i nie mogłam przeczytać, jednak teraz to czynię:) Supcio, gdzie ten cedek??? Tylko nie ów, że nie ma:>
ojej ale mi serducho waliło...ożeni się czy nie...całe szczęście nie;) Cudownie emocjonujące opowiadanie...o cd please
8.
Dwa dni wolnego które wzięła na dojście do siebie szybko minęły. Wróciła do wykładania na uczelni. Szybko pozbierała się po „ślubie” Bootha. Kiedy w końcu poznała co to prawdziwa miłość, kiedy w końcu kogoś pokochała musiała się go wyrzec na rzecz innej. Taka była jej cena. Cena którą musiała zapłacić za szczęście przyjaciela, partnera, ukochanego teraz to dla niej było najważniejsze żeby on był szczęśliwy. A skoro miał być szczęśliwy z Emily ona nie miała zamiaru mu przeszkadzać. Nie miała do tego prawa. Nie prawda – szeptał jej wewnętrzny głos – masz do tego prawo. Nosisz jego dziecko. To daje Ci prawo! Rozum a w zasadzie serce zadecydowało inaczej.
Booth chodził niemal po ścianach swojego mieszkania. Nie mógł jej znaleźć. Nie miał pojęcia w jakim jest szpitalu. A on nie był z rodziny więc choćby nawet była nie udzielą mu informacji.
- Cholera! – uderzył pięścią w ścianę. Zabolało ale to i tak go nie uspokoiło. Zabrał kurtkę i kluczyki od samochodu i pojechał do instytutu. Musi przekonać Angelę żeby zrobiła coś dla niego. Coś nie do końca zgodnego z prawem. Nie ważne on musi ja znaleźć i porozmawiać. Przede wszystkim powiedzieć, że do ślubu nie doszło. I przyznać się do tamtej najwspanialszej nocy.
- Angela – wszedł do jej gabinetu – musisz coś dla mnie zrobić – powiedział bez wstępu
- Mnie też miło Cię widzieć Booth. Ale czy Ty nie masz urlopu?
- Mam cały miesiąc. Ale nie chodzi o pracę.
- Osobista przysługa robi się coraz ciekawiej.
- Angela – powiedział ostrzegawczym tonem
- Ok. mów co się stało
- Nie mogę znaleźć Bones
- jest w szpitalu
- Wiem ale nie wiem w którym. Dzwoniłem do każdego ale nikt nie chce mi nic powiedzieć bo nie jestem z rodziny. Nawet jeśli w tym szpitalu jest – powiedział zrezygnowany
- Do mnie też się nie odezwała – powiedziała ze smutkiem
- No do mnie pewnie się odezwie po miesiącu. Mówiła, że zadzwoni jak wrócimy z podróży poślubnej
- A Ty nie wytrzymasz tyle – powiedziała ze zrozumieniem. Popatrzył na nią. Czyżby aż tak było widać? Zastanawiał się – to co mam zrobić
- Muszę wiedzieć w którym jest szpitalu
- Booth to co najmniej nie legalne. Nie można droga oficjalną? – nad tym się nie zastanawiał – przecież byliście tam jakiś czas. Nie masz kogo poprosić żeby ją znalazł? – pomyślał o pewnej agentce dopiero teraz
- Że też sam na to nie wpadłem. Dzięki Angela – powiedział wykręcając numer telefonu za ocean. Rozmawiał chwilę. Uśmiechał się przy tym promiennie. Musiał jakoś przekonać swoją rozmówczynię żeby mu pomogła. Po chwili odłożył słuchawkę – obiecała, że w ciągu godziny się tego dowie
- Dobra jest
- Tak jak na angielkę – powiedział z uśmiechem. Nie mógł się doczekać żeby zobaczyć swoją Bones. Już minęły trzy miesiące odkąd widzieli się po raz ostatni. Tęsknił za nią cholernie. Do tej pory odpędzał od siebie to uczucie. Teraz pozwolił mu trwać. Miał nadzieje, że się nie zbłaźni. Miał nadzieję, że pozwoli mu udowodnić i pokazać jak może być pięknie. Jacy mogą być szczęśliwi żeby tylko zechciała go wysłuchać. Angela pracowała pod czujnym okiem agenta który najzwyczajniej w świecie nie miał ochoty wracać do domu. W niecałą godzinę później zadzwonił jego telefon. Chwilę słuchał. Jego twarz zmieniała się z każdym usłyszanym zdaniem. Była pełna bólu. Angela patrzyła na niego z niepokojem zastanawiając się co się stało. Chwilę później odłożył słuchawkę i wściekły rzucił telefonem o ścianę. Jeszcze go takim w życiu nie widziała. Coś się musiała stać tyle, że Angela bała się go zapytać nie kiedy rzucał telefonem o ścianę.
- Booth co się stało? – zapytała nieśmiało
- Nie ma jej w żadnym szpitalu
- Pewnie jest już w domu
- Nie Angela. Bones ma się całkiem dobrze. Nie ma złamanej nogi. Nie była w szpitalu. Według jej studentów ma się całkiem dobrze. Była dzisiaj na uczelni – powiedział wściekły chodził po całym jej gabinecie – a ja głupi uwierzyłem, że jej na mnie zależy! Myślałam, że znamy się na tyle dobrze. Mogła powiedzieć, że nie chce przyjechać! A nie wymyślać takie głupoty! Ależ ja jestem naiwny! – wyszedł z instytutu nie oglądając się za siebie
Angela spoglądała za nim z niepokojem. Co się stało Słodziutka, że okłamałaś najlepszego przyjaciela? Dlaczego to zrobiłaś. Zawsze byliście wobec siebie szczerzy do bólu. No może po za jednym. Żadne z was nie potrafiło się przyznać jak wam na sobie zależy. Dlaczego to zrobiłaś?
oni się zejdą, prawda...? muszą się zejść i być razem... żeby Booth był na tyle zdesperowany i dogadał się z Bones... czekam na cd.
