Treść? Przecież wszytsko jasne...;)...................................................
Też mi coś takiego błąkało się w głowie . Mielonka xDD.
Aa opowiadanko bardzo fajne czekam na ciąg dalszy, i znacznie dłuższy.
Mooje opowiadanie pojawi się w tym tyg nie wiem kiedy dokładnie
Witajcie Dziewczęta:-)
Zjawiam się po długiej nieobecności. Opowiadania przeczytane, zaległości nadrobione:) Cieszę się, że Beata złapala wreszcie wenę twórczą i skrobnęła parę słów. Podoba mi się opowiadanie Aguś, bo sama w pewnej chwili myślałam o tym, by napisać coś podobnego. Połączenie wątku kryminalnego i rodzinnego - to lubię. No i oczywiście chylę czoła przed Marlen i jej przewspaniałym B&B show. Witam także wszystkie nowe osoby:) (Suave, gratuluję, Twoje dzieło naprawdę trzyma w napięciu). Tyle ode mnie, mam pewien pomysł, postaram się go zmaterializować w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam:)
Mino.
aguŚ
Oj. Nie podoba mi się ta cała sytuacja. Ale Booth się pięknie zachował. Oh, tak... Bardzo pięknie.
Kiedy następna częśc?
B-A
Nie wiem dlaczego, ale zaintrygowałaś mnie pisząc o tym nożu, ale pewnie to takie jakieś moje przeczucia.
Ciesze się, że napisałaś i zapełniaś tę dużą pustkę!
Kto pisze?
kgadzinka zgłasza obecność. suave, nie wiem, czy ty wiesz, ale ja czekam na dalszą część....hm....
beatka, miło że wróciłaś! mino nawet widzę. czego bones nie może dokonać, zrobi to weekend:)
Dziękuję Ci bardzo:* i tłumaczom:**
to był naprawdę świetny odcinek- piosenka na końcu zmusiła mnie do przekopywania youtube'a ( na szczęście z sukcesem:-), zresztą poprzedni też wycisnął mi kilka łez z oczu i mam nadzieje, że Booth kupi jakiegoś psa Brennan. Myślę, że to by był najlepszy prezent dla niej ( przynajmniej od czasu Jaspera i smerfa Ważniaka;P)
serdecznie pozdrawiam autorki!
no proszę, nawet Shan się pojawiła!
uhu, ludziska, zapowiadam szóstą (ostatnią) część Gwatemali. Już jej miało nie być, jak postanowiłam wracając ze szkoły... ale coś mi się przypomniało, coś skojarzyłam, na coś wpadłam, coś wymyśliłam.... i oto rezultat.
Brennan nie była pewna, czy to, co widziała, widziała naprawdę. W każdym razie nawet jeżeli to było prawdą, nie chciała tego widzieć. Odrzucała od siebie myśl, że coś takiego mogło się stać. Jej mózg nie działam normalnie, ona nie była w stanie myśleć normalnie, więc to na pewno nie było normalnie.
Ale... to było możliwe.
Przytomność wracała jej z każdą minutą, którą spędzała na powietrzu. Dziękowała w duchu wszystkim możliwym osobom, które się do tego przyczyniły, i jednocześnie błagała, by to działo się naprawdę. By to naprawdę Booth niósł ją na rękach, by to twarz Christie pojawiała się co jakiś czas nad jego ramieniem, by to głos Hodginsa oznajmiał im, gdzie mają się kierować.
I kiedy już na dobre w to uwierzyła, kiedy już czuła się na tyle bezpieczna, by zamknąć oczy i wierzyć, że to prawda, że nie umrze w tej zapyziałej, pełnej trupów piwnicy zapomniana przez wszystkich, to zaczęło się dziać nie tak, jak powinno.
Kiedy schodzili z góry, znikąd pojawił się przed nimi samochód pełen mężczyzn z bronią w ręku.
Słyszała krzyki, angielski mieszany z hiszpańskim. Z trudem je tłumaczyła, ale po chwili już nie musiała. Padły strzały. Krzyki. Śmiech. Ktoś wołający o pomoc. Popędzanie. Kłótnia. Plusk wody.
Chciała otworzyć oczy, by przekonać się, czy to działo się naprawdę, ale nie miała już siły.
Czuła tylko, jak jej twarz staje się morka. Deszcz czy łzy?
Leżała na szorstkim materiale, którzy pachniał chloroformem. Ktoś trzymał jej rękę. Pikanie, stukanie obcasów, coś długiego wbite w drugą rękę.
Udało jej się otworzyć oczy, by z trudem rozpoznać twarz Angeli, niemal ta samą sprzed 20 lat.
-Sweety...- szepnęła, pochylając się nad nią.
Brennan zamknęła oczy, czując, że mówienie i patrzenie to za dużo, by robić to jednocześnie.
-A ty skąd?- mruknęła ochryple.
-Nie myśl teraz o nas, po prostu tu jesteśmy...
-Hodgins?
-Też.
-Booth?
-Oczywiście.
-Christie jest z nim?- rzuciła ostatnie pytanie, po czym już miała dość i czekała tylko na odpowiedź, by znów zasnąć.
Ale Angela milczała uparcie.
-Czy Christie z nim jest?- zapytała jeszcze raz, myśląc, że Angela mogła jej nie zrozumieć.
Zero odpowiedzi.
Brennan otworzyła oczy.
Ostrość jej wzroku niemal wróciła do normy, a przynajmniej na tyle, by rozpoznać to spojrzenie. Ten wzrok.
To, co przebijało się przez wzrok, a nie mogło się przebić przez usta Angeli.
-Ange...- szepnęła, czując jak głos jej drga- powiedz mi... gdzie jest Christie... gdzie jest moja córka?
Angela jakby nie słyszała Brennan. Odwróciła się od niej i otarła wierzchem dłoni łzy.
-Ange!- krzyknęła resztkami sił Brennan, czując jak robi jej się gorąco.
-Spadła- powiedziała Angela, po czym wstała i zasłoniła dłonią usta.
Kolejne dni i tygodnie były kolejną mgłą dla Brennan. Wydawało jej się, że jest jak ta jedna z wielu lalek w plastikowym domku, który dostała Christie na urodziny. Cały czas była przez nią sterowana, a wnuki Babci bawiły się pozostałymi lalkami. Teraz Christie uciekła gdzieś, rzucając lalkę Tempe gdzieś pośrodku wielkiego pokoju, a dzieci bawiły się nadal. Inne lalki były w ruchu. Tempe mogła tylko leżeć bezczynnie i przyglądać się im beznamiętnie, czekając, aż Christie wróci i zacznie się z nią bawić.
Ale Christie nie wracała, a Tempe coraz trudniej było uświadomić sobie, że może tak bezczynnie leżeć do nieskończoności. Nikt jej już nie podniesie. Nikt się z nią nie będzie bawił. Właścicielka jej kukiełki odeszła na zawsze. Oni wszyscy byli obok, widzieli ją i pomagali jej się ruszać. Ale nic nie było w stanie jej ruszyć.
Po Angeli widziała tylko przez szybę Hodginsa. Cam weszła do niej na parę minut i próbowała nawiązać rozmowę, ale Brennan podziękowała.
Kiedy wróciło jej czucie w nogach, wstała z łóżka, i zbiła wazon z kwiatami, który stał na parapecie jej okna.
Bezsilność?
Ona, Temperance Brennan, nigdy nie była bezsilna! Dlaczego więc czuje się tak teraz???
Kiedyś uznała, przez pewien krótki moment, że swoją oschłością dla innych przypomina Scarlett O'Harę. Nie przypuszczała jednak, że i jej dziecko kiedyś umrze. Czy z nią było tak, jak ze Scarlett? Czy wszyscy zostawili ją, bo wiedzą, że prędzej czy później sobie z tym poradzi? Czy oni wszyscy boją się o Bootha?
Miesiąc później niewiele się zmieniło, gdy razem z Boothem szła przez wrzosowisko w stronę odległego o jakiś kilometr domku. Ciepły szalik, który Booth zawinął jej na szyi, wariował pod wpływem wiatru, podobnie jak płaszcz i spódnica. Booth, który niósł w jednej ręce wielką torbę, drugą przytrzymywał kaptur zarzucony na głowę.
