Witajcie!
Z racji nie dziłającego tematu pt. Zakończenie5 wrzucę tutaj moją twórczość własną. Zachęcam do zcytania moich wypocin i szczerych komentarzy.
A, że ja lubię romantyczność i rodzinność moje opowiadania będą właśnie w tym stylu.
Życzę miłego czytania
Odcinek byl wyemitowany, ale zablokowano w necie linki do tego odcinka. Prawdopodobnie ze wzgledu na pozniejsza emisje na FOX...
Toc, czemu nie moglsmy sciagnac, buuu FOX nieladnie!!!!!
chcialabym zobaczyc mine parkera! jest taki słodki. mam nadzieje ze b&b sobie uloza wpolnie zycie. czekam na ckd!
Przychodzę z pracy i nie mogę uwierzyć... tyle tego było... Wreszcie trochę części:) oby tak dalej:) Szkoda że już będziesz kończyć:( ale na pewno znajdziesz pomysł na następnego fika:)
A ja tradycyjnie:) Ładnie proszę, jak się pojawią napisy w jęzku polskim do docinka 3, dajcie znać gdzie są :):):)
nie pisz wszedzie ze chcesz napisy. wszyscy juz wiedza ze co tydzien bedziesz je chciec. najczesciej pojawiaja sie w sobote. ja szukam na napisy24.pl i forum bonesfan.pl tam zawsze sa linki. wiec prosze.
aha myslalam ze przeczytam twojego cedeka, ja nadal czekam.
Przepraszam, że tak długo to trwało. Oddaje waszej opini kolejne moje wypociny:) (ale mi się zrymowało) Obiecuję, że kolejna część pojawi sie szybciej. Chyba będzie to ostatnia. A może nie. Jeszcze nie wiem:)
Część 31
Wsiadła do jego samochodu z uśmiechem na twarzy.
- I jak babski lunch? - zapytał
- No jak babski. Wiesz, że Ang jest w ciąży – powiedziała niespodziewanie. Popatrzył na nią z troską. Wiedział, że to wywoła mnóstwo bolesnych wspomnień. W sumie to był trochę zaskoczony
- Naprawdę? Nic nie mówiła
- Bo na razie nikt nie wie poza nami no i Jackiem
- No chyba, że tak. A Ty...
- Jak to przyjęłam? Booth nie mogłabym się nie cieszyć z jej szczęścia. Zasługuje na to. Zawsze chciała mieć dzieci są małżeństwem już ponad dwa lata...
- Bones nie o to mi chodzi na co zasługuje Angela tylko jak Ty się czujesz?
- Ja? Nie wiem Booth nigdy nie byłam zbyt dobra w wyrażaniu uczuć. To …
- Bones mówi się prosto z serca...
- Zakuło... nie znam tego uczucia ale nie było ono przyjemne. Nie chciałam się tak czuć ale to było silniejsze ode mnie
- Kiedyś będzie mniej bolało.
- A ciebie mniej boli?
- Nie, czasami jest lepiej czasami gorzej. Ale boli...
Jechali dalej w milczeniu. Każde z nich było pogrążone we własnych myślach. Oboje bolało to samo – śmierć ich syna ale nie potrafili dzielić się tym bólem. I tak cud, że powiedziała aż tyle – myślał. Podjechali pod szkołę do której chodził Parker.
- Zaraz powinien wyjść już po lekcjach – chwilę później w drzwiach ukazał się Parker
- Jak on urósł.
- No w końcu ma prawie 10 lat – powiedział z dumą i wysiadł z samochodu. Przywitał się z synem – hej synku. Mam dla ciebie niespodziankę
- Jaką – zapytał z dziecięcą ciekawością w tym momencie Bones wysiadła z auta – Bones! - i rzucił się w jej ramiona
- Cześć Parker
- Przyjechałaś w odwiedziny?
- Nie, na stałe. Znowu będę pracować z twoim tatą
- Hura! Tato a może Bones z nami iść do parku?
- Nie chcę wam przeszkadzać – powiedziała
- Tato powiedz... - zaczął
- Bones możesz nam pokibicować. Będziemy grać w parku w football
- No możesz na nas popatrzeć a nawet z nami zagrać – powiedział z identycznym uśmiechem jak jego ojciec. Temu któremu nigdy nie potrafiła się oprzeć. Jej syn byłby pewnie identyczny. Uśmiechnęła się smutno do nich. Park był zbyt podekscytowany żeby to zauważyć. Ale nie Booth... on widział wszystko. Znał ją jak nikt...
- No to jak? Idziesz? - zapytał. Wiedział, że nie powinna być teraz sama
- No dobra idę – pojechali do parku i spędzili cudowne popołudnie.
Odwieźli Parkera i udali się na umówiona kolację do Angeli i Jacka. Wyszli stamtąd dobrze po północy. Booth jak zawsze odwiózł ją pod dom. Poczekał aż wejdzie do klatki i dopiero wówczas uruchomił silnik kierując samochód w stronę swojego mieszkania.
Dawno nie bawiłam się tak dobrze – pomyślała wchodząc wieczorem do swojego mieszkania – Spędziłam cudowne popołudnie grając z nimi w football a raczej próbując grac. Potem kolacja u Hodginsów. Tak to był dobry dzień pomyślała zasypiając...
Booth po szybkim prysznicu, pomimo intensywnego dnia, usiadł w swojej sypialni i rozmyślał. Dobrze wiedział jak czuła patrząc się na Parkera. David już jako noworodek był niesamowicie podobny do Parka. Z czasem byłby identyczny no może nie byłby blondynem. Ale... wiedział jak bardzo tęskni i jak bardzo to boli. Nie wiedział jak jej pomóc... bo jak można pomóc komuś kogo dziecko żyło zaledwie parę dni? Kogoś kto nie zdążył się przyzwyczaić do myśli, że maleństwo... Boże jakie to trudne – myślał – pomóż mi, pomóż jej w tym bólu... - z tą myślą zasnął.
Kolejne dni mijały szybko. On miał wiele jeszcze wiele papierkowej roboty do zrobienia. Musiał nauczyć Charliego wypełniania raportów. Dokończyć sprawy nad którymi pracował. Od poniedziałku wraca jego dawne życie. I bardzo się z tego cieszył. Tak samo Bones musiała pozałatwiać wiele spraw związanych z ponownym uruchomieniem medycyny sądowej. Unowocześnić sprzęt. I wiele innych pilnych spraw które trzeba było załatwić przed poniedziałkiem. W zasadzie nie było do końca wiadomo czy już w poniedziałek wystartują morderstwa nie zdarzają się na zawołanie. No nic przede mną jeszcze cały weekend. W piątek popołudniu zadzwonił telefon.
- Cześć Bones – usłyszała w słuchawce cieniutki głos należący do Parkera
- Cześć Parker. Co słychać? Stało się coś?
- Nie, ale jedziemy dziadka. I chcemy żebyś jechała z nami – w tle usłyszała głos Bootha „Parker miałeś ładnie poprosić a nie w taki sposób się nie załatwia spraw” uśmiechnęła się pod nosem
- Powiedz tacie, że słyszałam
- Tato Bones mówi, że słyszała – powtórzył tacie. W tle usłyszała śmiech partnera, tak teraz znowu może go nazywać partnerem „zawiesiła” się dopiero krzyki po drugiej słuchawki przywróciły ją do rzeczywistości
- Halo Bones, halo jesteś tam!? - krzyczał Booth
- Jestem, jestem.
- Słuchaj. Jedziemy do mojego dziadka jutro na cały dzień. Wybierzesz się z nami?
- Twój dziadek?
- Tak. Tata mojego taty
- Booth wiem kim jest dziadek. Tyle, że poza tym, że wiem, że on istnieje to nic nie mówiłeś o nim
- Bones to trudny temat...
- Ok ale to rodzinny wypad...
- Temp daj spokój. Jesteś mi najbliższą osobą... wiesz dobrze...
- Booth... - przerwała mu wiedziała co chce powiedzieć – ok pojadę z wami jeśli rzeczywiście tego chcecie
- Chcemy. Bones... - chciał podjąć tamten temat
- Booth, może kiedy indziej...
- Ok wpadniemy po ciebie jutro o 8 może być?
- Może być. To czekam. Do jutra
- Pa
Odłożyła słuchawkę.