9.
Po drugiej stronie oceanu Bones odebrała dziwny telefon
- Brennan słucham – powiedziała
- Witaj Dr Brennan nie wiem czy mnie pamiętasz z tej strony agenta Pitch. Spotkaliśmy się rok temu kiedy byłaś w Anglii po raz ostatni
- Pewnie, że pamiętam. Stało się coś?
- Nie wiem. Dzwonił agent Booth i prosił żeby Cię znalazła w szpitalu bo nie wiedział w którym jesteś po złamaniu nogi
- O Matko – powiedziała tylko – co mu powiedziałaś?
- Prawdę, ze nie ma Cię w żadnym bo nic Ci nie jest
- Cholera!
- Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć
- Dzięki – rozmawiały jeszcze chwilę. Brennan chodziła po pokoju bardzo zdenerwowana. A ona nie powinna się denerwować. Nie teraz. Cholera ale narobiłam. Pewnie jest na mnie wściekły. Nigdy go nie okłamałam a teraz. Wykręciła jego numer. „Abonent czasowo niedostępny” usłyszała w słuchawce. No bo skąd miała wiedzieć, że on swój telefon najzwyczajniej w świecie rozwalił o ścianę? No właśnie skąd?
Angela próbowała przekonać Hodginsa do rozmowy z Boothem.
- Proszę Cię wytłumacz mu, przekonaj go, że ona musiała mieć jakiś powód
- Podaj mi choć jeden racjo lany żebym mógł go przekonać
- Oj Jack przecież to jasne jak słońce! Ona go kocha i nie mogła patrzeć jak miłość jej życia żeni się z inną.
- Już widzę jak on mi uwierzy. Angela mi jeszcze życie miłe.
- Mnie też Twoje życie miłe. Ale ze mną nie będzie chciał gadać. Może Cam by mogła? – zapytał z nadzieją
- Próbowała – odpowiedziała z rezygnacją – wyrzucił ją za drzwi
- Sama widzisz
- Hodgi zrób to dla mnie proszę – zrobiła słodką minkę której on nie mógł się oprzeć
- Ok. ale jak mnie zabije to pamiętaj, że ja będę cie nawiedzał każdej nocy
- Na pewno Cie nie zabije, a jeszcze podziękuje
- Taaa – powiedział wychodząc z domu i kierując się do mieszkania agenta.
W międzyczasie Brennan próbowała się do niego dodzwonić bezskutecznie. Była przerażona. A w ogóle dlaczego on chciał się z nią skontaktować? Przecież powinien być teraz w podróży poślubnej. Dwa dni temu wziął ślub. Po co ja mu jestem? Może coś mu się stało. Była przerażona. W akcie desperacji wykręciła nr do FBI. Z Angelą nie chciała rozmawiać. Nie potrafiła jej wytłumaczyć swojego zachowania. Poprosiła o połączenie z Charlim
- Dzień dobry Charli – powiedziała
- Dzień dobry dr Brennan w czym mogę pomóc.
- Booth próbował się ze mną skontaktować a wiem, że teraz powinien być w podróży nie wiesz czy coś się przypadkiem nie stało?
- To pani nic nie wie?
- Co mam wiedzieć – zapytała coraz bardziej zaniepokojona
- Agent Booth odwołał ślub. Nie było ślubu
- Jak to odwołał?
- Po prostu przed ołtarzem powiedział jej, że jej nie kocha i, że się z nią nie ożeni.
- O Boże – powiedziała siadając na najbliższe krzesło a więc znowu jest wolny – nie wiesz co stało się z jego telefonem ma cały czas wyłączony
- Nie wiem może mu się rozładował? Ma miesięczny urlop. Nie ma go w pracy
- Aha dzięki – pożegnała się z nim. Co to ma wszystko znaczyć Booth? Dlaczego to zrobiłeś? Przecież mówiłeś, że ją kochasz, że to ta jedyna. Tylko dlatego wyjechałam. Tylko dlatego nie wiesz, ze stworzyliśmy wspólnie nowe życie. Co się dzieje? Dlaczego nie odbierasz mojego telefonu?
Jack podjechał pod blok agenta. Wszedł na górę i zapukał. Odpowiedziała mu głucha cisza. Nie poddawał się zapukał jeszcze raz i potem jeszcze raz aż do skutku. W końcu doczekał się
- Czego chcesz – powiedział mało trzeźwo właściciel mieszkania
- Wpadłem zobaczyć przyjaciela
- No to zobaczyłeś a teraz możesz już iść – powiedział
- A może poczęstujesz mnie mały piwkiem? – niechętnie wpuścił zezulca do swojego mieszkania. Usiadł na kanapie – to jak będzie z tym piwem – Booth podszedł do lodówki wyciągnął jeszcze jedna butelka podał ją przyjacielowi. Tak przyjacielowi co prawda nie była to Bones ale to tez przyjaciel
- Ona mnie oszukała wiesz? – powiedział po chwili
- Angela mi powiedziała
- Dlaczego? – zapytał pełnym goryczy głosem
- Nie wiem. Booth dlaczego. Wiem jednak, że coś musiało się stać. Ona nie kłamie. Zawsze mówi prawdę. Musiała mieć ważny powód żeby to zrobić
- Dlaczego – nie ustępował. Siedzieli chwilę w ciszy Jack nie wiedział jak mu odpowiedzieć. Zaczął z innej beczki
- Booth mogę cię o coś zapytać – kiedy ten pokiwał twierdząco głową zapytał – co się stało, że zainteresowałeś się inną kobietą?
- Bo ona mnie nie chciała. Zapomniała o najcudowniejszej nocy mojego życia – był w takim szoku, że nie wiedział co odpowiedzieć – zapomniała i wówczas zrozumiałem, że dla niej jestem nikim – więc to się stało. Przespali się i żadne nie wiedziało jak się zachować
- A zapytałeś ją o to? – powiedział
- Ona nie pamiętała Jack. Kiedy się obudziłem, ona była już ubrana i… tyle – powiedział siedzieli chwilę w ciszy
- Ona pierwsza się obudziła?