Pod progi domku zaszli jakąś godzinę później. Był to jeden z tych starych, piętrowych domków, które wybudowano dla odosobnienia, a potem zapomniano o nim i porzucono go. Weszli na schody, Booth mocował się chwilę z zamkiem, aż zniknęli za białymi drzwiami.
Prawie w ogóle się do siebie nie odzywali. Każde z nich znalazło dla siebie miejsce, i spędzało tam prawie cały dzień.
Najbliższy sąsiad mieszkał na końcu drogi, przy której stał SUV Bootha, czyli jakieś dziesięć km dalej.
Ucieczka od wszystkiego była najlepszym sposobem na gojenie się tak bolących ran.
Zanosiło się na mglisty dzień, kiedy Booth stał w kuchni i wycierał szklanki, patrząc przez okno na wrzosowisko. Poprzedniej nocy deszcz dudnił w szyby, nie dając im zasnąć. Usłyszał ciche skrzypienie podłogi i rozpoznał, że to Tempe schodziła ze schodów.
-Kawa?- zapytał cicho, kiedy podeszła do niego. Przyzwyczaił się już do jej bladej twarzy.
-Tak, poproszę- odpowiedziała równie cicho, siadając przy stole i bawiąc się serwetką.
Booth nalał jej kawy do wielkiego kubka i podał, nie odrywając od niej wzroku.
Tempe wyczuła to, i na chwilę ich oczy spotkały się.
Zaraz potem wrócił na swoje miejsce.
Teraz miał jednak zajęcie- albo mu się zdawało, albo gdzieś od strony samochodu zmierzała w stronę domku mała kropeczka.
"Sąsiad", pomyślał Booth, i odłożył ręcznik.
-Chyba idzie do nas sąsiad. Wyjdę do niego- powiedział do Tempe. Ściągnął z wieszaka kurtkę, szal, i wyszedł, wpuszczając do korytarza podmuch zimnego wiatru.
Tempe nie ruszyła się. Wpatrywała się gdzieś w przestrzeń, po czym wstała i przeszła do okna w korytarzu.
Odległa kropeczka zbliżała się do domku w zawrotnym tempie. CO jednak przykuło uwagę Tempe- gdy i Booth stał się małą kropeczką, pierwsza mała kropeczka zaczęła biec w jego stronę, a sylwetką wcale nie przypominała otyłego sąsiada.
Tempe, czując jak jej serce zaczyna nienaturalnie szybko bić, założyła na siebie kurtkę i wyszła na ganek domku.
Dwie kropeczki wreszcie spotkały się, stały chwilę nieruchomo, po czym rzuciły się na siebie.
Po paru minutach ruszyły ku domkowi, a widząc Temperance, jedna z nich zaczęła biec.
Tempe zeszła po schodach, zastanawiając się, kim jest owa kropeczka.
Schodząc z ostatniego stopnia, zatrzymała się i znieruchomiała.
Kropeczka ta bowiem przybierała tak znajomy dla niej kształt.
A to nie mogła być prawda.
Gdy wreszcie stanęła przed nią, była pewna, że ktoś chce z niej zażartować. Albo ma halucynacje.
Ale gdy kropeczka, o brązowych włosach i tak znajomych rysach rzuciła się jej na szyję ze łzami i krzykiem "Mamo!", nie miała wątpliwości.
Kropeczka Booth dołączyła do nich niewiele później.
I dojrzała w oczach swojej ukochanej to, co tak bardzo mu brakowało, co brakowało im obojgu, co sprawiało, że czuli się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Co sprawiało, że w jednej chwili zapomnieli o tym wszystkim, co ich spotkało.
Bo to od dzisiaj mieli być wszyscy razem: Tempe, Booth, Christie i wrzosowisko:)
(w wielkim skrócie, ponieważ nie mam pomysłu jak to wciąć w resztę opowiadania- Christie, owszem, została postrzelona i spadła z urwiska, gdy banda chłopaków salvadorskich nakryła ich podczas ucieczki. na szczęście odgłosy strzałów zwabiły pod góry kilku ludzi z wioski, którzy byli pewni, że chłopaki zabili kogoś z porwanych. odnaleźli christie i wzięli ją do wioski, gdzie jedna z kobiet opatrzyła ją i trzymała u siebie, póki ta nie wyzdrowiała. kiedy Christie wyzdrowiała, ruszyła do Gwatemali, a stamtąd do waszyngtonu, by odszukać rodziców. oczywiście wszyscy w instytucie byli pewni, że christie nie żyje, nie wiedzieli też gdzie booth i tempe zniknęli. pomocny znów okazał się zack, z którym brennan spotkała się przez wyjazdem. dalej christie sama odnazazła domek rodziców, no i.... żyli długo i szczęśliwie:) )
natchnienie czerpałam z filmu "pokuta" (powinni zabronić kręcenia takich smutnych filmów!!! absolutnie!!!!) "damy kameliowej" (wersja nowa, i to samo- stop dramatycznym filmom!!!!!!!! w sumie nie wiem dlaczego o tym myślałam jak to pisałam), i oczywiście..... "mody na sukces" ("duch taylor pojawia się przed ridżem i ostrzega go.... buuuu....)
czekam na suave i inne dziewczynki!!!!!!
Piękne!! Fantastyczne. Zakończenie historii... i w końcu mogą żyć długo i szczęśliwie :)
Inspiracja m.in z "Pokuty"? Ja wiedziałam że James McAvoy dobrze wpływa na wyobraźnię :)
Kqadzinka jakie super opowiadanko czytam, czytam i tu koniec, kropeczka.
Jak tak można dziewczyno nie, koniec !
Ja chcę dalszą część. Nie ma tak czekam na cedeka ;D.
No to ja moze se pójdę...
Zaszyje sie w jakims śmietniku ze wstydu, że ja takie głupoty piszę....
Kqadzinka - Cudo!!! Ja chce więcej!!! Jesteś gwiazdą tego forum!! Chociaz nienawidzę: "I żyli długo i szczęsliwie" to w twoim wykonaniu jest Superacko!
Sorki za niepoprawne składnie.
Już od jakiegoś czasu czytam Wasze opowiadania jestem pod ogromnym wrażeniem :)
Ja czytałam wszystkie po kolei nie przeczytałam wszystkich jeszcze, bo strasznie ich dużo, ale co mnie zaniepokoiło wszystkie o ciąży :P
Może jestem dziwna, ale brakuje mi scen erotycznych, proszę napiszcie to bo w serialu brak a moja wyobraźnia działa, ale nie tak jak wasza bo wasza jest genialna
Oj Zuza jak byś przeczytała niektóre moje opowiadanka z 1, 2 czy 3 zakończenia to ja tam miałam takie sceny, że hoho. ;D
Budzili się nadzy w trawie na polach kukurydzy no naprawdę ;D fajne ;D.
Jutro poród Brennan, a w czwartek niespodzianka ;D.
Kolejna zboczona zawodowo xD? Piegża masz ziomala!
Witamy! Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, bo nie chciałam...
Trochę głupio, ale zapraszam wszystkich na mojego bloga...
O ciaży?? W moich nic nie było(Oprócz Alexis)! Sceny erotyczne? Ale kto z kim?
Kogo chcecie widziec z moich "starych" opowiadankach w nowych? Bo pomysły poszły na grzyby ;) albo na mielonkę....
Nie przeczytałam wszystkich jeszcze ale jestem bardzo chętna, można na której dokładnie stronie?? :p
Witam, nie nie obraziłam się. To fajnie mieć kogoś "zoczonego zawodowo" heheheheh
No jak to kto B&B
Ja chcę widzieć scenę erotyczną B&B :hot: hehehe
Jeśli pewna osoba zrobi to co mi powiedziała to przeczytasz wersje demo.