Znowu nie dopuściłam do tego, żeby powiedział to głośno. Wiem co chciał powiedzieć. Wiem, że wystarczyłby mały gest z mojej strony. Jakaś zachęta. Wiem, ja to po prostu wiem, że mogłabym być częścią jego rodziny. Tyle, że ja już dawno wyzbyłam się złudzeń. Ja nie mogę mieć rodziny. Moi najbliżsi zawsze odchodzili prędze czy później. Nie chcę przechodzić przez to kolejny raz. Nie przeżyłabym tego...
Bałem się, że nie zgodzi się na ten wyjazd. Wiedziałem, że trudniej będzie się jej oprzeć Parkerowi. Może było to zbyt perfidne. Ale czasami cel uświęca środki. W jednym ma rację ja wiem o jej rodzinie wiele więcej niż ona o mojej. Chyba czas to nadrobić...
Życze miłego czytania:)
mam nadzieję, że kolejna część pojawi się nie długo i nie będzie ostatnią. oby Bren się przełamała i było jak dawniej. czekam na ten weekend może będzie chodź troszeczkę pikantny. cedeczek już nie długo mile widziany :)
Jak zawsze super!! Nie jestem pewna, może to tylko ten sam nick... ale czy to Ty zaczęłaś nowe opowiadanie pt. Małżeństwo na forum bonesfan.pl??
hm czy Małżenstwo to nowe opko?? hm ciekawe:) mam nadzieje, ze pojawi sie tu:) bo nie mam niestety czasu na bieganie po forach:(((( przez przypadek zajrzalam tam i co widze??? czekam na pozytywne rozpatrzenie mojej prosby:))))
Też mam ten problem :( ale i tak chciałabym wiedzieć czy są jeszcze jakieś inne fora z fikami o bones poza tymi dwoma?? Oczywiście chodzi mi o takie, które są w miarę na bieżąco kontynuowane... Będę wdzięczna za info:)
o ile mi wiadomo to nie ma innych for:( sa blogi, np:
http://best-of-bones.blog.onet.pl/ sa tam tez odnosniki do innych blogow z fikami, niestety rzadko dodawanymi, a szkoda, bo mnie osobiscie bardzo sie podobaja:)
Tak moje i pojawiło się juz na tym forum. Jakiś czas temu. Pare może parenaście podstron wstecz:) Ale napewno było.
widzisz i ja je czytalam:) ale, ze ja mam skleroze, niestety wiek juz sie ma:( i nie pamietalam, ale cos mi mowilo, ze....
nie wazne mam nadzieje, ze sie nie gniewasz, ze zapomnialam, ale sama nie pamietam juz tego, co czytam, co pisalam sama, coz trzeba isc dalej:)
pozdrawiam:)
aaaa tze mialam pomysl, by i tam wstawic jakies opko, ale, ze nie mam za duzo czasu, i pomyslow, to skoncze pisac tu:)
czekam na dalsze czesci Twojego opka i sama zabieram sie za moje:)
Jak obiecała wrzucam kolejną część:)
Część 32
W sobotę, punktualnie o 8 zatrąbił samochód pod jej blokiem. Wyszła, podeszła do samochodu z koszem pełnym owoców. Nie wiedziała jakie jego dziadek lubi więc kupiła wszystkich po trochę.
- Bones co Ty tam dźwigasz? - zapytał wkładając kosz do bagażnika
- Nie wiedziałam co Twój dziadek lubi więc kupiłam wszystkiego po trochę
- Bones byłaś już dzisiaj na zakupach?
- Nie dzisiaj, zdążyłam jeszcze wczoraj. Cześć Parker – powiedziała do małego
- Cześć. A ja dostanę coś z tego kosza – zapytała mały
- Parker to dla dziadka – odpowiedział ojciec
- Ale myślę, że jak ładnie poprosisz to dziadek się z Tobą podzieli – powiedziała Bones – Jedźmy już tato – ruszyli do miejsca gdzie przebywał jego dziadek
- Booth a gdzie właściwie mieszka twój dziadek?
- To takie osiedle dla starszych. Taka alternatywa domu spokojnej starości
- Aha – odpowiedziała niepewnie
- Dziadek jakieś 4 lata temu przeniósł się tam. Po prostu przestał sobie dawać rady sam. I uprzedzę Twoje pytanie. Tak chciałem go wziąć do siebie. Ale on się nie zgodził. Nie chciał być zależny ode mnie
- A tam nie jest zależny od kogoś?
- Nie. Ma własne mieszkanie. Mają tam wspólną stołówkę. Jest tam lekarz na stałe i pomoc pielęgniarzy i dużo wolontariuszy, przychodzących każdego dnia.
- Jaki on jest? - zastanawiał się czy ją choć trochę polubi
- Kochany jak to dziadek. Uwielbiam go. To on mnie praktycznie wychował – powiedział cicho. Wiedziała, że zrobili duży krok. On podobnie jak ona miał trudne dzieciństwo. Nie wiele wiedziała o jego życiu, rodzinie. Wiedziała, że ma brata, ojca alkoholika i kochanego dziadka na tym kończyła się jej wiedza – Bones opowiem Ci więcej jutro ok? - powiedział nie chciał na ten temat rozmawiać przy synu
- Tylko jeżeli będziesz tego chciał
- Chcę – powiedział krótko. Szybko dojechali na miejsce. Było to piękne osiedle. Dobrze utrzymane. Wokoło wielu ludzi w podeszłym wieku. Patrzących na nich z zaciekawieniem. Podjechali pod mały domek. Booth zatrzymał samochód z którego szybko wysiadł Park i pobiegł do drzwi, które właśnie się otworzyły a w nich ukazała się o wiele starsza wersja Bootha. Uśmiechnęła się pod nosem. Siedziała jeszcze chwilę w samochodzie dała im czas na przywitanie.
- Bones wysiadaj – powiedział mały – chodź poznasz mojego pradziadka – wysiadła z samochodu. Wyciągnęła kosz i ruszyła do drzwi.
- Dzień dobry – powiedziała podając rękę. Którą Booth senior zignorował w zamian zgniótł ją w niedźwiedzim uścisku.
- Witaj – powiedział – Ty to zapewne Bones jak mówi mój wnuk
- Tak w zasadzie dr Temprence Brennan ale jakoś nie mogę go tego nauczyć – uśmiechnęła się serdecznie. Booth stał z boku i z radością obserwował tą scenę.
- Temprence Brennan? Ta sławna pisarka? Ta której książkę mi podarowałeś? - patrzył zdziwiony
- Nie wiedziałam, że Booth dał panu moją książkę
- Dał mi wszystkie. Ale tego, że zna panią osobiście nie powiedział – popatrzył oskarżycielsko na wnuka
- Proszę mi mówić Temprence albo Brennan jak wszyscy – była zauroczona tym starszym panem
- W takim razie Ty mów do mnie Hank albo nie lepiej Paps tak mnie nazywa mój niesforny wnuk
- Niesforny? - zapytała się ze śmiechem – no w sumie masz rację jest niesforny i strasznie uparty
- Hej ja tu nadal jestem
- Wchodźmy do środka jak znam życie to Parker dobrał się do pudełka z ciastkami – powiedział prowadząc gościa do domu
- Hej ja nadal tu jestem – zawołał za nimi Booth
- No to chodź i nie marudź – odpowiedział staruszek – jak będziesz grzeczny to pozwolę ci zrobić nam herbatę – dodał śmiejąc się wesoło weszli do domu.
Bren postawiła kosz na stole w kuchni. Po czym Booth wyrzucił ją z powiedzeniem, że to jemu powierzono zadanie zaparzenia herbaty. Weszła do małego saloniku. Parker bawił się w ogródku z kotem – przybłędą
- Siadaj moje dziecko – powiedział, usiadł obok tego miłego człowieka. Rozejrzała się po salonie wszędzie było pełno zdjęć. W tym domu czuć było historię rodziny. Podniosła jedno ze zdjęć i patrzyła z zaciekawieniem – to rodzice Seleeya. Mój syn i synowa. Wiesz kim był jego ojciec?
- Tak. Powiedział mi, że jego ojciec pił. On w ogóle mało mówi o rodzinie. Poznałam kiedyś Jareda...
- Tak jest młodszy od niego o 5 lat. Bardzo się różni też od niego
- Tak jest zupełnie inny...