- Tak, a jakie to ma znaczenie?
- Jak mniemam duże. Pomyśl obudziła się, jak mniemam naga, obok swojego najlepszego przyjaciela, partnera. Doskonale wiedziała co się stało. Przeraziło ją to
- Nie powiedziała nic
- Booth jesteście oboje jak dzieci. A ty coś wspomniałeś?
- Po co skoro ona nie pamięta
- Dam sobie rękę uciąć, że doskonale pamięta. Nie można obudzić się obok nagiego faceta i nic nie pamiętać. Wierz mi.
- Chcesz mi powiedzieć, że…
- Tak. Ona się na 100% przestraszyła. Wolała udawać, że nic się nie stało. Znasz ją lepiej niż ja powinieneś to wiedzieć – agent myślał nad jego słowami Jack nie ustępował – a skoro Ty się nie odezwałeś pomyślała tak jak Ty, że nic nie pamiętasz – czy to jest możliwe? Myślał – a jeśli ona czuje to co Ty to zabolało ją to tak samo jak ciebie
Booth wstał czy to możliwe? Czy to może być prawda? Czy… ale byliśmy ślepi. Jasne, że tak! Przecież już wcześniej wiedział, że nie jest jej obojętny potem ból go zaślepił. Miał złamane serce
- Ale dlaczego skłamała?
- Booth Ona Cię kocha i nie mogła patrzeć jak miłość jej życia żeni się z inną – powtórzył za Angelą Jack a Booth o mało się nie przewrócił z wrażenia…
Nie było mnie, nie było, wróciłam i BUM! Tyle do nadrobienia :)
Cudowne teksty. A ten który właśnie piszesz! Kobieto, zakochałam się w nim. Ja wiem, że nie powinnam, ale tak bardzo, bardzo proszę dodasz jeszcze dziś kawałek? Najlepiej do końca, albo chociaż do momentu w którym się spotkają i wytłumaczą parę rzeczy :D Bo znów wyjeżdżam i jak pomyślę, że przez dłuższy czas nie będę miała okazji poznać dalszego ciągu to niesamowicie smutno mi się robi... A więc - proszę? :)
super agencik wresnie zrozumial... chwala Hodginsowi za to... mam nadzieje ze teraz bedzie szukal Bones... :) kocham czytac to jak piszesz o milosci... :) czekam na cd :)
Izalys ty to potrafisz człowieka zamordować tymi opowiadaniami... ;) dobrze, że wreszcie dotarli do sedna sprawy... czekam na dalsze części;)
10.
Booth o mało się nie przewrócił z wrażenia
- Jeśli to prawda…
- Jestem przekonany, że tak
- Co myśmy najlepszego zrobili? – powiedział zrezygnowany – jak ja mam jej to wszystko wytłumaczyć? Jak prosić o przebaczenie?
- Normalnie. Jak zawsze. Przecież nie pierwszy raz się pokłóciliście
- Tak ale tym razem nie było kłótni tylko jedno wielkie nieporozumienie
- I będzie wam łatwiej. Jak widzę planujesz jakiś wyjazd. Nie będę Ci przeszkadzał w pakowaniu – powiedział z uśmiechem wychodząc z jego mieszkania. Jack miał rację. Booth zamówił bilet telefonicznie do Londynu. Za 4 godziny odlatywał. Wrzucił do torby trochę ubrań. Zostanie z nią ma miesiąc urlopu. Będą już razem zawsze…
Jack wracał do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zaraz opowie wszystko Angeli. Wszedł do domu a tam niespodzianka. W salonie oprócz Angeli była Cam i Wendall
- I co? – powiedzieli przejęci
- Też miło was widzieć – powiedział z uśmiechem – kiedy wszyscy przestaną mnie ignorować?
- Oj kochanie nikt cię nie ignoruje a teraz powiedz jak poszło?
- Jak mi się wydaje Booth właśnie pakuje się i jedzie do Londynu – powiedział z pełnym zadowolenia uśmiechem
- Udało Ci się?
- Król Laboratorium w końcu jestem – powiedział
- Ok. królu a teraz opowiadaj. Jak zdołałeś go przekonać? – powiedziała Cam
- A to już moja słodka tajemnica. A poważnie. Trzeba było wrócić do pewnego wydarzenia sprzed paru miesięcy… - opowiedział im jak po nitce do kłębka doszedł do sedna problemu – i to by było tyle
- O cholera!
- Zdecydowanie cholera!
- Jacy oni ślepi! – rzucali przyjaciele.
- Najważniejsze, że się wyjaśnienie – siedzieli jeszcze jakiś czas. Chwilę później zadzwonił telefon. Agnela odebrała
- Halo
- Cześć Ange – powiedziała
- Cześć Słodziutka w końcu się odezwałaś
- Przepraszam ale nie…
- Nie tłumacz się. Komu innemu będziesz się tłumaczyć nie nam
- Nie wiesz jak go mogę złapać? Ma wyłączony telefon
- Nie wyłączony tylko rozwalony – reszta przysłuchiwała się tej rozmowie – rozwalił go o ścianę jak dowiedział się, że go okłamałaś
- O Matko – jęknęła
- Brennan co się stało
- Angela…
- Nie ważne. Ale z tego co wiem to leci już do Ciebie. Tzn. nie wiem czy już ale wybierał się.