To ja spadam! Dobranoc! Pa pa! ;*
Jak już wszystko przeczytasz(czyli za jakis miesiąc xD) to moze napiszesz własne (oj, bedzie pornol xD)
Wiecie ja już Wam mogę napisać tylko to będzie mało stylistycznie i poprawnie po Polskiemu haahha
Pornol bez przesady.hahah
Już mnie oczy bolą i głowa od czytania. Ja zamiast lektury czytać czytam fora.
I jeszcze mam pomysł aby poskładać te wszystkie opowiadania i wklwc do nowego działu aby tylko same było i po kolei a nie tak pomieszane. Wy to tu już jesteście i kapujecie się ale nowi jak czytaja jest to bardzo trudne.
Ja tez spadam jutro szkoła już mnie wykańcza psychicznie ehh co za życie
Proszę Bardzo ;)
Spali razem w łóżku, Brennan przebudziła się około 2 w nocy.
Nagle dostała bule ciążowe, odeszły jej wody ...
- Booth wstawaj ja, ja ...
Nic, żadnej odpowiedzi.
- Booth cholera !!!! Rodzę !
- Kochanie co ty gadasz.
- Booth rusz dupsko i mnie zawieź do szpitala, no chyba, że chcesz przyjąć poród. Wstawaj i weź mnie do samochodu.
- Żartujesz czy naprawdę rodzisz? -Zwlekł się z łóżka i zobaczył, że pod Brenn jest kałuża.
Szybko zarzucił na siebie koszulę wziął kluczyki, poprowadził swoją ukochaną do samochodu.
Zajechali w 10 minut pod szpital, wcześniej dał znac lekarzowi, że jedzie.
- Szybciej, szybciej !! Już nie mogę.
- Już jesteśmy spokojnie.
- To nie ty rodzisz tylko ja !!!!!
- Panie doktorze już jej odeszły wody.
- Co ile ma skurcz?
- Y że co?
- Boooli, szybciej !!
- Kochanie będzie dobrze.
Zabrali Brenn na porodówkę i przygotowali łóżko.
- Będzie pan przy porodzie?
- Nie, znaczy nie wiem.
- To nie czy tak?
- Musze porozmawiać z ...
- Z kim?
- Z żoną.
- Proszę to szybko zrobić ona zarz urodzi.
- Kochanie chcesz, żebym był przy tobie?
- Booth rodzę !
Zakończyło się to tym, że Booth był przy porodzie, odciął pępowinę, urodziła się córeczka.
- Już po wszystkim, macie córeczkę. Chce pani ją potrzymać?
- Oczywiście, Jezu jaka ona śliczna.
- O tak kochanie będzie miała oczka po mnie.
- Booth jeszcze nic nie wiadomo, kości po...
- Cicho Tempe, nie mówmy o kościach, zajmijmy się nami.
- Zadzwoń do Angie i Jacka.
- Może nam pani ją dać, musimy ją obmyć..
- W porządku będę ją mogła potem potrzymać.
- Oczywiście.
Na Brennan twarzy pojawił się piękny uśmiech, cała była mokra, wycieńczona.
Położyła się spać, a w tym czasie odwiedzili ją Angela, Jacka, Camil i Zack.
Booth z nimi rozmawiał popisywał się swoją córeczką.
- Booth jak jej dacie na imię? -Zapytała z zaciekawieniem Camil.
- Jeszcze nie wiemy, musimy to uzgodnić z Tempe.
- Aaa. Booth to teraz będziesz miał czym świecić w FBI i Instytucie.
- Oczywiście Hodgins, a jak tam twoje rozrabiaki?
- Dziadek z nimi siedzi, za niedługo wejdą mu na głowę, on na wszystko im pozwala.
- Dobra muszę się z wami pożegnać zajrzyjcie jutro, albo wpadnijcie do nas jak Tempe wyjdzie ze szpitala.
- Ok, to my lecimy.- Dodała uśmiechnięta Angela.
Booth spędził noc na krześle u Brennan, co chwilę chodził do córeczki.
Zaglądał to zza szyby to postał chwilę przy niej to znów siedział u boku Tempe.
Tak zakończył się wyczerpujący dzień dla młodych rodziców.
Kqadzinko 6 część ma jedną, zasadniczą wadę – jest ostatnia. Na jej końcu widać Twój pośpiech. Szkoda, że następne części musi nam zastąpić streszczenie. Rozumiem Cię jednak, ja swój odcinek męczę od ohoho i jeszcze dłużej, czas jest dobrem deficytowym. Liczę, że pojawisz się czasem choćby po to, by zaserwować jednoczęściówkę i poczytać, albo pobłaznować w „poważnej” ankiecie Pani P.
Super – jak zwykle.
LG
Wpisy nowych uczestników uświadomiły mi, że nie wszyscy w równym stopniu orientują się, kto, co, jak i dlaczego pisze. Pozwolę sobie, zatem dodać wyjaśnienie.
Tradycyjnie życzę miłego czytania i proszę o uwagi. Jareda dedykuję Piegży. Jest on bowiem bliźniakiem jej bliźniaka, tyle że w wersji kowbojskiej;D
______________________________________________________________________
W DWÓCH POPRZEDNICH ODCINKACH
Rzecz mogłaby się wydarzyć w 4 sezonie serialu. Marca Hamiltona (inspirowanego na pomyśle Andzi;)))) – czarny charakter, oraz kolegów Brennan ze studiów – Seana i Chrisa umieściłam już we wcześniejszym opowiadaniu „The Man In The River” (Zakończenie 3).
Doktor Brennan występuje przed komisją senacką. Powoli odtwarza przeszłe wydarzenia. Ona i Booth zeznawali podczas procesu Hamiltona, podczas gdy Cam i Hodgins badali nowe miejsce zbrodni. Odnaleźli tam zwłoki mężczyzny oraz jego rzeczy osobiste. Temperance zidentyfikowała ofiarę (Chrisa Catera) dzięki odciskowi pamiątkowego wisiorka, jaki posiadała tylko ona i jej dwaj koledzy ze studiów. Hodgins ustalił rodzaj broni, z jakiej zastrzelono Chrisa. Na proces Hamiltona, który wychowywał się wraz z Boothem, miał przyjechać brat Seeleya – Jared. Booth przeżywa tę rozprawę bardziej, niż pragnął to okazać. Chcąc uniknąć wizyty brata u siebie powiedział mu, iż mieszka z „narzeczoną”. Temperance, nie bez zgrzytów, zgodziła się pomóc Boothowi. Każde z nich inaczej odebrało feralną przeprowadzkę agenta, o czym opowiedzieli przyjaciołom w Instytucie.
_____________________________________________________________________
OCZYSZCZAJĄCA MOC PRAWDY - III. Odwiedziny rodziny
Zmierzch leniwie obejmował w posiadanie ciągle ruchliwe ulice Waszyngtonu. Mieszkańcy stolicy dawno opuścili dzielnice przemysłowe i dotarli do swych domów w podmiejskich osiedlach. Szybko pustoszały gmach rządowe, a i z prywatnych biur wychodzili sennie ostatni pracoholicy. Największe atrakcje turystyczne miasta odpoczywały przed kolejnym najazdem turystów, a walory estetyczne tych budynków wyeksponowano poprzez umiejętne podświetlenie. W wiecznie bezsennym centrum, życie pulsowało w restauracjach, klubach i na promenadach. Mieszkańcy D.C. gorliwie korzystali z uroków życia, nawet w środowy wieczór.
Jedynie w Instytucie Jeffersona, a raczej w jego części badawczej, nadal krzątali się ludzie w granatowych uniformach. Na platformie, nazywanej niekiedy bazą kosmiczną, nad lśniącym stołem autopsyjnym, pochylały się dwie kobiety. Wysoka szatynka i jej przełożona najwyraźniej nie zdawały sobie sprawy, która jest godzina.