- Jared jest bardzo podobny do swojego ojca. Pod każdym względem. Jego nie zdołałem wyrwać z rąk mojego syna
- Ty wychowywałeś Bootha... - raczej stwierdziła niż zapytała
- Tak. Od 11 roku życia. Nie wiem co mówił mały – zastanawiał się co może powiedzieć
- Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z pewnym wydarzeniem
- Powiedział Ci? - zapytał zdziwiony pokiwała twierdząco głową – to dobrze. On nikomu o tym nie mówi...
- Powiedział, że to Ty go uratowałeś. Dzięki tobie jest tym kim jest
- Za późno dostrzegłem problem. Za późno... udało mi się wymóc na moim synu żeby oddał mi małego.
- Jest wspaniałym człowiekiem. Dzięki tobie – powiedziała
- To miło słyszeć. Mogę Cię o coś zapytać?
- Pewnie
- Powiedział mi, że jego dziecko, drugie dziecko umarło...
- David – w jej oczach zakręciły się łzy – tak był też moim synem... - przytulił ją do siebie, nie zaprotestowała ten prosty gest wywołał u niej falę szlochu. Booth stał w drzwiach już miał wejść kiedy usłyszał o czym rozmawiają. Zatrzymał się i po cichu wycofał. Tak było lepiej... wyszedł kuchennymi drzwiami do ogrodu
- Bardzo to przeżył. Ty pewnie też? - zapytał delikatnie
- Tak. Chciałam tego dziecka. Choć wówczas nie układało się między nami za dobrze
- Kiedy tu przyjechał był załamany. Obwiniał siebie o wszystko. Najbardziej bolała go strata Ciebie. Mój wnuk bardzo Cię kocha wiesz o tym?
- Tak. Ale ja nie mogę mu dać tego czego najbardziej pragnie – popatrzył na nią ze zdziwieniem – dziecka – powiedziała tłumacząc.
- Nie wydaje mi się żeby to było jego największe pragnienie.
- Pamiętam jak patrzył na synka pamiętam ból w jego oczach jak okazało się... - łza za łzą płynęła po jej twarzy... - nie mogę dać mu dziecka. Nie zniosłabym drugi raz tego bólu – starszy pan przytulił ją mocno. Płakała w jego ramionach. Uspokoiła się po chwili – przepraszam, że tak się rozkleiłam
- Nie przepraszaj moje dziecko – powiedział podając jej chusteczkę – mój wnuk bardzo Cię kocha i Ty jego też prawda?
- Ja... widzisz mnie nikt nie nauczył miłości. Wszystkich których kochałam odchodzili prędzej czy później...
- Mały nigdy Cię nie opuści. On też wiele przeszedł. Wiesz skąd ten tatuaż na jego ręce?
- Nie. Zawsze myślałam, że to pamiątka po wojsku
- I tak i nie. Zrobił sobie go w wojsku. Ale w tym miejscu miał blizny po tamtym zdarzeniu sprzed lat...
- O Boże, tak daleko to zaszło? Wiedziałam, że chciał się zabić...
- Kiedy go znalazłem był już nieprzytomny. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Uporał się z tym w końcu. I wtedy właśnie chciał pozbyć się śladu tamtych lat...
- On mało mówi o swoim dzieciństwie... oboje mieliśmy ciężkie...
- Tak oboje. Ale my tu gadu gadu a gdzie nasza herbata? - powiedział
- Pójdę go poszukać bo coś mi się zdaje, że Park zaciągnął go do zabawy na zewnątrz
- Zawołaj ich oboje – wyszła na zewnątrz. Siedział na schodach i z uśmiechem przyglądał się synowi, który zawzięcie starał się złapać kota
- Tato pomóż mi – powiedział
- Trochę ruchu ci nie zaszkodzi – zauważył Bones
- Co z naszą herbatą? - zapytała. Nie umknęło jego uwadze jej zaczerwienione oczy. Nie skomentował tego jednak.
- Już zrobiona stoi na kuchence. Parker chodź do środka – spędzili bardzo miły dzień. Po podwieczorku zaczęli przebąkiwać o powrocie.
- A musicie jechać? Zostańcie na noc. Miejsca jest dużo – Booth popatrzył na Bones pytająco. Pokiwała twierdząco głową
- Jeżeli nie będziemy przeszkadzać – powiedziała. Seleeya bardzo ucieszyła ta wiadomość
- Wy nigdy nie będziecie przeszkadzać – powiedział.
Mam nadzieję, że się spodoba. Jak zawsze czekam na wasze opinie
sliczne:) Bones i owoce:)
i ten tatuaz zakrywajacy blizny:)
dziadek slodki:)
zostana i mam nadzieje, ze wreszcie bedzie, jak bylo, a moze lepiej:)
czekam na cedeka:)
mam nadzieje ze w serialu dziadek bootha bedzie taki jak w tym opku. moze i w serialu bedzie tak rodzinnie jak tu? wzruszajaca czesc. czekam na cdk!
Jakiego fajniego Booth ma dziadka.... xD poprostu super czesc!!! ty to masz talent dziewczyno!!! ;) czekam na cD :)
Kolejna część dla was.
Część 33
Jakiś czas później, kiedy zbliżała się pora kolacji Bones zwróciła się do Bootha
- Booth ale ja nie mam nic do spania nawet szczoteczki do zębów – powiedziała
- Ja mam tu sporo rzeczy. Dam ci jakieś spodenki i koszulkę może być?
- Pewnie wystarczy – powiedziała. Jej wyraz twarzy zastanowił go. Co dziadek jej powiedział zastanawiał się
- Bones co jest grane? I nie mów, że nic bo ja przecież widzę
- To nic takiego
- Bones mnie nie oszukasz
- Możemy porozmawiać potem jak Parker pójdzie spać i Hank
- Jasne tylko żebyś się potem nie wykręcała
- Nie będę obiecuję – uśmiechnęła się słabo
Zasiedli do kolacji w wesołej atmosferze.
- Powiesz mi jak powstają pomysły do Twoich książek? - poprosił
- Paps nie proś ją o to bo będzie gadać cały wieczór – dodał z udawaną niechęcią w głosie
- Mały! Nie wolno tak mówić o gościach. Jesteś niepoprawny. Nie słuchaj go dziecko tylko opowiadaj
- Oj proszę się nie przejmować i tak bym go nie posłuchała. Już ja go znam – śmiała się wesoło
- I tak zostałem zignorowany – powiedział zabierając naczynia do kuchni – chodź synku pomożesz mi?
- A mogę posłuchać?
- No nie i ty przeciwko mnie? Ładnych czasów doczekałem – powiedział wychodząc z jadalni.
- Większość tych morderstw wydarzyła się naprawdę. Czasami tylko nieco ubarwiłam. Dodałam trochę opisów. Parę osób i książka gotowa.
- To niesamowite, że on nigdy nie powiedział, że zna Cię osobiście. Zaraz, zaraz ta pani antropolog i ten agent FBI to wy? - zrobił wielkie oczy
- Powiem wam coś w tajemnicy. Tak to my choć trochę ubarwieni. Tylko nie mówcie o tym Boothowi bo jak do tej pory nie przyznałam mu racji – zaczęli się śmiać wesoło. Opowiadała wesołe historyjki jeszcze jakiś czas. Chwilę potem dołączył do nich Booth i też miał od czasu do czasu coś do powiedzenia. W pewnym momencie Parker usiadł na klanach u Bren. Teraz już smacznie spał.
- Wezmę go i położę – powiedział
- Nie, posiedź z Hankiem a ja go położę
- Ale on jest ciężki – popatrzyła na niego tym swoim wzrokiem mówiącym „nie zaczynaj” i poszła do jego pokoju. Kładąc go na łóżku mały obudził się.
- Bones a opowiesz mi bajkę? - zapytał nie do końca rozbudzony
- Nie wiem czy potrafię. Jak będę nudzić to po prostu zaśnij – rozpoczęła swoją opowieść. Bajki zawsze kończą szczęśliwie – pomyślała. Okrywając kołderką śpiącego już wcale nie maleńkiego Parkera – dlaczego, życie nie jest takie jak w bajkach. Ale czy na pewno? Czy ja po prostu nie pozwalam sobie do tego dopuścić. Do tego szczęśliwego zakończenia. Wróciła do salonu gdzie siedział, a raczej leżał i spał tyko Booth...