- Dzięki Angela – powiedziała i się rozłączyła
Brennan siedziała w swoim mieszkaniu. Wiedziała, że minie trochę czasu zanim tu dotrze a ona musiała się do tej rozmowy przygotować. Nie miała wyjścia. Musi mu powiedzieć przy odrobinie szczęścia mnie nie zabije. Z niewesołymi myślami położyła się do łóżka. Rano pojechała na uczelnię. Miała dzisiaj 4 wykłady. Jakoś przetrwała pierwsze trzy. A kiedy pojawił się na 4 w ostatni rzędzie nie mogła się na niczym skupić. Jej myśli biegły do niego. Pod koniec zasypiał. Bała się tylko jak zacznie chrapać. Nie musiała długo czekać. Po Sali rozległ się śmiech. Wiedzieli, że na jej wykładach trzeba być bezwzględnie skupionym inaczej było cienko. A ten delikwent najwidoczniej nie miał szczęścia.
- Proszę o spokój. Dajcie agentowi Boothowi się wyspać – powiedziała na co sala zareagowała uśmiechem. Wiedzieli kim jest agent. Słyszeli o nim dostatecznie wiele razy żeby go nie znać. Wrócili myślami na wykład a agencik spał i chrapał w najlepsze.
Skończyła wykład i nie mogła się nadziwić, że on nadal śpi. Pewnie nie spał od dawna no i zmiana czasu pewnie też miała na to wpływ. Kiedy sala opustoszała podeszła do niego i delikatnie potrząsnęła go za ramię
- Hej pobudka
- Bones nie bądź taka daj jeszcze pospać – powiedział nie przerywając snu. Zaśmiała się cicho
- Booth obudź się musimy już iść – dopiero teraz podniósł swoje piekne czekoladowe oczy na nią i utonął. Utonął w błękicie jej oczu – cześć – powiedziała miękko
- Cześć – powiedział takim samym tonem. Jak mogłem myśleć, że ona mnie nie kocha? Jak mogłem myśleć, że nie pamięta. Pochylił się do jej twarzy i delikatnie dotknął jej ust swoimi. Nie protestowała, rozchyliła delikatnie swoje usta pozwalając na więcej. W oczach stanęły mu łzy. Smakowała tak jak pamiętał. Niechętnie oderwał się od niej – pamiętam. Wszystko pamiętam. Zawsze pamiętałem. Nie mógłbym zapomnieć – powiedział patrząc w jej oczy zasnute mgłą. Po jej policzku potoczyła się łza. Kciukiem delikatnie starł jej łzę. Jack miał rację ona cierpiała. A ja jej ten ból zadałem…
- Chodźmy stąd – wzięła go za rękę. Jechali do jej mieszkania. Weszli na górę. Nastawiła wodę na herbatę. Nic nie mówili. Jedno miała za sobą. On pamięta tylko to była wstanie… tylko o tym była w stanie myśleć. Siedział grzecznie w salonie. Wiedział, że musi dać jej czas na oswojenie się z ta wiadomością. Weszła z dwoma kubkami. Z kawą dla niego i zieloną herbatą. Musiała z niej zrezygnować ze względu na dziecko. A to będzie ta trudniejsza część. Jak mu powiedzieć o dziecku?
- Ja też pamiętam – powiedziała po chwili – pamiętam każdy jedne raz
- Nie mógłbym zapomnieć tego. Nie tego co było najpiękniejsze w moim życiu. Dlatego tak zabolało kiedy powiedziałaś
- Bałam się Booth. Cholernie się bałam. Potem kiedy jako tako się z tym uporałam Ty poznałeś Emily. Mówiłeś, że to ta jedyna. Więc ja nie wracałam do tego co było
- Kochałem Emily – powiedział – ale nie tak jak kocham Ciebie. Bardziej jak siostrę, przyjaciółkę. Ciebie kocham swoim sercem jak kobietę moich marzeń – odważył się! W końcu to powiedział!
- A ja kocham Ciebie – powiedziała z prostotą – kiedy powiedziałeś, że się żenisz nie umiałam sobie miejsca znaleźć. Nie chciałam jechać. Chciałam walczyć o Ciebie. Ale kiedy powiedziałeś, że się żenisz… - po jej policzku znowu popłynęła łza – nie dałam rady. Po prostu uznałam, że mnie nie kochasz i wyjechałam… - uklęknął przed nią wziął jej dłonie w swoje
- A ja straciłem nadzieję. Straciłem ją myśląc, że mnie nie kochasz, że nigdy nie pokochasz. Wiążąc się z Emily chciałem zapomnieć o Tobie. Ale to jest niemożliwe… za bardzo Cię kocham Moja Bones….
Jeszcze tylko epilog
Ta rozmowa B&B... poprostu boska... :) wogóle cała część była niesamowita, tak jak i wszystkie wcześniejsze :)
To czekam na epilog... ;)
EPILOG
Siedzieli ciesząc się swoim towarzystwem. Booth trzymał jej dłonie w swoich silnych dłoniach. Nie miał odwagi ją objąć choć bardzo chciał. Wiedział, że ona tego nie chce tylko nie wiedział dlaczego. A ona bała się, że jak ją tylko obejmie to się dowie o dziecku. A ona nie ma pojęcia jak mu powiedzieć.
- Kocham Cię tak, że pozwoliła bym Ci ożenić się z inną bylebyś Ty był szczęśliwy
- Z nikim nie będę szczęśliwy tylko z Tobą kochanie – powiedział
- Ale mówiłeś, że to ta jedyna
- Bones już Ci tłumaczyłem
- Wiem Booth ale chcę żebyś wiedział, że wszystko to robiłam dla Ciebie, żebyś był szczęśliwy… - miał niejasne wrażenie, że coś jest nie tak
- Bones… - nie wiedział jak zapytać. Nie tyle jak zapytać co bał się odpowiedzi
- Tamtej pięknej nocy. Stało się coś jeszcze – powiedziała w końcu. Nie wiedział co się stało ale wyraz jej twarzy kazał mu milczeć i czekać na ciąg dalszy – my… my… Booth my stworzyliśmy nowe życie – powiedziała w końcu. W końcu to powiedziała! Patrzył na nią oniemiały. Czy ona właśnie powiedziała, że obniżył swój wzrok na jej talię. Wzięła jego rękę i położyła na swoim lekko zaokrąglonym brzuchu.