- Czas, jaki upłynął od zgonu szacuję na około dziesięć dni, co potwierdza ustalenia dra Hodginsa. Wiek denata zgadza się z moimi... badaniami oraz danymi zawartymi w profilu dentystycznym, nadesłanym przez FBI. Liczne zasinienia przedśmiertne w miejscach nienaruszonych przez kwas oraz widoczne, nawet pomimo tkanki, obrażenia kostne w zakresie śródstopia i śródręcza sugerują, iż ofiara była tuż przed śmiercią torturowana. – Doktor Brennan wyrecytowała to na pozór beznamiętnie. Oględziny zwłok osoby znanej i lubianej od lat były tylko z założenia sprawą rutynową. Temperance i Cam krzątały się i raz po raz pochylały się nad tym, co pozostało z Chrisa Catera. Doktor Saroyan wciąż miała pewne wątpliwości, czy Brennan poradzi sobie z emocjami podczas tego śledztwa, z drugiej jednak strony, nawet sprawa Maxa Keenana nie zburzyła wcześniej chłodnego profesjonalizmu podwładnej. Myśląc o tym Camille oglądała nadgarstki i stawy ofiary w pasie barkowym.
- Sądzę, że był związany – stwierdziła w końcu szefowa.
- Owszem – potwierdziła Temperance – a rany wlotowe pocisków, wyjętych z klatki piersiowej, świadczą o postrzale z bliskiej odległości.
- Egzekucja – podsumowała była policjantka.
- W co on się wpakował? – Zastanawiała się głośno antropolożka. – Czy teren, w którym został pogrzebany jest jednocześnie miejscem zbrodni? – Spytała Tempe. Cam, wraz z Jackiem badała szczątki w terenie.
- Najwyraźniej – potwierdziła szefowa. – To dość odludny teren na obrzeżach D.C. Kiedyś należał do wojska, a niedawno został przejęty przez władze federalne z przeznaczeniem pod zabudowę. Chwilowo parcela jest zalesiona, a stare zabudowania ćwiczebne niszczeją. – Opowiadała rzeczowo dr Saroyan. – W zrujnowanej szopie znaleźliśmy kilka sfatygowanych sprzętów, kawałki sznura, setki łusek pocisków, krew i niedopałki papierosów. Jack zajął się wszystkim z wyjątkiem krwi – ciągnęła była policjantka pobierając próbki tkanek. – W tymczasowym grobie oprócz nietypowej mieszanki kwasu, jakim potraktowano ofiarę nie znaleziono nic godnego uwagi. – Brennan słuchała tego z niesłabnącym zainteresowaniem – jednak ciekawego odkrycia dokonał agent FBI pracujący wraz z psem. – Kontynuowała Camille przekazując ciało ofiary asystentom, celem oczyszczenia kości – pies wyczuł coś kilka metrów od zabudowań. Technicy federalni wraz z Jackiem zaczęli kopać i znaleźli tam rzeczy zabitego: ubrania i bagaż osobisty oraz kilka książek. Tym z kolei zajmuje się Angela – wyjaśniła Cam, a następnie dodała z nutką podekscytowania - najciekawsze zaś wydaje się, iż bagaż jest prawie nietknięty, a książki bestialsko zniszczone.
- Istotnie, nietypowe – przyznała Brennan. – Dziękuję za informacje Cam. Sprawa Hamiltona nie powinna mnie już absorbować, chcę szybko odnaleźć mordercę Chrisa. – Obiecała antropolożka, i po chwili dodała odchodząc do swojego gabinetu – Booth pojechał popytać ludzi, którzy mieszkają w najbliższym otoczeniu miejsca zbrodni o to, czy nie zauważono tam niczego podejrzanego. Muszę do niego zadzwonić, by podać mu ramy czasowe dokonania morderstwa. – Po chwili jednak Temperance zweryfikowała swe zamiary, zdając siebie sprawę z późnej pory. – Powiem Boothowi o naszych ustaleniach Cam, ale teraz pora już kończyć pracę. Nasza śmierć z wyczerpania nie zwróci życia Chrisowi. – Powiedziała uśmiechając się smutno.
- Zatem do jutra. – Pożegnała się doktor Saroyan zerkając na zegarek. Następnie poszła wydać ostatnie polecenia personelowi pomocniczemu i ochronie.
Temperance zadzwoniła do Bootha, by zapytać, czy zjedzą razem wieczorny posiłek, czy też spotkają się dopiero w domu. „W domu” – jak to zwyczajnie brzmi, a jednocześnie tak ciepło. Kobieta uśmiechnęła się do siebie mimowolnie. Rozmawiali ze sobą, jakby mieszkali razem od lat, a nie od dzisiejszego ranka. Jej „tymczasowy narzeczony” utknął w gmachu głównym FBI i wszystkie znaki na niebie i ziemi świadczyły o tym, że będzie musiała iść z pracy na piechotę. Trudno. Booth obiecał, że muszą jeszcze dziś poważnie porozmawiać. Pewnie go dopadły wątpliwości natury etycznej - odnośnie zasadności użycia kłamstwa – pomyślała kobieta z przekąsem i odłożyła słuchawkę, a następnie pochyliła się nad teczką z dokumentami w sprawie Chrisa.
Moment później zaniepokoiło ją natrętne przeczucie, że jest obserwowana. O użyteczności tego „szóstego zmysłu” przekonała się już niejednokrotnie w niebezpiecznych rejonach globu oraz podczas pracy dla FBI. Rozejrzała się zatem dyskretnie i przez szklaną ścianę gabinetu ujrzała zarys postaci. Sądząc po gabarytach był to mężczyzna. Stał nieruchomo w ocienionej części korytarza i przyglądał się jej w milczeniu. Nie widziała twarzy bezgłośnego intruza, ale jego wzrost i sylwetka były jej doskonale znajome. Jeśli to skradanie się miało ją przestraszyć, to spełniło swą rolę. Przemknęło jej jednak przez myśl, że agent przyjechał po nią, ale tuż przy drzwiach stracił pewność siebie, bo rano oboje stracili głowę.
- Booth... To ty? – Szepnęła – Tak. – Padła krótka, zdecydowana odpowiedź. – Temperance zamknęła akta w szufladzie i wstała rozglądając się za torebką. - Szybko przyjechałeś. – Mówiła zakładając żakiet. – Zwykle nie lubisz przeprowadzać poważnych rozmów. – Ciągnęła, a dziwnie milczący Booth wszedł wreszcie do jej gabinetu. – Chodźmy coś zjeść – dodała wyłączając komputer i gasząc światła. – Wiesz... chciałam cię przeprosić, za swoje poranne zachowanie. – Chrząknęła zdziwiona, że mężczyzna ciągle milczy. Zamknęła torebkę i ruszyła w jego kierunku. Jednak w pół kroku zamarła. Coś się nie zgadzało. Przyjrzała się gościowi klnąc w myślach, że zgasiła światło.
- Witaj... zjawiskowa istoto – powiedział wreszcie przybysz i wyciągnął do niej dłoń. W jego głosie pobrzmiewały iskierki humoru. – Przyjmuję przeprosiny w imieniu brata, Temperance – dodał zbliżając się do niej powoli. – I w jego zastępstwie chętnie zjem z tobą kolację. – Brennan przez poranne przejścia i sprawę Chrisa zupełnie zapomniała o przyczynie nagłej przeprowadzki agenta. Teraz ta przyczyna znienacka uścisnęła ją mocno i korzystając z jej osłupienia pocałowała ją w oba policzki, następnie zabrała jej torebkę i władczym gestem pociągnęła ją za sobą w stronę drzwi. Antropolożka odzyskała wreszcie pewność siebie i próbowała zatrzymać swojego porywacza. Stanęła nagle w miejscu przez co, niespodziewający się oporu, Jared cofnął się i wpadł na nią. Zachwiali się wówczas, a ratująca się przed upadkiem kobieta pchnęła mężczyznę na stojącą obok kanapę. Sama zaś desperacko utrzymując równowagę pobiegła włączyć światło. Gdy po chwili odwróciła się do gościa siedział nonszalancko i przyglądał się jej z dziwnie znajomym uśmiechem. – Wiesz, kobiety często witają mnie powalając jednocześnie na kanapę, ale zwykle lądują tam razem ze mną i to, czego szukają nie jest bynajmniej włącznikiem światła. – Brennan przyjrzała się gościowi wciąż z pewną dozą nieufności. Nic dziwnego, że pomyliła go z Seeleyem. Byli do siebie z wyglądu bardzo podobni. Wzrost, gabaryty sylwetki, oczy, układ kości policzkowych.... Mężczyzna odczytując jej myśli odparł niedbale – Tak wiem, łatwo nas pomylić, choć nie jesteśmy bliźniakami. – Tak, z pewnością jesteście spokrewnieni. Wybacz, że zachowałam się dość... niekonwencjonalnie, ale zaskoczyłeś mnie. – Mówiła i wyciągnęła do niego prawą dłoń. Mężczyzna wstał i jęknął teatralnie – szkoda, że rozwiałaś moje nadzieje na to, że okażę się synem jakiegoś naftowego szejka lub choćby rodzimego milionera. – Gdy gość stanął obok niej, od razu wychwyciła subtelne różnice pomiędzy braćmi. Jared miał dłuższe, o ton jaśniejsze włosy, dodatkowo rozświetlone jeszcze jaśniejszymi pasmami. Jego skóra miała ciemniejszy odcień, prawdopodobnie przez długotrwały kontakt ze słońcem. Przypuszczalnie, z tego samego powodu, jego twarz wydawała się być bardziej zniszczona od twarzy Seeleya.