- Ona jest piękna – powiedział Hank po tym jak wyszła z Parkerem – i bardzo inteligentna
- Tak, jest najlepsza – odpowiedział z dumą – i jest moją partnerką
- Ale dla Twojego serca nie tylko partnerką – popatrzył na niego
- Tak bardzo widać?
- Jak tylko weszliście wiedziałem o tym . Wyczytałem to w twoich oczach. Jest matką Davida – stwierdził raczej niż zapytał
- Tak. Ona...
- Rozmawiałem z nią dzisiaj o nim. Ona nadal cierpi po jego stracie... tak jak ty
- Wiem tyle, że przede mną nigdy się do tego nie przyzna. Paps ja ją skrzywdziłem. Bardzo... - staruszek popatrzył na niego zdziwiony. Opowiedział swoją historię oszczędził mu paru szczegółów ale i tak brzmiała paskudnie – teraz widzisz jak to jest. Ona mi nie ufa i pewnie już nigdy nie zaufa.
- Nie miałem o niczym pojęcia. Dlaczego nie zadzwoniłeś? Przyjechałbym
- Wiem, ale wówczas myślałem, że mam przy sobie ukochaną kobietę i nie chciałem Cię martwić. To był duży błąd. Za który płacę do dzisiaj i długo będę płacił.
- Nie mów tak. Jeszcze dla was zaświeci kiedyś słońce – powiedział poklepując go serdecznie po ramieniu – ja pójdę już spać.
- Poczekam aż Bones zejdzie i pewnie też pójdziemy spać – dziadek popatrzył z błyskiem w oku – każde na swoje łóżko.
Siedział chwilę przed kominkiem. Delikatna muzyka radia, ciepło kominka, wesoło tańczące płomienie wpływały uspokajająco. Nawet nie zauważył kiedy zasnął leżąc na dywanie przed kominkiem. Bones podeszła do niego.
Kiedy spał jego rysy łagodniały po ustach błąkał się delikatny uśmiech. Jest bardzo przystojny – pomyślała. Wzięła koc z kanapy, okryła go a sama usiadła obok niego na podłodze. Zaryzykowała i położyła się obok niego. On nawet przez sen czuwał nad nią. Objął ją swoimi ramionami. Ufnie wtuliła się w jego ramiona, kładąc głowę na jego piersi.
Koło 2 w nocy dziadek szedł do kuchni. Zobaczył dopalające się drwa w kominku i już miał iść je dogasić kiedy zobaczył ten piękny obrazek. Wyciągnął jeszcze jeden koc i przykrył ich delikatnie. Booth obudził się pierwszy. Podniósł głowę a jego oczom ukazał się piękny widok. Głowa Bones spoczywała na jego klatce piersiowej. Spała spokojnie jej długie rzęsy rzucały cień na miękką skórę policzków. Włosy okalającej jej piękną twarz miękko opadające na jego ramie. I dłoń która splotła się z jego dłonią. Ten widok wywołał w nim niezmierzone pokłady czułości. Popatrzył w okno, na polu było jeszcze szaro. Bezkarnie mógł jeszcze zasnąć. Przytulił ją mocniej do siebie i zasnął.
Jakz zawsze życzę miłego czytania i czekam na wasze opinie
oj jak ja chcialaby zobaczyc ten piekny obrazek... xD ja sie powtarzam ale inaczej nie moge!!!-suuper czesc :) jak kazda inna zreszta xD ;) czekam na cd :)
PS:pozdrawiam ;)
:))))) czekam na ciag dalszy:)mam nadzieje, ze ukarze sie jeszcze dzis:)
ja zabieram sie za kolejna czesc mojego:)mam nadzieje, ze sie uda:)
pozdrawiam:)
mmm sweet. bren sie przelamuje. mam nadzieje ze w nastepnej czesci bedzie juz milej. czekam na cdk
Coś dla czytelników moich wypocin:)
Część 34
Dziadek był rannym ptaszkiem, podobnie zresztą jak Bones. Za to Booth i Parker to dwa śpiochy. Tak więc Hank delikatnie prześliznął się przez salon i wszedł do kuchnio – jadalni, postawił wodę na poranną kawę. Chwilę później dołączyła do niego Bones.
- Dzień dobry – powiedziała
- Ty tez nie możesz spać? - zapytał z uśmiechem
- Ja nie lubię długo spać. Za to Booth
- On tak. Zawsze trudno było go rano ściągnąć z łóżka, od małego i Parker jest taki sam
- Najwidoczniej. Czy ja też dostanę trochę kawy?
- Pewnie – odpowiedział nalewając do kubka parującego napoju – jak się spało?
- Wygodnie – uśmiechnęła się. Nie miała wątpliwości, że starszy pan ich widział ba a nawet przykrył – rozumiem, że to Tobie zawdzięczamy koc
- Nie mogłem pozwolić żebyście zamarzli, choć na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądało żeby było wam zimno
- Paps! - powiedziała czerwieniąc się i nie do końca zdając sobie sprawę z tego jak go nazwała. Hank patrzył na nią z radością – przepraszam, nie powinnam była...
- Nie przepraszaj przecież sam Ci powiedziałem, że możesz tak do mnie mówić. Cieszę się, że traktujesz mnie tak... - nie mógł znaleźć słowa
- … rodzinnie? - zapytała – widzisz ja nie znam swoich dziadków niewiele wiem o rodzinie. A Ty jesteś takim dziadkiem jakiego zawsze chciałam mieć – wzruszenie było widoczne na twarzy Hanka. Booth stał za drzwiami i przysłuchiwał się tej wymianie zdań. Jego też wzruszyło to wyznanie
- Wiesz to najmilszy komplement jaki usłyszałem – powiedział
- To była szczera prawda
- Mnie to wyglądało na komplement – już wiem po kim Booth ma tą „zadziorność” pomyślała
- To może ja zrobię śniadanie w zamian za pyszną kawę
- A ja Ci pomogę – powiedział Booth ujawniając się
- Jak plecy po spaniu na twardej, niewygodnej podłodze? - uśmiechnęła się do niego. Dziadkowi nie umknął uwagi fakt, że jak tylko pojawił się „Mały” jej uwaga skupiona było tylko na nim.
- Może była i twarda ale spało się całkiem wygodnie – posłał jej swój najbardziej rozbrajający uśmiech.
- No to ja obudzę Parkera – powiedział dziadek i wyszedł czego oni chyba nawet nie zauważyli. Wróciła ta chemia między nimi. Mimo upływu lat i rozłąki nic się nie zmieniło.
- A Tobie jak się spało? - zapytał przerywając ciszę
- Może być – odpowiedziała uśmiechając się wesoło.
Po śniadaniu poszli do kościoła a Bones została i wzięła się za obiad. Cały weekend można zaliczyć do niezwykle udanych. Wracali późnym wieczorem, przedtem musiała obiecać, że to nie była jej ostatnia wizyta u dziadka. Jechali pustymi ulicami Waszyngtonu. Przed chwilą odwieźli Parkera do jego matki.
- Masz wspaniałego dziadka
- Wiem, Paps jest mi bardziej bliski niż moi rodzice – powiedział parkując pod jej blokiem zastanawiał się czy go zaprosi. Chciał z nią porozmawiać o swoim dzieciństwie. Choć z drugiej strony to był wyczerpujący weekend a ta sprawa nie zając nie ucieknie.
- Wejdziesz na chwilę?
- Bardzo chcę ale jest już późno a rano do pracy...
- Pewnie masz rację. Booth dziękuję za ten wyjazd. Dobrze się bawiłam
- Cieszę się, że odpoczęłaś
- Bones nie zapomnij...
- … zamknąć drzwi na klucz. Pamiętam – uśmiechnęła się, wysiadając dotknęła jego dłoni – Do jutra
- O 8?
- Tak o 8 – powiedziała i weszła do bloku.
Weszła do mieszkania, na stoliku zauważyła swój telefon którego zapomniała zabrać. Dawniej nie mogłaby się obejść bez telefonu a teraz przez weekend nawet nie poczuła jego braku. Wzięła go do ręki. O kurcze Ang się pewnie wścieka i martwi jedyne 24 nieodebrane połączenia. Wykręciła nr do przyjaciółki.
- Hej Ang...