- Bones – tyle zdołał powiedzieć zanim wziął ją w ramiona. I płakał. Płakał jak dziecko – o Boże co ja najlepszego bym zrobił?
- Booth to nie Twoja wina no może nie całkiem Twoja. Ja tez nie jestem bez winy
- Ale Ty musiałaś sama… - tulił ją i ich dziecko. Trzymał ręce na jej brzuchu obejmując ja od tyłu. Twarz zanurzył w jej włosach – ile Ty musiałaś przeze mnie wycierpieć
- To nie było ważne. Ważniejsze było żebyś Ty był szczęśliwy. Tylko to się dla mnie liczyło. Kiedy ty byłbyś szczęśliwy to ja też bym była.
Siedzieli do późna. Nie mogli się nacieszyć sobą. Odzyskaną miłością i poskładanym i posklejanym sercem.
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Nie wiem. Nie chciałam znać płci dzidziusia – z torebki wyciągnęła zdjęcie z USG pokazała mu – tu ma trzy miesiące – patrzył zafascynowany na życie które razem stworzyli. Na maleństwo które było częścią jej i jego.
- Będzie śliczne
- Booth tego nie można stwierdzić na podstawie USG
- To dziecko miłości. Musi być śliczne – powiedział. Zabrał ją do sypialni. Udowodnił jej na wiele sposobów jak bardzo ją kocha. Zasnęli zaspokojeni i w pełni szczęśliwi.
Rano Bones miała wykłady a Booth został w mieszkaniu. Musiał odespać zmianę czasu i zadzwonić do zezulców
- Halo – odezwał się głos artystki
- Hej Agnela
- Booth miałeś zadzwonić zaraz jak porozmawiacie
- No i dzwonię
- I jak?
- Dobrze Angela, bardzo dobrze – jak było do przewidzenia Angela zareagowała piskiem radości.
- Kiedy wracacie? – zapytała
- Nie wiem. Bones ma jeszcze trzy miesiące wykładów ale myślę, że wrócimy najpóźniej za miesiąc
- Co zrobiłeś mojej przyjaciółce, że dała się przekonać do wcześniejszego powrotu?
- Pokochałem ją Angela, tylko tyle – po drugiej stronie słuchawki Ange pociągnęła nosem – kończę Ange pozdrów wszystkich
Spędzili w Londynie jeszcze wspaniałe trzy tygodnie. Ze względu na stan Bones pozwolono jej na wcześniejsze zakończenie wykładów. Mogli spokojnie wracać. Booth i tak drżał o nią i o dziecko. W końcu to ładnych kilka godzi w powietrzu. Zanim wystartowali zdążył wypytać wszystkich czy ktoś jest lekarzem. Czym wywołał uśmiech na twarzach pasażerów. W końcu nie mógł dopuścić by dwóm najważniejszym osobom w jego życiu coś się stało. Lot przebiegł bez najmniejszych problemów. Wsiedli do taksówki i pojechali prosto do mieszkania Bones. Ona sama była wykończona. Chciała się położyć a pytania partnera „Jak się czujesz?” doprowadzały ją na skraj szaleństwa.
- Booth nic nam nie jest! Jesteśmy po prostu zmęczeni – irytowała się na co on odpowiadał pod nosem
- Hormony
- Słyszałam – odpowiadała mu z sypialni. Położyła się w łóżku i z miejsca zasnęła, Booth zadzwonił do przyjaciół, że wrócili, oczywiście nie omieszkali powiedzieć, że czekają na nich następnego dnia w instytucie. Potem dołączył do swojej ukochanej. Spali jak zawsze on obejmował oboje. Kochał ich najbardziej na świecie no i Parkera oczywiście. Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słonecznymi. Uwielbiała patrzeć na śpiącego partnera. Ciekawe jakby zareagował na wieść, ze ona chce zostać jego żoną? Dotknęła delikatnie jego policzka pokrytego nocnym zarostem, niemal natychmiast otworzył oczy zawsze reagował tak na jej dotyk.
- Wyspałaś się – zapytał całując jej piękne usta
- Tak – odpowiedziała całując jego tors – i mam na Ciebie wielką ochotę – nie pozostał jej dłużny. Uwielbiał się z nią kochać. Dużo później delikatnie masując jej brzuch zapytał
- Bones, miłości mojego życia czy wyjdziesz za mnie? – patrzył prosto w jej oczy
- Tak – powiedziała krótko. Nie posiadał się ze szczęścia. Miał już chyba wszystko…
Nie mówiąc o tym jak cała reszta zareagowała na jej ciąże i ślub. Że byli w szoku to mało powiedziane.
- Jak mogłaś nic nie powiedzieć! – powiedziała oskarżycielsko Angela
- Nie mogłam – powiedziała wtulając się w ramiona męża
- I tak nie ominie Cię babska rozmowa
- Nie pozwalam męczyć mojej narzeczonej – odezwał się Booth
- Nie bądź taki. Miałeś ją przez miesiąc dla siebie. Teraz moja kolej
- Nasza chciałaś powiedzieć – poprawiła ją Cam
- A kiedy ślub?
- Za miesiąc – powiedzieli zgodnie.
W miesiąc później w kościele do którego nie raz przychodziła z Boothem ślubowali sobie miłość i wierność. Wzajemny szacunek i jeszcze raz miłość. Nie było chyba szczęśliwszych ludzi na ziemi niż ta dwójka.
Jeszcze później na świat przyszła śliczna dziewczynka. Jej tata utrzymuje, że będzie tak piękna jak mamusia. A mamusia marzy, żeby była podobna do ojca. Imię ta kruszynka otrzymała bo mamie Temprence – Christine.