Mężczyzna cierpliwie zniósł jej oględziny jednocześnie lustrując ją wzrokiem. To, co zobaczył najwyraźniej mu się spodobało, a jeszcze bardziej cieszyła go świadomość, że jej również podobał się lustrowany obiekt. Stojący przed Temperance gość - alter ego Bootha – był ubrany w wygodne dżinsy i sportową marynarkę. Swobodnie, ale w dobrym gatunku – odnotowała antropolożka. Jared podszedł do kanapy i wyciągnął spod torebki Temperence swój kapelusz, który zapodział się tam podczas „powitania”. Jego piękny stetson* był zgnieciony, przez co zupełnie stracił fason. Mężczyzna, ujrzawszy to jęknął i założył kapelusz na głowę robiąc przy tym komiczne miny. – Zawsze zabierałem go ze sobą na podryw, a teraz wzbudzę jedynie powszechną wesołość. – Kobieta uśmiechnęła się do niego. Miała wrażenie, że zna go od zawsze. Był jak pogodna strona osobowości pewnego, dobrze jej znanego człowieka.
- Zacznijmy jeszcze raz. Udawajmy, że dopiero przyszedłem. – Zaproponował mężczyzna, a mówiąc to przybrał poważny wyraz twarzy, zdjął pechowe nakrycie głowy i oficjalnie uścisnął dłoń towarzyszki. – Jestem Booth. Jared Booth – powiedział imitując głos Rogera Moore’a w roli Jamesa Bonda, a w jego oczach ponownie zatańczyły psotne ogniki.
- Mówmy sobie po imieniu przyszła-bratowo. Możesz też nazywać mnie JarHeadem. Seeley nadał mi kiedyś ten przydomek, z dawno zapomnianego powodu. - Kobieta odwzajemniła uścisk dłoni przedstawiając się.
- Temperance Brennan, ale Booth, odkąd pamiętam, mówi na mnie „Kości”, co jest... – w tej chwili uświadomiła sobie, że popełniła gafę. Nie powinna była wspominać o „pseudonimie” z uwagi na jego nienarzeczeńskość. Do schematu zakochanych pasowałoby jakieś spieszczenie, coś bzdurnego... czyli wszystko, tylko nie „Bones” – lecz potok jej myśli zatamowały słowa JarHeada - ...co jest przejawem jego miłości, jak mniemam. – Mówiąc to uśmiechał się do niej ciepło i po chwili dodał – witam w rodzinie przyszła-bratowo.
Podczas kolacji niewiele rozmawiali. JarHead, w przeciwieństwie do agenta, potrafił cierpliwie milczeć, a doktor Brennan nie przerywała ciszy obawiając się, że powie coś, co zaszkodzi jej partnerowi. Kilka kwadransów w towarzystwie młodszego brata sprawiło, że nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Seeley obawiał się konfrontacji z nim, a tym bardziej nie mogła pojąć, po co obstawał przy kłamstwie. Współbiesiadnik Temperance nie wydawał się być fanatykiem religijnym, który potępia kohabitację pary nie będącej małżeństwem. Zanim podano kawę kobieta doszła do wniosku, że ciężar kłamstwa pozostawi na barkach Bootha, co będzie stanowiło dla niego nauczkę. Oby tylko nie potraktował nowej sytuacji jako wyzwania. Ona zaś będzie się posługiwała przemilczeniami i prawdą, która w tym wypadku wydawała się być żartem. Niech agent dementuje jej wypowiedzi, może wcześniej skończy tę maskaradę i zabierze z jej domu ten piekielny telewizor. Nieświadomy jej gonitwy myśli, Jared sączył kawę.
- Kiedy zdecydowaliście się pobrać? – Zapytał w końcu mężczyzna. Pytanie brzmiało niedbale, lecz rozmówca wpatrywał się w nią wyczekująco znad filiżanki. Temperance zaś spojrzała na zegarek i stwierdziła lakonicznie – trzydzieści trzy godziny temu. – Jared roześmiał się głośno skupiając na sobie uwagę gości lokalu.
- Przyszła-bratowo, masz czarujące poczucie humoru. – Przyznał z aprobatą.
- Jesteś pierwszą osobą, która zauważyła istnienie mojego poczucia humoru. Rzadko go używam, podobnie jak mojej fabrycznie nowej kobiecej intuicji. – Antropolożka była zadowolona z rozbawienia mężczyzny, ale wiedziała, że na jednym pytaniu się nie skończy.
- Gdzie się poznaliście? – Temperance zaczerpnęła łyk aromatycznego napoju i zauważyła uszczypliwie - widzę, że mentalność śledczego u Bootha nie jest skrzywieniem zawodowym, ale przypadłością rodzinną. A odnośnie twojego pytania muszę wyznać, że Booth zwykł mawiać, że wyciągnął mnie z muzeum – powiedziała pisarka, a po chwili namysłu dodała – ostatnio zaczęłam myśleć, że to sformułowanie ma negatywny oddźwięk... – Brennan wcześniej nie zastanawiała się nad tym zbyt wiele, ale gorycz, jaką zawarła w tej wypowiedzi była autentyczna.
- Z pewnością nie miał nic złego na myśli. – Odparł łagodnie jej rozmówca – to zaszczyt pracować w Instytucie Jeffersona. – Kobieta postanowiła zmienić temat, zanim dociekliwość Jareda da się jej we znaki. Z doświadczenia wiedziała, że mężczyźni uwielbiają mówić o sobie, chwalić się sukcesami zawodowymi. Jednakże jej „przyszły szwagier” wydawał się jednak być na tyle zdeterminowany, by nie połknąć przynęty. Postanowiła jednak spróbować ją zarzucić i wyprzedziła kolejne pytanie JarHeada.
- Booth wspominał, że jesteś przedsiębiorcą. Masz własną firmę, czy działasz w sektorze publicznym? – Zapytała z niekłamaną ciekawością antropolożka.
- Mam dwie firmy zajmujące się obrotem nieruchomościami - odparł jej rozmówca i tak jak się obawiała, nie kontynuował rozpoczętego wątku.
- Gratuluję sukcesu – próbowała ponownie zagadnąć – to nie łatwy rynek... zwłaszcza ostatnio...
- Dziękuję - powiedział mężczyzna z dumą, ale i pewną dozą smutku. W tym momencie poczuł się stary i znużony. Brennan zafascynowana obserwowała grę uczuć na jego obliczu.
- Bardziej na miejscu byłyby chyba wyrazy współczucia. Zawsze stawiałem pracę na pierwszym miejscu i miałem niewiele czasu dla siebie, więc zabrakło mi okazji, by spotkać swoją własną Temperance. – Na jego twarzy zagościł smutek. Jakże był teraz podobny do Bootha, który dawał jej wczoraj do zrozumienia, że jest mu potrzebna. Właśnie, nie może go zawieść. Postanowiła zatem spróbować niewielkiej dywersji i blefu.