- Bren czyś ty oszalała! Ja o mały włos a zawału nie dostałam. Nie odbierałaś przez cały weekend!
- Ang spokojnie bo zaszkodzisz dziecku – próbowała ją uspokoić
- Ty mi tu nie wyskakuj z takimi tekstami. A tak w ogóle gdzie byłaś i dlaczego nie zabrałaś telefonu?
- Ang naprawdę nic mi nie jest i uprzedzę twoje kolejne pytanie nie spędziłam go samotnie w domu. A telefon nie jest mi już do szczęścia potrzebny
- Co? Ty bez telefonu?
- Tak ja bez telefonu. Byłam za miastem
- Czyli znowu praca? Bren...
- Nie, nie pracowałam. Byłam z Boothem i Parkerem u jego dziadka – Angele chyba zatkało bo zapadła w słuchawce głucha cisza – Ang jesteś tam?
- Jestem, jestem. Tylko jestem w lekkim szoku. Ale i bardzo się z tego cieszę. Słuchaj a może małe winko jeszcze dzisiaj? Jest dopiero 19
- Ang – już miała się wykręcić ale rozmowa z Angelą dobrze by jej zrobiła – wiesz co będę u was za pół godziny. A kolację też dostanę?
- Pewnie – Bren zamówiła taksówkę i wyszła przed blok z postanowieniem, że musi sprawić sobie samochód i to szybko. Jak obiecała, pół godziny później pukała do drzwi Hodginsów.
- Hej Ange, nie potrzebnie się martwiłaś nic mi nie jest jak widzisz
- Oj widzę, widzę. Wchodź zaraz będzie kolacja. Potem wyślemy Jacka do jego robaczków. A my sobie usiądziemy z kieliszkiem wina w ręce
- Jeżeli chodzi o kolację Jacka i jego robaczki to ok a le wina to tobie chyba nie wolno.
- Oj czepiasz się. Wiem, że mi nie wolno
- To ja do towarzystwa również poproszę soczek
Po pysznej kolacji zasiadły z kieliszkiem soku przed kominkiem
- Opowiadaj jak było – powiedziała jak zawsze ciekawa Angela
- Normalnie a jak miało być
- Bren – popatrzyła z takim wzrokiem na nią
- No pojechaliśmy w sobotę rano. Mieliśmy wrócić wieczorem ale tak się złożyło, że dopiero dzisiaj. Paps jest wspaniały wiesz
- Paps?
- No dziadek Bootha
- A to już nie pan Booth tylko Paps?
- Tak Ang. wiesz zawsze chciałam mieć takiego dziadka.
- No i teraz masz
- Chyba tak. Ang ja nie wiem co robić gubię się w tym wszystkim
- Czy wy...
- Nie, nie spaliśmy ze sobą.
- Oj kiedy wy w końcu... nie mam do was siły.
- To wszystko nie jest takie proste
- Jak to nie? Kochacie się? - Bren wzruszyła ramionami – ok czy Ty go kochasz? Bo on ciebie na pewno
- Minęło tyle czasu... a ja wciąż jak go widzę to...
- Masz motyle w brzuchu?
- Tak Ty to tak nazywasz a ja... choć ja nie potrafię wyjaśnić tego racjonalnie...
- Bo uczucia nie są racjonalne. Kochana olej racjonalizm i bądź szczęśliwa
- Ja chyba na to nie zasługuje ostatnia moja próba skończyła się bólem nie tylko moim Ang...
Jak zawsze czekam na wasze opinie i życzę miłgo czytania
ojj:)a czemu tak smutasnie zakonczylas???
czekam na cdk:)
ja niestety nic nie napislam, buu, jutro postaram sie zakonczyc to opko:)
pozdrawiam:)
moze juz nie dlugo bren sie przelamie i wyzna boothowi ze go kocha. bo wszyscy wiemy ze tak jest. czekam na cdk!
zmykam pisac zakonczenie fika:) ps nadal czekam na cedeka:)
mam nadzieje, ze niedlugo go przeczytam:)
jak zawsze super...;) jaki fajny jest ten dziadek Bootha... :) oj ciekawe co dalej xD z niecierpliwoscia czekam na cd !! ;)
Kolejna wypocina gotowa:)
Część 35
- Ja chyba na to nie zasługuje ostatnia moja próba skończyła się bólem nie tylko moim Ang...
- Bren. To nie prawda, że na to nie zasługujesz! Nawet tak nie myśl
- A jak mam myśleć? Skoro wszystkie moje próby kończą się porażką? Nawet moje dziecko to czuło i wolało...
- Bren przestań! - powiedziała teraz już nie na żarty wściekła Angela – jak możesz tak mówić? Takie rzeczy się czasami zdarzają
- Tak. Zwłaszcza kiedy próbuję być szczęśliwa – powiedziała z goryczą w głosie
- Bren! Przestań tak mówić! Nie powiem miałaś parę razy pecha. Ale popatrz gdyby nie David Parker pewnie by już nie żył. A tak jest normalnym, całkiem zdrowym dzieckiem.
- W końcu na coś moje nędzne życie się przydało.
- Bren! Nie ja mam dość słuchania tych bzdur. Posłuchaj mnie uważnie. Nikt nie zasługuje na szczęście bardziej niż Ty. Ty i Booth. Bo żadne z was bez drugiego nie istnieje. I nie mów mi, że go nie kochasz bo ja w to nie wierzę
- W tym sęk, Ang. ja go kocham tak bardzo, że chcę żeby sobie ułożył życie beze mnie. Z kimś kto da mu to czego pragnie
- Z tego co wiem to ciebie pragnie najbardziej
- Dziecka... Ang ja mu go nie dam
- Nie wierzę, że to powiedział
- Nie powiedział. Ale znam go nie od dziś. Ja więcej nie chcę dzieci. To za bardzo boli. Za bardzo...
- Słuchaj odpowiedz mi na jedno pytanie, tylko szczerze
- Zawsze mówię szczerze
- Ok. no to czy wyobrażasz sobie życie bez Bootha? Wyobrażasz sobie, że on znajduje jakąś piękną, inteligentną kobietę która go poślubi i da mu dziecko. Wyobrażasz sobie taką sytuację? Chciałabyś tego? Już nigdy nie byłoby tak samo. Nigdy. Zająłby się żoną, dzieckiem. Poszłabyś w odstawkę. Wyobrażasz sobie taką sytuację? - patrzyła wyczekująco na przyjaciółkę a ta z trudem powstrzymywała się od płaczu. Aż w końcu nie wytrzymała
- Nie Ang. nie potrafię – i rozpłakała się na dobre. Agnela przytuliła ją najmocniej jak potrafiła. W końcu to do niej dotarł – pomyślała – pytanie czy coś z tym zrobi – chyba bym tego nie zniosła...
- Nie chyba a na pewno. Posłuchaj przecież nie musisz już podejmować decyzji. Daj sobie i jemu czas. Nie odmawiaj mu na samym początku. Pozwól mu przekona Cię jak bardzo kocha i czego chce – siedziały jeszcze chwilę
- Ang przepraszam
- Nie masz za co. Od tego ma się przyjaciół
- Ale ze mnie marna przyjaciółka. A Ty jak się czujesz? Bo z zewnątrz wyglądasz kwitnąco
- I tak się czuję. Choć nie do końca to do mnie dociera. Widzisz prawie dwa lata staraliśmy się o dziecko.
- Miałaś jakieś problemy?
- Mam jeden niedrożny jajowód. A wiesz jak to jest z jednym szanse drastycznie maleją...
- Przykro mi, nie miałam pojęcia
- Nikt nie wiedział poza nami. Tak było lepiej. No i kiedy praktycznie straciliśmy nadzieję stało się. Zaszłam w ciążę. Jack szaleje ja zresztą też
- Fajnie, że wam się udało – w tym momencie zadzwonił telefon Bren – to Booth – odebrała połączenie - Cześć Booth stało się coś? - słuchała chwilę – ok wiesz co ale przyjedź po mnie do Angeli – znowu słuchała uśmiechając się coraz szerzej – tak babski wieczorek z kieliszkiem soku w ręce. Ok czekam pa.
- Stało się coś?
- Znaleźli kości podczas rutynowego patrolu samochodu. Kierowca zwiał ale kości zostały. W sumie to zaczynamy jutro ale Cullen sam zadzwonił czy moglibyśmy się zająć tym jeszcze dzisiaj. Tak więc zaczynam już dzisiaj.