KONIEC
Supcio !!! bardzo mi sie podobalo cale opoko :) swietny pomysl mialas... :) pieknie... :) czekam na kolejne Twoje dzielo :)
Supcio !!! bardzo mi sie podobalo cale opoko :) swietny pomysl mialas... :) pieknie... :) czekam na kolejne Twoje dzielo :)
Pozdrawiam... :)
Co kryje się pod koszulą?
Siedziała w swoim mieszkaniu, popijając gorącą kawę. Rozmyślała nad wydarzeniami ostatnich miesięcy. Zastanawiała się co ją napadło, że właśnie teraz zachciało się jej dziecka?
Co mi w ogóle przyszło do głowy? Już ja wiem dlaczego. Zdaje sobie z tego w pełni sprawę. Chciałam część Jego. Część agenta specjalnego Seelaya Bootha. Nie mogę mieć Jego samego więc chciałam i nadal chcę kawałek Jego dziecko. Dziecko które byłoby podobne do swojego ojca. Je mogłabym kochać bez żadnych przeszkód. Nie musiałabym ukrywać swojego uczucia wobec własnego dziecka. Nie tak jak wobec ojca. Muszę bardzo głęboko ukrywać moje uczucia. Wyznaczył kiedyś linię. Linię, które żadne z nas nie powinno przekraczać. Jest jeszcze wiele innych niepisanych zasada a obowiązujących w stosunkach partnerskich w pracy. Żadnych romansów, żadnego zaangażowania. Zbyt duże ryzyko. Zbyt duże obciążenie psychiczne. Nie pozwoliliby nam razem pracować. Zniszczylibyśmy nasz układ. A potem jak mnie już rzuci to nie zostałoby mi nic. Teraz przynajmniej mam w nim partnera i najlepszego przyjaciela. Teraz jest trochę zagubiony po tej całej historii z guzem. Powoli dochodzi do siebie i to jest najważniejsze. Choć jego oczy... jego oczy patrzą inaczej, są bardziej poważne, bardziej wyraziste. Czasami mam wrażenie, że widzę w nich odbicie własnych uczuć. Ale też i ten sam strach przed tym co mogłoby być...
Deszcz bębni o szyby i parapet. Nie przestawało padać od popołudnia.
Jak tak dalej pójdzie to jutro będzie ślizgawica bo na noc zapowiadali przymrozek. Będzie wesoła jazda – uśmiechnęła się do siebie dopijając herbatę. Ktoś zapukał do drzwi. Popatrzyła na zegarek było po 23. o tej porze jeszcze parę miesięcy temu byłaby pewna kto puka. Ale od czasu jego pobytu w szpitalu już nie przychodził o tej „nieludzkiej” porze jak żartem zwykła mawiać Bones. Podeszła do drzwi uchyliła delikatnie. Za drzwiami, na jej progu stał jej partner, przyjaciel i miłość jej życia w jednej osobie. Otworzyła szerzej drzwi stał opierając się o framugę. Miał na sobie ciemne dopasowane jeansy koszulkę z logo FBI i skórzaną kurtkę. Z jego włosów kapały krople deszczu. Jego twarz miała dziwny wyraz.
- Booth – powiedziała – wejdź – kiedy wszedł do środka stanął naprzeciw niej, zamknęła za nim cicho drzwi i zapytała – coś się stało?
- Nie wiem Bones – odpowiedział hipnotyzując ją swoim wzrokiem. Jego oczy w barwie czekolady były teraz prawie czarne. Nie mogła oderwać od nich wzroku. Nie miała tyle siły.
- Napijesz się czegoś? - wiedziała, że to głupie pytanie. Musiała jednak je zadać żeby rozładować ta atmosferę. Zbliżał się do niej coraz bardziej dzieliły ich zaledwie dwa może trzy kroki. Żeby się opanować przeszła obok niego i skierowała się do kuchni.
Stał chwilę zastanawiając się co zrobić. Był niemal pewien, że to co widział w jej oczach nie było wytworem jego wyobraźni, że nie jest sam w swoim pragnieniu. Ściągnął kurtkę i powiesił na wieszaku. W ślad za nią poszły buty. Poszedł za nią do kuchni stanął i patrzył ja przyrządza mu kawę. Była w dresie, boso, włosy miała byle jak spięte. Ale dla niego była najpiękniejsza. Doskonale zbudowana. Jedwabiste brązowe włosy. Delikatne policzki, lekko zadarty nosek i pięknie wykrojone usta stworzone do całowania. Podszedł do niej. Jeszcze trochę obawiał się ciosu w żebra lub inną część ciała. Zaryzykował jednak i pozwolił sobie objąć ją od tyłu. Nie powaliła go. Nie zrobiła żadnego ruchu po prostu zamarła. Po chwili która wydawała się wiecznością odważyła się odezwać
- Booth co Ty robisz – powiedziała cicho. Nie chciała żeby przestał. Było jej zbyt dobrze. Jego duże silne dłonie obejmujące ją w pasie, gładzące jej skórę przez materiał koszulki. Nie pozwolił sobie na więcej. Czekał na jej pozwolenie – Booth kawa wystygnie – powiedziała z resztką opanowania
- Jedyne czego pragnę to Ty Temprence – powiedział to w końcu na głos. Powiedział i czekał na jej reakcję. Nie była w stanie mu nic odpowiedzieć. Głos uwiązł jej w gardle. No bo co miała odpowiedzieć? Że powinni przestać? Że tak nie powinno być? Że będą żałować? Odrzuciła od siebie te ponure myśli i przytuliła swoje plecy do jego muskularnego torsu. Był doskonale zbudowany. Objął ją mocniej. Jego ręce splotły się na jej brzuchu. Twarz wtulił w zagłębienie jej szyi i delikatnie pocałował. Przez jej ciało przeszedł dreszcz.
- Wiesz, że jutro będzie wszystko inne? - szepnęła poddając się mu całkowicie.