- Skąd znałeś moje imię i wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć. Brat nie podał ci przecież tych informacji telefonicznie. - Jej rozmówca zmieszał się nagle. – Przyłapałaś mnie – powiedział z westchnieniem. – Śledziłem kariery Seeleya i Marca. Marc zbłądził szukając zemsty i jedyne, co mogę dla niego zrobić, to zeznać, jaki był w dzieciństwie i modlić się, by nie trafił na krzesło elektryczne. Nie chcę wobec swojego rodzonego brata robić takich „ostatnich posług”. Chcę się upewnić, że u Seeleya wszystko jest w najlepszym porządku. To ze względu na niego tu jestem. – Po tym wyznaniu rozmawiali jeszcze jakiś czas na niezobowiązujące tematy, gdy Temperance spostrzegła, że niemal wybiła północ.
Wymieniła się z Jaredem numerami telefonów i wstępnie umówili się na jutrzejszy obiad, tym razem w poszerzonym składzie. „Przyszły szwagier” mimo jej gorących protestów podwiózł ją pod dom i odjechał dopiero, gdy znikła w bramie. Wchodząc po schodach zdała sobie sprawę, że bateria jej telefonu rozładowała się. Pod drzwiami zaczęła przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu kluczy, jednak drzwi niespodziewanie otworzyły się nim je znalazła. Booth wciągnął ją bezceremonialnie do mieszkania i zamknął drzwi. Mimo późnej pory nadal był ubrany, jakby wybierał się na nocną eskapadę.
- Gdzie podziewałaś się tak długo i dlaczego nie odbierałaś telefonu!?! – Starał się to powiedzieć możliwie najciszej, ale z trudem ukrywane wzburzenie zniszczyło jego wysiłek. - Odchodziłem od zmysłów i zacząłem już obdzwaniać okoliczne szpitale! – Stał w miejscu nerwowo gestykulując, jakby nie wiedział, co począć z rękoma. Potem spojrzał na nią poważnie, podszedł do niej i mocno przytulił. Trwali tak w miejscu bezgłośnie. Temperance wyczuła, że nie był to znany jej wcześniej „męski” uścisk między koleżeński, dający jej strzęp otuchy w trudnych chwilach. W tym mocnym, niemal odbierającym jej oddech przygarnięciu, był graniczący z desperacją strach przed utratą czegoś cennego, gniew wobec niesprawiedliwości świata, który podstępnie wypija z ludzi ostatnie krople szczęścia i ogromna radość z domieszką ulgi, że nie sprawdził się najczarniejszy scenariusz. To wszystko przekazał bez słów jej towarzysz, gdyby zaś miał ubrać to w słowa, powiedziałby zapewne jedynie – „tak bardzo się o ciebie bałem”. Na więcej nie pozwoliłoby mu wzruszenie.
*Stetson – to kowbojski kapelusz filcowy z szerokim rondem i głębokim denkiem, który zwykliśmy kojarzyć z ranczerami i westernowymi rewolwerowcami. Nakrycie głowy nadal popularne w zachodnich stanach USA. Nazwa tego nakrycia głowy pochodzi od nazwiska amerykańskiego producenta kapeluszy Johna B. Stetsona.
Brawa dla Pań ;D aa co sądzicie o moim? Nie wiem czy jest dobre i co mam pozmieniać jak będę pisała następne ;).
Aguś, nie jest źle. mnie podobał się tekst: "zostawmy kości, zajmijmy się nami". cała Brennan i cały Booth ;)))
LG, podziwiam Twoją umiejętnosć tworzenia takich "gęstych" scen jak ta rozmowa Brennan z Jaredem, ale jako Twoja wierna czytelniczka i fanka będę znów Ci truła d..ę ;))))) więcej Bootha i Brennan RAZEM, a nie takie ochłapki na koniec. słyszałaś, społeczeństwo domaga się seksu!!!
;DDDDDD
Przypominam, że mam ślub na podorędziu. Wiedziałam, że nie zadowolę Cię takim ochłapkiem... następnym razem się porawię... Nie wiem tylko, kiedy to będzie.
Myślałam, że społeczeństwo domaga się chleba i igrzysk;))) Widocznie gusta ewoluują;D
oczywiście, szczelać do siebie można, dźgać nożem można, porywać dzieci można. na to nie ma cenzury w mediach.
a odrobina literackiego seksu-wyrazu szczerej miłości jeszcze nikomu nie zaszkodziła. mam nadzieję ;)
Chyba nie zaszkodzi i zobaczy się, co się da zrobić. Nie obiecuję,że już w 4. Śledztwo musi się posuwać do przodu, a tym razem nie ograniczę się do jednego, ewidentnego czarnego charakteru - 3eba się rozwijać.
Sory za skojarzenie ale w dzisiejszych czasach słowo "posuwać" ma kilka znaczeń ;) czyli może oprócz tego że "śledztwo będzie się posuwać do przodu" wykorzystasz to drugie znaczenie "posuwania"? Sprawiło by to większości forumowiczów radość<hehe>
Wikusia ty diablico!!! Ja myślałam, że Ty cichutka owieczka jesteś, a tu takim mi homonimem zajechałaś,że pod stół wpadłam!!! A kysz, a kysz apage satana:DDDD leżę pod stołem i jestem już przekonana. Zrobię Wam tę scenę choćbym musiała ćwiczyć ze Zdenkiem (to chyba nie jest zły pomysł). Nie wiem czy podołam temu zadaniu. Jak wyjdzie głupio (o ile wyjdzie) to nie śmiejcie się zbyt głośno.
hahaha, zbereźnice:):):) no proszę proszę co tu się szykuje, chyba będę codziennie po kilka razy wchodziła i czytała:):):)
ostatni fragment podoba mi się najbardziej ze wszystkiego:):):)
Na manowce sprowadzają B&B i mnie pośrednio też. Jakbym wiedziała, że kqadzinkę można tak zmotywować, to już wcześniej bym wpadła pod ten stół;D. Latarka nie wystarczała...
Co Piegżynator skanduje? Skandal!;D
A w didaskaliach pojawia się uwaga:(LG krzyczy bardzo cicho, bo ledwie ją słychać spod stolika).
A tak poważnie - wikusia mnie zastrzeliła tym tekściorem.
wikusia-cichutka owieczka?! haha z ciebie śmiać się?- nigdy :)(no chyba z jakis zart napiszesz
I się porobiło ;D.
Mijał ostatni dzień, który Brenn miała spędzić z córeczką w szpitalu, już wszystko miała spakowane, przygotowana
do wyjścia i nagle wpada Booth.
- Kochanie zobacz co kupiłem.
- Nie krzycz Booth ! Przestraszysz małą, co zaś wymyśliłeś?
- Pacz czyż nie piękne ?
- Booth to nie w twoim stylu, człowieku ty się zmieniłeś !
- To źle, ludzie się zmieniają.
- Ty teraz jesteś mięczakiem.
- Bones nie przeginaj !
- Dobra, dobra słodkie, zabierz mnie w końcu z dzieckiem do domu.
- Chodzicie.
Wsiedli do samochodu, zatrzymali się w supermarkecie po pampersy i drobne rzeczy dla dziecka.
W końcu po 2 godzinach dojechali do domu.
- Co się dzieje ?
- Niespodzianka Tempe.
- Co ty wymyśliłeś, ja potrzebuję spokoju!
- Taki mały prezent.
- Oby to nie był głupi żart, bo wtedy będzie źle.
Brennan i Booth mieszkali w domu prywatnym, kiedy postanowili zamieszkać razem Seele`y kupił małą,
ale uroczą willę w spokojnej dzielnicy.
Weszli na pierwsze schodki, Booth otworzył drzwi Brenn weszła i wyskoczyło jak ona to powiedziała stado
baranów zza filarów.
- Co tu się dzieje do jasnej cholery ?
- Niespodzianka.