- To ja pójdę po Jacka...
- Spokojnie przyjdźcie rano jak było zaplanowane. Ja zrobię wstępne oględziny na miejscu. Zawiozę do instytutu i pojadę się przespać
- Tak już to widzę
- Spokojnie ktoś mnie do tego na pewno zmusi – powiedziała wstając z uśmiechem
- Bren pomyśl nad tym co Ci powiedziałam. Proszę
- Nie ma sensu Angela – powiedziała i wyszła słysząc dźwięk klaksonu.
Zajechali na miejsce. Booth poszedł do policjanta który przeprowadzał patrol. A Brennan do bagażnika w którym były kości. Podszedł do niej Booth.
- I co mamy Bones? - uśmiechnęła się pod nosem – no co? - zapytał
- Nie nic. Tylko wiesz dopiero teraz jak usłyszałam to Twoje „Co mamy Bones” poczułam, że tak naprawdę wróciłam
- Świetnie Bones ale zapytam jeszcze raz co mamy? - dodał uśmiechając się wesoło.
- Kształt miednicy wskazuje na kobietę. Kształt czaszki wskazuje, że była biała. Brak zębów mądrości wskazuje na osobę małoletnią ok 15 – 16 lat
- Cholera to jeszcze dziecko. Jak zginęła?
- Widzę ślady, prawdopodobnie po nożu na żebrach oraz czaszce. Więcej będę mogła powiedzieć po dokładnym badaniu w laboratorium. Można zabrać ja do instytutu.
W godzinę później stała pochylona nad metalowym stołem oglądając kości. Potwierdziła to co już na miejscu. Czyszczenie kości zostawiła na rano Wendallowi. Rekonstrukcję Angeli, zebrała jeszcze próbki dla Hodginsa. Zgasiła światło na platformie i skierowała się do swojego biura gdzie na kanapie spał nie kto inny jak Booth. Popatrzyła na zegarek dochodziła 2 w nocy. Potrząsnęła jego ramię
- Booth wstawaj, hej – on jest niepoprawnym śpiochem zastanawiała się jak go obudzić. W zasadzie jak spał był bardzo, bardzo przystojnym facetem. Zbliżyła swoje usta do jego i delikatnie pocałowała. Chwilę później oboje byli pochłonięci całowaniem się, zatracali się w sobie. Brennan oderwała się od niego. Patrzyła w jego piękne czekoladowe oczy. Widziała w nich odbicie własnych uczuć.
- Zawieziesz mnie do domu? - zapytała z resztką opanowania
- Tak – powiedział niepewnie. Obudziło go delikatne muśnięcie jej ust, nie potrafił się im oprzeć. Oddawała mu pocałunki z równą pasją. Jechali w pełniej napięcie ciszy. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać. Zaparkował pod jej blokiem.
- Bones tylko mi nie mów, że żałujesz
- Nie powiem, że żałuję. Bo byłoby to kłamstwem – powiedziała wysiadając. Wysiadł z nią
- Tempe – powiedział miękko – nie odsuwaj się ode mnie
- Booth ten pocałunek... wiem, że... - nie wiedziała jak mu powiedzieć, że wie co on czuje. I co ona czuje
- Temprence kocham Cię i nic tego nie zmieni – uśmiechnęła się podeszła do niego i delikatnie jeszcze raz pocałowała. Potem weszła do klatki zostawiając oniemiałego Bootha koło samochodu
Życzę miłego czytania i jak zawsze czekam na wasze opinie
Powoli zmierzam do końca. Ale kolejną część daję pod waszą ocenę
Część 36
Weszła do swojego mieszkania, wzięła głęboki oddech i zastanawiała się co najlepszego zrobiła. Sprowokowała go. Teraz już na pewno nie odpuści. Będzie chciał więcej. Najdziwniejsze, że wcale jej to nie martwiło. Nic a nic...
W końcu chyba rozumiem o co w tym wszystkim chodzi – myślała – to co mówiła Angela. Dać szansę miłości. Co ja bym bez niej zrobiła.
Zanim położyła się spać wysłała jej jeszcze sms „Dzięki Ang. To był dobry wieczór”
Booth jechał do domu jak w transie. Zastanawiał się czy to co przeżył był jakimś snem może zjawą? Był oszołomiony. Wszedł do domu. Wziął prysznic i położył się na łóżku. Tyle, że sen nie przychodził. Nadal czuł smak jej ust. Czuł jej zapach. Nie wiedział co nią powodowało. Cokolwiek to było był temu czemuś wdzięczny. Wiedział, że to co ona do niego czuje to nie tylko pożądanie. Widział to w jej oczach kiedy oderwali się od siebie tam w jej biurze... przewrócił się na bok z nadzieją, że choć na chwilę uda mu się zasnąć...
O 6 wstał z łózka. Pożegnał się z nadzieją na sen już dość dawno. Ubrał się i wyszedł. Nie mógł się doczekać spotkania z nią. Po prostu nie mógł. Kupił po drodze śniadanie i punktualnie o 6:55 zapukał do jej drzwi...
popatrzyła na zegarek 6:30 czas wstawać. Booth przyjedzie co prawda za jakiś czas bo dzień wcześniej umawiali się na 8. Miała więc chwilę na prysznic i może jakieś zakupy. Bo w lodówce było pusto. Już nawet przeterminowanego jogurtu tam nie było. Wyszła spod prysznica kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Jak to Booth to osobiście go zabiję – myślała idąc do drzwi. Popatrzyła do judasza. - no tak a któż by inny o tej porze się dobijał.
- Booth czy Ty wiesz, że nie ma jeszcze 7? - powiedziała otwierając drzwi stał w progu z papierową, torbą trudno się nie domyśleć co w niej było, uśmiechnięty od ucha do ucha
- Pomyślałem, że jak nic się u ciebie nie zmieniło to w lodówce masz jedynie jogurt który ważność stracił jakiś czas temu – wyglądała ślicznie pewnie tyle co wyszła spod prysznica
- I tu się mylisz – popatrzył na nią zdziwiony – nawet jogurtu nie ma – dodała z uśmiechem – zrobisz kawę? Ja się ubiorę – pokiwał twierdząco głową. Weszła do sypialni. Przy nim nawet w szlafroku czuła się naga. Widziała jak pożera ją wzrokiem. O matko jakie myśli chodzą mi dzisiaj po głowie z samego rana. Szybko się ubrała i wróciła do jadalni
Tylko spokojnie stary – mówił do siebie – spokojnie. Cholera jak mam być spokojny patrząc na nią? Chyba za długo żyłeś w celibacie – kontynuował swoją tyradę w duchu.
Weszła do jadalni w momencie w którym stawiał kubki z kawą na stole.
- Śniadanie gotowe kawa też – powiedział z uśmiechem
- Dzięki – odpowiedziała siadając – no dobrze a teraz powiedz mi co Cię sprowadza o świcie – w sumie to chyba znała odpowiedź
- Nie mogłem spać – powiedział z powagą w oczach – nie po tym co się wydarzyło w nocy – odpowiedział szczerze
- A ja spałam bardzo dobrze – odpowiedziała siląc się na powagę.
- Bardzo śmieszne Bones, bardzo śmieszne
- Booth przecież to tylko pocałunek
- Tylko? Ty to nazywasz tylko – powiedział lekko rozczarowany – dla ciebie tyle to znaczyło? - spoważniała widząc jego zawiedzioną minę myślała, że podchwyci jej żart. Ale on po prostu poczuł się urażony co wcale nie było jej celem
- Przecież powiedziałam Ci, że nie żałuję. I zdania nie zmieniłam – położyła swoją dłoń na jego dłoni – przepraszam nie chciałam Cię urazić. Znasz mnie i wiesz, że ja nic nie robię pochopnie – miała rację. Nigdy nie robiła niczego pochopnie. Więc skoro to było przemyślane... nagle go oświeciło ona tego chciała. Wiedziała co robi
- Bones Ty... - powiedział nie dowierzając temu do czego właśnie doszedł
- Wiedziałam co robię – nachyliła się w jego stronę czekając na jego reakcję. Nie musiała na nią długo czekać. Zdecydowanie sięgnął jej ust. Złożył na nich delikatny pocałunek rozchyliła swoje usta pozwalając mu na więcej. Skorzystał z okazji i pogłębił pocałunek. Chwilę później stali już oboje. Całowali się zapominając o wszystkim dookoła. Ta magiczną chwilę przerwał im telefon agenta.