- Wiem, Bones. I właśnie tego chcę – obrócił ją twarzą do siebie i zatopił swoje spojrzenie w jej cudownych oczach nie przestając pieścić jej pleców powiedział z powagą – kocham Cię. Kocham jak wariat. Kocham od tak dawna, że każdy kolejny dzień bez Ciebie to męka. Kiedy Cię nie widzę wydaje mi się, że dzień był totalnie zmarnowany. Ja dłużej nie potrafię i nie chcę tego przed Tobą ukrywać. Kocham Cię i to się nie zmieni – zakończył swoją mowę i czekał na jej reakcję. Walczyła ze sobą. Widział ta walkę. Bał się, że wygra rozum a serce zejdzie na drugi plan jak do tej pory.
I co ja mam zrobić. Kocham go ale... co będzie dalej? Poddaj się temu szeptał jej wewnętrzny głos – poddaj się i niczego nie żałuj. Powiedz mu jak jest Ci bliski, jak Go kochasz... powiedz
- Ja... - zaczęła nieśmiało - … też Cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim – powiedziała. Patrzył na nią z niedowierzaniem ale i z radością. Jego uśmiech, ten który ją tak urzeka, przy którym serce mocniej jej bije stał się jeszcze jaśniejszy. Zbliżył swe usta do jej ust. Złożył na nich delikatny, pełen uczucia pocałunek. Rozchyliła delikatnie swe usta pozwalając mu na więcej... wiele więcej...
Dużo później leżeli w jej łóżku. Wtulona w jego opiekuńcze ramiona czuła się bezpieczna i kochana. Był jej mężczyzną i to się nie zmieni. Czuła, że to ten jedyny. Ale co teraz?
- Booth co teraz będzie? - zapytała
- Bones, nie wiem. Ale dłużej tak nie mogłem. Widzieć Cię każdego dnia i nie móc powiedzieć jak bardzo jesteś mi bliska, jak bardzo Cię kocham
- A co z naszą pracą? Rozdzielą nas... Nie chcę tego
- Ani ja – powiedział myśl o jednym dniu bez niej stawała się nie do zniesienia.
- Może powinniśmy się z tym ukrywać? - zaproponowała nieśmiało
- Ale ja chcę mówić o tym cudzie – powiedział lecz w głebi ducha wiedział, że ma racje. To jedyny sposób żeby razem pracować
- Ja też ale nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie. I pracy z kim innym niż z Tobą
- Wiem Tempe, że masz rację. Ale będziemy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę.
- Wprowadź się do mnie
- Wiesz, że przy pierwszej wizycie Angeli wszystko wyjdzie na jaw?
- Wiem – zastanawiali się jak to rozwiązać – Booth kupmy sobie dom. Taki nasz własny. Zostawmy nasze mieszkania, przekierujemy telefony do nowego domu. Będzie jakbyśmy tam nadal mieszkali – zastanawiał się chwilę nad tym to ma jakiś sens
- Wiesz, że to nie jest zły pomysł? - uśmiechem przypieczętował ich wspólny plan.
W pracy nic się nie zmieniło. Nadal zachowywali się jak dotąd. Nadal Angela starała się z całych sił ich zeswatać.
- Słodziutka kiedy Ty w końcu zrozumiesz, że to ten jedyny – oj Ange żebyś wiedziała myślała dotykając łańcuszka pod bluzką. W ostatni weekend zawiesiła na nim obrączkę i pierścionek z białego złota. Odwiedzili Las Vegas. Nikomu nie powiedzieli. Kiedyś powiedzą... kiedyś jak... no właśnie tylko kiedy?
- Angela jesteśmy partnerami w pracy. Tak nie można przecież wiesz
- Te głupie przepisy! To nic, że pracowalibyście razem. Czy to nie jest tego warte?
- Angela czy Ty nigdy nie przestaniesz? - powiedziała z rezygnacją
- Dopóki nie zdacie sobie sprawy, że są ważniejsze rzeczy niż praca – odpowiedziała wychodząc z biura i mijając w drzwiach wspomnianego agenta – Cześć Booth
- Cześć Angela. Masz dla mnie tą rekonstrukcję?
- Zaraz się za nią zabiorę – powiedziała z rezygnacją i poszła
- A jej co się stało? - powiedział z uśmiechem który mówił jej wszystko pod jego koszulą kryła się taka sama obrączka jak jej tylko w innym rozmiarze.
- Pyta kiedy zmądrzejemy – powiedziała odpowiadając uśmiechem
- Żeby wiedziała. To co jedziesz ze mną przesłuchać podejrzanego?
- Pewnie – wychodzili z instytutu. Towarzyszyło im spojrzenie Angeli, Hodginsa i Cam
- Zastanawiam się kiedy się w końcu zejdą
- Z ich refleksem? - powiedział Jack – nigdy
- Ani tak nie mów – powiedziała Cam
Minęły kolejne dwa miesiące. Układ który wspólnie wypracowali zdawał się sprawdzać. Czasami tylko mieli już dosyć.
- Ja już dłużej tak nie mogę – powiedział Booth
- Musimy
- Ja chcę móc Cię wszędzie zabierać. Być dumny z tego, że jesteś moją żoną. Chcę wszystkim mówić jak bardzo jestem szczęśliwy – buntował się całym sobą
- Wiem Booth. Ale wtedy skończy się nasza współpraca. Wyślą Cię gdzieś poza Waszyngton i... - nie skończyła
- Bones wiem – powiedział z rezygnacją. To byłby koniec ich marzeń, ich małżeństwa.
Tego dnia pracowali osobno. Booth miał dopilnować przewiezienia handlarza bronią a ona miała nowe kości z I wojny światowej do zbadania. Koło południa na platformę weszła Cam – szefowa – delikatnie mówiąc zdenerwowana.
- Dr Brennan – powiedziała zdenerwowanym głosem Bones zareagowała na jej głos podnosząc głowę i prostując się zbyt gwałtownie zachwiała się – źle się czujesz? - zapytała
- Nie tylko zbyt szybko się podniosłam. Coś się stało?