- Niespodzianka, niespodzianka. - Krzyczeli jak nienormalni.
- W sumie to powinnam się cieszyć, że mnie tak przywitali i nasze dziecko. - O to i nasze dziecko.
- Ślicznotka z tej waszej, a właśnie jak ma na imię?
- Ts. Tajemnica.
- Booth. Nie bądź nie miły.
- Jaka ona słodka - Uśmiechnięty Praker nawet pojawił się w domu Tempe i Booth`a.
- Parker moje dziecko kochane, jak Ci idzie w szkole ?
- Dobrze tatusiu, kiedy chrzciny, mogę być jej ojcem chrzestnym?
- Parker jesteś za mały...
- Bones ? A będę się mógł z nią bawić ?
- No jasne.
Siedzieli rozmawiali, Brenn uśpiła małą położyła do łóżeczka, goście się rozeszli do domów.
Seele`y z Tempe położyli się spać, maleńka kilka razy w nocy się obudziła i domagała się mleka, matka ją
nakarmiła i położyła się spać.
Ps. U mnie na profilu jest Notka z sondą na najlepszy serial ;D są tam również kości . Jeżeli chcecie, żeby wygrały oddajcie swój głos ;)
Super:) Jestem pod wrażeniem :P
I jeszcze takie małe pytanie gdzie te sceny erotyczne w Twoich opowiadaniach :lol: szukałam wczoraj i nic nie znalazłam, może jestem ślepa, ale na której to stronie mniej więcej.
Do kogo było to pytanko?
Bo jeśli do mnie, to spieszę wyjaśnić, że moje "sceny" jeszcze nie powstały;)))
Do Aguś :P
Ale na Twoje tez czekam już z utęsknieniem :)
Weekend juz blisko więc myślę, że coś powstanie.
Aguś- słodko i rodzinnie... Walczę z uczuleniem i wygrywam! Pisz dalej!
LG - Dalej! Dalej! Akcja się rozkręca!!!
Zuza - Ktoś dotrzymał słowa. Wytrzymaj!!
Znowu mnie olaliście?? No wiecie co.... myślałam, że zależy wam na każdej pisarce..... Co ja mam napisac jęsli nie wiem co chcecie przeczytac?? Ja protestuję!!
Piegża, babo, a ty co??
Inne lachony bonesowe, a wy? Pisac! Bez jaj! Ja już wyliczam swoją datę śmierci!
Jak to nie wiesz o czym pisać?? Przeczytaj sobie kilka postów wyżej "czego domaga sie społeczeństwo" <lol> Po prostu Bootha i Bones i chemiii między nimi ;) Pozdrawiam i czekam na twoje opowiadanie i oczywiście na wszystkie cedeki zaczętych opowiadań z zakończenia 4 i tych z zakończenia 3
Zuza już niedługo powstanie opowiadanie takie bardziej erotyczne poczekaj tylko..
kgadzinka
Sposób w jaki wypowiedziała Angela na temat dmniemanej śmierci córki Bones i Bootha, lekko mnie zaskoczył i spodobał. Napisałaś to tak realistycznie i prawdopodobnie, że wyobraziłam sobie tę scenę.
Tak samo było w przypadku przyjścia córki do rodziców. To było takie piękne, że można było spokojnie zapłakać ze szczęścia i z tego, że zakończyło się to HE :)
aguŚ
No, Bones kiedy rodzi Booth nie ma prawa się odzywać, bowiem ona gryzie. Momentami to było takie śmieszne, zwłaszcza zachowanie antropolog :)
Kolejna część taka rodzinna, napawa ciepłem i taką idyllą ;]
Będzie więcej? ;D
LG
Jest znowu pełna podziwu, dla twojej twórczości. Masz niesamowity styl pisania. Szybko i lekko się czyta twoje opowiadania i jak zawsze jest strasznie ciekawe.
Czekam na następną część z nicierpliwością i tak jak koleżanki wspomniały, więcej B&B - tego drugiego B, w prawdizwym wydaniu :)
________
Zasadzka
cz. 1
Retrospekcja: 4 miesiące wcześniej
Przeczytawszy po raz któryś z kolei raport z przeprowadzonej kilka dni temu sekcji zwłok, odłożyła teczkę na dużą stertę uporządkowanych akt. Przejechała palcem po wiśniowym biurku, wkładając w to całe swoje uczucia: miłość i nienawiść; które kierowały nią w podjęciu wcześniejszych decyzji, które niekoniecznie były dobre. Po jej biurze rozniosło się westchnięcie, a następnie głośny hałas obcasów uderzanych o wiśniowe panele. Podeszła do wielkiej szyby, przez którą mogła zobaczyć tętniące miasto. Z wysokości, na jakiej się znajdowała, ludzie wyglądali jak małe robaczki pełzające po malutkich uliczkach. Wielkie budynki, wcześniej przez nią mijane, teraz przypominały zabawki małych dzieci. Przysunęła się odrobinę bliżej, chcąc poczuć zimną szybę na swoim policzku. Powoli położyła swoją prawą rękę, zaraz potem prawa strona jej twarzy przywarła do szkła. Zamknęła oczy, a na jej twarz wyszedł mały, lekko widoczny uśmiech pomieszany ze złością.
Michael stał się jej partnerem kilka miesięcy temu, kiedy to z przyczyn rodzinnych odszedł z pracy jej pierwszy partner – Seeley Booth. Na tę poważną zmianę zareagowała ze spokojem. Spodziewała się, że któregoś dnia agent FBI postanowi oddać się w zupełności rodzinie i zacząć żyć na nowo bez policji. Można też stwierdzić, że antropolog bardzo cieszyła się z tej zmiany, gdyż nigdy nie miała dobrych kontaktów z Booth`em. Spotykali się tylko w czasie pracy, a słowa, jakie wypowiadali w obecności drugiej osoby, były cały czas kontrolowane, aby nie powiedzieć czegoś za dużo. A kiedy już wypowiadali słowa bez patrzenia na to, jakie przyniosą skutki w przyszłości, to działo się tylko wtedy, gdy jeden musiał uratować drugiego przed szybką śmiercią. Przy brązowookim agencie, Temperance czuła się osaczona, osamotniona, zgorszona. Ale kiedy pojawił się Michael sprawił, że na nowo odżyła oraz w ciągu kilku dni stał się jej drugą połówką, tak zawzięcie, choć skrycie, szukaną. Pasowali do siebie w pracy, jako przyjaciele, jako kochankowie. Porozumiewali się bez pomocy słów. Słowa w ich wypadku, były niepotrzebne.
Ich przyjaźń rozkwitła, kiedy doktor Brennan potrzebowała pomocy. Nie, nie tej fizycznej, lecz psychicznej. Mówiąc ogólnie wpadła w depresję, która poprzedzona była lekkim załamaniem nerwowym. I właśnie wtedy swoją przyjazną, męską i silną dłoń wyciągnął nowy agent. Starał się, aby przestała myśleć o ‘dniu wczorajszym’, a zaczęła myśleć teraźniejszością i w żadnym wypadku nie kierowała się do przyszłości. Pragnął, aby zdjęła z siebie okropnie ciężka i twardą skorupę i na nowo odżyła, mówiąc o tym, co leży jej na sercu. W ten sposób, poznał każdy jej sekret, każdy ból, lecz sam nie wyjawiał nic o sobie. Twierdził, że nie jest miłym i dobrym tematem do rozmów i taką teorię i ona po jakimś czasie przyjęła.
Kochankami stali się dwa miesiące po pojawieniu się w instytucie Michaela. Okazał się nie tylko silnie i dobrze zbudowany psychicznie, jak przystało na mężczyznę, ale też potrafił okiełznać kobietę w sprawach intymnych. Wiedział jak ją zaspokoić, co zrobić, aby poczuła się jak w niebie. I tak też działo się z jej strony. Stanowili związek idealny, do którego nie mógł przeniknąć żaden jadowity wąż.