- Cholera – powiedział odbierając – Booth – słuchał chwilę – dobrze dziękuję – rozłączył się – znamy już właściciela samochodu. Niestety czas wracać do pracy.
- Tak chyba czas – powiedziała przytulając się do niego. Mogłaby w jego ramionach zostać na zawsze. Wiele muszą się jeszcze o sobie nauczyć. Ale jedno co wiedziała to, to, że zrobi wszystko żeby się udało. A czas pokaże co z tego wyjdzie – Booth nie wiem co będzie dalej...
- Ja też nie wiem. O jedno tylko proszę nie uciekaj ode mnie
- Tyle mogę obiecać a nawet więcej. Kocham Cię Booth. Kocham odkąd pamiętam ale... - nie wiedziała jak mu powiedzieć o swoich obawach żeby go nie urazić. Spojrzała w jego oczy. Były czekoladowe jak zawsze tyle, że teraz podejrzanie szkliste. Zamrugał nimi nie zdołał jednak całkiem tego opanować. Podniosła dłoń do jego twarzy i delikatnie otarła łzę. Przytulił ją jeszcze raz mocno. Najmocniej jak potrafił
- Ja też Cię kocham – powiedział
- Wiem Seeley. Ja to wiem – wyszli
- To gdzie teraz? - zapytał
- Do instytutu. Trzeba się przywitać z resztą opowiedzieć o sprawie. Potem możemy jechać do tego właściciela samochodu
- To jedźmy – do instytutu dotarli lekko spóźnieni przez korki i nie tylko. A tam już wszyscy pracowali. Nie musiała nic nikomu mówić. Każdy z nich wiedział co ma robić. - Cześć – powiedziała wchodząc na platformę – widzę, że już zacząłeś oczyszczanie kości
- Tak. Jestem tutaj od 7. nie mogłem się doczekać tej pracy nudziło mi się biurko i w ogóle fajnie wrócić – odpowiedział Wendall
- A mówią, że to ja jestem pracoholikiem. Gdzie Angela?
- U siebie. Zabrała czaszkę jak tylko ją oczyściłem
- Dzięki. Panie Bary a co doktoratu to dzisiaj o 15 w moim biurze
- Dobrze – powiedział
Zeszła z platformy. Po drodze minęła Jacka przy którym stał Booth
- Masz już coś ciekawego?
- W zasadzie nie za wiele. Ten chłopak preferował naturalne włókna. Prawie nic nie dostało z jego ubrań. Próbki które pobrałaś z bagażnika to ziemia. Ze składu można wywnioskować, że wcześniej ciało było zakopane na obrzeżach miasta. Dokładnie południowo – wschodnia część.
- A co z czasem zgonu?
- Niestety te robaki pochodzą raczej z miejsca pochówku niż z miejsca zabójstwa. Na podstawie tych materiałów nie mogę zbyt wiele powiedzieć
- Dzięki – skierowała się do Angeli
Booth pozostał przy Hodginsie
- Co tam u was słychać – zapytał Jack nie podnosząc głowy znad mikroskopu
- U nas? - zapytał
- Słuchaj. Ja naprawdę nie jestem ślepy. To, że patrzę w mikroskop nie znaczy, że nic innego nie widzę. Coś się zmieniło przez weekend
- Angela Ci coś mówiła?
- Nie za wiele. Tyle, że dostała w nocy dziwnego sms po którym uśmiech nie schodził jej z twarzy
- Nie spaliśmy ze sobą jeżeli już chcesz wiedzieć. Ale masz rację zmieniło się.
- To akurat widać przede wszystkim po tobie. Brennan nigdy nie okazuje emocji w pracy
- Tak w tym masz rację – rozmawiali dalej...
- Cześć Angela – powiedziała wchodząc do jej gabinetu – masz już twarz?
- Nadal się „robi” kochana twój sms powalił mnie na podłogę.
- Ang sms nie może... tak się tylko mówi prawda?
- Tak a znaczy tyle, że jestem w szoku tzn zdziwiona
- Przemyślałam sobie to co mi powiedziałaś i nie wiem co z tego wyjdzie. Ale też nie mam zamiaru temu czemuś przeszladzać
- Bren czy wy... – zapytała podekscytowana
- Nie spaliśmy – usłyszała jęk zawodu przyjaciółki – ale pocałowałam go a rano...
- To spaliście ze sobą czy nie – powiedziała zniecierpliwiona
- Nie odwiózł mnie do domu i pojechał do siebie. Przyjechał o świcie ze śniadaniem. I rozmawialiśmy. O tym pocałunku.
- Tylko nie mów, że powiedziałaś, że żałujesz – przybrała wojowniczą postawę.
- Nie. Nie powiedziałam, że żałuję ale powiedziałam mu... - na twarzy Angeli malowała się delikatnie mówiąc złość
- Pewnie znowu coś palnęłaś. Kiedy ty w końcu przyznasz...
- ...powiedziałam mu, że go kocham – przerwała jej wywód – od dawna – oczy przyjaciółki zrobiły się okrągłe ze zdziwienia
- Nie wierzę – powiedziała zdziwiona
- Angela zastosowałam się do twojej rady powinnaś być zadowolona – powiedziała
- Jestem tylko nie myślałam, że tak łatwo dasz się przekonać – w tym momencie na ekranie pojawiła się zrekonstruowana twarz nastolatka. Popatrzyły w tamtą stronę
- O jasna cholera...
Życzę miłego czytania jak zawsze:)
swietna czesc:) czekam na kolejna:)
moja moze sie napisze dzis i to bedzie EPILOG, musze przysiasc i zawrzec wszystko w jednej czesci:)
a Ty tez tam nie leniuchuj, heh:)
pozdrawiam, milego pisania:)
O jasna cholera!
Jak mogłaś tutaj przerwać? No jak? Teraz z tęsknoty będę usychać :)
Świetne są wszystkie częsci, Spragniona nowych tekstów dokopałam się nawet do Twojego opowiadania w "zakończenie 5" :D
Serio? Myłabym wdzięczna bardzo :P Mój mail to mashe@vp.pl
Jeśli tylko nie sprawi Ci to kłopotu, to mogłabyś mi wysłąć wszystkie swoje teksty? Byłabym zobowiązana :D
No, moja ekscytacja twoją propozycją sięgnęła zenitu, aż popełniłam same literówki xD Byłabym wdzięczna, w każdym razie :D
Jeszcze jedna część dzisiaj. reszte może jutro:)
Część 37
- O jasna cholera – powiedziała Brennan
- Znasz go? - zapytała zdziwiona
- Nie ale czy on ci kogoś nie przypomina?
- Nie wiem, nie sądzę – artystka patrzyła uważnie na zrekonstruowaną twarz – o jasna cholera! - wykrzyknęła – ale to nie może być on
- Wiem ale podobieństwo...
- Z tego co wiem Sweets jest jedynakiem
- Sweets jest dzieckiem adoptowanym. Odebranym rodzicom po tym jak szpital zgłosił na policji znęcanie się prze jego biologicznych rodziców nad nim. Jeżeli to faktycznie jego brat
- To musiał się urodzić później
- Dokładnie. W bazie FBI powinni mieć DNA Sweetsa, musimy tylko znaleźć materiał porównawczy. Idę zobaczyć
- A ja ściągnę jego DNA do naszej bazy. A w ogóle gdzie jest Sweets?
- W Iraku, jako psycholog
- To dzieci na wojnę posyłają?
- Angela nie wiedziałam, ze przejmujesz zwyczaje Bootha
- Jakie zwyczaje – zapytał wchodząc do gabinetu Angeli popatrzył na monitor – czy to nie jest...?
- Nie z pewnością nie jest to Sweets raczej jego młodsza kopia
- Ale on... w sumie jest to możliwe. Jest adoptowany a jego rodzice mogą jeszcze żyć albo i nie...
- Idę poszukać materiału do badań DNA
- Ja już ściągnęłam jego
- Ok – i wyszła
- To niesamowite. Chyba będę musiał pogrzebać w Jego przeszłości.
- Jeżeli okaże się to prawdą ściągniesz go?