- Dzwonili ze szpitala
- Booth? - miała pewność patrząc na jej twarz
- Mieli wypadek – więcej nie zdążyła powiedzieć. Brennan już zbiegała z platformy pow drodze wpadła jeszcze po kluczyki do gabinetu i wybiegła. Za nią Cam nie mogła jej puścić samej. Nie po tym co usłyszała od administracji szpitala – jadę z Tobą. Nie możesz jechać w takim stanie sama – pokiwała głową. Nie miała siły się z nią spierać. Była zmęczona, przestraszona. Poza tym nie była już odpowiedzialna tylko za siebie. Jest jeszcze ktoś. Dowiedziała się dzisiaj rano. A on jeszcze nie wie.
Cam przyglądała się z troską. Kiedy zadzwonili ze szpitala i szukali dr Brennen – Booth żony agenta Bootha o mało nie zemdlała. Po drodze dała jeszcze znać reszcie. Pewnie szybko będą razem z nimi. Wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi ale musieli zaczekać. Teraz musi się przekonać, że Boothowi nic nie jest
- Mówili co się stało? - odezwała się po raz pierwszy od wyjazdu z instytutu
- Pytali o żonę agenta Bootha, mnie nie chcieli nic innego powiedzieć – pokiwała głową. Wiedziała, że kiedyś wyjdzie to na jaw. I tak musieli już teraz. Bo przecież nie są już sami. Cam patrzyła na nią wyczekująco. Przed odpowiedzią uratował ją dojazd do szpitala. Wyskoczyła z samochodu i pobiegła na izbę. Skierowano ją na II piętro. Weszła do sali wskazanej przez pielęgniarkę. Leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Podeszłą do niego. Miał rozcięty łuk brwiowy, siniaka pod okiem i rękę w gipsie. Do sali wszedł lekarz
- Co pani tu robi – zapytał
- To mój mąż – odpowiedziała nie nie odrywając wzroku od Seeleya – co z nim?
- Poobijany, złamana ręka. Teraz śpi po znieczuleniu. Nastawialiśmy mu rękę – wyjaśnił – ogólnie jest w dobrym stanie. Jak nic się nie zmieni to jutro będzie mógł wyjść do domu
- Dziękuję – odetchnęła z ulgą – mogę z nim zostać?
- Oczywiście. Proponuję wyjść jednak do przyjaciół bo się niecierpliwią – powiedział
- Dobrze. Za chwilę – usiadła na krześle nie zwracając uwagi na nic innego poza mężem.
Chwilę później ściągnęła z łańcuszka swój pierścionek i obrączkę i założyła na palec. To samo zrobiła z obrączką Bootha. To ten czas kiedy wszyscy się dowiedzą. Wiele od rana myślała. Ona zrezygnuje z pracy w instytucie. Będzie miała wykłady na uczelni i pisanie książek. Booth będzie mógł dalej być agentem. W końcu jest najlepszy – uśmiechnęła się do swoich myśli – poza tym niedługo już nie będą sami.
Otworzył oczy ujrzał swoją ukochaną żonę siedzącą obok niego. Patrzyła na niego z miłością.
- Nie strasz mnie więcej – powiedziała całując jego usta
- Przecież nic mi się nie stało
- Ale mogło – pogłaskała go delikatnie po twarzy – nie rób tego więcej – chwycił jej dłoń i wówczas zauważył uśmiechnęła się do niego – to ten czas Booth
- Ale wiesz, że już nic nie będzie takie samo?
- Wiem. Zdecydowałam. Ja odejdę z instytutu
- Nie mógłbym Cię o to prosić
- Ale ja tego chcę. Będę wykładać i pisać książki. Poza tym agencie specjalny. Już niedługo w ogóle zrezygnuję na jakiś czas z pracy – patrzył na jej lśniące szczęściem oczy i omal nie zemdlał. Jakby nie to, że leżał pewnie by się przewrócił. Przyciągnął ją zdrową rękę i pocałował z całą mocą – i chyba czas powiedzieć reszcie. Cam już wie
- Tak? - uśmiechał się tak szeroko, że nic więcej jej do szczęścia nie potrzeba – więc dzidziuś? Nawet nie wiesz jak jestem szczęśliwy. Uwielbiam Cię – do drzwi zapukali przyjaciele. Mieli już dość czekania – proszę – powiedział niechętnie się odsuwając.
- Dobrze, że nic Ci nie jest. Ale chyba jesteście nam coś winni – powiedziała Cam
- No właśnie bo ja nie wiem czy dobrze zrozumiałam ale czy Ty się ożeniłeś? - pokiwał twierdząco głową chwytając Bones za rękę – z Brennan? - ciągnęła dalej kolejne kiwnięcie głową. Artystka wydała z siebie bardzo wysoki dźwięk
- I my nic nie wiedzieliśmy?
Musieli się gęsto tłumaczyć. Bardzo gęsto...
Bez ponownego ślubu się nie obeszło. Tym razem w kaplicy z prawdziwego zdarzenia. Przyjęcie ze względu na dość zaawansowaną ciążę Brennan było krótkie ale i tak szczęście „młodej pary” było widoczne jak na dłoni. Bones jednak nie zrezygnowała z pracy w instytucie. Po głębokiej naradzie szefów instytutu i FBI zdecydowano nie rozdzielać tak dobrego duetu. Zbyt wiele dobrego zrobili żeby ich rozdzielać. Na miesiąc przed rozwiązaniem, dla dobra dziecka i dla świętego spokoju Bootha, Bones przestała pracować.
W odpowiednim czasie na świat przyszła maleńka kruszynka. Z pięknymi oczami ojca i jego uśmiechem ta mała złamie niejedno chłopięce serce...
Heh... ślub w Las Vegas... niezły pomysł :)
Cudny onepart... mam nadzieję, że niedługo napiszesz coś nowego... :):*