Otworzyła oczy i po raz kolejny głośno westchnęła. Odeszła od okna, poprawiła kremowo-brązową spódnicę i z lekkim zawahaniem ruszyła do biurka, aby zabrać papiery, które były potrzebne Hughes`owi. Wiedziała, że popełnia największy błąd w swoim życiu, ale wiedziała też, że właśnie dzięki temu może pomóc swojemu ukochanemu.
O ten szalony czyn poprosił ją kilka dni temu, kiedy przyszła do domu z pracy i zastała go siedzącego na wannie i delikatnie czyszczącego swoje głębokie rany, zadane nożem. Z przerażenia upuściła siatki, które trzymała, a głos tłuczonego szkła, rozniósł się po jeszcze niewykończonym mieszkaniu.
- Michael... – Zaskoczona podeszła do niego, a kiedy ujrzała jego rany, przysunęła do swoich ust rękę.
- Nic nie mów!
Odpowiedział jej wtedy, głośnym i niskim głosem. Lekko przerażona dalej stała i wpatrywała się jak stara się dać sobie radę z głęboką raną.
- ... Daj pomogę ci – zignorowała wypowiedziane przez niego wcześniejsze słowa i otworzyła szafkę, gdzie trzymali apteczkę. Wyjąwszy z niej najpotrzebniejsze rzeczy, usiadła koło niego i lekko nachylona nad nim zaczęła opatrywać ranę znajdującą się na lewym ramieniu. Polała na nią wodę utlenioną, a w odpowiedzi usłyszała głośne jęknięcie, a po chwili jego twarda ręka spoczęła na jej policzku, zostawiając po sobie czerwony ślad.
Czując jak wymierza jej liścia odskoczyła, potykając się o swoje nogi. Widząc to uśmiechnął się gorzko i z jakąś nieznaną dotąd jej satysfakcją.
- Jedyne, w czym możesz mi pomóc to dać mi spokój i sfałszować akta sprawy, którą prowadziliśmy trzy dni temu, rozumiesz?
Nie odpowiedziała. Zrozumiała, że nadeszła ta chwila, kiedy do ich życia weszła najgroźniejsza żmija, pragnąca wszystko zniszczyć, za pomocą jednego wstrzyknięcia jadu.
o........o...........o.........o!!!!!!!!!!!!!!!
pierwsze co mi przyszło do głowy gdy ujrzałam nagłówek- wreszcie napisałaś!
a drugie po przeczytaniu całości- tak ciekawa (tak króciutka!) i tak zaskakująca część!!!! i co, jeżeli na kolejną trzeba będzie czekać tak długo, jak na tą??? oj nie wiem co się stanie jak szybko nie napiszesz dalszej części!!! nie wiem która lepsza- ta, czy pierwsza!
dzięki za miłe słowa:)
zgadzam się z tobą w sprawie wyżej opisanego porodu:) że też booth nie musiał być szyty:):):)
Suave- miałaś ożyc, a nie ponownie zginąc!xD
No wiesz?
Iskry między B&B? Sceny erotyczne? Ja? Przeciez ja nie wierzę że będą razem a co dopiero że będą ze soba spali! Ja takich rzeczy nie napiszę!
Więc co ja mam napisac? Pomysły! Kto ma wrócic? Bo nowych mi nie potrzeba.....
kgadzinka
Króciutka jest, bo jeśli miałabym dalej pisać, wyszłaby bardzo długa i raz: nie chciałoby się jej czytać; dwa: mogłabym pominąć ważne i ciekawe szczegóły.
Chciałabym napisać jak najszybciej, ale sama nie wiem, kiedy usiądę przed Wordem - brak czasu ^^ Postaram się jednak szybko.
B-A
Ja lubię ten stan... Między życiem a śmiercią. :lol:
A poza tym... Bardzo lubię kombinować, tworzyć świat tajemnicy. Ale z każdą częścią powinno się w jakimś stopniu rozjaśniać, choć tak naprawdę, do ostatniej części nic nie będzie pewne. ^^
I dziękuję ;*
_____
taaak.
Aż dziw bierze, prawda? :D :lol:, że nie leżał w sali szpitalnej jako poszkowany mąż, rodzącej żony :lol:
Wspaniale suave93. Streszczenie zdarzeń połączone z charakterystyką postaci. Krótka scenka, ale ze sporą dozą dramatyzmu i pokomplikowanymi ramami czasowymi. Ciekawe. Lubię zabawę w retrospekcje. Symbolika szkła (zimna szyba i szkło stłuczone) oraz węża - wprowadzają niepokój.
Nie rozumiem tylko, co miałaś na myśli pisząc: "Okazał się nie tylko silnie i dobrze zbudowany psychicznie, jak przystało na mężczyznę..."
Odpowiednia "budowa psychiczna" powinna być walorem nie tylko męskim;). Czy nie chodziło o "budowę fizyczną"?
Druga sprawa: "Czując jak wymierza jej liścia odskoczyła, potykając się o swoje nogi. Widząc to uśmiechnął się gorzko i z jakąś nieznaną dotąd jej satysfakcją." - niezbyt jasne.
Ten kochanek pani B jest dość diaboliczny i jak na moje oko skończy marnie...
suave oczywiście, że będzie kolejna część.
Twoje opowiadanie zaskakujące, strasznie mi się podoba jak dochodziłam do końca pomyślałam sobie, że wszystko jest ładnie pięknie, za dużo tego paczę a tutaj taka sytuacja.
Dobrze wiesz kiedy rozkręcić akcję i wprowadzić zimną i niepokojącą sytuację.
"(...) Czy nie chodziło o << budowę fizyczną >> ?"
Otóż, oto mi chodziło.
A co do tej silnej budowy psychicznej kobiety, owszem, kobieta jest z natury silna, ale chyba tylko dlatego, by zniszczyć stareotyp kobiet, jako słabych i nienadających się do prac, które kiedyś wykonywali tylko męzczyźni. :) Ale oczywiście sama natura, stworzyła też płeć żeńską, również silną, czasami nawet silniejszą od mężczyzny.
Co do tej drugiej sprawy.
"Widząc to uśmiechnął się gorzko. W uśmiechu jego widziała też, nieznaną wcześniej, satysfakcje."
Chyba tak będzie raźniej.
Dziękuje, ale przesadzacie stanowczo :)
Piegża ośmieliła mnie (nieświadomie) do wstawiania swojej "tfurczości"
Jestem tu nowa, choć dokładnie przeczytałam wszystkie wątki "zakończenia". I oto piszę. Mam nadzieję, że się wam spodoba, a jak nie...
To w razie czego ja tu tylko sprzatam... Rozmazaną na podłodze mielonkę wyrzucam :D
Prolog
- Jeżeli przeżyjesz, ale zaczniesz uciekać, to i tak możesz sobie zaklepać kolejkę do świętego Piotra! Zrozumiano?!- Wycedził przez zęby Booth do Eaglesa. Ten nie odpowiedział nic, tylko nadal patrzył beznamiętnie przed siebie.
Booth,zamiast usiąść na zadku i czekać na zbliżającą się katasrtofę zaczął przeciskac się między rzędami kurczowo trzymając się foteli. Gdy przesunął się kilka miejsc dalej ujrzał osobę, której szukał.
- Bones!- Krzyknął do siedzącej sztywno w swoim fotelu Brennan- Bones!
Ta jedank ani drgnęła wpatrując się w małe okienko.
- Temperance!
Obróciła głowę w jego kierunku
- Booth!- Krzyknęła starając się przekrzyczeć paniczny wrzask innych- Co tu tutaj robisz?! Wracaj na swoje miejsce!
- Chciałem zobaczyć tylko, czy wszystko u ciebie OK!- Dziwnie to brzmiało w tych okolicznościach.
Bo czy w spadającym samolocie wszystko może być w porządku?
Booth jeszcze przez chwilę patrzył na Bones i już wiedział, dlaczego tak usilnie wpatrywała się w okienko- miała idealny widok na płonący silnik.
Wrócił na swoje miejsce. Zdążył się jeszcze pochylić, tak jak kazali piloci. Zdążył jewszcze się przeżegnać i...
I nikt już niczego nie zdążył zrobić.
Pierwsza część się pisze.