- Zależy co to będzie za prawda. Choć moim zdaniem powinien poznać prawdę niezależnie od tego jaka będzie
- Pewnie masz rację. A jak jest między wami?
- Angela – jęknął – przed chwilą takie pytanie zadał mi Jack. Zapytaj męża – dodał z uśmiechem i wyszedł. Artystka – niepoprawna romantyczka pokiwała z politowaniem głową
- Jak dzieci – powiedziała do siebie.
Bren stała przed stołem do badań. W zasadzie raczej tym się nie zajmowała. Choć to też potrafiła. Miała też odpowiedni doktorat. Muszę zatrudnić kogoś do tych badań -= myślała. W chwilę później miała wyniki przesłała je do Angeli. Po drodze do jej biura zawołała chłopaków. Weszli razem
- Ang wysłałam ci wynik możesz porównać – Angela wyświetliła na ekranie dwa DNA i porównała. Niewątpliwie ta dwójka była spokrewniona – no cóż spodziewałam się tego.
- Trzeba go zawiadomić i ściągnąć. Powinien wiedzieć – powiedział Jack
- A jak to sobie wyobrażasz zadzwonię i powiem „Cześć Słodki. Co słychać. Musisz wracać a tak przy okazji masz brata i właśnie znaleźliśmy jego kości”
- To nie byłoby właściwe – powiedział Wendall
- Po prostu ściąg go tutaj. I dopiero mu powiemy – powiedziała Bren
- Ok Bones jedziemy – powiedział do partnerki
- Zaczekaj chwilę. Wendall czy znasz kogoś kto chciałby u nas praktykować w laboratorium?
- Tzn?
- Chodzi o badanie tkanek, DNA i różne analizy. Mogę to robić ale jakby chciał ktoś praktykować to postaram się o jakieś stypendium. Mogę zatrudnić już doktora ale jakby ktoś chciał dostać szansę to niech się zgłosi
- Znam kogoś takiego ma dopiero 17 lat ale w jest już na 2 roku
- Ok przyślij go do mnie
- Ją – popatrzyła na niego zdziwiona – to dziewczyna, moja siostra. Chce się starać o stypendium u nas ale dopiero na 3 roku bo dostałaby skierowanie z uczelni.
- Ok to przyślij ją – zaczęła wychodzić
- A kiedy może przyjść?
- Kiedy chce – i wyszła
- Wendall nie mówiłeś, że masz taką zdolną siostrę – powiedziała Angela
- Katy jest druga. Mam jeszcze oprócz niej 2 braci bliźniaków. Mają po 11 lat
- Super
Booth użył całego swojego „wdzięku” do ściągnięcia Sweetsa z Iraku bez wyjawiania przyczyny.
- Dowiedziałeś się czegoś o jego rodzicach?
- Tak. Jedźmy powiem Ci po drodze – wsiedli do samochodu – zidentyfikowaliśmy go po zdjęciach zębów. To Andrew Brey. Jego rodzice Amelia i Clark po stracie Sweetsa. Byli pod stałym nadzorem policyjnym i psychologicznym. Wyszli na prostą. Z raportów kuratora jest u nich wszystko w porządku. Nadal co jakiś czas ich odwiedza. Jest jeszcze jedno dziecko 10 letnia Emily. Zgłosili zaginięcie syna 8 miesięcy temu nie wrócił ze szkoły. Był przykładnym uczniem. Dobrze się uczył. Był raczej odludkiem. Miał tylko jednego przyjaciela Eryka. Od czasu historii z Sweetsem są przykładną rodziną. Dwa lata później chcieli odzyskać syna. Niestety był za późno. Nic w sądzie osiągnęli.
- Wątpię czy chciałby do nich wrócić. Przeżył piekło nie mając nawet 6 lat. Pytałam go kiedyś czy próbował odnaleźć rodziców. Powiedział, że jego rodzice zmarli. A o tamtych nie chce słyszeć.
- Też go kiedyś pytałem. Nie ma mu się co dziwić – dojechali pod dom państwa Brey. Zapukali. Najbardziej nie lubił tego momentu.
- Dzień dobry. Amelia Brey?
- Tak to ja. W czym mogę pomóc
- Agent specjalny Seeley Booth dr Temprence Brennan . Możemy porozmawiać?
- Proszę – wpuściła ich do środka – chodzi o Andrew? Znaleźliście go? Gdzie on jest?
- Pani Brey. Przykro nam – kobieta zachwiała się i upadła. Podnieśli ją i położyli na sofie – wezwać pogotowie?
- Nie, dziękuję. Mogliśmy się tego spodziewać. Tylko wciąż żyliśmy nadzieją, że może jednak...
- A pan Brey?
- Jest w pracy, Emily w szkole. Boże jak my jej to powiemy. Uwielbiała swojego brata. Ma dopiero 11 lat – płakała
- Bardzo nam przykro. Ale musimy zadać parę pytań. Może wpadniemy jak będzie pani mąż?
- Zaraz powinien być razem z Emily – do domu weszli wspomniani lokatorzy – Clark państwo są w FBI – Bren dostrzegła podobieństwo między panem Brey a Sweetsem – w sprawie Andrew – jedne rzut oka na żonę wystarczył
Wyszli od nich godzinę później. Właściwie nic ciekawego się nie dowiedzieli.
- Wychodzi na to, że oni naprawdę się zmienili. Widziałaś zdjęcie to czarno – białe na komodzie?
- Sweets. Tak zauważyłam. To dziwne
- Wiem...
- Kiedy przylatuje?
- Jutro koło południa. Mamy po niego jechać. Nie mam pojęcia jak mu to powiedzieć – powiedział
- Zawieź mnie do instytutu. O 15 umówiłam się z Wendallem na rozmowę o jego doktoracie.
- Ok. ja poszperam jeszcze może coś znajdę. O której przyjechać po ciebie?
- Nie wiem o której skończę.
- Bones
- Tak wiem, wiem nie samą pracą żyje człowiek – uśmiechnęła się do niego – zadzwonię do ciebie ok?
- Jak nie to wiesz, że ja się zjawię?
- Tak wiem – poszła do siebie.
- Na jakim etapie jest twoja praca? - zapytała na wstępie
- W zasadzie to ja ją skończyłem ją już dawno. Tylko nie miałem jak jej obronić
- No to możesz mi ją przynieść. Przeczytam. Cieszę się, że mimo przerwy nie odpuściłeś. Bardzo się cieszę. W takim razie to mamy z głowy. Powiedz mi coś o siostrze
- Jest zdolniejsza niż ja. Już ma za sobą prawie 2 lata studiów zrobione w dwa semestry. Miała składać o stypendium na sesję jesienną. Chciałem z Tobą o tym porozmawiać
- Mówiłeś jej?
- Tak powinna już tu być
- No to idź ją poszukaj – chwilę później przyprowadził typową nastolatkę. Bardzo mądra nastolatkę trzeba dodać. Rozmawiała z nią chwilę. Była inteligentną osobą.
- Podsumowując w zasadzie gdyby nie Wen nie miałabym tej szansy. On nas utrzymywał odkąd dostał stypendium. Jak dostał pracę u przyjaciela. Opłacił mi czesne na studia i wszystko załatwił. A teraz to
- Posłuchaj mnie. Jak chcesz możesz tu przychodzić jak będziesz potrzebna. Oczywiście po szkole...
- Mam indywidualny tok studiów
- No to jeszcze lepiej. Możesz tu się uczyć. Głównie chodzi o laboratorium analizy, dopasowanie DNA, toksykologia i wszystkie prace z tym związane. Oczywiście na początku będzie to pod nadzorem. Ale jak będziesz sobie dawała radę to będziesz sama pracować. Dostaniesz też wynagrodzenie jak praktykanci
- A co ze stypendium?
- Jak się sprawdzisz to je dostaniesz
- Dziękuję na pewno dam z siebie wszystko – pożegnała się i wyszła. Bren wyszła ze swojego biura. Angela z Hodginsem właśnie kończyli pracę. Wendall pokazywał siostrze jej nowe miejsce pracy. Pewnie tez zaraz pójdą. Ona usiadła jeszcze do kilku raportów nad którymi zastał ją Booth
- Bones zbieraj się i bez gadania – wiedziała, że dyskusja z nim nie ma sensu. Wzięła torbę i poszła za nim do samochodu...
Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)